Zwykle planuję wycieczki i obiekty do zwiedzenia zawczasu, tym razem jednak wizyta w Muzeum Motoryzacji w Nieborowie była czystym przypadkiem. Nie wiedziałam o tym muzeum zupełnie nic, a do odwiedzenia go zachęciła nas reklama umieszczona przy parku w Nieborowie. Byliśmy nastawieni dość sceptycznie, bo co tam można zobaczyć? Może kilka starych, zardzewiałych samochodów albo innych zdezelowanych wehikułów…
Muszę przyznać, że już dawno nie byłam tak pozytywnie zaskoczona i zadowolona, że całkowicie pomyliłam się w powierzchownej ocenie. Muzeum to kawał powojennej historii techniki. Zajmuje dość rozległy teren w obrębie ośrodka wypoczynkowego, gdzie można wynająć domek campingowy na weekend lub dłuższy pobyt. Jest tam także restauracja o śmiesznej nazwie „Posterunek 77”, gdzie według zachęcającej reklamy można zjeść regionalne potrawy z gęsiny i inne przysmaki. Pole namiotowe i zaplecze socjalne także umożliwiają wypoczynek.
Już poprzez ogrodzenie mogliśmy zobaczyć przeróżne pojazdy użytkowe, a nawet samolot „Iskra”, ale reszta ekspozycji kryła się w dwóch ogromnych namiotach. Po wykupieniu biletu wstępu – dla nas, niepełnosprawnych, za 7 zł – mogliśmy wstąpić do „krainy starych automobili”.
Na początku na wolnym powietrzu w karnym szyku stały samochody użytkowe, takie jak ambulanse, milicyjna nyska, samochody dostawcze różnych typów i pojazdy wojskowe – wszystkie zaopatrzone w dokładny opis techniczny i datę produkcji. Wszystkie też czyste i „na chodzie”. Obeszliśmy więc całą tę kolorową gromadę, włącznie z samolotem i czołgiem. Nie zliczę, ile pojazdów dumnie się tam eksponowało! Kiedy przyszła kolej na pierwszy namiot, byliśmy w szoku, bo ekspozycja przyprawiła nas o autentyczny zawrót głowy. Czego tam nie było! I limuzyny, i kabriolety, i sportowe cacka. A wszystkie wyczyszczone na błysk i mimo podeszłego wieku gotowe wyruszyć w drogę. Nic prostszego, wystarczy tylko przekręcić kluczyk w stacyjce! Do wyboru, do koloru – weterani szos, a i nieco młodsi emeryci pięknie wyeksponowani, zaopatrzeni w „metryczkę”, aby cieszyć oko i nasze ciekawskie łapki. Dotykałam więc do woli, rozpoznając znajome kształty, odnajdując charakterystyczne detale, pukając w blachę i testując gładkość lakieru.
Polskie marki były reprezentowane najliczniej. Od śmiesznego niby samochodziku „Mikrus”, poprzez syrenkę, garbatą, zwalistą warszawę i wszystkie modele fiata, z najsławniejszym maluchem z 1978 roku na czele. Nie zabrakło także znanych marek europejskich: był więc wystawiony – chyba najstarszy, bo 82-letni – mercedes, jeszcze ze szprychowymi kołami, a także wciąż imponująco wyglądający kabriolet firmy Renault z 1955 roku, skoda, wołga, volkswagen… Również skromniutki trabant stał sobie cichutko w kąciku. Nie jestem w stanie wyliczyć wszystkich świetnie utrzymanych auteczek, bo było ich grubo ponad sto pięćdziesiąt.
Zbiory muzeum nie obejmują wyłącznie samochodów, ale i motocykle, skutery, motorowery, rowery i najprzeróżniejsze urządzenia techniczne, używane w gospodarstwie domowym: pralka „Frania”, jeden z pierwszych modeli komputera, radioodbiorniki lampowe i inne urządzenia, które ułatwiały życie naszym rodzicom, a nawet dziadkom. Nie byłam w stanie dotknąć wszystkiego, bo mnogość interesujących przedmiotów była nie do ogarnięcia.
Cały ten ogromny i niezwykle interesujący zbiór jest zasługą jednego, zapalonego kolekcjonera, który przez ponad dwadzieścia lat z pasją go wzbogacał. Muzeum zostało otwarte dla zwiedzających cztery lata temu, ale zbiory są dostępne dla publiczności tylko w sezonie letnim – od maja do października.
Ekspozycja jest warta obejrzenia przez nas, dorosłych, którzy jeszcze pamiętamy wiele z prezentowanych modeli samochodów, a niektórych urządzeń nawet używaliśmy. Natomiast ogromną wartość poznawczą ma ona dla dzieci i młodzieży. Dla nich to już historia, ale poznanie rozwoju motoryzacji i przedmiotów użytkowych naocznie i namacalnie daje więcej niż opisy czy nawet filmy. Ekspozycję zaaranżowano w sposób przemyślany i chociaż eksponatów jest mnóstwo, to poruszanie się wśród nich odbywa się swobodnie – wystawione przedmioty od zwiedzających odgradzają tylko linki.
Pozwolono mi dotykać wszystkiego, włącznie z zaglądaniem do wnętrza niektórych interesujących mnie samochodów. Myślę więc, że frajdę z wycieczki do tego muzeum miałyby szczególnie niewidome dzieci.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników