Portal - Informator Obywatelski Osób Niewidomych

www.defacto.org.pl
Teraz jest Cz mar 28, 2024 22:26

Strefa czasowa: UTC




Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 1 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: Wt maja 20, 2014 06:48 
Offline

Dołączył(a): Cz kwi 11, 2013 17:55
Posty: 3263
Problemy z akceptacją niepełnosprawności

Szok i rozpacz
Byłeś młody, miałeś tyle planów i marzeń. Tak jak inni chciałeś podbić świat, który stał przed tobą otworem. Chciałeś kochać do szaleństwa, żyć intensywnie, zwiedzić najodleglejsze i najciekawsze zakątki ziemi. Nagle, nieoczekiwanie straciłeś całkowicie lub bardzo znacznie wzrok. W jednej chwili wszystkie plany i niespełnione jeszcze marzenia z hukiem legły w gruzach, choć tyle czasu i energii włożyłeś w planowanie swojego przyszłego życia. Podobnie jak młodzież w poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi, z reguły buntuje się na istniejący porządek świata, tak samo osoba niewidoma przeżywa rozpacz i bunt. Trzeba przejść wiele trudnych etapów, by móc zaakceptować swoją niepełnosprawność. Niektórym, pomimo starań, nie udaje się tego osiągnąć przez całe życie. Nie ma się tu czemu dziwić, gdyż każdy z nas jest inny i wiele jest okoliczności utraty wzroku, następuje to w różnym momencie życia. Jedni tracą go stopniowo, powoli, inni zaś gwałtownie i nieodwołalnie, bez najmniejszej nadziei na odzyskanie choćby poczucia światła. Jak dalej żyć, jak poukładać na nowo priorytety? Jak dać sobie szansę na lepsze jutro? Gdy człowiekowi zawaliło się wszystko, nie cieszy nic absolutnie, chce się tylko ukryć przed całym światem i wyć, płakać, bić, gryźć… i tak bez końca. Ale to i tak nic już nie może zmienić. Łzy rozpaczy, bezsilności osoby niewidomej i jej bliskich nie mogą uleczyć, bo gdyby mogły, to nie jedna osoba miałaby w tej chwili sokoli wzrok. Buntujesz się przeciwko wszystkiemu, światu, Stwórcy, cierpisz i już nie starasz się o nic. Na niczym ci nie zależy. Ten moment to nie życie, to wegetacja. To piekielnie trudny i dramatycznie wyniszczający okres. Znajoma, która w wieku nastu lat straciła nagle wzrok w wypadku samochodowym opowiadała, jak z całego serca nienawidziła tego czarnego, pustego, przejmującego świata. Zawsze otaczała ją jedynie ta czarna przepaść, która ją wszechogarniała i niesamowicie przerażała. Była wokół niej i w środku. Chciała umrzeć tak jak jej już nic nieczujące, martwe oczy. To było jej jedyne marzenie, o niczym innym nie była w stanie myśleć. Nie chciała nikogo i niczego wokół siebie, chciała jedynie spać lub leżała odrętwiała całymi dniami i nocami. Nie czuła ani zapachów, ani smaków, głosów, nic zupełnie. Nie chciała widzieć tej czarnej matni, która każdego następnego dnia stawała się bardziej groźna i ponura. Nienawidziła całego świata. Życie pełnej energii nastolatki legło w gruzach. Nie chciała powrotu do normalnego życia, bo cóż to byłoby za życie. Być zdanym jedynie na pomoc innych. Nie chciała być pośmiewiskiem dla ludzi. Myślała o sobie jako o nieporadnej, niezręcznej, ślepej, kalekiej i ułomnej dziewczynie, która może wzbudzać jedynie śmiech i litość swoimi pustymi jak lunatyk oczami. Gdy pierwszy raz wyciągnęła przed siebie ręce, by samodzielnie spróbować zrobić kilka kroków, natrafiła na pustkę, która bardzo ją zaskoczyła. Dziewczyna bała się, że jej chód będzie niezgrabny, słoniowaty i niezdarny. Miała „potwornego doła”, czuła się ogromnie niezrozumiana, skołowana i samotna. Daleka od wszystkiego, co dzieje się wokół niej, daleka od bliskich. Tęskniła za światłem, za słońcem. Otaczająca dziewczynę ciemność sprawiała jej fizyczny ból. Tak potwornie znowu chciała widzieć. Trzymała się nadziei, że może kiedyś odzyska wzrok. Dopiero pojawienie się miłości w jej życiu zmotywowało ją do walki o siebie, swoją godność i radość pomimo ciemności.

Jestem niewidomy
Oswajanie się z niepełnosprawnością to bardzo długi i niesłychanie trudny etap. Brak wzroku powoduje ograniczenie wolności, swobody i niezależności. Odziera życie osoby niewidomej ze spontaniczności. Trzeba przyznać, że to jest już zupełnie inne życie i wiele rzeczy jest już poza zasięgiem. Ponadto bardzo je utrudnia i ogranicza. Brak możliwości wzrokowego postrzegania świata, zmienia życie całkowicie i nieodwołalnie.

Pomocna dłoń
Mężczyzna, który w wieku dziewiętnastu lat na skutek odwarstwienia siatkówki stracił wzrok tłumaczył, że pierwszy rok został zupełnie wyjęty z życiorysu. Rozpacz, żal, niemoc i wszystko naraz. Nikt z bliskich i rodziny nie potrafił do niego dotrzeć, gdyż odrzucał najmniejsze choćby przejawy pomocy. Nie chciał litości i życia w wiecznej ciemności. Dopiero po roku zaczął powoli „wyczołgiwać się z dołka”. To było w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku i wtedy Polski Związek Niewidomych ze szpitali brał listę osób, które utraciły wzrok. Przyjeżdżali do domu, próbowali pomóc, pokazywali możliwości, zachęcali do aktywności. Mój znajomy miał to szczęście, że znalazł pomocną dłoń. Pojechał na turnus rehabilitacyjny dla nowoociemniałych. Uczył się orientacji przestrzennej, alfabetu Braille`a. Poznał tam inne osoby w podobnej sytuacji, które pokazywały mu na swoim przykładzie, że trzeba przestawić się na nowe możliwości, wykorzystać szansę. Rodzice dopingowali, żeby spróbował zdobyć zawód, który pomoże mu się usamodzielnić. Deklarowali swoją pomoc, ale z drugiej strony pragnęli z całego serca, żeby się usamodzielnił, założył rodzinę i był tak zwyczajnie spełnionym, szczęśliwym facetem. Pomagała mu świadomość, że inni niewidomi sobie radzą, to może i jemu się uda. Zachęcony przez innych masażystów wybrał szkołę masażu, gdyż to rozwojowa praca z ludźmi. Zaraz po ukończeniu szkoły podjął pracę w szpitalu wojewódzkim. Udało mu się przełamać barierę psychiczną i zaakceptował swoje nowe życie. Pogodził się ze swoją niepełnosprawnością. Założył rodzinę. W chwili obecnej szczęśliwy dziadek, który nieprzerwanie otwarty jest na ludzi i świat. Dzięki nowym technologiom i wspaniałemu poczuciu humoru, pokonuje bariery. Nigdy nie utracił nadziei, że jeszcze zobaczy kiedyś swoich bliskich.

Wieczny żal i rozgoryczenie
Znajomy opowiadał o swoim koledze, który także jest masażystą i podobnie jak on nie widzi od blisko czterdziestu lat, ale nigdy nie pogodził się z utratą wzroku. Jest wiecznie zły, najeżony i chamski. Ciągle marudzący, nastawiony wrogo i roszczeniowo do otaczającego świata. Nigdy nie odzyskał równowagi psychicznej, nie usunął bariery, która tak bardzo go ogranicza.

Próby wyjścia z depresji
Osoby, które utraciły wzrok dosyć często skarżą się, że zostały pozostawione same sobie. Nikt im nie pomagał w tych trudnych chwilach. Nie wiedziały, jak mają dalej funkcjonować, od czego powinny zacząć? Żadnego wsparcia psychologicznego czy też ze strony instytucji państwowej. Wiele z nich niepotrzebnie stało się na kilka lat więźniami czterech ścian. Osamotnienie i izolacja powoduje przykre skutki. Brak akceptacji nowej sytuacji często staje się przyczyną depresji. Osoba, która świeżo doznała utraty wzroku, musi niestety zrozumieć, że nieodwołalnie utraciła jakąś cząstkę siebie i ma teraz odmienne możliwości. Poza utratą wzroku, zachodzi u niej dodatkowo niezgodność dotychczasowego fizycznego, psychicznego i społecznego postrzegania siebie z zaistniałym stanem rzeczy. Zmiany psychiczne muszą zajść w strukturze osobowości. Zmiany te bowiem stanowią podstawę akceptacji samego siebie jako osoby niewidomej. Chodzi o to, aby proces rehabilitacji przebiegał możliwie szybko i w sposób korzystny, w przeciwnym bowiem razie, będą mogły dokonywać się zmiany niepożądane i dające nieoczekiwane skutki. Z procesem akceptacji łączy się powtórny proces socjalizacji, w wyniku którego osoba niewidoma powinna odnaleźć dla siebie nowe miejsce w życiu społecznym. Proces ten jest niestety bardzo czasochłonny i złożony. Człowiek z dysfunkcją wzroku musi opanować nowe umiejętności społeczne, zmienić wiele ze swoich postaw, utworzyć więzi z nową grupą ludzi, przejąć nowe role społeczne itd. Nie jest to zadanie łatwe, ale wsparcie ze strony bliskich i znajomych okazuje się zbawienne w wyjściu z depresji i podjęciu nowych działań. Znajoma powiedziała, że musiała nauczyć się nie litować się nad sobą, być dla siebie samej twardą i stanowczą. Człowiek wychodząc z depresji doświadcza wielu przeżyć – radosnych i przykrych. Tych ostatnich jest więcej, ponieważ na nie zwraca się szczególną uwagę. Gdy w końcu po wielu ogromnie trudnych momentach osoba niewidoma doświadcza radości wynikających z przezwyciężenia kryzysów psychicznych i osiągania kolejnych poziomów niezależności społecznej, to duży postęp. Leczenie depresji u osób niewidomych opiera się na ważnej roli kilku czynników: wsparcie społeczne, integracja, aktywizacja zawodowa, edukacja, farmakoterapia oraz psychoterapia. Trzeba dążyć do tego, aby osoba cierpiąca na depresję zaakceptowała swoje ograniczenia i nową sytuację życiową. Utrata sensu życia musi zostać przezwyciężona. Wiele niewidomych osób podkreśla, że ogromnym motorem, który mobilizuje i dodaje siły, aby wrócić do normalnego życia, jest rodzina. To dla niej chcieli na nowo wszystko rozpoczynać i podźwignąć się z depresji. Starali się być przykładem dla dzieci. Pokazać im, że trzeba brać życie za bary, a nie usuwać się w cień. Zaś dla młodych ludzi istotny jest fakt, że odnaleźli partnera życiowego, że ktoś może pokochać ich pomimo niepełnosprawności wzrokowej, pomimo tego, że nieco inaczej postrzegają świat. Daje im to ogromną motywację i chęć do życia.

Strach przed utratą wzroku
Ważnym problemem osób niedowidzących jest strach przed całkowitą utratą widzenia. Pogarszanie się osłabionego wzroku i jego utrata nie należą do rzadkości, np. na skutek odwarstwienia siatkówki. Strach ten więc jest uzasadniony. Życie jednak w ciągłym zagrożeniu jest obciążeniem psychicznym, które uniemożliwia realizację wielu celów. Od urodzenia zmagam się z niepełnosprawnością wzrokową. Choroba ciągle postępuje. Moja siatkówka jest jak bomba, nigdy nie wiadomo, co i kiedy może się z nią zdarzyć. Przeszłam odwarstwienie siatkówki w obydwu oczach. Udało się uratować szczątkowe widzenie w jednym oku, ale na samo wspomnienie tego momentu mojego życia robi mi się nadal słabo i mam miękkie kolana. Staram się nie wracać pamięcią do tego czasu, gdyż staję się wtedy jak przed wielu laty bezsilna i potwornie powichrowana psychicznie. Pamiętam, że gdy lekarz powiedział mi, że już nie będę widziała, siatkówka znowu się odwarstwiła, zdruzgotana i bezsilna zapytałam, (choć w pamięci miałam zapewnienia z przed kilku dni, w trakcie samej operacji okulista zapewniał mnie, że będę widzieć), dlaczego tak się stało? Sucho stwierdził tylko, że tak się dzieje z siatkówkami. Taka moja uroda. Nagle w środku wszystko zaczyna się kotłować, krzyczeć z rozpaczy i ciągle ta nawracająca myśl, dlaczego, dlaczego ja? Przecież tak uważałam, dbałam o siebie, przestrzegałam wszystkich zaleceń okulisty. Wiedziałam, że to, iż udało się szczątkowo uratować widzenie w jednym oku, to całe moje bogactwo, mój największy skarb, którego muszę strzec. Inne marzenia się nie liczą, jedyny i najważniejszy priorytet to utrzymanie wzroku za wszelką cenę.

Problemy po przywróceniu wzroku
Poznałam też historię mężczyzny, który jako trzyletnie dziecko na skutek wybuchu stracił wzrok i nie widział przez wiele, wiele lat i nagle pojawiła się możliwość przeszczepu komórek macierzystych rogówki. Mógł znowu odzyskać wzrok w jednym oku, długo nie potrafił podjąć decyzji o operacji. W końcu, gdy już na skutek dwukrotnego przeszczepu rogówki znowu widział, zupełnie nie mógł się odnaleźć w widzialnym świecie. Choć operacja powiodła się, to jego mózg nie rejestrował tych obrazów. Widział jedynie ruch i kolory. Nie rozróżniał perspektywy, nie rozpoznawał twarzy, przedmiotów. Rehabilitacja była trudna i męcząca. Widzenie sprawiało mu ból, było ogromnym wysiłkiem. Ale gdy tylko pojawiło się zagrożenie, że może ponownie utracić wzrok na skutek odrzucenia rogówki podjął bardzo ryzykowną walkę. Wiedział, że nawet istnieje duże prawdopodobieństwo, że przyjmując bardzo silne leki naraża się na możliwość choroby nowotworowej, kontynuował leczenie. Nie potrafił już zrezygnować z widzenia. Chciał przecież tyle rzeczy zobaczyć, zwłaszcza tych, których nie można dotknąć. Skarżył się, że nie ma żadnego wsparcia, nie ma żadnej instytucji, która ofiarowałaby pomoc. Wiele osób po odzyskaniu wzroku, nie odnajduje się w nowej sytuacji, popadają w depresję. Żyją nadal jak osoby niewidome, wiele czynności wykonują w ciemności, nie oglądają telewizji, nie wychodzą z domu. Mój znajomy, jako niemowlę przeszedł operację, na skutek której jego źrenice nie są ułożone centralnie, otrzymał propozycję wykonania plastyki źrenic. Nie wiadomo jednak, czy mózg będzie w stanie się przestawić, jeżeli całe życie mężczyzna tylko w taki sposób patrzył. Istnieje ogromne ryzyko, że pomimo tego, że operacja powiedzie się, nie zmieni to ostrości wzroku, nie będzie efektów, jedynie ryzyko odwarstwienia siatkówki wzrośnie. Wiele osób, które tracą wzrok powoli, stopniowo, chcą jeszcze wiele rzeczy zobaczyć i zapamiętać, aby najintensywniej wykorzystać ten czas.

Łagodna akceptacja
Znajoma kobieta, która powoli traciła wzrok na skutek powikłań cukrzycowych, wspominając ten czas powiedziała, że nikt o tym nie wiedział, gdyż odczuwała paniczny lęk przed powiedzeniem na głos tego, że nie widzi. Próbowała sobie radzić jakoś w tej nowej, trudnej sytuacji, jednocześnie mając wielką nadzieję, że jeszcze będzie mogła widzieć. W momencie, gdy okazało się, że medycyna jest bezsilna, nie można przywrócić jej wzroku, była już dosyć zrehabilitowana, dobrze radziła sobie w nowych okolicznościach. Znajoma wykorzystując wrodzony optymizm i wiarę w to, że może jeszcze coś dobrego spotka ją w życiu, dość szybko i łatwo otrząsnęła się po utracie wzroku. Pracuje zawodowo, uprawia sport, jest aktywna towarzysko. Jednym słowem spełniona, zadbana i szczęśliwa kobieta.

Dystans do niepełnosprawności
Gdy w końcu uświadamiamy sobie, że to nie sen, naprawdę jestem niewidomy, podobnie jak alkoholik przyznaje się do choroby i do tego, że jest uzależniony, to dopiero wtedy zaczyna się proces akceptacji tego, że nie widzimy. Wiele osób podkreśla, że bardzo ważny jest dystans do swojej niepełnosprawności. Poczucie humoru i dystans do własnej osoby i ograniczeń potrafią przełamać lody pierwszego kontaktu i ogrzać atmosferę spotkań z mniej lub bardziej bliskimi ludźmi. Okazuje się, że wiele humorem, uśmiechem i pogodną twarzą można zyskać. Przychylność drugiego człowieka, to zwłaszcza w naszej sytuacji osób z dysfunkcjami, które czasem potrzebują zwrócić się o pomoc do pełnosprawnych, jest nieocenione. Pragniemy być doceniani, ale nie znosimy objawów litości. Czasami chcemy we wszystkim dorównać ludziom widzącym i pokazać swoją niezależność. Nie zawsze to wychodzi, bo niekiedy trzeba zrobić nawet więcej, niż zdrowi ludzie, a efekty pracy i tak najczęściej nie są zadawalające. Instynkt kobiet niewidomych jest taki sam jak normalnie widzących. Powoduje, że bycie matką dodaje im skrzydeł, daje spełnienie. Często ludzie obserwujący zmagania osób niedowidzących czy niewidomych mówią, że je szanują i podziwiają. To z kolei daje energię i napędza do dalszych działań. Koleżanka, która stopniowo traciła wzrok przyznała, że nie wie, kiedy nastąpiło przełamanie. Jakoś tak stopniowo i powoli. Bliscy i znajomi dziwnie nie podejmowali tematu, jakby był tabu. Owszem obserwowali, dyskretnie pomagali jej w zakresach, w których wydawało im się, że są potrzebni i są w stanie ułatwić jej to czy owo zadanie, ale z dystansem milczeli i nigdy nie pytali wprost. Dumna była, gdy prawie obcej osobie mogła opowiedzieć o swoich problemach wzrokowych po raz pierwszy. Zdziwiła się, że tak łatwo przychodzi jej o tym mówić, a zadawane kolejne pytania nie wprawiają jej w zakłopotanie. Poczuła ogromną ulgę. Potem to już poszło lawinowo. Odkryła, że brak wzroku wcale nie jest tak wielkim ograniczeniem, jak sądzą inni. Mimo szarości widzenia świata i perspektywy braku nawet poczucia światła, patrzy na rzeczywistość kolorową duszą i nie poddaje się. Dziś wie, że upór i konsekwencja w działaniu, to cechy wykształcone w niej przez mamę. Zawsze inicjatywna i rozważna, ale nigdy nadopiekuńcza. Dała jej akurat tyle swobody i jednocześnie poczucia bezpieczeństwa. Znajoma jest jej wdzięczna za to, że nie zrobiła z niej kaleki, którą trzeba trzymać pod kloszem. Zawsze wspierająca i gotowa do pomocy. Nie wykształciła w niej jak inni nadopiekuńczy rodzice strachu przed światem i rzeczywistością.

Niewspierająca rodzina
Często zdarza się właśnie tak, że bliscy nie pozwalają osobie niewidomej na samodzielność, na odcięcie pępowiny. Swoim parasolem ochronnym ograniczają i unieszczęśliwiają tę osobę. Takich przypadków jest wiele. Mądra miłość nie uzależnia. Prawdziwa pomoc polega na takim pokierowaniu człowiekiem, by z upływem czasu coraz mniej tej pomocy potrzebował i tam, gdzie to jest możliwe, radził sobie sam. Niestety, ludzie są tylko ludźmi, a nie każdy urodził się psychologiem. Jednak młodych, pozostających przez dłuższy czas pod czułą opieką rodziców, niezwykle trudno wyciągnąć z domu. Często nie udaje się to najlepszym rehabilitantom. Spod skrzydeł nad opiekuńczej rodziny wyrywają się jedynie jednostki o silnej osobowości i chęci bycia niezależnym.

Pomoc innym
Koleżanka odkryła później, że swoim przykładem i otwarciem daje innym niepełnosprawnym w mniejszym lub większym stopniu nadzieję i wskazówki do lepszej egzystencji, do zwiększenia dystansu do ułomności i zaakceptowania swojej inności, bo inny nie znaczy gorszy. Pomagała wyłuskać dobre strony życia, chowając głębiej przygnębienie czy żal do losu. Obserwowała, jak budzą się z odrętwienia i przygnębienia, stopniowo podnoszą się z marazmu i zaczynają „rozglądać się” wokół. Czasem tylko proszą o informację, czasem podejmują działania, a czasem rozpędzają się tak, że przeskakują szybciej kilka etapów powrotu do aktywności. Pomoc w konkretnych, poważniejszych sytuacjach traktowała jak wyzwanie, że oto ona, osoba nie do końca sprawna, może zrobić coś dla tych, którzy niepełnosprawności nie mają orzeczonej. Bardziej życiowo zahartowana przez konieczność dostosowania się do warunków, w jakich przyszło jej egzystować, chciała koniecznie resztę niezaradnych za sobą pociągnąć, popchnąć do działania, wskazać drogę itp. Poczucie dobrze spełnianych obowiązków było przyjemne, dowartościowujące i dawało energię do dalszych działań.

Nadzieja na przyszłość
Jak już pisałam na wstępie, życie potrafi napisać trudny, wręcz dramatyczny scenariusz. Każda choroba rodzi nowe spojrzenie na życie. Cóż wtedy znaczą pieniądze, uroda, uznanie. Stają się niczym w zderzeniu z chorobą, cierpieniem i bólem. Bliscy chcą jakoś pomóc w tych trudnych momentach, dać znać, że nie jesteś sam w tej sytuacji. Chcesz płakać to płacz. Chcesz opowiadać o swoim smutku to mów. Chcesz posiedzieć w ciszy to nie wstydź się tego. Każdy przeżywa to w inny sposób, ale nie odrzucaj pomocnej ręki, nie bądź złośliwy. Nie bądź sztuczny, nie zgrywaj twardziela, gdy w środku wszystko się kotłuje. Nie atakuj przyjaciół tylko dlatego, że uważasz, że są szczęśliwcami i nic nie wiedzą o cierpieniu. Nie są przyczyną twojego smutku, chcą pomóc. Praca nad sobą trwa wiele lat. Jest to diabelnie trudne, ale jak widać na przedstawionych przykładach możliwe. Każdy indywidualnie musi wypracować sobie system, który zdoła mu pomóc w radzeniu sobie ze swoją niepełnosprawnością, odpowiedni do temperamentu i charakteru. Nie należy skupiać się na tym, czego nie mogę w życiu robić. Nie podpierać się swoją ułomnością, własnym kalectwem i ślepotą. Postarać się odnaleźć inną percepcję spostrzegania świata. Nie poddawać się i usunąć bariery psychiczne z własnego wnętrza na własną miarę. W zależności, kto jaką miarę w sobie ma. Ale dzięki temu możemy osiągnąć bardzo dużo, dojść dalej niż myślimy. Nie tylko poprzez wytrwałość i upór w dążeniu do celu. Kierować się w życiu dewizą: ”potrafię, nauczę się, opanuję, chcę i osiągnę”. Czerpać wiedzę od tych, którym udało się zaakceptować swoją niepełnosprawność. Korzystać z ich wsparcia psychicznego i doświadczenia życiowego. Wyciągać wnioski i nie tracić nadziei na lepsze jutro!

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt maja 20, 2014 06:48 


Góra
  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 1 ] 

Strefa czasowa: UTC


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
cron
To forum działa w systemie phorum.pl
Masz pomysł na forum? Załóż forum za darmo!
Forum narusza regulamin? Powiadom nas o tym!
Powered by Active24, phpBB © phpBB Group
Tłumaczenie phpBB3.PL