Całkiem zaskakujący news o legitymacji, jaką też posiadam. Więc, jakby nie patrząc, czy słabowidząca czy niewidoma persona, powinna się mieć na baczności o ile nie wydano jej papierka w latach 80.
Spokojnie bez paniki! Chociaż sprawa różowa nie jest to warto powiedzieć w ramach przestrogi. Kopiuję tutaj, fragmenty jednego artykułu z portalu Gazeta Prawna.pl, aby nie sprawiać kłopotu z linkowaniem: ”Sprawa dotyczyła niewidomego, któremu stołeczny zespół ds. orzekania o niepełnosprawności odmówił wydania legitymacji. Jego wniosek został rozpoznany negatywnie, mimo że dołączył do niego orzeczenie z 1986 r. o zaliczeniu do I grupy inwalidzkiej wydane przez Komisję Lekarską do spraw Inwalidztwa i Zatrudnienia w Warszawie. „Ośrodek wyjaśnił niewidomemu, że zgodnie z przepisami regulującymi tryb wydawania legitymacji nie może on być uznany za osobę niepełnosprawną. Aby uzyskać taki dokument, musi mieć orzeczenie miejskiego bądź powiatowego zespołu ds. orzekania. Niewidomy nie zgodził się z tym i skierował sprawę do sądu. Uważał, że bezprawnie odmówiono mu legitymacji. Podkreślił, że na podstawie ustawy z 27 września 1997 r. o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych (tj. Dz.U. z 2011 r. nr 127, poz. 721 z późn. zm.) osoby, które przed 1998 r. zostały zaliczone do jednej z grup inwalidów, są uznawane za osoby niepełnosprawne w rozumieniu obecnej ustawy. Mężczyzna zwrócił uwagę, że przez lata po wejściu w życie nowych przepisów zainteresowani mogli występować o nowe legitymacje na podstawie starych orzeczeń i je otrzymywali. Sytuacja zmieniła się z początkiem 2010 r., kiedy zmieniono przepisy wykonawcze w sprawie orzekania o niepełnosprawności i stopniu niepełnosprawności (Dz.U. z 2003 r. nr 139, poz. 1328 z późn. zm.) i wykreślono z nich te organy, które w przeszłości orzekały o niepełnosprawności.” „Sytuacja jest absurdalna – mówił po ogłoszeniu wyroku syn skarżącego. – Wymaga się od mojego ojca, aby ponownie udał się na komisję, mimo że w świetle ustawy takiego obowiązku nie ma. Efekt jest taki, że jeśli chce korzystać z ulg w komunikacji publicznej, musi kontrolerom pokazywać dowód osobisty i orzeczenie. Wielu jednak wymaga nowej legitymacji i wystawia mu wezwanie do zapłaty kary za przejazd bez ważnego dokumentu – podkreślił.”
Niezły figiel prawny, nieprawdaż? Od razu mi się skojarzyło z legitymacjami partyjnymi polityków ze starego systemu, którym jeśli udowodniono „winy” z totalitaryzmu, zabroniono pełnić funkcje publiczne. I jeszcze na dodatek, Sąd podpisuje się pod tym figlem – powołując się na fakt przystawania do kolejnej komisji. Wiem, że taka legitymacja jest deficytowym towarem. Jakiś czas temu, w okolicach Jaworzna czy Katowic, baczniej przyglądano się tym „partyjnym paszportom”. Okazało się bowiem, że wielu pasażerów „podrabiało” papierki, aby skorzystać z ulgi. Wpisywali różne ulice itp. Więc kontrolerzy, głównie z linii J, E, patrzyli i sprawdzali w swej pamięci czy taka ulica w danym mieście jest. Wiem, – bo miałam okazję usłyszeć coś w stylu „wszystko w porządku, ul. Wojska Polskiego w Sosnowcu jest”. Ja na to: „Czy coś się stało, zawsze mogę pokazać dowód”. „Nie trzeba – ostatnio widują, wiele dziwnych legitymacji”. Może to „wiele” to za „wiele” powiedziane, ale jeśli faktycznie, podwoiła się ilość niewidomych w krótkim czasie to rzeczywiście ciekawa sprawa., bo polskie państwo nie jest takie hojne, aby tyle niepełnosprawnych utrzymywać, dawać im renty itp. Jakoś teraz już nie słyszę pytania o ulicę, więc mniemam, że stróże prawa, kontrolerzy byli skuteczni. Inna sprawa, jak na „legalnej legitymacji” pomyli się urzędnik i nie zaznaczy, na co jest ten „znaczny stopień”. Trzeba się wybrać do nich i najlepiej z przewodnikiem, bo nie wiadomo, czy przypadkiem, zechcą pobawić się w tego figla, jakim popisali się w sprawie, która opisuje Gazeta Prawna. Jeszcze Cię wyślą na kolejną komisję i nigdy nie wiadomo, czy przypadkiem nie jest to komisja śledcza w polskim parlamencie. Z innej strony, błędy w legitymacji nie pozwalają na korzystanie z ulg w transporcie jak i w czytelni książki mówionej w celu wypożyczenia zbiorów. Tylko, dlaczego, nie bierze się pod uwagę tego, że zainteresowana osoba nie koniecznie zorientuje się, co jej tam obok danych osobowych czarno drukiem pomalowano? Może zamiast patrzeć w przeszłość, przydałaby się odrobina wyobraźni? Zapraszam do dyskusji Justa
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników