Portal - Informator Obywatelski Osób Niewidomych

www.defacto.org.pl
Teraz jest Wt mar 19, 2024 03:47

Strefa czasowa: UTC




Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 233 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5  Następna strona
Autor Wiadomość
PostNapisane: Pt sty 10, 2014 08:42 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
„Niewidomi na Tandemach” wesprą WOŚP
Autor: Mateusz Różański, Źródło: inf. własna

Choć ostatnim sportem, który mógłby kojarzyć się z osobami niewidomymi, jest kolarstwo, to i w tej grupie znajdziemy wielu jego entuzjastów. Rowerzyści związani z projektem „Niewidomi na Tandemach” udowadniają, że dysfunkcja wzroku wcale nie przeszkadza w poruszaniu się jednośladem; wystarczy, że znajdzie się godnego zaufania pilota i towarzysza podróży, który podczas wspólnego pokonywania szos zastąpi mu oczy.
- Wszystko zaczęło się latem ubiegłego roku podczas pierwszego rajdu tandemowego, zorganizowanego przez niewidomego Waldemara Rogowskiego – opowiada Kuba Terakowski, twórca i koordynator projektu „Niewidomi na Tandemach” . – Rajd trwał dwa tygodnie, a jego trasa biegła wzdłuż Wisły, od Baraniej Góry do Gdańska. Było to wielkie wyzwanie, ale i kapitalna zabawa, podczas której zdaliśmy sobie sprawę z konieczności stworzenia platformy internetowej, która umożliwiłaby kontakt niewidomych tandemistów z widzącymi pilotami. Tak powstała idea naszego projektu – tłumaczy Terakowski.

Być czyimiś oczami
Pomysł był prosty – osoby niewidome za pośrednictwem strony projektu kontaktują się z osobami widzącymi, które wyrażają gotowość pilotowania tandemu podczas wspólnych rowerowych wypraw. Jak się okazało, był to prawdziwy strzał w dziesiątkę; w tej chwili w projekcie bierze udział 150 osób z dysfunkcjami wzroku i ponad trzystu pilotów wolontariuszy. Na stronie projektu - ze względu na deficyt sprzętu - stworzono też bazę wypożyczalni tandemów.

Nie brakuje chętnych do pilotowania tandemów
Tandemiści organizują wycieczki w okolicach swoich miast (projekt jest ogólnopolski), ale i większe imprezy – w październiku zrealizowali dwudniowy rajd po Pieninach. Uczestników projektu spotkać można też podczas Warszawskiej Masy Krytycznej.
Akcja spotkała się z bardzo pozytywnym odzewem ze strony środowiska rowerzystów, którzy bardzo chętnie zgłaszają się do udziału w projekcie jako piloci wolontariusze. Jest to warte podkreślenia - na pilocie tandemu spoczywa bowiem odpowiedzialność zarówno za siebie, jak i za jadącą z nim osobę niewidomą.
Uczestnicy projektu bardzo aktywnie działają na rzecz osób niewidomych – brali udział m.in. w zeszłorocznej konferencji Reha for the Blind in Poland. Obecnie organizatorzy postawili sobie za cel rozpropagowanie informacji o akcji wśród osób niewidomych, które bardzo często nie wiedzą o możliwości skorzystania takiej formy aktywności fizycznej. – Dla niektórych osób niewidomych prawdziwym szokiem było to, że mogą jeździć na rowerze – mówi Ewa Kolbowicz, warszawska koordynatorka projektu. – Jednak, gdy się o tym dowiedzą, bardzo chętnie angażują się w nasz projekt - dodaje.

Rower bez barier
Zarówno piloci, jak i osoby niewidome podkreślają korzyści, jakie płyną ze wspólnej jazdy na rowerze. – Jazda na tandemach to zarówno niesamowita przyjemność związana z aktywnością fizyczną, poznawaniem nowych miejsc i obcowaniem z przyrodą, jak i możliwość wyjścia do ludzi, przełamania barier między światem niewidomych i osób widzących – mówi Waldemar Rogowski, współtwórca projektu.
Tego samego zdania jest p. Kolbowicz. – Dzięki naszemu projektowi widzący poznają lepiej osoby niewidome i uczą się, jak zachowywać się w ich towarzystwie. Jest to dla nas wielka przyjemność, że realizując swoją pasję, możemy pomagać innym ludziom.
Uczestnicy projektu planują rozszerzać zakres swojej działalności, angażując w swoje działania coraz więcej osób niewidomych oraz pilotów wolontariuszy. W planach na ten rok mają m.in. udział w rowerowej pielgrzymce na Jasną Górę, wyjazd do ośrodka dla niewidomych w Owińskach pod Poznaniem, a nawet wyprawę na Saharę – razem z rowerzystami zrzeszonymi w grupie united-cyclists.com. Jedno jest pewne: tegoroczny sezon rowerowy należeć będzie do „Niewidomych na Tandemach”.
Tandemistów będzie można spotkać podczas tegorocznego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy: w Krakowie na Rynku, w Szczecinie na Jasnych Błoniach i w Warszawie w okolicach Centrum Handlowego Arkadia. W zamian za datki na rzecz WOŚP uczestnicy projektu udostępnią swoje rowery; dzięki temu każdy będzie mógł doświadczyć przyjemności z jazdy na tandemie.
– Poprzez nasz udział w finale Wielkiej Orkiestry chcemy pokazać, że osoby, które same potrzebują na co dzień pomocy, mogą również pomagać innym – tłumaczy Ewa Kolbowicz.
Wszystkich, którzy chcieliby dołączyć do „Niewidomych na Tandemach”, zapraszamy na stronę projektu.

Data opublikowania dokumentu: 2014-01-09, 16.41
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... s73uZV3vIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt sty 10, 2014 08:42 


Góra
  
 
PostNapisane: Pt sty 10, 2014 09:40 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Ewa Szymczuk, doradca socjalny w Centrum Integracja w Warszawie, Źródło: inf. własna

„Dostałem lekki stopień niepełnosprawności i właśnie się dowiedziałem, że nic mi z tego tytułu nie przysługuje. To po co go dają?” - z takim problemem zgłaszało się w ostatnich tygodniach do Centrum Integracja w Warszawie wiele osób. Trudno wprost odpowiedzieć na tak postawione pytanie, bo prawdopodobnie każdy z pytających miał inne oczekiwania związane z uzyskaniem orzeczenia.
W obowiązującym w Polsce systemie ulgi i uprawnienia zależą przede wszystkim od stopnia niepełnosprawności, czasem także od przyczyny niepełnosprawności (np. dodatkowe uprawnienia dla osób z dysfunkcją wzroku lub słuchu). Najwięcej uprawnień, co jest zrozumiałe, mają osoby ze znacznym stopniem niepełnosprawności, a najmniej – osoby z najniższym, tj. lekkim stopniem niepełnosprawności.
Poniżej postaramy się przedstawić najważniejsze uprawnienia osób z lekkim stopniem niepełnosprawności.
1. Przede wszystkim warto pamiętać, że zgodnie z obowiązującym stanem prawnym, aby zostać uznanym za osobę niepełnosprawną, należy posiadać orzeczenie o niepełnosprawności.
W Polsce mamy:
– orzekanie do celów rentowych (ZUS, KRUS, branżowe: wojsko, policja)
ZUS orzeka o niezdolności do pracy. Za niezdolną do pracy uważa się osobę, która całkowicie lub częściowo utraciła zdolność do pracy zarobkowej z powodu naruszenia sprawności organizmu i nie rokuje odzyskania tej zdolności po przekwalifikowaniu się. W ZUS wydawane są orzeczenia o:
•całkowitej niezdolności do pracy i samodzielnej egzystencji, jeśli stwierdza się naruszenie sprawności organizmu w stopniu powodującym konieczność stałej lub długotrwałej opieki i pomocy innej osoby w zaspokajaniu podstawowych potrzeb życiowych,
•całkowitej niezdolności do pracy, jeżeli osoba utraciła zdolność do wykonywania jakiejkolwiek pracy,
•częściowej niezdolności do pracy, jeśli osoba utraciła - w znacznym stopniu - zdolność do pracy zgodnej z posiadanym przez nią poziomem kwalifikacji.

– orzekanie do celów pozarentowych (Miejskie/Powiatowe Zespoły Orzekania o Niepełnosprawności)
Miejskie lub powiatowe zespoły orzekania o niepełnosprawności (MZON/PZON) wydają osobom powyżej 16. roku życia orzeczenia o stopniu niepełnosprawności. Ustalane są trzy stopnie:
•znaczny,
•umiarkowany,
•lekki.

Oba orzeczenia wydawane są na podstawie różnych ustaw i do różnych celów. Można mieć dwa orzeczenia, co w wielu wypadkach jest korzystne. Czasami bywa tak, że orzeczenie do celów rentowych jest niższe (np. częściowa niezdolność do pracy) a to wydane do celów pozarentowych jest wyższe (np. stopień umiarkowany). W takiej sytuacji osoba korzysta z ulg i uprawnień przysługujących osobie z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności, natomiast dla ZUS jest osobą częściowo niezdolną do pracy.

Posiadanie orzeczenia o niepełnosprawności, także w stopniu lekkim (orzeczenie wydane przez MZON/PZON) lub o częściowej niezdolności do pracy (ZUS), daje status osoby niepełnosprawnej.

2. Kolejnym uprawnieniem niektórych osób niepełnosprawnych jest karta parkingowa.
Jest ona dokumentem tyleż pożądanym, co wzbudzającym emocje. Obecnie aby uzyskać ten dokument, należy złożyć wniosek do zajmującego się sprawami osób niepełnosprawnych wydziału komunikacji albo wydziału urzędu miasta lub gminy.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami ustawy Prawo o ruchu drogowym (Dz.U. z 2009 r. nr 97, poz. 802), kartę parkingową można otrzymać tylko na podstawie orzeczeń wydawanych przez miejski/powiatowy zespół do spraw orzekania o niepełnosprawności, to jest:
•orzeczenia o niepełnosprawności,
•orzeczenia o stopniu niepełnosprawności,
•orzeczenia o wskazaniach do ulg i uprawnień,
wraz ze wskazaniem w punkcie 9. orzeczenia spełnienia przesłanek określonych w art. 8 ust. 1 ustawy Prawo o ruchu drogowym.

Osoby zaliczone do lekkiego stopnia niepełnosprawności mogą otrzymać kartę parkingową tylko w przypadku ustalenia przyczyny niepełnosprawności oznaczonej symbolem 05-R (upośledzenie narządu ruchu) lub 10-N (choroby neurologiczne).
Karta parkingowa jest dokumentem osoby niepełnosprawnej; można korzystać z niej, jadąc każdym samochodem, także np. taksówką. Ustawa prawo o ruchu drogowym określa, do jakich znaków drogowych może nie stosować się (oczywiście z zachowaniem zasad bezpieczeństwa i innych przepisów) jej posiadacz. Natomiast zasady wykorzystania karty parkingowej w tzw. strefach płatnego parkowania ustalane są w drodze uchwał rady miasta lub gminy, dlatego są różne w poszczególnych miejscowościach.

WAŻNE! 1 lipca 2014 r. zaczną obowiązywać nowe przepisy dotyczące zasad wydawania kart parkingowych. Kartę parkingową, uprawniającą do parkowania na tzw. kopertach, będą mogły otrzymać jedynie osoby ze znacznym i umiarkowanym stopniem niepełnosprawności, a jednocześnie z ograniczonymi możliwościami poruszania się. Osoby z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności będą mogły otrzymać kartę parkingową tylko w przypadku ustalenia przyczyny niepełnosprawności oznaczonej symbolem 04-O (choroby narządu wzroku), 05-R (upośledzenie narządu ruchu) lub 10-N (choroba neurologiczna). Karty będą wydawane na czas określony. Dotychczas wydane karty parkingowe będą ważne do końca listopada 2014 r.
Według znowelizowanych przepisów osoby z lekkim stopniem niepełnosprawności nie będą więc mogły otrzymać karty parkingowej.

3. Ulgi w komunikacji
•Komunikacja międzymiastowa
Osoby z lekkim stopniem niepełnosprawności nie mają zniżek przy zakupie biletów na przejazdy PKP i PKS. Wyjątek stanowi młodzież w wieku od 16 do 24 lat oraz studenci niepełnosprawni do 26. roku życia, którzy zgodnie z przepisami mogą korzystać z przejazdów koleją (PKP) ze zniżką 78 proc. w drodze do szkoły, szkoły wyższej, placówki opiekuńczo-wychowawczej, ośrodka szkolno-wychowawczego, domu pomocy społecznej, zakładu opieki zdrowotnej, poradni specjalistycznej, na turnus rehabilitacyjny itp. Konieczne jest posiadanie dokumentu poświadczającego cel podróży, np. zaświadczenia wydanego przez szkołę oraz dokumentu potwierdzającego niepełnosprawność.
Więcej na stronie Intercity.pl.

•Komunikacja miejska
Ważne! Ulgi w komunikacji miejskiej czy gminnej ustalane są w drodze uchwał rady miasta lub gminy. Dlatego mogą być różne w poszczególnych miejscowościach.
Dla przykładu, w Warszawie osoby z lekkim stopniem niepełnosprawności nie mają prawa do ulg komunikacji miejskiej, ale jeśli są równocześnie rencistami (tj. posiadają orzeczenie wydane przez ZUS o częściowej niezdolności do pracy), na podstawie legitymacji emeryta/rencisty wydanej przez ZUS są uprawnieni do przejazdów ze zniżką 50 proc. Natomiast dzieci i młodzież z niepełnosprawnością mogą – nie dłużej niż do ukończenia 26. roku życia – korzystać z bezpłatnych przejazdów komunikacją miejską w Warszawie. Dokumentem poświadczającym ww. ulgę jest np. legitymacja osoby niepełnosprawnej.

4. Kolejne uprawnienia związane są z możliwością korzystania z odliczeń w ramach rocznego rozliczania podatku od osób fizycznych (PIT) - to tzw. ulga rehabilitacyjna
Zgodnie z przepisami art. 26 par. 7a Ustawy z dnia 26 lipca 1991 r. o podatku dochodowym od osób fizycznych, tylko osoby uznane za niepełnosprawne lub opiekunowie osób niepełnosprawnych mogą korzystać z tzw. ulgi rehabilitacyjnej. Osoby posiadające orzeczenie o lekkim stopniu niepełnosprawności mogą odliczać:
•adaptację i wyposażenie mieszkań oraz budynków mieszkalnych stosownie do potrzeb wynikających z niepełnosprawności,
•przystosowanie pojazdów mechanicznych do potrzeb wynikających z niepełnosprawności – tj. montaż specjalistycznego sprzętu umożliwiającego prowadzenie pojazdu osobie z różnego rodzaju ograniczeniami (dokumentujemy to stosownymi fakturami),
•zakup i naprawę indywidualnego sprzętu, urządzeń i narzędzi technicznych, niezbędnych w rehabilitacji oraz ułatwiających wykonywanie czynności życiowych, stosownie do potrzeb wynikających z niepełnosprawności (z wyjątkiem sprzętu gospodarstwa domowego),
•zakup wydawnictw i materiałów (pomocy) szkoleniowych, stosownie do potrzeb wynikających z niepełnosprawności,
•odpłatność za pobyt na turnusie rehabilitacyjnym – udokumentowana stosowną fakturą wystawioną w ośrodku wpisanym na listę miejsc organizujących turnusy rehabilitacyjne (rejestr ośrodków mogących organizować turnusy rehabilitacyjne znajdziemy na stronie: ebon.mpips.gov.pl),
•odpłatność za pobyt na leczeniu w zakładzie lecznictwa uzdrowiskowego, za pobyt w zakładzie rehabilitacji leczniczej, zakładach opiekuńczo-leczniczych i pielęgnacyjno-opiekuńczych oraz odpłatność za zabiegi rehabilitacyjne (udokumentowana fakturą za pobyt w ośrodku, który może świadczyć usługi leczniczo-uzdrowiskowe)
•opłacenie tłumacza języka migowego (dokumenty potwierdzające wykonanie usługi przez firmę bądź osobę fizyczną),
•kolonie i obozy dla dzieci i młodzieży z niepełnosprawnością oraz dzieci osób z niepełnosprawnością, które nie ukończyły 25. roku życia (kwoty potwierdzone fakturą),
•leki – w wysokości stanowiącej różnicę pomiędzy faktycznie poniesionymi wydatkami w danym miesiącu a kwotą 100 zł, jeśli lekarz specjalista stwierdzi, że osoba z niepełnosprawnością powinna stosować określone leki – stale lub czasowo (wydatki dokumentujemy fakturami). Niezbędne jest posiadanie zaświadczenia wydanego przez lekarza specjalistę o konieczności przyjmowania leków w danym roku podatkowym. Trzeba zatem odpowiednio wcześnie zadbać o takie zaświadczenie lekarskie (dotyczące lekarstw, a nie np. suplementów diety). Nie ma ustalonego wzoru tego zaświadczenia;
•odpłatne przejazdy środkami transportu publicznego związane z pobytem:
a) na turnusie rehabilitacyjnym,
b) w zakładach, o których mowa wyżej,
c) na koloniach i obozach dla dzieci i młodzieży, o których mowa wyżej.
Wydatek możemy udokumentować biletem na przejazd i potwierdzeniem pobytu.

Wydatki, o których mowa powyżej, podlegają odliczeniu od dochodu, jeśli nie zostały sfinansowane (dofinansowane) ze środków Zakładowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, Zakładowego Funduszu Aktywności, Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych lub ze środków Narodowego Funduszu Zdrowia, Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych albo nie zostały zwrócone podatnikowi w jakiejkolwiek formie. Jeśli wydatki były częściowo sfinansowane z tych funduszy, odliczeniu podlegają poniesione koszty.
Więcej na stronie Pit.pl.

5. Osoby z lekkim stopniem niepełnosprawności mogą także ubiegać się o dofinansowanie w powiatowym centrum pomocy rodzinie.
Może chodzić o dofinansowanie do:
•uczestnictwa w turnusie rehabilitacyjnym,
•likwidacji barier architektonicznych,
•likwidacji barier w komunikowaniu się i technicznych,
•zaopatrzenia w sprzęt rehabilitacyjny, przedmioty ortopedyczne i środki pomocnicze.

Przy ubieganiu się o ww. dofinansowania obowiązuje kryterium dochodowe (z wyjątkiem środków przeznaczonych na likwidację barier architektonicznych).
Szczegółowe informacje dotyczące zasad ubiegania się o dofinansowania oraz o dokumentach, które należy złożyć, można uzyskać w oddziałach PCPR lub znaleźć na ich stronach internetowych.

6. Pracujące osoby niepełnosprawne
Przepisy Ustawy z 27 sierpnia 1997 roku o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych (Dz.U. z 2011 r. nr 127, poz. 721 z późn. zm.) oraz Kodeksu pracy zapewniają pracującym osobom niepełnosprawnym z lekkim stopniem (zatrudnionym na umowę o pracę) odpowiednie warunki zatrudnienia:
•Czas pracy osoby niepełnosprawnej wynosi maksymalnie 8 godzin na dobę i 40 godzin tygodniowo (z wyjątkiem osób zatrudnionych przy pilnowaniu).
•Jeżeli dobowy wymiar czasu pracy pracownika wynosi co najmniej 6 godzin, to pracownik ma prawo do przerwy w pracy trwającej co najmniej 15 minut, wliczanej do czasu pracy (z art. 134 Kodeksu pracy). Niezależnie od tego uprawnienia, osoba niepełnosprawna ma prawo do dodatkowej przerwy w pracy, którą wykorzystać może na gimnastykę usprawniającą lub wypoczynek. Czas takiej dodatkowej przerwy wynosi 15 minut i jest wliczany do czasu pracy.
•Racjonalne usprawnienia - tzn. przeprowadzenie koniecznych w konkretnej sytuacji zmian lub dostosowań do szczególnych, zgłoszonych pracodawcy potrzeb wynikających z niepełnosprawności danej osoby. Może to być likwidacja barier architektonicznych, odpowiednie wyposażenie stanowiska pracy (np. oprogramowanie do komputera) czy przeniesienie stanowiska pracy z piętra na parter).

7. Uprawnienia pracodawcy zatrudniającego niepełnosprawnego pracownika
•Dofinansowanie do wynagrodzenia niepełnosprawnego pracownika
Pracodawcy zatrudniającemu osobę niepełnosprawną (umowa o pracę) przysługuje z PFRON miesięczne dofinansowanie do wynagrodzenia. Szczegółowe informacje można znaleźć na stronie Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej oraz na stronach Państwowego Funduszu Osób Niepełnosprawnych.

WAŻNE! Od 1 kwietnia 2014 r. wszyscy pracodawcy (zakłady pracy chronionej i otwarty rynek pracy) otrzymają takie samo dofinansowanie do wynagrodzeń niepełnosprawnych pracowników.
Dla pracodawców zatrudniających osoby z lekkim stopniem/ częściowo niezdolnych do pracy przewidziano:
a) dla pracowników bez schorzeń specjalnych - 450 zł
b) dla pracowników ze schorzeniami specjalnymi - 1125 zł
Schorzenia specjalne to: choroba psychiczna, niepełnosprawność intelektualna, całościowe zaburzenia rozwojowe, epilepsja, dysfunkcja wzroku.
•Zwrot kosztów przystosowania stanowiska pracy osoby niepełnosprawnej
•Zwrot kosztów wyposażenia stanowiska pracy osoby niepełnosprawnej
•Zwrot kosztów szkolenia pracownika niepełnosprawnego

Więcej na stronie: niepelnosprawni.gov.pl.

W poszczególnych kategoriach uprawnień wybraliśmy tylko przysługujące osobom posiadającym orzeczenia o lekkim stopniu niepełnosprawności/ częściowej niezdolności do pracy. Mamy nadzieję, że udało nam się pomóc ocenić, „po co dają lekki stopień niepełnosprawności”.




Data opublikowania dokumentu: 2014-01-09, 15.33
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... s73lJV3vIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt sty 17, 2014 11:20 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Tak się wydłuża kolejki: Ludzie dostają kwit na sprzęt. Od stycznia zmieniły się przepisy. Prawie nikt o tym nie wiedział
Michał Janczura
14.01.2014 , aktualizacja: 14.01.2014 16:24

Tysiące pacjentów muszą wrócić do swoich lekarzy po zmianę jednego kodu. Bez tego nie odbiorą protez, okularów, kołnierzy ortopedycznych czy np. worków dla ludzi ze stomią. To efekt rozporządzenia ministra zdrowia i związanego z nim zarządzenia NFZ. Lekarze twierdzą, że o zmianie kodów dowiedzieli się po fakcie. Rzecznik Praw Pacjenta ma wiele zgłoszeń w tej sprawie i deklaruje podjęcie kroków.
1 stycznia weszły w życie zmiany dotyczące zaopatrywania w przedmioty ortopedyczne i środki pomocnicze. Te, które wydaje się na zlecenie lekarza. Jest ich sporo: zaczynając od wózków inwalidzkich, przez laski, protezy, kołnierze ortopedyczne, na workach stomijnych kończąc. Pacjenci, którzy potrzebują sprzętu ortopedycznego albo środków medycznych, muszą odebrać od lekarza zlecenie właśnie z tym numerkiem.
W dużym uproszczeniu: problem polega na tym, że wszyscy, którzy wystali się w kolejce i odebrali zlecenia na swój sprzęt na początku stycznia, dostali numerek wydawany według "starych zasad". Przyszli po odbiór pieluch, worków stomijnych, ale ich nie dostali.
- Nie zgadza się kod. Trzeba więc wrócić się do swojego lekarza i dostać kwit z nowym kodem - mówi Dorota Kaniewska z Polskiego Towarzystwa Stomijnego.
Pacjenci ze stomią nie są tu jednak wyjątkiem. Podobna sytuacja dotyczy wszystkich, którzy chcą skorzystać z takiej pomocy. Kaniewska dodaje, że w momencie, w którym była, w funduszu 9 na 10 osób odchodziło od okienka z niczym. - To jest wielka dezinformacja. Wielu pacjentów na początku roku przychodzi poświadczać nowe zlecenie na cały rok z góry na samym początku. To powoduje, że tych ludzi w pierwszych dniach stycznia na prawdę było wielu - dodaje.

Lekarze nie wiedzieli, że zmieniają się zasady
Do wprowadzenia zmian minister był zobligowany już w 2012 roku, bo zmuszała go do tego ustawa refundacyjna. To z niej wynika, że minister powinien w drodze rozporządzenia uregulować wzory zleceń oraz sposób jego określania, czyli nieszczęsne kody. Udało się dwa lata po czasie, ale za to w ekspresowym tempie.
Rozporządzenie jest datowane na 6 grudnia, ale opublikowano je 17 grudnia. Część regulacji miała wejść od nowego roku, część zacznie obowiązywać dopiero w drugim półroczu. Prezes NFZ na podstawie rozporządzenia był zmuszony wydać zarządzenie, które reguluje szczegółowo te kwestie.
- Szukałam nowego wykazu kodów w internecie już w styczniu i znalazłam tylko na stronie szczecińskiego funduszu. Tam było opublikowane w ostatnich dniach roku - mówi Kaniewska, a sytuacji nie rozumie też Naczelna Rada Lekarska.

"Arłukowicz wydłuża kolejki"
- Minister zapowiadał, że zrobi porządek z kolejkami. I robi. Wydłuża je - komentuje prezes rady Maciej Hamankiewicz, który dodaje, że zmiany były wprowadzane w taki sposób, że lekarze nie mogli o nich wiedzieć. Przyznają, że projekt rozporządzenia trafił od nich w grudniu, ale ministerstwo nie zwróciło się z prośbą o rozpropagowanie informacji o zmianach. - Mój lekarz o nowych kodach dowiedział się ode mnie - mówi Kaniewska i dodaje, że w podobnej sytuacji znalazło się wiele osób.






Chory w kilku kolejkach
Nie wiadomo dokładnie, ile osób ma problem. - Na pewno jest ich sporo, bo zmiany dotyczą ogromnej liczby pacjentów - mówi Kaniewska. Wszyscy, którzy muszą to zrobić, wracają do swoich lekarzy, ustawiają się w kolejce. Często nie wystarczy odwiedzić jednego lekarza. Zdarzają się sytuacje, w których chory musi korzystać z wielu przedmiotów. Na przykład potrzebuje pieluchomajtek i worków stomijnych. Nie pozostaje nic innego, jak zapisać się do dwóch lekarzy. To są naprawdę ciężko chorzy ludzie - tłumaczy kobieta i dodaje, że na tym nie koniec. Po wyjściu od lekarza trzeba znowu stanąć w kolejce w funduszu, żeby to zlecenie podbić. - Sposób wprowadzania tego kodu jest godny naśladowania - ironizuje.

Ministerstwo na razie milczy, RPP obiecuje działania
Prośbę o wyjaśnienie tej sytuacji wysłaliśmy do Ministerstwa Zdrowia. Czekamy na odpowiedź. Rzecznik Praw Pacjenta obiecuje, że sprawę wyjaśni. - Dostajemy wiele sygnałów. Pacjenci mówią nam o tym problemie i trzeba jasno powiedzieć, że jest to niepotrzebne zamieszanie, na którym cierpią pacjenci. Ktoś tego logistycznie nie dopilnował - mówi Krystyna Kozłowska.
NFZ: jak trzeba, to trzeba Rzecznik funduszu Andrzej Troszyński mówi, że przepis był znane jeszcze w grudniu - Lekarze też nie są w tej sytuacji bez winy, bo mogli się z nimi zapoznać - mówi rzecznik funduszu. Przypomnijmy, że zarządzenie NFZ pojawiło się 24 grudnia, czyli lekarze mieli na to 7 dni. W tym wigilia, dwa dni świąt, sylwester, a potem Nowy Rok.

Źródło:
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,102433,1527 ... ?pelna=tak

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Sen o Ameryce
PostNapisane: Pt sty 17, 2014 12:27 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: rozm. Ada Prochyra

Odkąd nie mieszkam w Polsce, widzę, że jest coś pokręconego w tym, że godzimy się na to, by pewne sfery życia były dla nas niedostępne. To jest bardzo dziwne z perspektywy Ameryki - mówi Rafał Strzałkowski, prawnik na wózku i bloger (blog.lawyeronwheels.org), który dziewięć lat temu wyjechał na Florydę na roczny kurs prawa porównawczego i został w USA na stałe.
O swojej decyzji, a także zaletach i wadach życia w Ameryce z perspektywy osoby poruszającej się na wózku opowiada Adzie Prochyrze.

Co się zmieniło od Pana ostatniej wizyty w Polsce, która miała miejsce sześć lat temu?

Mój ojciec zapytał mnie wczoraj, czy nie rozważam powrotu do Polski. Wychodziliśmy akurat z naszej klatki i od razu zaryłem przednimi kółkami w jakąś dziurę. I wtedy powiedziałem: „nie” – właśnie dlatego, że jestem tu tak mało mobilny. Takie rzeczy, jak czekanie 45 minut na tramwaj niskopodłogowy, co zdarzało mi się w Warszawie, to jest coś, o czym – mieszkając w Stanach – nawet nie myślę, bo wszystkie środki transportu w moim mieście, Gainsville, są dla mnie dostępne.

Jak to się stało, że wyjechał Pan z Polski na Florydę?

Skończyłem z wyróżnieniem studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim oraz – dodatkowo – działającą na uniwersytecie szkołę prawa angielskiego i amerykańskiego. Bardzo szybko zdałem sobie sprawę, że kancelarie i sądy w Polsce są dla wózków niedostępne. Pomyślałem: „jakie ja mam tu szanse, żeby praktykować prawo?” i wpadłem w lekką depresję. Jednak dyrektorka centrum prawa amerykańskiego zwróciła się do mnie z propozycją udziału w rocznym kursie prawa porównawczego na Florydzie dla ludzi, którzy już mają dyplom. Stwierdziłem, że mam bardzo mało do stracenia; chciałem czegoś spróbować i zobaczyć, czy jestem w stanie dać sobie radę sam.
Nie wiedziałem, czy mi się uda w tej Ameryce, to mogła być jedna wielka porażka. Wiedziałem za to, że Warszawa nie jest dla mnie dobrym miejscem na dłuższą metę. Było to dla mnie bardzo ważne, żeby być niezależnym, bo przez lata moi rodzice byli ze mną wszędzie, co jest bardzo częste wśród moich znajomych z porażeniem mózgowym. Miałem jednak pęd do samodzielności i wyjechałem.

Wiemy, że się udało i zdecydował się Pan zostać. Jednak długo czekał Pan na przyznanie zielonej karty? Czy Pana niepełnosprawność miała w tym procesie znaczenie?

Moja niepełnosprawność była powodem, dla którego w moim imieniu o zieloną kartę wystąpiła Fundacja Jordana Klausnera, która chciała zatrudnić mnie jako wicedyrektora. Prowadziła wtedy ośrodek rehabilitacyjny i różne programy dla dzieci z porażeniem mózgowym. Wybrała mnie właśnie dlatego, że moje doświadczenia z niepełnosprawnością , walka o wykształcenie i życie na wózku mogły być dla tych dzieci inspirujące. Szefostwo fundacji widziało mnie w roli działacza na rzecz praw osób niepełnosprawnych.
Amerykańskie prawo imigracyjne w obszarze wiz tradycyjnie zezwala na pobyt w USA osobom mającym szczególny talent lub zdolność, takim jak artyści lub naukowcy. Wynajęty przez fundację adwokat zdecydował, że moja "przydatność" w realizacji misji fundacji i zdolność do "inspirowania" innych są o tyle nietypowe, że ten wymóg spełniają. I to właśnie skomplikowało moją sytuację na kilka lat, bo urzędnicy definiowali nietypową właściwość jako coś, co się „ma”, a nie to, kim się jest.

Jak w takim razie ma się w Stanach kwestia przestrzegania praw osób z niepełnosprawnością?

Z respektowaniem prawa jest różnie. Kilka lat temu byłem bliski pozwania miasta, ponieważ kierowca autobusu odmówił asystowania mi na podjeździe tak, jak powinien i jak wymaga od niego prawo. Okazało się, że kierowcy byli przeszkoleni na zasadzie: „pomagajcie, bo tego wymaga prawo federalne i prawo florydzkie, ale jeżeli zrobicie sobie krzywdę, to nie wypłacimy wam odszkodowań”. Zadzwoniłem natychmiast do miasta, gdzie próbowano wmówić mi, że moja skarga nie jest zasadna. Dopiero kiedy powiedziałem, że jestem adwokatem, wywołałem panikę – przyznano mi rację i po paru dniach dostałem telefon z przeprosinami. Przyznano także, że kierowcy zostali źle przeszkoleni, i obiecano, że sytuacja się nie powtórzy. Nie wszcząłem awantury, bo nie chciałem wyrobić sobie opinii osoby, która tylko spisuje, co jest nie tak, skarży albo pozywa.
Zwróciłem też uwagę na to, że mimo Americans with Disabilities Act, czyli podstawy wszystkich praw ludzi z niepełnosprawnościami w Stanach, wiele z tych przepisów jest nieprzestrzeganych. Jest mało zrozumienia, czemu akt ma służyć. Często gdy gdzieś wychodzę, sam nie wiem, jak sytuacja będzie wyglądać – np. w miejscu, którego nie znam. Wymogi prawne nie stosują się do wszystkiego, są wyjątki, np. stare budynki nie muszą mieć dostosowanej łazienki czy podjazdu, na który trzeba dostać specjalne pozwolenie. Są również restauracje, kluby, firmy, które funkcjonują od 20-30 lat i też nie są ponaglane do tego, żeby wybudować podjazd czy łazienkę. Mimo to poruszanie się po mieście jest nieporównywalnie łatwiejsze niż w Polsce.
To wcale nie znaczy, że jest różowo i wszyscy w Ameryce są bardzo chętni, żeby się dostosować. Ale uważam, że jest konieczne, aby tak się stało, i jest to dobry punkt wyjścia. Nie mówię, że każdy powinien wyjechać do Ameryki, bo to takie wspaniałe miejsce dla osób na wózku. Mówię, że to, co tam jest ważne, to inne ukształtowanie mentalne i podejście do tych spraw, co też nie wzięło się znikąd. To jest efekt długiej walki o prawa człowieka, prowadzonej od lat 60.

Jakiś czas temu w polskich mediach dyskutowano o tym, że do jednej z popularnych warszawskich restauracji nie wpuszczono osoby z psem asystującym. Co Pan sądzi o wszczynaniu tego typu medialnych afer?

Uważam, że jest to konieczne. Nie wyrobiliśmy w sobie – mam na myśli Polaków – empatii i takiej zdolności pojmowania, że to czemuś służy, jest dla kogoś niezbędne do funkcjonowania. Ale to się wpisuje w szerszy problem. Co nie czytam o niepełnosprawności w Polsce, to się dowiaduję, że ktoś utknął na trzecim piętrze i nie ma jak wyjść z mieszkania. Nie myśli się o osobach niepełnosprawnych jak o ludziach, którzy mogliby normalnie funkcjonować, być produktywni, którzy mają własne ambicje.Mieszkając tu przez 25 lat, czyli szmat życia, też miałem takie podejście, żeby mierzyć siły na zamiary zamiast spełniać daleko idące marzenia, skoro i tak nie ma szans, że się spełnią. Kiedy decydowałem się na studia prawnicze, moi rodzice podpowiadali mi, że może byłoby lepiej, gdybym studiował informatykę, jak mój brat, bo mógłbym się przy nim „zaczepić” i znaleźć jakąkolwiek pracę. To, co chciałbym robić, było mniej istotne. Kiedy zdawałem na prawo na UW, odradzano mi tę decyzję ze względu na niepełną dostępność wydziału. W Biurze ds. Osób Niepełnosprawnych usłyszałem coś takiego: „mamy bardzo dobry budynek anglistyki, historii, to może któryś z tych kierunków?”. Ostatecznie udało się zorganizować grafik zajęć bardziej odpowiadający moim potrzebom. Ale podejście było takie, żeby nie wybierać kierunku studiów zgodnie z zainteresowaniami i życiowymi planami. Oczywiście mogłem wybrać wydział, którego budynek byłby zupełnie niedostępny dla wózków, i wtedy musiałbym wziąć to pod uwagę. W Ameryce nie muszę.
Teraz, kiedy tu przyjechałem, zdałem sobie sprawę, od jak dawna nie musiałem się takimi rzeczami przejmować. Odkąd nie mieszkam w Polsce, zdaję sobie sprawę, że jest coś pokręconego w tym, że godzimy się na to, by pewne sfery życia były dla nas niedostępne. To jest bardzo dziwne z perspektywy Ameryki.

Obecnie bardzo dużo się myśli o tym, aby możliwie dużo miejsc było jednak dostępnych dla osób z niepełnosprawnością. Czy obraz Warszawy rzeczywiście jest aż taki czarny?
Będąc tu teraz, zdałem sobie sprawę z jednej rzeczy – że jako ktoś, kto dorastał w Warszawie, ja nie mam tu swoich miejsc. Ludzie zazwyczaj mają takie miejsca, do których się chodzi, które się lubi, które się pamięta, które się kojarzą z dzieciństwem, młodością. Ja – poza szkołą, uczelnią – większość czasu spędzałem jednak w domu. Nie mam takich refleksji, jak np. moi rodzice, którzy wspominają jakąś kawiarnię czy kino, bo ja nie doświadczałem miasta od tej strony. Nie chodziłem nigdzie, bo zawsze byłby z tym problem. W Gainsville mieszkam dziewięć lat i mam tam więcej miejsc, za którymi tęsknię i które kojarzę. Dlaczego? Bo do nich chodzę.

Rozumiem, że w Stanach jest pan samodzielny?

Tak, jestem samodzielny, od dwóch lat praktykuję prawo. Jestem adwokatem w dwóch stanach: na Florydzie i w Waszyngtonie.

Ile prawdy jest w historiach typu: „Pan X doświadczył dyskryminacji z tytułu swojej niepełnosprawności, za co pozwał firmę Y i dostał milion dolarów zadośćuczynienia”?

Takie historie się zdarzają. Firmy nie mogą sobie pozwolić na blamaż wizerunkowy i dlatego są skłonne do rozmów z adwokatem drugiej strony. Sam miałem taką sytuację. Podczas pierwszego semestru studiów w Ameryce potrącił mnie autobus. Dopiero zaczynałem studia i nie miałem doświadczenia, dlatego zdałem się na adwokata. Niestety, nie był on najlepszy, nie miał w sobie takiej żyłki do konfrontacji i prawie błagał miasto, żeby wypłaciło mi jakieś pieniądze. W końcu dostałem nowy wózek tytanowo-węglowy i 5 tys. dolarów. To są żadne pieniądze. Gdybym wpadł pod tira Pepsi, dostałbym pokaźną sumę (śmiech). Ale dyskryminacja faktycznie jest poważnym problemem. Pozwy o milion dolarów zdarzają się, kiedy ktoś chce wysłać konkretny sygnał. W grę wchodzą takie czynniki, jak reputacja firmy – żadna nie chce mieć przypiętej łatki organizacji, która nie szanuje osób z niepełnosprawnością.

Proszę na koniec opowiedzieć o swojej fundacji.

Fundację DAAF, Florida Disability Access and Awareness Foundation (Florydzka Fundacja na rzecz Dostępności i Świadomości Niepełnosprawności), założyłem, ponieważ doszedłem do wniosku, że będąc osobą na wózku, nie wiem, do jakiego stopnia miasto jest dostępne. Widzę też, jak mało ludzi na wózkach lub z różnymi rodzajami niepełnosprawności korzysta z komunikacji miejskiej, chodzi do restauracji, klubów, kin, teatrów i barów – mimo tego, że mogą. Często nie mają odwagi czegoś zrobić, wyjść poza swoje utarte ścieżki, bo boją się, że coś może okazać się problemem.Na początku chciałem edukować ludzi na temat ich praw. Pomyślałem, że skoro miastu – w tej sytuacji z kierowcą autobusu – prawie udało się wmówić mi, że nie wiem, jakie są moje prawa, a sam jestem prawnikiem, to jakie problemy muszą mieć ludzie bez takiego wykształcenia i wiedzy, jak łatwo jest im wmówić, żeby siedzieli cicho?Zacząłem dzwonić po florydzkich uczelniach z propozycją przeprowadzenia warsztatów uświadamiających, czego się spodziewać w środowisku miejskim, na uczelni, w pracy itd. Na początku zainteresowanie było duże, dopóki uczelnie nie przestraszyły się, że mogą mieć przez to problemy. Nie udało mi się ich przekonać, że nie szukam w ten sposób klientów.
Później ze znajomym architektem postanowiliśmy za pomocą aplikacji internetowej wskazywać te miejsca, gdzie ludzie na wózkach i z innymi rodzajami niepełnosprawności, nie tylko ruchową, będą potrzebować pomocy. Chcieliśmy stworzyć coś, co pozwoli ludziom na większą aktywność i pokaże, jakich miejsc unikać, a gdzie mogą pójść. Google Maps nie jest wiarygodne dla osób na wózkach. Co z tego, że pokaże, gdzie są przystanki, skoro na miejscu może się okazać, że autobus wysadzi mnie na trawniku (tak się zdarza w Stanach), a do przejścia jest kilka kilometrów i nie ma chodnika. Chcieliśmy zbudować aplikację z punktu widzenia osoby z ograniczoną mobilnością, flagować wszystkie miejsca, które są i które nie są dostępne. Np. jest stopień, ale drzwi są dobre albo nie ma odpowiednich drzwi, ale jest łazienka. Zebrałem taką grupę ludzi z Gainsville, którzy mają jakąś niepełnosprawność albo mają związek z osobami z niepełnosprawnością, i oni zasiedli w radzie mojej fundacji. Oprócz mnie są w niej: inny lokalny działacz na wózku, architekt, osoba, która zajmuje się świadczeniem usług medycznych, lokalny biznesmen. Mieliśmy taki zamysł, że zbudujemy aplikację z mapą, na której grupa ludzi będzie oznaczać skrzyżowanie za skrzyżowaniem, budynek za budynkiem – w sposób kompleksowy, rzetelny i weryfikowalny. Chcemy stworzyć model opracowania takiej aplikacji na przykładzie Gainsville. Kiedy dowiemy się już, ile osób do tego potrzeba i w jakim tempie mogą pracować, to może uda się ten model zastosować w innych miejscach.

Dziękuję za rozmowę.

Rafał Strzałkowski – prawnik, autor anglojęzycznego bloga blog.lawyeronwheels.org (pol. Prawnik na kółkach) oraz książki pt. „Never, never quit” (pol. „Nigdy, nigdy się nie poddawaj”), która ukazała się w Wielkiej Brytanii w listopadzie 2013 r.

Data opublikowania dokumentu: 2014-01-14, 12.21
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... tgpy5WPLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Terapia genowa
PostNapisane: Wt sty 21, 2014 19:02 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Terapia genowa zahamowała proces utraty wzroku

Naukowcy opracowali terapię genową, która u grupy pacjentów zastopowała rozwój choroby prowadzący do ślepoty.
Zespołowi naukowców z Oksfordu udało się opanować choroidermię - postępujący zanik nabłonka barwnikowego i naczyń krwionośnych - chorobę genetyczną występującą u jednej osoby na 50 000. W wyniku mutacji genu CHM z chromosomu X, u pacjentów z choroidermią występuje niedobór białka REP-1, które jest niezbędne do prawidłowego funkcjonowania nabłonka barwnikowego siatkówki. W wyniku postępującej choroby, siatkówka kurczy się zawężając pole widzenia, co ostatecznie prowadzi do ślepoty.
- Wciąż jest za wcześnie, aby stwierdzić czy skutki terapii genowej będą trwać do końca życia, ale możemy potwierdzić, że poprawa wzroku utrzymuje się przez cały czas monitorowanych przez nas chorych. U jednej z osób są to dwa lata - powiedział Robert MacLaren, jeden z naukowców biorących udział w badaniach.
Pozytywne wyniki terapii uzyskano u pierwszych 6 chorych. Są one niezwykle obiecujące, gdyż nigdy wcześniej do tej pory, naukowcy nie przeprowadzili bezpiecznej terapii genowej przed początkiem procesu utraty wzroku. Osiągnięcie może zostać wkrótce rozszerzone na inne choroby oczu, np. zwyrodnienie plamki żółtej czy retinopatię barwnikową.
Nowo opracowana terapia genowa zakłada wprowadzenie genu CHM do komórek światłoczułych przy użyciu niewielkich, bezpiecznych wirusów. Rutynowy zabieg, który przypomina usuwanie zaćmy, zakłada wstrzyknięcie wirusa przy pomocy bardzo cienkiej igły, po wcześniejszym wypreparowaniu siatkówki. Wprowadzony gen CHM ma reaktywować produkcję białka REP-1 i zahamować obumieranie komórek światłoczułych. Naukowcy wierzą, że zastosowanie odpowiednio wczesnego leczenia może uratować przed utratą wzroku setki tysięcy ludzi na całym świecie.

Źródło:
http://nt.interia.pl/raport-medycyna-pr ... Id,1091957

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Wt sty 21, 2014 19:05 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Europarlament przyjął program „Prawa, Równość i Obywatelstwo 2014-2020”
15 stycznia 2014

Program został przyjęty przez Parlament Europejski w pierwszym czytaniu 10 grudnia 2013 roku. Jest to obszerny dokument odnoszący się do wielu aspektów życia społecznego oraz wielu grup społecznych – w tym osób z niepełnosprawnościami.
Dokument opiera się na wartościach takich jak pluralizm, tolerancja, brak dyskryminacji, sprawiedliwość, równość oraz poszanowanie wolności podstawowych. Wartości te mają ochraniać różnego rodzaju mniejszości przed przemocą, nienawiścią, segregacją i stygmatyzacją. Osoby z niepełnosprawnościami nie stanowią oczywiście grupy wyróżnionej, a to ze względu na kompleksowy i szeroko zakrojony program działań. Osoby z niepełnosprawnościami mają zostać objęte Programem na równi z innymi grupami mniejszościowymi.
Cztery główne obszary działań, czyli edukacja, zatrudnienie, zdrowie i mieszkalnictwo dotyczą także ich. Ważne jest, że w świetle przyjętych kryteriów aksjologicznych, Parlament Europejski uznaje Konwencję o Prawach Osób Niepełnosprawnych za dokument, który powinien być bezwarunkowo honorowany przez wszystkie państwa członkowskie, co może zwiększyć stopień jego implementacji. Artykuł 4, punkt 1 (c) wprost wypowiada stwierdzenie, że aby osiągać cele generalne należy promować i ochraniać prawa osób z niepełnosprawnościami. Ochrona tych praw ma rangę celu szczegółowego. Bezpośrednio o niepełnosprawności jest także mowa we fragmentach dotyczących wskaźników ewaluacyjnych – ich dostosowaniu do osób niepełnosprawnych oraz branie tej grupy w rachubę w ogólnych zestawieniach ewaluacyjnych.
Osoby z niepełnosprawnościami są potraktowane w Programie na równi z innymi grupami narażonymi społecznie. Występują tam jako obywatele posiadający prawa. Równościowe traktowanie zawsze było postulatem środowiska osób z niepełnosprawnościami. Tym razem mamy do czynienia ze zrównaniem wszystkich obywateli UE, także niepełnosprawnych, z równością wobec prawa oraz wolnością od zagrożeń wszędzie tam, gdzie prawa są łamane.
Z dokumentem w języku polskim zapoznać można się tutaj:
http://www.europarl.europa.eu/sides/get ... /PL#BKMD-5

Maciej Skomorowski
Źródło:
http://www.pfon.org/2014/01/europarlame ... 2014-2020/

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt sty 24, 2014 16:46 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: rozmawiał Kajetan Prochyra, Źródło: inf. własna

Kajetan Prochyra: Media lubią podejmować tematy na styku prawa i niepełnosprawności - głośnym echem, nie tylko na łamach portalu Niepelnosprawni.pl, odbiły się sprawy związane ze ślubem Katarzyny Barszczewskiej i Andrzeja Dudy czy niedawne ułaskawienie Radosława Agatowskiego przez prezydenta Bronisława Komorowskiego. Z jakimi problemami prawnymi osoby z niepełnosprawnością borykają się na co dzień?

Grzegorz Jaroszczyk, adwokat, ekspert prawa pracy i praw osób niepełnosprawnych z Kancelarii Adwokackiej Adwokat Grzegorz Jaroszczyk, prawnik w Centrum Integracja w Warszawie: Najczęściej są to sprawy związane z orzekaniem o niepełnosprawności i kwestiami związanymi z rentą i świadczeniami przysługującymi osobom z niepełnosprawnością i ich opiekunom. Często to jest właśnie najważniejsze - bo związane z zaspokojeniem podstawowych potrzeb człowieka. Dotyczy to zarówno spraw związanych z ZUS-em, jak i miejskim zespołem ds. orzekania o niepełnosprawności. Najczęściej przychodzą do mnie osoby, które otrzymały orzeczenie od lekarza, które uważają za niesłuszne lub nietrafne. Pomagam wtedy np. napisać sprzeciw do komisji lekarskiej, a nawet odwołanie do sądu. Często osoby, które do mnie przychodzą, nie wiedzą o możliwościach i przysługujących im ścieżkach dochodzenia własnych praw. Moim zadaniem jest właśnie wskazanie tych możliwości i narzędzi.
Druga część spraw związana jest z prawem pracy – zarówno na etapie, gdy ktoś właśnie otrzymał umowę o pracę, jak i gdy jest właśnie zwalniany. Czy dana osoba słusznie została zwolniona? Czy pracodawca miał do tego prawo? Czy warto – a jeśli tak, to na jakich zasadach – od tego zwolnienia się odwoływać? Wątpliwości mają nie tylko same osoby z niepełnosprawnością. Często to pracodawcy kontaktują się z nami, by dopytać, wyjaśnić szczegóły przepisów związanych z uprawnieniami takich osób w pracy.
Nie wszystko, co powie pracodawca, jest święte – że tak ma być i kropka. Są jednak takie nadużycia, których bez znajomości przepisów się nie dostrzeże. Np. ktoś pracował na podstawie umowy cywilno-prawnej, np. umowy zlecenia, a był traktowany jak etatowy pracownik. Skoro pracodawca wymaga od nas pracy jak na etacie, wtedy powinien się liczyć i z tym, że przysługuje nam wynagrodzenie za urlop czy nadgodziny i mamy prawo tych kwestii dochodzić przed sądem.

Nie tak łatwo jednak powiedzieć pracodawcy: łamiesz moje prawa.
Z prawa trzeba jednak umieć korzystać. Jeśli ktoś pierwszego dnia pracy albo jeszcze na etapie rozmowy kwalifikacyjnej przyjdzie do szefa z wykładem, jakie przysługują mu prawa, taki pracodawca może się wystraszyć – nie prawa, tylko nas. Zawsze powtarzam, że decydując się na pracę, trzeba umieć dać coś od siebie – wtedy jest szansa na pewną harmonię między pracodawcą a pracownikiem. Nie będzie się też miało wyrzutów sumienia, że nie zrobiło się wszystkiego, by te dobre relacje w pracy nawiązać.
Zawsze radzę najpierw rozmawiać. Nie straszyć, nie powoływać się na przepisy. Panie kierowniku, panie dyrektorze, ja widzę tutaj problem, według mnie powinno być tak i tak. Gdy zaczynamy od gróźb sądem czy Państwową Inspekcją Pracy, i my, i nasz pracodawca okopiemy się tylko w swoich obozach i trudniej będzie nam dojść do porozumienia. Sprawy sądowe trwają. Konflikt często bardzo negatywnie wpływa na relacje w pracy i radość z niej. Pozew jest ostatecznością, a proces jest na końcu tej drogi. Bardzo często strony cieszą się, gdy na sali sądowej zawierana jest ugoda.
Bardzo dobrze, że coraz więcej instytucji zajmuje się mediacją. Myślę, że będzie ich w Polsce coraz więcej. Warto dążyć do polubownego rozwiązywania konfliktów. Mediacja może w tym pomóc – tam każda ze stron może swobodnie się wypowiedzieć, a ktoś obiektywny spojrzy na dany temat i spróbuje znaleźć konsensus. Tyle energii, czasu i pieniędzy się traci, gdy ludzie ze sobą nie rozmawiają.

Często, gdy zaczynamy myśleć o skorzystaniu z pomocy prawnika czy wejściu na drogę sądową, wyobrażamy sobie wielką walizkę pieniędzy, której potrzebować będziemy na pokrycie kosztów procesu i na wynagrodzenie dla naszego adwokata. Czy zawsze musi to tak wyglądać?

Nie. Postępowania dotyczące ubezpieczeń społecznych w pierwszej instancji są zwykle wolne od kosztów sądowych – ten argument często przekonuje naszych beneficjentów, by skierować swoją sprawę do sądu.

Czy osoby z niepełnosprawnością bardziej interesują się przepisami? Lepiej znają swoje prawa?

Jest bardzo różnie. Zdarza się, że przychodzą do nas rodzice dorosłych dzieci z niepełnosprawnością, a ja wyposażam ich w tak podstawową wiedzę, jak np. to, że nie muszą w niektórych sytuacjach płacić za bilety komunikacji miejskiej. Są też i tacy, którzy przychodzą do mnie z bagażem wiedzy po to tylko, by dopytać się o szczegóły, bym np. sprawdził przygotowane przez nich pisma.

Często w magazynie "Integracja" i na portalu Niepelnosprawni.pl przestrzegamy przed ślepą wiarą w to, co napisane jest w internecie. Czy z takim samym dystansem, jak "dra Google’a", powinniśmy traktować jego brata, "mecenasa Google’a"?

Trzeba bardzo, bardzo uważać na to, co się czyta w internecie. Znaleźć tam można często trafne porady i cenne informacje, ale też łatwo, idąc za niepewną radą, trafić w ślepy zaułek, w którym można naprawdę wiele przegrać – niektórych spraw nie da się już odkręcić. Przychodzi do mnie np. człowiek z orzeczeniem o całkowitej niezdolności do pracy zadowolony, że będzie miał rentę. A przecież samo orzeczenie nie gwarantuje jeszcze świadczenia – trzeba spełnić jeszcze inne przesłanki, np. odpowiedni staż pracy przed zdarzeniem powodującym niezdolność do pracy, dopiero potem możemy dojść do wniosków co do tego, czy ta renta będzie przysługiwać czy nie.

Kiedy jest ten najwłaściwszy moment, by zwrócić się o pomoc prawną, i w co przed rozmową z prawnikiem powinniśmy się wyposażyć?

Właściwy moment to ten przed podjęciem czynności prawnych, czyli np. przed złożeniem wniosku o rentę, o orzeczenie o stopniu niepełnosprawności czy przed złożeniem pozwu czy odwołania. Dobrze wiem, że w niektórych kwestiach polskie prawo daje bardzo bliskie terminy – np. zgodnie z art. 264 § 1 Kodeksu pracy, odwołanie od wypowiedzenia umowy o pracę wnosi się do sądu pracy w ciągu 7 dni od dnia doręczenia pisma wypowiadającego umowę o pracę. Szybka pomoc jest tu niezwykle ważna.
Bardzo częstym błędem jest ten najprostszy – nieprzeczytanie do końca orzeczeń lekarza czy komisji orzekającej. Przykład, o którym wspominałem: całkowita niezdolność do pracy nie oznacza automatycznie renty. Często ludzie myślą, że to koniec tematu: nie składam sprzeciwu do komisji lekarskiej, czekam spokojnie na decyzję o rencie. Aż tu nagle przychodzi decyzja odmowna. Dlaczego? Bo np. nie miał pan przepracowanych 5 lat w okresie ostatnich 10 lat. "Bo miałem całkowitą niezdolność do pracy!" Tak, ale to jest tylko jedna z trzech przesłanek do przyznania renty. Taki pan idzie więc do sądu – ale tu jest kolejny problem, bo wcześniej nie wykorzystał swojej drogi odwoławczej w ZUS-ie.

Jednym z najbardziej kontrowersyjnych tematów na styku prawa i niepełnosprawności jest ubezwłasnowolnienie. Czy ten temat pojawia się często w Pańskiej praktyce?

Rzeczywiście, pojawiają się ogromne wątpliwości. Ludzie traktują instytucję ubezwłasnowolnienia jako formę kary czy też pozbawienia praw. Ja staram się wyjaśniać, że instytucja ubezwłasnowolnienia ma przede wszystkim chronić tę osobę, która ma być ubezwłasnowolniona. Pojawiają się pytania: czy ja nie skrzywdzę swojego dziecka? Wtedy siadamy, często bardzo długo rozmawiamy, zastanawiamy się, jakie wybrać rozwiązanie. Ja nie jestem lekarzem, nie potrafię odpowiedzieć na pytanie: „czy moje dziecko należy ubezwłasnowolnić?”. O tym decydują lekarze i biegli sądowi. Ja mogę powiedzieć, jakie są przesłanki, jakie są przepisy i jak się to robi.
Warto pamiętać, że ubezwłasnowolnienie dotyczy przede wszystkim czynności prawnych – ma chronić np. przed tym, by ta osoba nie przyszła później z jakimiś dziwnymi umowami, które mogą okazać się nietrafne, a nawet szkodliwe dla niej samej i jej bliskich, a które może być potem bardzo trudno odkręcić.
Oczywiście, choć jest to na szczęście niewielki odsetek takich spraw, zdarzają się nadużycia, w których ktoś wykorzystuje ubezwłasnowolnienie dla własnych interesów, np. gdy dana osoba dysponuje jakimś majątkiem, a ktoś chciałby ją ubezwłasnowolnić, by móc tym majątkiem zarządzać. Trzeba jednak pamiętać, że taka osoba, która zarządza majątkiem osoby ubezwłasnowolnionej, jest kontrolowana przez sąd opiekuńczy – rodzinny, który w wielu sprawach może np. zakazać czynności takich, jak spieniężenie tego majątku.

Czy Pańskim zdaniem osoby z niepełnosprawnością intelektualną są odpowiednio chronione przez polskie prawo?

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ same osoby z niepełnosprawnością intelektualną rzadko do mnie przychodzą – najczęściej zgłaszają się do mnie ich rodzice. Widać u nich troskę o dziecko. Często jednak reagują oni dopiero po fakcie – prosząc o pomoc w unieważnieniu jakiejś umowy zawartej przez syna czy córkę. Jest to niemal zawsze proces trudny, a często się to po prostu nie udaje.

Zaczęliśmy naszą rozmowę od wspomnienia tych najgłośniejszych ostatnio spraw, w których stykają się prawo i niepełnosprawność. Czy myśli Pan, że wiele jeszcze takich "min" związanych z wzajemnym niezrozumieniem potrzeb osób z niepełnosprawnością i przedstawicieli różnych instytucji czeka nas w przyszłości?

Takie sytuacje mają najczęściej swoje źródło w niewiedzy i nieznajomości przepisów. Warto więc sięgać po opinie prawników, którzy specjalizują się w danej dziedzinie. W polskim prawie wiele mamy przepisów ogólnych, które wymagają dopracowania w praktyce. Nieznajomość prawa szkodzi – dotyczy to wszystkich, zarówno samych osób z niepełnosprawnością, jak i ich otoczenia.

Data opublikowania dokumentu: 2013-12-31, 14.53
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... uKQc5XxLIV

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt sty 24, 2014 16:51 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Nienajlepsze wyniki kontroli 1,7 tys. zakładów pracy
Autor: PAP

Firmy zatrudniające osoby niepełnosprawne łamią przepisy częściej niż te, które ubiegają się o status zakładów pracy chronionej - wynika z danych Państwowej Inspekcji Pracy (PIP) na temat zatrudnienia osób niepełnosprawnych w 2013 r., przedstawionych we wtorek 21 stycznia 2014 r. W minionym roku inspektorzy Państwowej Inspekcji Pracy przeprowadzili 2031 kontroli w 1677 zakładach pracy zatrudniających osoby z niepełnosprawnością (rok wcześniej było to 2641 kontroli w 2041 zakładach). Sprawdzono warunki zatrudnienia 61,7 tys. osób niepełnosprawnych.
W prawie co czwartej firmie zatrudniającej osoby niepełnosprawne spośród tych, w których stwierdzono uchybienia (24 proc. zakładów w tej grupie), kontrolerzy stwierdzili bariery architektoniczne oraz niewłaściwe przystosowanie obiektów i stanowisk pracy do ich potrzeb.
Najczęściej jednak nieprawidłowości dotyczyły ogólnych zaniedbań dotyczących BHP, takich jak niewłaściwa eksploatacja instalacji i urządzeń elektrycznych czy niewłaściwe przygotowanie maszyn i urządzeń. Jeśli chodzi o naruszenie przepisów dotyczących zatrudnienia, najwięcej przypadków uchybień dotyczyło niepoddania pracowników właściwym szkoleniom, zaniedbań w przeprowadzaniu badań lekarskich oraz udzielaniu urlopów.

Najwięcej uchybień dotyczyło wynagrodzeń
W zakresie swoich kompetencji inspektorzy prowadzili także kontrole u pracodawców ubiegających się o nadanie statusu zakładu pracy chronionej. W minionym roku o nadanie takiego statusu ubiegało się 78 pracodawców. Inspektorzy skontrolowali 77 podmiotów, wydali dwie opinie negatywne.
W sprawozdaniu Głównego Inspektoratu Pracy podkreślono, że stan przestrzegania przepisów dotyczących zatrudnienia osób niepełnosprawnych w zakładach ubiegających się o nadanie statusu zakładu pracy chronionej lub zakładu aktywności zawodowej oraz starających się o zwrot kosztów przystosowania miejsca pracy do potrzeb osób niepełnosprawnych, był lepszy niż w zakładach już posiadających taki status.
W związku ze skargami PIP przeprowadziła 184 kontrole w 143 zakładach. Spośród uchybień, jakie stwierdzili inspektorzy, najwięcej dotyczyło wynagrodzeń i innych świadczeń na rzecz niepełnosprawnych pracowników (33 proc.), czasu pracy (16 proc.) oraz warunków zatrudniania (11 proc.).
Wśród zakładów ubiegających się o nadanie statusu zakładu pracy chronionej największą grupę stanowiły firmy ochroniarskie oraz sprzątające (łącznie prawie połowa podmiotów) oraz przedsiębiorstwa przetwórstwa przemysłowego (27 proc.), a także firmy handlowe (17 proc.).
Przeprowadzono także 1178 kontroli na wniosek pracodawców lub starostów, w wyniku czego inspektorzy wydali ponad tysiąc opinii, w tym 45 negatywnych.

Lekceważenie prawa pracy
W związku z nieprawidłowościami związanymi z pracą osób niepełnosprawnych inspektorzy pracy wydali w 2013 r. prawie 4,5 tys. decyzji. 20 z nich dotyczyło wypłaty wynagrodzeń na łączną kwotę prawie 290 tys. złotych, a 62 osoby zostały ukarane mandatami na łączną kwotę ponad 70 tys. złotych. Inspektorzy w związku z przeprowadzonymi kontrolami skierowali też do sądu pięć wniosków o ukaranie.
"W ocenie inspektorów pracy znaczna liczba stwierdzonych nieprawidłowości nie wynikała z trudności ekonomicznych, ale z lekceważenia przepisów prawa pracy, nieprawidłowej organizacji pracy, tolerowania odstępstw od podstawowych zasad bezpieczeństwa pracy. Znacząca część podjętych działań korygujących lub zapobiegawczych nie wymagała dłuższego czasu i dużych nakładów finansowych" - napisano w sprawozdaniu.
Informacja PIP została przedstawiona na posiedzeniu Rady Ochrony Pracy poświęconym ocenie warunków zatrudnienia osób niepełnosprawnych. Rada Ochrony Pracy jest organem nadzoru nad warunkami pracy i działalnością PIP.

Data opublikowania dokumentu: 2014-01-22, 10.01
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... uKJBJXxLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt sty 24, 2014 17:25 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Ada Prochyra, Agnieszka Sprycha, Tomasz Przybyszewski, Źródło: inf. własna

Liczba znaków zapytania dotyczących budzącego wiele emocji wyboru Polskiej Grupy Pocztowej (PGP) na oficjalnego dostarczyciela przesyłek sądowych i z prokuratury jeszcze się powiększyła. Do obaw o chaos informacyjny, bezpieczeństwo i możliwość zagubienia ważnej korespondencji dołączyła nasza – o niedostępność architektoniczną większości placówek, w których od 1 stycznia br. przez najbliższe dwa lata odbierać będziemy m.in. zawiadomienia o rozprawie sądowej.
Pod koniec ubiegłego roku gruchnęła wiadomość o zmianie operatora obsługującego sądownictwo i prokuraturę – z Poczty Polskiej na niepaństwową Polską Grupę Pocztową. Jest to firma z siedmioletnim doświadczeniem, do tej pory obsługująca klientów m.in. z branży ubezpieczeniowej i energetycznej. Pokonała ona państwowego giganta w otwartym przetargu. W celu realizacji nowego, wartego 500 mln zł, kontraktu z sądami i prokuraturą, połączyła siły z firmami InPost i RUCH.
Oprócz placówek samego PGP to w ich jednostkach – na podstawie zostawionego awizo z adresem i godzinami otwarcia placówki – można będzie odebrać przesyłki, których nie udało się dostarczyć kurierowi. W tym właśnie punkcie zrodziła się nasza wątpliwość – do jakiego stopnia PGP wraz z partnerami jest przygotowana do zapewnienia powszechnej dostępności swoich usług?

A dostosowanie?
Przede wszystkim, zgodnie z Prawem pocztowym (Ustawa z dnia 23 listopada 2012 r.), Poczta Polska to do końca 2015 r. „operator wyznaczony”. W związku z tym zobowiązana jest m.in. artykułem 62. tej ustawy do zapewnienia osobom z niepełnosprawnością dostępu do usług, m.in. poprzez odpowiednią organizację pracy swoich placówek oraz dostęp do skrzynek pocztowych, co umożliwi korzystanie z nich osobom poruszającym się na wózkach. Osoby na wózkach oraz niewidome na swój wniosek oraz bez dodatkowych opłat mają też prawo otrzymywać przesyłki do rąk własnych. Nie muszą więc fatygować się na pocztę ani nawet do swojej skrzynki.
Poczta Polska w ostatnich latach stopniowo dostosowywała kolejne placówki do potrzeb osób z niepełnosprawnością, obsługa była szkolona do udzielenia im ewentualnej pomocy, a nowo otwierane punkty były w większości zorganizowane w ten sposób, aby każdy klient był w nich samodzielny. Jak zaznaczył w rozmowie z nami rzecznik prasowy Poczty Polskiej Zbigniew Baranowski, w ubiegłym roku w Tarnowskich Górach, Konstancinie-Jeziornie oraz Inowrocławiu otwarto nowe placówki w 100 proc. dostosowane do potrzeb osób z niepełnosprawnością oraz przez takie osoby obsługiwane.
Tymczasem w kioskach RUCH-u oraz umieszczonych często na peryferiach miast punktach InPost, nie wspominając już o sklepach papierniczych, wędkarskich, punktach ubezpieczeniowych, SKOK-ach, hurtowniach chemicznych itd., w których także przechowywane będą przesyłki z sądu (interaktywna wyszukiwarka), możemy napotkać schody. Jak się dowiedzieliśmy, aspekt powszechnej dostępności placówek odbioru przesyłek nie był brany pod uwagę przy rozstrzygnięciu przetargu. Co więcej, nie był to nawet żaden z warunków do spełnienia przez oferentów.
Jak czytamy w dokumencie ogłoszenia o przetargu sporządzonym przez Centrum Zakupów dla Sadownictwa Instytucję Gospodarki Budżetowej (CZdSIGB), wymagania stawiane wykonawcy są bardzo ogólne. Ma on „dysponować odpowiednim potencjałem technicznym oraz zasobami zdolnymi do wykonania zamówienia”, przy czym „zamawiający nie określił szczegółowo sposobu dokonywania oceny spełniania tego warunku w postępowaniu”.
Dawid Studencki z CZdSIGB, zapytany o zgodność dokumentu z obowiązującym Prawem Pocztowym, które gwarantuje osobom z niepełnosprawnością dostęp do usług pocztowych, odpowiedział:
- Sporządzając te minimalne wymagania, do których Państwo dotarli, oparliśmy się o jedno z rozporządzeń ministra infrastruktury, administracji i cyfryzacji w sprawie powszechnej usługi pocztowej. Powszechna usługa pocztowa to jest usługa, którą obowiązana jest świadczyć obecnie Poczta Polska, która ma zapewnić wszystkim obywatelom równy dostęp do usług pocztowych. My, opierając się o to rozporządzenie, chcąc zapewnić ten minimalny standard, który tam był określony, tych samych warunków żądaliśmy w specyfikacji. W tych zapisach rzeczywiście nie było nic o dostępności ani niepełnosprawności jako takiej. Jeśli wykroczylibyśmy poza standard, o którym wspomniałem, narazilibyśmy się na zarzut, że faworyzujemy któregoś z wykonawców. Dlatego trzymaliśmy się poziomu określonego prawnie.
Dawid Studencki przyznał, że Centrum Zakupów, jako zamawiający wykonanie usługi, nie ma wpływu na zapewnienie dostępności budynków, w których adresatom wydawane będą przesyłki.
- Nie mamy umownej sankcji tego typu, natomiast możemy próbować apelować do wykonawcy, aby tego typu rozwiązania wprowadzał – powiedział. – Jesteśmy w ciągłym kontakcie z Polską Grupą Pocztową, która na każdym kroku podkreśla chęć daleko idącej współpracy. Gdyby tego typu problem się pojawiał, możemy interweniować.

Zbagatelizowany problem
Wygląda na to, że problem będzie. Wybrane losowo z listy punktów odbioru PGP dwa (nowe!) warszawskie kioski RUCH-u są co najmniej mało użyteczne z punktu widzenia osoby poruszającej się na wózku. Aby dostać się do pierwszego z nich (Trasa W-Z/Plac Zamkowy), należy wspiąć się na stopień i otworzyć sobie drzwi, co uda się być może człowiekowi korzystającemu z kul, ale już nie osobie poruszającej się na wózku ani rodzicowi z małym dzieckiem. Drugi (róg ulic Zamenhofa i Anielewicza) ma tak wysoko umieszczone okienko, że człowiek siedzący na wózku nie będzie w stanie sam podać kioskarzowi awizo ani odebrać od niego listu. Co w tej sytuacji planuje RUCH? Jego rzeczniczka prasowa Izabela Cicha-Berenda nie widzi problemu:
- Według mojej wiedzy robienie zakupów w naszych nowych bryłach nie jest problematyczne dla osób na wózkach – stwierdziła. – Do tej pory nie mieliśmy takich zgłoszeń. Rzeczywiście zdarzają się kioski ze schodami, ale to są pojedyncze sztuki – ucina dyskusję na temat dostosowania punktów odbioru przesyłek z sądu.

Koperta z długopisem i ze znaczkami
W imieniu InPost – partnera PGP – odpowiedź na nasze pytanie o plany dostosowania placówek do potrzeb osób z niepełnosprawnością przesłał Związek Pocztowy. Wypowiedź sformułował dr Rafał Zgorzelski, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Niepublicznych Operatorów Pocztowych. Ze względu na jej obszerność cytujemy jedynie fragment, w którym w sposób następujący ujęto problem dostępności placówek dla osób z niepełnosprawnością:
„Realizacja kontraktu na obsługę korespondencji z sądów i prokuratur przez Polską Grupę Pocztową SA wpływa pozytywnie na zwiększenie dostępności placówek pocztowych dla obywateli. Od 1 stycznia każdą awizowaną przesyłkę, której nie udało się doręczyć do rąk własnych adresata bądź osoby uprawnionej, możemy odebrać nie tylko – tak jak było dotychczas – w standardowych godzinach pracy urzędów, lecz także w rozszerzonym zakresie w dni powszednie i w weekendy. Jest to zasługa wydłużonego czasu pracy większości placówek udostępnionych przez PGP.
PGP posiada łącznie 7543 placówki – planuje jeszcze w roku bieżącym zwiększyć swoją sieć do co najmniej 10 tys. jednostek, tak aby zagwarantować większą dostępność usług oraz możliwość rozwoju nowym agentom, których zaprasza do współpracy.
Związek Pocztowy zwraca uwagę, że niemal 44% (3701) placówek Poczty Polskiej z deklarowanej na koniec 2012 roku sieci 8459 urzędów jest prowadzonych przez agentów pocztowych, często w małych sklepikach lub nawet domach prywatnych”.
Zbigniew Baranowski, rzecznik prasowy Poczty Polskiej, jasno wyraża swoje stanowisko w tej sprawie:
- Realizacja tak poważnego zlecenia, jakim jest korespondencja z sądów i prokuratur, musi być poparta doświadczeniem, posiadanym zaufaniem do listonoszy i siecią placówek pocztowych w kraju. Taki potencjał posiada Poczta Polska i dzięki temu jest w stanie zapewnić wysoki standard przy świadczeniu usługi powszechnej, czyli dostępnej dla wszystkich obywateli na równych warunkach. Poczta Polska jest operatorem wyznaczonym do świadczenia usługi powszechnej, który gwarantuje bezpieczeństwo obrotu pocztowego i którego stempel posiada moc urzędową. Prawo pocztowe zobowiązuje także operatora wyznaczonego (przez najbliższe dwa lata jest nim Poczta Polska), by gwarantował odpowiedni standard usług na terenie całego kraju i utrzymywał rozległą sieć placówek, niezależnie od tego, czy jest to opłacalne, czy nie. Dzięki temu miliony Polaków mogą w sposób bezpieczny i łatwy korzystać z usług pocztowych dostępnych na wyciągnięcie ręki.

Fakty i plany
Standard, o którym mówi rzecznik Poczty, mieliśmy okazję obserwować przy okazji wyposażenia placówki na pl. Trzech Krzyży w Warszawie w system tłumacza języka migowego on-line (projekt pilotażowy) czy wspomnianych nowo otwartych oddziałów z certyfikatem „Obiekt bez barier”. „Budowa nowego modelu placówek, przyjaznych i otwartych na wszystkich klientów, jest jednym z priorytetów strategicznych Poczty Polskiej” – czytamy w komunikacie prasowym z 15 października 2013 r.
Sam zainteresowany – Polska Grupa Pocztowa – jak zapewnia, jest otwarty i chętny do współpracy, natomiast wygląda na to, że lekcja z dostępności jeszcze przed nim. Stanowisko PGP SA w kwestii dostępności ich placówek dla osób z niepełnosprawnością przekazał nam za pośrednictwem Biura Prasowego Leszek Żebrowski, Prezes Zarządu PGP SA:
- Co do zasady wszelkie procedury odbioru korespondencji – również dla osób niepełnosprawnych – pozostają bez zmian – stwierdził. – Niemniej jednak chcielibyśmy przygotować dodatkowe udogodnienia dla osób niepełnosprawnych, o których będziemy informować. Ponadto uruchomiliśmy specjalną infolinię dla osób niepełnosprawnych pod numerem 12 444 27 72.
W tej sytuacji pozostaje jedynie mieć nadzieję, że wielka niewiadoma, która zaskoczyła społeczeństwo wraz z nastaniem nowego roku, nie okaże się jeszcze większym problemem dla ludzi z niepełnosprawnością. Może to być szansa na poszerzenie kręgu osób myślących w kategoriach dostępności (nie tylko architektonicznej) o kolejne duże firmy oraz niewielkie przedsiębiorstwa.
- Na specjalnej infolinii PGP otrzymałem zapewnienie, że przesyłka z sądu może być dostarczona do mnie do domu – mówi Piotr Pawłowski, prezes Integracji, od 30 lat poruszający się na wózku. – Ale żeby tak było, muszę wcześniej podać PGP numer przesyłki i adres domowy. Co jednak w przypadku, kiedy takiej przesyłki nie spodziewam się, a PGP nie ma pojęcia, że jestem osobą z niepełnosprawnością? Po raz kolejny muszę angażować rodzinę, „pomóc” sobie, aby otrzymać coś, co jest specjalnie skierowane do osoby z niepełnosprawnością. Znów muszę walczyć o normalność!

Data opublikowania dokumentu: 2014-01-17, 15.26
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... uKI_ZXxLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Sieć znajomych
PostNapisane: Pt sty 24, 2014 17:41 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Kajetan Prochyra, Źródło: Integracja 5/2013

Czy można dostać dziś np. pracę bez znajomości? Tak, ale bez umiejętności nawiązywania relacji i budowania wokół siebie sieci kontaktów z pewnością będzie to dużo trudniejsze. Przeczytaj nasz poradnik dla mało towarzyskich.

Imię, nazwisko – szukaj!
Gdy na biurku potencjalnego pracodawcy ląduje nasze CV, po wstępnej jego lekturze przyszły szef coraz częściej wpisuje nazwisko kandydata w okno wyszukiwarki. W kilka sekund dowie się więcej, niż chcielibyśmy mu powiedzieć. Jeśli nie jesteśmy ostrożni, obejrzy zdjęcia z wakacji, zobaczy, jakich mamy znajomych, jak spędzamy czas, co pisaliśmy w sieci o poprzednim pracodawcy – albo co pisali o nas inni. Jeśli zaś w ogóle kandydata w sieci nie znajdzie, może to być gorsze w skutkach niż zdjęcie z dobrej zabawy np. na wieczorze kawalerskim kolegi. Owa nieobecność niekiedy może oznaczać, że jesteśmy na bakier z komputerem, nie umiemy chwalić się osiągnięciami, nikt nas publicznie nie chwali albo przez ostatnie 10 lat mieszkaliśmy w jakiejś jaskini.
Na współczesnym rynku pracy trudno uznać te przypadłości za atuty. Jeszcze kilka lat temu dobrze widziana była własna strona internetowa – czyli wizytówka w sieci. Dziś sprawa jest znacznie prostsza i tańsza. Mając podstawowe umiejętności poruszania się w internecie, można za darmo stworzyć swój profil na różnych portalach społecznościowych. Dzięki nim uda się samemu zbudować wizerunek w sieci – dzielić się doświadczeniem, zainteresowaniami, utrzymywać kontakt z bliskimi i poznawać nowych ludzi. Wystarczy do tego adres e-mail.

Widziałem na fejsie...
Gdy założysz własny profil na portalu społecznościowym, z dużym prawdopodobieństwem kilka następnych dni spędzisz, wyszukując znajomych sprzed lat i odbudowując stare przyjaźnie. I bardzo dobrze! Choć sama sieć szczęścia nie daje – kto wie, co spotkać cię może ze strony ludzi po drugiej stronie ekranu.
Nie wstydź się dzielić swoimi sukcesami. Im więcej osób – choćby tylko kliknięciem „lubię to” – cieszy się razem z tobą, tym lepiej. Wzmacnia to twój wizerunek także poza światem wirtualnym. Z dużym prawdopodobieństwem, gdy spotkasz potem znajomego na ulicy, usłyszysz: „Fajne masz dziecko“, „Byłeś nad morzem“, „Zmieniłeś zdjęcie na fejsie!”. Nie wstydź się też prosić przez ten serwis o pomoc. Ogłoszenia: „Szukam pracy”, „Wynajmę mieszkanie”, „Sprzedam samochód” to na portalach społecznościowych codzienność.
Jeśli szukasz konkretnych, wyspecjalizowanych informacji lub usług, warto skorzystać z forów dyskusyjnych. Skupiają one pasjonatów i ekspertów z różnych dziedzin. W tematach związanych z niepełnosprawnością wartym polecenia adresem jest forum.niepelnosprawni.pl. Można tam bezpośrednio skontaktować się z pracownikami Centrum Integracja, komentować artykuły portalu www.niepelnosprawni.pl, a także dyskutować w Kawiarence albo na Forum Rodziców i wymieniać się doświadczeniami z osobami z niepełnosprawnością.

Kariera w sieci
W sieci swoją karierę rozpoczęła m.in. Bogumiła Siedlecka – laureatka Nagrody Publiczności w tegorocznym konkursie Integracji – „Człowiek bez barier”. Jej kanał w serwisie youtube.com, na którym publikuje filmiki poświęcone makijażowi, śledzi już ponad 13 tys. internautów.
– Być może trzeba być po prostu pozytywnym człowiekiem. Kiedy wychodzimy na ulicę, zwykle widzimy smutnych, skwaszonych ludzi. Ja jestem inna – nie narzekam na swoje życie – mówi Bogusia. – Mam pełną świadomość tego, że moja niepełnosprawność przyciągnęła widzów – tego na YouTube dotąd nie było. Myślę jednak, że nie miałabym szansy tam zaistnieć, gdybym nie była dobra w tym, co robię. Staram się, wkładam w to ogromnie dużo serca, jestem sobą – to przekłada się na już ponad milion wyświetleń.
Bogusia najpierw oglądała dużo filmów publikowanych na YouTube przez modowe vlogerki, a potem postanowiła spróbować swoich sił.
– Zaczęłam trochę z nudów, trochę z ciekawości, ale przede wszystkim z pasji.
Pod filmami Bogusi na jej kanale „Anioł na resorach” znaleźć można wiele komentarzy. Jednak obok tych pełnych wdzięczności i uznania są i krytyczne, nawet brutalne. Jak sobie z tym radzić?
– To jest jak spacer chodnikiem, kiedy pada deszcz: zawsze może nas ochlapać auto. Nie unikniemy tego. Nie można jednak zamykać się w domu, „bo coś się może zdarzyć”. Kiedy ktoś mnie zaczepia i mówi: „Oglądam cię”, wtedy czuję sukces. Kanał mnie dowartościował. Mam skłonność do zimowych depresji: kiedy ulice nie są odśnieżone, a kierowcom nie bardzo chce się wychodzić i pomagać wjechać do autobusu, to siedzi się w domu. Często w tym czasie zamiast żyć – zimowałam. Odkąd prowadzę swój kanał, mam cel – muszę wstać, nagrać filmik, obrobić go, odpowiedzieć na komentarze... To dla mnie dobry antydepresant.Znajomości wirtualne przechodzą potem do reala [czyli świata innego niż tworzony w komputerze - przyp. red.]. Otwiera to ogromne możliwości. Z jednej strony są moi widzowie, z drugiej cała wspólnota vlogerów. Stają się realną częścią mojego życia. Polecam to każdemu, kto czuje się w czymś dobry!

Wyjdź z domu!
Budowanie sieci znajomych w internecie może być pomocne, jednak trzeba pamiętać, że internet to tylko środek, a nie cel w tworzeniu własnego kapitału ludzkiego. Czasami jednak wykorzystanie go mogą utrudniać najbliżsi. Rodzina czy nauczyciele sądzą – często w dobrej wierze – że najlepiej jest osobę z niepełnosprawnością chronić jak pod kloszem. Internet może pomóc spod niego uciec. Tak było w przypadku Anny Wąsik, która w 2011 roku została laureatką Nagrody Publiczności w Konkursie „Człowiek bez barier”.
– W ciągu ostatnich 10 lat zrobiłam niesamowity skok – mówi 27-latka, która w szkole była milczkiem, niezgłaszającym się do odpowiedzi, a dziś jest donośnym głosem wielu osób wykluczonych – nie tylko z własnej dzielnicy, warszawskiej Pragi Północ.
Przełom nastąpił spontanicznie, pewnego razu 8 lat temu wyszła z domu, by bez zgody rodziców zapisać się do organizacji młodzieżowej. Tak sobie postanowiła. Najpierw lepiła tam pudełka potrzebne do realizowania kampanii ulicznej, jeździła na akcje, poznawała miasto, a wkrótce już koordynowała pracę ludzi na poziomie krajowym. Proponowano jej awans, ale Ania – z czego sama się śmieje – zawsze się wycofuje i woli wrócić do swojej dzielnicy, sąsiadów i ich problemów.
Dziś sporo czasu poświęca pracy z seniorami w domu dziennego pobytu przy ul. Brzeskiej, wspiera Kapelę Praską, która niedawno świętowała ćwierć wieku istnienia, jest też inicjatorką powstania wielu organizacji i stowarzyszeń. Na tę młodą dziewczynę z Pragi zagłosowało we wspomnianym konkursie ponad 26 tys. ludzi.
– To jakoś samo poszło – odpowiada Ania. – Znajomi zaczęli sobie przesyłać link z konkursem. Pewnego dnia dostałam e-mail z Kanady: „Polonia na ciebie głosuje, dziękuję, że opiekowałaś się moją babcią”. Ktoś inny dzwonił z kawiarenki internetowej: „Powiedziałem, żeby tu na ciebie głosowali i wszyscy rozsyłają to swoim znajomym”.
Jak przyznaje Ania, konkurs „Człowiek bez barier“ uświadomił jej, że ma za sobą armię ludzi, że tkwi w niej potencjał, który może wykorzystać, nie tylko dla siebie.
– Robię to, co kocham, i to jest chyba najważniejsze. Na pewno nie można traktować znajomości jako celu samego w sobie. Trzeba raczej zastanowić się, co mnie najbardziej interesuje, i szukać ludzi, którzy robią to samo. Moją pasją jest praca społeczna, ale to może być sport – co tylko się chce. Fajnie jest, gdy zna się siebie, swój charakter. Należy otaczać się ludźmi, którzy budują, a nie dołują. Tych, którzy ciągną człowieka w dół, należy omijać dużym łukiem – podkreśla Anna Wąsik.

A jeśli do pokonania jest jeszcze niepełnosprawność...
– Mam na tym punkcie dużą słabość... – wyznaje Anna Wąsik. – Gdy widzę ludzi, którzy zamiast przed siebie, patrzą w dół, tak długo krążę wokół, aż ich postawię na nogi. Zawsze pomocna jest rozmowa. Potrafię być troskliwa, ale umiem też być okrutna... Nie potrafię użalać się nad niepełnosprawnością. Kiedyś na wakacjach dowiedziałam się, że w domku obok jest dziewczynka z niepełnosprawnością. Odkąd przyjechała, ani razu nie wyszła na dwór. Poszłam do niej porozmawiać – nie pamiętam już o czym. Następnego dnia wyszła z domku, by przejść na moją działkę. Niewielki odcinek. Poruszała się o kulach. W połowie drogi się przewróciła. Nawet się nie ruszyłam. Sama się podniosła, doszła do mnie. Potem świetnie się bawiłyśmy w dużym, dmuchanym basenie. I już codziennie wychodziła z domu. Chyba dlatego, że zaliczyła upadek i wiedziała, że się podniesie.
Anna Wąsik podpowiada, że trzeba wierzyć w siebie, pogodzić się z chorobą, iść za marzeniami.
– I przede wszystkim trzeba sobie wybić z głowy, że jest się nikomu niepotrzebnym. To nie jest prawda. Codziennie ktoś nas potrzebuje. Czasami tylko tego nie zauważamy.

Lekcje improwizacji
Pogodzenie się z niepełnosprawnością nie oznacza, że należy się jej podporządkować. Udowodnił to Robin Barnett, Ambasador Wielkiej Brytanii w Polsce. Kłopoty z poruszaniem się sprawiły, że dokuczano mu w szkole, był beznadziejny w ulubionych dyscyplinach sportu i musiał też zapomnieć o karierze wojskowej. Wszystko to odebrało mu pewność siebie i utrudniło nawiązywanie relacji z otoczeniem. Postanowił jednak zawalczyć ze słabościami:
– Zacząłem chodzić na zajęcia z improwizacji teatralnej, by nabrać pewności siebie i poprawić umiejętności społeczne. Specjalnie angażowałem się w działania wymagające publicznych wystąpień, mimo że na początku mnie to przerażało – mówił ambasador podczas gali Konkursu „Człowiek bez barier”. – Skupiłem się na tych aktywnościach w których moja niepełnosprawność nie miała wielkiego znaczenia – grałem w tenisa stołowego, sędziowałem mecze krykieta – postanowiłem osiągnąć sukces i mieć ciekawe życie. Co najważniejsze, przekonałem się, że mogę zrealizować marzenia.

Potrzebujemy ludzi, by pomogli spojrzeć na siebie z dystansu, dodali otuchy, nauczyli patrzeć przed siebie. Trzeba ich szukać i nie odmawiać sobie prawa do skorzystania z szansy. Czasem może być nią zaproszenie na działkę, kiedy indziej oferta warsztatów czy szkolenia, albo nawet informacja o zjeździe absolwentów liceum.
Relacje z ludźmi należy pielęgnować – to tak samo jasne, jak nieoczywiste – nie ma przecież przepisu na to, jak dbać o znajomości. Może poza jedną radą – bądź osobą, na której inni mogą polegać.


Zdaniem eksperta
Psychologia oczywiście poszukuje prawd ogólnych, ale konkretni ludzie w swojej złożoności wymykają się schematom. Ludzie różnią się i ciągle nie ma uniwersalnych rozwiązań dla wszystkich. Żyjemy w czasach, w których promowane jest bycie silnym, młodym, przebojowym, z niezliczonym gronem znajomych. Wsparcie społeczne, czyli zasoby, których dostarczają inni, aby wesprzeć w radzeniu sobie z przeciwnościami losu, jest jedną z najlepszych odtrutek na stres.
✓ Nie każdy jednak musi mieć tak samo rozbudowaną sieć kontaktów. Dla osób, które nie mają potrzeby utrzymywania licznych, często powierzchownych znajomości, konieczność takich interakcji może być przytłaczająca.
✓ Ekstrawertycy mają naturalną umiejętność nawiązywania znajomości. Ich liczba nie musi jednak przekładać się na jakość. Może okazać się, że gdy potrzeba wsparcia, relacje były powierzchowne i nikt nie udzieli pomocy.
✓ Dobrze jest dbać o relacje z grupą o tym samym systemie wartości i wzajemnych potrzebach jej członków.
✓ Bardzo ważne jest uświadomienie sobie potrzeb – jeżeli wiem, że chciałbym mieć grupę znajomych, wyjść z domu i jestem tego świadomy, a przy tym nie udaję, że problemu nie ma, to jestem krok od tego, by znaleźć rozwiązania. Jeśli tego nie umiem – warto poszukać specjalisty.
✓ Wprowadzając zmiany w życiu, warto wyrobić w sobie postawę optymistyczną. (...) Jest to kwestia zmiany myślenia i interpretacji sytuacji: jeśli pojawia się problem, jestem w stanie go zmienić; jeżeli coś mi się nie udaje, nie znaczy to, że jestem do niczego, tylko że w tym momencie coś się nie udało i mogę spróbować jeszcze raz. Ważne jest też umiejscowienie poczucia kontroli. Jeśli znajduje się ono na zewnątrz, wtedy czuję, że nic ode mnie nie zależy, nie decyduję o wyniku moich działań – po co więc mam się starać (...) Jeśli poczucie kontroli jest wewnątrz, wtedy jestem w stanie wpływać na sytuację, jestem swoim dowódcą, wiem, czym dysponuję, jakie mam mocne strony i jakie kolejne cele.

Agnieszka Jawornicka-Kazancew, psycholog


Zostań blogerem
Jeśli czujesz w sobie taką potrzebę, możesz łatwo założyć w sieci własną stronę WWW. Z pomocą przyjdą ci np. serwisy www.blogspot.com lub www.wordpress.com. W prosty i darmowy sposób stworzysz stronę – np. z informacjami kontaktowymi, galerią zdjęć czy blogiem. Specyficzną odmianę bloga – fanpage – możesz stworzyć na Facebooku. Tak jak Izabela Sopalska – autorka bloga i profilu Kulawa Warszawa (kulawawarszawa.pl, facebook.com/KulawaWarszawa). Jak sama pisze: „Mam taki pomysł... Zmienię Warszawę w miejsce przyjazne dla niepełnosprawnych ruchowo!”. Iza porusza się o kulach i na wózku. Na Facebooku publikuje zdjęcia niedostępnych lub źle dostosowanych miejsc w stolicy oraz zachęca do uczestnictwa w akcjach związanych z przełamywaniem barier. W tej chwili jej strona ma już ponad 1600 fanów.


Portale społecznościowe
Facebook.com to największy na świecie portal społecznościowy. Tworzymy tam swój profil (imię, nazwisko, zdjęcie) i dodajemy znajomych. Dzięki Facebookowi zobaczysz, co robią znajomi – czym się zajmują, jaką lubią muzykę, jakie mają plany itp. Twoi znajomi już tam są! Facebook pomoże ich znaleźć, jeśli pozwolisz mu sprawdzić, z kim prowadziłeś korespondencję e-mailową. Można też ich szukać poprzez wyszukiwarkę.
Naszaklasa.pl (lub nk.pl) - jeszcze niedawno bardzo popularny polski portal. Dołączając do niego, podawało się dane szkoły i w kilka chwil znajdowało się koleżeństwo z ławy szkolnej. Dziś popularność tego portalu spadła na rzecz Facebooka. Portal idealny, by np. zorganizować zlot maturzystów swojego liceum.
LinkedIn.com to międzynarodowy branżowy portal społecznościowy. Tworzymy na nim swój profil zawodowy – wirtualne CV. W Polsce jest umiarkowanie popularny, ale warto założyć tam konto, jeśli chcemy być widziani jako nowocześni i obeznani z internetem.
GoldenLine.pl to polski, bardziej przyjazny odpowiednik LinkedIn. Tam także wpisujemy CV i dodajemy znajomych. Sporo dzieje się też w branżowych grupach, w które łączą się specjaliści z danej dziedziny albo osoby zainteresowane danym tematem.

Uwaga! Korzystanie z portali społecznościowych jest darmowe, ale portale zbierają dane – im więcej im powiesz, tym więcej będą o tobie wiedzieć. Informacje te mogą wykorzystać, by np. wysyłać reklamy. Każde zdjęcie wrzucone do sieci może zostać tam na zawsze. Zastanów się dwa razy przed upublicznieniem informacji, komentarza czy fotografii. Poświęć parę minut, by zapoznać się z tzw. polityką prywatności tego portalu.

W najbliższym czasie na naszym portalu dokładniej zaprezentujemy portale społecznościowe, jednak już dziś warto polubić nas na Facebooku i obserwować na Twitterze.

Data opublikowania dokumentu: 2014-01-24, 11.39
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... uKN95XxLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt sty 24, 2014 17:56 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Mateusz Różański, Źródło: inf. własna, PAP

W czwartek 23 stycznia 2014 r. przed Kancelarią Premiera odbył się kolejny już protest kilkudziesięciu rodziców dzieci z niepełnosprawnością. Mimo mrozu, pojawili się w Warszawie, niektórzy ze swoimi dziećmi, domagając się m.in. spełnienia rządowych obietnic i podniesienia wypłacanych im świadczeń. Jednak nie wszyscy rodzice niepełnosprawnych dzieci utożsamiają się z poglądami protestujących.
- Jesteśmy dyskryminowani! Rząd skazuje nas na wegetację! – skandowali uczestnicy pikiety.
Zapytani dlaczego, mimo niesprzyjającej pogody, zdecydowali się zaprotestować, odpowiadali, że podczas gdy co roku koszty życia rosną, ich świadczenia stoją w miejscu.
- Na swoich dwóch synów dostaję 620 złotych i do marca 200 złotych dodatku. Moje dzieci wymagają stałej opieki, więc nie mogę podjąć stałej pracy – żaliła się pani Beata, która na manifestację przyjechała z Bydgoszczy.
Pikietujących rodziców wsparł wraz z grupą swoich zwolenników Piotr Ikonowicz z Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej.
- To, co w Polsce dzieje się z dziećmi niepełnosprawnymi, to prawdziwy skandal – mówił oburzony lewicowy działacz.
Uczestnicy pikiety żądali uznania opieki nad niepełnosprawnym dzieckiem za pracę zawodową, realnego wzrostu wysokości otrzymywanych świadczeń tak, by pozwalały zaspokoić potrzeby rodziny i osoby niepełnosprawnej; podwyższenia kwoty renty socjalnej i zasiłku pielęgnacyjnego.

Prace trwają
Z protestującymi rodzicami spotkał się premier Donald Tusk. Jak poinformowała Polską Agencję Prasową rzecznik rządu Małgorzata Kidawa-Błońska, premier podczas spotkania z protestującymi zapewnił ich, że obietnica podniesienia świadczenia pielęgnacyjnego do wysokości płacy minimalnej do 2016 r. jest realizowana. Świadczenie w takiej wysokości mieliby otrzymywać rodzice, którzy zrezygnowali z pracy zawodowej, by opiekować się niepełnosprawnymi dziećmi. Małgorzata Kidawa-Błońska podkreśliła, że państwo chce pomagać, ale może to być pomoc w ramach możliwości budżetu państwa.
O świadczenia dla rodziców niepełnosprawnych dzieci zapytaliśmy Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej.

„Już od jesieni ubiegłego roku w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej prowadzone są prace nad projektem zmian do ustawy o świadczeniach rodzinnych w zakresie świadczenia pielęgnacyjnego, które mają na celu zarówno stopniowe zwiększanie wysokości świadczeń (dla opiekunów osób niepełnosprawnych), jak również wprowadzenie zróżnicowania wysokości świadczeń stosownie do stopnia niepełnosprawności osoby niepełnosprawnej - czytamy w udzielonej nam odpowiedzi. - Projekt ten jest obecnie na etapie konsultacji zewnętrznych – trwa analiza zgłoszonych uwag, a jego ostateczny kształt i termin wejścia w życie uzależniony jest od dalszego przebiegu procesu legislacyjnego (tekst projektu zamieszczony jest w Biuletynie Informacji Publicznej MPiPS).
Ponadto, należy mieć na względzie, że na podstawie uchwały Rady Ministrów ustanowiony został Rządowy program wsparcia finansowego osób pobierających świadczenie pielęgnacyjne, który jest kontynuacją programu wsparcia dla rodziców dzieci niepełnosprawnych. Pomoc przysługuje do końca marca 2014 r. w wysokości 200 zł miesięcznie. W przypadku przedłużania się prac legislacyjnych nad projektem ustawy planuje się dalszą kontynuację przedmiotowej pomocy. W związku z faktem, że tematyka spotkania wykraczała merytorycznie poza kompetencje Ministra Pracy i Polityki Społecznej planuje się kolejne spotkanie z przedstawicielami opiekunów dzieci niepełnosprawnych z udziałem Ministra Pracy i Polityki Społecznej, Ministra Zdrowia, Ministra Edukacji Narodowej oraz Prezesem Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych”.

Doraźna pomoc czy realna zmiana?
Jednak nie wszyscy rodzice niepełnosprawnych dzieci utożsamiają się z poglądami protestujących. Dla sporej części z nich ważniejsze od kolejnej transzy pieniędzy jest wprowadzenie realnych zmian systemowych, które mogłyby zapewnić ich dzieciom właściwą opiekę, a im samym pozwolić na podjęcie pracy zawodowej.
- Samo podwyższanie świadczeń to droga donikąd - mówi Maria Król, przewodnicząca Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom Niepełnosprawnym „Krok za krokiem” z Zamościa. – Oczywiście, wypłacana do tej pory pomoc jest zbyt niska, jednak samo przekazywanie rodzicom pieniędzy niewiele poprawi jakość życia rodziców i ich dzieci. Trzeba rozwijać działania systemowe – stwarzać i wspierać już istniejące ośrodki dziennego wsparcia, podwyższać świadczenia, przywrócić opiekunom niższy wiek emerytalny itp. Dla dzieci z poważnymi, sprzężonymi dysfunkcjami mogą to być ośrodki rewalidacyjno-wychowawcze (stosunkowo dobrze finansowane z oświaty, ale obejmujące dzieci i młodzież do 25. roku życia) czy też inne terapeutyczne. Dla dorosłych z poważnymi dysfunkcjami mogą to być dzienne ośrodki pobytu i ewentualnie środowiskowe domy samopomocy, jeśli zmodyfikuje się ich formułę i zróżnicuje poziom dofinansowania w zależności od stopnia niesamodzielności. Takim placówkom rodzice dzieci z niepełnosprawnościami będą mogli powierzać swoje dzieci w ciągu dnia, by sami móc zacząć pracować lub chociażby zregenerować siły przez kilkugodzinny odpoczynek.
Zdaniem Marii Król, takie dzienne centra powinny być w każdej dzielnicy dużego miasta oraz w mniejszych miastach, np. powiatowych.
- Warunkiem powierzenia pod opiekę i wsparcie tych placówek dla członka swojej rodziny jest zaufanie i pewność, że jakość opieki i wsparcia jest zadawalająca – podkreśla przewodnicząca Stowarzyszenia „Krok za krokiem”. – Będzie to lepsze zarówno dla nich, jak i ich dzieci. Oni zostaną odciążeni czasowo, jak i finansowo (część kosztów opieki przejmie np. oświata, gmina, PFRON itp). Dla ich dzieci uczestnictwo w zajęciach w tego typu ośrodkach może być szansą na kontakt z innymi ludźmi i nową, być może bardziej rozwijającą stymulację, niż może ją wykonywać stale ta sama, zmęczona matka.

Wsparcie rodzin przez asystentów
Maria Król doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że wielu rodziców może mieć uprawnione obawy co do powierzania swych dzieci instytucjom państwowym.
- Rozumiem niechęć rodziców osób niepełnosprawnych do domów pomocy społecznej – instytucji stacjonarnych, całodobowych, izolujących od kontaktów z rodziną i znajomymi – zaznacza. – Sama nigdy nie oddałabym tam swojego syna, a on – jest świadomy swego stanu i swojego wysokiego poziomu zależności od innych – powiedział, że woli umrzeć, niż trafić do takiego domu – mówi Maria Król, która sama jest matką 28-letniego syna z czterokończynowym porażeniem mózgowym.
Innym rozwiązaniem jest jej zdaniem wspieranie rodzin przez asystentów osób niepełnosprawnych, którzy dodatkowo mogą ich odciążyć w godzinach popołudniowych czy dniach wolnych od zajęć w ośrodkach dziennych. Tłumacząc swoje stanowisko Maria Król wskazuje na zapisy Konwencji ONZ o prawach osób niepełnosprawnych, gdzie wyraźnie wskazuje się na konieczność popierania środowiskowych form pomocy, takich jak dzienne ośrodki opieki czy usługi wsparcia w środowisku, np. asystenckie.
Tego samego zdania byli również niektórzy uczestnicy protestu.
- Jeśli mojemu synowi będzie zapewniona odpowiednia opieka i rehabilitacja, to z chęcią przyjmę pomoc asystenta – mówił pan Dariusz, ojciec małego Dominika.

Data opublikowania dokumentu: 2014-01-24, 16.17
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... uKOkJXxLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt sty 31, 2014 11:32 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Mateusz Różański, Źródło: dailymail.co.uk, elle.com, today.com, cyt za: thedailybeast.com

Znana z ciętego języka blogerka modowa Jillian Mercado została twarzą luksusowej marki Diesel. Dziewczyna jest obdarzona naturalną charyzmą i urodą, a w robieniu szumu w modowym świecie nie przeszkadza jej to, że porusza się na wózku.
Cierpiąca na zanik mięśni mieszkanka Manhattanu nigdy nie pozwoliła, by niepełnosprawność przeszkodziła jej w realizowaniu pasji, jaką od zawsze była dla niej moda. Jillian od początku wiedziała jednak, że w branży, w której na pierwszym miejscu stawia się perfekcyjny wygląd, nie będzie jej łatwo. - Wiedziałam, że chcąc pracować w świecie mody, rzucam się w ogień - powiedziała w jednym z wywiadów.

Droga do sławy
Mercado podjęła studia na słynnej nowojorskiej uczelni modowej FIT (Fashion Institute of Technology) i trafiła na staż do jednego z najbardziej prestiżowych pism branżowych, "Allure", dzięki któremu odkryła, że fakt, iż porusza się na wózku, może okazać się jej atutem.
Jej artykuły publikowano w wielu pismach i na portalach, a popularność w środowisku przyniósł jej prowadzony przez nią blog Manufactured1987.com, na którym zamieszczała swoje zdjęcia i przemyślenia na temat świata mody. Prawdziwą sławę i zainteresowanie mediów zyskała jednak dzięki kampanii reklamowej marki Diesel.
Zgłoszenie chęci udziału w kampanii wysłała, jak twierdzi, dla żartu i nie za bardzo wierzyła w swoje szanse. Jednak jej oryginalna uroda i osobowość zwróciły uwagę Nicoli Formichettiego, dyrektora artystycznego marki Diesel, który postanowił zaangażować ją do swojego projektu. Okazało się to strzałem w dziesiątkę; opublikowane przez Formichettiego zdjęcia Mercado zrobiły prawdziwą furorę w prasie i w internecie, gdzie rozpisywano się m.in. na temat jej niesamowitych oczu i ust.
Niepełnosprawna blogerka oraz 22 innych wybranych modeli amatorów będzie reklamować markę Diesel w kampanii, która pojawi się w mediach w przyszłym miesiącu.

Data opublikowania dokumentu: 2014-01-29, 12.01
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... utQVpWPLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt sty 31, 2014 11:48 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Piotr Stanisławski, Źródło: Integracja 4/2013

Współpraca samorządów z organizacjami zajmującymi się osobami z niepełnosprawnością jest lepsza niż 10 lat temu. Stało się to za sprawą Ustawy o działalności pożytku publicznego i wolontariacie przyjętej w 2003 roku. O prawdziwym partnerstwie trudno jednak dziś jeszcze mówić.
Organizacje pozarządowe pytane o przykłady słabej współpracy z samorządem, najczęściej wskazują na brak wpływu na decyzje podejmowane przez samorząd i fikcyjne konsultacje społeczne. Obowiązek konsultowania z nimi uchwał i aktów prawnych, które dotyczą spraw, jakimi one statutowo się zajmują, narzuca na samorządy Art. 5 ust. 5 Ustawy o działalności pożytku publicznego. Natomiast Art. 5a ust.1 zobowiązuje je do uchwalania rocznego programu współpracy z takimi organizacjami. Współpraca to nie przejaw dobrej woli władz lokalnych, lecz ich obowiązek.
Jeśli samorząd nie prowadzi takich konsultacji lub nie uchwala rocznego planu współpracy z organizacjami osób niepełnosprawnych, mogą one zaskarżyć ten fakt do sądu administracyjnego. Ale dla samorządów głównym partnerem do rozmów są Powiatowe Rady Działalności Pożytku Publicznego oraz Rady ds. Osób Niepełnosprawnych. Nie wszędzie one jednak powstały, zwłaszcza te drugie. A mają opiniować projekty uchwał, programów i aktów prawa miejscowego pod kątem ich skutków dla osób niepełnosprawnych oraz działań i strategii wyznaczanych przez powiat – na rzecz tych osób. Rady mogą działać na podstawie Rozporządzenia Ministra Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej z 25 marca 2003 roku oraz przepisów ustawy o rehabilitacji (Art. 44b). Niestety, jak pokazuje praktyka, „opiniowanie” i „konsultowanie” – jeśli w ogóle się odbywa – bardzo często jest pozorowane.

Rozmowy kontrolowane
Przykładem fikcyjnych konsultacji może być to, co nie tak dawno zdarzyło się w Warszawie w związku z planami dostosowania II linii metra do potrzeb osób z niepełnosprawnością. Przedstawiciele Rady Społecznej ds. Osób Niepełnosprawnych otrzymali do zaopiniowania z Wydziału ds. Osób Niepełnosprawnych projekt dostosowania II linii metra. Na zapoznanie się z nim i przesłanie uwag mieli tylko jeden dzień, bo już następnego zaplanowano procedurę przetargową.
Wśród osób, które miały opiniować projekt, był Paweł Wdówik, kierownik Biura ds. Osób Niepełnosprawnych na Uniwersytecie Warszawskim, osoba niewidoma, doskonale znająca temat dostępności transportu dla osób niewidomych i słabowidzących.
Paweł Wdówik odmówił jednak udziału w konsultacjach i powiadomił o tym wiceprezydenta Włodzimierza Paszyńskiego, wysyłając list, w którym skrytykował takie traktowanie Rady.– Postanowiłem, że nie będę opiniował przesłanej dokumentacji, bo takie konsultacje to fikcja i nie mają żadnego wpływu na to, czy metro będzie bezpieczne dla osób niepełnosprawnych – mówił Paweł Wdówik. – Nie można tak ważnych rzeczy konsultować w tak szybkim tempie, to absurd.
Gdy sytuację opisały lokalne media, ratusz winę zrzucił na Zakład Transportu Miejskiego (ZTM) – który odpowiadał za przygotowanie projektu i przeprowadzenie konsultacji – tłumacząc się, że projekt od ZTM otrzymał ledwie kilka dni wcześniej. Przerzucanie winy to częsta praktyka wśród jednostek i urzędów samorządowych. Zdarzyło się to także w Warszawie przed rozpoczęciem Euro 2012, kiedy remontowano najważniejsze wtedy przejście podziemne w stolicy – bezpośrednio przy Stadionie Narodowym. Okazało się, że kibice poruszający się na wózkach nie wydostaną się z przystanku tramwajowego, ponieważ w przejściu podziemnym nie przewidziano wind. Winą obarczały się nawzajem ratusz, ZTM i wydział dróg. Powstał bubel kompromitujący stolicę przed najważniejszym w Polsce europejskim turniejem sportowym, ale winnego nie ustalono.
Pozorowane konsultacje społeczne to największy „grzech” współpracy samorządów z organizacjami pozarządowymi, co potwierdzają badania i diagnozy przygotowane w ciągu ostatnich kilku lat (m.in. raport z 2011 roku Badania efektywności konsultacji społecznych). W praktyce „konsultacje” najczęściej kończą się na przekazaniu organizacjom do akceptacji już przygotowanych przez samorządy projektów. Na zapoznanie się z nimi i przekazanie swoich uwag Rady ds. Osób Niepełnosprawnych otrzymują zwykle dzień lub dwa. Następuje wtedy wielkie poruszenie i pośpiech z wysyłaniem kopii projektu do kompetentnych osób, nocne analizowanie dokumentu oraz spisywanie do rana uwag z uzasadnieniem.
Paweł Wdówik we wspomnianym liście do wiceprezydenta Warszawy podkreślił, że Rada potrzebuje minimum dwóch tygodni, aby jej specjaliści mogli zapoznać się ze wszystkimi propozycjami w projekcie i do nich się ustosunkować. Niestety, cały wysiłek i pośpiech, jakie organizacje wkładają w swoje działania, zwykle niczego nie zmieniają, ponieważ ich uwagi nie są uwzględniane. Na modyfikację projektu, który „już powinien wejść w życie”, władze samorządowe nie mają czasu.

Teoria i rzeczywistość
Nie brak opinii, że określenie w ustawie: „konsultacje społeczne” jest mylące. Sugeruje ono bowiem wspólne tworzenie przez samorząd – wraz z III sektorem – najlepszych rozwiązań dla mieszkańców. Tymczasem chodzi wyłącznie o umożliwienie mu podzielenia się swoimi uwagami. Władze publiczne nie muszą uwzględniać opinii organizacji – nie są dla nich wiążące wyniki prowadzonych konsultacji społecznych, jakkolwiek uwagi te byłyby merytoryczne i uzasadnione. Sukcesem jest samo to, że ich opinie w ogóle są rozpatrywane, zanim projekt zostanie poddany pod głosowanie przez radnych powiatu.
Eksperci Polskiego Instytutu Demokracji Lokalnej w przewodniku "Jak prowadzić konsultacje społeczne w samorządach" zalecają organizacjom pozarządowym, aby domagały się dwóch rzeczy: zagwarantowania, że będą otrzymywać do konsultacji projekty uchwał kilka tygodni wcześniej oraz że ich opinie będą rozpatrzone jeszcze przed przyjęciem projektów.
Specjaliści nie mają wątpliwości, że „konsultacje społeczne” to obecnie najczęściej pozorowane działania, a przekazywanie organizacjom projektów do „konsultacji” ma jedynie służyć spełnieniu formalnego wymogu. Być może sytuację tę zmieni Kodeks konsultacji społecznych (PDF), jaki powstał w 2012 roku w Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji.
– Choć wiemy, jak powinny wyglądać konsultacje społeczne, to w praktyce ich nie ma – mówi Maria Król, prezes Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom Niepełnosprawnym „Krok za Krokiem” z Zamościa. – A ustalać powinniśmy razem i razem dyskutować, co jest konieczne, ponieważ wspólnie realizujemy politykę w naszej miejscowości dla tej grupy mieszkańców.
Kodeks konsultacji społecznych pokazuje, jak takie konsultacje powinny wyglądać, aby nie były fikcją. Muszą zaczynać się na początku, czyli wtedy, gdy pojawia się pomysł na rozwiązanie problemu. A jest tak, że miasto wymyśla rozwiązanie i zamieszcza swój projekt na kilka dni na stronie internetowej. Tymczasem konsultacje to powinno być dyskutowanie o założeniach, celach i najlepszych rozwiązaniach.

Działając razem
Raport "Badanie efektywności konsultacji społecznych" pokazuje, że wiele instytucji samorządowych i centralnych nie ma formalnych programów współpracy z organizacjami pozarządowymi. Są traktowane instrumentalnie. Urzędy nigdy nie rozpoczynają konsultacji w fazie przygotowań założeń do projektów.
Notorycznie też nie udzielają ich uczestnikom informacji zwrotnych, a gdy przekazują wyniki konsultacji, to bez uzasadnienia, dlaczego odrzucono ich uwagi. Krytykowaną praktyką jest podporządkowywanie sobie Społecznych Rad (zwłaszcza Rad Działalności Pożytku Publicznego), poprzez dobieranie osób najbardziej podległych. Reprezentantami pozarządowymi w Radzie są „swoi ludzie”, nierzadko pracownicy gminnych urzędów, którzy prowadzą także jakieś małe stowarzyszenia.
Zdarza się to jednak częściej w mniejszych miastach i miejscowościach. Dla organizacji działających na rzecz osób z niepełnosprawnością najlepszym rozwiązaniem jest wspólne wystąpienie do starosty o powołanie Rady ds. Osób Niepełnosprawnych. Celem takiej Rady nie może być jednak „walka o swoje” z miejscowymi władzami.
Aby współpraca przynosiła owoce, Rada powinna wystrzegać się dzielenia na „my i oni”, przyjmowania postawy roszczeniowej i że „my wiemy lepiej, co potrzeba osobom niepełnosprawnym”. Takie podejście nie należy, niestety, do rzadkości. Ponadto kłótnie o to, która organizacja powinna być preferowana (w otrzymaniu największych środków), też nie sprzyja współpracy. A to Rady najczęściej opiniują podział środków gminy na zadania związane z osobami z niepełnosprawnością.
Paweł Ejzenberg, radny miasta Olsztyna i osoba niewidoma, uważa, że współpraca w radzie ma kluczowe znaczenie. Działa on w Komisji kultury promocji i turystyki, Komisji zdrowia, opieki społecznej i rodziny oraz w Komisji gospodarki komunalnej, ochrony środowiska i rozwoju miasta. Jest również członkiem Miejskiej Rady ds. Osób Niepełnosprawnych.– W Radzie wszyscy zdają sobie sprawę, że tylko działając razem, można coś osiągnąć – mówi Paweł Ejzenberg. – Jeżeli się wewnętrznie podzielimy, to skazujemy się na przegraną.
Programy o współpracy bywają ogólne, wynikają z wyższych przepisów, które muszą być uchwalane, dlatego tak ważne są rozmowy, wyjaśnianie potrzeb i problemów osób niepełnosprawnych i przypominanie na co dzień, jak ważna jest współpraca z organizacjami. U nas wszystkie projekty uchwał miasta, które w jakikolwiek sposób dotyczą osób niepełnosprawnych, są przez Radę opiniowane. Ona opiniuje też podział środków z programów PFRON na zadania dla osób niepełnosprawnych i nasze wskazania są przez miasto uwzględniane.

Być jak Gdynia
Przykładem bardzo dobrej współpracy samorządu z organizacjami działającymi na rzecz osób niepełnosprawnych jest Gdynia. Główna w tym zasługa prezydenta miasta Wojciecha Szczurka, który - gdy obejmował urząd (w 1998 roku) - postawił sobie za cel uczynienie miasta przyjaznym dla osób z niepełnosprawnością i podjęcie współpracy z organizacjami pozarządowymi w realizowaniu polityki miasta na rzecz wszystkich mieszkańców. Gdynia była za to wielokrotnie nagradzana, m.in. w unijnym konkursie „Access City Award” i wyróżniona w konkursie Integracji „Polska bez Barier”.
W realizacji celów Prezydenta Szczurka zasadniczą rolę odegrało powołanie w 1999 roku Pełnomocnika Prezydenta Gdyni ds. Osób Niepełnosprawnych i powierzenie tego stanowiska Beacie Wachowiak-Zwarze – osobie z wizją, wiedzą, ogromną determinacją, a przez swoją niepełnosprawność doskonale znającą środowisko i problemy, z jakimi borykają się osoby z niepełnosprawnością. Dzięki tej współpracy Gdynia przyjęła kilka nowatorskich i bezprecedensowych w skali kraju projektów, które wyznaczyły standardy, także we współpracy z organizacjami działającymi na ich rzecz. Szczególnie trzeba podkreślić przyjęcie w 2002 roku przez Radę Miasta dokumentu „Agenda 22 – Wytyczne w zakresie planowania polityki na rzecz osób niepełnosprawnych i społeczności lokalnej”.
– To nie jest tak, że są złe władze i dobre organizacje pozarządowe, albo złe organizacje i dobre władze, które lepiej wiedzą, czego potrzeba osobom niepełnosprawnym – mówi wiceprezydent Gdyni Michał Guć. – Po każdej stronie są niemądrzy ludzie i niemądre decyzje i po każdej stronie jest kilka rzeczy do poprawienia. Samorząd musi zrozumieć, że przygotowując jakieś rozwiązania dla osób niepełnosprawnych i dzieląc środki dla tej grupy, powinien to ustalać z organizacjami i wypracować konsensus.

Od właściwej strony
Zdaniem wiceprezydenta, samorządy mogą nie wykazywać chęci współpracy z tymi organizacjami osób niepełnosprawnych, które cechuje pewien ekstremizm i myślenie tylko o własnej grupie, a nie o wszystkich mieszkańcach, a także kierowanie wyłącznie żądań pod adresem rządzących. W samorządach nie brakuje urzędników, którzy wciąż nie rozumieją, jak ważna jest współpraca z organizacjami pozarządowymi, ale jest też wielu działaczy organizacji, którzy nie starają się spojrzeć na wszystkie sprawy i zadania społeczne realizowane przez samorząd. Tym bardziej że nie przybywa środków, tylko zadań.
– Jeśli chcemy współpracować, to po obu stronach musimy zacząć mówić o dobrych stronach partnera, inaczej zerwiemy nić połączenia i nie zbudujemy platformy współpracy – dodaje Michał Guć.
Społeczna Rada ds. Osób Niepełnosprawnych w Gdyni nie musi dziś opiniować dokumentacji inwestycyjnych miasta pod kątem ich dostępności dla osób z niepełnosprawnością. Władze miasta przyjęły bowiem uchwałą standardy projektowania uniwersalnego, które opisują rozwiązania dostępności budynków i przestrzeni miejskiej, uwzględniające potrzeby wszystkich mieszkańców, w tym o różnych niepełnosprawnościach. Opracował je dr Marek Wysocki z Wydziału Architektury Politechniki Gdańskiej (w konsultacji z osobami i organizacjami osób niepełnosprawnych). Na ich tle polskie Prawo budowlane – ze swym dostrzeganiem potrzeb obywateli z różnymi ograniczeniami fizycznymi i sensorycznymi – wygląda ubogo.
Każdy architekt i inwestor, przygotowując dla Gdyni projekt miejskiej inwestycji, oprócz stosowania przepisów Prawa budowlanego i odpowiednich rozporządzeń, musi uwzględnić te standardy. Nie ma odstępstw. Gdynia dołączyła tym samym do europejskich miast realizujących ideę projektowania uniwersalnego. W Polsce pozostaje pod tym względem samotnym liderem. Także w innej kwestii. To jedyny samorząd, który przyjął program identyfikowania w sposób planowy barier architektonicznych w przestrzeni publicznej miasta – z podziałem na dzielnice oraz usuwania tych barier (program „Gdynia dla wszystkich”). Bariery zapisywane są w specjalnym raporcie i nanoszone na mapę, z których to dokumentów przy planowaniu remontów i inwestycji korzystać muszą gdyńskie jednostki samorządowe (Zarząd Dróg i Zieleni, Wydział Inwestycji i Administracja Budynków Komunalnych). Organizacje osób niepełnosprawnych nie tracą więc czasu na „walkę” z miastem o niedostosowaną przestrzeń publiczną, jak w innych miastach.
Przed dwoma laty sprawdzono w ten sposób dzielnicę Grabówek, w tym zostaną sprawdzone Leszczynki i Chylonia, ale ten mechanizm działa też już w innych dzielnicach. W Śródmieściu modernizowano niedawno aleję deptakową i Wydział Dróg i Zieleni skonsultował projekt z osobami niepełnosprawnymi.

Jak partnerzy, nie rywale
Maria Król, działająca w III sektorze w Zamościu, nie ukrywa zazdrości o to, jak w Gdyni samorząd współpracuje z organizacjami osób z niepełnosprawnością.– To przykład dla samorządów jak powinno wyglądać partnerstwo, gdzie wspólnie ustala się wiele rzeczy, a na końcu zleca zadania – mówi Maria Król.– W wielu samorządach obie strony stają po przeciwnych stronach jak rywale, nie rozumieją, czym jest dobro wspólne. A ono zawsze jest wspólne. Dla organizacji często oznacza ono: „kasa dla mnie”, a dla samorządów dobrem jest to, co robi „nasza władza”. Dobro wspólne musi być wynegocjowane, powstawać nie na zasadzie, że „ja wiem lepiej”, ale właśnie wynegocjowane. Bo miasto, w którym żyjemy, to powiększone gospodarstwo domowe, wspólne gospodarstwo.
Maria Król uważa jednak, że organizacje działające na rzecz osób z niepełnosprawnością muszą też zrozumieć, że samorząd nie zobaczy w nich poważnych partnerów, jeśli będą tylko zainteresowane organizowaniem festiwali, pikników, zawodów, wystaw i wycieczek dla podopiecznych. Problemów do rozwiązania jest bowiem bardzo wiele. Choćby to, że większość dzieci niepełnosprawnych nie ma dostępu do przedszkoli, więc pozbawione są szansy uczenia się z pełnosprawnymi rówieśnikami. W takie sprawy muszą się angażować organizacje. Najlepiej zawierając koalicje i tworząc partnerstwa, aby mieć silniejszy głos.
– Partnerom, którzy chcą organizować tylko wystawy i wycieczki, miasto nie zleci ważnych zadań. Żądamy wiele od samorządów, ale od siebie musimy także wiele wymagać – podkreśla Maria Król.

Data opublikowania dokumentu: 2014-01-28, 16.39
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... utQHpWPLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt sty 31, 2014 12:37 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Mateusz Różański, Źródło: huffingtonpost.com

Kopciuszek z protezą, Śnieżka na wózku, Jasmina bez rąk i Pocahontas bez nogi – tak wyglądają bohaterki filmów Disneya na rysunkach włoskiego artysty AleXsandro Palombo.
W kilku swoich pracach umieszcza on znane z popkultury postacie, kojarzone z klasycznie rozumianym pięknem, w wersji „niepełnosprawnej”. - W tych pracach ukryty jest bardzo smutny śmiech – mówi o swoich dziełach sam Palombo.

Księżniczki z filmów Disneya, wszystkie z jakąś niepełnosprawnością."Czy wciąż nas lubisz?" - pyta prowokacyjnie AleXsandro Palombo, autor tej pracy, źródło: humorchic.blogspot.com
Autor tłumaczy na łamach "The Huffington Post", że zdecydował się na stworzenie tej niecodziennej serii rysunków, gdyż wytwórnia Disney nigdy nie pokazała w swoich filmach bohatera z niepełnosprawnością, a jego zdaniem powinna, gdyż takich osób jest naprawdę wiele.
Poprzez zestawienie tych dwóch wydawałoby się skrajnie różnych światów – cukierkowego uniwersum Disneya i świata ludzi z niepełnosprawnością - artysta chciał nie tyle zaszokować, co zwrócić uwagę na palący problem społeczny.

Książę pcha wózek z siedzącą na nim księżniczką. W tle - wysoki zamek.
Czy Księciu spodobałaby się Królewna Śnieżka na wózku? Autor pracy: AleXsandro Palombo, źródło: humorchic.blogspot.com
Palambo twierdzi, że osoby z niepełnosprawnościami nie odpowiadają disneyowskiemu kanonowi piękna, więc poprzez pokazanie w taki sposób bohaterek filmów tej wytwórni chce pokazać światu, że niepełnosprawni mają takie same prawa jak wszyscy.
Sam Palombo jest również osobą z niepełnosprawnością – dwa lata temu przechodził rzadką odmianę raka i jest częściowo sparaliżowany. – Codziennie stykam się z różnymi formami dyskryminacji i upokarzaniem osób z niepełnosprawnością. Poprzez swoje rysunki chcę nagłośnić ten problem – wyjaśnia artysta.
Wszystkie rysunki można obejrzeć m.in. na stronie "The Huffington Post".

Data opublikowania dokumentu: 2014-01-29, 15.14
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... utQTZWPLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pn lut 03, 2014 13:42 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Charaktery numer 2 2014 rok
Piotr Urbańczyk

Nieskomplikowane technicznie urządzenia sprawiają, że obrazy odbierane są dzięki zmysłowi dotyku czy słuchu. Mózg potrafi tak doskonale interpretować płynące z nich bodźce, że niewidomi odzyskują zdolność widzenia. By poznawać siebie i świat, człowiek dysponuje zaledwie kilkoma zmysłami. Utrata choć jednego z nich może okazać się poważnie ograniczającą niepełnosprawnością. Wyjątkowo dotkliwa wydaje się utrata wzroku. Współczesne technologie dają wiele nadziei na przywrócenie funkcjonalności utraconych zmysłów. Jedną z nich są neuroprotezy – sztuczne implanty, które mogą zastępować uszkodzone w wyniku wypadku bądź choroby narządy zmysłów. Jednakże takie rozwiązanie obciążone jest szeregiem wad: jest bardzo drogie, mocno inwazyjne, a stosować można je tylko w przypadku wąskiej grupy chorób. Na dodatek użytkownicy neuroprotez wzrokowych muszą się borykać z istotnymi ograniczeniami – współczesne urządzenia mają wąskie pole widzenia i dają obraz o słabej rozdzielczości. Paradoksalnie, dużo lepszym rozwiązaniem okazuje się wykorzystanie narzędzi, które treść właściwą dla uszkodzonego zmysłu tłumaczą na sygnał innej modalności zmysłowej (czyli systemu, w ramach którego normalnie odbierane i przetwarzane są bodźce innej kategorii, na przykład nie wzrokowe lecz dotykowe). Dzięki adaptacji takich sygnałów, ludzki mózg ma możliwość zastąpienia utraconych danych zmysłowych i potrafi wytworzyć obraz zbliżony do tego, jaki tworzy zdrowy organizm. Metoda substytucji zmysłów została zaproponowana przez Paula Bach-y-Ritę z Uniwersytetu Wisconsin-Madison w latach 80. poprzedniego stulecia. Założył on, że gdy człowiek traci jeden ze zmysłów, na przykład staje się niewidomy, nie traci tym samym zdolności widzenia. Tym, czego mu w takiej sytuacji brakuje, jest możliwość przesyłania sygnałów nerwowych z siatkówki oka do mózgu. Bach-y-Rita doszedł do konkluzji, że w dotychczasowych projektach rehabilitacji osób niewidomych nadmiernie koncentrowano się na odtworzeniu „hardwaru” uszkodzonych organów, nie doceniając potencjału odtworzenia „widzenia mentalnego”. Tymczasem, jak dowodził naukowiec, subiektywne poczucie widzenia niekoniecznie musi wiązać się z przetwarzaniem sygnałów typowo wizualnych. Dodatkowo nabywanie takich wrażeń może zostać wyuczone. To mózg jest odpowiedzialny za efekt końcowy percepcji i dzięki temu możliwe jest zastępowanie uszkodzonego zmysłu przez dane pochodzące z innych kanałów zmysłowych. Prowadząc badania z ludźmi z takimi deficytami poznawczymi, jak utrata wzroku czy zaburzenia równowagi, Bach-y-Rita wypracował metody i urządzenia, wcielające jego pomysł w życie. Jego pionierskie odkrycia są aktywnie rozwijane i dopracowywane po to, aby pomóc jak największej liczbie osób. Dostarczają również interesujących przesłanek do wnioskowania na temat działania mózgu i umysłu.

Widzieć dotykiem
Erik Weihenmayer urodził się z postępującym rozwarstwieniem siatkówki, w wyniku którego jako trzynastolatek stracił całkowicie wzrok. Mimo tego Weihenmayer uprawia wspinaczkę, jeździ na nartach i biega w maratonach. W 2001 roku jako pierwsza i jedyna w historii niewidoma osoba zdobył Mount Everest, rok później – Koronę Ziemi. Obecnie planuje samotną wyprawę kajakarską po Wielkim Kanionie. Te wyczyny umożliwiło Weihenmayerowi między innymi zastosowanie urządzenia o nazwie BrainPort, stworzonego w laboratorium Bach-y-Rity. Jest to system, który pobiera informacje o charakterze wizualnym za pomocą kamery osadzonej na okularach. Zarejestrowany obraz jest następnie przetwarzany przez zainstalowany na smartfonie program, a następnie przesyłany na kilkusetpikselową matrycę, którą umieszcza się na języku użytkownika. Matryca ta wyposażona jest w elektrody mogące stymulować język impulsami elektromagnetycznymi o różnym nasileniu. Transformacja obrazu na sygnał dotykowy odbywa się według prostych reguł – mocna stymulacja odpowiada kolorowi białemu, słaba szaremu, brak stymulacji to kolor czarny, natomiast rozkład elektrod odpowiada przestrzennie obrazowi z kamery. Weihenmayer po pierwszej godzinie używania BrainPort był już w stanie złapać poruszającą się piłkę tenisową – twierdzi, że „czuł” turlającą się piłkę od tyłu języka do jego czubka, bodziec zmieniał położenie i stawał się coraz większy. Po kilkudniowym treningu wrażenia odbierane przez Weihenmayera stawały się coraz bogatsze, a jego mózg dokonał rzeczy zdumiewającej: nauczył się interpretować sygnały odbierane językiem jako obrazy. Proces przekładu informacji dotykowej na wzrokową, który początkowo wymagał wysiłku i kontroli poznawczej, został zautomatyzowany, a bodźce odbierane na języku zaczęły tworzyć wrażenia o charakterze wizualnym, nie dotykowym – stymulacja języka tworzyła w świadomości pacjenta reprezentacje wzrokowe.

Widzieć słuchem
Pat Fletcher straciła wzrok w wyniku wybuchu niebezpiecznych materiałów, zaraz po zakończeniu studiów, więc już jako dorosła osoba. Nie poddała się, a determinacja doprowadziła ją do udziału w testach systemu vOICe, nazywanego także w skrócie OIC (Oh, I See!). System vOICe składa się z oprogramowania, które pobiera obraz rejestrowany przez kamerę zainstalowaną na okularach użytkownika i tłumaczy go na zbiór dźwięków (soundscapes) odtwarzanych w słuchawkach. Przekład obrazu na dźwięki, podobnie jak w przypadku BrainPort, opiera się na kilku prostych zasadach: wysoki dźwięk odpowiada wyższej pozycji obiektu na obrazie z kamery, niski dźwięk to niska pozycja na obrazie; to, co bardziej po lewej „pojawia się” w lewym uchu i odpowiednio dla prawej strony – obiekty, które się tam znajdują, odtwarzane są w prawej słuchawce; biały piksel to głośny dźwięk, czarny – cichy, a między tymi potencjałami odtwarzana jest skala szarości. Podobnie jak w przypadku BrainPort, reprezentacje wzrokowe oglądanych okiem kamery przedmiotów powstają w mózgu dopiero po pewnym treningu. Początkowo mózg użytkownika intencjonalnie dekoduje docierające z kanału słuchowego informacje w korze słuchowej, jednak już po kilkunastu godzinach ćwiczeń stymulacja tym samym kanałem aktywuje rejony kory wzrokowej. W ciągu dalszego użytkowania pacjenci uczą się coraz lepiej rozpoznawać obrazy, coraz wyraźniej widzą szczegóły. Pat Fletcher relacjonuje, że już po kilku miesiącach korzystania z vOICe przestała skupiać się na odbieranych dźwiękach – traktowała je tylko jako informacje w tle, które jej mózg interpretował jako obrazy. O ile w początkowej fazie treningu jej reprezentacje wzrokowe składały się głównie z linii i prostych obrazów holograficznych, to po około 10 latach użytkowania vOICe była w stanie zobaczyć szczegóły obrazu, teksturę i głębię sceny. Z jej opisu wynika, że obraz w jej głowie przypomina stare czarno-białe filmy. Fletcher przypisuje jednak także kolory przedmiotom – tym, które rozpoznaje jako znajome. Robi to na podstawie wiedzy wykształconej przed utratą wzroku. W swojej relacji mówi także o uczuciu przekształcenia środowiska z dwuwymiarowego, kiedy funkcjonuje bez urządzenia vOICe, na trójwymiarową reprezentację przestrzeni, kiedy otrzymuje sygnał z urządzenia.

Neuroplastyczność
Widzenie jest najlepiej przebadanym i opisanym od strony mechanizmów neuronalnych procesem zmysłowym, a mimo to wciąż nie rozumiemy wszystkich jego fenomenów. W szczególności zagadką wciąż pozostaje zagadnienie wiązania różnych aspektów postrzeganego obiektu, takich jak kształt, barwa czy faktura, w jeden spójny obraz, którego analiza odbywa się na wyższych poziomach korowych. Z grubsza rzecz biorąc, w zdrowym organizmie sygnał wzrokowy rozpoczyna się na siatkówce oka, gdzie znajdują się fotoreceptory – wyspecjalizowane komórki przetwarzające światło na sygnał w postaci impulsów elektrycznych. Większość odbieranego w ten sposób sygnału trafia do wzgórza, a stamtąd do pierwszorzędowej kory wzrokowej, w płacie potylicznym mózgu. Tutaj sygnał jest rozdzielany na dwa szlaki. Szlak brzuszny kieruje się w stronę płata skroniowego, gdzie następuje identyfikacja przedmiotów, ich kształtu, barwy, faktury. Strumień grzbietowy kieruje się do płata ciemieniowego i wspomaga układ ruchowy w lokalizacji przedmiotów w otoczeniu oraz sposobów zbliżania się do nich, chwytania. Podczas procesu substytucji nienaruszone narządy zmysłowe przekazują informacje do części mózgu fizjologicznie odpowiedzialnych za uszkodzoną modalność. Dzieje się tak dzięki podstawowej własności mózgu, jaką jest neuroplastyczność (patrz słowniczek). Przypadki Fletcher i Weihenmayera wskazują, że fizjologicznie istnieje możliwość „tworzenia protezy” dla utraconych w wyniku wypadku czy choroby receptorów wzrokowych poprzez adaptację sygnałów z innych zmysłów. Badania neuroobrazowania przeprowadzone na pacjentach używających BrainPort wykazywały silne pobudzenie kory wzrokowej. Podobne badania wykonywane na Pat Fletcher dowodzą szybkiej adaptacji, a z czasem przejęcia przewodzenia neuronalnego sygnału dźwiękowego specyficznego dla kory słuchowej przez korę wzrokową. Widoczny wzrost aktywności tych obszarów korelował z subiektywnym poczuciem badanej przekształcenia się wrażeń słuchowych na wzrokowe, przejściem od świadomego i kontrolowanego tłumaczenia kodu dźwiękowego do automatycznego tworzenia reprezentacji obrazowej otoczenia. Fletcher poddano także badaniu, w czasie którego za pomocą TMS (przezczaszkowej stymulacji magnetycznej) wyłączono u niej obszar kory wzrokowej. Skutek tej operacji był taki sam, jaki obserwuje się u normalnie widzących pacjentów – nie była w stanie rozpoznać i nazwać przedmiotów, z którymi nie miała wcześniej żadnych problemów.

Nie tylko wzrok
W metodach wypracowanych w laboratorium Bach-y-Rity główną modalnością wykorzystywaną do substytucji utraconych zmysłów jest dotyk. Może on skutecznie zastępować nie tylko ubytki w zdolności widzenia, lecz także utratę innych zmysłów. Ze względu na charakter fal akustycznych jest on naturalnym kandydatem na substytut słuchu. Ponadto, w przypadku niektórych schorzeń, dotykiem rekompensuje się… sam dotyk. Jedną z takich chorób jest trąd, który często powoduje utratę czucia w kończynach. W takim wypadku odpowiednio skonstruowana rękawiczka przekazuje dane odebrane na opuszkach w inne miejsce na ciele, niedotknięte jeszcze przez chorobę. Pacjenci korzystający z tego rozwiązania deklarują, że po krótkim treningu mają wrażenie zwykłego dotykania przedmiotów, mimo że bodziec pojawia się w zupełnie innym miejscu. Dotyk może równie dobrze kompensować zaburzenia równowagi, które pojawiają się czasem na skutek działania ubocznego antybiotyków. Informacje o położeniu ciała przesyłane są z hełmu wyposażonego w żyroskop na matrycę umieszczaną na języku (podobnie jak w systemie BrainPort). Co ciekawe pacjentom z tym zaburzeniem wystarczy jedna krótka sesja z urządzeniem, by mogli samodzielnie utrzymywać równowagę do końca dnia. Istnieje ogromne pole możliwości pozaklinicznego wykorzystania urządzeń służących do substytucji zmysłów. Wyobraźmy sobie żołnierza, którego hełm wyposażony jest w kamerę wychwytującą promieniowanie podczerwone, a jej obraz tłumaczony jest na zbiór dźwięków w taki sposób, jak miało to miejsce w systemie vOICe. Dzięki takiemu wzbogaceniu naturalnego aparatu poznawczego, żołnierz na polu bitwy posiadałby dodatkowy atut – informację o tym, czy za ścianą znajduje się przeciwnik, czy w danym miejscu można się poruszać bezpiecznie.

Czy to rzeczywiście widzenie?
Przypadki Erika Weihenmayera i Pat Fletcher pozwalają sądzić, że reprezentacje wizualne obiektów świata zewnętrznego, które do tej pory rezerwowaliśmy dla modalności wzroku, mogą być tworzone niezależnie od niej, za pomocą właściwie dowolnego sygnału o wystarczającej zawartości informacji. Mimo ogromnych sukcesów współczesnych metod substytucji zmysłów, mówienie o „widzeniu” słuchem czy też dotykiem wciąż budzi wątpliwości. Ludzkie oko jest sensorem o wysokiej rozdzielczości, a opisywane tu urządzenia dokonują ogromnego uproszczenia już na etapie przetwarzania sygnałów. Z tego powodu niektórzy teoretycy twierdzą, że doświadczeniem osób korzystających z tych urządzeń nie jest widzenie, tylko „coś jak widzenie”. Załóżmy jednak, że istnieje możliwość dostarczania dotykowych i dźwiękowych danych na temat otoczenia, bez utraty bogactwa informacji, jakie się w nim kryje. Czy w takiej sytuacji „widzenie” słuchem i dotykiem stanie się w końcu widzeniem normalnym? Według wciąż powiększającej się grupy badaczy uprawiającej nauki kognitywne w paradygmacie umysłu ucieleśnionego (embodied mind), percepcja jest wynikiem aktywnego oddziaływania z otaczającą rzeczywistością i nie jest ostatecznie zdeterminowana przez fizjologiczną strukturę poszczególnych części układu nerwowego. W świetle takiego podejścia kwestia rozdzielczości, na której operują urządzenia substytucji zmysłów, jest źle postawionym problemem. Istotniejszy jest sposób interakcji systemu poznawczego z otoczeniem podczas procesu postrzegania. Im bardziej proces ten będzie zbliżony do naturalnego spostrzegania (możliwość ruchów głową i ciałem, zachowywanie ciągłości obrazu), tym efekt będzie bliższy widzeniu. Wydaje się, że urządzenia substytucji zmysłów przynajmniej częściowo spełniają te warunki. Oczywiście wciąż otwarte pozostaje pytanie o jakościowy charakter takich „substytuowanych receptorów” i czy faktycznie można mówić tu o substytucji, czy raczej adaptacji zupełnie nowego rodzaju. W tym przypadku polegać musimy na sprawozdaniach pacjentów, którzy deklarują, że za pomocą urządzeń, będących swego rodzaju protezą wzroku, faktycznie mają wrażenie „widzenia” obiektów otaczającego ich świata, pomimo że jest to detekcja pozbawiona pewnych aspektów jakościowych, jak na przykład widzenie barwne.

Słowniczek
Neuroplastyczność – cecha układu nerwowego, która zapewnia jego zdolność do adaptacji, zmienności, samonaprawy, a także uczenia się i pamięci. Jest to powszechna własność neuronów na wszystkich szczeblach układu nerwowego. Na poziomie systemowym możemy scharakteryzować ją jako zdolność komórek nerwowych mózgu do regeneracji i tworzenia nowych sieci połączeń synaptycznych.

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Śr lut 05, 2014 10:49 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
PFRON lubi błędy? – kolejna wpadka na jego stronie
21.01.2014

Skala niedbalstwa i błędów na stronie internetowej PFRON-u (Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych) czasem może nie tylko zaskakiwać, ale i wręcz porażać swoich czytelników. Kolejny dowód na to daje podstrona znajdująca się pod adresem http://www.pfron.org.pl/pl/wolnytekst/ 1471,dok.html
W miejscu tym, po „zjechaniu” kursorem na dół strony, internauta znajdzie kilka „akapitów tematycznych” z różnymi informacjami. Wśród nich jest też linijka tekstu głosząca, iż: „Elektroniczne informatory Funduszu dostępne są pod adresem: http://ebifron.pfron.org.pl”. Brzmi to całkiem dobrze, ale po kliknięciu w ów adres internauta nie trafi na żadną witrynę z informatorami Funduszu, a do kolejnej podstrony komunikującej, iż strony tej nie odnaleziono. Nie wiadomo więc, czy ona naprawdę istnieje, czy to tylko jeszcze jeden poważny błąd techniczny.
Sytuacja ta jasno pokazuje, że PFRON niejako lubuje się w tzw. „ślepych linkach”, bo to nie pierwszy raz, kiedy można je zastać na witrynie tej instytucji. Znajdują się one w różnych miejscach, skutecznie psując wizerunek PFRON-u, utrudniając internautom dostęp do poszukiwanych danych i kompromitując administratorów tej strony, a przy okazji i rozwiązania, które te linki „opisują”. Prestiż i powaga instytucji takiej jak PFRON – finansowanej z pieniędzy podatników i zajmującej się niezwykle istotnymi dla wielu osób sprawami – wymaga perfekcjonizmu i dokładności. Tutaj nie powinno być miejsca na żadne błędy i niedomówienia, gdyż rzutują one bardzo negatywnie na efektywność działania tej instytucji i jakość załatwiania w niej poszczególnych spraw.
Informatory Funduszu powstały zapewne również w oparciu o publiczne pieniądze, a nie prywatne pensje urzędników, dlatego winny być transparentne i trzymać określony poziom. Nie mogą one istnieć w internetowym niebycie, schowane gdzieś za parawanem błędów i anonimowości, chyba, że ktoś świadomie chce coś ukryć. Ich brak utrudnia życie interesantom, pokazując jednocześnie bałagan panujący w instytucjach państwowych w naszym kraju. One nie są na specjalnych prawach i nie działają dla samych siebie, tylko dla konkretnych ludzi i w służbie określonych idei, dlatego nie mogą lekceważyć całego otaczającego je świata i odcinać się od odpowiedzialności za rzetelność własnych informacji oraz ich dostępność. Błędami tego typu kompromitują nie tylko siebie, ale i całe państwo polskie.
Ze strony PFRON-u korzystać mogą również obcokrajowcy i przedsiębiorcy. Widząc takie błędy, mogą oni wyrabiać sobie negatywne zdanie o całym naszym kraju i zasadności przeznaczania własnych pieniędzy na sprawy związane z pomocą osobom niepełnosprawnym w Polsce, bo to właśnie ona jest istotą działalności tego Funduszu. Jeśli prowadzące ją instytucje rażą niechlujstwem i błędami na własnych stronach internetowych, nie potrafią zadbać o jakość swojej misji, a także o przestrzeganie określonych standardów czy sprawność funkcjonowania określonych elementów, jak ktokolwiek może oczekiwać, iż sprawnie i skutecznie spożytkują podarowane im środki oraz będą wartościowym partnerem dla różnych inwestycji? Błędy i brakoróbstwo na stronie PFRON-u godzą naprawdę w bardzo wiele niezwykle istotnych kwestii, czyniąc poważne szkody na różnych płaszczyznach. Dlatego też warto, aby w końcu ktoś tam bardziej przyłożył się do wykonywanej przez siebie pracy i zadbał o sprawy, które powinny być oczywistością dla każdej profesjonalnie działającej instytucji publicznej.

PFRON a polska flaga i BIP – kolejny błąd na stronie Funduszu
25.01.2014

Niektóre błędy na stronach internetowych potrafią zaskakiwać nie tylko swą skalą, ale i oryginalnością. Część z nich potrafi też w dość niefortunny sposób kpić z instytucji państwowych czy nawet symboli narodowych. Przykład na powyższą zależność dostarcza strona PFRON-u.
Strona ta znajduje się pod adresem http://www.pfron.org.pl/bip. Kompromitujący błąd, który może przykuć uwagę internautów swego rodzaju „bezczelnością”, znajduje się na samym dole tej witryny, na niebieskim pasku zawierającym słowa „Adres”, „Kontakt” i „Redakcja serwisu”. Obok nich, w prawym dolnym rogu znajduje się flaga naszego kraju z umieszczonym na niej skrótem „bip”. Po najechaniu kursorem na tę flagę ukazuje się podpis „Biuletyn Informacji Publicznej” zachęcający do kliknięcia w ową flagę. Jest ona bowiem odnośnikiem do kolejnej podstrony, z jak można sądzić dokładniejszymi danymi na ten temat lub informacjami biuletynu. Niestety, jeśli internauta zechce z tej możliwości skorzystać i postanowi kliknąć wizerunek naszej flagi, zamiast do Biuletynu trafi do strony z informacją o błędzie. Tym samym polska flaga dzięki PFRON-owi otrzymała miano ślepej uliczki i technicznego problemu.
Jest to dość kompromitująca sytuacja. Okazuje się, że na oficjalnej stronie PFRON-u nawet państwowe symbole mogą stać w cieniu błędów. Jej administratorzy kolejny raz nie zadbali o prawidłowe działanie znajdujących się tam opcji, mimo iż mają taki obowiązek. Bardzo martwi, że zapominają oni, iż tego typu wpadki rzutują negatywnie nie tylko na wizerunek PFRON-u, ale i innych instytucji państwowych. Błędy te wysyłają wiadomość, że w urzędach i „podmiotach państwowych” w naszym kraju panuje łagodnie mówiąc chaos i bałagan, a jakość ich funkcjonowania, wizerunku i komunikacji z obywatelami mało kogo tam obchodzi.
Biuletyn Informacji Publicznej to też nie jest „byle gazeta”, by można było swobodnie „nadwyrężać” jego dobre imię i prestiż. Został on bowiem stworzony w celu powszechnego udostępniania informacji publicznej w postaci elektronicznej. Biuletyn ten składa się z witryn WWW, na których władze publiczne oraz inne podmioty wykonujące zadania publiczne udostępniają informacje wymagane przez polskie prawo. Zatem umieszczanie niesprawnych linków do tych danych jest bardzo poważnym nadużyciem i niedopatrzeniem, w istotny sposób szkodzącym misji nie tylko samego Biuletynu.
Warto też zauważyć, że zawarte w BIP-ie informacje są ważne z punktu widzenia państwa polskiego. Nie może więc trwać sytuacja, w której instytucje publiczne błędami na własnych stronach dezinformują internautów i bezpośrednio utrudniają, a nie ułatwiają dostęp do nich. Z Biuletynu tego mogą chcieć skorzystać nie tylko obywatele polscy, ale również obcokrajowcy, także w kwestii załatwiania różnych interesów. Widząc takie wpadki mogą oni uznać, że w ogóle nie warto podejmować jakiejkolwiek współpracy zarówno z PFRON-em, jak i innymi polskimi instytucjami, bo nie stanowią one poważnego, rzetelnego partnera i pomocy w istotnych sprawach. Profesjonalne firmy, fundacje czy instytucje nie pozwalają sobie na obecność równie poważnych, co symbolicznych błędów.
Nasza redakcja oczywiście tradycyjnie zwróci uwagę PFRON-u na istnienie i szkodliwy wymiar tego błędu. Nie jest nam bowiem obojętny wizerunek zarówno naszego kraju, jak i jego instytucji publicznych, podobnie jak jakość poszczególnych stron internetowych. Mamy nadzieję, że doczekamy kiedyś dnia, w którym standard witryny internetowej PFRON-u nie będzie powodem do różnych anegdot, a wzorem do naśladowania.

Jeszcze jeden „ślepy link” na stronie PFRON-u

Strona PFRON-u, czyli Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych od dawna stanowi modelowy przykład witryny internetowej, w której błędy mają się bardzo dobrze i nic im nie zagraża, a już na pewno nie sprawna moderacja. Kolejny dowód na to daje tamtejsza podstrona z linkami do różnych instytucji państwowych.
Podstrona ta znajduje się dokładnie pod adresem http://www.pfron.org.pl/pl/linki/150,Mi ... rzedy.html. Zawiera ona nazwy wielu ministerstw i urzędów będących jednocześnie odnośnikami do kolejnych stron z bardziej szczegółowymi danymi na ich temat. Są wśród nich takie instytucje jak Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, Główny Urząd Statystyczny, Kancelaria Prezydenta RP czy Ministerstwo Obrony Narodowej. Niestety po kliknięciu w tę ostatnią instytucję, jak wiadomo niezwykle istotną dla bezpieczeństwa całego naszego kraju, internauta zostanie skierowany do nieistniejącej strony z informacją o błędzie w brzmieniu: „Wystąpił błąd. Przykro nam, ale żądana strona nie została odnaleziona”. Każdemu internaucie w tym momencie również może być przykro, że trafił w miejsce, gdzie problemem jest udostępnienie prawidłowo działającego odnośnika do jednego z kluczowych ministerstw, co nie dodaje prestiżu ani PFRON-owi, ani MON-owi, ani całemu państwu polskiemu.
Sytuacja ta kompromituje bowiem nie tylko PFRON, ale i pośrednio również inne instytucje naszego kraju, jak i Polskę samą w sobie. Pokazuje bowiem, że polskie urzędy nie potrafią nawet zadbać o własne strony internetowe i prezentacje siebie. Nie wiadomo, dlaczego akurat MON nie znalazł się w gronie prawidłowo wprowadzonych adresów do publicznej bazy danych PFRON-u, ale wiadomo, iż nikt nie powinien być w ten wątpliwy sposób „wyróżniony”. Niektóre osoby mogą bowiem w momencie natrafienia na komunikat o błędzie wysnuć mylny wniosek, jakoby Polska w ogóle nie miała Ministerstwa Obrony Narodowej lub ministerstwo to funkcjonowało na jakichś dziwnych zasadach, nie pozwalających na posiadanie i publikowanie własnej strony internetowej.
Pewne jest, że osoby odpowiedzialne za kształt i funkcjonowanie strony PFRON-u powinny zadbać o aktualność zawartych tam danych i nie narażać na śmieszność zarówno siebie, jak i swoich pracodawców umieszczaniem niedziałających odnośników. Trudno zrozumieć, dlaczego moderacja tej witryny prowadzona przecież za pieniądze podatników – bo mówimy cały czas o instytucji państwowej – ciągle pozostaje na tak przerażająco niskim poziomie. Trudno znaleźć tam zakładkę czy dział nieskażony obecnością jakiegoś błędu. Skąd więc tak duża tolerancja dla niekompetencji osób obecnie pracujących nad kształtem tamtej strony? Czy wszystko można tłumaczyć jedynie niedbalstwem lub brakiem prawidłowego nadzoru? Nie tylko w naszym kraju częstym problemem w podobnych sytuacjach jest nepotyzm czy istnienie jakichś wewnętrznych układów, które trwać nie powinny. Ciężko nie doszukiwać się więc i tutaj różnych nieprzyjemnych „zależności”, bo jakość internetowej strony PFRON-u jest na tyle dramatyczna, iż wyjaśnienia takiego stanu rzeczy trzeba szukać na różnych płaszczyznach.
Nasza redakcja jak zawsze będzie skrupulatnie zajmować się tą sprawą, by upominać się o prawidłowe i godne standardy działania instytucji państwowych w naszym kraju. Z ich pracy korzysta wielu obywateli, a ich działalność dotyka różnorakich osób. Stąd tym bardziej powinny one dbać o swój poziom merytoryczny i o komunikatywność informacji zawartych w internecie.

Źródło:
http://www.compu.pl/2014/01/21/pfron-lu ... o-stronie/
Źródło:
http://www.compu.pl/2013/11/25/pfron-a- ... -funduszu/
Źródło:
http://www.compu.pl/2014/02/03/jeszcze- ... e-pfron-u/

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Śr lut 05, 2014 10:50 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Kiedy już się zapisze, dotrze na miejsce i stanie grzecznie w kolejce, to jak wszyscy wysłucha żalów, opowieści o bólach i cierpieniach ludzkich. Może się oczywiście podzielić swoimi, jeśli ma ochotę. Stanie przed obliczem medyka, który gdy wyjrzy zza dokumentów i zobaczy pacjenta i jego towarzyszkę białą laskę, powie coś o położeniu krzesła względem swojego biurka lub wstanie i poprowadzi. Druga sytuacja zdarza się częściej, bo czasu szkoda na tłumaczenia, inni pacjenci czekają. Lekarze są oczywiście światli, więc doskonale wiedzą, że należy pytać pacjenta. Przy ordynowaniu leków doktor zazwyczaj albo pyta, kto przeczyta zalecenia, albo próbuje znaleźć kogoś z rodziny, komu można powierzyć recepty i informację o sposobie przyjmowania lekarstw. Wydaje się to zrozumiałe, bo przecież lekarz nie pisze pismem punktowym ani powiększonym, więc niewidomy i tak sobie nie przeczyta. A lekarz odpowiada za nasze zdrowie, a przynajmniej za dokładne wytłumaczenie, co kiedy przyjąć, co po śniadaniu, co przed kolacją, więc można powiedzieć, troszczy się o nas. My najczęściej innej troski potrzebujemy i zazwyczaj chcemy dbać sami o siebie. W gabinecie trzeba więc rzeczowo i z przekonaniem. Rozmydlanie naszych oczekiwań niczemu nie służy. Wyraźne, proste, jasne komunikaty, które nie irytują, będą najwłaściwsze. „Panie doktorze, sama wezmę recepty. Proszę mi tylko je podać wprost do ręki.” „Proszę mi powiedzieć, jakie badanie pani doktor teraz wykona.” Nam przecież nie wystarczy powiedzieć po sprawdzeniu wagi: „O, święta były, to się jadło.” Nie spojrzymy na wagę, nie zobaczymy, ile nam przybyło. Możemy prosić i oczekiwać, by udzielono nam informacji. Każdy pacjent ma prawo do wglądu w swoją dokumentację medyczną, do informacji dotyczącej stanu zdrowia. Nie jesteśmy w tej kwestii wyjątkowi. Toteż pytajmy, co konkretnie wyszło w badaniach? Jaka jest dalsza droga naszego leczenia? Jeśli lekarz lub pielęgniarka podają nam coś, dowiedzmy się dokładnie, co trafia do naszych rąk. „Dostaję płyn czy tabletkę?” Najczęściej mówią: „Proszę, oto lekarstwo dla pani”. Takie ogólniki nie dla nas. Przecież nie wiemy, czy mamy się przygotować na 4 pastylki, czy na łyżeczkę syropu. A to nieprzyjemne i krępujące bez potrzeby potraktować lekarstwem swoje ubranie i przy okazji miłą panią pielęgniarkę. Do konkretu dodałabym stanowczość. To znaczy, nasze pytania, prośby powinny być konkretne, by nie trzeba było się domyślać, o co nam chodzi. Przecież to nie flirt podczas kolacji przy świecach, tylko wizyta lekarska. Kiedy startujemy z pozycji biednej, szarej myszki, personel medyczny szybko weźmie za nas odpowiedzialność, bo pomyśli, że tak trzeba. Nie dość, że biedactwo niewidome i przeziębione, to jeszcze takie niepewne. Toteż warto mówić spokojnie, z pewnością siebie: „Panie doktorze, nie zaprosimy tu mojej mamy, ponieważ wiem, co mi dolega i doskonale pana rozumiem”; „Pani doktor, nie chcę, żeby pani informowała tatę o mojej chorobie i przebiegu leczenia, ponieważ sama o tym powiem w domu”. Można dodać z uśmiechem. „Szkoda pani cennego czasu. Sama wszystko wytłumaczę, jeśli będzie taka potrzeba.” Robienie afer w stylu „jak tu się traktuje człowieka w tej przychodni”, nie prowadzi do niczego, a już na pewno nie tworzy dobrej atmosfery, która sprzyja skutecznemu leczeniu. Odwoływanie się do praw i obowiązków służby zdrowia czasem działa, szczególnie na niepewnych stażystów, częściej jednak powoduje wzruszenie ramion, a po naszym wyjściu opowieści o awanturnikach niepotrafiących się zachować w miejscu publicznym. Zamiast więc zaczynać od górnego c, od wystawienia pazurków praw, obowiązków, niekompetencji, warto nastawić się na stanowcze, konkretne uczestniczenie w leczeniu własnej choroby. A do tego jest nam potrzebna informacja, którą uzyskamy czasem łatwo, a czasem po pokonaniu przejściowych trudności na szerokim froncie działań medycznych. Nie twórzmy dla lekarza listy zaleceń, które ma on przyswoić w 5 minut, nie żądajmy, żeby wszystko wiedział o pomaganiu niewidomym. Mówmy na bieżąco, czego nam potrzeba. Wiedza o naszym funkcjonowaniu, to wiedza taka sama, jak inne gałęzie nauki o człowieku, więc dzielmy się nią. Toteż jeśli podczas pobytu w szpitalu wyciągną nas za rękaw na badania, powiedzmy, że nie chcemy tak iść, bo to niewygodne, niebezpieczne, że zdecydowanie lepiej jest… – i tu dokładnie wytłumaczmy, w jaki sposób zostać naszym przewodnikiem. Jeśli sytuacja na to pozwala, mamy na to ochotę, a personel jest w nastroju, możemy powiedzieć: „siostro, to ja teraz zrobię najkrótszy kurs bycia przewodnikiem, specjalnie dla siostry. Będzie krótko, sympatycznie i pożytecznie, obiecuję.” Oczywiście, mamy prawo notować zalecenia lekarza. W szpitalu też wolno korzystać z dobrodziejstw techniki, chyba że mogłoby to zaszkodzić naszemu zdrowiu. Starajmy się myśleć, że lekarz, pielęgniarka i salowa są sprzymierzeńcami na drodze do wyzdrowienia, a problemy niewidomych znają tylko z telewizji. Bardzo często umieją skutecznie współpracować, szybko przyswajają wiedzę i chcą pomóc każdemu, bez względu na to, czy widzi, czy nie.

Źródło:
Pochodnia Nr 1 (898), luty 2014

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Cz lut 06, 2014 10:41 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Różne systemy orzecznicze w Polsce komplikują życie osób z niepełnosprawnością
04 lutego 2014

Do Rzecznika Praw Obywatelskich wpływa wiele skarg od osób posiadających orzeczenie o stopniu niepełnosprawności, które otrzymały odmowę przyznania świadczenia rentowego. Rzecznik widzi potrzebę podjęcia działań w zakresie zmiany i ujednolicenia systemu. W Polsce funkcjonują dwa systemy: rentowy i pozarentowy. Kłopot polega na tym, że te systemy w wielu przypadkach wykluczają się wzajemnie. Osoby z niepełnosprawnością mają wiele razy dużą trudność w uzyskaniu prostych informacji.
Podstawową trudność sprawia już samo nazewnictwo. Według ustawy o rehabilitacji zawodowej pojęcie „niepełnosprawności” definiuje się jako osobę w ogóle nie zdolną do pracy i wykonywania zadań społecznych. Jest to definicja błędna dlatego, że jest wiele osób niepełnosprawnych, które są zdolne do wielu takich prac. Drugą sprawą jest to, że różne placówki w różny sposób podchodzą do przyznawania świadczeń. Dobry przykład to ZUS, KRUS, MSWiA i MON. Te instytucje przyznają świadczenie bardzo ostrożnie, bo wiążą się one z kosztami finansowymi.
W wyniku co raz częstszych skarg Rzecznik Praw Obywatelskich zwrócił się do Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych o raport prac dotyczących reformy orzecznictwo niepełnosprawności. W 2013 roku poinformowano, że Międzynarodowy Zespół może jedynie pracować nad udoskonalaniem bieżącego systemu.

Źródło: Rzecznik Praw Obywatelskich
red. Bartosz Szmit

Źródło:
http://www.pfon.org/2014/02/osoby-z-nie ... oich-praw/

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Cz lut 06, 2014 10:51 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Soczewka zbada poziom glukozy we krwi
01 lutego 2014

Codzienne kontrole ilości cukru we krwi dla wielu diabetyków są wyjątkowo uciążliwe. Od wielu lat naukowcy szukają mniej bolesnej metody pomiaru. Zaobserwowano, że oprócz krwi, poziom cukru łatwo odczytać z ludzkich łez. I tu właśnie pojawia się dział do zadań specjalnych firmy Google.
Ekipa naukowców zbudowała specjalne szkło kontaktowe. W soczewkę wbudowano miniaturowy chip i czujnik glukozy. Wszystko umieszczono między dwoma warstwami miękkiego materiału.
Obecnie testowane są prototypy, które odczytują dane raz na sekundę. Prowadzone są też badania nad wykorzystaniem soczewki jako systemu wczesnego ostrzegania dla osoby je noszącej. W tym celu wykorzystywane są miniaturowe diody LED, które świecą, by informować o zbyt wysokim lub niskim poziomie cukru.
Według najnowszych szacunków cukrzycą dotknięta jest 1 na 19 osób. Niekontrolowane zmiany poziomu cukru we krwi mogą doprowadzić do wielu powikłań takich jak uszkodzenia wzroku, nerek czy serca.

Źródło: googlepolska.blogspot.com
pw

Źródło:
http://www.pfon.org/2014/02/soczewka-zb ... y-we-krwi/

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Cz lut 06, 2014 10:55 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Wolontariat to nowy pomysł na aktywizację zawodową osób z dysfunkcją umysłową
03 lutego 2014

Specjaliści w dziedzinie doszli do wniosku, że wolontariat może być odpowiedzią na potrzeby aktywizacji zawodowej osób z niepełnosprawnością umysłową. Osoba z problemami chorobowymi dostrzega szansę powrotu do zdrowia, gdy pomaga osobom całkowicie zdrowym. Odwracają się w ten sposób tradycyjne i stereotypowe role, w których to osoba z niepełnosprawnością jest tą, otrzymującą pomoc.
Ta metoda aktywizacji zawodowej nie była jeszcze stosowana w Polsce. Wynika to głównie z uprzedzeń lub strachu przed osobą chorą psychicznie. Pracodawcy nie chcą zatrudniać takich osób, bo boją się, że zatrudniony chory pracownik przyniesie im wstyd albo po prostu jakoś bardzo nie zręczną sytuację.
Książka „To Działa” wychodzi tym problemom naprzeciw. W publikacji autor próbuje uświadomić, że pomysł wolontariatu osób chorych jest ideą naprawdę pożyteczną.

Źródło: http://bibliotekawolontariatu.pl/biblioteka/e-book/495/
red. Bartosz Szmit

Źródło:
http://www.pfon.org/2014/02/wolontariat ... -umyslowa/

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt lut 07, 2014 10:18 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Sprawy urzędowe – terminy
Autor: Wojciech Piętka, Źródło: Integracja 5/2013

Wszystkie urzędy powinny załatwiać sprawy bez zbędnej zwłoki. Niestety, taki stan osiąga się dość rzadko, dlatego najczęściej na decyzje trzeba czekać. Podpowiadamy, jak długo i ile mamy czasu na reakcję.
Na podstawie Art. 35 Kodeksu postępowania administracyjnego (Kpa) – niezwłocznie powinny być załatwiane w szczególności sprawy, które mogą być rozpatrzone na podstawie dowodów przedstawionych przez stronę, łącznie z żądaniem wszczęcia postępowania, lub na podstawie faktów i dowodów powszechnie znanych albo znanych z urzędu organowi, przed którym toczy się postępowanie, bądź możliwe do ustalenia na podstawie danych, którymi rozporządza ten organ.
Załatwienie sprawy wymagającej postępowania wyjaśniającego powinno nastąpić nie później niż w ciągu miesiąca, a sprawy szczególnie skomplikowanej – nie później niż w ciągu dwóch miesięcy od dnia wszczęcia postępowania (w postępowaniu odwoławczym – w ciągu miesiąca od dnia otrzymania odwołania).
Od tej zasady mogą być wyjątki przewidziane w przepisach szczególnych. Warto pamiętać, że nie wlicza się do powyższych terminów załatwienia spraw:
•okresów przewidzianych w przepisach prawa dla dokonania określonych czynności,
•okresów zawieszenia postępowania,
•i okresów opóźnień z winy strony lub z przyczyn niezależnych od organu.

Jak liczyć terminy?
Sprawy w urzędzie nie powinny ciągnąć się w nieskończoność. Dlatego obie strony obowiązują określone terminy. Ważne jest, byśmy wiedzieli jak je obliczać, tak by przez przypadek nie doszło do niedochowania terminu. Zasady obliczania terminów podaje art. 57 Kpa:
✓ Jeżeli początkiem terminu określonego w dniach jest pewne zdarzenie, przy obliczaniu terminu nie uwzględnia się dnia, w którym zdarzenie nastąpiło. Upływ ostatniego z wyznaczonej liczby dni uważa się za koniec terminu. Na przykład: w poniedziałek 2 września otrzymaliśmy decyzję, po której mamy na odwołanie 14 dni. Termin zaczyna więc biec od 3 września, więc ostatni moment na złożenie odwołania to 16 września.
✓ Jeżeli koniec terminu przypada na dzień ustawowo wolny od pracy, za ostatni dzień terminu uważa się najbliższy następny dzień powszedni. Jeśli dni wolne od pracy wypadają w środku terminu, nie powoduje to jego wydłużenia. Warto pamiętać, że sobota nie jest dniem ustawowo wolnym od pracy – bez względu na to, że większość urzędów w tym dniu nie pracuje.
✓ Terminy określone w tygodniach kończą się z upływem tego dnia w ostatnim tygodniu, który nazwą odpowiada początkowemu dniowi terminu. Czyli jeśli dwutygodniowy termin rozpoczął się we wtorek 10 września, to kończy się we wtorek 24 września.
✓ Terminy określone w miesiącach kończą się z upływem tego dnia w ostatnim miesiącu, który odpowiada początkowemu dniowi terminu, a gdyby takiego dnia w ostatnim miesiącu nie było – w ostatnim dniu tego miesiąca. Na przykład termin dwumiesięczny rozpoczęty 9 czerwca kończy się 9 sierpnia. Ale gdyby termin miesięczny rozpoczął się 31 stycznia – to kończy się 28 lutego (bądź 29, jeśli akurat jest rok przestępny).

Jak składać pismo?
Oczywiście najlepiej jest złożyć pismo w kancelarii właściwego urzędu. Warto mieć przy sobie kopię, by otrzymać na niej potwierdzenie.
Jeśli jednak nie ma możliwości złożenia pisma w urzędzie, to można:
•wysłać pismo w formie dokumentu elektronicznego (na elektroniczną skrzynkę podawczą urzędu),
•nadać w polskiej placówce pocztowej operatora publicznego (ale nie poprzez firmę kurierską – jako data złożenia przyjmowana jest „data stempla pocztowego”),
•złożyć je w polskim urzędzie konsularnym,
•złożyć przez żołnierza w dowództwie jednostki wojskowej,
•złożyć przez członka załogi statku morskiego kapitanowi statku,
•złożyć przez osobę pozbawioną wolności w administracji zakładu karnego.

Odwołania
W Polsce postępowanie administracyjne jest zazwyczaj dwuinstancyjne. Oznacza to, że jeśli otrzymaliśmy decyzję, z którą się nie zgadzamy, mamy możliwość złożenia odwołania – jak wszystkie strony postępowania. Musimy być jednak uznani za stronę postępowania.
Przed złożeniem odwołania należy dokładnie zapoznać się z decyzją, szczególnie z jej uzasadnieniem i pouczeniem.
Termin odwołań wynosi zwykle 14 dni od daty otrzymania decyzji (np. odbioru listu poleconego z decyzją) lub jej ustnego ogłoszenia.
Odwołanie należy wnieść do odpowiedniego organu II instancji za pośrednictwem organu I instancji. Kto w tym przypadku jest organem II instancji, wiadomo z pouczenia w decyzji. W praktyce odwołanie wnosi się na piśmie przez ten organ, który wydał decyzję, do organu nadrzędnego.

Jak napisać odwołanie
Powinno być napisane tak, jak każde pismo kierowane do urzędu. Proponowany układ odwołania:
•najpierw imię, nazwisko i adres składającego odwołanie;
•potem dane urzędu, do którego się odwołujemy, i informacje za pośrednictwem kogo się odwołujemy;
•następnie tytuł pisma, czyli „Odwołanie od decyzji”;
•poniżej należy napisać, o jaką decyzję chodzi oraz podać sygnaturę akt.

Teoretycznie wystarczy, jeśli w odwołaniu wyrazimy niezadowolenie z zaskarżanej decyzji. W praktyce dużo lepiej jest wskazać, o co konkretnie chodzi (np. z którymi postanowieniami orzeczenia o stopniu niepełnosprawności się nie zgadzamy).
Warto też przedstawić argumenty, które przemawiają za naszymi racjami. Nie musimy pisać tego językiem prawniczym – ważne, byśmy starali się wyjaśnić sprawę jasno i nie wdawali się w zbędne dygresje.
Dobrze jest przed złożeniem pisma dać je do przeczytania drugiej osobie. Jeśli ona zrozumie, o co chodzi, można składać pismo. Jeśli nie – to należy je przeredagować.
Pamiętajmy o podpisaniu pisma.
Jeśli składamy odwołanie osobiście, warto mieć przy sobie kopię, by potwierdzić jego złożenie. Od odwołań nie są pobierane żadne opłaty.

Uwaga! Organ I instancji przed przesłaniem sprawy do II instancji może samodzielnie zmienić zaskarżaną decyzję, jeśli uzna odwołanie za zasadne.

Listy polecone
Wiele osób uważa, że nie odbierając listów poleconych z urzędów, są w stanie skutecznie bronić się przed negatywnymi konsekwencjami. To nieprawda. Jeśli list polecony został skierowany do miejsca zamieszkania, a nie odebraliśmy go w terminie, odmówiliśmy odebrania bądź odebrał je gospodarz bloku lub członek rodziny, to na podst. Kodeksu postępowania administracyjnego doręczenie uważa się za dokonane. Zatem nie odbierając listów z urzędów, „zyskujemy” tylko to, że nie poznamy ich treści i zaprzepaścimy ewentualne możliwości przeciwdziałania.

Przywracanie terminu
W niektórych sytuacjach zdarza się, że z przyczyn od siebie niezależnych nie byliśmy w stanie dotrzymać terminu. W takiej sytuacji można do urzędu wnieść prośbę o tzw. przywrócenie terminu.
Może ono nastąpić w uzasadnionych przypadkach, które powstały bez winy zainteresowanego. Na przykład: jeśli nie złożyliśmy odwołania, gdyż nie znaleźliśmy czasu na przeczytanie decyzji, to nie jest to uzasadniony powód do przywrócenia terminu.
Na złożenie prośby o przywrócenie terminu obywatel ma 7 dni od ustania przyczyny, która uniemożliwiła działanie. Jednocześnie z wnioskiem o przywrócenie terminu należy dokonać czynności, którą zaniedbaliśmy (np. złożyć odwołanie). Wiele osób czeka z dokonaniem tej czynności do decyzji o przywróceniu terminu – co jest błędem.
Przed rozpatrzeniem prośby o przywrócenie terminu do wniesienia odwołania lub zażalenia organ administracji publicznej na żądanie strony może wstrzymać wykonanie decyzji lub postanowienia. O przywróceniu terminu postanawia właściwy dla sprawy organ administracji publicznej. Od postanowienia o odmowie przywrócenia terminu służy zażalenie. O przywróceniu terminu do wniesienia odwołania lub zażalenia ostatecznie postanawia organ właściwy do rozpatrzenia odwołania lub zażalenia.

Bez odwołań
Są sytuacje, gdy dana decyzja urzędu nie jest decyzją administracyjną. W przypadku osób z niepełnosprawnością mamy z tym do czynienia np. podczas rozpatrywania wniosków o dofinansowanie do turnusu rehabilitacyjnego, likwidacji barier architektonicznych lub w komunikacji, oraz dofinansowań do zakupu sprzętu rehabilitacyjnego czy ortopedycznego. Nie przysługuje wtedy odwołanie od wydanej decyzji – ale jeśli wystąpią zastrzeżenia co do sposobu jej wydawania czy działania urzędu, można złożyć skargę do władz powiatu. Nie wpłynie to na naszą indywidualną sprawę, ale może mieć wpływ na działanie instytucji w przyszłości.

Data opublikowania dokumentu: 2014-02-04, 13.41
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... vSpj5WPLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt lut 07, 2014 10:47 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
"Mamy te same prawa". Spot o Konwencji ONZ
Autor: Mateusz Różański, Źródło: inf. własna

Wymieniająca czułości para, która trzyma w rękach plakat z informacją o prawie do decydowania o sobie i zakładania rodziny, chłopak na wózku przypominający o obowiązku likwidowania barier przez państwo - to jedni z bohaterów filmu dotyczącego Konwencji ONZ o prawach osób niepełnosprawnych, zrealizowanego dla Rzecznika Praw Obywatelskich.
Występujące w spocie osoby z niepełnosprawnością opowiadają o ratyfikowanej przez Polskę Konwencji ONZ o prawach osób niepełnosprawnych. Najważniejsze założenia tego dokumentu przedstawiają w ciekawy i przystępny sposób - w formie haseł wypisanych na plakatach.
W drugiej części filmu można zapoznać się z działaniami Rzecznika Praw Obywatelskich w kwestii przestrzegania zasad Konwencji. Z teledysku można też dowiedzieć się o swoich prawach wynikających z Konwencji, a także nauczyć się pisać do Rzecznika Praw Obywatelskich pisma ze skargą na nierespektowanie jej zaleceń.
Film powstał dzięki wsparciu zespołu muzycznego Jeden rytm, Jeden świat, Akademii Umiejętności Fundacji „Też chcemy być", zespołom szkół specjalnych: nr 85 i 105 w Warszawie i Zespołowi Szkół nr 99 w Warszawie. Spot wyprodukowała firma REBECCA Studio sp. z.o.o.

Data opublikowania dokumentu: 2014-02-06, 16.01
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... vStCpWPLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt lut 07, 2014 10:57 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Mateusz Różański, Źródło: inf. własna

Opiekunowie osób niepełnosprawnych powinni jak najwcześniej otrzymać wsparcie w postaci usług asystenckich lub opiekuńczych, umożliwiające im aktywność zawodową. Osoby, które na rzecz opieki nad niepełnosprawnym członkiem rodziny rezygnują z pracy, same stają się wykluczone i utrudniają aktywizację swoich niepełnosprawnych podopiecznych – uważa Beata Karlińska, prezes Fundacji Pomocy Chorym na Zanik Mięśni. Fundacja od lat świadczy usługi asystenckie osobom z dystrofią mięśniową.
Jednym z głównych postulatów osób, które sprawują opiekę nad niepełnosprawnym członkiem rodziny, jest uzawodowienie opiekunów i nadanie im statusu asystentów. Ten postulat budzi jednak pewne wątpliwości. Po pierwsze: problematyczne wydaje się łączenie roli rodzica z pracą zawodową. Po drugie: wielu specjalistów zwraca uwagę na to, że powierzenie rodzicom całej rehabilitacji i opieki nad dzieckiem z niepełnosprawnością może być przeszkodą na drodze do jego rozwoju i integracji ze społeczeństwem. Zdaniem części ekspertów, najlepszym rozwiązaniem nie jest uzawodowienie rodziców, a odciążenie ich przez wykwalifikowanych asystentów.

Wykluczenie przez poświęcenie
Zdecydowaną zwolenniczką asystenckiego systemu wsparcia jest Beata Karlińska z Fundacji Pomocy Chorym na Zanik Mięśni. Jej zdaniem rodzic, który rezygnuje z pracy zawodowej, by całkowicie poświęcić się opiece nad dzieckiem, sam skazuje siebie na wykluczenie społeczne.
- W dużym uproszczeniu wygląda to następująco: rodzic niepełnosprawnego dziecka rezygnuje z pracy na rzecz opieki nad nim oraz udziału w jego rehabilitacji. Otrzymuje zasiłek pielęgnacyjny (część osób obecnie nie otrzymuje go; w tym roku przepisy regulujące tę kwestię zostaną zmienione) i czasem żyją tylko z niego. Później dziecko dorasta i podstawowym źródłem dochodu jest jego renta socjalna. Nawet jeśli to dziecko, już jako dorosły niepełnosprawny, chce być aktywne zawodowo i społecznie, to rodzic zdążył na tyle wypaść z rynku pracy, że nie może tam powrócić. Albo staje na przeszkodzie takiej aktywizacji, bo chce utrzymać status quo – mówi wprost Beata Karlińska.

Uniezależnić osoby niepełnosprawne
Problemem w uzawodowieniu rodziców są również przeszkody prawne – w Polsce profesja asystenta osobistego osoby niepełnosprawnej wciąż nie jest uregulowana. Nie figuruje ona np. w rozporządzeniu ministra pracy i polityki społecznej w sprawie klasyfikacji zawodów i specjalności. Jednak – jak tłumaczy Beata Karlińska – nawet w krajach, w których usługi tego typu oferowane są od dawna (m.in. Dania, Francja czy Niemcy), członków rodziny niezwykle rzadko zatrudnia się jako asystentów osobistych i robi się to na innych zasadach niż w przypadku ludzi niespokrewnionych z osobą, nad którą sprawowana jest opieka, czyli nie poprzez nawiązanie stosunku pracy.
- Osobiście uważam, że w Polsce w pierwszym etapie wprowadzania usług asystenckich powinniśmy wykluczyć możliwość zatrudnienia opiekunów prawnych, ponieważ wówczas jeszcze bardziej uzależnimy od nich osoby niepełnosprawne – uważa prezes Fundacji Pomocy Chorym na Zanik Mięśni.

Najpierw edukacja
Beata Karlińska podkreśla, że wprowadzenie w Polsce usług asystenta osobistego powinno zostać poprzedzone odpowiednimi zmianami systemowymi.
- Należy zacząć od edukacji i zmiany świadomości, ponieważ w dzisiejszym modelu polskiej rodziny instytucja asystenta osobistego osoby niepełnosprawnej zupełnie się nie sprawdza – wyjaśnia. – Usługi te prowadzę w Szczecinie od 2000 roku i nie cieszą się one zbyt dużym zainteresowaniem. W polskiej świadomości to właśnie najbliżsi powinni zajmować się niepełnosprawnym członkiem rodziny. Jednocześnie boimy się wpuszczać do naszego domu obcą osobę do opieki, ponieważ widzimy w tym tylko zagrożenia – kradzieżą czy przemocą.
Zdaniem Beaty Karlińskiej, pierwszym krokiem do wprowadzania jakichkolwiek zmian w tym zakresie powinno być uporządkowanie systemu orzekania o niepełnosprawności, który będzie określał stopień niesamodzielności. Prezes Fundacji twierdzi też, że świadczenia dla osób z niepełnosprawnością powinny być obligatoryjne, a nie fakultatywne i mieć charakter wyrównawczy, a nie zastępować wynagrodzenie za pracę.

Asystent w praktyce
Prowadzona przez Beatę Karlińską Fundacja od lat aktywnie działa na rzecz wprowadzenia oraz popularyzacji usług asystenckich w Polsce. W 2007 roku organizacja wydała publikację pt. „Usługi asystenckie w systemie wsparcia osób niepełnosprawnych” (pobierz dokument w wersji PDF):
http://niepelnosprawni.pl/files/www.nie ... enckie.pdf
w której zawarto m.in. definicję asystenta osobistego osoby niepełnosprawnej (taka nie istnieje w polskim prawie do dziś), a także szereg historii osób, którym pomoc asystencka pomogła w życiu. Wynika z niej jasno, że mądre, poprzedzone głęboką refleksją wprowadzenie usług asystenckich, dostosowanych do polskich realiów, umożliwi integrację ze społeczeństwem wielu osobom z niepełnosprawnością.


Zobacz także duński reportaż o pracy asystentów pt. "Kiedy Twoje ręce są moimi":
http://www.youtube.com/watch?v=mgqHDswmypA

Data opublikowania dokumentu: 2014-02-05, 15.14
Źródło:
http://niepelnosprawni.pl/ledge/x/178096#.UvStWZWPLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt lut 07, 2014 11:39 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Nadciąga fala zachorowań na nowotwory
Autor: PAP

Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ostrzega, że nadciąga fala zachorowań na nowotwory. W 2025 r. liczba przypadków tej choroby wzrośnie z 14 mln do 19 mln rocznie, w 2030 – do 22 mln, a w 2035 – aż do 24 mln – prognozuje "World Cancer Report 2014".
Dyrektor agendy WHO, Międzynarodowej Agencji Badań nad Nowotworami (International Agency for Research on Cancer, IARC), dr Chris Wild uważa, że głównym powodem „nowotworowego tsunami”, jak określił ten problem, jest wzrost liczby ludności oraz starzenie się społeczeństw. – Niepokojące jest, że gwałtownie rosną również koszty leczenia chorób nowotworowych, które nawet w krajach najbogatszych wymykają się spod kontroli – dodaje.
Zdaniem dra Wilda, w tej sytuacji kluczowa jest profilaktyka, która pozwala zapobiec co drugiemu przypadkowi raka. Niestety, w ocenie ekspertów działania w tym zakresie są wciąż niewystarczające, wręcz zaniedbywane.
Według przygotowanego przez IARC "World Cancer Report 2014" najważniejsze działania prewencyjne to zaprzestanie palenia tytoniu, lepsza ochrona przed infekcjami, głównie dzięki upowszechnieniu szczepień, zmniejszenie spożycia alkoholu i cukru oraz walka z nadwagą i otyłością. Wśród czynników, które mogą przyczynić się do zachorowania, wymienia się też nadmierne opalanie się oraz zanieczyszczenie powietrza, a także inne szkodliwe dla zdrowia czynniki środowiskowe.
Jeden z ekspertów IARC dr Bernard Stewart z University of New South Wales w Australii uważa, że bez odpowiednio rozwiniętej prewencji nie będzie można powstrzymać „nowotworowego tsunami”. Jego zdaniem, poza zaprzestaniem palenia tytoniu ważne jest ograniczenie spożycia cukru. Jest on jednym z powodów plagi otyłości, który w znacznym stopniu zwiększa ryzyko zachorowania na nowotwory.

Ważna kontrola wagi
Podczas Gastrointestinal Cancers Symposium 2014, który niedawno odbył się w San Francisco, alarmowano, że otyłość może stać się wkrótce groźniejszym czynnikiem ryzyka zachorowania na nowotwory niż palenie papierosów.
– Jeśli nie powstrzymamy epidemii otyłości, w niedalekiej przyszłości stanie się ona głównym czynnikiem ryzyka raka - powiedział przewodniczący sympozjum prof. Nipun B. Merchant z Vanderbilt University Medical Center (USA).
Wiele osób nie zdaje sobie jednak sprawy, jak groźnym czynnikiem ryzyka raka jest tusza. Sondaż przeprowadzony wśród ponad 2 tys. Brytyjczyków na zlecenie Światowej Fundacji Badań nad Rakiem (World Cancer Research Fund, WCRF) wykazał, że nie wie o tym aż 49 proc. ankietowanych.
Co trzeci badany uważa, że głównym powodem nowotworów są predyspozycje genetyczne, co według specjalistów nie jest prawdą. Geny są odpowiedzialne jedynie za 10 proc. przypadków zachorowań. Prawdą jest jedynie, że do powstania choroby doprowadzają zaburzenia genetyczne, ale mogą je wywołać czynniki środowiska. Sprzyja jej również niezdrowy styl życia, szczególnie palenie tytoniu, nadużywanie alkoholu i nadmierne objadanie się.
Szefowa WCRF Amanda McLean twierdzi, że dzięki zdrowemu odżywianiu się, polegającemu przede wszystkim na większym spożyciu warzyw i owoców, oraz dzięki większej aktywności fizycznej można zapobiec co trzeciemu przypadkowi nowotworu.

Data opublikowania dokumentu: 2014-02-05, 12.23
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... vSsiZWPLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt lut 07, 2014 11:52 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Prawie 5 mld zł wyda PFRON w 2014
Autor: Tomasz Przybyszewski, Źródło: www.pfron.org.pl

Niemal 5 miliardów złotych zamierza wydać PFRON w 2014 r. Na posiedzeniu Społecznej Rady Konsultacyjnej przy Zarządzie PFRON 4 lutego 2014 r. przedstawiono zebranym przedstawicielom organizacji pozarządowych plan finansowy Funduszu na ten rok.
- Kiedy nie byłam pracownikiem PFRON, działałam po stronie organizacji pozarządowych, to wydawało mi się, że Fundusz jest taką skarbonką z pieniędzmi, głównie do realizacji zadań konkursowych i tego typu działań, z którymi państwo w tej chwili jako organizacje mają do czynienia – zaznaczyła na początku spotkania dr Agnieszka Kloskowska-Dudzińska, zastępca Prezesa Zarządu PFRON ds. programowych. – Tymczasem jedna z najważniejszych rzeczy, jeśli chodzi o nasz plan finansowy, i to jest podstawowa informacja, jest taka, że większość środków, które są zaplanowane do wydatkowania w danym roku budżetowym, to są środki na dofinansowywanie wynagrodzeń niepełnosprawnych pracowników. Tak było do tej pory, tak jest również teraz i będzie tak w najbliższych latach. Niezależnie od tego, jaki wzór przeliczeniowy jest zastosowany, to jest to najbardziej znacząca pozycja i również w tym roku na dofinansowania do wynagrodzeń jest wydawane około 3 mld zł. Planujemy, że w następnych latach będzie to odrobinę niżej, natomiast orientacyjnie będzie to wciąż ok. 60 proc. wszystkich wydatków Funduszu.
Dokładna planowana kwota wydatków PFRON w 2014 r. to 4 mld 993 mln 40 tys. zł. Rzeczywiście, wciąż najwięcej, bo 3 mld 147 mln zł, PFRON zamierza przeznaczyć na dofinansowanie do wynagrodzeń pracowników z niepełnosprawnością. 730,4 mln zł trafi zaś na zadania PFRON wypełniane w ramach samorządów powiatowych, a 150 mln zł – wojewódzkich. Plan na ten rok jest zbliżony do planu na rok 2013. Wówczas zaplanowano wydanie 4 mld 843 mln zł.

Samorządowy worek bez dna
- Nie ma znaczącej rewolucji w tegorocznym planie finansowym – podkreśliła wiceprezes PFRON. – Taką pozycją, która ulega co roku różnym zmianom, to są te środki, które przekazujemy samorządom wojewódzkim i powiatowym na realizację naszych zadań ustawowych. To na ogół jest ok. miliarda złotych pod koniec roku.
Dr Kloskowska-Dudzińska podkreśliła, że w planie finansowym środki te są zazwyczaj na nieco niższym poziomie, ale jeśli w ciągu roku uda się wygenerować „oszczędności”, to na ogół w czwartym kwartale są one przekazywane właśnie samorządom, ponieważ tam jest największe zapotrzebowanie.
- Ci z państwa, którzy mają jakieś doświadczenie samorządowe będą wiedzieć, że każda złotówka, którą przekazujemy powiatom zawiera 40 groszy na WTZ-y, a reszta idzie na bardziej podstawowe rzeczy, np. ze środków PFRON są dofinansowywane również środki pomocnicze, przedmioty ortopedyczne, czyli to, co normalnie jest finansowane z NFZ, to w przypadku osób niepełnosprawnych dodatkowo jest dofinansowywane z PFRON – podkreśliła wiceprezes Funduszu. – To są dość znaczące wydatki, jednak jest na nie ogromne zapotrzebowanie. Próbowałam je kiedyś oszacować, ono przynajmniej dwukrotnie przewyższa środki, którymi dysponujemy i w zasadzie jest to „worek bez dna”, ponieważ jest ogromna skala potrzeb i wiadomo też, że rosną ceny sprzętu, dostępne są coraz lepsze technologie, więc na to zadanie powiaty zawsze, nieodmiennie zgłaszają duże zapotrzebowanie.
Na zadania zlecane organizacjom pozarządowym w ramach konkursów w budżecie PFRON na rok 2014 przewidziano 163 mln zł. Na refundację składek na ubezpieczenie społeczne dla osób niepełnosprawnych wykonujących działalność gospodarczą przewidziano 84 mln 294 tys. zł. Z kolei na programy Rady Nadzorczej PFRON przeznaczono 141 mln 877 tys. zł, z czego 5 mln zł na program Junior, 135 mln 480 tys. zł na Aktywny Samorząd, 1 mln 197 tys. zł na Wsparcie Inicjatyw, a 200 tys. zł na Program Wsparcia Międzynarodowych Imprez Sportowych dla Osób Niepełnosprawnych organizowanych na terenie Polski. W budżecie znalazły się też m.in. środki na refundację kosztów wydawania certyfikatów przez podmioty uprawnione do szkolenia psów asystujących (10 mln zł), a także na dofinansowanie kosztów nauki języka migowego (1,5 mln zł).

Retransmisję z posiedzenia Społecznej Rady Konsultacyjnej przy Zarządzie PFRON można obejrzeć na stronie Funduszu.

Data opublikowania dokumentu: 2014-02-05, 17.33
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... vSpmJWPLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt lut 14, 2014 14:38 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Art, Źródło: Integracja 3/2013

Kiedyś cały (wirtualny) świat szalał na punkcie blogów, dziś rządzą portale społecznościowe - z Facebookiem na czele. Dzięki niemu możemy dowiedzieć, się co słychać u naszych znajomych, zdobyć ciekawe informacje i wypromować swoją działalność.
Skąd taki fenomen i dlaczego co jakiś czas wirtualne życie przeżywa jakąś modę? Wszędzie działa podobny mechanizm. Przychodzi potrzeba – być może wcześniej nieuświadomiona – i cały świat zachłystuje się czymś nowym. Przypomnijmy sobie, jakie emocje wywoływał Big Brother ponad dekadę temu. Dziś raczej śmieszy.

Lider portali
Najmodniejszym serwisem społecznościowym jest niewątpliwie Facebook. Choć ma zagorzałych wrogów, a część internautów ostentacyjnie komunikuje, że nie ma konta „na fejsie”, to są to deklaracje, które przypominają te: „nie oglądam telewizji, nie mam telewizora”.
Słyszy się o nich, ale niewiele z tego wynika. Z Facebooka korzysta na świecie ponad miliard użytkowników. To niesamowita popularność świadczy o absolutnym fenomenie serwisu. Niewątpliwie historia sieci będzie się dzieliła na tę przed Facebookiem i po nim. Facebook idealnie wpasował się w pewną lukę, która pojawiła się wraz z szybkimi zmianami w postrzeganiu roli internetu na początku XXI wieku. Samo dostarczanie informacji przestało wystarczać, a dotychczasowe usługi – jak fora dyskusyjne czy komunikacja przez mejl zaczęły trącić myszką. Oczywiście ani jedna, ani druga usługa nie wygasły, ale nadszedł czas zmian, które zaczęto nazywać zmianami Web 2.0 (w opozycji do „starego” internetu „w wersji” 1.0), czyli nastawionych na błyskawiczną komunikację i rozrywkę.
Facebook zaspokaja niemal wszystkie potrzeby nowego pokolenia internautów. Jest błyskawiczny, masowy, arcyprosty, ma nowoczesny design i preferuje zachowania typu kopiuj-wklej. Udostępnia też audytorium, któremu można komunikować różne rzeczy.

Założenie konta
Aby korzystać z Facebooka, trzeba założyć konto. Nie jest możliwe „podglądanie” innych użytkowników bez własnego profilu. Rejestrowanie się w serwisie jest bardzo proste, właściwie trzeba tylko podać swój e-mail i hasło. Oczywiście można podać więcej informacji, np. nazwy szkoły, którą się ukończyło lub do której się uczęszcza oraz obecnego miejsca pracy i wcześniejszych. Na podstawie tych danych Facebook kojarzy „potencjalnych” znajomych. W momencie rejestracji zostaniemy zapytani, czy serwis może sprawdzić naszą książkę adresową, np. na skrzynce mail.yahoo.com. Jeśli się zgodzimy, otrzymamy informację, czy nasi znajomi są już na Facebooku. To pozwoli na błyskawiczne powiększanie liczby „przyjaciół”.
Grzechem pierworodnym tego serwisu jest mniej lub bardziej formalne ściganie się na liczbę znajomych. Kij ma jednak dwa końce. Im więcej podajemy informacji o sobie, tym więcej „świat” będzie o nas wiedział. Standardem jednak zaczyna być sprawdzanie facebookowego profilu przyszłego pracownika przez potencjalnego pracodawcę. Nietrudno sobie wyobrazić konsekwencje... Na Facebooku się bardzo odkrywamy.

Aktywność biznesowa i społeczna
Korzystanie z Facebooka może służyć różnym celom. Przede wszystkim jest to świetne narzędzie do komunikowania się i zbierania interesujących informacji, np. o nadchodzących imprezach, wydarzeniach, komentowania ciekawych zdarzeń. Bardzo szybko możemy informacje i własne opinie rozpowszechniać i się organizować. Facebook jest także idealnym narzędziem do „działań obywatelskich” – akcji protestacyjnych, skrzykiwania się na demonstrację, zbierania podpisów w jakiejś sprawie. Trzeba jednak pamiętać, że zaleta błyskawicznego działania ma drugą stronę – błyskawicznego zapominania.
Jak się włączać w takie akcje? Bardzo prosto. Klikamy w kultowy przycisk „Lubię to”. I już. Od tej pory wszelkie informacje publikowane na tablicy wydarzenia (profilu), które polubiliśmy, będą pojawiać się „do naszej wiadomości”. Możemy taką informację przepiąć na naszą tablicę i dzięki temu zobaczą ją znajomi.
To jest zresztą kluczowy mechanizm działania Facebooka. Raz podana informacja może zostać błyskawicznie rozpowszechniona wśród facebookowiczów. Co można rozpowszechniać? Wszystko – zdjęcia, filmy, linki, teksty. Nie musimy używać do tego komputera, bo można się logować poprzez urządzenia mobilne.
Za pośrednictwem Facebooka można też grać w gry komputerowe (aplikacje działają za pośrednictwem profilu). Można mierzyć się z innymi i – zgodnie z nowymi trendami – kupować (za realne pieniądze) dodatkowe cechy i elementy przydatne w grze.
Oczywiście nasze sukcesy są podawane innym. Swoje profile na Facebooku mają także firmy. Jest to fantastyczne narzędzie komunikacji rynkowej. Trzeba pamiętać, że rejestrując profil firmy, musimy jednak zrobić to w sposób właściwy. W przeciwnym razie zostanie bez ostrzeżenia skasowany. Dotyczy to także organizacji, fundacji itd. W momencie rejestracji trzeba koniecznie wybrać odpowiedni typ profilu strony. Pewne elementy zostaną wyłączone, inne – włączone. Z pewnością jest to wygodna, tańsza i bardzo modna forma promocji organizacji.
Właściwie można się zastanawiać, czy w ogóle zamiast strony WWW nie postawić na stronę na Facebooku. Trzeba jednak pamiętać, że użytkownicy, którzy nie mają konta, nie będą mogli komentować notek, ale tylko przeglądać informacje. Jeszcze przed rejestracją warto wykonać kilka rzeczy. Pierwszą jest obejrzenie profili innych organizacji. Da to pojęcie, jakie informacje są na Facebooku poszukiwane. Poza tym trzeba przygotować grafikę i informacje do zamieszczania przez kilka dni po otwarciu profilu i nie zostawiać nieuaktualnianej strony.
Jak promować stronę na Facebooku? Oczywisty jest mejl do znajomych z linkiem do nowej strony. I tu uwaga – przed jego wysłaniem powinniśmy skrócić adres na Facebooku, by był łatwiejszy do zapamiętania i skojarzenia. Zrobimy to, wchodząc w zakładkę „Edytuj stronę”/„Zaktualizuj informacje”. Trzeba się zastanowić nad nazwą, bo zmienić ją można tylko raz. Na wszelkich materiałach drukowanych warto podawać ten adres z charakterystycznym znaczkiem f (zasady jego użycia są w dziale pomocy Facebooka).
Wizytówki wirtualne także opatrujemy tym adresem. Wykorzystajmy znajomych do zareklamowania strony. Można się zastanowić jeszcze nad wykupieniem reklamówek wyświetlanych na Facebooku (za kilka–kilkanaście groszy) – z górną granicą, poza którą nie chcemy już płacić (wszelkie informacje i przykłady są w dziale „Promuj stronę”).
Dobrym pomysłem jest też założenie strony promującej działania społeczne. Na przykład zamiast pokazywać, że wydajemy 3–4 fajne książki rocznie, zbudujmy stronę, by pokazywać np. jak pomagać ludziom z niepełnosprawnością na wsi. Pokażmy, jak książki, które wydaliśmy, wpłynęły na losy konkretnych osób.


Portale społecznościowe

Facebook: www.facebook.com
Pinterest: www.pinterest.com
LinkedIn: www.linkedin.com
GoldenLine: www.goldenline.pl
Nasza Klasa: www.nk.pl
Biblionetka: www.biblionetka.pl
Filmweb: www.filmweb.pl
Flickr: www.flickr.com

Facebook uzależnia
Rozwój funkcji serwisu i wzrost jego popularności spowodował, że naukowcy zaczęli ostrzegać przed możliwością uzależnienia się. Problem dotyczy zwłaszcza młodych, którzy spędzają na nim kilka godzin dziennie. Według naukowców, nie mogą poradzić sobie z rosnącym zaangażowaniem w to, co dzieje się na Facebooku. Presja zalogowania się i sprawdzenia informacji dotyczących znajomych, obejrzenia ich zdjęć albo porównania wyników gier czy testów jest tak silna, że zapominają o innych aspektach życia. Serwis jest też krytykowany za przyczynianie się do gorszych wyników w nauce (porównanie z uczniami, którzy go nie używają) i za kształtowanie osobowości narcystycznej.
Źródło: Wikipedia.pl (hasło: facebook)

Data opublikowania dokumentu: 2014-02-13, 14.13
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... v4J2JWPLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt lut 14, 2014 14:46 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Ada Prochyra, Źródło: inf. własna, palestrapolska.wordpress.com

Podnoszony przez nas w połowie stycznia temat niedostosowania punktów Polskiej Grupy Pocztowej (PGP) – nowego operatora pocztowego obsługującego korespondencję sądową – podchwycili adwokaci piszący na blogu Palestra Polska.
Adwokatów zainteresowały zwłaszcza wypowiedzi obu stron niechlubnego przetargu. Przypomnijmy: od 1 stycznia br. przez najbliższe dwa lata korespondencja z sądów i prokuratur doręczana jest przez firmę Polska Grupa Pocztowa (PGP), która wygrała tę usługę w przetargu, organizowanym przez Centrum Zakupów dla Sądownictwa Instytucję Gospodarki Budżetowej (CZdSIGB). PGP pokonała w przetargu Pocztę Polską, łącząc siły z firmami InPost i RUCH. Oprócz placówek samego PGP to w ich jednostkach – na podstawie zostawionego awizo z adresem i godzinami otwarcia placówki – można będzie odebrać przesyłki, których nie udało się dostarczyć adresatowi przez kuriera. W warunkach przetargu nie było wymogu dostępności tych placówek, co zrodziło naszą wątpliwość o ich dostosowanie do potrzeb osób z niepełnosprawnością.
W swoim poście na blogu Palestra Polska adwokaci punktują m.in. mało rzeczowy komentarz Dawida Studenckiego, który w imieniu Centrum Zakupów dla Sądownictwa zapewnił, że będzie apelował do wykonawcy o interwencję, „gdyby problem niedostępności się pojawił”; oraz kompletnie rozmijające się z tematem dostępności architektonicznej (o nią pytaliśmy przedstawicieli zamawiającego, PGP oraz jej partnerów – InPost i RUCH) wyjaśnienia dra Rafała Zgorzelskiego, prezesa Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Niepublicznych Operatorów Pocztowych (OZPNOP). Dr Zgorzelski w bardzo długim wyjaśnieniu nawet nie zająknął się na interesujący nas temat, rozwodząc się zamiast tego nad dostępnością rozumianą jako godziny otwarcia placówek.

Adwokaci fotografują
W gruncie rzeczy żadna ze stron nie odpowiedziała nam konkretnie, w jaki sposób nowy dostarczyciel przesyłek z sądu, czyli PGP, zamierza zapewnić odbiorcom z niepełnosprawnością ruchową dostępność swoich usług. Z wypowiedzi rzeczników prasowych wynika, że problemu nie ma (RUCH), ewentualnie może się z czasem pojawić (CZdSIGB) lub że ta sprawa jest w ogóle nieprzemyślana (PGP oraz OZPNOP w imieniu InPost).
Co więcej, wygląda na to, że wraz z końcem naszego zainteresowania tematem zakończyło się też zainteresowanie PGP. Poza uruchomieniem specjalnej infolinii (12 444 27 72), na którą ludzie z niepełnosprawnością mogą zadzwonić, nie zatroszczono się o to, aby jak wszyscy pozostali obywatele mogli oni samodzielnie odbierać swoją korespondencję w wyznaczonych lokalach.
Adwokaci sfotografowali kilka punktów odbioru przesyłek sądowych, aby udowodnić niedowierzającym i niedostrzegającym problemu, jak realne przeszkody spotkają osoby poruszające się na wózku lub o kulach. Jeden z punktów jest w Lublinie, drugi zaś w Łodzi przy ul. Fabrycznej.

Najtańsze nie znaczy najlepsze
Jak słusznie zauważają autorzy bloga Palestra Polska:
„Głos niepełnosprawnych – zniknął w ogólnej burzy. Tymczasem to oni są najbardziej pokrzywdzeni (...) Do kręgu niepełnosprawnych dołączyło wskutek typowego, zimowego wypadku kilku naszych znajomych adwokatów. Przez najbliższe 6 miesięcy poruszać się będą na wózkach inwalidzkich, a w najlepszym wypadku i po jakimś czasie dopiero – o kulach. (...)”
Akurat oni przesyłek sądowych odbierają wyjątkowo dużo, więc na dostępność zwracać będą szczególną uwagę. Autorzy bloga zaapelowali więc do Ministerstwa Sprawiedliwości oraz Dawida Studenckiego z Centrum Zakupów dla Sądownictwa:
„Proszę przestać bronić jak Częstochowy nieracjonalnego wyboru oferenta dokonanego w oparciu o kryterium najniższej ceny. (...) Najtańsze nie znaczy najlepsze. A w przypadku wymiaru sprawiedliwości chodzi o najlepsze – a nie najtańsze. Interes Skarbu Państwa ważniejszy od sprawnie funkcjonującego wymiaru sprawiedliwości? Średnio inteligentny szympans wie, czym się skończy tak krótkowzroczne pararozumowanie. Paraliżem sądownictwa, milionami pozwów i wydatkami o wiele większymi od „zaoszczędzonych” na Poczcie Polskiej 84 mln (która jako operator publiczny stawki ma narzucone z góry, więc drugi oferent je znał i dlatego mógł dać cenę niższą)”.

Data opublikowania dokumentu: 2014-02-11, 13.17
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... v4J65WPLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt lut 14, 2014 14:58 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Mateusz Różański, Źródło: inf. własna

Zarządzanie domowym budżetem wymaga ogromnych umiejętności, zwłaszcza gdy nasze przychody nie są wysokie. Ostatnio zapytaliśmy Was w sondzie o to, na co musicie wydawać najwięcej pieniędzy.
Zgodnie z wynikami zamieszczonej na naszym portalu sondy, dla blisko połowy (49 proc.) Czytelników najważniejszym punktem domowego budżetu są wydatki związane z opłatami za mieszkanie i media. Na drugim miejscu uplasowała się żywność, na którą najwięcej wydaje prawie co czwarty (23 proc.) respondent. Trzecią pod względem liczebności grupę naszych Czytelników (16 proc.) stanowią Ci, dla których najpoważniejszymi wydatkami są te związane z leczeniem i rehabilitacją. Pozostali respondenci zaznaczyli inne odpowiedzi, czyli m.in. podróże, odzież, kosmetyki, kulturę czy używki.

Okiem ekspertki
O komentarz do wyników naszej sondy poprosiliśmy Annę Ostaszkiewicz, niezależną ekspertkę finansową, znaną m.in. z programu "Zabójcy długów" emitowanego na kanale TVN Style.
- Niemalże połowa badanych odpowiedziała, że to wydatki na mieszkanie i media stanowią największą pozycję w ich budżecie – komentuje Anna Ostaszkiewicz. – Nie dziwi mnie to. Koszty związane z zamieszkaniem należą również do najwyższych, jeśli chodzi o ich udział w portfelu statystycznego Polaka (ok. 20 proc.) – podkreśla.
Prawie 1/4 ankietowanych wskazała zaś, że najwięcej wydaje na żywność. - I znowu nie ma zaskoczenia, bowiem wydatki na jedzenie/artykuły spożywcze wciąż stanowią jedno z największych, jeśli nie największe, obciążenie w budżecie domowym Polaków (ok. 25 proc.) – wyjaśnia ekspertka.
Ostaszkiewicz zwraca uwagę na fakt, że w zamożniejszych społeczeństwach wydatki na żywność stanowią dużo mniejszy procent domowego budżetu. Na przykład Niemcy na jedzenie wydają zaledwie jedną dziesiątą swoich przychodów.
Także trzecia w kolejności pozycja wydatków - na leki/rehabilitację jest - jej zdaniem - jak najbardziej zrozumiała. Pani Anna zwraca jednak uwagę na niską pozycję pozostałych dóbr i usługi, w tym wydatków na rozrywki i kulturę, na które, niestety, w Polsce wydaje się niewiele albo wcale.

Podstawowe potrzeby
Dla porównania, wedle badań przeprowadzonych w zeszłym roku przez Główny Urząd Statystyczny (GUS), najważniejszymi punktami domowego budżetu przeciętnej polskiej rodziny są: żywność (25 proc.), opłaty za mieszkanie i media (20 proc.) i transport (10 proc.). Wydatki na zdrowie pochłaniają zaledwie 5 proc. budżetu przeciętnej polskiej rodziny. Dane te różnią się trochę od wyników naszej sondy.
Może to być oczywiście także efekt innej metody przeprowadzenia badań. GUS badał całościowo rozkład wydatków statystycznej rodziny; my prosiliśmy o wskazanie, na co przeznacza się najwięcej pieniędzy. Jednak pomimo tych różnic dostrzegalny jest ogólny schemat – najwięcej wydajemy oczywiście na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Niewiele pieniędzy pozostaje nam już na kulturę, rozrywkę czy podróże.
Wszystkich, którzy chcieliby dowiedzieć się, jak lepiej i skuteczniej oszczędzać, zapraszamy na portal Finanse bez Barier, na którym można znaleźć artykuły zawierające wiele przydatnych informacji z dziedziny ekonomii (m.in. o usługach bankowych, świadczeniach, rynku pracy itp.). Przydatna w planowaniu miesięcznych wydatków będzie także specjalna aplikacja do zarządzania domowym budżetem.

Anna OstaszkiewiczAnna Ostaszkiewicz - ekspertka finansowa, od kilkunastu lat związana z rynkiem usług finansowych (doświadczenie korporacyjne w bankach oraz własna działalność doradcza). Angażuje się w projekty związane z edukacją finansową, m.in. warsztaty, porady finansowe. Występuje jako ekspert w programach telewizyjnych. Prowadzi stronę poświęconą finansom osobistym: Anna Ostaszkiewicz - O Finansach Domowych.
Inicjatorka oraz menadżer edukacyjnego projektu „Akademia Bankowości Internetowej” dla studentów uczelni ekonomicznych oraz technicznych, realizowanego pod patronatem Kancelarii Prezydenta RP. Ekspertka i prelegentka na konferencjach branżowych w Polsce i za granicą; w czerwcu ubiegłego roku prowadziła konferencję NBP „Dostępne Finanse 2013”.

Data opublikowania dokumentu: 2014-02-13, 16.32
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... v4UEZWPLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Cz lut 20, 2014 11:39 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Ul. Warszawska. Miejsc do parkowania dla niepełnosprawnych jest za mało
Dodano: 19 lutego 2014
Autor: (art)

Ta kobieta miała łzy w oczach. Nie dość, że musiała podnieść i posadzić swoją córkę na wózek inwalidzki, to jeszcze dostała mandat - mówi Halina Wasiak, radna PO.
Przy Warszawskiej w Białymstoku trzeba więcej miejsc do parkowania dla osób niepełnosprawnych
Wszystko działo się obok skrzyżowania ul. Warszawskiej z Pałacową, w pobliżu VI liceum. Matka przywiozła niepełnosprawną córkę do szkoły. Auto postawiła na płatnym parkingu. Nie miała karty, więc teraz będzie musiała zapłacić karę.
- Wszystko przez to, że na części ul. Warszawskiej na odcinku od Pałacowej do Sienkiewicza jest bodaj tylko jedno miejsce parkingowe przeznaczone dla niepełnosprawnych - podkreśla radna.
Niepełnosprawni jako posiadacze tzw. niebieskich kart mogą zostawiać samochód za darmo w strefie płatnego parkowania. Ale tylko wtedy, gdy postawią auto na kopercie. W innym wypadku, nawet jeśli za szybą leży niebieska karta, kontroler może wypisać mandat.
- Rozumiem, że takie jest uregulowanie, ale chodzi mi o bezduszność kontrolerów. Przecież widzieli, że matka przywiozła niepełnosprawne dziecko do szkoły. Nie było to przecież zwykłe auto, tylko bus dostosowany do potrzeb inwalidów. Za szybą leżała niebieska karta. Kontrolerzy powinni być bardziej wyrozumiali. Wlepili mandat, a bus nie stał przecież na parkingu długo - twierdzi Halina Wasiak.
Napisała do władz miasta interpelację, w której prosi, by przy ul. Warszawskiej wyznaczono więcej miejsc dla niepełnosprawnych.
- W pobliżu jest między innymi biuro rachunkowe, trzy apteki, filia urzędu miejskiego - mówi. Wyjściem z sytuacji byłoby pozwolenie osobom z niebieskimi kartami do darmowego parkowania wszędzie. Zdarza się jednak, że z kart korzystają nie tylko niepełnosprawni, ale też ich rodziny.

Źródło:
http://www.poranny.pl/apps/pbcs.dll/art ... /140219550

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt lut 21, 2014 11:46 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Cytat z Pc-World 6.2013
Alpha Dog

Następca robotów sygnowanych nazwą Big Dog służy do noszenia sprzętu za żołnierzami. Jest to projekt firmy Boston Dynamics, finansowanej przez Darpa (Agencję Zaawansowanych Obronnych Projektów Badawczych Departamentu Obrony USA). Robot przeznaczony jest do wykorzystania w terenie, na przykład po lesie, po którym trudno się poruszać konwencjonalnymi metodami, na przykład samochodami terenowymi. Alpha Dog bardzo zgrabnie i sprawnie (jak na tak dużą maszynę) porusza się po krzakach, leśnych ostępach czy kamieniach. Może swobodnie unieść stuosiemdziesięciokilogramowy ciężar. Po płaskim terenie porusza się z prędkością 11 kilometrów na godzinę, a wzniesienia pokonuje w tempie około pięciu kilometrów na godzinę. Po wywróceniu się łatwo i szybko odzyskuje równowagę. Robot podąża za grupą żołnierzy, obserwując i analizując - za pomocą kamer będących jego "oczami" - ich trasę oraz przeszkody, które musi ominąć po drodze. Alpha Dog jest przy tym znacznie cichszy, szybszy i bardziej stabilny niż wcześniejsze wersje. Dodatkowo reaguje na polecenia głosowe. Jest więc na najlepszej drodze, aby w niedalekiej przyszłości stać się odpowiednikiem szkolonego psa, co było pierwotnym zamysłem konstruktorów.

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt lut 21, 2014 11:55 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Tysiąc mil Luki - o ojcostwie inaczej
Autor: Mateusz Różański, Źródło: kampaniespoleczne.pl

Pablo Poncini, dyrektor agencji reklamowej z Argentyny, postanawia wystąpić razem ze swoim synem we współorganizowanej przez siebie kampanii społecznej. Kamera towarzyszy im podczas nurkowania na basenie, puszczania kaczek nad stawem, lotu samolotem, aż wreszcie wspólnego rajdu samochodowego. Od pozostałych kampanii tego typu odróżnia ją jedno - syn Ponciniego ma zespół Downa.
Temat ojcostwa stał się ostatnio bardzo popularny. Strony kolorowych czasopism zapełnione są zdjęciami zadowolonych ojców chwalących się dokonaniami swych pociech. Nie brak też poważnych programów i artykułów poświęconych relacjom mężczyzn ze swoimi dziećmi. Jednak tematem tabu pozostaje wciąż bycie ojcem dziecka z niepełnosprawnością.

Po prostu ojciec i syn
Ten właśnie temat podejmuje Poncini w dziewięciominutowym filmie "The 1000 miles of Luca" (Tysiąc mil Luki). Historię relacji ze swoim synkiem Lucą, dotkniętym zespołem Downa, opowiada od momentu narodzin chłopca i diagnozy lekarskiej, która - jak sam przyznaje - wywróciła jego życie do góry nogami. Po kolei opisuje emocje, które przeżywał tego dnia. Z rozbrajającą szczerością przyznaje się do niedowierzania, szoku, a nawet płaczu.
Później przedstawia swoją drogę do pełnego zaakceptowania odmienności swojego dziecka. – Krok po kroku znikał zespół Downa, a pojawiał się Luca – mówi w pewnym momencie.
Głównym motywem filmu jest wspólna wyprawa samochodowa Luki i Pabla, poprzez którą widzimy, jak obaj cieszą się ze spędzanego razem czasu. W pewnym momencie znika nam z oczu fakt, że ta para może czymkolwiek różnić się od innych par ojciec-syn.
Autorzy kampanii uświadamiają nam, że nie mamy do czynienia z ojcem dziecka z zespołem Downa, ale z ojcem po prostu. To, że Luca różni się od innych dzieci, przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. - Kiedy masz przyjaciela, kogoś, kogo kochasz naprawdę mocno i z którym spędzacie wiele wspaniałych chwil razem, to nie mierzysz jego IQ – mówi Pancini w zakończeniu filmu.

Data opublikowania dokumentu: 2014-02-12, 12.03
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... wc0R5WPLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt lut 21, 2014 11:58 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Modelka na wózku na New York Fashion Week
Autor: Mateusz Różański, Źródło: theguardian.com, huffingtonpost.com

Świat mody otwiera się na osoby z niepełnosprawnością. Po sukcesie blogerki Jilian Mercado, która wystąpiła w wiosennej kampanii promocyjnej marki Diesel, przyszedł czas na kolejną modelkę na wózku – Danielle Sheypuk.
New York Fashion Week to jedno z najważniejszych wydarzeń w świecie mody. Odbywa się ono dwa razy do roku – w lutym i wrześniu – i trwa zwykle 7-10 dni. W czasie trwania imprezy oczy całej branży zwrócone są na amerykańską metropolię.

Otwarcie na niepełnosprawność
Do udziału w tegorocznej edycji nowojorskiego tygodnia mody zaproszona została Daniell Sheypuk, zdobywczyni tytułu Ms. Wheelchair New York 2012, modelka amatorka pracująca na co dzień jako psycholog kliniczny. Za zaproszeniem Sheypuk stoi Carrie Hammer, która do swojego pokazu postanowiła zaangażować modelki, z którymi mogą utożsamiać się zwykłe kobiety.
Sama Danielle zastanawiała się, czemu ludzie tacy jak ona pozostawali do tej pory niewidzialni dla świata mody. – Osoby z niepełnosprawnościami to wciąż nieuwzględniana grupa docelowa rynku modowego – twierdzi. – Czytamy magazyny o modzie, kupujemy modne ubrania, ale nikt nigdy nie uwzględnia nas w działaniach marketingowych - podsumowuje sytuację Sheypuk.
Danielle wystąpiła pierwszego dnia New York Fashion Week i jako pierwsza w historii przejechała po tamtejszym wybiegu - jednym z najważniejszych na świecie - na wózku. W wywiadzie, którego udzieliła dziennikarzom Guardiana, przyznała się, że udział w pokazie był jednym z najważniejszych jej doświadczeń życiowych.– To było coś nierealnego. Za każdym razem, gdy o tym myślę, dostaję gęsiej skórki. Pamiętam, jak wyjeżdżałam zza kulis, kierując się na wprost na widownię i zgromadzonych tam ludzi. Czułam się naprawdę seksowna i "glamour". Ale najważniejsze było to, że mogłam poczuć się tak samo, jak inne modelki – powiedziała brytyjskiej gazecie.
Wielu komentatorów uważa, że występy takich kobiet jak Sheypuk czy Mercado świadczą o tym, że świat mody, zdominowany do tej pory przez wyśrubowane ideały kobiecej urody, zaczyna dostrzegać też piękno zwyczajnych kobiet.
Zdjęcia modelki wykonane na nowojorskim pokazie można obejrzeć na stronie dziennika The Guardian.
Polecamy także bloga Danielle Sheypuk – daniellesheypuk.com.

Data opublikowania dokumentu: 2014-02-17, 15.38
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... wczFJWPLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pn lut 24, 2014 13:42 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Nowa karta parkingowa pełna tajemnic
Autor: Beata Rędziak, Źródło: inf. własna

Obecnie obowiązujące karty parkingowe stracą ważność 30 listopada br., a nowe zasady wyrabiania tego dokumentu będą obowiązywały od 1 lipca br. Wiele osób zastanawia się, jak ubiegać się o wydanie nowej karty. Gdzie i kiedy takie starania rozpocząć, no i ile to będzie kosztowało? To na razie pytania bez odpowiedzi.
Nie tylko osoby z niepełnosprawnością nie wiedzą, na czym stoją. Nowych zasad wydawania kart parkingowych nie znają też urzędnicy, którzy będą za to odpowiedzialni. Ubolewa nad tym Mariola Kokocińska, przewodnicząca Powiatowego Zespołu ds. Orzekania o Niepełnosprawności (PZON) w Poznaniu. Obawia się, że czasu jest zbyt mało na dobre zorganizowanie nowego sposobu wyrabiania kart parkingowych.
– Na razie nie wiemy, jak ma to działać. Trzymam rękę na pulsie, ale w tej chwili nic więcej nie możemy powiedzieć, czekamy na wytyczne – mówi Mariola Kokocińska.

Czy urzędy się wyrobią?
Jej jednostka jest i tak w wyjątkowo dobrej sytuacji, gdyż dzięki dotychczas prowadzonej ewidencji może ocenić, ile osób będzie musiało wyrobić nowy dokument, a kto dostanie go z automatu. To jednak rzadkość, większość powiatów nie wie, jak duża praca ich czeka, gdyż dotychczas nie było ewidencji kart parkingowych. Wiadomo tylko w przybliżeniu, że do tego czasu w całej Polsce wydano ok. 650 tys. kart, nowe przepisy mają zaś wpłynąć na zmniejszenie tej liczby do ok. 180 tys.
– Z 18 tys. dotychczasowych posiadaczy kart w powiecie poznańskim ok. 2,5 tys. z nich dostanie ją z automatu; w samym Poznaniu to będzie ok. 5-6 tys. osób. Pozostałe 10 tys. ludzi będzie musiało wystąpić o wydanie orzeczenia stwierdzającego możliwość uzyskania karty na nowo. Boję się, że w ciągu pięciu miesięcy, od lipca do października, nie wyrobimy się z pracą z tym związaną – mówi Mariola Kokocińska.
Podkreśla, że oprócz tego na jej terenie jest ok. 6,5 tys. osób z orzeczeniem z ZUS, które, aby otrzymać kartę, będą musiały ubiegać się o wydanie orzeczenia o stopniu niepełnosprawności.
Joanna Sobik z PZON w Rybniku potwierdza, że na dziś brak jest regulacji i wytycznych, dotyczących wydawania kart parkingowych.

W marcu do konsultacji
Zgodnie z przyjętą nowelizacją Prawa o ruchu drogowym, od 1 lipca tego roku organem wydającym kartę będzie przewodniczący Powiatowego Zespołu ds. Orzekania o Niepełnosprawności. Jak ma to wyglądać w praktyce, na razie nie wiadomo. Biuro prasowe Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej (MPiPS) przypomina, że tryb wydawania i zwrotu karty parkingowej czy też wysokość opłaty za jej wydanie, określą akty wykonawcze, wydane na podstawie art. 8 ust. 7-9 ustawy z 20 czerwca 1997 r. Prawo o ruchu drogowym w brzmieniu nadanym przez ustawę z 23 października 2013 r. o zmianie tej ustawy.
- W chwili obecnej w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej trwają prace legislacyjne dotyczące projektów ww. rozporządzeń. W marcu br. zostaną one przekazane do uzgodnień międzyresortowych oraz konsultacji publicznych i będą dostępne w Biuletynie Informacji Publicznej Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej oraz Rządowego Centrum Legislacji – informuje przedstawiciel biura prasowego MPiPS.

Dla kogo karta "z automatu"?
Podczas ostatniego spotkania Marioli Kokocińskiej z przedstawicielami Biura Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych potwierdzono, że osoby z orzeczeniem o znacznym stopniu niepełnosprawności oraz symbolem przyczyny niepełnosprawności 04-O, 05-R i 10-N i wskazaniem do wydania karty parkingowej, mogą ubiegać się o wydanie nowej karty "z automatu".
Przewodnicząca PZON w Poznaniu uzyskała też zapewnienie, że zespół orzekający będzie mógł pracować na potrzeby wydania karty w zmniejszonym składzie, co oznacza, że zasiądzie w nim tylko lekarz orzecznik i pracownik socjalny. Jej zdaniem urzędy będą musiały być zaopatrzone w potrzebny sprzęt, jak skaner czy aparat cyfrowy, aby usprawnić proces wydawania karty.
Są jednak jeszcze innego rodzaju wątpliwości. Pisaliśmy już kilkakrotnie o tym, czy nowe przepisy dotyczące wydawania kart parkingowych są zgodne z Konstytucją i nie ingerują w prawa nabyte. Zdaniem Marioli Kokocińskiej ustawodawca może powołać się w tym przypadku na art. 163 Kodeksu postępowania administracyjnego, który mówi o tym, że organ administracji publicznej ma możliwość zmiany decyzji administracyjnej, jakim jest orzeczenie o niepełnosprawności i stopniu niepełnosprawności w przypadku zmian ustawowych.

Data opublikowania dokumentu: 2014-02-24, 10.25
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... wtKi5WPLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pn lut 24, 2014 13:53 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Stowarzyszenie wyłudziło 1 mln zł z PFRON?
Autor: PAP

Łódzcy policjanci zatrzymali cztery osoby z kierownictwa jednego ze stowarzyszeń zatrudniających osoby z niepełnosprawnością. Są podejrzane o wyłudzenie ponad miliona zł z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Dwie osoby spośród nich zostały aresztowane.
Podejrzani to członkowie zarządu stowarzyszenia - trzech mężczyzn w wieku od 55 do 69 lat oraz 40-letnia kobieta. Cała czwórka usłyszała zarzuty oszustwa znacznej wartości. Grozi im za to kara do 10 lat więzienia - poinformował w środę PAP Radosław Gwis z łódzkiej policji.
Zarzuty obejmują lata 2007-2012 i dotyczą wyłudzenia dofinansowania z PFRON na tworzenie miejsc pracy dla osób niepełnosprawnych.
Według policji członkowie ścisłego kierownictwa stowarzyszenia (policja nie podaje jego nazwy) zawierali fikcyjne umowy zatrudnienia osób niepełnosprawnych i tworzyli szereg dokumentów uwiarygodniających świadczenie przez te osoby pracy.
– Następnie na podstawie tej dokumentacji występowali do PFRON o dofinansowanie nowo utworzonych stanowisk pracy. Policjanci dotarli już do 240 osób; na ich stanowiska pracy stowarzyszenie wyłudziło ponad milion złotych dofinansowania - wyjaśnił Gwis.
Decyzją sądu 40-letnia kobieta i 55-letni mężczyzna trafili do aresztu; dwóch podejrzanych objęto dozorem policyjnym. Według śledczych sprawa jest rozwojowa.
– Policjanci docierają do kolejnych osób fikcyjnie zatrudnionych przez to stowarzyszenie – zaznaczył policjant.

Data opublikowania dokumentu: 2014-02-21, 15.26
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... wtN_5WPLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pn lut 24, 2014 13:58 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Potrzeba zwiększenia zakresu POZ
Autor: PAP

Zwiększenie zakresu badań wykonywanych w ramach podstawowej opieki zdrowotnej (POZ) poprawiłoby dostęp pacjentów do świadczeń, ale konieczne są większe środki na rozszerzenie diagnostyki – uważają lekarze rodzinni, z którymi rozmawiała PAP.
Zmiany w finansowaniu POZ zapowiedział minister zdrowia Bartosz Arłukowicz. Jak podkreślał na początku lutego w wywiadzie dla PAP, mają one "motywować lekarzy rodzinnych do poszerzania diagnostyki, zapraszania do siebie nowych pacjentów i obejmowania opieką całych rodzin". - Przygotowujemy dodatkowy systemem motywacyjny, ale o szczegółach będę informował już po zakończeniu prac - mówił Arłukowicz.
Prezes Porozumienia Zielonogórskiego Jacek Krajewski podkreśla, że rozszerzenie zakresu badań diagnostycznych w POZ jest dobrym rozwiązaniem, ale wymaga zwiększenia środków finansowych. - Konieczna jest także zmiana rozporządzenia ministra zdrowia w tej sprawie. Więcej badań w POZ to sposób na skrócenie kolejek do lekarzy - powiedział PAP Krajewski.
Także lekarze rodzinni z warszawskich poradni POZ, z którymi rozmawiała PAP, podkreślają, że bez pieniędzy na dodatkowe badania rozszerzenie ich zakresu nie przyniesie oczekiwanego efektu.
- To nie jest tak, że lekarze rodzinni specjalnie odsyłają pacjentów do specjalistów. W tej chwili lekarze rodzinni nie mają uprawnień do zlecania kosztownych badań. Nawet jakby chcieli je zlecić, to nie mogą, bo przepisy jasno określają wykaz, muszą więc kierować pacjentów do poradni specjalistycznych. Oczywiście w POZ można wykonywać więcej badań, ale potrzeba na to dodatkowych pieniędzy - powiedział PAP lekarz jednej z warszawskich poradni POZ.
Obecnie lekarz POZ otrzymuje z NFZ tzw. stawkę kapitacyjną za każdego pacjenta, który jest do niego zapisany. Podstawowa stawka to 96 zł rocznie na jednego pacjenta, ale za seniorów i dzieci NFZ płaci więcej.

Zakres badań
Lekarz rodzinny może zlecić badania hematologiczne (m.in morfologię, płytki krwi, OB); biochemiczne i immunochemiczne w surowicy krwi (m.in. sód, potas, wapń całkowity, żelazo, stężenie transferryny, mocznik, kreatynina, glukoza, cholesterol); badania moczu (m.in. ogólne badanie moczu z oceną mikroskopową osadu, ilościowe oznaczanie białka, ilościowe oznaczanie glukozy).
Może otrzymać także skierowanie na badania kału (badania ogólne, pasożyty, krew utajona); badania układu krzepnięcia: wskaźnik protrombinowy (INR), czas kaolinowo-kefalinowy (APTT), fibrynogen; badania mikrobiologiczne: (posiew moczu z antybiogramem, posiew wymazu z gardła, ogólny posiew kału w kierunku pałeczek Salmonella, Shigella, białka C-reaktywne).
Ponadto lekarz rodziny może skierować na EKG w spoczynku i USG jamy brzusznej. Ma również prawo zlecić zdjęcia radiologiczne (klatki piersiowej, kręgosłupa, kończyn i miednicy, czaszki i zatok, przeglądowe jamy brzusznej.
W POZ mamy również prawo do otrzymania skierowania na gastroskopię, kolonoskopię i sigmoidoskopię.

Data opublikowania dokumentu: 2014-02-20, 16.24
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... wtPFpWPLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pn lut 24, 2014 14:07 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
10 lutego 2014 19:50

Straszliwe, przejmujące krzyki i jęki oraz głośny szloch! Dramat rozgrywa się w bloku za zamkniętymi drzwiami jednego z mieszkań. Kto krzywdzi dziecko i dlaczego jego opiekunowie nie reagują?
- Tam kiedyś coś może się stać, może dojść do tragedii. I wtedy każdy zada nam pytanie, a gdzie byli sąsiedzi, dlaczego nikt nie reagował – mówi Zbigniew Słowiński.
- Sąd od kilku lat to wie. Wszyscy nam współczują, ale efektów nie widać – dodaje Zenon Barucha.
Dramat w jednym z mieszkań trwa już od sześciu lat. Sąsiedzi, przerażeni krzykami i agresywnym zachowaniem mieszkającego tam chłopca, napisali do krakowskiego sądu dziesiątki pism. Alarmują w nich o sytuacji chorego na autyzm Piotra. Od lat znęca się nad nim jego brat bliźniak. Wojciech także jest niepełnosprawny, ale w mniejszym stopniu niż jego brat. Chłopcy mieszkają z matką i babcią. Dziś sąsiedzi boją się nie tylko o Piotra, ale też o swoje dzieci.
- Jesteśmy pewni, że Wojtek znęca się nad Piotrkiem. Zza drzwi słychać stwierdzenia „zabiję cię skur…”. Agresja jest widoczna i ukierunkowana. Matka i babcia w ogóle nie reagują na to, co się z chłopakami dzieje, szczególnie po godzinie 22, kiedy jest spoczynek nocny, babcia z matką idą spać, a Wojtek wychowuje Piotrka – mówi Zbigniew Słowiński.
Kłótnie i awantury w domu to codzienność. Kilka tygodni temu, podejrzewając, że Piotr jest bity przez brata, sąsiedzi siłą weszli do mieszkania. To, co zobaczyli, nagrali telefonem komórkowym.
- My to dziecko nazywamy niewolnikiem XXI wieku, bo ono jest traktowane jak niewolnik. Pisałem do sądu, że dorosły czy bardziej rozumny człowiek może się poskarżyć, a to dziecko do nikogo nie pójdzie, nie poskarży się, tylko wyje. Dlatego chcemy, żeby ktoś się tym zajął. I trwa to już od kilku lat - tłumaczy Zenon Barucha.
Sąd już od kilku lat sprawuje pieczę nad rodziną. Regularnie odwiedza ją kurator. W sierpniu zeszłego roku matce odebrano 12-letnią córkę Magdę - podejrzewano, że jest molestowana przez brata. W domu pozostał jednak Piotr, który według sąsiadów jest stale maltretowany przez brata. Matka i babka dzieci nie reagują na to, co dzieje się w domu. Zdaniem sąsiadów Wojciech z dnia na dzień staje się coraz bardziej agresywny.
- My, jako sąsiedzi, mamy podkładki, dokumentację plus do tego kilkanaście płytek z nagraniami, które zostały skierowane do sądu - mówi Zbigniew Słowiński.
- Zdjęcia są dramatyczne i drastyczne. Tylko musimy mieć świadomość, jaka to jest sytuacja – to są dwie osoby chore. To nie jest klasyczne znęcanie, kiedy mamy dwie osoby, które są w pełni świadome i zdrowe. Wiem, że sąsiedzi reagują, ale my musimy przejść całą procedurę - tłumaczy Waldemar Żurek, Sąd Okręgowy w Krakowie.
-Mieliśmy tam już kilka interwencji. Są to interwencje związane ze zgłoszeniem zakłócenia ciszy czy prawa do spoczynku ludzi. To były pory nocne, ale także w dzień. Zgłaszali głównie sąsiedzi, że dzieci sąsiadów zachowują się zbyt głośno, łącznie z waleniem w ściany i kaloryfer, a także wyrzucaniem różnego rodzaju przedmiotów przez okno. Za każdym razem kierowaliśmy wnioski do sądu dla nieletnich - mówi Mariusz Ciarka, Małopolska Komenda Wojewódzka Policji.
Przez okno wyrzucane już były noże i siekiery, na szczęście nikomu nic się nie stało. Rodzina w końcu założyła kraty w pokoju Piotra, choć to Wojciech jest znacznie bardziej agresywny.
- Ostatnio Wojtek chciał pobić moją żonę. Rzucił się do niej z pięściami, strasznie ją zwyzywał - mówi Zenon Barucha.
- W pierwszej kolejności skupmy się na dzieciach. Tam widać, dzieci opiekują się sobą. Tam od wielu lat, rola babki, jako opiekunki, jest żadna. Ona daje przyzwolenie na pewnego rodzaju zachowania, że jeden wnuk bije drugiego, a ona nie reaguje. To jest przyzwolenie na przemoc w tej rodzinie – dodaje Zbigniew Słowiński.
W październiku 2013 roku sąd zdecydował, by chorego Piotrka odebrać matce i babci i umieścić w specjalistycznym ośrodku. Matka jednak odwołała się od tej decyzji. Rozprawa apelacyjna odbędzie się 18 lutego.

Źródło:
http://uwaga.tvn.pl/65362,news,,kto_krz ... ortaz.html

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pn lut 24, 2014 14:42 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Torowiska to zmora niepełnosprawnych. Dochodzi do wypadków
Gazeta Wrocławska z dnia 21.02.2014
autor: Agata Wojciechowska

W poniedziałek młoda dziewczyna jeżdżąca na wózku wywróciła się na torowisku przy ulicy Świętego Mikołaja. Koło wózka zablokowało się przy szynie tramwajowej. Usiłując wydostać się i uciec przed nadjeżdżającym tramwajem, kobieta wypadła z wózka na torowisko. Na szczęście motorniczy w porę się zatrzymał i pomógł kobiecie wstać. To nie pierwsze takie zdarzenie na wrocławskich ulicach. Kiedy motorniczy pomagał jej usiąść na wózku, przechodnie pozbierali jej rzeczy, które rozsypały się po torowisku podczas wypadku.
Pan Mieczysław, motorniczy czternastki, który ratował kobietę, przyznaje, że nie był pierwszy taki przypadek.
- Na rondzie Reagana miałem podobną sytuację - opowiada.
- Innej osobie niepełnosprawnej także zaklinowały się tam koła wózka w rowku szyny tramwajowej. Jej także pomogłem - dodaje.
Bartłomiej Skrzyński, rzecznik osób niepełnosprawnych przy urzędzie miejskim twierdzi, że nie otrzymał dotąd skarg w sprawie problemów z przejazdami przez wrocławskie torowiska. Sam jednak wspomina, że przed remontem ulicy Szewskiej także upadł na wózku, podczas przejeżdżania przez torowisko. Dlaczego? Nie podniósł wówczas przednich kół wózka i zahaczył nimi o kostkę brukową, co spowodowało upadek.
- Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że na świecie nie ma idealnego miasta przystosowanego dla osób, które mają trudności z poruszaniem się. Sam jestem wózkarzem i współczuję osobie, która się wywróciła. Chciałbym jednak zaznaczyć, że Wrocław jako miasto zrobiło wiele dla osób z ograniczeniami ruchowymi - dodaje rzecznik.
Jako przykład podaje ruszający niedługo remont przejścia świdnickiego. Po konsultacjach z przedstawicielami osób niepełnosprawnych, zamontowana zostanie tam winda i przebudowany peron tramwajowy.
Skrzyński dodaje, że przy projektowaniu inwestycji należy pogodzić kilka, czasami sprzecznych, zaleceń dla osób niepełnosprawnych. Niemożliwa jest całkowita likwidacja krawężników, by pomóc osobom z ograniczeniami ruchowymi. Stwarzałoby to bowiem niebezpieczeństwo dla osób niedowidzących, które nie wiedziałyby gdzie zaczyna się już jezdnia. Wyjściem są zastosowane we Wrocławiu płyty chodnikowe o chropowatej powierzchni.
- Mocno zwracam uwagę, by poprawiać dostępność przestrzeni i sprawić, by była jak najbardziej przyjazna dla wszystkich mieszkańców - wyjaśnia Bartłomiej Skrzyński.
- Kiedy dziesięć lat temu jeździłem do centrum z Zakrzowa, musiałem korzystać ze starego ikarusa ze schodkami. Teraz mamy niskopodłogowe autobusy, a urząd miejski zamontował u siebie windę.
Niestety, z torowiskami wiele zrobić się nie da.
- Na razie nie istnieje możliwość zmniejszenia przestrzeni, w której znajduje się szyna tramwajowa. Jest to spowodowane względami technicznymi - mówi Krzysztof Kubicki z Zarządu Dróg i Utrzymania Miasta.

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Cz lut 27, 2014 12:40 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Express Ilustrowany z dnia 28.02.2014

Kilkadziesiąt osób protestowało w środę pod budynkiem łódzkiego magistratu w sprawie dyskryminacji osób głuchych i głuchoniemych. Manifestujący, wśród których byli członkowie Twojego Ruchu z posłem Michałem Pacholskim na czele, przekazali urzędnikom swoją listę postulatów. Osoby głuche są w bardzo trudnej sytuacji, ponieważ nie zadzwonią do Urzędu Miasta Łodzi, aby sprawę załatwić przez telefon - tłumaczy Andrzej Pluta, rzecznik Ruchu Głuchych.
- Takie osoby muszą udać się do urzędu osobiście, choć wielu z nich nie stać na bilet komunikacji miejskiej. A nie w każdym urzędzie są tłumacze języka migowego - dodaje.
Dlatego przygotowano specjalną listę postulatów do władz miasta. Domagano się między innymi zwolnienia osób głuchych i głuchoniemych z obowiązku płacenia za przejazdy autobusami i tramwajami Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji.

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt lut 28, 2014 10:46 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Art, fot. sxc.hu, archiwum, Źródło: Integracja 4/2013

Wśród portali społecznościowych dominuje oczywiście Facebook, ale towarzyszy mu wiele dynamicznie rozwijających się serwisów społecznościowych. Jak z nich korzystać?
Bardzo ciekawym i zyskującym coraz większą popularność serwisem jest Pinterest. W skrócie można go opisać jako nieco uboższą wersję Facebooka, w której użytkownicy wymieniają się (przepinają sobie z tablic) najróżniejsze fotografie, grafiki i filmy. Tekst jest drugorzędny, a często nie ma go wcale.
Udostępniane obrazki są podzielone na kategorie: architektura, sztuka, życie rodzinne itd. Tak jak na Facebooku, i tu możemy śledzić zamieszczone czy przepięte fotografie znajomych i nieznajomych. Trzeba przyznać, że choć koncepcja serwisu jest dość banalna, to jest on niesamowicie inspirujący.Żeby móc się zarejestrować, trzeba poprosić kogoś znajomego z Pinteresta, by przysłał wirtualne zaproszenie na skrzynkę mejlową. Można też poprosić serwis Pinterest, aby z niego przysłano zaproszenie – czeka się około tygodnia. Skąd taka praktyka? Nie wiadomo.

Kariera
Facebook łączy w sobie obie formuły: prywatną i firmową, a Pinterest raczej prywatną, choć i tu są firmy, które mają do pokazania np. ciekawe wzornictwo.

Z kolei serwis LinkedIn jest nastawiony prawie wyłącznie na sprawy biznesu. Jego główne zadanie to prezentacja profilu zawodowego i ścieżki kariery. Jest czymś w rodzaju uaktualnianego CV. A skoro o CV mowa, to w dobrym tonie jest podać adres swego profilu na LinkedIn w tradycyjnym CV. Będzie to świadczyło o stałej uwadze, jaką przykłada się do rozwoju kariery.
Oprócz danych z tradycyjnego CV w LinkedIn dodajemy wszelkie informacje mogące pomóc w znalezieniu odpowiedniego stanowiska. Ponieważ wszystko jest online, to potencjalny pracodawca może szybko sprawdzić interesujące go informacje. To z kolei przekłada się na wysoką wiarygodność portalu. Nieocenioną funkcją serwisu jest śledzenie i komunikowanie się z innymi użytkownikami, np. z zatrudnionymi w tej samej branży lub na podobnych stanowiskach. Nie trzeba raczej wyjaśniać, jak bardzo może to być przydatne.

Tego typu serwisów powstaje zresztą więcej, różnią się szczegółami i metodami użytkowania – jak choćby GoldenLine, nieoceniony w kontaktach biznesowo-zawodowych.

Pasje
Nieco inny typ stanowią portale tematyczne, które obracają się wokół pewnego tematu, np. hobby, sztuki, literatury, języków itd. Taką aktywność warto wpisywać do swojego CV (LinkedIn!) choćby z tego powodu, że pokazuje się przyszłemu pracodawcy swój rozwój i to, że całe życie nie kręci się tylko wokół spraw zawodowych.
Oczywiście i w tej grupie są serwisy lepsze i gorsze, ale wszystkie mają za zadanie skontaktować ze sobą ludzi interesujących się daną dziedziną i pozwalają pogłębiać wiedzę. Osoby zainteresowane filmem skupiają się np. wokół portalu społecznościowego FilmWeb, a miłośnicy literatury wokół BiblioNetki czy bardzo aktywnego lubimyczytac.pl.

To zawsze proste
Rejestracja na różnych portalach przebiega w zasadzie podobnie – jest powtórzeniem metody Facebooka, czyli należy podać adres mailowy i hasło. Przed pierwszym logowaniem zazwyczaj trzeba sprawdzić e-mail i kliknąć w nadesłany link, co uwiarygadnia użytkownika jako rzeczywistego właściciela podanego adresu mejlowego.
Na niektórych portalach społecznościowych spotkamy się z logowaniem, ale za pośrednictwem Facebooka (np. na Pintereście). Czyli zalogowanie się na Facebooka oznacza zalogowanie się w danym serwisie.
Na koniec uwaga, która dotyczy wszystkich użytkowników serwisów. Nie ma nic gorszego niż założenie profilu i pozostawienie go bez jakiejkolwiek aktualizacji. Prywatnie będzie taki profil irytował, zawodowo – to dowód lenistwa. Jeśli tak się dzieje, to lepiej swój profil skasować.

Flickr – serwis stworzony do gromadzenia i udostępniania zdjęć cyfrowych online

(...) Zyskał znaczną popularność dzięki zastosowaniu nowatorskich rozwiązań programistycznych, które przyczyniły się do stworzenia szerokiej, aktywnej społeczności użytkowników, a także nowych metod katalogowania i wyszukiwania zdjęć (folksonomia, chmura znaczników). Flickr jest przedstawiany jako sztandarowy przykład nowego typu serwisów i usług internetowych, określanych jako Web 2.0.
Źródło: wikipedia.pl (flickr)

Po wsze czasy?
„Prawo do bycia zapomnianym” ma umożliwić wszystkim mieszkańcom Unii Europejskiej usunięcie z internetu danych na swój temat – ale regulacja ta nie została jeszcze przyjęta. Na jej temat wypowiedział się Michał Boni, Minister Administracji i Cyfryzacji, w wywiadzie dla Onet.pl z 18.05.2013 r.: „Pomysł dobrze brzmi: «Chcę być zapomniany. Na przykład nie chcę, żeby moje CV sprzed pięciu lat było w sieci, bo potencjalny pracodawca na nie natrafi, a ja mam już lepsze wykształcenie i doświadczenie». To ważne, ale technicznie bardzo trudne do wprowadzenia”.

Kto korzysta?
Jak wynika z badań PMR Research, 54 proc. Polaków korzysta z portali społecznościowych (wchodzących w skład tzw. social mediów), a najpopularniejszymi są Facebook i nk.pl.
Źródło: wikipedia.pl (portal społecznościowy)

Data opublikowania dokumentu: 2014-02-27, 14.35
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... xBgxpWPLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt mar 07, 2014 19:42 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Tomasz Przybyszewski, Źródło: inf. własna

Z końcem 2014 r. Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych traci osobowość prawną. Tak wynika z obowiązujących obecnie przepisów. Oznacza to w praktyce likwidację PFRON i grozi m.in. zakłóceniem ciągłości wspierania osób z niepełnosprawnością. Posłowie koalicji rządzącej przygotowują więc zmianę prawa.
Zgodnie z art. 91 obowiązującej obecnie ustawy z 27 sierpnia 2009 r. Przepisy wprowadzające ustawę o finansach publicznych (Dz.U. z 2009 r. nr 157, poz. 1241 z późn. zm.), PFRON 1 stycznia 2015 r. staje się państwowym funduszem celowym, czyli traci swoją osobowość prawną. Tego też dnia, zgodnie z art. 98 ww. ustawy, PFRON wraz z oddziałami staje się Biurem Obsługi Funduszu, podlegającym Pełnomocnikowi Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych oraz marszałkom województw.
Także 1 stycznia 2015 r. wygasają akty powołania prezesa PFRON i jego zastępców oraz dyrektorów oddziałów. Rozwiązana zostaje Rada Nadzorcza i Zarząd Funduszu, a mienie PFRON staje się mieniem Skarbu Państwa, rozporządzanym w jego imieniu przez ministra pracy i polityki społecznej. Od 1 stycznia 2015 r. pracownicy Biura PFRON stają się pracownikami Biura Obsługi Funduszu, a pracownicy oddziałów PFRON – pracownikami urzędów marszałkowskich. Ich umowy o pracę wygasają 30 czerwca 2015 r., jeśli do 31 maja 2015 r. nie zostaną im zaproponowane nowe warunki pracy lub płacy bądź pracownicy ich nie zaakceptują.

Nowa ustawa jeszcze przed wakacjami
Początkowo PFRON, razem z innymi funduszami celowymi, miał utracić osobowość prawną już 1 stycznia 2012 r. Oznaczałoby to przekształcenie Funduszu w rachunek bankowy, pozostający w dyspozycji ministra pracy i polityki społecznej. W połowie 2011 r. posłowie zdecydowali jednak o przedłużeniu tego terminu o trzy lata. Termin ten dobiega jednak końca 31 grudnia 2014 r.
- Jest to zgodne z dawnymi ustaleniami z Ministerstwem Finansów z czasów reorganizacji wszystkich funduszy celowych, czyli podporządkowania ich ministrowi finansów – mówi nam poseł Sławomir Piechota, przewodniczący sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny. – Uzgodniliśmy wówczas z ministrem Jackiem Rostowskim, że PFRON zachowa samodzielność na okres trzech lat, żeby przeanalizować, czy taka odmienność tego Funduszu nie będzie stała w kolizji z zasadami finansów publicznych. Ten czas pozwolił potwierdzić, że PFRON powinien nadal funkcjonować jako samodzielny fundusz. Z nowym ministrem finansów Mateuszem Szczurkiem jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, ale pani wiceminister Hanna Majszczyk, która od czasów ministra Rostowskiego odpowiada za budżet i uczestniczyła przy wspomnianych rozmowach, także potwierdza, że te ustalenia zachowują aktualność. Dlatego w roboczych konsultacjach jest projekt ustawy, która pozwoli PFRON dalej istnieć i przewiduję, że jeszcze przed wakacjami rozstrzygniemy tę sprawę.

Zachować społeczny wpływ
Poseł Sławomir Piechota podkreśla, że osobowość prawna Funduszu nie będzie przedłużona o kolejne trzy lata. PFRON ma zostać umocowany według modelu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, czyli na stałe.
- Uważamy, że w obszarze wsparcia osób niepełnosprawnych potrzebne jest zachowanie społecznego wpływu na realizowane zadania, zwłaszcza że zachodzą tu zmiany, na które Fundusz powinien odpowiednio elastycznie i szybko reagować – zaznacza poseł Piechota. – Informacja zaś o potrzebnej zmianie najprędzej przychodzi od partnerów społecznych, a także od samorządowców czy pracodawców. Ostatnie lata jednoznacznie potwierdzają, że nie ma zagrożenia, aby PFRON mógł przestać realizować cele publiczne. Nadal jest przecież w mocnym władztwie ministra finansów i pełnomocnika rządu ds. osób niepełnosprawnych, a to właśnie wprost gwarantuje kierowanie zasobów Funduszu na cele publiczne określane przez rząd.

Data opublikowania dokumentu: 2014-03-03, 14.38
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... xjeapWPLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt mar 07, 2014 19:43 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: PAP

Polska przedłuża wdrażanie unijnego prawa w obszarze ochrony zdrowia; chodzi m.in. o regulacje ws. transgranicznej opieki zdrowotnej oraz in vitro - zwraca uwagę Business Centre Club (BCC). Przypomina, że naszemu krajowi mogą za to grozić sankcje przed unijnym Trybunałem Sprawiedliwości.
Lista zarzutów Komisji Europejskiej wobec Polski "nie jest krótka", a część z nich została skierowana do Trybunału Sprawiedliwości UE - napisał BCC w informacji przesłanej we wtorek 4 marca 2014 r. PAP.
BCC podkreśla, że według ubiegłorocznego raportu Komisji Europejskiej Polska wciąż jest w czołówce państw przedłużających procedury wdrażania unijnych przepisów także w zakresie ochrony zdrowia. Według BCC, opóźnienia są spowodowane nie tylko opieszałością prac legislacyjnych, lecz także "prostą kalkulacją, że ich zbyt szybkie wprowadzenie nie zawsze jest korzystne dla polskiej gospodarki".

Problem z in vitro
BCC wskazuje m.in. opóźnienie we wdrażaniu dyrektywy o transgranicznej opiece zdrowotnej. Kraje UE powinny wdrożyć ją do 25 października ub. roku. "Już dziś mamy do czynienia z dyskryminacją i nierównym traktowaniem polskich pacjentów w stosunku do obywateli innych krajów UE" - ocenia BCC.
Według organizacji, brak wprowadzenia dyrektywy oznacza także wymierne straty dla polskich szpitali, szczególnie w regionach przygranicznych.
Przedsiębiorcy zwrócili także uwagę na brak ustawy bioetycznej. Przypomnieli, że unijne prawo nakazuje implementowanie do polskiego ustawodawstwa dyrektyw unijnych dotyczących in vitro. "Polska wciąż nie wdrożyła kilku dyrektyw UE dotyczących postępowania z tkankami ludzkimi", m.in. dyrektywy ws. ustalenia norm jakości i bezpiecznego oddawania, pobierania, testowania, przetwarzania, konserwowania, przechowywania i dystrybucji tkanek i komórek ludzkich.
Według BCC, problemy sztucznego zapłodnienia powinny zostać uregulowane mocą ustawy, a nie resortowego programu.

Za niski VAT
BCC przypomniała ponadto, że Polska nie przestrzega obowiązków z unijnego rozporządzenia ustanawiającego procedury dot. produktów legalnie wprowadzonych do obrotu w innym państwie, a obowiązująca w Polsce ustawa o bezpieczeństwie żywności i żywienia utrudnia swobodny przepływ suplementów diety w państwach UE.
Według przedsiębiorców, Polska nie podwyższyła z 8 do 23 proc. stawki VAT na wyroby medyczne mimo niezgodności z jedną z unijnych dyrektyw. "Zmiana stawki na 23 proc. oznaczałaby większe wydatki budżetowe i uderzyłaby w podmioty z sektora medycznego obecne na polskim rynku" - podkreśla BCC.
Do czasu nadania depeszy PAP nie uzyskała komentarza z resortu zdrowia.

Komisja Europejska pozwie Polskę
Dyrektywa o transgranicznej opiece zdrowotnej umożliwia pacjentom korzystanie ze świadczeń medycznych w innym kraju wspólnoty i otrzymanie zwrotu kosztów leczenia w ich kraju. Ministerstwo Zdrowia przygotowało projekt ustawy wdrażającej dyrektywę, ale - według resortu - dopóki ustawa nie wejdzie w życie, dyrektywy się nie stosuje. Projekt na początku lutego został przekazany do Komitetu Stałego Rady Ministrów.
Polska nie ma też ustawy, która regulowałaby kwestie stosowania procedury in vitro. Obowiązująca ustawa o pobieraniu, przechowywaniu i przeszczepianiu komórek, tkanek i narządów nie zawiera zapisów dotyczących komórek rozrodczych, tkanek zarodkowych i tkanek płodów. Komisja Europejska we wrześniu ub. roku zapowiedziała, że pozwie Polskę do Trybunału Sprawiedliwości UE za niepełne wdrożenie unijnej dyrektywy dot. jakości i bezpieczeństwa tkanek oraz komórek ludzkich.
Rząd od lipca ub. roku, mimo braku ustawy regulującej in vitro, rozpoczął program refundacji tego zabiegu, w którym określono także zasady stosowania tej metody. Z programu mogą korzystać pary, u których stwierdzono bezwzględną niepłodność lub udokumentowano nieskuteczne leczenie niepłodności.
W lutym media donosiły, że resort zdrowia pracuje nad ustawą regulującą kwestie in vitro, która określi m.in. miejsce i zasady przechowywania zarodków.

Data opublikowania dokumentu: 2014-03-05, 10.16
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... xjgaJWPLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt mar 07, 2014 20:25 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Polityka nr 51-52/2013
Rozmowa z Elżbietą Narbutt-Eysymontt o tym, jak widać świat, kiedy go już nie widać

Ewa Wilk: – To małe czarne, pilotowate to…
Elżbieta Narbutt-Eysymontt: – ...czytacz kolorów. Pomocny, choć żyje własnym życiem i czasem mówi głupoty. Na przykład: fioletowo-różowo-szare. I bądź tu mądra. Rozpoznaje tylko jednolite. Jeżeli jest melanż, to raz przeczyta, że to czarne, raz, że szare. Przy kratce w ogóle głupieje. Ale przynajmniej nie założysz jednej skarpetki białej, drugiej czarnej. Kiedyś tego nie użyłam przed pewnym przyjęciem. Była zima, pantofle zabrałam w siateczce. Nie dość, że oba lewe, to jeden brązowy, drugi czarny. Przyjęcie spędziłam w kapciach gospodyni.

Czyli człowiek nie widzi, ale ważne, żeby go inni dobrze widzieli?

Nie ma wyjścia. Czasami latam do sąsiadów, żeby mi zweryfikowali czytacza. Druga rzecz pomocna to jest gadający program w komputerze. Nie jest tani. A ja nigdy nie załapuję się na żadną dopłatę. Albo okazuję się za stara, albo mam o 20 groszy za wysoką emeryturę. Ale najważniejsze: mogę pisać. Komputer to czyta literka po literce, potem – całe słowa, linijki. Jestem na poziomie dość prymitywnym, ale to mi wystarcza. Trzecia bezcenna rzecz to gadający program w komórce. Zdarza się, że włożę telefon do kieszeni spodni, coś głupio nacisnę i w towarzystwie, spod stołu, z okolic moich bioder rozlega się: bateria wymaga doładowania. Kocham tę komórkę.

Okropnie szybko gada ta kobieta w telefonie.

Sama sobie przyspieszyłam, bo za każdym razem, gdy sprawdzam godzinę, ona zaczyna, że jest grudzień. Wiem, że jest grudzień, więc niech szybciutko gada.

Długo się człowiek uczy dogadywania z tymi urządzeniami?

Na wszystkich klawiaturach wybrane klawisze oznaczone są wyczuwalną wypukłością. W komórce to piątka. No to wiem, że nad nią jest dwójka, a pod nią ósemka. Na klawiaturze komputerowej zaznaczone są litery j i f; kładę na nich palce wskazujące i wiem, co na prawo, co na lewo. Uczyłam się tego kilka dni.

A alfabet Braille’a?

Nawet nie próbuję. Za późno straciłam wzrok, już nie te palce. Audiobooki to kolejna rzecz nie do przecenienia. Choć czytanie bywa męczące – jedna książka trwa nawet 40 godzin. Więc romansów mi się nie chce, a i wiek mam nie do romansów. Dzienniki natomiast czyta się znakomicie. Całego Mrożka ostatnio przeczytałam. Czytam też prasę, ale źle mi się czyta, jeśli lektor robi sobie z tego teatr, w głosie czuję jego sympatie, antypatie, ironię. Nie chcę tego. Przecież nie jestem taka głupia, żeby ktoś mi podpowiadał, co jest żartem, ironią.

Z listów wymienianych z przyjaciółką powstały już dwie książki.

To była duża zabawa. Co jakiś czas piszę też swoje refleksje nad życiem, co to mają być dla potomności. Ale kiedy je drugi raz przeczytam, to mi się wydaje, że potomność nie będzie miała z tego wielkiej pociechy. Jak trzy dni popiszę, to mnie pisanie wciąga. Działa terapeutycznie. W końcu mieszkam sama i nie mam komu na głowę składać swoich złych humorków.

Przez dotyk

Co jest najtrudniejsze, gdy człowiek ślepnie i zostaje w życiu sam?

Mój mąż był ciężko chory na nowotwór, kiedy moja wada wzroku tak bardzo się rozwinęła, że przestałam widzieć cokolwiek. Nie mieliśmy dzieci. Jak długo żył Jurek i jak długo żył nasz pies (przepraszam, że ich łączę, ale obaj się bardzo kochali, więc nie przeszkodzi to ani jednemu, ani drugiemu), czułam, że muszę koło nich chodzić. Często już po omacku Jurka karmiłam, chciałam mu nieraz wlewać zupę do ucha, ale to robiłam. Potem Jurek odszedł. Z psem wciąż cztery razy dziennie wychodziłam na spacer, bardzo mnie to trzymało w dyscyplinie. Jeśli wyszłam rano, to dlaczego nie w południe, jeśli w południe, to dlaczego nie wieczorem?
W dwa miesiące po śmierci Jurka musiałam uśpić psa. I to był punkt zwrotny. Pozwoliłam sobie nie powychodzić z domu i już przestałam. Odbyłam potem dwa kursy chodzenia z laską. Laska szalenie mi pomaga, bez laski czuję się bardzo źle. Ale musi być obok żywy człowiek. Młodzi uczą się laski szybko, są odważni, ja już nie. Kiedyś rozmawiałam z młodym człowiekiem, który od urodzenia nie widział; z laską poruszał się cudownie, nieomal w biegu wskakiwał do pociągu. On mówi: bo ja nie mam wyobraźni. Ty masz, wielu rzeczom nie wierzysz. Ja wierzę lasce, powiada.

Na czym polega chodzenie z laską? Idzie człowiek, dziobie z przodu, z boku, z tyłu, co on widzi?

Z tyłu nie dziobie. Tylko z przodu. Pokażę, że to nie jest takie głupie dziobanie. Mam ją zawsze przed sobą, pośrodku ciała. Im człowiek chodzi szybciej, tym laska musi być dłuższa. Tu mam mur, kończy się, skręt. Łuki trzeba robić dość duże. Trawnik słychać inaczej, dywan inaczej. Słuch jest bardzo ważny.

A co z gotowaniem?

Staram się mieć jak najmniejszy kontakt z otwartym ogniem. O, tu mam nadpalony kawałek obudowy piecyka, bo mi się zapaliła ścierka, nie wiedziałam, że się pali, poszło. Zupę mogę ugotować, takie proste rzeczy.

Zupa jest trudna!

Skąd! Palce mi się bardzo wyrobiły. Zupełnie przyzwoicie obieram włoszczyznę. Pralki też używam. Mam obliczone: trzy razy pokręcę – syntetyki, sześć razy – wełna.

Bardzo przeszkadza samego siebie nie widzieć?

Dziękuję Bogu! I uważam, że wszyscy moi przyjaciele powinni dziękować – na zawsze są dla mnie młodzi i piękni. Nauczyłam się malować usta. Fluidy na gębę mogę lepiej czy gorzej rozmazać. Przeszkadza mi, że nie mogę pójść do sklepu po ciuchy. Ale dzięki temu oszczędzam.

Telewizję też da się oglądać?

Tak, ale to nie może być western. Oglądam publicystykę, to proste. Oglądam teatr, jeśli nie ma tam za dużo akcji i za dużo osób. Czasami latam do sąsiadów, żeby się dopytać, czy w jakimś serialu Paweł rzucił Halinę, czy odwrotnie.

Czego najbardziej żal już nie widzieć?

Wyrazu twarzy ludzi. Ludzie bardzo dużo mówią miną, a mnie ich miny psu na budę. Stałam się dotykowcem. Muszę kogoś dotknąć, żeby zobaczyć, czy utył. I muszę być dotknięta. Jeśli ktoś mnie przytuli, to wiem, że mnie lubi. Takich potrzeb dotykowych nie miałam przez całe swoje, nawet młode, życie.

Ludzie tego pewnie się nie domyślają?

Nie. Nie domyślają się też, że chcę za wszelką cenę zachować siebie i swoją samodzielność. Że gdy nalewam herbatę, to nie ma co mi wyrywać szklanki. Uczą mnie w moim własnym domu, gdy idę do łazienki: teraz skręć na lewo, tu masz kran, tu wodę spuść. To jest irytujące. Ale najbliżsi pojęli już instrukcję obsługi mnie. Na przykład: gdy idziesz z niewidomym, to on cię trzyma pod rękę, nie na odwrót. Jak jestem odrobineczkę za kimś, to czuję, że wchodzi na schodek, bo jego ręka idzie do góry o ułamek sekundy wcześniej.

Słońca, pejzażu – nie żal tego nie widzieć?

Jasne, że żal. Rzeczy w sklepie żal. Warszawy. Przez te kilka lat powstało tyle nowych budynków. Bardzo lubię, gdy ktoś da się namówić na spacer Nowym Światem. Słyszę ulicę, obstukam ją, czuję. Ale ludzie nie marzą dziś o chodzeniu, chodzą po coś. A ja uwielbiam szybko połazić po nic. Moje pokolenie nie łazi, bo to kolana bolą, to biodra. Młode – nie ma czasu. Najgorsze jest niechodzenie. Pejzaż sobie stworzę. Ktoś mi powie, że łąka, że kwiatki, i nawet ten pejzaż może być dużo ładniejszy w mojej wyobraźni niż w rzeczywistości.

A życie z ludźmi – czegoś tu brakuje?

Niczego. Ale ja się staram. To znaczy ubijam interes. Bo umiem i lubię być sama, ale to jest okropna pułapka, gdy zacznie ci być dobrze samej. Uzależnisz się od głupich seriali. Zdziczejesz. Więc robię próby, wyciągam łapę. Jeśli jakieś przyjaźnie mi się skończyły, to na pewno nie z powodu oczu. Z niektórych się powyrastało, jeden wszedł w dzieci, wnuki, inny w choroby. Zresztą, gdy ktoś z przyjaciół zachoruje, to zanim pójdzie do lekarza, dzwoni do mnie, czyli weterynarza. Przez mój dom przewija się średnio około dziesięciu osób tygodniowo.

Przez rozmowę

Fakt, bez przerwy kłębią się tu kuzyni, przyjaciele, sąsiadki. Po co?

Ludzie robią mi mnóstwo dobrego. A co ja im mogę dać? Czas. Chcę im dawać swój czas. Jeśli chcą do mnie przyjść, to cieszę się, że przychodzą. Sąsiadki – żeby wypić kawę. Niewidomy Daniel, żeby poopowiadać, że znalazł pracę. Kuzyni są na każde zawołanie. Może nie tyle, żeby pójść po chleb, ale naprawić komputer – natychmiast. Bo bez chleba żyć dziś można, bez komputera nie. A często po prostu dzwonią: Ciociu, dawno się nie widzieliśmy. Średnia wieku odwiedzających jest niska.

To wszystko prawdziwi kuzyni?

Niekoniecznie. Jestem ciotką również dla byłych mężów moich ciotecznych bratanic. I dla ich aktualnych sympatii. I dla eksnarzeczonych przyjaciół z pracy. Bardzo mi się to rozrosło.

Przychodzą i się otwierają. Przed niewidomą łatwiej?

Może. Czują się bezpiecznie. Człowiek musi komuś opowiedzieć chociażby to, że go własny mąż złości, bo leży na kanapie z pilotem i nic go nie obchodzi. Może się otwierają, bo umiem słuchać. Pamiętam, co usłyszałam. Może dlatego, że drugi człowiek naprawdę mnie obchodzi. Lubię ludzi. I lubię rozmawiać. Często przyjaciele zapominają, że nie widzę, i bawią mnie zdjęciami dzieci. Nie protestuję. Młodzi mówią, że mi zazdroszczą starszych znajomych. Odpowiadam im: bo wy nie rozmawiacie.
Wszystko jest tematem do rozmowy. Deszcz za oknem też. Ale nie tak: pada, cholera, zapomniałem parasola. Można porozmawiać, że klimat się zmienił, że parasole są coraz tańsze. Nie umieją. Jeżdżą po świecie, a potem opowiadają mi głosem profesjonalnego przewodnika, jak wygląda wieża Eiffla, że ma windy. Wiem, byłam. Chcę wiedzieć, jak wygląda ulica, czy są psy, czy prowadza się je na smyczy, czy są rasowe? Zapytam, to powiedzą. Są zadaniowi. Trzeba im mówić: masz w poniedziałek o szóstej pójść do Marcpolu, kupić mąkę kartoflaną. Kupią, przyniosą. Mnie uczyli: musisz być usłużna i domyślna.

Tego da się człowieka nauczyć?

Od urodzenia trzeba to robić. Młodzi są nauczeni precyzować swoje oczekiwania. I oczekują, że inni sprecyzują swoje.

Ludzie są dziś szczęśliwi?

Strasznie zubożali. Gonitwa za kasą, niepewność pracy, wyścig szczurów… Bardzo wcześnie podsumowują życie. Trzydziestolatki czują się wypalone. Trzydziestopięciolatek płacze, że ten czy tamten jest od niego lepszy, że on nie jest w rezerwie kadrowej i nie będzie szefem, a jak nie będzie szefem, to znaczy, że jest głupi. Nie potrafią sobie postawić granicy: mam mieszkanie, samochód, który jeździ, więc jest OK. „Na Kanarach byłam, na Karaibach jeszcze nie” – sami ze sobą się ścigają. I może dlatego przylatują do mnie, że ja nie patrzę na zegarek. Mnie nic nie goni. Ich ciągle coś gna. To rzutuje na ich relacje domowe. Bardzo łatwo ze sobą zrywają. Jedna z moich ciotek, mądra kobieta, mówiła, że trzeba się rozwodzić dla kogoś, a nie dla czegoś. Rozwieść się, bo on nie umie śrubki przykręcić? Następny też czegoś nie będzie umiał.

Za mało ze sobą gadają?

Gdybym nie gadała ze swoim mężem, nie przeżylibyśmy razem 44 lat. A jak milczeliśmy, to też milczeliśmy wspólnie. Dziś w związkach na ogół wymienia się tylko informacje, i to nieumiejętnie. Bo co innego jest powiedzieć: weź zmywak, bo szklanka jest trochę brudna. A co innego: ty nigdy nie umiałeś umyć szklanki. To budzi agresję. Trzeba mieć dystans do samego siebie. Jak ktoś nie widzi, że jest trochę śmiesznym człowieczkiem na tym świecie, to nie zrozumie drugiego.

Może ludziom brakuje dobrego wychowania? Może – dobrego urodzenia?

Mnie jest naprawdę obojętne, kto kogo rodził. Dobre wychowanie to sprawa umowna. Oznacza, że ktoś porusza się w życiu według tego samego kodeksu, tych samych znaków co ja. To tylko tyle: ktoś widzi, że ja – ślepa – chcę zapalić papierosa, więc sięgnie po zapałki i poda mi ogień. Powie dziękuję. Zapyta, czy może wpaść, czy nie przeszkadza? Tu pochodzenie nie ma nic do rzeczy. W genach tych reguł nie ma.

Coś w dzisiejszych obyczajach jest szczególnie drażniące?

Obyczaje przy stole. Jestem nauczona, że zaczynam jedzenie dopiero, gdy pani domu usiądzie. Chyba że powie: zaczynajcie beze mnie. Ale zwykle pani domu miota się po kuchni, pięć osób się zrywa, żeby jej pomóc, w efekcie siedzisz sama nad stygnącymi buraczkami. Drażni grający telewizor, gdy są goście. Przerywanie komuś w rozmowie.
W dobrym wychowaniu mieści się też to, że nie wszystko jest na sprzedaż. Ludzie nie potrafią dziś mówić o uczuciach, ale jak im jest w łóżku z panią X – chętnie i ze szczegółami.

A mądrości życiowej da się człowieka wyuczyć? Na przykład, by gromadzić wspomnienia, a nie rzeczy?

Tak mówiła moja babcia. I słusznie. Mądrość życiową innych ludzi odkrywasz po latach, widząc, że tobie jej zabrakło. Moja mama powtarzała: z baraniny nie zrobisz cielęciny. To o mężczyznach. Oni są tacy, my takie, nie ma co tego zgłębiać, naprawiać. Mężczyznom bardzo trudno jest powiedzieć słowo przepraszam czy uderzyć się w piersi. I nie należy tego oczekiwać. A ja oczekiwałam.

Przez las

Czy w PRL dało się gromadzić dobre wspomnienia, choćby zawodowe?

Ja mam bardzo dobre. Pracowałam przez 15 lat w „Chłopskiej Drodze”, piśmie KC PZPR. Naczelnym był Mieczysław Róg-Świostek, moczarowiec, członek Rady Państwa, który podpisał stan wojenny. Więc powinnam myśleć o tym czasie jak najgorzej. A ja się od tego Świostka tyle nauczyłam. Znajomości wsi i dobrych uczuć do ludzi. Jak umarł, to poleciałam ze słonecznikami na jego pogrzeb.
Kiedyś napisałam reportaż, Świostek go przeczytał. Słuchajcie, Elżbieto, powiada, to jest bardzo dobry reportaż, ja wam za to daję nagrodę, ale nie wydrukuję. Pisałam o rolniku pijaku, którego zwierzęta padały z głodu, sąsiedzi opowiadali o nim straszne rzeczy. Wy, Elżbieto, nie znacie wsi, mówi Świostek. On i tak się zapije na śmierć, a sąsiedzi będą kłuli w oczy jego dzieci i wnuki tym, co zostało napisane. Świostek nauczył mnie odpowiedzialności za słowo. Bardzo dobrze wspominam istniejące przez kilka lat „Spotkania”. Lubiłam pisać felietony do „Życia Warszawy”.

A czas aktywności politycznej Jerzego, czas bycia ministrową to też dobre wspomnienia?

Wtedy polityką zajmowali się ludzie nienauczeni służby państwowej, niejako z łapanki. Mąż powinien był pozostać ekspertem, pewnie byłby wysoko cenionym ekspertem. A tak: sekretarka, samochód służbowy, większe pieniądze. I wszystkie te knucia. Na mnie zaszczyty nie robiły wrażenia – miałam w swojej rodzinie profesorów, ministrów, podczaszych, koniuszych. Jerzy był uczciwy w swoich działaniach. Ale polityka nie jest dla ludzi uczciwych. Strasznie psuje. W 1992 roku wystąpił z Porozumienia Centrum, błąkał się, nie mieścił się w partii, zwłaszcza wodzowskiej. Jurek kochał Polskę. Zawsze się podśmiewałam, że nie dane mu było zginąć ani jako orlę lwowskie, bo się jeszcze nie urodził, ani w powstaniu warszawskim, bo wywieziono go do Kazachstanu.

Czy nie lepiej byłoby urodzić się za koniuszych i podczaszych?

Moja rodzina – od pokoleń na Wileńszczyźnie – w kolejnych powstaniach wszystko traciła. Grób rodzinny na Powązkach mamy tylko dlatego, że któremuś z pradziadów skonfiskowali majątek po powstaniu listopadowym i wywieźli go na Sybir. Z Sybiru zwolnili, pozwolili przyjechać do Warszawy, lecz pierwszej nocy w hotelu wariat zatłukł go młotkiem do rozbijania głów cukru. Trzeba go było gdzieś pochować. Ojciec skończył studia w Liège i pracował w przemyśle okrętowym. Ojczym, żołnierz AK, po akcji Burza trafił do obozu w Kałudze, a stamtąd do kompanii karnej. Wrócił do Polski w 1946 roku i jako były ziemianin nie mógł dostać pracy w mieście. Organizował stacje hodowli roślin. Siedzieli z mamą na wsi, było im dobrze, aczkolwiek biednie. O co ja mam mieć pretensje do losu?

Co po nich zostało?

Niewiele. Niemcy po powstaniu warszawskim – byłam wtedy dzieckiem – wyrzucili nas z mieszkania jak staliśmy. Ratowało się to, co zmieściło się w torbie. Książka do nabożeństwa, jakieś zdjęcia, listy. Ratowano wspomnienia. Świadectwo maturalne mojej babki z Instytutu Błagorodnych Diewic (Dobrze Urodzonych Panien) w Białymstoku. Listy dziadka Mościckiego z obozu pod Wrocławiem, gdzie go wywieźli po powstaniu warszawskim. Mam to w szufladzie. Prosiłam kuzynów, błagałam, przyjdźcie, posegregujmy, sama tego nie zrobię, bom ślepa. Ciociu, w ciągu pół roku. Guzik. W końcu zapłaciłam znajomemu, żeby mi to zarchiwizował.

Ludzie mówią, że to najgorsze z kalectw stracić wzrok.

A ja sobie życzę, żeby jak najdłużej nie było gorzej. Nie – żebym odzyskała wzrok, nie na pierwszym miejscu. Nauczyłam się z tym żyć. Jest mi dobrze. Osiągnęłam spokojny byt. Nic nie muszę. Nie mam zadań. Nie chcę tylko stracić samodyscypliny. Wstaję, choćby mi się cholernie chciało spać. Teraz rozumiem matkę, którą doglądałam na starość. Chodziło jej o to, żeby mogła sama pójść na targ. By kiedy zobaczy ładne pomidory, to – choć zamierzała gotować koperkową – mogła sobie zrobić pomidorową.
Trudno mi było przyjąć do wiadomości, że w moje imieniny i na wigiliach to już nie ja podaję wina, talerze, sztućce, że robi to za mnie ktoś inny. Lecz już nie pouczam, nie jestem belfrem. Siedzę wśród młodych jak królowa. Na tym polega moja wolność. Mrożek napisał, że on na starość jest w coraz lepszym gatunku. Myślę, że też jestem w coraz lepszym gatunku.

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Wt mar 11, 2014 10:15 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Tomasz Przybyszewski, Źródło: inf. własna, pfron.org.pl, zhp.pl

Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych ma nową prezes. Stanowisko to objęła Teresa Hernik, dotychczasowa dyrektor Biura Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych – informuje serwis www.pfron.org.pl.
Od 15 marca 2010 r. Teresa Hernik była dyrektorem Biura Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych. W ostatnim czasie dała się poznać jako zwolenniczka nadchodzących zmian na rynku pracy osób z niepełnosprawnością.
- Mam nadzieję, że ta zmiana, która została wprowadzona ustawą okołobudżetową, przyniesie istotną poprawę w przyszłym roku [2014 r. - przyp. red.], a jeśli nie w przyszłym, to w następnych latach - mówiła Piotrowi Pawłowskiemu pod koniec 2013 r. w programie Integracja. - Ta zmiana dotyczyła zrównania dofinansowania do wynagrodzeń na chronionym i otwartym rynku pracy. To jest coś, co było odwlekane od 2008 roku i biorąc pod uwagę fakt, że połowa ludzi jest zatrudniona na chronionym, a druga połowa na otwartym rynku pracy, to myślę, że to jest bardzo dobre rozwiązanie. Polega to na tym, że pracodawca na otwartym i na chronionym rynku dostanie dofinansowanie do niepełnosprawnego pracownika w takiej samej wysokości.
Kierowane przez Teresę Hernik Biuro Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych brało też aktywny udział w pracach nad nowymi przepisami o karcie parkingowej, które ograniczą liczbę uprawnionych do jej używania.
- Myślę, że wszyscy, którzy mają problem z poruszaniem się, narzekają na małą dostępność miejsc parkingowych - podkreślała Teresa Hernik w programie Integracja. - Wydaje się, że obecnie przyjęta ustawa w znacznym stopniu powinna poprawić tę sytuację.
Teresa Hernik odniosła się też w wywiadzie m.in. do kwestii świadczeń pielęgnacyjnych. Na pytanie, czy rodzice będą mieli wyższe świadczenia, odpowiedziała:
- Rodzice już mają wyższe świadczenia i to jest cały dylemat, który się wytworzył, bo w dzisiejszej sytuacji finansowej, żeby komuś dać, to trzeba komuś zabrać. I tak się stało. Zwiększone świadczenia otrzymali rodzice dzieci niepełnosprawnych, natomiast kosztem niektórych opiekunów osób starszych. W tej chwili trwają prace nad nowym sposobem tego rozwiązania, ponieważ Trybunał Konstytucyjny zakwestionował tę ustawę i jesteśmy zobowiązani wypłacić należne świadczenia wszystkim zainteresowanym, natomiast pracujemy nad nowym rozwiązaniem, które w sposób bardziej punktowy doprecyzuje niesamodzielność osoby, którą się trzeba opiekować.

Teresa Hernik (ur. 1956) jest absolwentką Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie, Studium Pedagogicznego w Białymstoku oraz studiów podyplomowych – zarządzanie jednostkami pomocy społecznej przy Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej oraz zarządzanie zasobami ludzkimi w Centralnej Szkole Instruktorskiej Związku Harcerstwa Polskiego (ZHP).
Od 1980 r. była kierownikiem Wydziału Ceramicznego w Spółdzielni Rękodzieła Ludowego i Artystycznego, a w latach 1983-1986 – nauczycielką w szkole podstawowej. Była też kierownikiem Zakładu Poligraficznego, a w latach 1993-1996 dyrektorem Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Białymstoku. W późniejszych latach pełniła też funkcję zastępcy dyrektora Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej, a także stanowisko dyrektora Miejskiego Ośrodka Kultury. Została wybrana do Rady Miasta Białegostoku na dwie kolejne kadencje (1990-1998).
Harcmistrzyni, przez wiele lat związana ze Związkiem Harcerstwa Polskiego, instruktorka ZHP od wczesnych lat 70. W latach 1987-88 była komendantką Hufca Białystok, zaś w latach 1990-1999 komendantką Chorągwi Białostockiej. Od 2000 r. była zastępczynią Naczelnika, a w latach 2005-2007 Naczelnikiem ZHP. Jest również członkiem założycielem Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pozarządowych. Od 2005 r. członkini Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, obecnie jest jej wiceprzewodniczącą. Wieloletnia członkini, w tym także współprzewodnicząca, Rady Działalności Pożytku Publicznego.
Od 15 marca 2010 r. Teresa Hernik była dyrektorem Biura Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych.

Data opublikowania dokumentu: 2014-03-06, 22.13
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... x17LZWPLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Wt mar 11, 2014 10:21 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Niewidzący od urodzenia częściej mają koszmary senne
3 marca 2014, 12:37 | Psychologia

Osoby niewidome od urodzenia miewają koszmary senne częściej od widzących i ludzi ociemniałych po 1. r.ż.
Duńscy naukowcy zebrali grupę 50 dorosłych. Jedenaście osób nie widziało od urodzenia, 14 utraciło wzrok na późniejszych etapach życia (po 1. r.ż), a z 25 widzących utworzono dopasowaną pod względem wieku i płci grupę kontrolną.
Ochotnicy zgodzili się, by przez miesiąc każdorazowo po wystąpieniu snu po przebudzeniu wypełniać kwestionariusz komputerowy. Znajdowały się w nim pytania dotyczące różnych aspektów snu, w tym wrażeń czuciowych (np. Czy coś widziałeś, Jeśli tak, to czy w kolorze? Czułeś jakiś smak, zapach, ból?), a także zawartości emocjonalnej i tematycznej. Ustalano też, czy sen był koszmarem. Dodatkowo autorzy artykułu z pisma Sleep Medicine oceniali zdolność badanych do wyobrażania sobie różnych rzeczy na jawie, jakość snu oraz poziomy depresji i lęku.
Wszyscy ludzie z grupy kontrolnej wspominali o wrażeniu wzrokowym w co najmniej jednym śnie. Nie zdarzyło się to zaś ani razu w grupie niewidzących od urodzenia. Wśród ociemniałych na późniejszych etapach życia im dłuższy czas minął od utraty wzroku, tym mniej ktoś "widział" w marzeniach sennych (długość niewidzenia negatywnie korelowała z czasem trwania, klarownością i zawartością barw).
Około 18% niewidomych ochotników (zarówno niewidzących od urodzenia, jak i ociemniałych po 1. r.ż.) wspominało o czuciu smaku w przynajmniej jednym śnie, w porównaniu do 7% grupy kontrolnej. Blisko 30% niewidzących donosiło o czuciu zapachu w co najmniej jednym marzeniu sennym, w porównaniu do 15% osób z grupy kontrolnej. W przypadku wrażeń dotykowych i słuchowych odsetki wynosiły, odpowiednio, 70 i 86% (vs. 45 i 64% u widzących). Różnice stawały się jeszcze wyraźniejsze, gdy pod uwagę brano tylko ludzi niewidzących od urodzenia. Wśród nich w co najmniej jednym śnie smakowało coś 26% ankietowanych, słyszało coś 93%, zapach czuło 40%, a dotyk 67%.
Różnice czuciowe nie wpłynęły na emocjonalny i tematyczny kontent snów. Niewidomi i widzący wspominali o podobnej liczbie interakcji społecznych, porażek i sukcesów. Jak donoszą Duńczycy, zbliżone były także rozkład emocji i poziom dziwaczności.
Okazało się jednak, że niewidomi od urodzenia mieli o wiele więcej koszmarów, bo aż 25%, w porównaniu do 7% u ociemniałych później i 6% w grupie kontrolnej. Różnica utrzymywała się także po uwzględnieniu jakości snu, która jest gorsza u niewidomych. Skąd takie zjawisko? Ron Kupers i inni próbują je wyjaśniać teorią ewolucyjną, która głosi, że koszmary senne pozwalają przećwiczyć lęki w bezpiecznych warunkach i przystosować się do nich. Niewidomi wspominali o sennych zdarzeniach, które z powodzeniem mogły ich spotkać na jawie, m.in. o wpadaniu do studzienek kanalizacyjnych, uderzeniu przez samochód czy zgubieniu psa-przewodnika.

Autor: Anna Błońska
Źródło: National Geographic Blogs - Only Human
http://kopalniawiedzy.pl/niewidomy-niew ... pers,19835

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Cz mar 13, 2014 10:14 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Ada Prochyra

Naukowcy z Uniwersytetu Harvarda i Harvardzkiej Szkoły Inżynierii i Nauk Stosowanych (SEAS) zrobili istotny krok w kierunku wspomagania rozwoju medycyny wydrukami 3D. Chodzi o wytwarzanie skomplikowanych wydruków ludzkich tkanek wraz z wieloma rodzajami komórek i drobnych naczyń krwionośnych. To kolejny krok w stworzeniu całkowicie sztucznych tkanek, o budowie zbliżonej do tkanek ludzkich. Stworzone na drukarce odpowiedniki, mają być na tyle realistyczne, żeby testować na nich działanie i bezpieczeństwo leków. Naukowcy dążą do tego, żeby w dalekiej przyszłości możliwe było także budowanie całkowicie funkcjonalnych części zamiennych dla uszkodzonych lub chorych tkanek. Wydrukowane tkanki pomogą także zrozumieć skomplikowane mechanizmy rządzące m.in. gojeniem się ran, wzrostem naczyń krwionośnych czy rozwojem guzów.

Próby i błędy
Trójwymiarowe biodrukowanie jest możliwe dzięki zastosowaniu projektowania wspomaganego komputerowo (CAD) i tomografii komputerowej. „To jest kamień milowy dla stworzenia trójwymiarowych żyjących tkanek” – powiedziała dr Jennifer Lewis, współautorka badania, którego wyniki opublikowano 18 lutego br. w dzienniku Advanced Materials. Inżynierowie tkankowi od lat starali się wyhodować w laboratorium ludzkie tkanki naczyniowe na tyle silne, aby mogły służyć jako zamiennik dla zniszczonych tkanek człowieka. Wcześniejsze próby kończyły się niepowodzeniem. Dotychczas udawało się osiągnąć grubość maksymalnie jednej trzeciej dwudziestocentowej monety. Kiedy próbowano wydrukować grubsze warstwy tkanki, komórki wewnętrzne cierpiały na brak tlenu i składników odżywczych, nie potrafiły także usunąć dwutlenku węgla i innych odpadów i w efekcie obumierały. Co sprawiło, ze tym razem się udało?
Sekret tkwi w naczyniach krwionośnych.
Natura rozwiązuje ten problem wyposażając tkanki w sieć cieniutkich naczyń krwionośnych, które odżywiają tkanki i odbierają z nich produkty przemiany materii. Jennifer Lewis i Davidowi Kolesky’emu, głównemu autorowi badania, udało się odtworzyć tę kluczową funkcję. Technologia 3D wykorzystuje zazwyczaj do drukowania zawiłych struktur obojętne chemicznie materiały takie jak plastik lub metal. Zespół Jennifer Lewis w przeszłości opracował szeroki wachlarz nowatorskich tuszy posiadających właściwości elektryczne i mechaniczne krzepnących w materiale. Właśnie te tusze zapewniają sztucznym tkankom funkcjonalność. Naukowcy przed wydrukowaniem konstrukcji tkankowej muszą najpierw opracować zestaw bio-tuszy, z których jeden zawierał będzie pozakomórkową matrycę (biologiczny materiał, który wiąże komórki w tkankę), a drugi wspomnianą matrycę oraz żyjące tkanki.
Do stworzenia naczyń krwionośnych opracowali trzeci tusz o niezwykłej właściwości – tusz topi się, kiedy temperatura się obniża, a nie podwyższa. To pozwoliło naukowcom wydrukować sieć sprzężonych włókien, które następnie stopiono ochładzając materiał i wyssano płyn. W ten sposób powstała sieć pustych przewodów-naczyń. Zespół z Harvardu przeprowadził testy wyprodukowanych przez siebie tkanek, aby ocenić ich wytrzymałość i uniwersalność. Naukowcy wydrukowali trójwymiarową strukturę przypominającą złożoną tkankę stałą. Kiedy do umieszczonej wewnątrz niej sieci naczyniowej wszczepili ludzkie komórki śródbłonkowe, pokryły się one wyściółką prawdziwych naczyń krwionośnych. Utrzymanie komórek przy życiu to bardzo duże osiągnięcie jeżeli chodzi o drukowanie ludzkich tkanek. „W sytuacji idealnej chcielibyśmy, żeby biologia odegrała możliwie dużą rolę w tym procesie” – powiedziała Lewis.
Badaczka wraz zespołem pracuje obecnie nad stworzeniem trójwymiarowych funkcjonalnych komórek na tyle realistycznych, żeby można było testować na nich bezpieczeństwo i działanie leków. W tym badaniu tkwi potencjał, którego efekty odczujemy natychmiast.
Źródło:
www.disabled-world.com
10.03.2014
http://cyfrowaintegracja.pl/aktualnosci ... z_drukarki

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Cz mar 13, 2014 10:16 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Mateusz Różański, Źródło: kampaniespoleczne.pl, inf. własna

Kobiecość, pewność siebie, uśmiech i radość życia – to pierwsze, co widzimy, patrząc na plakaty z uczestniczkami kampanii społecznej "Piękno jest w nas". Przedsięwzięcie zorganizowała Fundacja im. Doktora Piotra Janaszka "Podaj Dalej" we współpracy z firmą Modnemedia.pl, która przygotowała profesjonalną sesję zdjęciową.
Bohaterkami kampanii jest dziewięć kobiet z niepełnosprawnością ruchową, których wizerunki zostały umieszczone na plakatach. Na pierwszym planie ukazano twarze modelek, dopiero w tle widoczne są całe ich sylwetki – dostrzegamy wówczas, że kobiety poruszają się na wózku lub o kulach.
- Wzięłam udział w kampanii, by łamać stereotypy i pokazać, że kobiety z niepełnosprawnością nie muszą chować się przed światem, że też są atrakcyjne i mają prawo się tym chwalić – mówi Ewa Kuśmierek, jedna z modelek i pracowniczka Fundacji. - Chcę, by ludzie tacy jak ja przestali wstydzić się samych siebie i odkryli swoje piękno – podkreśla.
Kampania towarzyszy trzeciej edycji imprezy „Konin - Miasto Kobiet”, podczas której odbywają się koncerty, wystawy, warsztaty, filmy, pokazy i wykłady.
W przygotowaniu modelek do zdjęć wzięły udział trzy firmy - Gosh Cosmetics, Wizaż Anna Stroiwąs oraz Salon Fryzjerski Spokojna Głowa. Wszystkie zaangażowały się w to przedsięwzięcie charytatywnie.
Modelki można oglądać od 1 do 16 marca br. na plakatach rozwieszonych w przestrzeni miejskiej Konina. Zdjęcia są dostępne także na stronie Fundacji oraz jej profilu w serwisie Facebook.

Data opublikowania dokumentu: 2014-03-11, 13.37
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... yAhe5WPLIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Wstać i iść
PostNapisane: Pt mar 14, 2014 12:46 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Tygodnik Newsweek nr. 11/2014
Anna Szulc, Rafał Gębura, Adam Golec

Mówili mu: chłopie, nie warto ćwiczyć, nie wstaniesz nigdy. Nie słuchał. Po dziesięciu latach na wózku inwalidzkim Krzysztof Cegielski, świetny kiedyś żużlowiec, wstał i zaczął chodzić.
Przed wypadkiem Krzysztof Cegielski, zwany Cegłą, miał kolorowe życie. Na przykład był cztery razy na antypodach w zimie. Gdy w Polsce ludzie tupali na mrozie, on po treningach leżał na australijskiej plaży. Po wypadku też leżał, tyle że w łóżku w rodzinnym Gorzowie Wielkopolskim. Znajomy doktor, sława w dziedzinie ortopedii, powiedział: „Wyluzuj, Krzysiek, za dużo nie ćwicz, bo to sensu nie ma. Bo ty, chłopie, nie wstaniesz. Nigdy”. Krzysztof Cegielski wstał. A potem, pierwszy raz od dziesięciu lat, poszedł na prawie kilometrowy spacer przez krakowskie Błonia. I zawróciło mu się w głowie. Wszystko było inne, nawet powietrze pachniało inaczej.
Krowy wziął slalomem.
Był kiedyś zapach ważniejszy od powietrza. Odurzająca mieszanka metanolu i eteru – tak pachniał sport żużlowy. W końcu „Cegła” pochodził z miasta, gdzie żużel ludzie mają we krwi. Cegielscy jeździli na mecze po całej Polsce rozklekotanym dużym fiatem. Ledwo się w nim mieścili rodzice i trzech synów, Krzysiek najmłodszy. Jak się bracia tłukli, to na początku ciągle przegrywał. Dostawał baty, bolało, ale nie było mowy o rozczulaniu się.
Ciągle słyszałem: „Nie ma mazgajenia się. Idziemy dalej”. Tak zaliczyłem swój pierwszy trening twardości – wspomina. Miał dwanaście lat, gdy po raz pierwszy przejechał się na motocyklu zmontowanym przez tatę ślusarza. Ruszył przez błotniste pole pełne krów, ominął je slalomem. Był rok tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty pierwszy. „Cegła” właśnie zapisał się do szkółki Bogusława Nowaka, byłego mistrza Polski w żużlu w barwach Stali Gorzów. To był dziwny trener, niedzisiejszy. Zaczynał od sprawdzenia ocen w szkole (leserzy od razu wypadali) oraz prasówki. Kazał chłopakom przychodzić dwie godziny przed treningiem, czytać w gazetach artykuły o żużlu, a potem je streszczać.
Absolutny koszmar dla kajtków, którzy w głowie mieli tylko ściganie się na torze – śmieje się Cegielski. Dopiero po latach docenił to, że Nowak zmuszał dzieciaki do główkowania. A czy dowiedział się wtedy od trenera, że ściganie się na motocyklach może być groźne?
Słowem się na ten temat nie odezwał – „Cegła” znów się uśmiecha.
Nowak nauczył mnie, że w żużlu trzeba przewidywać skutki swoich działań. Że muszę mieć nerwy ze stali. Ale kalectwo albo śmierć? Takie rzeczy, przepraszam, przydarzają się, ale innym. Tak wtedy uważałem – tłumaczy Cegielski. W tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym ósmym roku, podczas zawodów w Rybniku, Bogusław Nowak złamał sobie kręgosłup. Od tamtej pory porusza się na wózku. Mistrz świata, jak nic Krzysztof Cegielski jako jedyny z kilkunastoosobowej grupy skończył szkółkę Nowaka. W tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym szóstym roku dostał licencję żużlową, został zawodnikiem Stali Gorzów. Mówili o nim: młody, zdolny, inteligentny, zacięty. Zajdzie daleko. A on zaliczył pierwszy wypadek, złamał na torze kość udową. Gdy trafił do szpitala, nie czuł bólu, tylko złość, że nie może startować. Po trzech miesiącach wrócił do gry. Dwa lata później, po maturze, regularnie już ścigał się w Ekstralidze żużlowej. Zaczął zarabiać pieniądze, niemałe, a z czasem coraz większe. Wypłaty za mecze wkładał do pudła po butach. W dwa tysiące pierwszym roku wywalczył brązowy medal indywidualnych mistrzostw Europy seniorów i srebrny w Drużynowym Pucharze Świata. Rok później został wicemistrzem Polski seniorów, regularnie startował w zawodach IMŚ Grand Prix. W gazetach pisali, że Cegielski jak nic zostanie kiedyś mistrzem świata. Trzeciego czerwca dwa tysiące trzeciego roku podczas meczu ligi szwedzkiej w Cegielskiego wbił się z pełną siłą motocykl puszczony przez Amerykanina Ryana Fishera. Zanim „Cegła” stracił przytomność, zdążył powiedzieć ratownikom z karetki, że nic w nogach nie czuje. Dowiedział się o tym później, sam pamięta tylko, jak obudził się dzień po operacji w szwedzkim szpitalu w Jönköping. Diagnoza: przebite płuco, złamane żebra, poważny uraz kręgosłupa, dwunasty krąg podczas wypadku obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. I został trwale uszkodzony.
To dolny odcinek piersiowy, nie najgorzej – ocenia profesor Jerzy Kiwerski, specjalista chirurgii urazowej i rehabilitacji medycznej, rektor Wyższej Szkoły Rehabilitacji w Warszawie. I dodaje: W uszkodzeniach rdzenia kręgowego wszystko zależy od głębokości oraz wysokości urazu. Jeśli byłoby to uszkodzenie w odcinku szyjnym, sytuacja byłaby znacznie bardziej dramatyczna.
To ja gadałem.
Jeszcze w szwedzkim szpitalu próbowali Cegielskiego (wraz z łóżkiem) pionizować. Robiło mu się niedobrze, prawie mdlał. Poza tym czuł się nieźle. Nie rozklejał się. Nie przyjmował do wiadomości, że jest sparaliżowany od pasa w dół.
Wkurzałem się tylko, że znowu zmarnuję sezon – wspomina. Zlecił wtedy swoim mechanikom, by kupili mu nowe silniki. Trzy miesiące po wypadku wrócił do domu, do Gorzowa. Kiedy odwiedzali go znajomi, mieli smutne miny. Nie wiedzieli, co powiedzieć.
Więc to ja do nich gadałem, że nic się takiego nie dzieje, że mam plany, tylko jeszcze trochę poćwiczę – opowiada. W końcu zjawił się u niego tamten znajomy lekarz ortopeda.
Za trenerkę się zabierz, na wózku naucz jeździć – poradził i wyszedł. I „Cegła”, choć niechętnie, kupił wózek. Wypasiony, stać go było. Ale o dobrych radach lekarza zapomniał. Ćwiczył, postanowił, że będzie miał stalowe mięśnie. Do tego potrzebni mu byli dobrzy rehabilitanci. Znalazł ich w Krakowie, więc wynajął mieszkanie z widokiem na kopiec Kościuszki.
To znaczy wmawiałem sobie, że stoję. Oszukiwałem się – wyjaśnia. Bo tak naprawdę wisiał przy parapecie, utrzymując się na coraz silniejszych rękach. Od tamtej pory każdy dzień w życiu „Cegły” wyglądał tak samo: pobudka o siódmej, intensywna rehabilitacja rano i po południu, wzmacnianie mięśni rąk, tułowia, mięśni ud i łydek. I tak do wieczora. Z przerwą na pływanie w aquaparku. Wybierał tory, po których pływają emeryci. I wygrywał z nimi na czas, budząc na basenie sensację. Z czasem zaczął obserwować ciekawe zjawisko: stawia stopy na ziemi, podłodze, na bieżni, na czymkolwiek, a one czują w tym przyjemność.
Kot albo ja.
Zdecydował się zostać w Krakowie, kupił dom pod miastem. Dwupiętrowy, na górce, ze stromym podjazdem do garażu.
Żeby nie było zbyt łatwo – wyjaśnia. W domu postawił sobie wysoki barek na alkohole. Nie po to, by przy nim pić, ale żeby przy nim stać. Stał. Godzinami. Przesuwał się krok w przód, dwa kroki. Został telewizyjnym komentatorem sportowym i ciągle śnił o torze. W październiku dwa tysiące dziesiątego roku przyjaciele Krzysztofa przywiązali go do motocykla. Przejechał kilka okrążeń. Czuł, że jest szczęśliwy. I przestał śnić o żużlu. W listopadzie dwa tysiące dziesiątego roku – pamięta to jak dziś – kupił sobie kota, bo jednak czuł się samotny. Kilka dni później koledzy wyciągnęli go na mecz koszykówki Wisły Kraków z Gorzowem. Grała Justyna Żurowska, po meczu ktoś ich sobie przedstawił. „Cegłę” sparaliżowała miłość. Był tylko jeden problem: Justyna nie cierpiała kotów. Żartobliwie szantażowała go: albo kot, albo ja. Może zrobisz sobie z niego czapkę? – wygłupiała się, ale na początku zwierzę naprawdę jej przeszkadzało. Cegielskiemu przeszkadzało za to sto osiemdziesiąt osiem centymetrów Justyny. Sam ma sto osiemdziesiąt sześć, ale zdążył już o tym zapomnieć. Wkurzało go, że w wózku nie sięga ukochanej nawet do ramienia. W końcu kupił chodzik i ortozy – usztywniacze na kolana dla tych, którzy zerwali wiązadła. Zaczął w nich stawiać pierwsze kroki. Wydaje mu się, że wciąż się wtedy oszukiwał. Mniej więcej rok temu Justyna oznajmiła: Krzysiek, ty naprawdę potrafisz stać i poruszać się. Dziś widzi to tak: Rehabilitacja pomogła Krzyśkowi dojść do kosmicznej wręcz sprawności, do odpowiedniego balansowania ciałem w taki sposób, by zaczęło go słuchać. „Cegła” ciągle ją zadziwia.
Ostatnio zawiesił zegar na takiej wysokości, że ja, koszykarka, dziwiłam się, jak on to zrobił? Do dziś nie mam pojęcia – śmieje się. To ona namówiła „Cegłę” na spacer po Błoniach.
Pamiętam moment, w którym wysiadł z auta. Był totalnie wystraszony. Bardzo ostrożnie zrobił pierwsze kroki, ale potem szedł już pewnie.
Idziemy dalej.
Krzysztof ma aktywne mięśnie, które zginają staw biodrowy. Do tego doskonale wyćwiczył mięśnie grzbietu i brzucha – wyjaśnia Paweł Adamkiewicz, jego wieloletni rehabilitant, szef Polskiego Centrum Rehabilitacji Funkcjonalnej Votum.
Nie może zginać nogi w kolanie i w stawie skokowym, więc zabezpiecza je ortozą. Chodzi po części dzięki sile bezwładności – zgina nogę w biodrze, wyrzuca ją do przodu i blokuje poprzez łuskę. Do tego ma chodzik, którym może się podeprzeć. Brzmi sensownie, ale – jak zauważa profesor Kiwerski – taki sposób poruszania się to ponadpięciokrotnie większy wydatek energetyczny od jazdy na wózku.
Wiele zależy więc od kondycji pacjenta. Osoba mniej sprawna, w starszym wieku, zrobi kilka kroków po domu i koniec, pada. Prawie dwie dekady pracuję jako fizjoterapeuta, prowadzę naprawdę dużo pacjentów. I nie znam nikogo innego, kto osiągnąłby taką aktywność przy tym poziomie uszkodzenia rdzenia – mówi Adamkiewicz.
Bardzo wiele zależy od motywacji – uważa doktor Paweł Baranowski, neurochirurg i dyrektor medyczny Mazowieckiego Centrum Rehabilitacji Stocer. Wśród jego pacjentów była kiedyś piętnastolatka po wypadku na motocyklu. Choć nic nie mówił, nie dawał jej szans na chodzenie.
Na szczęście miała upartych rodziców. Dziś ma osiemnaście lat i jakiś czas temu przyszła do mnie sama w odwiedziny. Doktor Baranowski przyznaje, że jest sporo pacjentów, którzy z góry zakładają, że nie ma po co walczyć. Załamują się, popadają w depresję.
Leżą cały dzień w łóżku, twierdząc, że i tak nic nie da się zrobić – denerwuje się.
Palą papierosy i łykają antydepresanty, bo – jak mówią – to jedyna przyjemność, jaka im w życiu została. Pod koniec ubiegłego roku „Cegła” zjawił się na własnych nogach na meczu Justyny rozgrywanym na stadionie Wisły. Ludzie zaniemówili, nie mogli uwierzyć w to, co zobaczyli. Na trzydziestego pierwszego maja Krzysztof i Justyna zaplanowali ślub. W katedrze na wzgórzu wawelskim. Cegielski ma zamiar wejść pod górę sam. Wejdę, stanę i będę z wysokości przyjmował życzenia – zapewnia.
Jakie chciałby usłyszeć?
Nie wiem, jestem szczęśliwy, nie zamieniłbym już życia na inne. Gdyby nie wypadek, byłbym pewnie czterokrotnym mistrzem świata w żużlu, ale nie wiedziałbym, co to miłość – mówi. Owszem, chciałby jeszcze chodzić normalnie. Może się kiedyś uda, a może nigdy. I co z tego? Zasada jest wciąż ta sama: nie ma mazgajenia się. Idziemy dalej.

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Cz mar 20, 2014 09:23 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
System wspomoże pracę lekarzy i farmaceutów
Autor: PAP

System wspomagania decyzji lekarskich w kwestii interakcji i działań niepożądanych leków wprowadził na polski rynek Nickel Technology Park Poznań (NTPP). Według jego twórców ma on usprawnić pracę lekarzy i farmaceutów oraz zwiększyć bezpieczeństwo polskich pacjentów.
Amerykańskie statystyki wskazują, że błędy w terapii farmakologicznej są jedną z pięciu najważniejszych przyczyn śmierci. Oferowana przez system baza danych ma umożliwić lekarzowi lub farmaceucie wielokrotnie szybszą analizę działań i interakcji leków niż w przypadku zwykłego studiowania opisu specyfików.
- Czas, który poświęca się na znalezienie dwóch leków i zapoznanie się z ich specyfikacją, to w przypadku tradycyjnych źródeł około 5-7 minut. Przy wykorzystaniu naszych produktów znalezienie interakcji dwóch leków wraz z rekomendacjami zajmuje tylko minutę - poinformował PAP dyrektor ds. rozwoju NTPP i prezes spółki Medibase Piotr Kwiatek.
Wyjaśnił, że system pozwala zmniejszyć ryzyko terapii farmakologicznych związanych z niewłaściwie dobranymi lekami. Rozwiązanie takie od lat wykorzystywane jest w szpitalach, placówkach opieki zdrowotnej oraz aptekach w Europie Zachodniej. Dzięki dostępnej bazie danych można oszacować ryzyko działań niepożądanych oraz interakcji leków.
Kolejne bazy to wsparcie decyzji stosowania leków podczas ciąży i karmienia, niewydolności nerek, niewydolności wątroby oraz interakcji leków roślinnych.

Przeciw niepożądanym skutkom
Jak poinformował Adam Nykiel, kierownik projektu Medibase, system został stworzony przez zespół lekarzy specjalizujących się w farmakologii i interakcji leków we współpracy m.in. z Karolinska Institutet oraz z Urzędem Rejestracji Leków w Sztokholmie.
Nykiel podkreślił, że według danych z rynku amerykańskiego błędy w terapii farmakologicznej są jedną z pięciu najważniejszych przyczyn śmierci w USA. - Z powodu niepożądanych skutków interakcji leków każdego roku umiera tam ponad 100 tys. pacjentów, a system opieki zdrowotnej ponosi dodatkowe koszty w wysokości do 4 mld dolarów. W Polsce, w której funkcjonuje obecnie prawie 800 szpitali publicznych i prywatnych, wydatki placówek medycznych z tego tytułu można wstępnie szacować na kwotę 700 mln zł – podał Nykiel.
System składa się z pięciu baz leków, które można integrować z portalami, systemami IT aptek czy urządzeniami mobilnymi. Według jego twórców Medibase może wesprzeć w pracy lekarzy w klinikach, szpitalach i ośrodkach zdrowia, farmaceutów oraz lekarzy prowadzących indywidualne praktyki medyczne. Do tej pory udostępniono dwie pierwsze zintegrowane bazy: jedna zawiera 16 tys. interakcji leków, druga – ostrzeżenia o działaniu niepożądanym 1,4 tys. leków. Kolejne bazy będą dostępne od czerwca.
Nickel Technology Park Poznań (NTPP) to pierwszy w Polsce niepubliczny park technologiczny, oddany do użytkowania w 2006 roku. Działa w Złotnikach koło Poznania. Spółka Medibase to przedsięwzięcie wspierane przez NTPP oraz Poznański Akademicki Inkubator Przedsiębiorczości. Siedziba firmy znajduje się na terenie podpoznańskiego parku.

Data opublikowania dokumentu: 2014-03-18, 15.27
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... yqUmZVOXIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Cz mar 20, 2014 09:26 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Naukowcy zapowiadają przełom w leczeniu cukrzycy
27 lutego 2014

Specjaliści zapowiadają przełom. Francuzi, razem z naukowcami z Wielkiej Brytanii i Belgii skonstruowali syntetyczną trzustkę zawierającą żywe komórki, które produkują insulinę.
Wynalazek nazwany „bio-sztuczną trzustką” ma być umieszczany w organizmie osób chorujących na cukrzycę typu 1.
W przeciwieństwie do przeszczepów trzustki nie ma ryzyka, że ten sztuczny organ zawierający żywe komórki zostanie odrzucony przez organizm. Przed działaniem przeciwciał produkowanych przez układ odpornościowy pacjenta chronić je ma specjalna powłoka.
Żywe komórki znajdujące się „bio-sztucznej trzustce” będą same regulowały poziom insuliny w organizmie, dzięki czemu nie będą już chorym potrzebne zastrzyki zawierające hormon.
W przyszłym roku organy tego typu mają być wszczepione 16 pierwszym pacjentom.

źródło: Polskie Stowarzyszenie Diabetyków i biomedical.pl
redag.: pw
Źródło:
http://www.pfon.org/2014/02/naukowcy-za ... -cukrzycy/

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Cz mar 20, 2014 09:29 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Źródło: www.nik.gov.pl

Kontraktowanie usług w lecznictwie szpitalnym i specjalistycznym jest mało przejrzyste, a procedury stosowane przez NFZ nie zawsze zapewniają wybór najlepszych świadczeniodawców, którzy gwarantowaliby pacjentom odpowiednią jakość i dostępność usług. Tym samym Fundusz nie zawsze w najlepszy sposób gospodaruje publicznymi pieniędzmi, pochodzącymi ze składek zdrowotnych obywateli - oceniła Najwyższa Izba Kontroli.
Zgodnie z założeniami, kluczowe w procedurze kontraktowania świadczeń zdrowotnych miały być dwa etapy: rankingowy i negocjacyjny - dzięki nim pacjent miał otrzymywać możliwie najlepsze świadczenie za możliwie najniższą cenę. Kontrola NIK wykazała jednak, że w przypadku lecznictwa szpitalnego oraz lecznictwa specjalistycznego tryb kontraktowania jest niedoskonały.
W publicznym lecznictwie szpitalnym sens kontraktowania burzy to, że przyznawana na ostatnim etapie procedury cena za punkt rozliczeniowy (miara służąca do rozliczenia oferowanego świadczenia) jest stała i tak naprawdę nienegocjowalna, bez względu na jakość oferty przedstawionej na wcześniejszych etapach postępowania. W efekcie praktycznie wszystkie szpitale publiczne, które zgłosiły oferty, podpisują umowy, a etapy wcześniejsze, np. ranking placówek uwzględniający jakość oferowanych świadczeń, nie mają większego znaczenia - zaznacza NIK.

Zmienne reguły
W przypadku ambulatoryjnej opieki specjalistycznej ranking jakościowy (sam w sobie niedoskonały, bo oparty na jakości deklarowanej w ofercie, nie zawsze zgodnej z rzeczywistą jakością świadczeń placówek), jest przekreślany i kwestionowany na etapie negocjacji, w którym jedynym liczącym się kryterium są ceny procedur, zaproponowane przez świadczeniodawców. Na ich podstawie komisje negocjacyjne ustalają zupełnie nowy ranking i według własnych, zmiennych reguł (często przekazanych przez przełożonego ustnie) arbitralnie przydzielają kontrakty, narzucając warunki i ostateczne ceny. Odmowa podpisania propozycji Funduszu przez świadczeniodawcę jest równoznaczna z rezygnacją z kontraktu. Zdaniem NIK, trudno ten sposób postępowania określić mianem negocjacji.
Kumulacja postępowań prowadzonych w ostatnim kwartale roku i konieczność podpisania w ograniczonym, krótkim czasie tysięcy umów ze świadczeniodawcami powoduje wiele nieprawidłowości, zarówno na etapie oceny ofert, jak i negocjacji, skutkujących niejednokrotnie zawarciem kontraktu z podmiotami, które nie gwarantują odpowiednich warunków realizacji świadczeń - podsumowuje NIK.
Najważniejsze niedoskonałości systemu kontraktowania oraz ich przyczyny przedstawiono szczegółowo na stronie Najwyższej Izby Kontroli.

Data opublikowania dokumentu: 2014-03-19, 14.08
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... yqTQ5VOXIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz mar 20, 2014 09:29 


Góra
  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 233 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5  Następna strona

Strefa czasowa: UTC


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
cron
To forum działa w systemie phorum.pl
Masz pomysł na forum? Załóż forum za darmo!
Forum narusza regulamin? Powiadom nas o tym!
Powered by Active24, phpBB © phpBB Group
Tłumaczenie phpBB3.PL