Portal - Informator Obywatelski Osób Niewidomych

www.defacto.org.pl
Teraz jest Wt mar 19, 2024 06:12

Strefa czasowa: UTC




Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 233 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5  Następna strona
Autor Wiadomość
PostNapisane: Cz mar 27, 2014 19:15 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Rozumiem wściekłość, ale nie domagajmy się tylko podwyżek świadczeń
Autor: Dorota Próchniewicz

Od środy w Sejmie trwa protest okupacyjny rodziców dzieci z niepełnosprawnością. Opinie na temat ich żądań są jednak różne, także wśród samych rodziców. Komentarz do tych wydarzeń napisała na naszą prośbę pani Dorota Próchniewicz, matka chłopca z autyzmem.
Trwają protesty rodziców w Sejmie. Są różne rodzaje niepełnosprawności, różne sytuacje rodzinne, nie można wszystkiego wrzucać do jednego worka. Ale jako matka chłopca z autyzmem, zależnego od osób drugich, dobrze rozumiem wypalenie, bezradność, obawy o przyszłość. I wściekłość na to, że rządzący (od dawna) nie zauważają naszych problemów. Rozumiem emocje. Ale nie zgadzam się ze wszystkimi postulatami. Nie chcę na przykład, byśmy byli pokazywani niemal wyłącznie w kontekście domagania się podwyżek świadczeń pieniężnych.
Tak, świadczenia te są tragicznie małe. Za małe.
Tak, rodzice dzieci niepełnosprawnych każdego dnia podejmują gigantyczną pracę, by zajmować się swoimi dziećmi, by stworzyć im warunki do życia, terapię, leczenie, edukację.
Tak, państwo powinno wspierać osoby niepełnosprawne i ich rodziny, ale na pewno nie tylko poprzez bezpośrednią pomoc finansową, lecz na przykład poprzez umożliwienie rodzicom osób z niepełnosprawnością wykonywania pracy zawodowej.

Brakuje usług asystenckich
Dobrze zorganizowane środowisko szkolne to podstawa, byśmy mogli planować życie zawodowe. Jest ustawa, są pieniądze z subwencji oświatowej. A mimo to problem ze szkołami (przedszkolami) tzw. integracyjnymi wydaje się kluczowy. Brak dobrej woli ze strony dyrektorów, nauczycieli, obojętność, niewiedza. Wielu z nas traci czas na upominanie się o to, co ustawowo należy się dzieciom, np. o przyjęcie dziecka do szkoły, realizowanie indywidualnego programu edukacyjno-terapeutycznego, zatrudnienie specjalistów.
Może trzeba przeszkolić szkolne kadry w tematyce integracji? O tym ustawodawcy najwyraźniej zapomnieli, każąc realizować szczytne cele ludziom do tego nieprzygotowanym. Subwencja powinna być indywidualnie rozliczana, iść za konkretnym dzieckiem.
Potrzebne są lepsze regulacje prawne, dotyczące zawodu asystenta osoby niepełnosprawnej. Asystentów powinny zapewniać nam OPS-y w ramach specjalistycznych usług opiekuńczych. Jest ustawa, są pieniądze. W praktyce dostajemy zbyt mało godzin, są odmowy, przerwy w usługach, co nie służy beneficjentom. Asystenci pracują na umowę zlecenie, zarabiają mało (bo ten wygrywa przetarg, kto da najniższą stawkę), jest więc duża rotacja, wykwalifikowani odchodzą z dnia na dzień.
Rodziny osób z niepełnosprawnością powinny mieć szeroki dostęp do usług asystenta rodziny, który pomoże w sprawach domowych. Podobnie jak do opieki wytchnieniowej, specjalistycznych hosteli dla dzieci na czas, gdy nie mogą się nimi zająć rodzice. Niekoniecznie z powodu wyjazdu na wczasy (co też jest dla ludzi), ale np. z powodu choroby. Jednak takie świadczenia w Polsce nie istnieją. Co podkreślają też protestujący.

Rodzicom nie przysługuje nic
Trudno zrozumieć, dlaczego rodzic pobierający świadczenie pielęgnacyjne w kwocie 620 zł nie może do tego świadczenia dorobić, np. do wysokości średniej krajowej, a mogą dorobić emeryt, rencista, poseł...
Tym rodzicom, którzy podejmują wysiłek łączenia pracy zawodowej z opieką nad dzieckiem z niepełnosprawnością bądź chcieliby to robić (i płacić podatki!), nie przysługuje właściwie nic. A to chyba na nich powinna się skoncentrować uwaga rządzących (a może też mediów, które zdają się być coraz bardziej zainteresowane tematem niepełnosprawności, ale jednocześnie mało w nim zorientowane); powinni oni, zależnie od potrzeb, zyskać takie udogodnienia, jak na przykład:
- możliwość dorabiania do świadczenia pielęgnacyjnego,
- ubezpieczenie zdrowotne przy pracy na umowę o dzieło,
- ulgi w ZUS przy prowadzeniu działalności gospodarczej, na którą wielu się decyduje, nie chcąc rezygnować z własnych dochodów, a mając problem z zatrudnieniem na etat,
- elastyczny czas pracy, praca zadaniowa, częściowa telepraca zamiast 8-godzinnego „przesiadywania” w miejscu zatrudnienia,
- możliwość zmiany kwalifikacji zawodowych, bezpłatnych szkoleń, by móc skorzystać z powyższych.

Rodzice, a nie narzędzia do opieki
Nawet kilka lat intensywnej opieki nad osobą zależną może wypalić do cna. Odczuwalne zubożenie, brak odpoczynku, stres, związany z trudnym dostępem do leczenia i terapii, brak kontaktu ze światem zewnętrznym (w tym – rozrywek, wyjazdów). Wiele rodzin rozpada się, ale rodzic, który porzuca niepełnosprawne dziecko, nie ponosi konsekwencji nierealizowania prawnego obowiązku opieki. Czemu nie da się szybko i skutecznie nakładać oraz egzekwować chociażby alimentów?
Rodziny potrzebują systemowego wsparcia. Dostępu do leczenia, terapii, edukacji, dóbr kultury. Prostszych procedur w pozyskiwaniu świadczeń (mniej papierologii, więcej nowych technologii), psychologa, asystenta. Skutecznego prawa rodzinnego. Świadczenia finansowe, nawet podwyższone, za kilka lat znów okażą się za niskie. Żaden budżet tego nie wytrzyma.
Uzawodowienie opieki – tak, jako wybór, w uzasadnionych przypadkach. Rodzice dzieci z niepełnosprawnością często mówią o sobie, że są jak „narzędzia do opieki”, nie osoby. Może więc moglibyśmy przynajmniej wybrać sobie zawód, pracować w możliwym zakresie, płacić podatki?
Zarówno osoby z niepełnosprawnością, jak i ich rodziny nie powinny być wykluczone, zamknięte w gettach swoich problemów, ale w pełni obecne w społeczeństwie.

Data opublikowania dokumentu: 2014-03-21, 10.44
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... zRjjZVOXIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Cz mar 27, 2014 19:15 


Góra
  
 
PostNapisane: Cz mar 27, 2014 19:19 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Kolejny protest. Tym razem opiekunów osób dorosłych
Autor: Mateusz Różański, Źródło: inf. własna, PAP, tvnwarszawa.pl

"Mamy te same żołądki! Chcemy tych samych praw! Precz z dzieleniem opiekunów na lepszych i gorszych!" - takie hasła skandują opiekunowie dorosłych osób z niepełnosprawnością podczas protestu, który rozpoczął się 27 marca 2014 r. przed siedzibą Sejmu.
Postulaty uczestników protestu dotyczyły dwóch spraw. Przede wszystkim domagali się oni przywrócenia stanu sprzed lipca 2013 r., kiedy to wielu opiekunom odebrano świadczenia pielęgnacyjne. Stanowczo odrzucają proponowane przez rząd rozwiązanie w postaci przyznania im zasiłku i chcą przywrócenia świadczenia pielęgnacyjnego.
- Mieliśmy bezterminowo przyznane świadczenie pielęgnacyjne. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że odebranie nam go było niezgodne z konstytucją i nakazał naprawienie tej szkody. Oczekujemy więc, że będzie nam przywrócone świadczenie, a nie zasiłek, który w każdej chwili będzie można nam odebrać - powiedziała nam pani Małgorzata, jedna z uczestniczek protestu.

Nie ma lepszych i gorszych opiekunów
Drugim ważnym postulatem było równe traktowanie wszystkich opiekunów osób z niepełnosprawnością, niezależnie od stopnia pokrewieństwa.
- Nie ma niepełnosprawnych lepszych i gorszych i nie ma opiekunów lepszych i gorszych. Wszyscy wykonują ciężką pracę i wszyscy powinni być równo traktowani – mówił Alfred Surma ze Stowarzyszenia Niepokonani 2012, jeden z protestujących.
Protestujący w większości nie chcieli mówić o kwotach, których oczekiwaliby od rządu. Przyznawali jednak, że powinny one być takie same, jak te wypłacane rodzicom dzieci z niepełnosprawnością.
Innym podnoszonym przez protestujących postulatem była budowa systemu wspierania opiekunów.
- Przydałyby się ośrodki, w których można byłoby zostawić osobę niepełnosprawną choć na kilka godzin – mówiła Lidia Bieńkowska z Komitetu Obrony Seniora.

Protest coraz bardziej polityczny
Protestujących wsparła niemała grupa działaczy społecznych, związkowców, m.in. z OPZZ i Sierpnia '80. Nie zabrakło również polityków - i to różnych opcji.
- Świadczenia i zasiłki przyznawane przez rząd dla opiekunów osób niepełnosprawnych były niewystarczające. Dopiero protest rodziców, który trwa w Sejmie od dziewięciu dni, spowodował, że znalazły się środki na zwrot świadczeń, które zostały odebrane w lipcu - mówił Arkadiusz Mularczyk.
Jego zdaniem, rząd postąpił w sposób cyniczny, przesuwając pieniądze na świadczenia z funduszów przeznaczonych wstępnie na drogi. Dodał jednak, że tylko wywierając presję na rząd poprzez protesty, można cokolwiek osiągnąć. Na zakończenie polityk zaapelował o współpracę między opiekunami dorosłych i dzieci z niepełnosprawnością.
– Nie dajcie się podzielić, wasze postulaty są słuszne! – skandował.
Oprócz Arkadiusza Mularczyka do protestujących wyszedł poseł Twojego Ruchu Artur Bramora oraz posłowie PiS Janusz Śniadek i Stanisław Szwed.
Protestujący zapowiedzieli, że jeśli do siedemnastej nie dostaną od rządu satysfakcjonującej odpowiedzi, to rozbiją miasteczko namiotowe i będą protestować do skutku.
Po godzinie 14.00 z protestującymi spotkał się minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz. Wysłuchał ich postulatów, po czym zaprosił na rozmowy przedstawicieli protestujących.
Opiekunowie dorosłych osób z niepełnosprawnością zgodzili się na rozmowy. Postawili jednak warunek, by uczestniczył w nich przynajmniej jeden dziennikarz. W spotkaniu biorą udział też wiceminister Elżbieta Seredyn i pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych Jarosław Duda.

Trybunał po stronie opiekunów
Przypomnijmy, że w lipcu zeszłego roku, wskutek nowelizacji ustawy o świadczeniach rodzinnych, część opiekunów osób z niepełnosprawnością straciła prawo do świadczenia pielęgnacyjnego. Od połowy ub.r. świadczenie to przysługiwało tylko niepracującym rodzicom i najbliższym krewnym osób z niepełnosprawnością, jeśli niepełnosprawność powstała przed osiągnięciem dorosłości (do 18. lub 25. roku życia - w przypadku osób uczących się).
Wcześniej świadczenie mogli pobierać także krewni osób niepełnosprawnych, których niepełnosprawność powstała w późniejszym wieku, a więc np. dzieci niepełnosprawnych rodziców lub wnuki - w przypadku gdy chodzi o dziadków.
Teraz dla tej grupy osób przeznaczony jest specjalny zasiłek opiekuńczy w wysokości 520 zł, przy czym przysługuje on tylko wtedy, gdy łączny dochód dwóch rodzin - osoby sprawującej opiekę oraz osoby wymagającej opieki - nie przekroczy, w przeliczeniu na osobę, dość niskiego ustawowego limitu.
Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej (MPiPS) zmieniło zasady przyznawania świadczeń m.in. po to, by ograniczyć grono osób nadużywających prawa do tego rodzaju pomocy. Ze statystyk MPiPS wynika, że wśród osób pobierających świadczenia pielęgnacyjne aż 83 proc. stanowiły osoby inne niż rodzice niepełnosprawnych dzieci, do których początkowo kierowana była ta pomoc. Według MPiPS w 2013 r., po wprowadzeniu zmian, prawo do świadczenia pielęgnacyjnego miało ok. 100 tys. osób, zaś utraciło je ok. 140 tys. osób.

Ustawa w drodze
Wprowadzone w lipcu zmiany wywołały falę niezadowolenia społecznego. Przepisy zaskarżyła do Trybunału Konstytucyjnego rzecznik praw obywatelskich Irena Lipowicz. 5 grudnia 2013 r. Trybunał uznał, że utrata prawa opiekunów dorosłych osób z niepełnosprawnością do świadczenia pielęgnacyjnego jest niezgodna z Konstytucją RP, i ogłosił, że przywrócenie tego prawa wymaga natychmiastowej interwencji ustawodawcy.
Projekt ustawy przyznającej prawo do zasiłków opiekunom osób z niepełnosprawnością, którzy utracili świadczenia pielęgnacyjne po 30 czerwca 2013 r., został 5 lutego br. przekazany przez MPiPS do uzgodnień międzyresortowych i konsultacji społecznych oraz podany do publicznej wiadomości. 28 lutego otrzymał go Komitet Rady Ministrów.
Podczas posiedzenia Rady Ministrów - we wtorek 25 marca - przyjęto projekt ustawy, która jest realizacją wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Już dzień później nad projektem debatowano w czasie posiedzenia sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny.
Zgodnie z projektem ustawy, zasiłek dla opiekunów, którzy utracili świadczenie 1 lipca ub. r., będzie wynosił 520 zł miesięcznie. Wypłacany ma być wraz z odsetkami za każdy miesiąc, w którym nie pobierali oni świadczenia. Ośrodki Pomocy Społecznej będą miały dwa tygodnie na poinformowanie świadczeniobiorców o tej zmianie, a ci w ciągu 4 miesięcy będą musieli złożyć odpowiednie dokumenty. Koszt realizacji tych zobowiązań w tym roku wyniesie 1 mld 372 mln, a w 2015 r. – 900 mln zł. Środki te pochodzą z rezerwy Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej.

Data opublikowania dokumentu: 2014-03-27, 16.12
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... zRjhpVOXIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pn mar 31, 2014 09:34 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Dziennik Gazeta prawna 11 tydzień 2014r.
Patrycja Otto
Jacek Uryniuk
Prawdopodobnie już w wakacje w największej sieci dyskontów za zakupy zapłacimy kartą
Z nieoficjalnych informacji wynika, że sieć negocjuje z kilkoma agentami rozliczeniowymi dostawę czternastu tysięcy terminali do swoich sklepów. Wśród firm, które są zainteresowane współpracą z największym detalistą w kraju, są między innymi First Data Polska – właściciel marki Polcard, lider rynku eService i Elavon. Gdyby kontrakt na obsługę kart płatniczych w sieci Biedronka wygrał eService, otworzyłoby to jednocześnie drogę do zwiększenia sieci akceptacji dla systemu płatności mobilnych IKO, tworzonego przez współwłaściciela eService’u, czyli PKO BP. Na bazie IKO budowany jest Polski Standard Płatności, czyli krajowy system płatniczy, w który zaangażowanych jest sześć dużych banków. Można z niego obecnie korzystać w sześćdziesięciu tysiącach z działających na rynku trzystu dwudziestu sześciu tysięcy terminali płatniczych. Ta liczba wzrosłaby do około siedemdziesięciu pięciu tysięcy.
Operatorzy terminali oficjalnie milczą. Nieoficjalnie przyznają, że rozmowy na temat obsługi kart w Biedronkach prowadzą od kilku tygodni. Z wypowiedzi przedstawicieli Biedronki łatwo wyciągnąć wniosek, że władze sieci już podjęły decyzję o rozpoczęciu akceptacji kart. – Jeżeli opłaty od transakcji bezgotówkowych zostaną obniżone do stopnia, który nie będzie powodował dodatkowych obciążeń dla klientów, rozpoczniemy akceptację – mówi nam Alfred Kubczak, dyrektor do spraw korporacyjnych Jeronimo Martins Polska, właściciela sieci.
Biedronka to jedna z ostatnich sieci handlowych, która nie akceptuje kart. Nie można nimi płacić także w halach Eurocash. – Nie zmienimy decyzji, bo obsługujemy tylko klientów hurtowych, a im oferujemy kredyt kupiecki czy płatności przelewem bankowym – tłumaczy Jan Domański z Eurocashu.
Na taki krok zdecydowały się jednak dwie inne sieci hurtowe: Selgros i Makro Cash & Carry. Ta ostatnia zaczęła akceptować karty w zeszłym roku. – Nasi klienci oczekiwali tej zmiany. Większość z nich ma w swoich portfelach karty – komentuje David Boner, prezes Makro, właściciela czterdziestu jeden hal. Nieoficjalnie wiadomo, że jednym z powodów otwarcia się na karty w przypadku tej sieci była też próba ratowania przychodów sieci, które w 2012 roku spadły do jednego i sześciu dziesiątych miliarda euro z jednego i siedemdziesięciu pięciu setnych milarda euro w 2011 roku. W firmie usłyszeliśmy, że sieć jest bardzo zadowolona z decyzji uruchomienia płatności kartą. Nie chce jednak ujawnić, jak bardzo przełożyła się ona na obroty. Słyszymy tylko od pracownika sieci, że potwierdzają się informacje, iż klienci płacący kartą wydają więcej.
Jak szacuje Andrzej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, po wprowadzeniu płatności bezgotówkowych obroty handlowców rosną od jednego do pięciu procent. Największe przyrosty notują te sklepy, które poza żywnością sprzedają też artykuły przemysłowe oraz sprzęt RTV i AGD.
Dotychczas argumentem przeciwko akceptacji kart były wysokie koszty transakcji. Na rynku mówiło się od dawna, że Jeronimo Martins Polska przymierza się do transakcji bezgotówkowych, ale oczekuje, że instytucje finansowe zaproponują firmie generującej wielomiliardowe obroty lepsze od rynkowych warunki rozliczeń. Teraz zmieniają się realia. Zgodnie z nowelizacją ustawy o usługach płatniczych interchange, czyli najważniejszy składnik opłat związanych z obsługą kart, ma spaść do pół procent. Trwają spory interpretacyjne na temat daty, od której limit ten ma obowiązywać. Organizacje płatnicze i banki twierdzą, że od 1 lipca 2014 roku. I na ten dzień zapowiadają obniżenie oferowanych stawek interchange.
W ciągu kilkunastu miesięcy prowizje kartowe spadną jeszcze bardziej. Visa zapowiedziała, że od 1 stycznia 2015 roku międzynarodowe stawki interchange będą dotyczyły też agentów rozliczeniowych działających w Polsce. Dziś wynoszą dwie dziesiąte procenta dla transakcji kartami debetowymi i trzy dziesiąte procenta dla transakcji kredytówkami. Oznacza to, że jeżeli w przyszłym roku polski akceptant, czyli na przykład sieć sklepów, podpisze umowę na obsługę terminalu z zagranicznym agentem, będzie mógł płacić interchange na poziomie znacznie niższym od krajowych stawek. Najwięksi agenci na polskim rynku mają wśród właścicieli zagraniczne podmioty. Nie wiadomo, czy podobną decyzję podejmie MasterCard.
W Biedronkach od niedawna można płacić, nie mając gotówki. Telefonem mogą regulować płatności klienci Alior Banku, Getin Noble Banku i Pekao. Mówiło się, że sieć wprowadza transakcje mobilne, by przyzwyczajać pracowników i klientów do nowej formy płatności, a jednocześnie potwierdzić pozytywny wpływ, jaki mają one na przychody. Z nieoficjalnych informacji wynika, że test okazał się sukcesem – wartość średniego koszyka regulowanego telefonem jest wyższa o kilkadziesiąt procent od tego opłacanego gotówką.

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pn mar 31, 2014 17:24 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Marta Bielawska uczyła Afrykańczyków jak pracować z niewidomymi dziećmi
Dziennik Bałtycki z dnia 27.03.2014
autor: Irena Łaszyn

Marta Bielawska, tczewianka, w dalekiej Ghanie uczyła Afrykańczyków, jak pracować z niewidomymi i słabowidzącymi dziećmi. Opanować brajla pomagały… wytłoczki do jaj, kamyczki, orzechy i gumki do włosów. Najpierw był poruszający film o Helen Keller, słynnej Amerykance, która mając dziewiętnaście miesięcy, utraciła wzrok i słuch, a po latach - dzięki własnemu uporowi i niezwykłej nauczycielce - ukończyła studia z wyróżnieniem, napisała książkę i stała się sławna na całym świecie. W filmie Cudotwórczyni, z 1960 roku, jest taka scena: Anna Sullivan, owa nauczycielka z Instytutu Perkinsa dla Niewidomych w Watertown, prowadzi Helen do pompy z wodą. Na jedną jej dłoń leje wodę, a na drugiej kreśli jakieś znaki. Powtarza to do skutku. I w końcu Helen pojmuje, że te znaki oznaczają litery, które układają się w słowo woda…
- W Watertown pełno jest pamiątek po urodzonej w 1880 roku Helen Keller - mówi Marta Bielawska. - Są tam jej listy, jej zdjęcia, jej duch. Bardzo chciałam tam pojechać. I pojechała, została stypendystką Educational Leadership Programe w Watertown. Tam poznała inną stypendystkę, czarnoskórą Trudy Segbefia z Ghany.

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt kwi 04, 2014 08:48 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Wyższe świadczenie po emocjonalnej sejmowej debacie
Autor: Beata Rędziak, Źródło: inf. własna

Projekt Ustawy o świadczeniach rodzinnych, podnoszący wysokość świadczenia pielęgnacyjnego dla rodziców dzieci z niepełnosprawnością, został przyjęty w pierwszym czytaniu 1 kwietnia 2014 r. podczas posiedzenia sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny. Burzliwe obrady trwały ponad 4 godziny.
Projekt przewiduje stopniowe wzrastanie wysokości świadczenia pielęgnacyjnego w następujący sposób:
1. Od 1 maja 2014 r. będzie to miesięcznie 1000 zł netto świadczenia pielęgnacyjnego dla rodziców, którzy zrezygnowali z pracy, by opiekować się dzieckiem z niepełnosprawnością. Na kwotę tę składają się: 800 zł świadczenia i 200 zł dodatku z rządowego programu. Kwota brutto, czyli wraz z ubezpieczeniem emerytalno-rentowym oraz zdrowotnym, wynosić ma łącznie 1321 zł.
2. Od 1 stycznia 2015 r. będzie to 1200 zł netto; kwota brutto ze składkami – 1576 zł.
3. Od 1 stycznia 2016 r. - 1300 zł netto; kwota brutto ze składkami – 1703 zł.

Obecnie rodzice dziecka z niepełnosprawnością, którym opiekują się, rezygnując z pracy, pobierają świadczenie pielęgnacyjne w wysokości 620 zł oraz 200 zł dodatku z rządowego programu.

Nikt nie był przeciwko
Dyskutowany obecnie poselski projekt Ustawy o świadczeniach rodzinnych wszedł na drogę legislacji w trybie pilnym, w wyniku manifestacji rodziców dzieci z niepełnosprawnością, od 19 marca br. przebywających w Sejmie na znak protestu wobec obecnie funkcjonujących zasad.
Sejmowa Komisja Polityki Społecznej i Rodziny przyjęła projekt. 32 posłów opowiedziało się za nim, 4 wstrzymało się od głosu, nikt nie był przeciwny.
Do propozycji przedstawionych przez rząd posłowie opozycji zgłosili jednak poprawki. PiS chciał, by wysokość świadczenia pielęgnacyjnego wynosiła 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia z coroczną waloryzacją i aby ta zmiana weszła w życie już od 1 maja br.
– To, co państwo proponujecie, wprowadza totalny chaos i świadczy o tym, że w Polsce nie mamy systemu sprawnej opieki nad dziećmi z niepełnosprawnością – mówił poseł Stanisław Szwed z PiS, zwracając się do strony rządowej.
SLD i Twój Ruch zaproponowały taką samą poprawkę do projektu. Zgodnie z nią rodzice dzieci z niepełnosprawnością mieliby otrzymać od 2015 r. 1300 zł świadczenia, w tym 100 zł byłoby dodatkiem ze środków Funduszu Pracy.
– Niedopuszczalne, by rząd nie potrafił znaleźć remedium. Nigdy już tak nie powinno się zdarzyć, by ta grupa społeczna musiała protestować w Sejmie – mówiła posłanka Anna Bańkowska z SLD.
Wszystkie propozycje poprawek zostały odrzucone, w związku z czym zarówno PiS, jak i SLD, zgłosiły je jako wniosek mniejszości.

Jest system czy go nie ma?
Większość posłów opozycji zarzucała rządowi podczas dyskusji nad projektem brak jednolitego i wystarczającego systemu wsparcia dla osób z niepełnosprawnością, odnosząc się także do wypowiedzi przedstawiającej projekt poseł Magdaleny Kochan. Wskazała ona bowiem na to, że wsparcie finansowe to tylko część całego systemu, wyliczając inne rodzaje pomocy, jak dofinansowanie PFRON, WTZ, ZAZ, ośrodki rehabilitacyjne, dziennego wsparcia czy dofinansowanie do sprzętu.
– Nie ma żadnej polityki społecznej – polemizowała Zofia Popiołek z Twojego Ruchu. – System nie jest doskonały, jest trudny dostęp do ośrodków wsparcia, mało miejsc w WTZ, dużo mamy do zrobienia w dziedzinie edukacji. To nie jest system.
- Ludzie tutaj protestują, bo przestali wierzyć, że działania demokratyczne przynoszą efekty – dodała posłanka Elżbieta Rafalska z PiS, zarzucając rządowi, że „popsuł system”.
Według Beaty Mazurek (PiS) nie ma systemowego wsparcia osób z niepełnosprawnością, bo gdyby był, nie zostałby powołany specjalny Zespół rządowy do prac w tym obszarze.
Odnosząc się do tych zarzutów poseł Marek Plura (PO) zauważył, że jesteśmy cały czas w pewnym procesie i choć zmiany wydają się bardziej powolne, niż wszyscy by oczekiwali, to jest to szansa i zadanie, by dobrze wykorzystać tę sytuację i sprawy te przyspieszyć.

Katalog postulatów
Według Arkadiusza Mularczyka z Solidarnej Polski, system można zbudować w oparciu o postulaty, przygotowane przez rodziców dzieci z niepełnosprawnością, które odczytał na posiedzeniu:
– Zmiana orzecznictwa wobec dziecka chorego od urodzenia do 25. roku życia w zależności od potrzeb tego dziecka; przeniesienie zasiłku pielęgnacyjnego do ZUS i jego waloryzacja; zlikwidowanie kryteriów do zasiłków rodzinnych, gdyż 80 proc. świadczeniobiorców nie może uzyskać dodatku z tytułu rehabilitacji; podwyższenie kwoty renty socjalnej z tytułu niepełnosprawności; całkowita zmiana ustawy o pomocy i wsparciu opiekunów dzieci niepełnosprawnych, tak, aby uwzględniała opiekę wytchnieniową; szczególna pomoc państwa, gdy w rodzinie jest więcej niż jedno dziecko niepełnosprawne; darmowe leki podtrzymujące życie dziecka niepełnosprawnego; bezkolejkowy dostęp do lekarzy specjalistów; bezpłatne przejazdy z dzieckiem w celu leczenia i diagnozowania w specjalistycznych szpitalach; zabezpieczenie matki w chwili śmierci niepełnosprawnego dziecka; dostęp do świadczenia pielęgnacyjnego w trybie alimentacyjnym (siostra, brat), kiedy umierają rodzice dziecka; uzawodowienie opieki nad niepełnosprawnym dzieckiem w stopniu znacznym; renta rodzinna dla dziecka niepełnosprawnego w chwili śmierci matki; dostęp do świadczenia pielęgnacyjnego dla rodziców dzieci na wsi.

Nie zabrakło emocji
Jerzy Płókarz z łódzkiego Sejmiku Osób Niepełnosprawnych apelował do rządu, by nie dzielił opiekunów osób z niepełnosprawnością, zaś według Zenona Nowaka ze Stowarzyszenia Praw Rodziców i Dzieci takie działania rządu są systemowym niszczeniem rodziny. Podczas dyskusji nie zabrakło także emocjonalnych głosów rodziców protestujących w Sejmie. Zarzucili oni rządowi, że głosi propagandę sukcesu.
– Każda podwyżka świadczenia była wydeptana przez nas na ulicy, naszymi protestami. Jeśli maszyna brajlowska kosztuje 17 tysięcy, muszę mieć 20 proc. wkładu własnego. Skąd? Subwencja oświatowa także nie idzie za dzieckiem. Ten projekt to kolejny bubel – mówiła Maja Szulc, matka 15-letniego niewidomego syna.
Wsparła ją Iwona Hartwich, matka 19-letniego Jakuba z porażeniem mózgowym.
– Musiałam czekać 8 miesięcy na wózek dla mojego syna - mówiła. - Podjazd za 50 tys. zł jest dla nas nieosiągalny.
Swoje uznanie dla protestujących rodziców wyraził zaś ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który od kilku dni przebywa w Sejmie z protestującymi.
– To jest porażka III RP, że w tak skandalicznych warunkach na oczach całego świata leżymy w Sejmie na posadzkach. Ta propaganda sukcesu godna Gierka nijak się ma do rzeczywistości. Strajk przed Wielkanocą się nie skończy – zapowiedział ksiądz.

Potrzebny okrągły stół
Piotr Pawłowski, prezes Integracji zachęcał, by usiąść do rozmów przy okrągłym stole.
– Opieka rodziców jest jednym ze sposobów opieki nad dzieckiem z niepełnosprawnością. Zastanówmy się, co zrobić, by zmodyfikować system - podkreślał. - Ja sam "zafundowałem" swoim rodzicom moją niepełnosprawność, i także przez nich zostałem dziś upoważniony do zabrania głosu. Jestem pracodawcą dla 70 osób. Prowadząc Centra Integracja, mam wśród naszych klientów do czynienia z ludźmi, którzy nie są zainteresowani pracą. Mamy dezintegrację w środowisku, dlatego może warto usiąść i zacząć rozmawiać, jak dobrze wykorzystać dostępne środki – dodał.
Krystyna Mrugalska, honorowa prezes Zarządu Głównego Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym, mówiąc o budowaniu systemu swojej organizacji podkreślała, że nie można skazywać dzieci z niepełnosprawnością na wieczne zamknięcie.
Gotowość, by usiąść do rozmów o systemie przy okrągłym stole, wyraził minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz.
– Podtrzymujemy kwoty świadczenia pielęgnacyjnego, nie zaniedbując, i to jest moja deklaracja złożona rodzicom i wszystkim zainteresowanym, rozmowy o PFRON, rehabilitacji, samozatrudnieniu, powiatach, służbie zdrowia - i to na pewno w ramach zespołu czy okrągłego stołu będziemy prowadzić – mówił minister. – Jesteśmy w momencie, kiedy rząd przyspiesza realizację dojścia do minimalnego wynagrodzenia w 2016 r. – dodał szef resortu.

Zindywidualizować pomoc
Minister, rozmawiając w przerwie posiedzenia z dziennikarzami przyznał, że konieczne jest mówienie o całym systemie.
- Utwierdzam się w przekonaniu, że warto rozmawiać z rodzicami, fundacjami; warto usiąść do stołu i powiedzieć, że mamy tyle i tyle pieniędzy, może jesteśmy w stanie lepiej to podzielić. Dochodzą głosy, że nie wszystko z samorządu trafia do niepełnosprawnych dzieci; może trzeba bardziej zindywidualizować tę pomoc. Dlatego trzeba jak najszybciej usiąść do takiego okrągłego stołu i powołać zespół roboczy, złożony nie tylko z urzędników – podsumował minister Kosiniak-Kamysz.
Na posiedzeniu Sejmu w środę 2 kwietnia odbędzie się kolejne czytanie projektu Ustawy o świadczeniach rodzinnych i 10-minutowe oświadczenia w imieniu poszczególnych klubów parlamentarnych.

Pełny przebieg posiedzenia Komisji zobaczyć można na stronie internetowej Sejmu.

Data opublikowania dokumentu: 2014-04-02, 09.35
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... z5WsZWKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pn kwi 07, 2014 12:57 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Kierowca Przedsiębiorstwa Komunikacji Samochodowej nie chciał wpuścić do autobusu niewidomego. Nie uwierzył w jego ślepotę
z dnia 7.04.2014
autor: Marcin Bereszczyński

Kierowca Przedsiębiorstwa Komunikacji Samochodowej nie chciał wydać podróżnemu biletu ze zniżką przysługującą inwalidzie. Później szarpał i obrażał niewidomego pasażera. Pan Sławomir z Wielunia jest niewidomy. Ma pierwszą grupę inwalidzką. Nie jest samodzielny i musi podróżować z przewodnikiem. Wyjazd do Opola i powrót do Wielunia zapamięta na długo za sprawą tego, w jaki sposób został potraktowany przez kierowcę Przedsiębiorstwa Komunikacji Samochodowej.
- Przysługuje mi ulga pięćdziesięciu jeden procent na przejazdy autobusem pospiesznym, ale kierowca wydał mi bilet ze zniżką trzydziestu siedmiu procent - opowiada pan Sławomir z Wielunia.
- Po zwróceniu uwagi, kierowca stwierdził, że wydał właściwy bilet i nie ma zamiaru wydać innego. Po długiej i burzliwej wymianie zdań i okazaniu dokumentu uprawniającego do zniżki, kierowca sprzedał mi właściwy bilet używając przy tym niestosownych komentarzy.
Pech niewidomego polegał na tym, że w drodze powrotnej z Opola trafił na ten sam autobus i tego samego kierowcę. Tym razem scysja była poważniejsza.
- Kierowca spytał, kto jest osobą niewidomą - wspomina nasz Czytelnik. - Po ponownym okazaniu legitymacji stwierdził, że jestem osobą widzącą i nie pojadę tym autobusem. Znając swoje prawa, autobusu nie odpuściłem, na co kierowca zareagował bardzo gwałtownie. Zaczął mnie szarpać wykrzykując, że mam wysiadać. Chciałem zadzwonić po policję. Dopiero wtedy kierowca z wielkim oburzeniem wydał mi bilet. W dodatku kierowca za zwrócenie uwagi na to, że pali papierosy w czasie jazdy i wydawania biletów, z wielkim oburzeniem stwierdził, że nic nie pali. Mój opiekun i inni pasażerowie mogą to jednak potwierdzić. Pan Sławomir postanowił napisać skargę do Przedsiębiorstwa Komunikacji Samochodowej. Wysłał pismo do działu przewozów pasażerskich i długo czekał na odpowiedź. Doczekał się przeprosin.
- Za zachowanie naszego pracownika serdecznie przepraszamy - napisał do pana Sławomira prezes zarządu Przedsiębiorstwa Komunikacji Samochodowej Eugeniusz Smuklerz. - Z kierowcą przeprowadzona została rozmowa ostrzegawcza i w przypadku powtórzenia się podobnej sytuacji zostaną wyciągnięte sankcje dyscyplinarne z rozwiązaniem umowy o pracę włącznie.
Kierowca Przedsiębiorstwa Komunikacji Samochodowej w oświadczeniu złożonym prezesowi wyjaśnił, że odmowa wydania biletu z ulgą dla osoby niewidomej spowodowana była brakiem okazania dokumentu upoważniającego do zastosowania tej ulgi w momencie kupna biletu. Kierowca oświadczył, że sprzedał bilet, gdy zobaczył stosowną legitymację.

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Śr kwi 09, 2014 07:42 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Polski Związek Niewidomych jest właścicielem trzech domów pomocy społecznej – w Olsztynie, Kielcach i Chorzowie. Okazuje się, że na skutek wprowadzonych 10 lat temu uregulowań prawnych, utrzymanie dotychczasowego charakteru placówek stworzonych po to, by zapewnić specjalistyczną opiekę osobom niewidomym, staje się coraz trudniejsze. DPS im. Kazimierza Jaworka w Chorzowie boryka się teraz z takim właśnie problemem.

Ośrodek powstał dzięki przedsiębiorczości i energii śląskich przedstawicieli środowiska niewidomych. Od 1985 roku, mieszkały w nim osoby z niepełnosprawnością wzroku w wieku emerytalnym, wymagające stałej opieki, a także młodsze, aktywne zawodowo, korzystające z możliwości pracy na miejscu. Zgodnie ze swoją nazwą Państwowy Dom Pomocy Społecznej dla Niewidomych służył tym, dla których go stworzono. W 1994 roku placówka przeszła na własność PZN, co przyczyniło się do jeszcze większego jej wyspecjalizowania. Zatrudniona w niej kadra mogła zdobyć specjalistyczną wiedzę i podnieść swoje kwalifikacje.
Sytuacja zmieniła się w 2004 roku. Wprowadzona 12 marca Ustawa o pomocy społecznej w artykule 56. określiła kwalifikację domów pomocy społecznej w zależności od tego, dla jakiej grupy są przeznaczone. Ustawodawca uznał za bezzasadne dalsze istnienie specjalistycznych domów pomocy społecznej dla niewidomych. Wśród wyróżnionych siedmiu typów DPS takiej kategorii nie ma. Tym samym osoby z dysfunkcją wzroku zostały włączone do kategorii „osób niepełnosprawnych fizycznie”. W świetle obowiązujących przepisów chorzowska jednostka PZN to „dom pomocy społecznej dla niepełnosprawnych fizycznie”. W efekcie kierowane są do niego osoby widzące, z dysfunkcjami narządu ruchu, bardzo często na wózkach inwalidzkich czy obłożnie chore.
Henryk Łytek, dyrektor placówki, skierował właśnie do okręgów PZN list z dramatyczną prośbą o pomoc. „Niewidomi i słabowidzący –napisał – zaczynają stanowić mniejszość w społeczności naszego Domu. Domu, który był i jest chlubą naszego związku, a obecnie zatraca swój charakter i specjalistyczne przeznaczenie. Nie chcemy biernie godzić się z istniejącym stanem rzeczy i zależy nam na przywróceniu mu faktycznego statusu Domu Polskiego Związku Niewidomych. Pragniemy, aby jego mieszkańcami byli członkowie naszej organizacji. To dla nich powstała ta placówka i im służyć powinna.”

Dyrektor chorzowskiego ośrodka widzi tylko jedno wyjście z sytuacji. Na zasadach ogólnie obowiązujących dla tego typu placówek, dom może przyjmować podopiecznych z terenu całej Polski. Osoby z dysfunkcją wzroku, które z różnych powodów nie są w stanie funkcjonować bez pomocy innych osób, z pewnością znajdą w nim najbardziej fachową opiekę. Niestety niewidomi lub opiekujący się nimi krewni, nie wiedzą o istnieniu tej placówki. Stąd prośba do dyrektorów okręgów PZN, ale też zarządów kół oraz innych czytelników Biuletynu, aby rozpropagowali informację o chorzowskim ośrodku.
Dom jest ładnie położony, otoczony trzyhektarowym parkiem. Ma bardzo dobre zaplecze socjalne i rehabilitacyjne. Biblioteka wyposażona jest w książki brajlowskie i mówione. Przeważają pokoje jednoosobowe, ale są też dwuosobowe – wszystkie z pełnym węzłem sanitarnym, przedpokojem i balkonem. Zainteresowanych zapraszamy do odwiedzenia strony dps.chorzow.net.pl.
Kazimierz Gąska

Źródło:
bip nr 7 (76), kwiecień 2014

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Śr kwi 09, 2014 07:43 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Mieszkańcy stolicy, którzy chcą otrzymać dofinansowanie na sprzęt komputerowy, nie mogą ubiegać się o nie poprzez program „Aktywny Samorząd”. By otrzymać dotację, powinni złożyć wniosek o likwidację barier w komunikowaniu się i barier technicznych.

Jak pisaliśmy w 5 numerze Biuletynu, Polski Związek Niewidomych wystąpił z prośbą do Warszawskiego Centrum Pomocy Rodzinie o uwzględnienie w planie dofinansowań na 2014 rok „Obszaru B", który jest częścią programu Aktywny Samorząd. W obszarze tym wnioskodawca może się ubiegać o pomoce w „likwidacji barier w dostępie do uczestniczenia w społeczeństwie informacyjnym”. W zadaniu 1 jest to pomoc w zakupie sprzętu elektronicznego lub jego elementów, oraz oprogramowania, a w zadaniu 2 – dofinansowanie szkoleń w zakresie obsługi nabytego w ramach programu sprzętu elektronicznego.
Niestety, WCPR nie uwzględni tego obszaru, ponieważ – jak tłumaczy – chce, by środki zostały sprawiedliwie podzielone, tak aby osoby z różnymi rodzajami niepełnosprawności miały możliwość dofinansowania potrzebnych pomocy. - Nie mamy takiej możliwości przy realizacji wniosków np. o dofinansowanie zakupu wózka inwalidzkiego o napędzie elektrycznym. Takie wsparcie osoba z niepełnosprawnością narządu ruchu może uzyskać tylko w programie „Aktywny Samorząd", innej alternatywy nie ma – czytamy w odpowiedzi z WCPR.
Obszar B jest natomiast dostępny dla mieszkańców innych powiatów, którzy już teraz mogą pytać o możliwość składania wniosku.
Centrum Komunikacji

Źródło:
bip nr 7 (76), kwiecień 2014

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Ojciec Cyryl
PostNapisane: Śr kwi 09, 2014 20:38 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Ojciec Cyryl. Głuchoniewidomy świadek miłości Chrystusa
Autor: Tomasz P. Terlikowski, Źródło: Fronda.pl

Historia ojca Cyryla jest rzeczywiście niesamowita. Ten katolicki kapłan urodził się w ortodoksyjnej rodzinie żydowskiej w Republice Południowej Afryki. Urodził się jako człowiek głuchy, ale nigdy nie stanowiło to dla niego poważnej bariery. Od dziecka poważnie praktykował z rodziną judaizm, ale jednocześnie chodził do szkoły katolickiej, która była jedyną placówką dla dzieci głuchych w RPA. I właśnie tam poznał chrześcijaństwo, które stało się jego religią.

Służyć Bogu w ludziach
Podczas studiów w Stanach Zjednoczonych często uczestniczył w mszach świętych. A podczas jednej z nich zobaczył, że część z niesłyszących uczestników niczego nie rozumie ze słów księdza. - To wtedy zrozumiałem, że powinienem zostać kapłanem – podkreśla. Natychmiast więc wrócił do Pretorii i tam wstąpił dozgromadzenie ojców redemptorystów i seminarium duchownego im. Jana Marii Vianeya. Po jego ukończeniu w 1970 roku zaangażował się w służbę ludziom głuchym, organizując – co w tamtych czasach było w podzielonym apertheidem RPA niemal niemożliwe – ponadrasową szkołę dla głuchych, a także ośrodek dla bezdomnych niesłyszących. Wszystko to sprawiło, że uznano go nie tyle za dynamicznego duszpasterza, ile za przeciwnika systemu.
Zgromadzenie wysłało go też na misję do Azji, gdzie propagował on szacunek dla osób niepełnosprawnych i ukazywał, że są one darem dla Kościoła i społeczeństwa. I właśnie wtedy po dziewięciu latach służby kapłańskiej dopadła go wiadomość o tym, że cierpi na zespół Ushera, który stopniowo będzie mu odbierał wzrok. Gdy się o tym dowiedział, jego wiara, jak sam wspomina, została wystawiona na potężną próbę. Ale wówczas przypomniał sobie, jak jego ojciec zabierał go jako dziecko do ośrodka dla osób głuchoniewidomych. I właśnie to wspomnienie, świadomość konieczność miłości do osób niepełnosprawnych, jaką zaszczepił mu jego żydowski ojciec, dało młodemu zakonnikowi nowy dynamizm i nowe siły do pracy i przyjmowania z pokorą powolnej utraty wzroku.
- Jak głuchoniewidomy redemptorysta uznają, że moją misją w parafii jest otwarcie przestrzeni nadziei i wiary dla osób głuchoniewidomych, które mogą otrzymać Boży komunikat dzięki życzliwości osób widzących i słyszacych, które uczą się korzystać z daru komunikacji z nimi – podkreśla ojciec Cyryl w rozmowie z „New Statesman”. - Jako, że osoby głuchoniewidome nie mogą widzieć ani słyszeć, to wszystko zależy u nich od wiary, która przemienia to, co niewidziane i niesłyszane we wzrok i słuch poprzez życzliwość osób słyszących i słyszących – dodaje.

Odkrywać Boga w dotyku
Stopniowa utrata wzroku oznaczała jednak dla ojca Cyryla nie tylko zmianę duszpasterskiego zaangażowania (obecnie posługuje głuchoniewidomym w Wielkiej Brytanii), ale też całkowitą przemianę myślenia i doświadczania Boga. On sam wspomina, że gdy jeszcze widział niezwykłym doświadczeniem Bożej Opatrzności było podziwianie przyrody, doświadczanie piękna świata poprzez wzrok. Jednak stopniowo został tego pozbawiony i zaczął doświadczać samotności i pustki. Ale i to nie trwało długo, bowiem zaczął odbierać piękno Bożego stworzenia innymi zmysłami.
- Gdy wchodzę do ogrodu czuję rozmaitość zapachów kwiatów i ziół, a także doświadczam zmysłami słońca czy specyfiki kamienia – opowiada. A gdy pogoda jest nieodpowiednia, albo gdy sam duchowny popada w smutek i zwątpienie, wówczas staje przy ołtarzu, i dotyka podczas sprawowanej mszy świętej Ciała Jezusa Chrystusa. - To jest mój dotyk Boga w całkowitej ciemności – opowiada i dodaje, że w ten sposób Bóg, szczególnie gdy popada w smutek czy depresję, przywraca mu spokój i wiarę.

Służyć głuchym u niewidomym

Spotkanie papieża z niepełnosprawnymi, w którym uczestniczył ojciec Cyryl nie było jego pierwszym spotkaniem z papieżem. Wiele lat wcześmniej, tuż po święceniach, ojciec Cyryl spotkał się z Pawłem VI. - Papież Montini powiedział mi wówczas, że jestem pierwszym niesłyszącym księdzem jakiego kiedykolwiek spotkał i poprosił, bym podziękował swojej matce za dar jaki przekazała Kościołowi. A potem pobłogosławił mi: „idź i głoś miłość Boga głuchym”. Papieskie słowa i gesty doprowadziły mnie do łez i stały się znakiem drogi jaką prowadzi mnie Bóg jako misjonarza – opowiada ojciec Cyryl.
Obecnie jego służba obejmuje osoby niewidzące i niesłyszące na całym świecie, bowiem choć duchowny mieszka i pracuje w Wielkiej Brytanii to wciąż podróżuje po całym świecie, by głosić Ewangelię miłości Boga, i by pokazywać, że Ewangelia jest dla wszystkich. Jego starania doceniła już nawet królowa brytyjska, która odznaczyła go wysokimi odznaczeniami. Dla nas chrześcijan jego postawa jest zaś niezwykle mocnym potwierdzeniem prawdziwości słów Franciszka, który przypomina, że osoby niepełnosprawne są dla nas świadkami kultury spotkania. „Osoba chora czy niepełnosprawna, właśnie wychodząc od swojej słabości, od swoich ograniczeń, może stać się świadkiem spotkania. Chodzi o spotkanie z Jezusem, które otwiera na życie i na wiarę, oraz o spotkanie z innymi, ze wspólnotą. Istotnie bowiem tylko ten, kto uznaje swoją słabość, swoje ograniczenia, może budować braterskie i solidarne relacje w Kościele i w społeczeństwie” - mówił papież. A ojciec Cyryl jest tego najlepszym dowodem.

Źródło:
http://www.fronda.pl/a/ojciec-cyryl-glu ... 35979.html

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt kwi 11, 2014 08:41 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: rozmawiał Tomasz Przybyszewski, Źródło: inf. własna

Pod koniec 2014 r. setki tysięcy osób straci karty parkingowe, a od 1 lipca br. grono uprawnionych do ich otrzymania znacznie się zawęzi. Plan, by możliwość parkowania na „kopertach” przywrócić najbardziej potrzebującym, wzbudza emocje. O zmierzenie się z nimi poprosiliśmy posła Sławomira Piechotę.



Tomasz Przybyszewski: Nowe przepisy o kartach parkingowych jeszcze na dobre nie zaczęły działać, a już wywołują wiele kontrowersji.
Sławomir Piechota, przewodniczący sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny: W przepisach o karcie parkingowej wprowadziliśmy dość prostą formułę funkcjonalną. Otóż: by kartę otrzymać, nie tylko trzeba być osobą o umiarkowanym lub znacznym stopniu niepełnosprawności, ale też mieć znaczne trudności w poruszaniu się.
Kto to będzie oceniać?
Przewodniczący powiatowych zespołów ds. orzekania o niepełnosprawności. To są ludzie, którzy dopracowali się ogromnego doświadczenia w orzekaniu. W oparciu o całą dokumentację będą oceniać, czy wnioskujący o kartę parkingową jest osobą mającą znaczne trudności w samodzielnym poruszaniu się. Nie przesądzamy, czy będzie to osoba z niepełnosprawnością intelektualną, czy będzie to osoba niesłysząca, czy osoba niewidoma, czy z inną jeszcze niepełnosprawnością. Zasadniczą przesłanką, kryterium są stwierdzone znaczne trudności w samodzielnym poruszaniu się. I taka osoba ma prawo do karty parkingowej. Natomiast nie wystarczy mieć znacznego stopnia niepełnosprawności, nie wystarczy nawet mieć go z powodu naruszenia narządu ruchu, bo przecież może to dotyczyć choćby rąk, a nie zdolności do samodzielnego poruszania się.
Jednak w przypadku stopnia umiarkowanego nie wystarczą „znacznie ograniczone możliwości samodzielnego poruszania się”, ale trzeba też będzie mieć w orzeczeniu symbol 04-O, 05-R lub 10-N.
Tak. Podczas dyskusji o kręgu uprawnionych do posiadania i posługiwania się kartą parkingową uznaliśmy, iż przy znacznym stopniu niepełnosprawności nie jest ważna przyczyna tej niepełnosprawności, o ile osoba taka ma znaczne trudności w samodzielnym poruszaniu się. Natomiast przy umiarkowanym stopniu uznaliśmy, że musi to być związane z dodatkowo wskazanymi przyczynami.
Uporządkujmy więc. Od 1 lipca br. karty parkingowej na pewno nie dostaną już osoby z lekkim stopniem niepełnosprawności?
Tak – osoba z lekkim stopniem niepełnosprawności nie będzie mogła dostać karty parkingowej, niezależnie od rodzaju niepełnosprawności.
Natomiast osoby ze stopniem znacznym (obojętnie od rodzaju niepełnosprawności) lub umiarkowanym (i symbolami 04-O, 05-R lub 10-N) otrzymają kartę parkingową tylko wtedy, jeśli przewodniczący zespołu orzekania o niepełnosprawności stwierdzi, że mają znaczne trudności w samodzielnym poruszaniu się?
Tak. Przy czym we Francji pojęcie „trudności w samodzielnym poruszaniu się” definiuje się, jako niezdolność do samodzielnego pokonania odległości większej niż 200 m. Uznaliśmy, że wprowadzanie w Polsce podobnych kryteriów mierzonej w metrach odległości byłoby formalizowaniem i mogłoby rozmijać się z konkretną sytuacją konkretnej osoby. Uważamy natomiast, że powiatowe zespoły funkcjonują już wystarczająco długo, by sobie z tym poradzić.
A nie mogliśmy zostawić starego systemu przyznawania kart parkingowych, w oparciu jedynie o stopnie i symbole niepełnosprawności?
Wprowadzamy nowe regulacje dlatego, że stary system stał się niewydolny. I coraz trudniej osobom naprawdę potrzebującym zaparkować blisko celu – nie mogą znaleźć wolnej „koperty”. Równocześnie widzimy, jak wiele osób całkiem sprawnych wysiada z samochodów, nierzadko wielkich i luksusowych, zaparkowanych na „kopertach”. Rejestry pokazują z kolei, jak wiele wydano kart parkingowych, jak nieproporcjonalnie dużo w stosunku do wyznaczonych „kopert”. O takiej sytuacji alarmują policja i straże gminne, taki stan coraz ostrzej krytykują organizacje działające na rzecz praw osób niepełnosprawnych. Coraz powszechniejsze jest zatem poczucie, że z kart parkingowych korzystają nie ci, którym jest to najbardziej potrzebne, a coraz częściej najbardziej sprytni. Szukaliśmy więc rozwiązania, które rzeczywiście przywróci te uprawnienia osobom, którym trudno funkcjonować bez takiej pomocy ze strony państwa. Oczywiście, decyzja przewodniczącego powiatowego zespołu ds. orzekania o niepełnosprawności o nieprzyznaniu karty parkingowej będzie podlegała odwołaniu.
Czyli stopień znaczny niczego nie gwarantuje?
Nie, nie gwarantuje. Zarówno przy umiarkowanym, jak i znacznym stopniu jest dodatkowe zastrzeżenie o trudnościach w samodzielnym poruszaniu się. Musimy zacząć elastycznie reagować na różne sytuacje. Sztywne schematy często nie sprawdzają się w konfrontacji z życiem...
Czyli na kartę parkingową będą mogły liczyć także osoby, które są ciężko chore kardiologicznie, cierpią na chorobę Crohna czy mają dziecko z autyzmem?
Nie ma ograniczenia do konkretnych schorzeń. Każdy, kto ma problemy w samodzielnym poruszaniu się i ma znaczny lub w niektórych przypadkach umiarkowany stopień niepełnosprawności, będzie mógł otrzymać kartę parkingową. Moim zdaniem jesteśmy na etapie, na którym należy zaufać przewodniczącym powiatowych zespołów, że będą umieli ocenić, czy ktoś potrzebuje karty parkingowej czy nie.
Wiele osób do tych powiatowych zespołów nie ma zaufania. Są opinie, że rozdają uprawnienia na prawo i lewo...
Myślę, że jest to uogólniona i emocjonalna opinia. Ja nie mam takich obaw. Musimy w końcu przyjąć pewien mechanizm, ale jeżeli ktoś wymyśli lepszy, to możemy o tym oczywiście rozmawiać. Mamy funkcjonujące zespoły, które mają wypracowane pewne procedury. Nie ma nikogo innego, kto mógłby oceniać, czy ktoś potrzebuje karty parkingowej. Z kolei te zespoły podlegają nadzorowi pełnomocnika rządu ds. osób niepełnosprawnych.
Czy ten nadzór będzie chociaż wzmożony?
Niczego takiego nie planujemy. Będziemy to obserwować, natomiast żadnych specjalnych akcji kontrolnych nie przewidujemy. Uważam, że powoli kształtuje się bardzo profesjonalna struktura orzekania i ona jest zupełnie inna niż ZUS. Pewnie są sytuacje sporne, ale są przecież wojewódzkie zespoły ds. orzekania o niepełnosprawności, czyli instancja odwoławcza, są sądy, jest w końcu pełnomocnik rządu.Jest jedna ważna sprawa, która pojawia się przy dyskusji o nowych przepisach o karcie parkingowej, czyli ochrona praw nabytych. Czy nie obawia się Pan Poseł, że Trybunał Konstytucyjny może stwierdzić niezgodność nowych przepisów z konstytucją?
Każdy przepis może być sprawdzony przez Trybunał Konstytucyjny i nie widzę żadnych przeszkód, żeby ktoś wystąpił ze skargą w tej sprawie. Natomiast analizując te wprowadzane zmiany uznaliśmy, że tu nie ma mowy o czymś takim, jak prawa nabyte, bo nie ma czegoś takiego, jak dożywotnie, bezterminowe uprawnienie.
Właśnie rzecz w tym, że wiele kart zostało wydanych bezterminowo.
No dobrze, karta została wydana bezterminowo, ale to wcale nie znaczy, że dożywotnio przysługuje takie prawo chronione konstytucyjnie, bo trzeba zapytać, jaki był sens tego przepisu? Jaki jest cel wydawania kart parkingowych? Celem jego i sensem jest zapewnienie możliwości normalnego funkcjonowania osobom, które mają trudności w samodzielnym poruszaniu się. Czy więc to prawo ma podlegać konstytucyjnej i dożywotniej ochronie także wobec "plagi" osób z lekkim stopniem, które swobodnie się poruszają, a korzystają z „kopert”? Tak naprawdę uniemożliwiamy w tej sytuacji korzystanie z takiego uprawnienia osobom, które bez niego natrafiają na ogromne trudności.
Kart parkingowych jest w Polsce po prostu za dużo?
Przesadziliśmy w rozdawnictwie, stąd w wielu krajach europejskich pojawiają się inicjatywy, żeby wprowadzić lokalne, krajowe karty, czyli odejść od europejskiej karty parkingowej. Brytyjczycy uważają, że na naszym kontynencie jest łatwość w rozdawaniu przywilejów, bo politycy chcą sobie w ten sposób zjednać sympatię i zyskać poparcie. Jeśli więc w Polsce obserwujemy wielokrotnie, jak z drogich często aut zaparkowanych na „kopertach” wysiadają ludzie, którzy swobodnie się poruszają, ale jakoś zdobyli kartę, to musimy postawić sobie pytanie: czy my akceptujemy taki stan? Czy akceptujemy, że te miejsca są zajęte przez takie osoby?
Jest też jednak druga strona medalu. Człowiek, który porusza się na wózku, powiedział mi kiedyś, że on w zasadzie nie potrzebuje „kopert”. Musi tylko szeroko otworzyć drzwi, ale miejsce na samochód może mieć i na końcu parkingu, bo na tym wózku spokojnie sobie dojedzie, gdzie trzeba. Czy wyobraża sobie Pan Poseł sytuację, że sam staje Pan przed powiatowym zespołem ds. orzekania o niepełnosprawności i okazuje się, że komisja uzna, że karta Panu Posłowi nie przysługuje?
Oczywiście, przed zespołem będę musiał się stawić, jak każdy. Ale jak Pan mówi o „tylko” szerokim otwarciu drzwi, to ja powiem „aż” o otwarciu drzwi! Zostawiam auto, koło mnie ktoś za blisko parkuje i koniec, nie mam dostępu do swojego auta. Co z tego, że ja przejadę choćby i 100 metrów, jeśli nie mogę wsiąść do mojego samochodu? Po to są też między innymi te „koperty”! Po to są też te miejsca wydzielone, żeby osoba poruszająca się na wózku nie miała tego problemu. Poza tym są miejsca, do których dojdę, ale są miejsca, do których nie dojdę, gdzie pokonanie 10 metrów po nierównym chodniku albo po bruku będzie ogromnym problemem. Ja mam poczucie, że dość dobrze jeżdżę na wózku, tymczasem na wrocławskim Rynku zdarzyło mi się już dwa razy wylecieć z wózka. Więc to często nie jest kwestia odległości, ale także nawierzchni. Jestem więc przekonany, że musimy szukać rozwiązań, które będą skutecznie pomagać osobom naprawdę potrzebującym.
A co, jeśli Trybunał Konstytucyjny weźmie w obronę także osoby z lekkim stopniem, które do tej pory miały karty?
Jak słyszę co rusz, że ktoś to zaskarży do Trybunału, to sobie myślę – niech zaskarży! Postawimy sobie wówczas przed Trybunałem pytanie, czy aby na pewno osoba o lekkim stopniu powinna mieć dożywotnio takie uprawnienie? Czy jesteśmy w stanie to akceptować? Czy nie jest tak, że kiedyś zbyt pochopnie uznaliśmy, że tym osobom się ono należy? Proszę zwrócić uwagę, że to nie jest jedyne proponowane w tej ustawie rozwiązanie. Wprowadzamy też m.in. maksymalny 5-letni okres obowiązywania kart, czyli twardą weryfikację, czy np. osoba, na którą wydano kartę, jeszcze żyje. Jest wreszcie kara 2 tys. zł grzywny za nieuprawnione korzystanie z karty, oprócz 500 zł mandatu i punktów karnych. Niestety, coraz częściej się zdarza, że młodzi ludzie bez skrupułów korzystają z karty wystawionej na kogoś z dziadków czy inną bliską osobę, więc musimy dać policji i strażom gminnym instrument do walki z takim cwaniactwem.
Nowe przepisy mogą jednak nie zyskać przychylności ludzi, którzy będą musieli osobiście stawić się przed powiatowym zespołem ds. orzekania o niepełnosprawności.
Trzeba podkreślić, że właśnie po to jest ta zmiana, żeby ograniczyć to uprawnienie do tych, którzy go najbardziej potrzebują. Rozumiem, że ktoś może mieć wrażenie, że będzie znowu przez urzędy przeciągany i że go to irytuje. Chciałbym jednak, żeby zrozumiał, że chodzi o to, żeby wreszcie mógł bez długich poszukiwań znaleźć wolną „kopertę”. Przez pewien czas obserwowaliśmy, że po wprowadzeniu mandatów 500 zł i 5 punktów karnych zrobiło się trochę więcej pustych „kopert”. Potem jednak ludzie spostrzegli, że mogą łatwo w rodzinie zdobyć taką kartę parkingową i zaczęli ich używać. Uznaliśmy, że musimy zareagować na coś, co staje się coraz powszechniejszym problemem społecznym. Z kolei mnożenie „kopert” irytuje wszystkich innych dookoła, którzy też szukają miejsca parkingowego. To uprawnienie powinno więc być ograniczone tylko do tych, którzy najbardziej go potrzebują.

Data opublikowania dokumentu: 2014-04-08, 13.01
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... 0eYw5WKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt kwi 11, 2014 08:41 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Anna Serafin, Źródło: inf. własna

Z każdym rokiem coraz więcej organizacji pożytku publicznego przekonuje, że to właśnie im, a nie państwu powinniśmy przekazać jeden procent naszego podatku dochodowego. Teoretycznie pieniędzy podatników jest wystarczająco dużo, by sowicie obdarować prawie 7,5 tysiąca OPP działających w Polsce. Ale tych funduszy mogłoby być jeszcze więcej. W 2012 roku jeden procent odpisało ponad 11 milionów podatników. Cała reszta uprawnionych do tego Polaków nie wypełnia rubryki KRS wybranymi cyframi. Jak dotrzeć do niezdecydowanych? Jak przekonać, że ten mały procent to dla niektórych majątek?
Już w styczniu organizacje i stowarzyszenia nabierają rumieńców. Duże billboardy z udziałem osób z pierwszych stron gazet, spoty reklamowe w czołowych stacjach telewizyjnych, ale także małe ulotki, krótka wzmianka na stronie internetowej czy dobre słowo wśród znajomych – sposoby na wzbudzenie zaufania można mnożyć. Pomysłów jest mnóstwo, bo i pieniędzy do zdobycia jest niemało. W 2012 roku organizacje pożytku publicznego zebrały prawie pół miliarda złotych. Inicjatywa z roku na rok staje się coraz bardziej popularna. Jeszcze w 2004 roku z możliwości odpisu podatku skorzystało zaledwie 80 tysięcy podatników. Liczba chętnych wzrosła, gdy ustawodawcy uprościli procedury. Ten zabieg sprawił, że na przekazanie procenta z rozliczenia za 2012 rok zdecydował się już prawie co trzeci uprawniony do tego Polak.
Choć jeden procent wydaje się być symboliczny, w praktyce zbierany grosik do grosika urasta do prawdziwej góry grosza. – To czasem 5, 10 zł. Dla przeciętnego podatnika może się wydawać mało. Dla nas to być albo nie być. Zebrane w ten sposób środki pozwalają nam działać cały rok – mówi Jolanta Leśniewska z Fundacji Hospicyjnej.
Największe sumy zasilają konta fundacji: "Zdążyć z Pomocą" (117,2 mln zł), Fundacji Pomocy Osobom Niepełnosprawnym "Słoneczko" (15,3 mln zł), Fundacji Avalon - Bezpośrednia Pomoc Niepełnosprawnym (8,6 mln zł), Fundacji "Rosa" (8,1 mln zł) oraz Fundacji Anny Dymnej "Mimo Wszystko" (6,2 mln zł). Fundacja Hospicyjna w ubiegłym roku zebrała ponad milion złotych (44. miejsce).
Dobroczynne subkonta
Te na samym szczycie to organizacje zbierające środki przez tzw. subkonta, których suma ma bezpośrednie przełożenie na wynik organizacji. – Odkąd pojawiła się taka możliwość, liczba chętnych do skorzystania z niej rośnie z roku na rok w setkach. Najwięcej zgłoszeń jest w styczniu i w marcu. W tym roku mamy zarejestrowanych już 3915 subkont – mówi Wioletta Carewicz, wiceprezes Fundacji Pomocy Osobom Niepełnosprawnym "Słoneczko". Na wsparcie organizacji może liczyć każda osoba, która ma orzeczenie o niepełnosprawności. – Nie jesteśmy lekarzami, nie oceniamy stanu zdrowia, wymagamy natomiast odpowiedniej dokumentacji medycznej – wyjaśnia wiceprezes Wioletta Carewicz.
Potem trzeba określić cel, na jaki mają być zbierane pieniądze. Wpłaty w całości przeznaczane są na określone wcześniej potrzeby. – Rehabilitacja, operacja, środki czystości i wszystko to, czego NFZ nie jest w stanie zapewnić – wymienia wiceprezes Fundacji. O to wsparcie rodziny chorych bliskich przede wszystkim muszą starać się same. – Przygotowują ulotki, akcje społecznościowe, dodatkowe strony internetowe. My sprawdzamy, czy spełniają wymagania formalne, czy podawane informacje są zgodne z prawdą. Jesteśmy po to, żeby im pomóc, przede wszystkim w kwestiach formalnych – mówi wiceprezes Fundacji „Słoneczko”.
- Zbierane kwoty są różne. Od tysiąca do nawet kilkunastu tysięcy złotych. W sytuacjach kryzysowych, z pomocą mediów, te sumy potrafią przekroczyć najśmielsze oczekiwania - tłumaczy Carewicz.

Dobro prywatne czy publiczne?
Jak podają wyniki badań przeprowadzonych przez stowarzyszenie Klon/Jawor, w 2013 roku właśnie pośrednia pomoc indywidualnym osobom cieszyła się zainteresowaniem podatników. Aż 31 proc. ankietowanych stwierdziło, że do odpisania jednego procenta skłoniła ich chęć pomocy osobie, którą znają osobiście lub pośrednio – przez rodzinę czy znajomych.
Rola fundacji jako pośrednika przy zbieraniu procenta podatku coraz mocniej mija się jednak z założeniami organizacji pożytku publicznego. – Ideą jednego procenta było wsparcie instytucjonalne OPP, a środki miały być przeznaczane na cele statutowe – tłumaczy Monika Chrzczonowicz ze Stowarzyszenia Klon/Jawor.Teraz, zamiast wspierać ogólne dobro publiczne, niwelując przy tym nierówności społeczne, fundacje coraz częściej wspierają „dobro prywatne”. W skrajnych przypadkach 1 proc. trafia nawet do osób, które dokonały odpisu.
- Nie wartościujemy tego, nie mówimy, co jest lepsze. Skoro prawo pozwala również na indywidualną formę pomocy, to my jej nie komentujemy – mówi Jolanta Leśniewska z „tradycyjnie” działającej Fundacji Hospicyjnej. Co roku pieniądze zgromadzone w ramach odpisu z jednego procenta podatku przekazują na dwa główne cele. – Po pierwsze wspieramy finansowo Hospicjum im. ks. Dutkiewicza. W skali ogólnokrajowej pieniądze przeznaczamy na pomoc dzieciom osieroconym przez bliskich, którzy byli podopiecznymi hospicjów. Finansujemy im wyjazdy wakacyjne, dodatkowe zajęcia czy wyprawki szkolne – wyjaśnia Leśniewska. Prócz środków z jednego procenta starają się pozyskiwać dotacje, granty. Sami organizują również akcje charytatywne. Zebrane środki przekazują podopiecznym, wedle określonych potrzeb.
Przeciwnicy idei subkont zarzucają jej propagatorom, że pogłębia nierówności społeczne. Chociażby dlatego, że to od operatywności i zaradności bliskich zależy, ile trafi na konto potrzebującej pomocy osoby. – Zastanawiamy się nad tym, dlaczego jednym rodzicom udaje się zdobyć większe wpływy, a innym znacznie mniejsze. Tym, którzy mają problemy ,staramy się jednak pomagać – zapewnia Wioletta Carewicz. Zaznacza przy tym, że nikt nie powinien bronić rodzicom walczyć wszelkimi sposobami o pomoc dla ich dzieci. Bo kto ma o to zabiegać, skoro państwo często nie zapewnia kompleksowej opieki.
Zagrożeń dla inicjatywy odpisu podatku Monika Chrzczonowicz dopatruje się jeszcze gdzie indziej. – Zgłaszają się do nas osoby, które zbierały procent podatku z pomocą organizacji pożytku publicznego. Przychodzą rozgoryczone i mówią, że wielu znajomych zapewniało je, że odpisali swój podatek, a mimo tego nie otrzymały kwoty, jakiej oczekiwały – wspomina jedną z sytuacji. Tłumaczy źródła nieporozumień: po pierwsze, zawodzą znajomi. – Zapomną na przykład wpisać cel szczegółowy i pieniądze nie trafiają do tych osób, którym chcieli w zamyśle przekazać datek, a na konto organizacji – wyjaśnia.
Drugą kwestią jest przejrzystość umów zawieranych z fundacją pośredniczącą w zbieraniu jednego procenta. – Należy to robić świadomie. Najlepiej wybierać profesjonalne organizacje, które zapewnią fachową obsługę – przekonuje Monika Chrzczonowicz. Jeśli fundacja nie pobiera opłat za obsługę konta, jej przejrzystość trudno zakwestionować. – Jeśli już pobiera, niech jasno określi w umowie, jaka kwota lub procent uzbieranych środków zostaną potrącone. To zrozumiałe, że fachowa obsługa księgowości może być kosztowna. Musi być jednak wcześniej jasno ustalona z osobą, która decyduje się skorzystać z takiego pośrednictwa – dodaje specjalistka.

Szczerość popłaca
Same fundacje powinny dbać o to, by wzbudzać zaufanie nie tylko darczyńców, ale także podopiecznych. Warto się pilnować, bo o „czarny PR” nietrudno. Wystarczy, by tylko jedna z nich zawiodła, a zła sława odbija się czkawką innym organizacjom. Na przykład wtedy, gdy okaże się, że zebrane w trakcie kampanii reklamowej pieniądze w znacznej sumie zostaną przeznaczone na sfinansowanie działań marketingowych. Przepisy jasno nie określają, ile fundacja czy stowarzyszenie może na nie wydać. Zdrowy rozsądek nakazuje jednak, by zebranymi środkami wspomóc przede wszystkim potrzebujących, a nie stacje telewizyjne czy agencje reklamowe. Tym bardziej, że najnowsze badania NGO wskazują, iż siła przekazów medialnych ustępuje miejsca chęci pomocy innym w decyzji o oddaniu podatku.
A jak przekonuje Monika Chrzczonowicz, nie potrzeba aż tak wielu nakładów, by cieszyć się przychylną opinią. – Mniejsze organizacje nie muszą angażować osób znanych z pierwszych stron gazet. W ich przypadku wystarczy, że do współpracy zaproszą osoby poważane w środowisku lokalnym – przekonuje specjalistka ze Stowarzyszenia Klon/Jawor, ngo.pl.

W ramach naszej działalności prowadzimy pośrednictwo pracy
„Marketingowe cuda” potrafią też zdziałać zaangażowani wolontariusze, znajomi i bliscy. Jak twierdzi specjalistka, najskuteczniejszą metodą wzbudzania zaufania jest „mówienie językiem korzyści i pokazywanie konkretnych działań”.
– Najlepiej przedstawić, co faktycznie udało się z zebranych pieniędzy zrobić. Rozliczyć się z dokładnością do „groszowych końcówek”. Wskazać, że za te pieniądze zostały sfinansowane stypendia dla określonej liczby dzieci czy kupiono konkretny sprzęt do rehabilitacji. Pochwalić się, że dzięki środkom z jednego procenta udało się przeprowadzić zabieg – wymienia Chrzczonowicz.
Podkreśla, że taka szczerość i przejrzystość będą owocowały w przyszłości, bo powoduje to efekt kuli śnieżnej. Chrzczonowicz podaje przykład WOŚP. – Jerzy Owsiak dokładnie wylicza, co kupił za zebrane pieniądze, w jakie miejsca skierował swoją pomoc. W szpitalach są sprzęty obrandowane serduszkami. Ludzie to widzą, korzystają z tego i ufają, że ich pieniądze zostały właściwie zagospodarowane – podkreśla.
Również Leśniewska przekonuje, że szczerość to najlepszy marketing. – Naszym głównym argumentem jest transparentność i uczciwość w działaniach, pokazanie jasnego celu, na jaki są wydatkowane pieniądze. Zamieszamy więc dokładne sprawozdania na stronie internetowej, nie ukrywamy, na co wydaliśmy zebrane środki – zapewnia.

Komu odpisać?
Niezależnie od tego, czy fundacja wspiera podopiecznych, realizując cele statutowe, czy za pomocą subkont, najważniejsze jest, by działała zgodnie z prawem. Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, które sprawuje ustawowy nadzór nad OPP, podaje prosty przepis na wiarygodność: należy sprawdzić, czy dana organizacja znajduje się w opublikowanym przez resort wykazie organizacji pożytku publicznego uprawnionych do otrzymania tych środków (Biuletyn Informacji Publicznej na stronie http://www.mpips.gov.pl bądź na stronie http://www.pozytek.gov.pl).
O tym, czy sprawdza się w swojej działalności świadczą też sprawozdania (powinny być dostępne na jej stronie lub na stronie MPiPS), zawierające m.in. informacje o przychodach i kosztach organizacji, o podejmowanych w danym okresie projektach bądź o wysokości wynagrodzeń. – Musimy być wiarygodni. Rozliczamy się z każdej złotówki, bo to są pieniądze publiczne – zapewnia Wioletta Carewicz.
Do końca kwietnia fundacje, stowarzyszenia i osoby korzystające z subkont będą pracowały na pełnych obrotach, zabiegając o jeden procent hojności podatników. Wiedzie ich przekonanie, że sprawniej, taniej i szybciej dotrą z pomocą do potrzebujących osób niż biurokratyczna machina państwa.
– Każdy z nas ma jednak prawo do niezależnej decyzji – podkreśla Leśniewska. Dodaje: - Często nie stać nas na to, żeby wspomóc finansowo jakąś organizację. Jesteśmy zapracowani, nie mamy czasu na to, by zostać wolontariuszami. Jeden procent jest szybki i nie obciąża naszego domowego budżetu. Możemy zdecydować o tym, gdzie trafią pieniądze przez nas wypracowane, ale już do nas nienależące. Warto z tej możliwości skorzystać – przekonuje niezdecydowanych.
Na pytanie o to, czy lepiej odpisać jeden procent fundacjom, czy zostawić do dyspozycji państwa, każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Najważniejsze, by był to świadomy wybór. – To jest jak ze szklanką wody. Ona nic nas nie kosztuje. Mogę więc ją podać spragnionej osobie albo wylać. Decyzja, co z nią zrobimy, należy do nas – podsumowuje Leśniewska.

Data opublikowania dokumentu: 2014-04-10, 13.43
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... 0eY35WKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt kwi 11, 2014 17:31 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Ubezpieczeni częściej spierają się z ZUS
Gazeta Prawna 15 tydzień 2014r.
Michał Kuc
W ciągu pięciu lat o blisko połowę wzrosła liczba odwołań od decyzji Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Ten coraz rzadziej je uwzględnia
Zakwestionowanych decyzji ZUS przybywa w szybkim tempie. Jeszcze w 2009 roku zainteresowani złożyli 118 i cztery dziesiąte tysięcy odwołań, a w 2013 roku było ich już 170 i sześć dziesiątych tysięcy. Najwięcej z nich dotyczy emerytur i rent (46 procent), ale najszybciej przybywa spraw z zakresu podlegania ubezpieczeniom społecznym i wymiaru składek (31 procent). Tych ostatnich w 2009 roku było 16 i cztery dziesiąte tysiąca, a w 2013 roku – już 53 i trzy dziesiąte tysiąca (ponad trzykrotny wzrost). Rośnie też znacząco liczba odwołań w sprawie świadczeń chorobowych i macierzyńskich. Regularnie maleje za to liczba tych dotyczących jednorazowych odszkodowań (z czterech i dziewięciu dziesiątych tysiąca do czterech i pół tysiąca) i renty socjalnej (z trzech i ośmiu dziesiątych tysiąca do trzech i sześciu dziesiątych tysiąca).
Lepsza wiedza
– Główną przyczyną coraz częstszego kwestionowania decyzji ZUS jest rosnąca świadomość prawna społeczeństwa. Wiele wskazówek można znaleźć w internecie, a media chętnie nagłaśniają absurdalne decyzje zakładu – twierdzi radca prawny Katarzyna Przyborowska. Sama stara się pomagać ludziom, umieszczając porady na blogu Temida Jest Kobietą. Jej zdaniem na sytuację wpływ ma także korzystne orzecznictwo Sądu Najwyższego i to, że postępowanie sądowe z zakresu ubezpieczeń społecznych nie wymaga wnoszenia opłat.
Z kolei rzecznik prasowy ZUS Jacek Dziekan, wskazuje, że trudno wymienić jedną przyczynę wzrostu liczby odwołań. Na pewne sprawy zakład nie ma wpływu.
– 13 listopada 2012 roku Trybunał Konstytucyjny zakwestionował przepis o zawieszeniu emerytury osobom, które kontynuowały zatrudnienie po złożeniu wniosku o jej wypłatę. Spowodowało to znaczący wzrost składanych odwołań – przekonuje.
Eksperci wskazują, że coraz częstsze są też spory dotyczące kwalifikacji stosunku prawnego będącego tytułem prawnym ubezpieczenia (umowa o pracę, zlecenie, o dzieło).
Zakład niełaskawy
O ile ubezpieczeni częściej skarżą decyzje zakładu, o tyle sam organ rentowy coraz rzadziej je uwzględnia.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że każde postępowanie przed ZUS odbywa się na podstawie kodeksu postępowania administracyjnego, chyba że przepisy ubezpieczeniowe przewidują odmienne rozwiązania, które znajdą pierwszeństwo jako regulacja szczególna (na przykład postępowania nie wolno kończyć postanowieniem, pisma wysyłane są listem zwykłym). Rozstrzygnięcie następuje w formie decyzji, od której przysługuje w terminie trzydziestu dni odwołanie do sądu pracy i ubezpieczeń społecznych. Wnosi się je za pośrednictwem organu rentowego. Jeśli ten uwzględni je w całości, sprawę uznaje się za zamkniętą. W ubiegłym roku ZUS zdecydował się na to w dziewięciu procentach spraw. W 2009 roku uwzględniał odwołania w jedenastu procentach spraw.
Z chwilą przyjęcia sprawy przez sąd nabiera ona charakteru cywilnoprawnego. Zgodnie z procedurą cywilną przeprowadza postępowanie dowodowe celem dokładnego ustalenia stanu faktycznego (na dzień wydania decyzji). Następnie orzeka merytorycznie co do istoty sprawy. Ma prawo zmienić decyzję w całości lub w części i przyznać ubezpieczonemu świadczenie. Tylko w jednym przypadku działa kasatoryjnie – w razie stwierdzenia nowych okoliczności w sprawie dotyczącej świadczeń z tytułu niezdolności do pracy. Wówczas uchyla decyzję ZUS i przekazuje ją do ponownego rozpoznania. Nie ma prawa orzec nieważności decyzji organu rentowego.
Przychylna wokanda
Ze statystyk wynika, że wraz ze wzrostem odwołań zwiększyła się też liczba spraw, w których sądy je uwzględniły. W 2013 roku uczyniły tak w czterdziestu jeden i trzech dziesiątych tysiąca postępowań (wzrost o 24 procent w porównaniu z 2012 rokiem i o 36 i jedną dziesiątą procenta wobec 2009 roku).
To oznacza, że w tylu sprawach ZUS nie ma racji.
– Nie jest to raczej liczba znaczna, mając na względzie częstotliwość zmian w prawie ubezpieczeń społecznych i związaną z tym trudność interpretacji nowych przepisów – tłumaczy sędzia Andrzej Marek z Sądu Okręgowego w Legnicy.
Zgłaszane są jednak postulaty, aby większość spraw związanych z ZUS trafiała do sądów administracyjnych, które lepiej znają specyfikę procedury urzędniczej.
– Nie jestem zwolennikiem takiego rozwiązania. Regulacje ubezpieczeniowe bliższe są prawu pracy i prawu zobowiązań niż publicznemu. Ponadto głównym celem sądownictwa administracyjnego jest kontrola działalności administracji publicznej pod względem zgodności z prawem (legalności) jej aktów prawnych. W dodatku sądy administracyjne z reguły nie prowadzą postępowania dowodowego – ocenia sędzia Andrzej Marek.

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Wt kwi 22, 2014 07:29 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Studenci opracowali system, który zastąpi klawiaturę i myszkę
Autor: Ludwika Tomala (PAP)

Niedrogi system, który pozwoli na sterowanie komputerem bez użycia myszki czy klawiatury, a za pomocą mimiki, ruchów głowy i komend głosowych opracowali studenci z Politechniki Rzeszowskiej. System ma służyć m.in. osobom sparaliżowanym.
Autorzy projektu "Face Controller", zespół Power of Vision z Politechniki Rzeszowskiej, dzięki swojemu rozwiązaniu zajęli pierwsze miejsce w kategorii "Projekty społeczne" w polskiej edycji Imagine Cup. To największy na świecie konkurs technologiczny dla studentów, organizowany przez firmę Microsoft.
Face Controller tworzony jest z myślą o osobach z niepełnosprawnością - głównie z tetraplegią, które nie mają możliwości korzystania z myszki czy klawiatury. Dzięki systemowi można przesuwać kursor po ekranie za pomocą skinień głowy. Otwarcie ust działa z kolei jak kliknięcie myszką, a za pomocą głosu można wpisywać na wirtualnej klawiaturze poszczególne wyrazy czy zdania lub przeliterować daną sekwencję znaków. Prototypowa wersja tego systemu już działa; zaprezentowano ją podczas polskiego finału konkursu.

Dostępne rozwiązanie
Zespół Power of Vison zapewnia, że dotychczas na polskim rynku dostępne były tylko bardzo drogie rozwiązania, z których korzystać mogły osoby z tetraplegią. Takie systemy nie zawsze były dla użytkownika komfortowe - konieczne było np. przyklejenie na ciele specjalnych znaczników, które pomagały urządzeniom rozpoznawać ruchy użytkownika.
Tymczasem Face Controller wykorzystuje dostępny na rynku system Kinect. To czujnik ruchu, który powszechnie stosowany jest np. w grach na konsolę. Aby wykorzystać Face Controller, nie będą więc potrzebne ani drogie urządzenia, ani trudno dostępny sprzęt, ani przyklejane do ciała znaczniki. Wystarczy urządzenie ustawione przy komputerze, które samo wykrywać będzie odpowiednie ruchy głowy i mimikę.
Jak zapewniają członkowie zespołu, platformę będzie można dostosować do możliwości i potrzeb danego użytkownika. - Osoba niepełnosprawna będzie w stanie sama skonfigurować urządzenie - zaznaczył w rozmowie z PAP Piotr Wrotny z zespołu Power of Vision.
Zespół nie skończył jeszcze prac nad systemem i chce go rozwijać. - Żeby wypuścić produkt na rynek, trzeba być pewnym, że to jest dokładnie to, do czego dążymy. Chociaż to, co zrobiliśmy, już działa, staramy się udoskonalać projekt i sprawić, by nikt nie miał powodów do narzekania - zaznaczył Wrotny.
Dodał, że zespół pracuje m.in. nad tym, by z urządzenia mogły korzystać osoby z różnymi formami niepełnosprawności. - Stawiamy na maksymalną uniwersalność rozwiązania - mówił. Wyraził nadzieję, że w przyszłości dzięki platformie Face Controller będzie można komunikować się jedynie za pomocą wzroku. To jest jednak zależne od specyfikacji kolejnych wersji Kinecta.
Za pomocą platformy będzie można korzystać na komputerze z różnych programów, ale zespół Power of Vision chce też opracować pewne aplikacje, które pozwolą na optymalne wykorzystanie możliwości ich systemu, np. wersję Facebooka dla niepełnosprawnych.
Członkami zespołu są: Sylwia Perykasza, Norbert Pisz, Daniel Pomianek, Tomasz Pleśniak, a Piotr Wrotny odpowiadał za projekt interfejsu. Mentorem drużyny jest Tomasz Kapuściński. Power of Vision będzie jednym z polskich zespołów, które wezmą udział półfinałach światowych Imagine Cup odbywających się online w maju. Finały światowe zaplanowane są na lipiec w Seattle w Stanach Zjednoczonych.

Data opublikowania dokumentu: 2014-04-14, 10.18
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... 0zoHJWKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Wt kwi 22, 2014 07:34 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Źródło: gdynia.naszemiasto.pl, inf. prasowa

Centrum Nauki Experyment w Gdyni to niezwykłe przedsięwzięcie, które porywa w fascynującą podróż do świata nauki. Program Centrum oraz inne atrakcje oferowane w obiekcie zainteresują każdego uczestnika – bez względu na wiek, kolor skóry, niepełnosprawność lub jej brak czy miejsce zamieszkania.
- Wizyta w Centrum jest nie tylko ciekawym pomysłem na spędzenie wolnego czasu dla całej rodziny czy grupy przyjaciół, ale też niezwykłą okazją do nawiązania naukowej interakcji, pobudzenia ukrytych pasji oraz przeprowadzenia eksperymentów, które inspirują i uczą kreatywności – zapewniają przedstawiciele obiektu.
Przestrzeń Centrum została podzielona na kilka głównych galerii. W pierwszej z nich, Akcja: Człowiek, goście – odkrywcy – poznają tajniki funkcjonowania ludzkiego organizmu. Interaktywne stanowiska pozwolą im odpowiedzieć między innymi na pytania o to, jak jesteśmy zbudowani, jak funkcjonują nasze zmysły i czy potrafią nas oszukać. Uczestnicy będą mogli stać się małą krwinką w wielkim sercu, a także przeprowadzić wirtualną operację i sprawdzić, jak będą wyglądać za 30 lat.
Kolejna z galerii, Hydroświat, zapewni odwiedzającym mnóstwo zabawy, a przy tym da możliwość zdobycia wiedzy hydrologicznej. Na wystawie, wcielając się w rolę inżynierów, konstruując i wprawiając w ruch skomplikowane mechanizmy, poznajemy działanie śluzy, tamy czy śruby Archimedesa. Mamy też szansę stworzyć dwumetrowy wir wodny.
Centrum Nauki Experyment w interaktywny sposób przybliża odwiedzającym także spójność, piękno i fascynujące działanie przyrody. Punktem centralnym tej strefy jest Drzewo Życia – stanowisko, które służy także jako taras widokowy tej części przestrzeni wystawienniczej. Goście na własnej skórze doświadczą trzęsienia ziemi, a także sprawdzą, jak widzą zwierzęta. Można również stanąć w wirtualnym wyścigu z tymi wolniejszymi i tymi szybszymi zwierzętami. Nie brakuje też stanowisk paleontologicznych i stref wypoczynku.
Wystawa Niewidoczne Siły udowadnia z kolei, że nie trzeba studiować wzorów i wykresów, aby lepiej zrozumieć fizykę. Interaktywne stanowiska pozwalają poznać gościom naturę dźwięku czy istotę elektryczności i magnetyzmu. Dają też uczestnikom okazję przekonania się, w jaki sposób prawa fizyki ułatwiają podniesienie samochodu jedną ręką lub wzmocnienie naszego uchwytu tak, aby bez trudu podnieść bardzo ciężki kamień.
W Centrum Nauki Experymentt znajdziemy także wystawę Wirtualny Świat Wynalazków Leonarda da Vinci. To miejsce, w którym za pomocą technologii rozszerzonej rzeczywistości (Augmented Reality) można poznać i obejrzeć najważniejsze wynalazki techniczne słynnego geniusza renesansu.
Za pomocą kamery urządzenia mobilnego (smartfona lub tabletu) wejdziemy w magiczny świat wirtualnych eksponatów, oglądając je z bliska z każdej możliwej strony. Dzięki wystawie można dowiedzieć się, jak na przełomie XIV i XV wieku powstały i działały wizjonerskie wynalazki. W zwiedzaniu pomoże sam Leonardo - w postaci wirtualnego przewodnika i lektora.
Szczegółowe informacje na stronie Centrum Nauki Experyment:
http://www.experyment.gdynia.pl/

Data opublikowania dokumentu: 2014-04-16, 13.20
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... 0_iLpWKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Cz kwi 24, 2014 10:59 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Katarzyna Świerczyńska

Joanna Witkowska z Fundacji Pies Przewodnik dzieli swoje życie na dwa okresy. Ten przed psem i ten od grudnia 2011 roku. Wtedy trafił do niej biszkoptowy labrador Bryś. Joanna nie widzi od urodzenia. Potrafi poruszać się z białą laską, ale mimo to, nim dostała psa, rzadko wychodziła sama z domu. „Dojście do sklepu oddalonego o 10 minut trwało pół godziny. Poruszanie się z laską jest bardzo trudne, szczególnie kiedy nie można znaleźć żadnego punktu odniesienia, chociażby krawężnika, płotu, murka” - mówi.
Dlatego parę lat temu zaczęła się starać o psa przewodnika. Musiała zdać egzaminy z orientacji w terenie, z chodzenia z białą laską. Bo - jak wiele razy powtarza - to ona wydaje psu polecenia. „Ja mu nie dam komendy, prowadź do sklepu, tylko muszę wiedzieć, że aby dojść do sklepu, trzeba skręcić w prawo, potem przejść przez pasy, a potem w lewo” - mówi. Dzięki Brysiowi pani Joanna bez problemu porusza się komunikacją miejską, a pies nieraz uratował ją przed błędem, który mógłby kosztować życie. „Kiedyś straciłam orientację na stacji metra. Byłam przekonana, że guzki, które wyczułam stopą, to są te przed schodami do wyjścia. Mówię do psa >>naprzód! «, a on stoi. Powtórzyłam komendę' a on wtedy, zamiast ruszyć, zagrodził mi drogę. Pytam ludzi, dlaczego pies nie idzie. »Bo pani mu każe na tory iść! «„ - usłyszałam.

Tylko dla najlepszych
Nie każdy pies może zostać przewodnikiem osoby niewidomej. Selekcjonuje się już szczenięta - wybiera psy, które nie są ani zbyt lękliwe, ani zbyt dominujące. Raczej posłuszne, chętne do współpracy, a jednocześnie ciekawe świata i pełne inicjatywy przy radzeniu sobie z wyzwaniami. Do roli przewodników najlepiej nadaj ą się psy z grupy retrieverów, zwykle - tak jak wspomniany Bryś - labradory. Szkolenie wybranych psów zaczyna się od trenowania zwykle go posłuszeństwa. Potem następuje socjalizacja - czyli przyzwyczajanie psa do środowiska, w którym będzie pracował. Chodzi o to, aby był spokojny w zatłoczonym autobusie, grzeczny w restauracji czy sklepie.
Dopiero potem pies uczy się rzeczy typowych dla psa przewodnika - odnajdywania przejść dla pieszych, drzwi, sygnalizowania krawężników i schodów, omijania przeszkód. Kiedy pies wszystko opanuje - następuje najważniejszy etap, czyli przekazanie go osobie niewidomej. Tu nic nie dzieje się automatycznie, bo człowiek i pies muszą się nawzajem siebie nauczyć i zrozumieć. Pies nie jest tylko narzędziem do ułatwienia życia niepełnosprawnemu, to żywa istota.

Pies nie dla każdegoPrzedstawiciele Fundacji Pies Przewodnik powtarzaj ą: nie każdy niewidomy może dostać psa. To musi być człowiek, który mimo niepełnosprawności potrafi poruszać się z białą laską, wie, jak orientować się w terenie. Tylko takiej osobie pies będzie naprawdę przydatny; bo znacznie poprawi jej bezpieczeństwo i jakość samodzielnego poruszania się po mieście. Pies - dzięki temu, że widzi - pomoże wybrać najkorzystniejszy sposób ominięcia przeszkody, wskaże wolne miejsce w tramwaju, odnajdzie drzwi do budynku, ale też wyszuka bankomat. W tej relacji człowiek-pies podstawą jest zaufanie. Bo to przecież zwierzę ostatecznie zdecyduje, czy i jak wykonać komendę.
Źródło:
„Focus” 04/2014

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt kwi 25, 2014 09:12 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Mateusz Różański, Źródło: inf. własna

Jak wynika z informacji dziennika Rzeczpospolita, zaledwie 40% Polaków wie o nadchodzących wyborach do Parlamentu Europejskiego. Niski poziom wiedzy przekłada się na niską frekwencję, to zaś - na niski poziom poczucia sprawczości wśród obywateli. W rozwiązaniu tego problemu ma pomóc działająca na rzecz świadomości obywatelskiej Koalicja Masz Głos, Masz Wybór, której częścią jest Integracja.
Mimo że nasz kraj już od dziesięciu lat należy do Unii Europejskiej, to wybory do Parlamentu Europejskiego mają wciąż bardzo niską - nawet jak na polskie warunki - frekwencję; w 2004 i 2006 roku wyniosła ona odpowiednio 20,8 i 24,55% (dla porównania w całej UE było to 45,5 i 42,94).

Poprawić frekwencję
By zmienić tę sytuację, Koalicja zorganizowała profrekwencyjną kampanię społeczną pod hasłem „Zagłosuj i wybierz kogoś, kto myśli tak jak Ty”, która ruszyła 24 kwietnia. Jej celem jest informowanie o procedurach i zachęcanie Polaków do licznego i świadomego udziału w eurowyborach 25 maja 2014 roku. To już szósta inicjatywa tego typu podejmowana przez Koalicję, działającą od 2007 roku.
- Polska rola w Europie jest coraz większa. Jeżeli chcemy, by polscy posłowie mieli właściwą legitymację w Parlamencie Europejskim, to powinniśmy głosować – mówił podczas konferencji otwierającej kampanię Szymon Gutkowski, członek zarządu Fundacji im. Stefana Batorego.
Akcja „Zagłosuj i wybierz kogoś, kto myśli tak jak Ty” ma zasięg ogólnopolski i adresowana jest do wszystkich wyborców. Po raz pierwszy część akcji dedykowana jest specjalnie Polakom za granicą.
W ramach inicjatywy zaplanowane zostały działania reklamowe (spoty radiowe i telewizyjne, reklamy prasowe) zarówno w mediach tradycyjnych, jak i w internecie. Powstały też strona poświęcona wyborom:
www.glosuj.org.pl
a także portal:
www.latarnikwyborczy.pl
który pozwala poznać własne preferencje wyborcze.
Równocześnie realizowane będą projekty zachęcające do większej aktywności obywatelskiej skierowane m.in.do szkół:
www.mlodzi.ceo.org.pl
czy społeczności lokalnych.

Data opublikowania dokumentu: 2014-04-24, 15.28
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... 1oKqJWKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt kwi 25, 2014 09:13 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Mateusz Różański, Źródło: Integracja 1/2014

Na pytanie, czy możliwe jest przeżycie z samej renty, słychać dwie odpowiedzi: „prawie niemożliwe” i „niemożliwe”. Dla wielu osób z niepełnosprawnością renta jest jedynym bądź głównym źródłem dochodu. Co więc robią, aby za kilkaset złotych kupić leki i żywność, zapłacić rachunki, zapewnić sobie rehabilitację, nie mówiąc już o takich luksusach, jak ubrania czy środki czystości?
O życie na rencie zapytaliśmy beneficjentów warszawskiego Centrum Integracja. Poznaliśmy ich sposoby na finansowy reżim i codzienne oszczędzanie, na strategię zakupów i płacenia rachunków, a także sposoby na zmniejszenie kosztów.

To zaledwie egzystencja
– Razem z mężem, też rencistą, mamy 1050 zł dochodu – opowiada pani Ewa, beneficjentka projektu „Wsparcie osób z niepełnosprawnością ruchową na rynku pracy” III, prowadzonego przez Integrację, i wylicza: – Z 700 zł musimy wydawać na opłaty. A przecież trzeba coś jeść, kupić leki i buty na zimę.
Sposobem pani Ewy na przeżycie z renty jest dzielenie wydatków. – W jednym miesiącu kupuję leki i żywność na zapas, w innym płacę rachunki, a w następnym zaległy czynsz – opisuje.
Swoją metodę ma też przy robieniu zakupów – wybiera najtańsze dyskonty, porównuje ceny produktów i kupuje te najtańsze. Każdy zakup wymaga dokładnego zaplanowania – zamiast markowych towarów są ich tańsze zamienniki, kontrola paragonów i domowych zapasów, a przede wszystkim dokładne wyliczenia typu: kupić więcej margaryny czy kilka plasterków sera, szampon czy proszek do prania.
– Jakbyśmy się z mężem nie starali, to i tak ciągle jedziemy „pod kreską” i z czymś zalegamy – tłumaczy pani Ewa. – Życie z samej renty to jedynie egzystencja.

Swoje sposoby
– Dostaję rentę socjalną 610 zł brutto i dodatek pielęgnacyjny 153 zł, z tego muszę utrzymać siebie i dziecko – opowiada pani Jolanta również korzystająca z usług warszawskiego Centrum Integracja.– Jasne, że z takiej kwoty trudno wyżyć. Na powierzchni utrzymuję się głównie dzięki pomocy najbliższych – rodziców i partnera. Gdy mieszkałam z rodzicami, to finansowałam część wydatków przez pewien czas, a przez resztę miesiąca byłam na utrzymaniu rodziny. Dodatkowym źródłem utrzymania dla mnie są też alimenty dla dziecka – ok. 400 zł miesięcznie.
Pani Jolanta wymienia liczne sposoby na zmniejszenie kosztów życia. Przede wszystkim można na skrawku ziemi urządzić przydomową wytwórnię witamin: uprawiać agrest, maliny, czerwone porzeczki, a także pomidory i ogórki. Latem są świetnym urozmaiceniem diety, a jesienią zamieniają się w przetwory – lepsze i tańsze niż te, które można znaleźć na półkach supermarketów. Dobrym patentem są wyjazdy na zakupy poza Warszawę.
– Jeździmy z moją mamą na targ w Nowym Dworze Mazowieckim. Obie nie pracujemy, więc możemy robić zakupy nawet w środku tygodnia. Oszczędzamy na biletach, bo mama jako opiekun osoby z niepełnosprawnością nie musi płacić za przejazd. Kupujemy wiele towarów okazyjnie.
Mimo takich kombinacji i sposobów życie na rencie wiąże się z licznymi wyrzeczeniami. W takim budżecie nie ma kupowania nowych ubrań – wszystkie są albo „odziedziczone” po rodzinie czy znajomych, albo pochodzą z secondhandów.
Jeśli pojawia się coś nowego, to buty i bielizna. Także dla dziecka. Do tego przydają się krawieckie zdolności mamy pani Jolanty, która potrafi dopasować ubrania bądź je przeszyć.
Oczywiście w takim domowym budżecie nie ma biletów do kina ani teatru – jedynym oknem na świat są telewizor i internet, opłacony przez partnera albo rodziców. Działka natomiast to poza źródłem bogatych w witaminy sałatek lub weków także jedyna atrakcja wakacyjna. Nie ma mowy o żadnych oszczędnościach – niemalże wszystkie dostępne środki są na bieżąco „przejadane”.
Dużą część świadczeń otrzymywanych przez rodzinę pani Jolanty pochłania czynsz na dzielone z partnerem mieszkanie komunalne, który po obniżce dochodowej wynosi 500 zł. Gdyby nie pomoc najbliższych nie byłoby mowy o wydatkach, np. na edukację syna. Renta pani Jolanty jest podstawą zapewniającą przetrwanie.

Jak kieszonkowe
– Zaledwie jedną piątą wydatków pokrywam z renty 610 zł – mówi Tomasz, student dziennikarstwa na jednej z warszawskich uczelni. – Oprócz niej otrzymuję alimenty i stypendia z uczelni, razem 810 zł. Finansowo wspiera mnie też brat. Tak naprawdę z renty opłacam czesne i rachunek za telefon, czasem bilet do kina lub na autobus na święta do rodziców.
Renta, jak przyznaje, jest mu potrzebna po to, by dokończyć edukację. Nie wyobraża sobie, że mogłaby być głównym źródłem dochodów. Podobnego zdania jest Jan, który ma 610 zł brutto renty socjalnej.– Jest to kwota zbyt niska, abym mógł się utrzymać. Tylko to, że wciąż mieszkam z rodzicami, którzy w dodatku cały czas wspierają mnie finansowo, sprawia, że jakoś radzę sobie z kosztami – mówi pan Jan.
Przyznaje, że rentę wydaje na żywności i leki. Nie kupuje ubrań ani środków czystości, nie płaci rachunków. Pozostaje na garnuszku rodziców i wie, że bez ich pomocy by sobie nie poradził.
Zarówno Jan, jak i Tomasz szukają pracy, bo życie z renty jest tak naprawdę na koszt najbliższych.

Dziennikarski eksperyment
Niedawno dziennikarka portalu bankier.pl Justyna Niedbał przeprowadziła eksperyment: próbę przeżycia za płacę minimalną – 1237,20 zł netto. Mimo wsparcia i rad internautów na temat zminimalizowania kosztów przez 12 dni wydała 832 zł, czyli prawie tyle, ile do tegorocznej waloryzacji wynosiła najniższa renta z tytułu całkowitej niezdolności do pracy. Justyna Niedbał zakończyła eksperyment klęską – nie udało jej się, mimo szczerych chęci i wiedzy ekonomicznej, zmieścić w wydatkach: w ciągu miesiąca wydała o 13 zł więcej niż wynosi płaca minimalna. A co mają powiedzieć ludzie, którzy mają 800 lub 900 zł? Jakoś sobie radzą...


Polskie renty
W 2012 r. (ostatnie pełne dane) w Polsce było 1 377 168 osób pobierających renty z tytułu niezdolności do pracy, a na ich świadczenia wydano 180 mln zł. Renta z tytułu całkowitej niezdolności do pracy to 844,45 zł, z tytułu częściowej niezdolności do pracy to min. 648,13 zł, a socjalna – 709,34 zł.To sumy brutto, które nawet przy uwzględnieniu dodatkowych świadczeń – dodatku i zasiłku pielęgnacyjnego (odpowiednio: 203,50 i 153 zł) z ledwością wystarczają na opłaty związane z użytkowaniem mieszkania.W 2012 roku gospodarstwa rencistów rozporządzały dochodem śr. 994 zł, a ich wydatki wynosiły 926,08 zł na osobę. W 2013 r. przeciętny koszt utrzymania mieszkania zajmowanego przez czteroosobową rodzinę wyniósł 880 zł. Nawet jeśli renciści rzadko bywają jedynymi żywicielami rodziny, to i tak pojawia się pytanie, jak można zarządzać domowym budżetem, mając do dyspozycji tak symboliczne kwoty.
Źródło: GUS 2013

Centrum Integracja Warszawa
To pierwsza placówka informacyjno-poradnicza Integracji. Działa od 2003 r. Osoby z niepełnosprawnością uzyskują tu informacje dot. ulg, uprawnień, sprzętu rehabilitacyjnego, systemu orzecznictwa, aktów prawnych, a także zostają objęte szeroko pojętą aktywizacją zawodową i mogą liczyć na nawiązanie kontaktów z potencjalnymi pracodawcami. Wśród wyspecjalizowanej kadry są prawnicy, psychologowie, doradcy zawodowi, pracownicy socjalni, specjaliści ds. kontaktów z pracodawcami. Centra Integracja znajdują się także w Gdyni, Krakowie, Katowicach i Zielonej Górze.
Kontakt: ul. Dzielna 1, tel.: 22 831 85 82, e-mail:
warszawa@integracja.org

Data opublikowania dokumentu: 2014-04-24, 16.19
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... 1oKhZWKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Śr kwi 30, 2014 08:12 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Samochód Google wyjechał na ulice miasta. Bez kierowcy
Marcin Lekki
Samoprowadzący się samochód? Google pokazuje, że to możliwe. Ich pojazd jeździł już po torach i autostradach, a teraz bez kierowcy może bezpiecznie poruszać się po mieście. Być może już niedługo każdy będzie mógł wypróbować takie auto. Mercedes chce, aby ich projekt trafił do sprzedaży w ciągu 6 lat.
W najnowszym komunikacie Google czytamy, że samoprowadzący się samochód, nad którym pracuje firma, jest już na tyle bezpieczny, że może wyjechać na ulice miast – oczywiście bez kierowcy. Samochód poruszał się już poza miastem, a teraz przyszła pora przystosować go do ruchu miejskiego.
Jazda w mieście trudniejsza niż w trasie
Poruszanie się w mieście to często nieprzewidywalni piesi, częste zmiany pasa na zatłoczonej drodze, wiele skrzyżowań, a jazda jest ciągle przerywana przez korki i sygnalizację świetlną. – Ten sam dystans w mieście jest znacznie trudniejszy do pokonania niż w trasie, jest zbyt wiele obiektów, z których każdy żyje własnym życiem – napisał wczoraj na swoim blogu Chris Urmson, szef projektu samoprowadzącego się auta w Google.
Dlatego przez ostatni rok zespół projektowy pracował nad dostosowaniem pojazdu do panujących w mieście warunków. Według Urmsona auto jest w stanie „czytać” sytuacje związane z ruchem pieszych, odpowiednie znaki drogowe oraz sygnały nadawane przez rowerzystów. Jego zdaniem obecnie samochód może poruszać się po mieście sprawniej niż kiedykolwiek. – Samoprowadzące się auto może być lepsze, ponieważ nie umknie mu żadne istotne zdarzenie na drodze, nie będzie się też męczył ani rozpraszał, w przeciwieństwie do kierowcy” – dodaje Urmson.

Nie tylko Google tworzy taki pojazdGoogle pracuje nad samochodem od 2009 roku, a mógł on po raz pierwszy wyjechać na drogi publiczne w 2011 roku, kiedy to został dopuszczony do ruchu w stanie Nevada. Dziś takie pojazdy mogą poruszać się także na drogach Kalifornii, Florydy i Michigan, ale w każdym stanie wymagana jest obecność osoby za kierownicą, aby w razie potrzeby możliwe było przejęcie kontroli nad autem.
Źródło: youtube.pl
Autonomobil (tak nieraz określa się samoprowadzący się samochód) Google’a do rozpoznania otoczenia wykorzystuje technologie laserowych systemów radarowych oraz oparty na laserach filtr, który pozwala tworzyć oprogramowaniu cyfrową mapę 3D. Auto pokonało do tej pory ponad milion kilometrów, głównie poza miastem. Jedyne odnotowane wypadki miały miejsce, gdy kierownicę przejmował człowiek, lub winny był inny użytkownik drogi.
Nad takim projektem pracuje nie tylko gigant technologiczny z Mountain View – rękawicę rzuconą przez Google podnoszą kolejne firmy motoryzacyjne. Nad własnymi rozwiązaniami pracują m.in. Toyota, Audi, BMW, Mercedes i Nissan. Co więcej, niektórzy mają już sprecyzowane plany – Mercedes chce, aby ich autonomobil znalazł się w sprzedaży najpóźniej w 2020 roku.
Podobna technologia ma zastosowanie nie tylko dla przeciętnego użytkownika. Z autonomobili różnego rodzaju już teraz korzysta wojsko – takie pojazdy mogą np. dowozić zapasy na linię frontu, bez narażania życia żołnierzy. O test i porównanie z nowym Range Roverem takiej maszyny pokusił się nawet popularny brytyjski program motoryzacyjny - Top Gear.

Źródło:
http://www.bankier.pl/wiadomosc/Samocho ... n=dziennik

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Śr kwi 30, 2014 08:14 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Gazeta Prawna 18 tydzień 2014r.
Jakub Kapiszewski
Wczoraj Jan Paweł Drugi został wyniesiony na ołtarze. Z tej okazji przypominamy jedenaście najsłynniejszych cytatów z wypowiedzi papieża Polaka, które miały wpływ na bieg historii. Nie tylko tej kościelnej
Wczoraj spełniły się oczekiwania wiernych na całym świecie, którzy dziewięć lat temu na placu św. Piotra skandowali hasło „Santo subito” (Święty natychmiast) – Jan Paweł Drugi został ogłoszony świętym. Podczas uroczystości kanonizacyjnej na ołtarze wyniesiono także papieża Jana Dwudziestego Trzeciego. Przypominamy słowa Karola Wojtyły, które zmieniły Polskę i świat.
Nie lękajcie się. Otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi
Inauguracja pontyfikatu, 1978 rok
Słowa wypowiedziane z balkonu Bazyliki świętego Piotra przewijały się przez cały pontyfikat i stały się jednym z jego najbardziej rozpoznawalnych haseł. W Polsce zostały odebrane – i są odbierane do dziś – jako słowa pokrzepienia w trudnych czasach, zachęty do dalszego stawiania oporu, a nawet większej społecznej mobilizacji.
Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi
Homilia w Warszawie, pierwsza pielgrzymka do Polski, 1979 rok
Najbardziej popularne papieskie słowa padły pod koniec homilii wygłoszonej do wiernych zebranych na stołecznym placu Piłsudskiego (wtedy jeszcze placu Zwycięstwa). Z perspektywy czasu pierwsza pielgrzymka często odczytywana jest jako zawierająca mocne polityczne przesłanie na trudne czasy końca gierkowskiej dekady. Co ciekawe jednak, jak zwraca uwagę Cezary Ritter, wieloletni sekretarz Instytutu Jana Pawła Drugiego, analiza przemówień papieskich z tamtego okresu wskazuje, że nie ma tam treści na wskroś politycznych – tylko teologiczne. – Pomimo tego wierni byli w stanie wyczuć najważniejsze punkty papieskich przemówień i reagowali na nie bardzo żywiołowo. To dlatego po latach papież zażartował, że Polacy to „naród teologiczny” – mówi Ritter.
Racją bytu wszelkiej polityki jest służba człowiekowi
Orędzie na otwarcie Nadzwyczajnej Sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ, 1980 roku
Na przestrzeni wieków myśliciele definiowali politykę na różne sposoby. Arystoteles był pod tak wielkim wrażeniem, że uznał ją za działalność najbardziej właściwą człowiekowi, stąd nazywał czasem ludzi w swoich dziełach „zwierzętami politycznymi”. Jednocześnie definiował ją jako „roztropną troskę o dobro wspólne”. Definicję tę Jan Paweł Drugi przyjął w encyklice „Laborem exercens”, a wcześniej i inni papieże – od czasu „Rerum novarum” Leona Trzynastego. Najprościej rzecz ujmując, dobro wspólne jest realizowane we wspólnocie przez wszystkich i każdy musi mieć swój udział w nim. Jeśli z efektów polityki czerpie tylko większość, to jest to jej wada.
Poznacie prawdę , a prawda uczyni was wolnymi
Z książki „Nie lękajcie się! Rozmowy z Janem Pawłem II” André Frossarda
Powyższy cytat nie został zaczerpnięty z wypowiedzi Jana Pawła Drugiego, jest to bowiem fragment Ewangelii świętego Jana. Papież przytoczył go w odpowiedzi na pytanie o swój ulubiony cytat z czterech najważniejszych ksiąg Nowego Testamentu. Frossard opisuje w książce, jak bardzo był zdziwiony, że papież tak szybko i bez większego wahania był w stanie odpowiedzieć na to, zdawałoby się, trudne pytanie. Jednak w kontekście całości twórczości papieskiej przywiązanie do prawdy nie jest już takie zaskakujące. Jedna z encyklik będzie nosiła nazwę „Blask prawdy” („Veritatis splendor”), a w myśli papieża stale pobrzmiewają echa filozofii starożytnej, chociażby Platona, dla którego poznanie prawdy było równoznaczne z poznaniem piękna i dobra, dwóch pozostałych najwyższych wartości.
Nie mam srebra ani złota. Nie mam gotowych odpowiedzi na ważne pytania
Homilia, Lyon, 1986 rok
Te słowa to oczywiście nawiązanie do Dziejów Apostolskich, w których święty Piotr, zaczepiony przez żebraka mówi, że jest w stanie mu zaoferować tylko to, co posiada – i rozkazuje mu wstać i chodzić. Organizator spotkań młodzieży w Lednicy Jan Góra wspominał swego czasu, jak podczas spotkania z papieżem zwierzył mu się, że nie ma zielonego pojęcia, co ma zrobić jako duszpasterz akademicki. Papież miał mu odpowiedzieć: – Jasiu, ja wiem, co mam robić jako papież, ale co masz robić jako duszpasterz akademicki, to już ty musisz wiedzieć.
Dlatego właśnie dominikanin Tomasz Alexiewicz mówi: – W życiu, jak w prawie Murphy’ego. Jak ci coś nie wychodzi, weź większy młotek – czyli proś Ducha Świętego o pomoc.
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte
Przemówienie do młodzieży, Gdańsk, trzecia pielgrzymka do Polski, 1987 rok
„Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować”. Stawianie sobie poprzeczki coraz wyżej, obieranie ideału i dążenie do niego – to wątki, które papież szczególnie często poruszał w trakcie spotkań z młodzieżą. Cztery lata wcześniej na Jasnej Górze papież skierował do młodych inne słynne słowa, utrzymane w podobnym duchu: „Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali”.
Solidarność to jeden i drugi, nigdy jeden przeciw drugiemu
Homilia, trzecia pielgrzymka do Polski, Gdańsk, 1987 rok
Solidarność jest jedną z tych idei, które stale przewijają się przez nauczanie papieskie. Znajdziemy ją już w książce „Osoba i czyn” z 1969 roku, a więc z czasów, kiedy Karol Wojtyła pełnił funkcję metropolity krakowskiego. Ponieważ papież mocno akcentował wymiar społeczny funkcjonowania człowieka, zarysował w książce teorię uczestnictwa, czyli istnienia we wspólnocie. Wyróżnił tam dwa takie sposoby – autentyczny i nieautentyczny. Do pierwszego zaliczył „solidarność” i „sprzeciw”. – W rzeczywistości podzielonej Polski słowa te miały znaczyć, że przeciwnik także jest osobą, bliźnim, choć może trudnym – mówi Ritter. Zresztą w encyklice „Laborem exercens” z 1980 roku Jan Paweł Drugi przyznaje, że jego rozważania są inspirowane doświadczeniami polskich robotników.
Praca nie może być traktowana – nigdy i nigdzie – jako towar, bo człowiek nie może dla człowieka być towarem
Homilia, trzecia pielgrzymka do Polski, Gdańsk, 1987 rok
Jan Paweł Drugi był głęboko przekonany, że praca nie sprowadza się tylko do wytwarzania dóbr, a więc nie można jej zredukować tylko do towaru. Praca dla papieża miała wymiar głęboko społeczny, jako element tworzący wspólnotę, w tym sensie mówił też o solidarności ludzi pracy. Z tego względu miejsce pracy i charakter relacji pracodawca–pracownik ulegają przekształceniu. Pracodawca nie tylko jest zobowiązany zapewniać pracownikowi godziwe wynagrodzenie za wykonaną pracę, ale przede wszystkim traktować go jako osobę – wartość samą w sobie.
Wolności nie można tylko posiadać, ale trzeba ją stale zdobywać, tworzyć. Może ona być użyta dobrze lub źle, na służbę dobra prawdziwego lub pozornego
Audiencja dla wiernych z Białorusi, 1998 rok
Wolność jest kolejnym pojęciem, które przewija się przez twórczość Jana Pawła Drugiego. Papież pojmował ją dwojako – z jednej strony o wolności mówił jako o danej i zadanej. Zadanej – to znaczy jako odpowiedzialności. Z drugiej strony, nawet jeśli człowiek został pozbawiony wolności zewnętrznej, to zawsze zostaje mu ważniejszy jej wymiar, wolność wewnętrzna. Jej utrata to najgłębszy wymiar niewoli.
Nie ma wolności bez solidarności! Dzisiaj wypada powiedzieć: nie ma solidarności bez miłości, więcej! Nie ma przyszłości człowieka i narodu
Homilia, Sopot, siódma pielgrzymka do Polski, 1999 rok
W latach dziewięćdziesiątych papież wyraźnie zmienił sposób mówienia o solidarności. Po obaleniu komunizmu została powiązana z ideą wolności. Stała się jednym z warunków wolności. Ważne stało się pytanie: czy potrafimy pracować dla ojczyzny, kiedy jest wolna?
Potrzeba miłosierdzia, aby wszelka niesprawiedliwość na świecie znalazła kres w blasku prawdy
Homilia, Łagiewniki, ósma pielgrzymka do Polski, 2002 rok
W centrum ostatniej pielgrzymki do Polski stało miłosierdzie, czy to przejawiające się w relacji Boga z człowiekiem, czy człowieka z drugim człowiekiem. Podczas uroczystości poświęcenia Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach padło ponadto zdanie, uważane za jedno z najważniejszych orędzi pontyfikatu: „Bóg jest miłosierny i my winniśmy być świadkami miłosierdzia, będąc jedni dla drugich miłosierni”.

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Śr maja 07, 2014 12:57 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Dorota Ciborowska

Człowiek ma naturalną tendencję do dzielenia świata na my – oni. Ten podział może dotyczyć rasy, wyznania, narodowości, czy też… niepełnosprawności. My widzący, oni niewidomi. My niewidomi, oni widzący. To działa w dwie strony i bardzo utrudnia komunikację. Tak jak w innych dziedzinach, tak i w tej to rozróżnienie, ten podział stosują obie strony i obie robią to czasem tak twardo, że zamykają sobie drogę do porozumienia. Dlaczego? Skąd w nas ta chęć do ciągłego podkreślania różnic, a zacierania podobieństw?

Ponieważ mogę pisać tylko z perspektywy osoby widzącej, proszę o wyrozumiałość dla tego tekstu – nie będzie on przecież w pełni obiektywny.

Na pewno rzeczywistość osoby widzącej i tej z dysfunkcją wzroku się różni. Inne zmysły są zaangażowane w odbieranie świata, inne problemy z tego wynikają, inne radości są udziałem osoby z dysfunkcją wzroku. Ale kto miał okazję kiedykolwiek żyć w większej grupie, czy to w akademiku, czy podczas chociażby wakacyjnych wyjazdów, wie, że te różnice dotyczą każdego. Każdy z nas odbiera świat na swój sposób i używa do opisywania go innego języka. A jednak często widzący boją się niewidomych, i odwrotnie.
Kiedy przeciętny przechodzień widzi osobę niewidomą na ulicy, w jego głowie rodzi się dylemat: pomóc czy nie pomóc? A jeśli pomóc, to jak? Ci, którzy już kiedyś pomagali, mogą mieć dobre i złe doświadczenia: niektórzy więc podejdą do tematu spokojnie, bo nigdy nie zostali odrzuceni, ale ci drudzy mogą się niepokoić: a co, jak znowu mi się dostanie, bo źle wezmę za rękę albo coś źle powiem? Zdarzają się przecież sytuacje, i to całkiem często, w których propozycja pomocy zostaje nie tylko odrzucona, ale wręcz ostro skrytykowana. Niemiłe słowa czy agresywne zachowanie pozostawiają po sobie ślad w postaci niechęci do pomagania i postrzegania osób niepełnosprawnych jako roszczeniowych. Czasem nawet nie chodzi o niemiłe zachowanie, tylko o brak miłego! Obcesowa, sucha odpowiedź też może odstraszyć. Oczywiście, zaraz ktoś się oburzy i powie: a dlaczego mam być zawsze przesadnie miły, jak ktoś jest przewrażliwiony, niech nie proponuje pomocy! I może jest w tym odrobina racji, ale przecież nie chodzi tu o upieranie się przy swoim, tylko o wzajemną życzliwość i kulturę osobistą. Jeśli tej nie będzie, nie tylko zostaniemy sami na ulicy czy przystanku, ale też w całym naszym życiu. I dotyczy to każdego, nie tylko niewidomego!

Straszne, bo nieznane
Dużo w widzących jest lęku przed kontaktem z osobą niepełnosprawną. Wynika on w pierwszej kolejności z ogólnego lęku przed niepełnosprawnością: boimy się patrzeć na niepełnosprawność, bo uświadamia nam ona, że nam też się to mogło, czy też (co straszniejsze) może przydarzyć. Boimy się myśli o kruchości naszego życia i jego ulotności. Ale przede wszystkim boimy się własnej niezręczności w kontakcie z innym, w naszym odczuciu pokrzywdzonym przez los, człowiekiem. Wielu z nas nie wie, jak pomagać. Nie uczy się tego przecież w szkołach czy w domu – jeśli nie mamy kontaktu z osobami z dysfunkcją wzroku, nie rozumiemy, czego mogą potrzebować. To, że ktoś „wpycha” niewidomego do autobusu czy ciągnie za rękę podczas przechodzenia przez ulicę, często wynika ze zwykłej niewiedzy, czasem może niedelikatności, ale na ogół stoją też za tym dobre chęci (tak, tak dobrymi chęciami…). Można się oczywiście o to złościć, ale przecież o ile milej będzie powiedzieć: czy mogłaby Pani podać mi ramię i pójść przede mną? Kultura nie kosztuje, a wiele ułatwia obu stronom.
Często też widzący mają obawy przed rozmową z niepełnosprawnymi – a co jeśli powiem coś niewłaściwego? Jest to naprawdę ogromna przeszkoda w komunikacji. Pamiętam, jak pierwszy raz powiedziałam do niewidomego: do zobaczenia! Już w momencie wypowiadania tych słów czułam się okropnie, a potem całą noc wymyślałam sobie od idiotek. No bo powiedzieć do zobaczenia do osoby, która Cię nie widzi? A wystarczyło, że koleżanka powiedziała mi, że się nie obraża o takie sformułowania, bo to dla niej najlepsze życzenie! Te słowa sprawiły, że się ośmieliłam i przestałam się pilnować na każdym kroku.
Ale innym razem spotkałam mężczyznę, który prosił o kontakt do pewnej organizacji. Na propozycję, że podam mu adres strony internetowej, oburzył się i podniesionym głosem powiedział: przecież ja jestem niewidomy, nie mogę korzystać z Internetu! Pomijam oczywistą niesłuszność takiego stwierdzenia, ale taka reakcja może skutecznie odstraszyć drugą osobę (niezależnie od stopnia jej sprawności) od zawierania znajomości, a także wytworzyć błędne przekonanie, że wszyscy niepełnosprawni wzrokowo są tacy.
Najlepszą metodą, i dotyczy to ogólnie komunikacji, nie tylko na linii niepełnosprawny-pełnosprawny, jest mówienie wprost o tym, czego się oczekuje. Boimy się przecież nieznanego, unikamy sytuacji, w których nie wiemy, jak się zachować. Ale jeśli ktoś nam podpowie, poradzi, wprowadzi nas w sytuację – od razu jest inaczej. Jeśli usłyszę, że mam iść pół kroku przed osobą, którą prowadzę, będę się czuła pewniej, niż gdybym niezręcznie kombinowała, jak tu iść, żeby nie ciągnąć kogoś za rękę.

Bo my to mamy gorzej
Czasem przyczyną wzajemnego niezrozumienia między osobą pełno- i niepełnosprawną jest przekonanie, że jedna strona ma gorzej. Lubicie, gdy ktoś Wam ciągle mówi: oj Ty masz kiepsko, ale ja to dopiero mam przechlapane! Odechciewa się rozmawiać, prawda?
Widzący często boją się urazić swojego niewidzącego rozmówcę opowiadaniem o swoich kłopotach, no bo przecież mogą wydać się zbyt błahe osobie, która codziennie zmaga się ze swoim zdrowotnym problemem. Do takiej sytuacji przyczynia się również podejście samych niepełnosprawnych: Ty myślisz, że jest Ci ciężko? A zobacz, jak ciężko jest mi, niewidomemu! A przecież wszyscy chyba wiemy, że różne są sytuacje życiowe. To tak, jakby zacząć dyskutować o tym, która niepełnosprawność jest najgorsza – każda ma swoje minusy, prawda? Ty nie widzisz, ale masz rodzinę, a ja widzę, ale jestem sam jak palec. Czy można to wartościować? Widzący wie, że osobie niepełnosprawnej jest ogólnie trudniej i jeśli opowiada o swoich problemach, to na ogół jego intencją jest tylko podzielenie się tym, co czuje, a nie próba pokazania, że ma większe trudności.
Jeśli zaczniemy się licytować, kto ma gorzej, nie nawiążemy kontaktu z drugą osobą i być może stracimy okazję na fajną znajomość. Czy porównywanie sytuacji do czegoś prowadzi? Nie, tylko do wzajemnej niechęci i rozczarowania: no tak, nie ma sensu gadać, skoro nie ma zrozumienia i empatii.
Jak mówiła Roszpunka w jednej z moich ulubionych disneyowskich animacji: zobaczcie człowieka w człowieku! Czyli po prostu skupmy się na podobieństwach, na byciu razem, na wzajemnej pomocy, a nie na podkreślaniu różnic i wartościowaniu. Bądźmy dla siebie mili, kulturalni. Może wtedy więcej będzie życzliwości na ulicach, w komunikacji miejskiej, w pracy. Łatwiej żyje się, wiedząc, że mogę liczyć na czyjąś pomoc – nie zawsze chodzi o pomoc osobie niepełnosprawnej. My, widzący, też często potrzebujemy wsparcia i przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by tym wspierającym był ktoś z dysfunkcją wzroku. Powiem więcej – ja mam takie świetne wsparcie na co dzień!

Źródło:
Pochodnia nr 2 (899) maj 2014

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Dobro powraca
PostNapisane: Śr maja 07, 2014 12:57 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Beata Wiśniewska

To krótkie hasło z pewnego spotu telewizyjnego na rzecz Fundacji TVN mocno utkwiło mi w pamięci. Niewidomy chłopiec gra na pianinie i śpiewa „Psalm dla ciebie” Piotra Rubika. Na koniec kieruje się w stronę kamery z niewyraźnie, ale tak wdzięcznie wymawianym „r” i mówi wprost do widzów: „dobro powraca”.

Tę maksymę znałam od zawsze, ale szukałam powracającej pozytywnej energii nie tam, gdzie trzeba. Mimo własnej niepełnosprawności zawsze starałam się więcej ludziom dawać, niż od nich brać. Czasem tłumaczyłam to tym, że mam wszczepiony dodatkowy gen pomocy i nie mogę się go pozbyć. Radości dostarczały mi mniejsze i większe przyjemności sprawiane bliskim, znajomym czy nawet nowopoznanym współwczasowiczom. Pomoc w konkretnych, poważniejszych sytuacjach traktowałam jak wyzwanie, że oto ja, osoba nie do końca sprawna, mogę zrobić coś dla tych, którzy są zdrowi. Bardziej zahartowana przez konieczność dostosowania się do warunków, w jakich przyszło mi egzystować, chciałam koniecznie resztę niezaradnych za sobą pociągnąć, popchnąć do działania, wskazać drogę itp. Owszem, poczucie dobrze spełnianych obowiązków było przyjemne, dowartościowujące i dawało energię do dalszych działań, ale wkradało się niekiedy oczekiwanie na rewanż, przejęcie inicjatywy, oddania zaangażowania i energii w moją stronę. Nic bardziej zgubnego. Podobne sytuacje stały się męczące i trudno było sobie je przełożyć we właściwy sposób. Aż kiedyś na zajęciach psychologicznych na jednym z turnusów rehabilitacyjnych zostałam uświadomiona przez dużo młodszą uczestniczkę, mocniej niż kiedykolwiek, że nie wolno spodziewać się powrotu skumulowanej pozytywnej energii od osób, które własną energią obdarzyliśmy. Dotarło do mnie, że w przyrodzie rzeczywiście nic nie ginie, tylko trzeba się otworzyć, a suma dobra wysłanego powróci zupełnie z innej strony, niż byśmy się tego spodziewali. I faktycznie. Wystarczyło trochę odczarować myślenie, robić dalej swoje, ale też rozejrzeć się uważniej i czekać na dary losu. Okazało się, że jest wokół mnie tylu ludzi, którzy potrzebują pomocnej dłoni, zrozumienia, a czasem tylko rozmowy. Przestałam liczyć na rewanż i to mnie uratowało. Teraz swobodnie czuję się w nieprzymuszonej roli „dawacza", a postawa „bracza” schodząc na daleki plan, daje mi możliwość czerpania radości z ofiarowanego wsparcia.

Placebo i perpetuum mobile
W jednym z poprzednich numerów „Pochodni” Alicja Nyziak przepisuje receptę na śmiech, namawiając:
„Zachęcam, śmiejmy się tak po prostu, obdarzajmy drugiego człowieka uśmiechem, a powróci on do nas w dwójnasób”.
To skłoniło mnie do opisania moich doświadczeń z parzeniem aromatycznych ziółek na bazie uśmiechu, które dają energię i uruchamiają pozytywne relacje z ludźmi. Ja tę miksturę staram się fasować sobie dość regularnie.
Niekoniecznie aż śmiech, ale często po prostu szczery uśmiech pozwala mi przebić się przez ludzką obojętność, gruboskórność czy brak zainteresowania. Poczucie humoru i dystans do własnej osoby i ograniczeń potrafią przełamać lody pierwszego kontaktu i ogrzać atmosferę spotkań z mniej lub bardziej bliskimi ludźmi.
Pogodna dusza mruga do świata i ludzi, a oni przyjmują to porozumienie i też starają się dostosować do nastroju, pokazują pogodne oblicze i nakręcają tryby życzliwości. Że nierealne? Że niemożliwe do zrealizowania? A ile osób tego próbuje tak na co dzień? Pokonać swoje uprzedzenia i odpowiedzieć dobrem na zło, to już takie niepopularne. A ja tak uwielbiam w trudnych momentach zaglądać do książek Kalicińskiej, Szwai oraz Grocholi i to wcale nie tych najbardziej znanych, ekranizowanych trylogii. Swoich bohaterów stawiają w trudnych życiowych sytuacjach, ale nie zostawiają ich samych sobie, przekazują we wszystkich lekturach życiową prawdę, że nie żyjemy na bezludnej wyspie i rzeczywistość jest taka, jak ją postrzegamy. Otaczając się przyjaciółmi, którym damy zaangażowanie, ciepło, poradę, a czasem tylko wysłuchamy ich z cierpliwością i zrozumieniem, będziemy nieść promienną jasność, którą zachwycimy innych i pociągniemy za sobą w dobrym kierunku. Gdyby tak mniej zawiści było, złości i szyderstwa, gdyby zastąpić je jednością, życzliwością i wspólnym dążeniem do dobra, to… byłoby pięknie.

Podróż za jeden uśmiech
Tak chłopcy z serialu na podstawie książki Adama Bahdaja przejechali Polskę z Krakowa aż na Hel. Z opresji częściej ich wybawiał dowcip Poldka niż dumna powaga Dudusia. Korzystając z ich doświadczenia, stosuję te „poldkowe” metody w życiu.
Mówi się też, że podróże kształcą. A pewnie, sama tego doświadczam, za każdym wypadem choćby do nieodległej stolicy czy na dalekie wakacyjne wczasowanie. Trzeba się umieć odnaleźć w nowej sytuacji, otoczeniu, wśród obcych ludzi, personelu restauracji czy obsługi hotelowej, a nawet u przewoźnika.
Okazuje się, że można zyskać wiele dzięki ciepłej pogawędce i pogodnej twarzy. Przychylność drugiego człowieka jest czasem nieoceniona, zwłaszcza w sytuacji osób niepełnosprawnych, które czasem muszą zwrócić się do kogoś o pomoc.
Potwierdziło się to, gdy w sytuacji braku możliwości dojazdu do pewnej miejscowości należało jak najszybciej znaleźć jakieś rozwiązanie, i to dogodne. Okazało się, że wystarczy życzliwie porozmawiać z kierowcą busika, który był chyba „z naszej branży”, bo w niczym nie widział przeszkód. Postanowił zatrzymać swój pojazd i wysadzić nas tuż u celu, a nie na przystanku. Mało tego, przekazał prośbę do zmiennika, który tą samą drogą wracał, by nas z tej samej lokalizacji odebrał i podwiózł we wskazane miejsce. Następnego dnia też ustalił godziny tak, by nam pasowały przejazdy. Co chwilę, po każdym kolejnym pytaniu, okazywało się, że wystarczy sprecyzować swoje potrzeby, dokładnie dopytać o niezbędne informacje, miło za nie podziękować i okazać trochę zachwytu nad wspólnym rozwiązaniem problemu.
Nawet rozmowa o przysłowiowej pogodzie wydaje się czasem ludziom potrzebna. Wystarczy rzucić jakiś krótki dowcip, kalambur czy skojarzenie i już nić porozumienia nawiązana, a życzliwość na wierzch wypływa. Pigułka śmiechu łagodzi obyczaje jak muzyka. Konduktorzy też otrzymują ode mnie dawkę takiej mikstury i nie mogę narzekać na to, żebym była przez nich źle traktowana. Współpasażerowie również oddają to powracające dobro. Albo wychodzą sami z inicjatywą, albo pomogą, gdy o to poproszę. Nie jestem w czepku urodzona, po prostu uważam, że rezygnując z postawy roszczeniowej i miny nadąsanej hrabiny, można wiele zyskać i stworzyć otoczkę porozumienia i zintegrowania. Czego na dalszą drogę sobie i Państwu życzę.

Źródło:
Pochodnia nr 2 (899) maj 2014

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt maja 09, 2014 06:25 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Mateusz Różański, Źródło: inf. własna, aktywnezycie.org

Uchwalenie ustawy antydyskryminacyjnej, zniesienie kryterium dochodowego w dofinansowywaniu przedmiotów ortopedycznych i podniesienie kwoty rent do poziomu najniższej emerytury. To zaledwie trzy z licznych postulatów, z którymi przybyło 5 maja 2014 r. pod Sejm kilkuset uczestników Manifestacji Godności Osób z Niepełnosprawnościami.
Oprócz wymienionych wyżej postulatów manifestanci domagali się również m.in. uchwalenia ustawy o zawodzie fizjoterapeuty, opracowanej przez środowisko fizjoterapeutów, udoskonalenia systemu kierowania rodziców dzieci z niepełnosprawnością do odpowiednich poradni, instytucji, ośrodków, ujednolicenia systemu rozliczania placówek oświatowych z subwencji na dziecko z niepełnosprawnością poprzez przedstawianie comiesięcznych raportów z poniesionych kosztów terapii oraz likwidacji „pułapki rentowej” we wszelkich jej przejawach.

„Zbyt niepełnosprawne” dzieci
Swoje postulaty zaprezentowali przedstawiciele różnych grup, m.in. rodziców dzieci z niepełnosprawnością.
- Jesteśmy tu dziś po to, by pokazać, że nasze państwo nie troszczy się o niepełnosprawne maluchy i my, rodzice, musimy to robić sami – mówiła Joanna Palica z Fundacji KOOCHAM, która zajmuje się wsparciem opiekunów dzieci z niepełnosprawnością sprzężoną.
Zdaniem przedstawicielki Fundacji, rodzice dzieci z niepełnosprawnością powinni otrzymywać od państwa większą pomoc finansową na rehabilitację, gdyż to, co dzisiaj dostają z NFZ, to jest kropla w morzu potrzeb. Drugim ważnym postulatem, podawanym przez Joannę Palicę, jest stworzenie profesjonalnego przedszkola terapeutycznego z pełną rehabilitacją i terapiami indywidualnymi, dopasowanymi do każdego dziecka, którego podopieczni będą mieli zagwarantowaną szansę na rozwój i edukację, a ich rodzice nie będą musieli rezygnować z pracy.
- Przedszkoli brakuje – tłumaczyła Joanna Palica. – Jesteśmy w stolicy kraju, a mamy do dyspozycji zaledwie dziewięć przedszkoli specjalnych, a przedszkola integracyjne nie przyjmują dzieci z niepełnosprawnością sprzężoną dlatego, że, jak usłyszałam, są to dzieci „zbyt niepełnosprawne”.

Wsparcie 48 organizacji
Do udziału w manifestacji zaproszono wszystkie osoby, których dotyczy problematyka niepełnosprawności – osoby z niepełnosprawnościami, ich opiekunów, przyjaciół, rodziny, znajomych, wolontariuszy, rehabilitantów, lekarzy i przedsiębiorców. Głównym organizatorem manifestacji było Stowarzyszenie Aktywne Życie.
Poparcia Manifestacji udzieliło 46 organizacji z całego kraju, m.in. Fundacja Krok Po Kroku z Oławy, Fundacja Niepełnosprawnych „Sanus” z Ostródy, Polskie Towarzystwo Stomijne „Pol-Ilko”, Stowarzyszenie Fizjoterapia Polska, Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom Niepełnosprawnym „Krok za Krokiem” z Zamościa czy Katowicki Związek Inwalidów Narządu Ruchu. Swoje poparcie dla Manifestacji wyraziła również Integracja.
W manifestację zaangażował się także Polski Związek Głuchych, którego prezeska, Kajetana Maciejska-Roczan, osobiście zjawiła się pod Sejmem.
- Przyszliśmy tutaj w imieniu nie tylko osób niesłyszących, ale też wszystkich osób niepełnosprawnych – tłumaczyła. – Chcemy poprzeć działania środowiska, które mają na celu poprawę dostępu do życia w społeczeństwie na pełnych prawach.

Ostatni kraj w Unii
Dużą grupę manifestujących stanowili fizjoterapeuci, zrzeszeni w Stowarzyszeniu Fizjoterapia Polska (SFP).
- Chcemy wspomóc starania pacjentów o godne życie i leczenie – wyjaśniał Aleksander Lizak z SFP. – Sytuacja fizjoterapeutów w Polsce wygląda fatalnie. Jesteśmy ostatnim krajem Unii Europejskiej, w którym nie ma ustawy o zawodzie, a czas oczekiwania na fizjoterapię to od 6 do 12 miesięcy.
Aleksander Lizak zauważył, że tak naprawdę wystarczy wprowadzić w życie projekt, który trafił do Sejmu już w marcu 2013 roku.
Jak zauważyła inna przedstawicielka Stowarzyszenia, Katarzyna Szargało-Szkałuba, brak ustawy bardzo negatywnie wpływa na jakość usług.
- Pacjenci zasługują na to, by być dobrze usprawniani przez fachowców, a nie ludzi przypadkowych. Dziś wystarczy skończyć krótki kurs, by móc zawiesić sobie tabliczkę z napisem „fizjoterapeuta” – tłumaczyła.

Manifestacja, nie protest
„Chcemy pokazać, że jesteśmy silną, liczną grupą, która chce funkcjonować w państwie, które swoją wielkość pokazuje poprzez sposób, w jaki traktuje najsłabszych obywateli. Oczekujemy zmian systemowych, które pozwolą na budowanie silnego państwa, w którym osoby z niepełnosprawnościami otrzymują wsparcie i pomoc w realnym funkcjonowaniu w społeczeństwie” – informowali organizatorzy w rozesłanej do mediów informacji prasowej.
Czytamy w niej również, że manifestacja miała na celu uświadomienie rządzącym, że osoby z niepełnosprawnościami chcą wspierać działania państwa, które przyczynią się do tego, aby Polska XXI wieku była jednym z cywilizowanych krajów, w których osoby z niepełnosprawnością nie mają poczucia wykluczenia społecznego z powodów ekonomicznych, barier mentalnych czy infrastrukturalnych.
Organizatorzy zapewniali, że ich celem nie była demonstracja lub protest „przeciwko”, ale merytoryczne przedstawienie najbardziej ich zdaniem palących problemów osób z niepełnosprawnościami. Odżegnywali się również od wszelkich sporów politycznych i światopoglądowych.
Informowali też, że idea manifestacji narodziła się jeszcze przed marcowymi głośnymi protestami rodziców i opiekunów osób z niepełnosprawnościami.

W jedności siła
Na kilka dni przed protestem skontaktowaliśmy się z jednym z organizatorów, Marcinem Mikulskim ze Stowarzyszenia Aktywne Życie, którego zapytaliśmy o to, co było impulsem do zorganizowania manifestacji.
- Chcieliśmy pokazać, że środowisko osób niepełnosprawnych oraz osób pełnosprawnych, towarzyszących w codziennym życiu osobom z niepełnosprawnością, potrafi się zjednoczyć, wznieść poza indywidualne cele i wspólnie stworzyć grupę działającą na rzecz całego środowiska, bez względu na rodzaj niepełnosprawności, odrzucając spory światopoglądowe i polityczne – wyjaśnił Marcin Mikulski. – Nasze postulaty zostały podzielone na grupy dotyczące rozwiązań w zakresie edukacji, świadomości i pozafinansowego wsparcia w codziennym funkcjonowaniu, w zakresie pomocy medycznej i środków pomocowych oraz w zakresie dochodów, rent i zasiłków – dodał.
Wytłumaczył, że tworząc swoje postulaty starali się zachować w nich uniwersalność, choćby z tego względu, że wypracowanie konkretnych rozwiązań wymaga współpracy i konsultacji środowisk osób z niepełnosprawnością oraz tzw. decyzyjnych. Zapytany o stosunek do protestów opiekunów osób z niepełnosprawnością, Marcin Mikulski odpowiedział, że zdaniem jego i pozostałych organizatorów jedynie zmiany systemowe mające wpływ na życie całego środowiska osób z niepełnosprawnościami, ich rodzin, opiekunów mogą zmienić na lepsze ich funkcjonowanie w społeczeństwie.
- Jeżeli każda grupa będzie walczyła i zabiegała jedynie o zaspokojenie swoich potrzeb, nie przełoży się to w żaden sposób na długofalową poprawę życia wszystkich osób niepełnosprawnych – wyjaśnił.
Protest rozpoczął się o godz. 12:00 pod budynkiem Sejmu, skąd manifestujący przeszli pod Kancelarię Prezesa Rady Ministrów, gdzie przekazali przedstawicielom premiera postulaty zebrane przed manifestacją od wszystkich popierających ją organizacji.

Data opublikowania dokumentu: 2014-05-05, 12.00
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... 2xuR5WKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Śr maja 14, 2014 13:54 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Beata Rędziak, Źródło: inf. własna

- Jeśli chodzi o przyszłość Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, na pewno nie ma powodów do obaw – zapewnia w rozmowie z nami poseł Sławomir Piechota, przewodniczący sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny.
Obecnie PFRON jest państwowym funduszem celowym, który posiada osobowość prawną. Nadzór nad nim sprawuje minister właściwy do spraw zabezpieczenia społecznego. Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych jest główną jednostką organizacyjną, odpowiedzialną za przekazywanie środków publicznych beneficjentom oraz kontrolowanie ich wydatkowania.

Trwa dyskusja nad formułą Funduszu
1 stycznia 2015 r. miałyby wejść w życie przepisy dotyczące zmian organizacyjnych w funkcjonowaniu PFRON, który zostałby pozbawiony osobowości prawnej, czyli straciłby zdolność do dokonywania we własnym imieniu czynności prawnych, np. wypłaty dofinansowań do wynagrodzeń osób z niepełnosprawnością. Tak się jednak nie stanie – zapewnia poseł Piechota.
– Jest już przygotowany zgodnie ze wszystkimi wymogami projekt ustawy, która ma na stałe utrwalić status prawny PFRON – mówi poseł. – Trwa jeszcze dyskusja, czy ma on pozostać w dzisiejszej formule, która mogłaby znaleźć umocowanie w ustawie o finansach publicznych na zasadzie wyjątkowego statusu, czy też należy przekształcić go na podobieństwo Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska. To dawałoby twardy grunt PFRON, ale wymagałoby daleko posuniętych zmian organizacyjnych. Takie ustalenia trwają teraz pomiędzy ministrem Jarosławem Dudą, pełnomocnikiem rządu ds. osób niepełnosprawnych, a ministrem finansów – dodaje.

Zmiany porządkujące
Parlamentarzysta podkreśla, że prace nad ustawą są absolutnym priorytetem.
– Rozważamy wprowadzenie do tej ustawy różnych zmian porządkujących, ale w bardzo ograniczonym zakresie; chodzi np. uelastycznienie wymogów opieki zdrowotnej w zakładach pracy chronionej jako możliwej, dopuszczalnej, ale egzekwowanej nie na takich ujednoliconych zasadach jak do tej pory; jesteśmy przekonani, iż obecnie ma to niekiedy charakter wręcz fikcyjny – komentuje Piechota. Te ustawowe „porządki” mają przeciąć przede wszystkim spory interpretacyjne różnych podmiotów.
- Ustawa będzie na pewno uchwalona przed wakacjami – tak, by dać odpowiednią perspektywę i jasność np. marszałkom, co będzie się działo w tym zakresie po 1 stycznia 2015 r. – konkluduje poseł Piechota.

Data opublikowania dokumentu: 2014-05-13, 11.00
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... 3Nk2ZWKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt maja 16, 2014 06:33 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Janka Graban

Kiedy myślę, że nic mnie już nie zadziwi, to wtedy zawsze coś mnie zaskakuje. Tak też stało się na początku 20-lecia Integracji. Pierwszy list w tym roku, który mnie poraził brakiem podstawowej wiedzy o życiu, a o życiu w rodzinie w szczególności, przyszedł z województwa zachodniopomorskiego. Pani, którą nazwijmy Ola, urodziła się z rozszczepem kręgosłupa, a oprócz tego ma padaczkę. Dzieciństwo spędziła w szpitalu. Leki do końca życia. W tzw. międzyczasie doszła choroba urologiczna, wymagająca cewnikowania i używania pampersów. Można powiedzieć: przeciętna niedola osoby z niepełnosprawnością, a przy okazji udręczenie dla całej rodziny.

Rentę zabiera mama
„Moje leki, cewniki, rękawice, odpowiedni żel do tego wszystkiego i cztery paczki pampersów na miesiąc wiążą się ze znacznymi kosztami” – wyznała bardzo rozsądnie Pani Ola. Ale zaraz potem podkreśliła, że pisze do Integracji, ponieważ jest w trudnej sytuacji rodzinnej jako osoba z niepełnosprawnością: „Dostaję rentę rodziną, ale zabiera mi ją mama, z tego co się orientuję, jest to kwota mniej więcej 50 zł, ale dostaję 25 zł i to nie zawsze – wyjaśnia. – W związku z tym zwracam się o pomoc, ale nie wiem, o jaką pomoc prosić: finansową czy materialną. Będę wdzięczna za każdą.”
Zastanawia mnie, skąd ten automatyczny ciąg do postawy żebraczej? Niech mi ktoś da – rodzina, szkoła, pracodawca, organizacja pozarządowa... reszta świata! Aby złapać trop, kieruję się do własnych doświadczeń, które wspominam bardzo boleśnie. Wszystko było cacy, póki nie uciekłam z zakładu opiekuńczego, gdzie wszystko miałam podane pod nos i niczego mi do bytowania nie brakowało. Oczywiście nie miałam pojęcia, skąd się te rzeczy biorą, nawet nie wpadło mi do głowy takie pytanie. Było mi jak u Pana Boga za piecem. Poczułam to natychmiast, kiedy wróciłam do domu - do biedy i totalnego zagubienia. Miałam 17 lat i nie znałam wartości pieniędzy.
Przedłużeniem opieki nade mną była szkoła, gdzie nauczycielka przynosiła mi kanapki, zamiast zainteresować się dochodami mojej rodziny i pokazać mi, jak szukać skutecznej pomocy. Szybko bowiem ta dobra pani wyjechała do innego miasta, a ja zostałam bez kanapek! Dzisiaj uważam, że to było najlepsze, co mnie spotkało!

Dorastanie boli
Gdy jako osoba z niepełnosprawnością otrzymałam od miasta swoje M1, byłam jeszcze bardziej bezradna. Nie radziłam sobie z wypełnianiem formularzy, które były potrzebne do zakotwiczenia mnie w miejscu zamieszkania, jako mieszkańca i obywatela miasta. Miałam już trochę pojęcie o codziennym życiu, bo podpatrywałam, gdzie się dało, ale nadal był nade mną parasol ochronny. Pierwsze rachunki czynszowe wywołały u mnie panikę i lęk, że ja sobie sama nie dam rady. Koleżanka z pracy (akurat przechodziłam na rentę) pożyczyła mi pieniądze na te rachunki i powiedziała, co mam robić, aby one nie były tak ogromne.
Słuchałam tej pierwszej rzetelnej lekcji, jakbym dopiero przyleciała na Ziemię z innej planety. Dostałam wtedy pierwszą lekcję i zaczęłam kojarzyć, że mam wpływ na zużycie gazu, prądu i jakość swojego życia... Byłam wtedy dobrze po trzydziestce. W pierwszym odruchu próbowałam oczywiście uwiesić się na Koleżance. Musiałam jednak zwrócić pożyczone mi pieniądze na pierwsze, bezmyślnie spowodowane rachunki, jak tylko otrzymałam rentę. Byłam zresztą oburzona, jak Koleżanka mogła żądać ode mnie tych pieniędzy!
Niedawno znalazłam w sieci refleksję autorstwa Natalii Hempolińskiej-Nowik, która pokazuje złożony proces dorastania do samodzielności. Chcę ją dedykować naszym rodzicom i opiekunom:
„Człowiek staje się samodzielny, gdy: umie rządzić pieniędzmi, umie się myć, ubierać, umie kupować, myśleć, podejmować decyzje i wiele innych czynności. Samodzielność pojawia się z roku na rok, kiedy człowiek dorasta. Osoba dorosła musi być samodzielna. Samodzielność jest powiązana ze spokojem. Dlaczego? Bo gdy człowiek jest samodzielny, opiekunowie są spokojni, bo wiedzą, że ich dziecko sobie poradzi.”

Czyja to wina?
Wracając do Pani Oli, pomyślałam sobie, że nie pora jeszcze umierać, jeżeli takie listy nadal otrzymujemy. Nie mogłam uwierzyć, że nadal tacy ludzie się znajdują, ludzie porażający życiową naiwnością oraz totalną beztroską. Ale czyja to wina?
Kochani Rodzice, Opiekunowie, Nauczyciele, Instruktorzy Zawodu i wszyscy inni, których spotykamy na swej drodze. Nie róbcie z nas życiowych kalek. Wystarczy jedno kalectwo, którego nie wybierał nikt. Pozwólcie nam żyć i uczcie nas tego życia.
Rodzice często ujawniają lęk – co to będzie, gdy umrę? Może ktoś pamięta program w TVP Halszki Wasilewskiej pt. „Wódko, pozwól żyć”, w którym podejmowane były ludzkie aspekty choroby alkoholowej. Ja go pamiętam jak przez mgłę, ale tytuł pozostał w mojej głowie. Opiekują się nami przede wszystkim kobiety i są to nasze matki, które tak nas kochają, że zapominają o tym, że nie są wieczne. Jeżeli się budzą, to bardzo późno, kiedy już nic nie można zrobić. Najpierw nas kompletnie od siebie uzależniają, a potem wpadają w panikę.
Właśnie dlatego, nawet jeśli to jest tylko jak grochem o ścianę, krzyczę głośno do Rodziców i Opiekunów, a zwłaszcza Matek – pozwólcie nam żyć, usamodzielniajcie nas, póki jeszcze jest pora. Dajcie nam szansę na wzięcie odpowiedzialności za swoje życie. Nawet jeśli przeżyjemy je nieporadnie, niedoskonale. Ale za to samodzielnie.

Janka Graban
Janka Graban jest redaktorką działu Listy w magazynie „Integracja”. Napisz do autorki:
janka.graban@integracja.org

Data opublikowania dokumentu: 2014-05-15, 16.50
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... 3WgDJWKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt maja 16, 2014 06:34 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Źródło: inf. prasowa

Z badania przeprowadzonego przez CBOS na zlecenie koalicji Masz Głos, Masz Wybór wynika, że udział w wyborach do Parlamentu Europejskiego deklaruje ponad 41 proc. wyborców. Prawie co czwarty respondent jeszcze się waha, czy weźmie udział w głosowaniu. Odpowiedź „raczej nie” wskazało 34 proc. pytanych.
Biorąc pod uwagę wyniki innych badań poświęconych polskiej polityce i polskim wyborom, w tym badań Polskiego Generalnego Studium Wyborczego, które pokazują, że różnica między partycypacją deklarowaną w sondażu a faktyczną frekwencją wynosi 10-15 proc., można ostrożnie szacować, że frekwencja w nadchodzących wyborach do Parlamentu Europejskiego wyniesie ok. 25 proc. (w wyborach do PE w 2009 r. wyniosła 24,53 proc.).

Ukraina mniej ważna
W sondażu, obok pytań o chęć głosowania, pojawiły się również pytania o:
•wpływ sytuacji na Ukrainie na zainteresowanie udziałem w wyborach,
•charakter głosowania (czy na kandydata, czy na partię),
•czynniki, które mogą ewentualnie przekonać do udziału w wyborach.

Jak wynika z badania, ostatnie wydarzenia na Ukrainie nie wpływają znacząco na zainteresowanie udziałem w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Taką postawę reprezentuje aż trzy czwarte badanych (74,7 proc.), a tylko 13,4 proc. stwierdza, że sytuacja u wschodniego sąsiada Polski skłania ich do głosowania w eurowyborach. Z kolei to, co dzieje się na Ukrainie, wręcz zniechęca do pójścia do urn 5,5 proc. respondentów.
- Ten wynik jest dość zaskakujący. Zarówno przekazy medialne, jak i komentarze analityków polskiej polityki, wskazywały na rosnącą rolę polityki zagranicznej, w tym przede wszystkim wydarzeń na Ukrainie, na tegoroczną kampanię w wyborach do PE. Okazuje się, że nie jest to do końca prawda, zdecydowana większość polskich obywateli nie widzi ścisłej zależności między ostatnimi wydarzeniami na Ukrainie i zainteresowaniem wyborami do Parlamentu Europejskiego - mówi dr Mikołaj Cześnik ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.

Prawie połowy nic nie przekona
Badanie CBOS pokazuje ciekawe różnice między sposobami podejmowania decyzji podczas głosowania. Nazwisko kandydata jest równie ważne, co nazwa partii, którą on reprezentuje, dla co trzeciego badanego (32,2 proc.). 18,7 proc. badanych w głównej mierze kieruje się nazwą partii i w mniejszym stopniu nazwiskiem kandydata, a dla 13,4 proc. nazwiska poszczególnych kandydatów w ogóle nie mają żadnego znaczenia. Nieco ponad co czwarty badany jest przeciwnego zdania, czyli uważa, że to kandydat jest ważniejszy niż jego partia – wyłącznie nazwiskiem kandydata sugeruje się 13,4 proc. i dla podobnej liczby (13,8 proc.) partia, którą reprezentuje kandydat, ma niewielkie znaczenie.
Jednocześnie ponad 42 proc. badanych twierdzi, że nic by ich nie przekonało do udziału w głosowaniu. Najczęściej wskazywanym elementem, który mógłby ich zachęcić do udziału w wyborach, są nowe partie i nowi ludzie w polityce (23 proc. odpowiedzi). Część pytanych czuje się niedoinformowana: 11,5 proc. - na temat kandydatów startujących w wyborach, a 8,5 proc. - na temat Parlamentu Europejskiego i jego kompetencji.



Renciści raczej nie głosują?
W badaniu ustalono kilka zależności między stosunkiem do poruszonych kwestii i zmiennymi socjodemograficznymi:
•Wśród respondentów, których nic by nie przekonało do udziału w nadchodzących wyborach, przeważają ludzie starsi, powyżej 65. roku życia. Aż 60 proc. badanych w tym wieku wybrało tę odpowiedź, podobnie jak przeważająca grupa rencistów (65 proc.), emerytów i osób bezrobotnych (po 53 proc.).
•Im wyższe wykształcenie, tym chęć pójścia do urn jest wyższa. Tylko co czwarty badany z wyższym wykształceniem twierdzi, że nic by go nie skłoniło do udziału w wyborach. Dla porównania, taką postawę reprezentuje 54 proc. respondentów z wykształceniem podstawowym.
•Ludzie młodzi, 36 proc. osób między 18. a 24. rokiem życia oraz aż 41 proc. studentów, poszłoby do wyborów, gdyby miało możliwość zagłosowania na nowe partie i nowych kandydatów. Podobnego zdania są również mieszkańcy największych miast (33 proc.) oraz niespełna połowa pracujących na własny rachunek (49 proc.).
•Wydarzenia na Ukrainie nie mają istotnego wpływu na decyzje Polaków o udziale w nadchodzących wyborach, choć co ciekawe, co czwarty badany rolnik deklaruje, że wydarzenia na Ukrainie skłaniają go do głosowania. Podobnego zdania jest 24 proc. uczniów i studentów.

- Jak wynika z przeprowadzonych badań, wiele osób czuje się niedoinformowanych na temat zbliżających się wyborów, dlatego organizacje skupione w koalicji Masz Głos, Masz wybór, tak jak przed każdymi wyborami powszechnymi od 2007 roku, i tym razem prowadzą kampanię profrekwencyjną. - mówi Joanna Załuska z Fundacji im. Stefana Batorego, dyrektor programu Masz Głos, Masz Wybór, koordynatorka kampanii "Głosuj i wybierz posłankę lub posła, którzy myślą tak jak Ty".

Ważne daty dla wyborców
Koalicja Masz Głos, Masz Wybór, w ramach prowadzonej społecznej kampanii profekwencyjnej do Parlamentu Europejskiego, przypomina ważne daty z kalendarza wyborczego:
Dotyczy wyborcy w Polsce:
•do 15 maja wyborca z niepełnosprawnością i powyżej 75. roku życia ma prawo zgłosić wójtowi (burmistrzowi lub prezydentowi miasta) pisemny wniosek o sporządzenie aktu pełnomocnictwa do głosowania,
•do 18 maja gmina ma obowiązek doręczenia wyborcy z niepełnosprawnością korespondencyjnego pakietu wyborczego (o ile wcześniej o niego wnioskował),
•do 20 maja wyborcy przebywający poza miejscem zameldowania i wyborcy nigdzie nie zamieszkali mogą składać pisemne wnioski do urzędu gminy o dopisanie do spisu wyborców,
•do 23 maja wyborcy mogą uzyskać w swoim urzędzie gminy zaświadczenie o prawie do głosowania w miejscu pobytu w dniu wyborów (na wniosek zgłoszony pisemnie, telefaksem lub elektronicznie).

Dotyczy wyborcy za granicą:
•do 15 maja konsul ma obowiązek wysłania pakietu wyborczego głosującym korespondencyjnie za granicą,
•do 22 maja wyborcy głosujący za granicą mają prawo zgłoszenia konsulowi wniosku o dopisanie do spisu wyborców (wniosek składany ustnie, telefonicznie, pisemnie, elektronicznie).

Głosowanie w lokalach wyborczych odbędzie się 25 maja w godzinach 7:00-21:00.

O kampanii
Pod hasłem „Głosuj i wybierz posłankę lub posła, którzy myślą tak jak Ty” 24 kwietnia ruszyła społeczna kampania profrekwencyjna do wyborów do Parlamentu Europejskiego. Jej pomysłodawcą i organizatorem jest koalicja organizacji pozarządowych Masz Głos, Masz Wybór. Cel kampanii to informowanie o procedurach i zachęcanie Polaków do licznego i świadomego udziału w eurowyborach 25 maja 2014 roku. Więcej na:
www.glosuj.org.pl

Czym jest Koalicja Masz Głos, Masz Wybór
Celem jej działania jest zachęcanie Polaków do licznego i świadomego udziału w wyborach. Koalicja nie prowadzi agitacji na rzecz określonych opcji politycznych, komitetów wyborczych czy kandydatów. M.in. dzięki działaniom Koalicji udało się powstrzymać tendencję spadkową uczestnictwa obywateli w wyborach. Doprowadzono również do zmian w prawie, które umożliwiają:
•głosowanie poprzez pełnomocników osobom z niepełnosprawnością i po 75. roku życia,
•głosowanie korespondencyjne dla osób z niepełnosprawnością i Polaków za granicą,
•zastosowanie nakładek w brajlu na karty do głosowania dla osób niewidomych,
•głosowanie w wybranym lokalu wyborczym, dostosowanym do potrzeb osób z niepełnosprawnością.

Członkowie koalicji
Fundacja im. Stefana Batorego (koordynuje prace Koalicji), Centrum Edukacji Obywatelskiej, Forum Europejskie przy Centrum Europejskim UW, Forum Obywatelskiego Rozwoju FOR, Fundacja Projekt: Polska, Fundacja Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego, Instytut Spraw Publicznych, Izba Gospodarcza Reklamy Zewnętrznej, Izba Wydawców Prasy, Polska Fundacja im. Roberta Schumana, Konfederacja Lewiatan, Stowarzyszenie Komunikacji Marketingowej SAR, Stowarzyszenie Prasy Lokalnej, Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji, Stowarzyszenie Szkoła Liderów.

Data opublikowania dokumentu: 2014-05-14, 17.52
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... 3WgHZWKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt maja 16, 2014 06:35 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Redakcja, Źródło: inf. od kandydatów, pkw.gov.pl

25 maja 2014 r. to dzień wyborów do Parlamentu Europejskiego. Na naszym portalu prezentujemy sylwetki kandydatów z niepełnosprawnością, niezależnie od ich przynależności partyjnej. Poznaj ich poglądy!
Oto sylwetki kandydatów nadesłane do redakcji portalu www.niepelnosprawni.pl (kolejność alfabetyczna wg nazwisk):

Katarzyna Galasiewicz
Bezpartyjna (Koalicyjny Komitet Wyborczy Europa Plus Twój Ruch), okręg wyborczy nr 5 w Warszawie II, lista nr 5, pozycja 8.
Informacja o niepełnosprawności
Jestem osobą niesłyszącą od urodzenia, mam niesłyszących rodziców. Posługuję się językiem migowym, potrafię także czytać z ust.

Dlaczego kandyduje Pani do Parlamentu Europejskiego?
Zawsze chciałam działać, od lat wspieram ludzi Głuchych w ich w walce o godne życie i równe traktowanie w społeczeństwie. Propozycja kandydowania do PE przyszła w odpowiednim momencie.

Co jest Pani priorytetem na następną kadencję PE w działaniach na rzecz osób z niepełnosprawnością?
Chciałabym podejmować działania na rzecz ludzi niepełnosprawnych, zwłaszcza Głuchych i niedosłyszących w kwestii przystosowania i dostępności różnych aspektów życia. W Parlamencie Europejskim zamierzam przeciwdziałać dyskryminacji niepełnosprawnych na rynku pracy. Chcę, żeby mieli prawo do swobodnego poszukiwania zatrudnienia w różnych zawodach, bo nadal w Polsce nie ma takiej możliwości. Chcę walczyć o to, aby niepełnosprawni mieli wsparcie w miejscu pracy zarówno pracodawców, jak i współpracowników oraz trenerów pracy.
Chcę walczyć o pokonywanie barier komunikacyjnych, zmianę edukacji na dwujęzyczną w przedszkolach, szkołach i w rodzinach, dostępność tłumaczy języka migowego, jak również zwiększenie liczby programów TV zawierających napisy.

Jakie są Pani trzy największe osiągnięcia w dotychczasowej pracy na rzecz osób z niepełnosprawnością?
Od lat współpracuję z Miss i Mister Niesłyszących Świata (non profit) jako koordynator międzynarodowy, dyrektor marketingu. Dzięki częstym podróżom poznałam różnorodne warunki życia ludzi Głuchych, co jeszcze bardziej uwrażliwiło mnie na ich potrzeby. Byłam doradcą ds. osób z niepełnosprawnością przy Prezesie Urzędu Transportu Kolejowego, wspomagając tworzenie zasad obsługi i współpracy z osobami Głuchymi.

Marek Plura
Platforma Obywatelska RP (Komitet Wyborczy Platforma Obywatelska RP), okręg wyborczy nr 11 w Katowicach, lista nr 8, pozycja 5.
Informacja o niepełnosprawności
Całkowita niezdolność do pracy i samodzielnej egzystencji z powodu dysfunkcji narządu ruchu.

Dlaczego kandyduje Pan do Parlamentu Europejskiego?
Pozycja europarlamentarzysty pozwala na tworzenie prawa przyjaznego osobom z niepełnosprawnością, jak i na promocję unijnych standardów we własnym kraju. Wielu europejskich rozwiązań wciąż nie widać w naszym życiu, mimo iż Polska jest zobowiązana do ich stosowania. Wystarczy przyjrzeć się sytuacji na kolei czy ocenić dostępność budynków publicznych albo rozwiązań teleinformatycznych – nie jest dobrze, to nie jest europejski poziom. Jest lepiej niż było, ale większe i szybsze zmiany wymagają nowego impulsu. Mam nadzieję, że będzie on moim udziałem.

Co jest Pańskim priorytetem na następną kadencję PE w działaniach na rzecz osób z niepełnosprawnością?
Mamy całkiem sporo dobrych, polskich rozwiązań, które warto upowszechnić, jako obowiązujące w całej Unii. Z pewnością należy do nich pakiet udogodnień wyborczych, ustawa o języku migowym czy nowe zasady dotyczące karty parkingowej dla osób z niepełnosprawnością. Jednak aby stały się one powszechną zasadą, muszą mieć wpierw w Europarlamencie swojego promotora – wierzę w to, że nim będę. Chciałbym też doprowadzić do zwieńczenia, po ośmiu latach!, prac nad europejską kartą mobilności, która potwierdzałaby stopień niesamodzielności jej posiadacza. Pozwoliłoby to również Polakom na korzystanie z przywilejów i ulg w tych krajach, które nie ograniczają tych rozwiązań wyłącznie na rzecz własnych obywateli.

Jakie są Pańskie trzy największe osiągnięcia w dotychczasowej pracy na rzecz osób z niepełnosprawnością?
W mojej ocenie miejsce na podium zajmują: ustawa o języku migowym, podwyższenie limitu zarobkowego dla rencistów socjalnych oraz stworzenie z parlamentarnego Zespołu ds. Osób Niepełnosprawnych aktywnego elementu dialogu społecznego.

Mateusz Pucek
Kongres Nowej Prawicy (Komitet Wyborczy Nowa Prawica – Janusza Korwin-Mikke), okręg wyborczy nr 13 w Gorzowie Wielkopolskim, lista nr 7, pozycja 8.
Informacja o niepełnosprawności
Niepełnosprawność narządu ruchu w stopniu znacznym: dysplazja diastroficzna.

Dlaczego kandyduje Pan do Parlamentu Europejskiego?
Mam 24 lata, jestem studentem z Zielonej Góry. Kandyduję do Parlamentu Europejskiego głównie w celu wsparcia idei i postulatów, za którymi się opowiadam. Dostrzegam wiele zła i niebezpieczeństwa, jakie płynie z istnienia Unii Europejskiej w jej obecnej formie. Chciałbym mieć swój udział w tym, aby te niebezpieczne tendencje powstrzymać. Czuję się Europejczykiem, jednak jestem przeciwny Unii Europejskiej, gdyż uważam, iż jej działalność stoi w sprzeczności z podstawowymi wartościami europejskimi, na których została oparta nasza cywilizacja. Kongres Nowej Prawicy, z którego list startuję w wyborach, jest największą liczącą się siłą polityczną, która jest przeciwna integracji z UE.

Co jest Pańskim priorytetem na następną kadencję PE w działaniach na rzecz osób z niepełnosprawnością?
Paradoksalnie zamierzam działać w przeciwną stronę, aniżeli czyni to większa część klasy politycznej. Zamiast wykazywania roszczeniowej postawy, wymuszania i wywalczania kolejnych przywilejów i dotacji, zwiększania świadczeń, opowiadam się za jak największym poszerzeniem wolności gospodarczej, deregulacją, obniżką podatków i wydatków publicznych. Mniej pieniędzy zrabowanych obywatelom to więcej pieniędzy w ich kieszeniach. Mniej szkodliwych i krępujących przepisów to więcej swobody działania, szybszy rozwój gospodarczy, większa produktywność i obniżka cen towarów i usług. Uważam, że zmiany w tym kierunku najlepiej przysłużą się osobom niepełnosprawnym. Jestem przeciwnikiem aktywnej polityki społecznej prowadzonej za państwowe pieniądze i uważam, że tę funkcję powinny przejąć podmioty prywatne. Zaangażowanie państwa w rozwiązywanie problemów społecznych prowadzi jedynie do ogromnego marnotrawstwa, złodziejstwa, wzrostu kosztów i nieefektywności.

Jakie są Pańskie trzy największe osiągnięcia w dotychczasowej pracy na rzecz osób z niepełnosprawnością?
Moja dotychczasowa działalność na rzecz osób niepełnosprawnych sprowadza się głównie do działalności w lokalnych organizacjach i stowarzyszeniach zrzeszających te osoby.

Katarzyna Rogowiec
Bezpartyjna (Komitet Wyborczy Platforma Obywatelska RP), okręg wyborczy nr 1 w Gdańsku, lista nr 8, pozycja 8.
Informacja o niepełnosprawności
Brak części kończyn górnych (amputacja pourazowa na wysokości łokci po wypadku ze sprzętem żniwnym), uszkodzenia kolan oraz mięśni czworogłowych ud).

Dlaczego kandyduje Pani do Parlamentu Europejskiego?
Z moich doświadczeń życiowych wynika, że aby dokonać zmiany jakościowej w każdym z życiowych obszarów, nie ma innej drogi, jak wkroczyć do miejsca, gdzie stanowione jest prawo. Dlatego zdecydowałam się kandydować do Parlamentu Europejskiego, tam chcę zająć się tym, w czym czuję się najlepiej.
1. Rynek pracy – zależy mi na tym, by polskie prawo faktycznie wspierało przedsiębiorców, pracowników, ale też dawało szansę na aktywne życie zawodowe osobom z niepełnosprawnością.
2. Wyrównywanie szans osób z niepełnosprawnością – potrzebne jest uproszczenie ram prawnych i wykorzystanie w Polsce najlepszych wzorców, które funkcjonują w świecie.
3. Sport – chciałabym, żebyśmy mogli odkrywać młode sportowe talenty i dawać im szansę na rozwój. Ale do tego potrzebny jest sprawny system zarządzania finansami i zasobami. To już działa w Europie, chciałabym, żeby działało też w Polsce.

Co jest Pani priorytetem na następną kadencję PE w działaniach na rzecz osób z niepełnosprawnością?
Poprawa jakości aktywności zawodowej, w tym edukacji i zdrowia, ok. 2 mln osób niepełnosprawnych w wieku produkcyjnym, z którymi powiązane są ich rodziny. Przyjęte w Polsce rozwiązania, mające polepszyć ich trudną sytuację, w tym działania PFRON, pozostawiają wiele do życzenia.
Z działaniami w obszarze zatrudnienia wiążą się rozwiązania funkcjonujące w pomocy społecznej, które trzeba uporządkować i wykorzystać mechanizmy, które już funkcjonują w innych krajach Unii, np. ulgi podatkowe stosowane w Hiszpanii czy formy zatrudniania osób z upośledzeniem umysłowym w Wielkiej Brytanii.

Jakie są Pani trzy największe osiągnięcia w dotychczasowej pracy na rzecz osób z niepełnosprawnością?
1. Przyczynienie się do zmiany świadomości społeczeństwa o osobach z niepełnosprawnością, o naszej wartości i godności, poprzez aktywne uczestnictwo w wielu inicjatywach, w tym godne reprezentowanie Polski na arenach sportowych, udział w zmianach prawnych.
2. Przyczynienie się do zatrudniania osób z niepełnosprawnością przez pracodawców, tworzenie miejsc pracy.
3. Pozyskanie sprzętu i wsparcia finansowego na przygotowania do Igrzysk dla reprezentantów Polski i osób uprawiających sport, poprzez działania Fundacji Avanti.

Alicja Tysiąc
Niezrzeszona (startuje z listy SLD, Koalicyjny Komitet Wyborczy Sojusz Lewicy Demokratycznej-Unia Pracy), okręg wyborczy nr 4 w Warszawie I, lista nr 3, pozycja 4.
Informacja o niepełnosprawności
Jestem osobą niepełnosprawną od 16. roku życia z powodu krótkowzroczności obu oczu -26 dioptrii. Obecnie inwalidka w stopniu znacznym, stopień znaczny mam przyznany na stałe.

Dlaczego kandyduje Pani do Parlamentu Europejskiego?
Od lat pomagam ludziom, których często w majestacie prawa pozbawiono możliwości godnego życia. Chcę, aby godne życie każdego z nas było jednym z obowiązków naszego Państwa.

Co jest Pani priorytetem na następną kadencję PE w działaniach na rzecz osób z niepełnosprawnością?
Dlatego w Parlamencie Europejskim pragnęłabym zajmować się przede wszystkim prawami człowieka, prawami osób niepełnosprawnych i ubogich.
Nie zapominam o prawach kobiet. Przemoc wobec kobiet, brak dostępu do edukacji seksualnej, bezpłatnej antykoncepcji, brak dostępu do bezpiecznej i legalnej aborcji – tak nie powinno być w kraju, który chce nadawać ton Unii Europejskiej.

Jakie są Pani trzy największe osiągnięcia w dotychczasowej pracy na rzecz osób z niepełnosprawnością?
Obecnie jestem radną Kadencji 2010-2014 w Radzie m.st. Warszawy z ramienia SLD. W Radzie działam w Komisjach: Zdrowia, Polityki Społecznej i Przeciwdziałania Patologiom.
Jeśli wyborcy pozwolą mi na pełnienie tak ważnej funkcji w PE, swoje obowiązki będę wykonywać rzetelnie, sumiennie, bezkompromisowo, zawsze mając na uwadze przede wszystkim dobro obywatela.

* * *

Jeśli wśród kandydatek lub kandydatów do Parlamentu Europejskiego są osoby z niepełnosprawnością, redakcja prosi o kontakt - przedstawimy Czytelnikom portalu ich sylwetki i programy. Prezentacje kandydatek lub kandydatów należy przesyłać na adres: redakcja@niepelnosprawni.pl.
Zgłoszenie powinno zawierać:
1. imię i nazwisko,
2. ugrupowanie polityczne,
3. okręg wyborczy,
4. informację o niepełnosprawności,
5. tekst prezentacji (1500 znaków ze spacjami), zawierający odpowiedź na trzy pytania:
•dlaczego kandyduje Pani/Pan do Parlamentu Europejskiego,
•co jest Pani/Pana priorytetem na następną kadencję PE w działaniach na rzecz osób z niepełnosprawnością,
•jakie są Pani/Pana trzy największe osiągnięcia w dotychczasowej pracy na rzecz osób z niepełnosprawnością,

6. zdjęcie w rozmiarze minimum 800x600 pikseli (opcjonalnie).

W przypadku przysłania prezentacji dłuższej niż 1500 znaków redakcja zastrzega sobie prawo do skrócenia tekstu.
UWAGA! informacje o kandydatach zbieramy do czwartku 22 maja, do godz. 16:00!

Data opublikowania dokumentu: 2014-05-15, 15.24
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... 3WgFpWKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt maja 16, 2014 06:35 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Beata Rędziak, Źródło: inf. własna

Za wydanie nowej karty parkingowej od 1 lipca br. zapłacimy 25 zł. Zamówienia blankietów tego dokumentu będzie dokonywał przewodniczący powiatowego zespołu do spraw orzekania o niepełnosprawności (PZON).
Po zweryfikowaniu danych producent kart parkingowych dostarczy je – wraz z wykazem ich numerów – do przewodniczącego PZON. Zasady te reguluje rozporządzenie ministra pracy i polityki społecznej z 16 kwietnia br.
- Szacujemy, że w tym roku zostanie wydanych 400 kart parkingowych – mówi Krzysztof Kosiński, zastępca dyrektora biura pełnomocnika rządu ds. osób niepełnosprawnych.
Z oceny skutków regulacji wejścia w życie powyższego rozporządzenia wynika, że w drugim roku funkcjonowania nowych przepisów będzie wydanych 600 tys. kart, w trzecim i czwartym roku – 450 tys., w piątym – 750 tys., w kolejnych latach: od roku szóstego do dziewiątego – po 450 tys., a w 10. roku – 750 tys. Są to dane szacunkowe. Koszt produkcji kart w 2014 r. to 176 834 zł; będzie on pokrywany z opłat za kartę, uprzednio jednak zostanie sfinansowany z budżetu państwa.

Uprawnione placówki
Inne rozporządzenie ministra pracy i polityki społecznej, z 17 marca br., określa rodzaj uprawnionych do uzyskania karty parkingowej placówek zajmujących się opieką, rehabilitacją lub edukacją osób z niepełnosprawnością mających znacznie ograniczone możliwości poruszania się.
Rozporządzenie zawiera enumeratywne katalogi placówek zajmujących się opieką nad osobami niepełnosprawnymi oraz ich rehabilitacją, które są uprawnione do uzyskania karty parkingowej. Są to: domy pomocy społecznej, placówki opiekuńczo–wychowawcze oraz ośrodki wsparcia, o ile przebywają w nich osoby niepełnosprawne mające znacznie ograniczone możliwości poruszania się, warsztaty terapii zajęciowej, ośrodki, w których organizowane są turnusy rehabilitacyjne, zakłady aktywności zawodowej, specjalistyczne ośrodki szkoleniowo–rehabilitacyjne, zakłady opiekuńczo–lecznicze, zakłady pielęgnacyjno–opiekuńcze, sanatoria uzdrowiskowe i szpitale uzdrowiskowe, sanatoria uzdrowiskowe dla dzieci i szpitale uzdrowiskowe dla dzieci, hospicja, zakłady rehabilitacji leczniczej oraz przedsiębiorstwa podmiotów leczniczych udzielające świadczeń zdrowotnych z zakresu rehabilitacji leczniczej, o ile przebywają w nich osoby niepełnosprawne mające znacznie ograniczone możliwości poruszania się.
Rozporządzenie rozszerza katalog placówek zajmujących się rehabilitacją osób niepełnosprawnych o hospicja oraz szpitale uzdrowiskowe, w których udzielane są świadczenia zdrowotne z zakresu rehabilitacji uzdrowiskowej. Katalog placówek edukacyjnych, które będą mogły starać się o kartę parkingową został rozszerzony o żłobki i kluby dziecięce oraz o miejsca, gdzie mogą kształcić się osoby ze znacznie ograniczonymi możliwościami poruszania się.

Data opublikowania dokumentu: 2014-05-12, 13.27
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... 3WgKJWKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt maja 16, 2014 06:36 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Źródło: fot.: Maciej Czarniak/ Gdynia.pl

15 maja 2014 r. podczas gali w Teatrze Muzycznym w Gdyni uhonorowano laureatów piętnastej edycji konkursu „Gdynia bez barier".
Laureatami konkursu Gdynia bez barier mogą być zarówno instytucje, organizacje, jak i osoby prywatne.
W tym roku w ramach inicjatywy medale przyznano Beacie Dobak-Urbańskiej oraz Romualdowi Schmidtowi ze Stowarzyszenia Sportowo-Rehabilitacyjnego "Start" w Poznaniu, które poprzez Szkołę Przekraczania Granic organizuje rehabilitacyjne obozy sportowe dla dzieci z niepełnosprawnością. To dzięki ich działalności w Polsce zaistniała popularna dyscyplina sportowa - boccia. 15 i 16 maja tego roku w Gdyni rozegrane zostaną Mistrzostwa Polski w Bocci. Romuald Schmidt stworzył kadrę Polski w narciarstwie alpejskim (mono ski), która startuje w międzynarodowych zawodach oraz paraolimpiadach - i odnosi sukcesy.
Drugi medal Gdynia bez barier przyznano Patrykowi Rudzińskiemu - gdynianin jest pierwszym i jedynym uczniem w naszym kraju, który mimo czterokończynowego porażenia mózgowego i wielu dysfunkcji (w tym braku możliwości komunikacji werbalnej) zdał maturę.
Z kolei wyróżnienia trafiły do Wojciecha Giruckiego ze Spółdzielni Socjalnej Razem, działającej w branży gastronomicznej, oraz Lions Club Gdańsk Amber - za finansowe wsparcie modernizacji Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego nr 1 w Gdyni.
Tegoroczna gala ”Gdynia bez barier” w Teatrze Muzycznym w Gdyni zgromadziła liczną widownię Wydarzenie uświetnił m.in. występ Artura Labuddy i Akrobatycznego Teatru Tańca Mira Art Ich niezwykły program artystyczny spotkał się z dużym zainteresowaniem publiczności Podczas uroczystości przypomniano, że Gdynia od kilku lat wydaje ilustrowane kalendarze, które mają rozszerzać świadomość dotyczącą osób niepełnosprawnych i burzyć stereotypy.
Uroczystą galę otworzył prezydent Gdyni Wojciech Szczurek, a poprowadzili ją wspólnie Beata Wachowiak-Zwara (pełnomocnik prezydenta Gdyni ds. osób niepełnosprawnych) oraz Piotr Pawłowski (prezes Integracji).
Atrakcją spotkania był także występ Kuby Sienkiewicza wraz z akustycznym trio

Data opublikowania dokumentu: 2014-05-15, 16.28
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... 3WgP5WKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Wt maja 20, 2014 08:55 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Źródło: inf. prasowa MPiPS

Dowóz do lokalu wyborczego, informacje w alfabecie Braille’a, pomoc asystenta czy głosowanie listowne to ułatwienia, na które mogą liczyć osoby niepełnosprawne zainteresowane udziałem w zbliżających się wyborach do Parlamentu Europejskiego – poinformowało Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej.
- Osoby niepełnosprawne mają takie samo prawo wyborcze jak pozostali obywatele. Każda gmina na obowiązek przystosować do ich potrzeb minimum 30 proc. swoich lokali wyborczych - mówi Jarosław Duda, pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych.

Na jakie ułatwienia mogą liczyć osoby niepełnosprawne?
Samorząd powinien zapewnić osobie z niepełnosprawnością transport do lokalu wyborczego oraz możliwość zapoznania się z kartą wyborczą w alfabecie Braille’a. Osoby niepełnosprawne mogą także skorzystać z pomocy asystenta lub zagłosować listownie.
Kontaktując się telefonicznie lub przez internet z urzędem gminy, osoba niepełnosprawna może uzyskać informacje o lokalach wyborczych przystosowanych do jej potrzeb, o godzinach, w jakich odbywają się wybory, a także o samych kandydatach.
Lista lokali wyborczych przystosowanych do potrzeb osób z niepełnosprawnością znajduje się na stronie Państwowej Komisji Wyborczej: www.info.pkw.gov.pl.
Wybory do Parlamentu Europejskiego odbędą się 25 maja.

Data opublikowania dokumentu: 2014-05-19, 14.36
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... 3sOZJWKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Wt maja 20, 2014 08:55 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Subwencja oświatowa i orzecznictwo tematami rozmów z opiekunami
Autor: PAP

Kwestie subwencji oświatowej, dostosowania jej do potrzeb dzieci z niepełnosprawnością, a także zmiany w orzecznictwie o niepełnosprawności - to jedne z tematów rozmów, które przedstawiciele rządu przeprowadzili z opiekunami osób z niepełnosprawnością.
W ubiegłym tygodniu MPiPS zorganizowało spotkania będące kontynuacją "okrągłego stołu" ws. systemu wsparcia osób z niepełnosprawnością i ich opiekunów (odbył się on 30 kwietnia). Efektem prac ma być wypracowanie "mapy " dotyczącej systemowego - nie tylko finansowego - wsparcia osób z niepełnosprawnością i ich opiekunów.
Podczas pierwszego spotkania powołano pięć podzespołów do spraw: orzecznictwa, zdrowia i rehabilitacji, aktywizacji i opieki instytucjonalnej, rodzin z niepełnosprawnymi dziećmi, opiekunów dorosłych osób z niepełnosprawnością. Zespoły te mają zajmować się konkretnymi problemami.
Wiceminister pracy i polityki społecznej Elżbieta Seredyn powiedziała po tych spotkaniach, że nadal kluczowym postulatem pozostaje jedno świadczenie dla opiekunów osób z niepełnosprawnością, bez względu na czas powstania niepełnosprawności.

Trzy bloki
Seredyn dodała, że jest zadowolona z przebiegu rozmów. - Problemów jest wiele i te problemy zazębiają się o działalność merytoryczną innych resortów, więc z całą pewnością będziemy musieli się jeszcze kilka razy spotkać w większym gronie. Ale ja sobie postawiłam taki cel, że chcę wysłuchać wszystkich postulatów, bez względu na to, czy one są w moich kompetencjach czy nie. Potem będziemy je grupować i kierować do konkretnych zespołów lub podzespołów, na które będziemy zapraszać właściwych ministrów - powiedziała Seredyn PAP.
Jak wyjaśniła, przewodniczyła ona zespołom ds. opiekunów osób dorosłych oraz ds. rodzin z niepełnosprawnymi dziećmi, w którym brał udział także wiceminister edukacji Tadeusz Sławecki, uczestniczyła także w pracach zespołu zajmującego się zdrowiem, któremu przewodniczy wiceminister zdrowia Igor Radziewicz-Winnicki.
- W zespole ds. rodzin z dziećmi pogrupowaliśmy postulaty w trzy bloki: wsparcie finansowe, edukacja i sprawy różne. Te postulaty są zróżnicowane - i bardzo szczegółowe, i dość ogólne. Kolejne spotkanie zaplanowaliśmy na pierwszy tydzień czerwca - poinformowała Seredyn.

Co dalej z podziałem?
W zespole ds. opiekunów dorosłych odbyła się burzliwa dyskusja, a sformułowane postulaty mają być pogrupowane w trzech kategoriach - do załatwienia: jak najszybciej, w niedalekiej przyszłości i do zrealizowania w dalszym terminie. Następne spotkanie wyznaczono na najbliższy czwartek.
- Było wiele postulatów dotyczących edukacji, np. kierowania subwencji oświatowej konkretnie do dzieci, dostosowania jej do ich potrzeb, ujednolicenie jej wysokości, żeby nie zależała ona od stopnia i rodzaju niepełnosprawności. Były podnoszone również kwestie dotyczące dowozu dzieci do szkoły, podręczników i maszyn dla dzieci niewidomych i wiele innych szczegółowych spraw - mówiła Seredyn.
Jednak nie wszyscy uczestnicy są usatysfakcjonowani przebiegiem spotkań. Marzena Kaczmarek, jedna z liderek protestu opiekunów dorosłych osób z niepełnosprawnością, który odbywał się przed Sejmem, powiedziała PAP, że już na pierwszym spotkaniu nastąpił podział na opiekunów dorosłych i dzieci i "dalej zmierza to w tym kierunku".
Przypomniała, że jednym z najważniejszych postulatów jej grupy było równe traktowanie opiekunów, niezależnie od tego, kiedy powstała niepełnosprawność podopiecznego. Tymczasem od początku prace nad nowym systemem zmierzają w kierunku utrwalenia istniejących i wprowadzenia dalszych podziałów. - Nie podoba nam się to. Czekamy na dalsze ruchy i zobaczymy, co z tego wyniknie - powiedziała.

Wypracować kompromis
Innego zdania jest Wojciech Kalinowski z grupy opiekunów niepełnosprawnych dzieci, która protestowała w Sejmie. - Jestem podbudowany wynikami prac w zespołach - powiedział. Podkreślił, że szczególnie satysfakcjonujące są wyniki prac w zespole ds. orzecznictwa, w ramach którego wypracowano m.in. postulaty dotyczące tego, by w skład komisji zamiast medyków ZUS wchodzili lekarze specjaliści oraz by prawo wskazania specjalizacji jednego z jej członków mieli rodzice dziecka z niepełnosprawnością.
Według Kalinowskiego orzecznictwo jest jedną z tych dziedzin, które mają największy wpływ na skuteczność systemu wsparcia rodziców niepełnosprawnymi dziećmi. - Dobre określenie potrzeb pozwoli na kompleksowe zaplanowanie leczenia i opieki - wyjaśnił.
Przedstawiciel opiekunów dzieci z niepełnosprawnością tłumaczył, że pierwsza runda spotkań miała na celu wypracowanie właściwych postulatów, a dopiero podczas dalszych prac będą toczyć się rozmowy o szczegółowych rozwiązaniach i możliwym zakresie proponowanych zmian.
- Zdaję sobie sprawę, że nasze postulaty prawdopodobnie zderzą się z rzeczywistością, że może być wielki opór przed niektórymi zmianami, ale to polega na dialogu. Musimy wyizolować osoby, którym zależy wyłącznie na ciągłym braniu pieniędzy i wspólnie wypracować kompromis - dodał Kalinowski.

Data opublikowania dokumentu: 2014-05-19, 17.15
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... 3sKzpWKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Wt maja 27, 2014 11:37 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Piotr Stanisławski, Źródło: Integracja 1/2014

Integracja obchodzi w tym roku okrągły jubileusz – 20 lat istnienia. To dobra okazja do podsumowań, ale jeszcze lepsza do wspomnień. Jaka była Polska w 1994 roku, kiedy powstał 1. numer magazynu „Integracja” i równocześnie rodziła się koncepcja organizacji pozarządowej o nazwie Stowarzyszenia Przyjaciół Integracji?
Młodym ludziom poruszającym się na tzw. aktywnych albo elektrycznych wózkach, ze smartfonami lub tabletami w plecakach, trudno uwierzyć w niektóre z naszych marzeń. Bo jak można marzyć, żeby pójść do kawiarni albo kina, zobaczyć Tatry, zwiedzić Wawel czy dostać się do muzeum? Albo jeszcze zwyczajniej – pójść do parku czy na kawę z dziewczyną?
Takich prozaicznych marzeń 20 lat temu było więcej. Podstawowe pragnienie wielu ludzi z niepełnosprawnością było jedno: wyjść z domu. Gdziekolwiek.
Gdy Piotr Pawłowski i Bolesław Bryński przygotowywali w 1994 roku pierwszy numer „Integracji”, nie byli sami w podejmowaniu walki o normalność. Ich marzenie, aby skruszyć społeczny podział na pełno- i niepełnosprawnych, podzielali inni. I kruszyli go aktywnością i pomysłami albo wspierali w tym Integrację.

Otaczający świat był jak połączony barierami. Niemal wszystkie miejsca i obiekty (a także dojścia do nich i drogi) były niedostępne. Można było odnieść wrażenie, że w naszym kraju żyje niewielu ludzi z niepełnosprawnością. Bo „przecież nie widać ich na ulicach”. Ale istnieli: niewidomi i słabowidzący, głusi, niemi i niedosłyszący, z porażeniem czterokończynowym, niepełnosprawnością intelektualną, zanikiem mięśni, stwardnieniem rozsianym, amputanci, epileptycy i inni. Część tkwiła w czterech ścianach mieszkań, inni byli w ośrodkach i domach pomocy, a kolejni starali się realizować marzenia poza „grupowym gettem” i walczyli z przeciwnościami. Byli też tacy, którzy pracowali, choć oddzielono ich od społeczeństwa spółdzielniami inwalidów i zakładami pracy chronionej. Separowano zresztą już wcześniej – w szkołach specjalnych, które przygotowywały do pracy w tychże zakładach, i w towarzystwie podobnych sobie uczniów.
Człowiek z niepełnosprawnością, nierzadko zwany wtedy inwalidą lub kaleką (i tak siebie nazywający) budził lęk. I to tak duży, że obawiano się z nim rozmawiać i podawać rękę. Jakby swym „kalectwem” mógł zarazić. Strach wspierało wiele stereotypów i uprzedzeń. Wśród najbardziej krzywdzących były i takie, że osoby z niepełnosprawnoscią niewiele potrafią, mają małe potrzeby, znikome lub żadne szanse na sukcesy, nie nadają się do założenia rodziny, pracy i osiągnięcia szczęścia. No i ich życie jest tragiczne, a ulgę przyniesie tylko okazywanie współczucia. Całkiem sporo rodaków wierzyło nawet w to, że niepełnosprawność to... jakoby kara za grzechy.
Wiele pozytywnych zmian mamy za sobą. Istnieją windy, platformy, pochylnie, dostępne budynki publiczne i prywatne, dostępne szlaki turystyczne i strony internetowe, obniżone przejścia i krawężniki, pasy ostrzegawcze z wypustkami, pasy kontrastowe, niskopodłogowe autobusy i tramwaje, wagony z miejscami dla pasażerów na wózkach, dostosowane toalety, sygnalizatory dźwiękowe, informacje i karty do głosowania w brajlu, bankomaty głosowe, tłumacze języka migowego, integracyjne szkoły, parkingi dla zmotoryzowanych niepełnosprawnych... Do tego obecność osób z niepełnosprawnością w jakimkolwiek miejscu nie budzi sensacji. Ich pragnienia, aspiracje, ambicje znajdują powszechne zrozumienie, a lęk przed kontaktami odszedł w niepamięć.
Największy jednak sukces to zmiana postaw, mentalności, pozytywny stosunek do osób z niepełnosprawnościami, myślenie o ich potrzebach w podejmowanych planach, decyzjach, projektach i reformach. Droga do doskonałości jest oczywiście daleka. Choćby dlatego, że przybywa nowych problemów do rozwiązania.
Po 20 latach możemy jednak powiedzieć, że Polska stała się bardziej przyjaznym krajem. W przemianie postaw ludzi miała swój udział także Integracja. Liczba działań, kampanii, akcji i projektów, jakie w tym czasie podjęliśmy, jest imponująca, o czym będziemy w 2014 roku przypominać.
Traktujemy jednak jubileusz Integracji jak święto wszystkich osób z niepełnosprawnościami i ludzi, którzy pracowali i działali dla ich lepszego życia. To wspólna rocznica.


Moje 20 lat z Integracją
Kiedy myślę sobie, czym dysponowała przeciętna osoba z niepełnosprawnością 20 lat temu, to wspominając tamte czasy, z radością patrzę na tych, którzy obecnie żyją w zupełnie innych warunkach. Wyrosło nam całe pokolenie, dla którego minione czasy to czysta abstrakcja. I tak powinno być! Bardzo dobrze, że tak jest!Ale wiem też, że te 20 lat ze swoimi różnymi barierami, które na co dzień spotykałem w dostępie do edukacji i transportu – bo o pracy nawet nie marzyłem – zahartowały mnie, wiele nauczyły i zdeterminowały do jeszcze większego wysiłku, aby być aktywnym i przede wszystkim potrzebnym ludziom bardziej potrzebującym.
Piotr Pawłowski, prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Integracji i redaktor naczelny „Integracji”

Milowe kroki w polskim prawie
20 lat temu Polska miała wiele aktów prawnych, włącznie z Konstytucją RP, które gwarantowały osobom z niepełnosprawnością – formalnie – poszanowanie ich praw. Praktyka, niestety, wyglądała gorzej. Z każdym jednak rokiem dokonywały się zmiany na lepsze:
•1993 r. – Rząd opracował program działań na rzecz osób niepełnosprawnych i ich integracji ze społeczeństwem
•1995 r. – Uchwalono Ustawę Prawo budowlane
•1997 r. – Sejm przyjął Kartę Praw Osób Niepełnosprawnych, w której uznał, że „osoby te mają prawo do niezależnego, samodzielnego i aktywnego życia oraz nie mogą być dyskryminowane”
•1991 r. – Powstała Ustawa o zatrudnianiu i rehabilitacji zawodowej osób niepełnosprawnych, wraz powołaniem PFRON
•1997 r. – Zastąpiono powyższą ustawę Ustawą o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych, która wprowadzała finansowanie wielu zadań rehabilitacji społecznej
•2004 r. – Polska przystąpiła do Unii Europejskiej; unijne standardy, dyrektywy, rozporządzenia i zalecenia wpłynęły na polskie prawodawstwo
•2012 r. – Prezydent RP Bronisław Komorowski ratyfikował Konwencję ONZ o Prawach Osób Niepełnosprawnych. Zawdzięczamy jej wprowadzenie Ustawy o języku migowym, Ustawy o psie asystującym i psie przewodniku, a także zmiany w Kodeksie wyborczym
•Ostatnie lata przyniosły zmiany w dostępie do szkolnictwa wyższego, zatrudnianiu osób z niepełnosprawnością w służbie cywilnej, w ustawie o ruchu drogowym i sporcie paraolimpijskim

Uwaga! Zapraszamy naszych Czytelników do udziału w konkursie "Historia jednego zdjęcia...".
Aby wziąć udział w konkursie, należy przesłać wyjątkowe zdjęcie, które będzie ilustracją niepełnosprawności w latach 90. i później w Polsce, oraz dodać do niego krótki komentarz (maks. 1000 znaków).
Konkurs trwa do 15 czerwca 2014 r. Zgłoszenia:
redakcja@integracja.org
lub „Integracja”, ul. Dzielna 1, 00-162 Warszawa.

Nagrodą główną za najlepsze zdjęcie i komentarz jest tablet, a osoby wyróżnione w kategoriach: praca, rodzina, hobby, życie codzienne otrzymają telefony komórkowe.
Pobierz regulamin konkursu:
http://www.niepelnosprawni.pl/files/www ... 0_lat.docx
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/184506

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Wt maja 27, 2014 11:38 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Pan i jego pies przewodnik. Dowcip czy seksizm?
Autor: Mateusz Różański, Źródło: Gutewerbung.net, inf. własna

Mężczyzna w czarnych okularach i z białą laską idzie ulicą. Towarzyszy mu pies przewodnik, który zamiast patrzeć na drogę ogląda się za... ubraną w kusą spódniczkę dziewczyną. Tak wygląda jeden z trzech plakatów kampanii społecznej „Bring out the man in the blind man” (można to przetłumaczyć na „Wydobądź mężczyznę z osoby niewidomej”).
Kampania, zorganizowana przez Międzynarodową Federację na rzecz Psów Przewodników (International Guide Dog Federation), ma na celu zachęcenie do finansowego wspierania szkolenia psów dla osób niewidomych.
Jej drugim, równie ważnym zadaniem, jest pokazanie, jak wielką rolę w życiu tych osób odgrywają psy przewodnicy, a także podkreślenie tego, że osoby niewidome niczym, poza dysfunkcją wzroku, nie różnią się od innych. Również cenią przyjemności życia i potrafią się nimi cieszyć.
Na dwóch pozostałych plakatach widzimy niewidomego mężczyznę, którego pies „taksuje” wzrokiem luksusowe auto, a także młodą kobietę, której czworonogi przewodnik wpatruje się tęsknie w wystawę sklepu jubilerskiego. W jej przypadku hasło kampanii można tłumaczyć: „Wydobądź kobietę z osoby niewidomej”.
Zrealizowana przez belgijską agencję reklamową Publicis kampania spotkała się ze skrajnymi opiniami w Internecie. Z jednej strony chwalono jej odwagę i dowcipny pomysł, z drugiej krytykowano odwoływanie się do stereotypów płciowych, nazywając ją wręcz seksistowską.

Data opublikowania dokumentu: 2014-05-21, 12.21
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... 4RmWJWKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Śr maja 28, 2014 09:04 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Czy bycie niewidomym to piętno? Jak zrozumieć świat bez spojrzenia
Gazeta Wrocławska z dnia 21.04.2014
autor: Katarzyna Kaczorowska

Czy bycie niewidomym to piętno? - po tym pytaniu Katarzyna Nowak, drobna brunetka, która ciemne okulary ściąga chyba tylko do snu, poprawia się delikatnie na kanapie, jakby chciała dać sobie czas na znalezienie najlepszej odpowiedzi.
- Byłabym nieszczera, gdybym mówiła, że nie. Zdarzyło mi się słyszeć ludzi, którzy dziękują Bogu za to, że są niepełnosprawni. Ja nie dziękuję, choć jestem wierząca i nie mam pretensji o swoje życie. Irena Santor, wielka gwiazda polskiej piosenki, o wrocławiance - ambasadorce projektu promującego audiodeskrypcję, czyli opowiadanie filmów niewidomym, powiedziała:
- Dla mnie priorytetową rolę odgrywa to, że jest nie tylko utalentowana, ale również przygotowana od strony zawodowej do tego, aby śpiewać. Ona tylko nie widzi. Tylko to dla niektórych aż. Ale krucha dziewczyna tylko wygląda jak delikatna figurka, bo w rozmowie, w której tak starannie dobiera każde słowo, szybko daje się poznać, jako kobieta silna, człowiek wyrazisty, który nie poddaje się łatwo. Urodziła się przedwcześnie. I jak mówią fachowcy, przetlenowano ją - retinopatia to częste powikłanie u wcześniaków. Ale wtedy nie poddali się jej rodzice. Gdy wiadomo było, że Kasia pójdzie do szkoły, przeprowadzili się ze Świnoujścia do Wrocławia, bo tutaj było miejsce, gdzie mogła się uczyć. Swoją inność odkrywała po kawałeczku, bo wydawało jej się, że ciemność wokół to coś najzupełniej normalnego. Kiedy jednak mała Kasia ze swoją równie małą kuzynką siadły kiedyś do rysowania, po raz pierwszy zastanowiła się. Nie nad tym, że siostra wkłada jej do dłoni kredkę. Ale nad tym, że kiedy starsza siostra rysowała razem z nią, wyraźnie słyszała skrzyp kredki kuzynki.
- Wtedy po raz pierwszy dotarło do mnie, że jestem inna, bo jej dłoni nikt nie prowadził - opowiada Katarzyna, która przyznaje, że kolejny, znacznie trudniejszy moment przyszedł wtedy, gdy po raz pierwszy szła z mamą do szkoły. Po drodze minęły tabliczkę z napisem zakład dla dzieci niewidomych. I każda jej komórka chciała krzyczeć: Nie! Idę do szkoły! Nie do zakładu!. Jakie jest życie człowieka niewidomego? Uczy się tras, którymi chodzi, bo w każdym miejscu może czekać go niespodzianka. Uczy się ludzi, którzy bywają okrutni i niesprawiedliwi. Bo nie wierzą, że ktoś może uczyć się tak samo jak oni i nie mieć żadnych forów. Bo są zdumieni, że dziewczyna świetnie rozmawiająca po angielsku z kimś z drugiej półkuli okazuje się niewidoma. Bo nie chcą przyznać, że człowiek, który nie widzi, jeśli ma talent i wolę, może osiągnąć tyle samo, ile ten, który wie, co to znaczy, że róża jest czerwona. Bo zaskakuje ich, że można być tak ciekawym świata i poznawać go podróżując z otwartą głową (i nosem, bo Kasia przyznaje, że chłonie te światy zapachami). Choć krucha, jest jednak trochę jak taki taran, który wyważa zamknięte na głucho drzwi. Bez taryfy ulgowej skończyła szkołę muzyczną (może dyscyplina niezbędna muzykowi sprawia, że jest tak dokładna i staranna w tym co robi?), filologię polską i kulturoznawstwo. Zachwyca publiczność swoim śpiewem (niedawno wystąpiła we wrocławskiej Auli Lepoldina jako support w koncercie poświęconym Annie German, a za tydzień będzie gościem Ireny Santor na koncercie w Centrum Kongresowym w Hali Ludowej, a występów z dużymi nazwiskami polskiej sceny muzycznej naprawdę można jej zazdrościć), ale na każdym kroku powtarza, że nie żyłaby taką pełnią życia, gdyby nie wsparcie mamy i przyjaciół, na których może liczyć. W książce pod tytułem Dwanaście kropel życia, która powstała, bo pewni poznaniacy zachwycili się talentami Kasi, ona sama powiedziała o sobie tak: - Wierzę głęboko w sens tego, co robię. Myślę, że właśnie to najbardziej pomaga mi pokonać tremę.

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt maja 30, 2014 10:35 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
To już pewne. Mamy europosła z niepełnosprawnością!
Autor: Tomasz Przybyszewski, Źródło: inf. własna, plura.pl

Marek Plura, obecnie poseł RP z ramienia Platformy Obywatelskiej, uzyskał mandat do Parlamentu Europejskiego. W okręgu wyborczym nr 11 w Katowicach zdobył 9268 głosów. "Być może będę tym, który będzie w Europarlamencie przecierać szlaki dostępności dla osób niepełnosprawnych" - mówi w rozmowie z naszym portalem.
- Unijne dyrektywy, rozporządzenia mają bezpośredni wpływ na to, co się dzieje u nas – podkreśla w rozmowie z nami poseł Marek Plura. – Widać to było choćby wówczas, gdy ważyły się losy ostatecznego kształtu rozporządzenia o pomocy publicznej.
Chodzi o projekt rozporządzenia Komisji Europejskiej z połowy 2013 r., który wprowadzał limity pomocy publicznej udzielanej przez państwa członkowskie UE. Miało to być 0,01 proc. PKB kraju członkowskiego z poprzedniego roku oraz równowartość 100 mln euro, które można będzie wydać w ramach jednego programu. W polskich warunkach byłoby to odpowiednio ok. 150 mln zł i 420 mln zł w ciągu roku.
Załamałoby to polski system wspierania zatrudnienia osób z niepełnosprawnością, ponieważ PFRON na dofinansowanie do ich wynagrodzeń przeznacza rocznie ponad 3 mld zł. Dlatego Polska wraz z wszystkimi pozostałymi krajami członkowskimi UE zgłosiła sprzeciw wobec tego projektu. Ostatecznie uznano, że dofinansowania do wynagrodzeń i rekompensata za podwyższone koszty zatrudnienia osób z niepełnosprawnością nie są niedozwoloną pomocą, która byłaby niezgodna z zasadami wspólnego rynku.
- Dla obecnego, polskiego systemu wspierania rynku pracy ta nowa formuła jest o tyle szczęśliwa, że nie ma tutaj jakiegoś dramatycznego burzenia zasad w ramach SODiR, czyli dofinansowania dla pracodawców – mówi poseł Plura. – To jeden z przykładów, które pokazują, że to, co się dzieje w Unii, może mieć bezpośredni wpływ na sytuację w Polsce.

Pomóc być aktywnym
Pytany o priorytety w pracy jako europoseł, Marek Plura odpowiada, że w Parlamencie Europejskim chciałby m.in. przeforsować powstanie Europejskiej Karty Osoby Niepełnosprawnej, zwanej też kartą mobilności. Umożliwiałaby ona większą swobodę w poruszaniu się po Europie, w tym w korzystaniu w innych krajach z udogodnień, przywilejów i ulg.
- Jednak z drugiej strony moja praca w Parlamencie Europejskim będzie polegała na przenoszeniu dobrych europejskich standardów na nasz grunt – mówi poseł. – Nie chodzi tylko o dyrektywy i rozporządzenia, ale rozwiązania, które spotkałem np. w Wielkiej Brytanii, czyli włączanie w rynek pracy z pomocą organizacji pozarządowych, rola asystenta osobistego, trenera pracy. To są rzeczy, które trzeba u nas ciągle budować, ugruntowywać, pokazywać, że to ma sens, że to jest skuteczne, że to pomaga ludziom być aktywnymi.
Zdaniem posła Plury także i my możemy się czymś w Unii pochwalić.
- Chciałbym, żeby te transfery wiedzy były i w drugą stronę, czyli żeby niektóre nasze dobre rozwiązania, nawet unikatowe, upowszechniać w krajach Unii czy nawet w unijnym prawodawstwie – podkreśla Marek Plura. – Myślę tu przede wszystkim o ustawie o języku migowym. Jestem przekonany, że to powinien być standard. Także w kwestii udogodnień wyborczych powinno być tak, żeby każdy Europejczyk z niepełnosprawnością mógł korzystać z tego, z czego można korzystać w Polsce.

Złe wspomnienia z Brukseli
Poseł Plura ma nadzieję, że nadal będzie uczestniczył w zmienianiu sytuacji osób z niepełnosprawnością w Polsce.
- Funkcjonuję w polityce, a to znaczy, że będę dalej współpracował z tymi, z którymi współpracowałem do tej pory w Sejmie, Senacie, wśród samorządów czy organizacji pozarządowych – zaznacza. – To wprawdzie nie ja będę strzelał gole, jeśliby użyć porównań sportowych, ale mam nadzieję, że nadal będę pożyteczny.
Dla europosła poruszającego się na wózku bardzo ważna jest kwestia dostępności Parlamentu Europejskiego.
- Byłem tam kilka razy, poruszałem się w miarę swobodnie, chociaż Bruksela jako miasto nie pozostawia w mojej pamięci dobrych wspomnień – podkreśla poseł Plura. – Często krawężniki są bardzo wysokie, metro też nie zawsze jest dostępne, bo w znacznej części bardzo stare. Być może będę więc tym, który będzie w Europarlamencie przecierać szlaki dostępności dla osób niepełnosprawnych.

Społecznik, radny, poseł
Marek Plura urodził się w Raciborzu blisko 44 lata temu, mieszka w Katowicach. Jest żonaty, ma dwoje dzieci - 12-letnią Marysię i 8-letniego Beniamina. W wyniku postępującego zaniku mięśni porusza się na wózku elektrycznym. Ma wykształcenie wyższe, z zawodu jest pedagogiem. Od lat działa społecznie. Był założycielem Stowarzyszenia „Dobry Dom” i prezesem Śląskiego Stowarzyszenia Edukacji i Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych „Akcent”.
Jest członkiem Platformy Obywatelskiej. Od 2006 r. był radnym i przewodniczącym Komisji Spraw Obywatelskich i Społecznych. Rok później został posłem na Sejm RP. W 2011 r. ponownie zdobył mandat poselski. Jest przewodniczącym sejmowej Podkomisji stałej do spraw osób niepełnosprawnych. Na Śląsku znany jest ze swojego zaangażowania w promowanie śląskiego języka i miejscowej tradycji. W 2004 r. Marek Plura został wyróżniony w plebiscycie Integracji "Człowiek bez barier".

Data opublikowania dokumentu: 2014-05-26, 23.14
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... 4hIb5WKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt maja 30, 2014 10:56 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Niewidomy kibic Widzewa Łódź, były masażysta klubu pobity w autobusie!
Express Ilustrowany z dnia 29.05.2014

Niewidomy Marcin Kaczorowski, były masażysta Widzewa Łódź został zaatakowany w autobusie przez grupę młodych zwyrodnialców - podaje tvn24.pl.
Trzydziestosześcioletni Marcin od dwudziestu lat jest niewidomy. Na początku maja jadąc autobusem zwrócił uwagę kilku nastolatkom, którzy zachowywali się nieprzyzwoicie. Wtedy został zaatakowany przez agresywnych małolatów. Doszło do przepychanek i bójki. Napastnicy kopali pana Marcina, okładali pięściami. Chociaż autobus pełen był pasażerów, nikt nie zareagował...
Kierowca autobusu natychmiast zatrzymał pojazd i zawiadomił policję. Agresywni nastolatkowie zostali zatrzymani. Były to dwie dziewczyny w wieku szesnastu i osiemnastu lat oraz trzech chłopaków w wieku czternastu, osiemnastu i dziewiętnastu lat. Niewidomy Marcin Kaczorowski został dotkliwie pobity. Jak twierdzi dziś, nie żałuje, że zwrócił im uwagę. Nieletnimi sprawcami zajmie się sąd rodzinny. Ich starsi koledzy usłyszeli już zarzut pobicia - grozi im do trzech lat więzienia.

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt maja 30, 2014 10:57 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Dziennik Polski z dnia 29.05.2014
autor: Katarzyna Ponikowska

Olkusz. Niewidomy Zbigniew Skrukwa, mieszkaniec Olkusza skarży się na pracę swoich opiekunek z pomocy społecznej. Kierowniczka ośrodka pomocy odpiera zarzuty. Twierdzi, że to podopieczny sprawia problemy. O ocenę tej sytuacji poprosiliśmy ministerstwo. Pięćdziesięcioczteroletni Zbigniew Skrukwa z Olkusza zaalarmował dziennikarzy, że opiekunki z Ośrodka Pomocy Społecznej nie wywiązują się ze swoich obowiązków i często robią mu na złość. Z zarzutami nie zgadza się kierownictwo Ośrodka Pomocy Społecznej, które ręczy za zatrudniane pracownice. Urzędnicy Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej zapowiadają zmiany w szkoleniu opiekunek.
Z Tarnowa do Olkusza.
Pan Zbigniew nie widzi od dwudziestu lat. Od dziecka miał poważną wadę wzroku. Zdążył się już do tego przyzwyczaić, choć łatwo mu nie było. Mężczyzna pochodzi spod Tarnowa, a kiedy miał dziewiętnaście lat przyjechał do Olkusza.
- Tu była spółdzielnia dla niewidomych i tu było dla mnie miejsce. Nie miałem się nad czym zastanawiać - wspomina.
W 1978 roku zaczął tu pracę. Dostał też mieszkanie. W spółdzielni wykonywał instalacje do samochodów, pralek i innych urządzeń.
- Wszystko robiliśmy na akord. Nikt nie symulował roboty.
Praca była dobra, bo można było dorobić - nie ukrywa Zbigniew Skrukwa.
Spółdzielnia zaczęła jednak upadać. W1995 roku pracownicy stracili zatrudnienie.
- Od tej pory nie było już pracy. Żyję z samej renty. Jest ciężko - przyznaje. Jakby było mało, że jest niewidomy, trzy lata temu miał udar. Od tego czasu jeździ na wózku. - Zawsze starałem się radzić sobie sam, ale po udarze było mi bardzo ciężko. Ogromnym problemem stało się wyjście z domu - mówi pan Skrukwa.
Mieszka na parterze, ale żeby wyjść na zewnątrz musiałby pokonać strome schody.
Problem z opiekunkami.
Siedzi więc w domu. Sam, bo rodzina mieszka pod Tarnowem i praktycznie nie odwiedza krewniaka.
- Dlatego potrzebowałem opiekunki, bo inaczej nie dałbym sobie rady - mówi pan Zbigniew.
Panie przychodziły do niego od trzech lat. Jak podkreśla mężczyzna, przez jakiś czas było w porządku, ale potem zaczęły się problemy.
- Miałem przyznane dwie godzinny dziennie opieki, a one zjawiały się tylko trzy razy w tygodniu. Kiedy zwróciłem paniom uwagę, powiedziały, że się pomyliły - mówi pan Zbigniew. Teraz przychodzą codziennie. - Ale tak, żeby być u mnie jak najkrócej. I nie chcą mi zupełnie pomagać. Jedna wchodzi i od razu mówi, że ją nogi bolą, żeby przypadkiem czegoś nie zrobić - relacjonuje.
Kolejny problem, na jaki zwraca uwagę to zakupy. Nie zawsze dostaje to, co chce. Opiekunki nie chcą mu dawać rachunków.
- Raz poprosiłem o wytarcie płytek w kuchni. Po dwóch minutach pani mówi, że załatwione. Pomacałem podłogę, kleiła się, wszystko było rozmazane. Kiedy zwróciłem jej uwagę, była bardzo niemiła i powiedziała, żebym sam sobie sprzątał - wspomina pan Zbigniew. - One myślą, że jak ktoś nie widzi, to od razu jest głupi - dodaje.
Okiem pomocy społecznej.
Ewa Bednarz z olkuskiego Ośrodka Pomocy Społecznej nie zgadza się z takimi zarzutami. - Ten pan to trudna i konfliktowa osoba. Każe robić paniom zakupy w sklepach, które on sobie wybierze. Czasem wyzywa opiekunki - wyjaśnia Ewa Bednarz. Podkreśla też, że wina nie leży po stronie opiekunek. - To są panie, które pracują dla nas po kilkanaście lat. Z innymi podopiecznymi nie ma takich problemów - mówi. Jednocześnie zapewnia, że mimo to Zbigniew Skrukwa nie jest pozostawiony bez opieki. - Jestem z nim w stałym kontakcie. Staram się we wszystkim mu pomagać - dodaje Ewa Bednarz.
Rozmowa.
Na nasze pytania odpowiada Zuzanna Grabusińska z Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej.

- Co należy do obowiązków opiekunki społecznej?

- Wszystko zależy od tego, z jakiego powodu przyznano danej osobie opiekę. Niektóre radzą sobie z obowiązkami, inne mniej. Dlatego to ośrodek decyduje o rodzaju wsparcia.

- Jak skontrolować pracę opiekunki?

- Jeśli są jakieś skargi, należy ocenić sytuację. Nie można takich sygnałów bagatelizować.

- Jakimi cechami powinna wyróżniać się opiekunka społeczna, żeby radzić sobie w konfliktowych, trudnych sytuacjach, z wymagającymi pacjentami?

- Nie ma takich wyznaczników, ale powinny być. Resort pracuje obecnie nad zmianami w tym zakresie. Chcemy, żeby opiekunki przechodziły specjalistyczne kursy, żeby zaznajamiały się ze specyfiką poszczególnych schorzeń. Inne są bowiem potrzeby osób chorych, inne starszych. Podstawowa wiedza pozwoli umiejętnie wspierać każdą osobę. Pozwoli odpowiednio reagować na wahania nastrojów, złe samopoczucie czy ból fizyczny.

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Wt cze 03, 2014 07:50 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Niewidomy stracił przewodnika. Na nowego psa potrzebuje piętnastu tysięcy złotych
Dziennik Polski z dnia 3.06.2014
autor: Łukasz Bobek

Zakopane. Pomóżmy niewidomemu Jerzemu Zającowi. Mężczyzna stracił ostatnio swojego psa przewodnika. Bez zwierzaka z trudem chodzi po mieście. Pięćdziesięciodwuletni Jerzy Zając z Zakopanego jest osobą, którą kojarzy wielu mieszkańców miasta. To jedyny niewidomy na Podhalu, który poruszał się z psem przewodnikiem. Ostatnio jednak stracił swojego Atosa. - Miałem go dziewięć lat. Przez ten czas nie było ani jednego dnia, byśmy byli osobno - mówi pan Jerzy. Pies zachorował na raka. Przez ostatnie dni nic nie jadł, nawet już nie wstawał. Musiał zostać uśpiony. - Teraz się poruszam, ale tylko o białej lasce, a to nie to samo co z psem. Mieszkam na Jaszczurówce w Zakopanem. Normalnie dotarcie do miasta z psem przewodnikiem zajmowało mi od około czterdziestu do pięćdziesięciu minut, teraz pokonuję ten dystans ponad dwie godziny. Już kilka razy wpadłbym pod auto - mówi niewidomy. Pies na co dzień ułatwiał życie panu Jerzemu. Bez ukochanego zwierzaka sytuacja Zająca jest bardzo trudna. Mężczyzna od dwudziestu lat jest między innymi prezesem zakopiańskiego koła Polskiego Związku Niewidomych. I to bardzo aktywnym zawodowo i społecznie. - Przez ostatnie dwa lata z Atosem braliśmy między innymi udział w posiedzeniach rady pożytku publicznego w Zakopanem - mówi. Do tego mocno angażował się w udzielanie pomocy i aktywizację niewidomych na terenie Podhala. Kilka razy w roku organizował paczki z pomocą materialną dla niewidomych, a w weekendy zabierał ich na wycieczki górskie. Ze swoim psem przewodnikiem był pod Giewontem, na Łomnicy, czy w Dolinie Pięciu Stawów.
- Bez psa teraz mi bardzo trudno działać - ubolewa. Dodatkowy problem to pieniądze. Zakup nowego psa i jego wyszkolenie.
To koszt nawet i kilkudziesięciu tysięcy złotych i spory czas oczekiwania na nowego towarzysza. - Najpierw trzeba znaleźć psa pasującego charakterem do osoby niewidzącej - wyjaśnia Joanna Witkowska z Fundacji Pies Przewodnik, sama poruszająca się z takim psem. Potem rozpoczyna się cykl szkolenia psa, a to może zająć nawet półtora roku. Pan Jerzy znalazł tresera z Piły, który jest gotowy pośredniczyć w znalezieniu nowego psa przewodnika i może go wyszkolić za piętnaście tysięcy złotych. Nowy pies musi być owczarkiem niemieckim, a nie labradorem, bo ta druga rasa jest zbyt słaba jeśli chodzi o warunki życia na Podhalu. - Mam nadzieję, że na czas uda mi się zebrać pieniądze - mówi. Pomoc dla Zająca deklaruje zakopiański Urząd Miasta. - Nie sfinansujemy w stu procentach zakupu i wyszkolenia psa, ale kilka tysięcy złotych przekażemy na pewno - deklaruje burmistrz Janusz Majcher.
Pomóżmy zebrać kasę.
Każdy, kto chce pomóc panu Jerzemu Zającowi w zakupie nowego psa przewodnika, może to zrobić. Zakopiańskie koło Polskiego Związku Niewidomych rozpoczęło zbiórkę pieniędzy na psa. Wpłat można dokonywać na konto: 31 8821 0009 0000 0003 4249 0001 Polski Związek Niewidomych Okręg Małopolski Koło w Zakopanem, kod pocztowy 34-500 Zakopane, ulica Jagiellońska numer 7.
Jerzy Zając zapewnia, że jeśli uda się zebrać więcej pieniędzy niż wymagane piętnaście tysięcy złotych wtedy nadwyżkę przeznaczy na realizację jednego z pomysłów związanych z działalnością zakopiańskiego koła Polskiego Związku Niewidomych. Nie chce na razie zdradzić, co to może być za inicjatywa. Jak mówi nadwyżka może być jedynym wsparciem finansowym dla koła na jego działalność. - Bo my już od dłuższego czasu nie dostajemy niezbędnych pieniędzy od wyższych instancji Polskiego Związku Niewidomych - ubolewa Zając.

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Wt cze 03, 2014 07:56 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Jubileusz Zakładu Przewozu Osób Niepełnosprawnych. Noszą i wożą od dwudziestu lat
Express Ilustrowany z dnia 7.04.2014

Dwadzieścia lat mija od założenia przy łódzkim Miejskim Przedsiębiorstwie Komunikacji Zakładu Przewozu Osób Niepełnosprawnych. Jest to największy w kraju tego typu oddział działający w strukturach miejskiego przewoźnika. Zatrudnionych jest w nim czterdziestu kierowców i dziesięciu opiekunów. Do dyspozycji jest dwadzieścia busów tak wyposażonych, by mogły nimi podróżować osoby niepełnosprawne. Tylko w ubiegłym roku z usług zakładu skorzystało dziewięćdziesiąt cztery tysiące osób. Jednorazowy koszt przejazdu to dwanaście złotych. Chcąc zamówić kurs trzeba zadzwonić do Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji pod numer 196-23. Konieczne jest jednak aż tygodniowe wyprzedzenie, bo przewozy realizowane są ściśle według grafiku. Taniej wychodzi, gdy wykupuje się abonament (minimum osiem przejazdów w miesiącu) wówczas jeden kurs kosztuje siedem złotych. Pracownicy zakładu przewozów nie ograniczają się tylko do prowadzenia pojazdów. Pomagają przetransportować niepełnosprawną osobę z mieszkania do auta i z auta do docelowego miejsca. Jak zaznaczają kierowcy nie jest to łatwa praca. - Najtrudniej jest pogodzić się z widokiem mocno niepełnosprawnych dzieci, które często nie panują nad swoim zachowaniem - mówi jeden z kierowców. Podczas jubileuszowej gali w siedzibie Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji uhonorowano medalami i nagrodami pieniężnymi część pracowników zakładu. Zbigniew Papierski, prezes spółki zapowiedział także zakup trzech nowych busów (przetarg już rozstrzygnięto) zastąpią one najbardziej wyeksploatowane pojazdy.

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Cz cze 05, 2014 20:16 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: rozmawiał Mateusz Różański, Źródło: inf. własna

4 czerwca to 25. rocznica pierwszych wolnych wyborów w Polsce po wojnie. To dobry moment, by przypomnieć o roli, jaką w działaniach opozycji demokratycznej odegrały osoby z niepełnosprawnością. O „gwiezdnym czasie” konspiracji i o mijającym ćwierćwieczu rozmawiamy z Ryszardem Dziewą, niewidomym współpracownikiem Komitetu Obrony Robotników, uczestnikiem strajków 1980 roku, działaczem społecznym i pracownikiem Spółdzielni Inwalidów Niewidomych w Lublinie, a dziś przedsiębiorcą.




Mateusz Różański: W którym momencie postanowił Pan sprzeciwić się systemowi?

Ryszard Dziewa: Taką kroplą, która przelała czarę goryczy, były wydarzenia Czerwca 1976 roku i to, jak władze postąpiły ze strajkującymi robotnikami. Wtedy właśnie poczułem, że muszę się zdeklarować. Albo jestem za systemem, albo przeciwko. Wtedy też niejako oficjalnie stałem się opozycjonistą, podpisując petycję z żądaniem powołania specjalnej komisji sejmowej do zbadania okoliczności wydarzeń czerwcowych. Można powiedzieć, że wtedy wszystko się zaczęło. Moje nazwisko padało w audycjach Radia Wolna Europa i na łamach pism podziemnych. Może była wtedy jakaś możliwość odwrotu, może wystarczyłoby pokajać się i dokonać samokrytyki, ale to zwyczajnie było sprzeczne z moimi przekonaniami.

Jaka była Pańska droga do opozycji?

Na to pytanie nie ma jednej wyczerpującej odpowiedzi. Złożyło się na to wiele spraw. Byłem wychowankiem szkoły dla niewidomych w Laskach, gdzie bardzo ważną rzeczą było kształtowanie charakteru, poznawanie historii ale też formowanie osobowości i postawy moralnej. Niezwykle ważnym miejscem była też Spółdzielnia Niewidomych w Lublinie i postać jej długoletniego prezesa, Modesta Sękowskiego. Był on niezwykle prawym człowiekiem, prawdomównym i dobrym wychowawcą młodzieży. Zaszczepił nam pewien wzorzec uczciwości wobec innych ludzi i siebie samego. Z drugiej strony my, młodzi ludzie, w tamtym czasie odczuwaliśmy chęć uczestniczenia w życiu społeczeństwa, kraju i zwyczajnie robienia czegoś dobrego dla innych. I tu pojawiał się problem. W czasach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej trudno byłoby działać, nie będąc członkiem żadnej organizacji i nie będąc uwikłanym w jakimś stopniu w system. Byłem też słuchaczem Wolnej Europy i innych stacji zachodnich, co też oczywiście wpłynęło na mój światopogląd. No i z tego względu, mówiąc kolokwialnie, miotałem się, biłem się z myślami i z odwiecznym pytaniem młodych ludzi – co robić?

Działał Pan również w PRL-owskich organizacjach.

Przyznaję, byłem w Związku Młodzieży Socjalistycznej, nawet jakiś czas pełniłem tam funkcję przewodniczącego. Wystąpiłem z niego w 1972 roku. Byłem też w Radzie Związków Zawodowych. Po prostu jako młody człowiek chciałem działać. Pracę zacząłem wcześnie – w wieku 17 lat – i od razu zostałem „wciągnięty” w system. Nawet jakiś czas (przez 1,5 roku) byłem członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

A jak przebiegała Pana działalność w opozycji? Mógłby Pan przytoczyć jakąś najciekawszą, najbardziej dramatyczną historię?

Byłem współpracownikiem Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, a także Komitetu Obrony Robotników, choć z tą drugą organizacją i jej przywódcami Jackiem Kuroniem, Wojciechem Onyszkiewiczem i Henrykiem Wujcem, z którym w moim mieszkaniu kolportowaliśmy pismo Robotnik, związany byłem bardziej. Nie byłem w pierwszym szeregu działaczy i nigdy do niego nie aspirowałem. Owszem, byłem w komitecie strajkowym podczas strajku w lipcu 1980 i sam organizowałem strajk w naszej spółdzielni, ale zawsze bardziej interesowało mnie działanie na rzecz konkretnych spraw, niż angażowanie się w wielką politykę. Moje mieszkanie było miejscem spotkań konspiracyjnych i kolportażu prasy podziemnej. Oprócz Robotnika przepisywano też u mnie magazyn Zapis, gdzie publikowano m.in. Miłosza i Konwickiego.

Czy miał Pan z tego tytułu nieprzyjemności?

Oczywiście zdarzały się urządzane przez milicję i Służbę Bezpieczeństwa rewizje, podczas których przetrząsano moje mieszkanie w poszukiwaniu nielegalnych materiałów. Kilka razy udawało się funkcjonariuszom znaleźć prasę opozycyjną czy maszynę do pisania. Z innych rzeczy mógłbym przytoczyć historię o tym, jak w naszej Spółdzielni Niewidomych puściłem w radiowęźle słuchowisko o Św. Maksymilianie Kolbe, co spotkało się z dość nerwową reakcją sekretarza komórki partyjnej. Chciano mnie i innych „podejrzanych” wyrzucić z pracy, jednak redakcje Tygodnika Powszechnego i Więzi wystosowały pisma protestacyjne do władz spółdzielni.

A stan wojenny?

Stan wojenny zastał mnie w środku nocy. Znajoma mnie obudziła i kazała wszystko chować. Jednak później był to okres dalszej pracy, którą cechował znacznie wyższy poziom konspiracji – dzięki temu tylko raz, w 1983 roku, mieliśmy rewizję. Tymczasem pisaliśmy odezwy, organizowaliśmy wystąpienia, zbieraliśmy pieniądze na pomoc robotnikom.

Czy w związku z działalnością konspiracyjną spotykały Pana i Pańską rodzinę jakieś szykany ze strony władz?

Przede wszystkim rewizje w domu i w pracy. Do tego ciągłe straszenie, że jeśli tak dalej będzie, to się ze mną „rozprawią”, że mogą zrobić ze mną wszystko i nikt się o tym nie dowie. W marcu 1980 roku, czyli jeszcze przed „karnawałem Solidarności”, moją żonę zatrzymano na przesłuchanie i przez osiem godzin tłumaczono jej, żeby wyperswadowała mężowi działalność antypaństwową. Żona oczywiście stanowczo odmówiła. Sądzę, że władze zwyczajnie bały się rozgłosu i skandalu. Byłem znany, choćby z audycji w Wolnej Europie, a komuniści zdawali sobie sprawę, że informacja o prześladowaniu czy znęcaniu się nad niewidomym raczej by się im nie przysłużyła. To w pewnym sensie zabezpieczało mnie przed jakimiś szczególnymi szykanami czy represjami. Mojego kolegę z opozycji, również niewidomego, podczas schodzenia ze schodów wzięli pod ręce dwaj esbecy. Gdy powiedział im, że bez problemu zejdzie sam, ci odpowiedzieli mu, że boją się, iż on celowo spadnie z tych schodów, by potem móc rozgłaszać, że „ubecja bije inwalidów”.

Jak łączył Pan aktywność w podziemiu ze swoją pracą w spółdzielni i działaniem na rzecz osób niewidomych?

Większą część opozycyjnej „roboty” wykonywałem w czasie wolnym – w weekendy i popołudniami. Poza tym, ze względu na charakter działania w konspiracji, rzeczy typu kolportaż czy tajne spotkania odbywały się późną nocą. Druga rzecz, że gdy już zacząłem być postrzegany jako opozycjonista, to władze spółdzielni, gdzie byłem samodzielnym referentem do spraw socjalno-bytowych, właściwie wolały, żebym w pracy się nie pojawiał, gdyż obawiano się mojego wpływu na załogę. Odebrano mi więc większość obowiązków, dzięki czemu miałem dużo wolnego czasu, który mogłem przeznaczyć na działalność opozycyjną.

A jak z perspektywy czasu ocenia Pan transformację ustrojową i swój w niej udział?

Niestety, muszę przyznać, że moje oczekiwania wobec przemian ustrojowych rozminęły się z rzeczywistością. Zwłaszcza, że dwie partie, które odwołują się do dziedzictwa „Solidarności” i które są najbliżej siebie, jeżeli chodzi o program i wyznawane idee, są do siebie wrogo nastawione. Poza tym istnieje jakiś rozdźwięk, wrogość w społeczeństwie, której nie pamiętam z czasów, gdy działałem w opozycji. Wtedy istniało jakieś poczucie wzajemności i właśnie – solidarności. Myślano o wspólnym budowaniu kraju troszeczkę inaczej niż ma to miejsce dzisiaj. Jestem, przyznam się, zniesmaczony tym, co w tej chwili dzieje się w Polsce, zwłaszcza jeśli zestawić to z tym, co moglibyśmy osiągnąć, jak nasz kraj mógłby wyglądać i czego sam oczekiwałem. W tej chwili nie angażuję się szczególnie w żadną działalność polityczną, ale gdyby zaszła taka potrzeba, to chętnie bym się zaangażował.

Jak skomentowałby Pan wyniki sondy, w której zapytaliśmy naszych Czytelników o to, jak żyło im się przed 1989 rokiem? Ponad 50 procent z nich twierdzi, że żyło im się wtedy lepiej niż teraz.

Oni mają w tym dużo racji, choćby dlatego, że osobom przeciętnym żyło się wtedy dużo łatwiej. Poprzedni ustrój był zdecydowanie gorszy dla osób ambitnych, które chcą i mogą zdobywać wykształcenie i robić karierę. Można powiedzieć, że spółdzielnie inwalidów to było getto, ale ludzie mieli stałe zarobki i zajęcie, tak potrzebne w rehabilitacji. W tej chwili mamy do czynienia z problemem bezrobocia. Owszem, istnieje zatrudnienie na otwartym rynku, ale nie pokrywa ono zapotrzebowania na pracę. Do tego dochodzi kwestia wszystkich przywilejów dla osób niepełnosprawnych. Tych ułatwień niekiedy dziś brakuje. Ludzie, którzy krytycznie odnoszą się do transformacji ustrojowej, mają wiele racji. Być może nie są oni do końca obiektywni w swoim sądzie, ale nie zmienia to faktu, że należałoby stworzyć takie warunki, w których właśnie zwyczajni ludzie, którzy nie wybijają się ponad ogół jakimiś wybitnymi zdolnościami, mogliby znaleźć swoje miejsce. Dotyczy to zwłaszcza kwestii pracy i bezrobocia.

Czy Panu też żyło się wtedy lepiej?

Ja osobiście cieszę się z możliwości, które mam dzięki kapitalizmowi i przyznaję, że jestem w sytuacji komfortowej – mam swoją firmę i prowadzę satysfakcjonujące życie zawodowe. Ale z drugiej strony miło wspominam okres pracy w spółdzielni inwalidów. Mówiąc najkrócej – musimy podejść krytycznie do tego, co zaszło w Polsce przez ostatnie ćwierć wieku i zastanowić się, jak naprawić popełnione przez ten czas błędy.

Czy będzie Pan świętował 4 czerwca, rocznicę pierwszych wolnych wyborów?

Tego dnia będę wspominał i myślał, co mogę zrobić, by jednoczyć społeczeństwo i budować dialog, którego nam dziś tak bardzo brakuje.

Ryszard Dziewa – osoba niewidoma, opozycjonista, pracownik Spółdzielni Inwalidów Niewidomych w Lublinie. Wcześniej działacz ZMS, w latach 1975-1977 w PZPR. Od 1976 r. w kontakcie ze studenckim środowiskiem opozycyjnym w Lublinie. Po wydarzeniach Czerwca’76 współpracownik KOR i ROPCiO. 18 lipca 1980 r. współorganizator, uczestnik strajku w spółdzielni. Od października 1980 r. w „Solidarności ”, przewodniczący Komitetu Założycielskiego w Spółdzielni Inwalidów Niewidomych w Lublinie. Obecnie właściciel Przedsiębiorstwa Handlowo-Usługowego Impuls w Lublinie. Odznaczony Krzyżem oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2007).

Data opublikowania dokumentu: 2014-06-04, 09.56
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... 5C1BJWKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Cz cze 05, 2014 20:17 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: PAP

Tadeusz Jędrzejczyk objął we wtorek 3 czerwca 2014 r. stanowisko prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia - poinformowało PAP Ministerstwo Zdrowia. Jędrzejczyk od października 2013 r. był dyrektorem pomorskiego oddziału Funduszu.
Jędrzejczyk został wybrany w drodze otwartego konkursu organizowanego przez Ministerstwo Zdrowia. Zgodnie z ustawą o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, na prezesa NFZ powołał Jędrzejczyka premier Donald Tusk na wniosek ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza po uzyskaniu pozytywnej opinii Rady Funduszu.
- Pierwsze wyzwanie to ustawa wprowadzająca dyrektywę transgraniczną, ponieważ ta regulacja będzie oddziaływać na system ochrony zdrowia - powiedział Jędrzejczyk PAP, pytany o zadania, jakie stoją przed nim na nowym stanowisku.

Pakiet kolejkowy priorytetem
Jak mówił, wyzwaniem będą też rozwiązania, które mają być wprowadzone od nowego roku w ramach tzw. pakietu kolejkowego i onkologicznego. Podkreślił, że wiele rozwiązań zawartych będzie nie w ustawach, ale w aktach wykonawczych do tych ustaw, a także w szeregu zarządzeń prezesa NFZ.
- To będą intensywne prace obejmujące m.in. zarządzenia, ustalanie nowych warunków umów ze świadczeniodawcami, zmianę wyceny niektórych świadczeń, a także zmiany organizacyjne w Funduszu - podkreślił nowy szef NFZ.
Przypomniał, że w myśl propozycji resortu zdrowia, to Agencja Oceny Technologii Medycznych przejmie od NFZ zadanie, jakim jest wycena świadczeń.
- Potrzebna jest więc dobra współpraca Funduszu z Agencją - zaznaczył.
Tadeusz Jędrzejczyk wskazał, że jednym z pierwszych jego zadań będzie też całościowe spojrzenie na funkcjonowanie systemu nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej, tak aby podnieść jakość udzielanych tam świadczeń. Zapowiedział, że będzie analizował również popołudniową pracę ambulatoriów, aby zwiększyć dostępność do nich.
- Leczenie ambulatoryjne często jest korzystniejsze dla pacjenta, a tańsze niż leczenie szpitalne - zaznaczył.

Lekarz, adiunkt, dyrektor
Tadeusz Jędrzejczyk jest lekarzem, absolwentem Akademii Medycznej w Gdańsku. Ma specjalizację z zakresu medycyny społecznej, organizacji ochrony zdrowia i zdrowia publicznego. Pracował jako lekarz w szpitalu na Zaspie, następnie w ZOZ nr 3 w Gdańsku jako asystent, a potem jako adiunkt w Gdańskim Uniwersytecie Medycznym.
W latach 2008-2009 był zastępcą dyrektora ds. medycznych Pomorskiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ. Od 2010 roku był zastępcą dyrektora naczelnego ds. lecznictwa Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku. W październiku 2013 r. został dyrektorem pomorskiego oddziału Funduszu.
Konkurs na prezesa NFZ został ogłoszony przez MZ na początku maja. Od grudnia ub. roku, po tym jak premier odwołał na wniosek ministra zdrowia prezes NFZ Agnieszkę Pachciarz, obowiązki szefa NFZ pełnił wiceprezes Marcin Pakulski, a od 28 lutego zastąpiła go wiceprezes Wiesława Kłos.

Data opublikowania dokumentu: 2014-06-03, 16.05
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... 5C1DZWKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pn cze 09, 2014 11:58 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Podopieczni Ośrodka im. Ludwika Braille'a w Bydgoszczy w minioną środę pobili dwa rekordy Guinnessa! Pierwszy to skonstruowanie najdłuższej na świecie białej laski, drugi – spacer największej liczby osób niewidomych i w goglach.

Rekordowa biała laska, stworzona w Bydgoszczy, jest 20 razy większa od oryginału. Według założeń konkursu musiała być ona wykonana z materiału trwałego. W realizacji zadania pomogła firma Impostal, która wykonała poszczególne elementy laski z kilku metalowych rur o długości 5 m i średnicy 219 mm. Po komisyjnym pomiarze okazało się, że ma ona 24 m i 33 cm. Dotychczasowy rekord z 2011 roku należy do szwajcarskiego Fryburga, tam skonstruowano białą laskę o długości 23 m i 55 cm.
Tego dnia w Bydgoszczy odbył się też spacer osób niewidomych i widzących z zasłoniętymi oczami, wyposażonych w białe laski, które wspólnie przeszły około 800 m. Wydarzenia wpisują się w obchody 140-lecia istnienia Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego Nr 1 dla Dzieci i Młodzieży Niewidomej i SłaboWidzącej im. L. Braille'a w Bydgoszczy. Celem imprezy była integracja uczniów z mieszkańcami miasta, a przygotowania do tego dnia trwały ponad pół roku.

Źródło:
Biuletyn Informacyjny „Pochodni” numer 11 (80), czerwiec 2014

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pn cze 16, 2014 12:32 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
9 miesięcy był w śpiączce. Nie widzi. Chce studiować
Marta Górna 2014-06-14, ostatnia aktualizacja 2014-06-13 23:30:42

Marek nie widzi i porusza się z trudem. Nie przeszkodziło mu to jednak w ukończeniu filozofii i studiowaniu socjologii. Chce zacząć kolejne studia. W ich ukończeniu na pewno pomógłby nowy wózek elektryczny. Taki, który kosztuje 11 tys. zł
Postronny obserwator pomyśli, że Marek dusi losowe przyciski. Że robi to na chybił trafił: dwa razy lewy, trzy razy prawy. Ale każdy z nich ma znaczenie. Tak jak to, ile razy Marek go naciśnie. Co to? - To brajlowski notatnik - tłumaczy Marek.
Ubrany jest elegancko, w białą koszulę i zielonkawy garnitur. Siedzi na wózku, w dłoniach trzyma urządzenie. Nie rozstaje się z nim, zawsze ma je przy sobie. - Dzięki temu mogę notować na bieżąco. Kiedyś używałem dyktafonu, ale przepisywanie było uciążliwe - opowiada. Szybkie notowanie bardzo mu się przydaje. Marek jest studentem. Skończył już filozofię, teraz studiuje socjologię. Nie przeszkodziło mu ani to, że nie może chodzić, ani to, że jest niewidomy.
O Marku Suweździe już pisaliśmy. Wzrok stracił w wieku siedmiu lat. Potrącił go samochód, przez dziewięć miesięcy był w śpiączce. Kiedy zdał maturę w Owińskach, po 13 latach w ośrodku dla niewidomych postanowił studiować. Mówił: - Jestem twardy. Za darmo skóry nie oddam.
Nie bał się wtedy samodzielnego życia w dużym mieście, na uczelni, w akademiku. Nie boi się też teraz.
I słusznie. Po Wydziale Nauk Społecznych UAM porusza się na wózku. Bezbłędnie mija tłoczących się studentów, pewnie bierze zakręty. - Na początku było strasznie - wspomina. - Zawsze, kiedy pojawiam się w nowym miejscu, natychmiast szukam punktów charakterystycznych. Na samym początku, w drodze na uniwerek, podążałem za sznurem studentów. Na wydziale pomocne były śmietniki, które mają jaskrawe kolory i są dla mnie wyjątkowo widoczne.
Ma 33 lata i obecnie mieszka w akademiku Zbyszko na Piątkowie. - Przedtem mieszkałem w Jowicie, ale już za długo tam siedziałem. Po przeprowadzce musiałem się wszystkiego uczyć na nowo. Ściągnąłem do siebie na dwa dni siostrę, żeby pomogła mi się nauczyć, co gdzie jest. Najgorsze było to, że nie wiedziałem, gdzie zatrzymuje się autobus nr 82 z Ogrodów.
Stara się jeździć autobusami, a nie tramwajami, które rzadko są niskopodłogowe. - Kiedyś chodziłem o kulach. Nawet nie chcę liczyć, ile razy się wtedy połamałem.
Nie lubi próżnej litości. - Na uczelni wszyscy widzą, że sobie radzę. Ale czasami, kiedy czekam na tramwaj i pytam innych pasażerów, jaki podjeżdża właśnie na przystanek, ignorują mnie. Nie rozumiem tego.
W akademiku zajmuje "jedynkę". Duży pokój, z dużą łazienką - dostosowany dla osoby niepełnosprawnej. Mówi, że trudno nawiązuje kontakty, najpierw zwraca uwagę na głos i tak rozpoznaje znajomych. - Kiedyś widziałem więcej, np. kontury przedmiotów. Teraz widzę tylko światło. Jak przestanę je widzieć, to będzie znak, że czas skończyć ze studiowaniem.
Na razie jednak Marek chce studiować. Zastanawia się nad pedagogiką, bo socjologia trochę go rozczarowała: - Za mało wykładów - wyjaśnia.
Poruszanie się po mieście i po uniwersytecie na pewno ułatwiłby Markowi nowy wózek. Taki elektryczny, szybki. Najlepiej nowy, żeby posłużył Markowi jeszcze długi czas. Wydział Nauk Edukacyjnych zorganizował w maju na ten cel licytację prac studentów wydziału. Na razie udało się zebrać pieniądze na wózek używany za 2,5 tys. zł. Nowy kosztuje 11 tys. zł.
NFZ nie zrefunduje go, ponieważ zrobił to już wcześniej płacąc za wózek manualny, na którym Marek porusza się po uczelni.
Jeśli chcesz pomóc Markowi, napisz do autorki: marta.gorna@poznan.agora.pl

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - www.gazeta.pl © Agora S
http://poznan.gazeta.pl/poznan/2029020, ... 53768.html

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt cze 20, 2014 18:46 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Beata Rędziak, Źródło: inf. własna

Od pół roku obowiązuje przepis w Kodeksie wykroczeń mówiący o tym, że osoba, która w sposób nieuprawniony posługuje się kartą parkingową, np. wystawioną na osobę nieżyjącą lub osobę, której nie ma w samochodzie, może otrzymać 2 tys. zł grzywny. Okazuje się jednak, że ta kara nie jest stosowana. Dlaczego?
Chodzi o art. 96b Kodeksu wykroczeń (kw), który został wprowadzony 20 grudnia 2013 r. w związku ze zmianami przepisów o karcie parkingowej, czyli nowelizacją Prawa o ruchu drogowym (z 23 października 2013 r.). Nie ma danych, ile osób dotychczas dostało grzywnę 2 tys. zł za nieuprawnione posługiwanie się kartą parkingową. Dlaczego? Wyjaśnia Mariusz Wasiak z Komendy Głównej Policji.
- Samo nadużywanie karty parkingowej nie jest wykroczeniem drogowym – mówi. – Cały czas obowiązuje przepis dotyczący możliwości niestosowania się przez osoby z niepełnosprawnością do niektórych znaków drogowych. Od 20 grudnia ub. r. ktoś, kto ma nielegalną kartę parkingową, działa w zbiegu przepisów.
Rzecz w tym, że w aktualnym stanie prawnym przywilejem wynikającym z karty parkingowej jest możliwość niestosowania się do niektórych znaków drogowych (dotyczących zakazu ruchu lub postoju). Karta daje też oczywiście możliwość korzystania z tzw. kopert, czyli miejsc postojowych dla pojazdów osób z niepełnosprawnością lub tych, którzy je przewożą. W tym świetle nieprzestrzeganie owych znaków drogowych było i nadal jest wykroczeniem z art. 92 kw, mówiącego o nieprzestrzeganiu znaków w ogóle. I to niezależnie od tego, czy popełnia je osoba nieposiadająca karty parkingowej czy też osoba, która z tej karty korzysta, nie mając do tego uprawnienia.

Martwy art. 96b
Wraz z wejściem w życie nowego wykroczenia (art. 96b kw) zmieniła się sytuacja prawna osoby, która nie stosuje się do danego znaku drogowego, a jeszcze do tego „podszywa” się pod osobę uprawnioną do korzystania z takiego przywileju.
- Dopuszcza się ona bowiem wykroczenia określonego przez dwa przepisy (art. 92 i 96b kw); wtedy stosowany jest ten, który przewiduje najsurowszą karę – wyjaśnia Katarzyna Balcer z zespołu prasowego Komendy Głównej Policji.
„Stary” art. 92 daje możliwość wyznaczenia kary grzywny od 20 zł do 5 tys. zł lub karę nagany, a art. 96b – 2 tys. zł grzywny, dlatego w takim przypadku kara będzie wyznaczona z tego pierwszego artykułu.
- Obecnie taryfikator mandatów nie przewiduje skonkretyzowanej wysokości tylko za wykroczenie określone w art. 96b, a więc nałożony mandat mógłby być w wysokości od 20 zł do 500 zł – a gdy sprawca działa we wspomnianym wyżej zbiegu przepisów – w wysokości do 1000 zł – mówi Katarzyna Balcer.
- Obecnie przygotowujemy projekt rozporządzenia, aby minister spraw wewnętrznych uwzględnił w taryfikatorze ten zbieg przepisów – mówi Mariusz Wasiak.
Ilu więc kierowców zostało przez ostatnie pół roku ukaranych za bezprawne zajmowanie „kopert”? Policyjne statystyki nam na to pytanie nie odpowiedzą.
- Od 20 grudnia 2013 r. do 31 maja 2014 r. w ewidencjach kierowców naruszających przepisy ruchu drogowego odnotowano 988 osób, które dopuściły się naruszenia typu: niestosowanie się do znaku „parking” lub „parking zadaszony”, albo „parking – miejsce zastrzeżone” oraz 899 osób, które złamały przepisy dotyczące znaku „stanowisko postojowe”, „miejsce dla pojazdu osoby niepełnosprawnej” albo „koperta”, czy „miejsce dla pojazdu osoby niepełnosprawnej”. Niestety, na podstawie tych danych nie ma możliwości ustalenia, w jakiej liczbie przypadków sprawcy, nie stosując się do wymienionych znaków, jednocześnie posługiwali się kartą parkingową, nie mając do tego uprawnienia – mówi Katarzyna Balcer.

Potrzeba czasu
Poseł Sławomir Piechota, przewodniczący sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny, podkreśla, że w pracach nad przepisami dotyczącymi nowych kart parkingowych uczestniczyli przedstawiciele Komendy Głównej Policji oraz Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Opinię do projektu wydała zaś Komisja Kodyfikacyjna Sejmu, kierowana wówczas przez posła Krzysztofa Kwiatkowskiego (wcześniej ministra sprawiedliwości, obecnie prezesa NIK).
- We wszystkich opiniach, które ostatecznie stały się podstawą wprowadzanego przepisu o karze grzywny w wysokości 2000 zł za nieuprawnione użycie karty parkingowej, wskazywano, iż będzie to przepis szczególny – precyzyjnie określający karę np. za użycie karty wystawionej na osobę, która już nie żyje, czy użycie karty osoby, która nie jest kierowcą albo pasażerem parkującego samochodu. Jako przepis szczególny będzie miał pierwszeństwo w stosowaniu w tego rodzaju przypadkach dotyczących nadużyć w zakresie użycia karty parkingowej – mówi poseł. – Zapewne trzeba czasu na upowszechnienie, zwłaszcza wśród policjantów, wiedzy o tym szczególnym przepisie oraz praktyki jego stosowania. Podobnie ostatnio dzieje się z zatrzymywaniem prawa jazdy za rażące przekroczenie dozwolonej prędkości; przepisy stanowiące podstawę zatrzymania prawa jazdy obowiązują od dawna, ale dopiero ostatnio upowszechnia się praktyka takiego ich stosowania – dodaje.
Poseł Piechota przypuszcza, że najszybciej z tego przepisu zacznie korzystać straż miejska, która ma dostęp do coraz bardziej rozpowszechnionego monitoringu miejskiego, a to daje możliwość sprawdzenia, czy z pojazdu naprawdę wychodzi osoba mająca ograniczone możliwości poruszania się.
- Tym bardziej, że – zgodnie z nowymi przepisami – karta będzie przysługiwała wyłącznie osobom „mającym znacznie ograniczone możliwości samodzielnego poruszania się”, a więc osobom, u których te ograniczone możliwości będą widoczne i przez to łatwe do sprawdzenia – konkluduje.

Data opublikowania dokumentu: 2014-06-17, 11.13
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... 6R42JWKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Mogę wybierać
PostNapisane: Cz cze 26, 2014 08:56 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Roman Roczeń

W ostatnich czasach wiele się w Polsce zmieniło, również w swobodnym dostępie niewidomych do informacji. Powstaje coraz więcej portali internetowych, z których osoby z dysfunkcją wzroku mogą korzystać dzięki programom udźwiękawiającym, coraz większa liczba internetowych rozrywek jest nam przyjazna. Przyznam, że dla mnie najcenniejszym jest fakt, że nie muszę nikomu się tłumaczyć i przekonywać, że ta czy inna zabawa jest na pewno mądra, słuszna i... cokolwiek jeszcze.
Ot, weźmy dla przykładu grę strategiczną Lords Knights. Gra polegająca na budowaniu zamków, planowaniu rozbudowy i wytwarzaniu zasobów, wojska obronnego, wojska atakującego, a to wszystko wspólnie z grupą sojuszników, w której każdy może wypracować sobie własną pozycję i postawę. Dla niewidomych dostępna na iPhone. Tyle w skrócie, choć rzecz jest nieco bardziej złożona, ale o tym każdy posiadacz tego urządzenia może sam się przekonać.
Gdybym bardzo się postarał, mógłbym oczywiście wykazać walory dydaktyczne, rozwojowe czy jakiekolwiek inne takiej gry, ale tym razem na szczęście nie o to chodzi. To jest po prostu zabawa, na którą mogę mieć ochotę i to wszystko. iPhone umożliwia mi branie w niej udziału na takich samych zasadach, jak każdemu innemu człowiekowi. Nie ma pochylania się nade mną, zmiany planów graczy, czy może łagodniejszego traktowania. Nie ma takiej potrzeby. I pięknie.
Podobnie jest z treściami do czytania. Wreszcie mogę swobodnie wybierać, co i kiedy chcę sobie poczytać. W poprzedniej epoce, którą nieco również poznałem - to był wieczny problem. Najpierw, jak znaleźć lektora, a potem jak np. mu powiedzieć, że myślałem, iż książka, którą czytamy, będzie ciekawsza. Zwłaszcza, kiedy jemu się spodobała, a mnie jakoś nie... Takich przykładów można przywołać wiele. Oczywiście były i pozytywy takiego stanu rzeczy, ale to temat na zupełnie inny artykuł. Z komputerem jest łatwo. Czyta mi to, co chcę, kiedy chcę i jak długo chcę. Pod jednym warunkiem. Musi otrzymać czytaną zawartość w formie, którą sam potrafi zrozumieć. Aby dotrzeć do interesujących ich materiałów, niewidomi nauczyli się, jak wyciągać tekst z plików przeróżnie zapisanych. Wiele wiedzą o rodzajach kodowania i zamianie polskich znaków z jednego rodzaju na zupełnie inny. Wiedza jak wiedza, zawsze się może przydać, ale czy właśnie ta, właśnie tu i akurat właśnie teraz?
Od pewnego czasu najpopularniejszym formatem książek elektronicznych sprzedawanych w księgarniach internetowych stał się tzw. e-pub. Format bardzo przyjazny, umożliwiający zamieszczenie i spisu treści, i okładki, i zdjęć ilustrujących książkę. Jednak dla nas ciągle nie był otwarty. Wprawdzie można było wyjąć z takiego pliku treść i zapisać do pliku txt, ale pozostawał lekki niesmak, bo nieco naruszyliśmy dzieło, poza tym takie konwersje przeróżnie przebiegały, a ich efekty nierzadko niemile nas zaskakiwały.
Istniały również dwie inne możliwości przeczytania takich plików. Pierwszą był nierozwijany od pięciu lat program Emerson, drugą - wtyczka do przeglądarki Firefox. Oba rozwiązania pozostawiały wiele do życzenia. Mnie jakoś zawsze z nimi opornie szło.
Z wielką więc radością odkryłem program QRead. Wreszcie nie muszę rozpoczynać znajomości z kupioną książką od rozkodowywania, przeformatowywania, czy co tam jeszcze trzeba było wykonywać. Ja po prostu ją czytam. I to w formie, jaką dla mnie przygotował sam autor. On ma pełne prawo i do treści książki, czasopisma czy opracowania, i do formy.
Co robi QRead? Ano pozwala otworzyć książkę m.in. we wcześniej wspomnianym formacie e-pub. Rozumie przygotowany dla czytelnika spis treści, umożliwia poruszanie się po tekście według: nagłówków (zwykle są to tytuły rozdziałów czy artykułów), stron, linii. Umożliwia tworzenie własnych, opisanych przez siebie zakładek i oczywiście pozwala łatwo się między nimi poruszać. Ma również „licznik słów”, dzięki któremu można szybko zorientować się, jaka jest objętość czytanego tekstu.
Wymieniłem główne możliwości tego programu, choć nie wszystkie. Wspomnę jeszcze o znacznie lepszym niż w innych przeglądarkach czytaniu plików pdf. To zupełnie inna jakość pracy z tymi dokumentami.
Program został spolszczony i wprowadzony do oferty handlowej firmy ECE. Kosztuje 129 zł, więc przyznać trzeba, że niedrogo, zwłaszcza, że jedna licencja umożliwia pracę na kilku komputerach - zgodnie z potrzebami użytkownika.
Zachęcam do zapoznania się z tym programem, bo przy jego pomocy kontakt z książką staje się naprawdę dużą przyjemnością.

Źródło:
Pochodnia Nr 3 (900), czerwiec 2014

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Cz cze 26, 2014 19:10 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: rozmawiał Tomasz Przybyszewski, Źródło: inf. własna

O mechanizmach polskiej polityki, o tym, dlaczego w Polsce osobom z niepełnosprawnością nie opłaca się aktywność, a także o planach w nowej roli rozmawiamy z Markiem Plurą, nowo wybranym posłem do Parlamentu Europejskiego.
Tomasz Przybyszewski: Dlaczego Polacy z niepełnosprawnością nie mogą żyć tak, jak ludzie w Europie Zachodniej? Czy jest to wyłącznie kwestia pieniędzy?

Marek Plura: W dużym stopniu pieniędzy, ale w jeszcze większym stopniu ich ulokowania. Trudno byłoby mi wyobrazić sobie akceptację wśród osób z niepełnosprawnością choćby przyjęcia brytyjskiego systemu zabezpieczenia społecznego. Rzecz w tym, że w Wielkiej Brytanii nie ma rent, są zasiłki z pomocy społecznej - i to pozwala na zarządzanie sytuacją, czyli pozwala pilnować osoby niepełnosprawnej, by nie ułożyła sobie udanego życia na zasiłku. Mówiąc wprost: taka osoba otrzymuje ofertę pracy, ofertę uczestniczenia w jakiejś rehabilitacji, terapii czy działalności w różnych organizacjach pozarządowych, ale kiedy odrzuca te oferty, to traci też zasiłek.

To taki przymus aktywności?

Tak. Ten przymus działa w Wielkiej Brytanii skutecznie, bo ich poziom zatrudnienia osób z niepełnosprawnością jest o wiele wyższy od naszego. Ale czy to byłoby dla Polaków do przyjęcia? Wydaje mi się, że byłoby trudno, bo u nas renta jest ciągle czymś, czego się pragnie, co daje poczucie bezpieczeństwa. Ciężko byłoby nagle zmieniać ten stan. Z kolei pomysł Niemców to prywatny system ubezpieczenia zdrowotnego. Nie nasz moloch, jakim jest NFZ, tylko konkurujące ze sobą firmy ubezpieczeniowe. Kierujący nimi wiedzą, że warto zainwestować w swojego ubezpieczonego, gdy staje się osobą niepełnosprawną, wyposażyć go w różnego rodzaju dostosowania, przeszkolić. Po prostu lepiej, by nie był obciążeniem jako biorca świadczenia, które musi wypłacać firma ubezpieczeniowa, lecz by był płatnikiem składek jako osoba, która wraca na rynek pracy. To także działa bardzo skutecznie.

To zupełnie odmienna filozofia od naszej.

W naszym systemie aktywność się nie opłaca. Słabo wykorzystujemy nawet istniejący mechanizm renty szkoleniowej, czyli świadczenia na czas przekwalifikowania się. A to powinno być podstawowe, jeśli nie jedyne, świadczenie wypłacane przez ZUS, gdy u osoby dorosłej pojawi się niepełnosprawność. Bo renta z tytułu niezdolności do pracy oznacza, że człowiek, mówiąc krótko, do niczego się już nie nadaje. Co na szczęście w dzisiejszych czasach jest nieprawdą. Ktoś mówi: straciłem nogę, ona mi nie odrośnie – i ma rację. Otrzymuje więc rentę z tytułu niezdolności do pracy, ale ręce ma sprawne, więc do jakiejś pracy jest zdolny. Gdybyśmy naprawdę bazowali na tym, że renta to jest czas przejściowy, nie byłoby wówczas tego przywiązania do renty jako sposobu na życie. Kiepskie życie, ale jakieś. A często wystarczy dobra rehabilitacja, żeby nie wypaść z rynku pracy i nie korzystać potem z renty, lecz żyć normalnie i być płatnikiem składek. Brak jednak u nas odwagi, również politycznej, do tego typu zmian, prowadzących do zmniejszenia liczby wypłacanych rent przy jednoczesnym zwiększaniu środków z ZUS na aktywizację. Mam nadzieję, że w niedługim czasie uda się jednak stworzyć jeden system orzekania w Polsce i że zajmie się tym ZUS.

To się nie spodoba, bo ludzie obawiają się komisji w ZUS.

Nie boją się ZUS, tylko utraty renty. A jeśli będą przychodzili do ZUS nie po orzeczenia, które przyniosą im pieniądze na koncie, tylko takie, które przyniosą opłacenie szkoły, rehabilitacji, dowozu do pracy, asystenta, trenera pracy, to wtedy nie będą się już tych komisji bali. Nasz system rentowy jest bardzo archaiczny i jest jedną z podstaw kiepskiego życia osób niepełnosprawnych w Polsce. Na renty wydajemy ogromne pieniądze, ale nie służą one poprawie jakości życia tych osób. Gdyby te środki przeznaczyć na wsparcie realizacji siebie, to ludzie zarabialiby więcej, czuliby się spełnieni i mogliby żyć bez obawy przed ZUS, bez gromadzenia dokumentacji medycznej służącej udowodnieniu, że do niczego się już w życiu nie nadają.

Ludzie nie lubią słuchać, że jako osoby z niepełnosprawnością powinni iść do pracy.

Tak, ale ja nie będę kłamał. Trudno, mogę oberwać za to, że ja, niepełnosprawny, wyganiam ludzi do pracy. Ciągle krąży po portalach, że Plura powiedział, że niepełnosprawni to nieroby i lenie. Ktoś tak zinterpretował moje słowa, że normalność jest wtedy, gdy jesteśmy w stanie pracować. Niewiele osób tak widzi świat, ale trudno, to niech już ja będę ten niedobry. Zresztą także wielu pracodawców na mnie narzeka jako na tego, który uniemożliwia im dawanie pracy, bo zmniejsza dotacje. To przyjmuję wręcz z pełną satysfakcją.

Łatwo Panu mówić, bo w Sejmie miał Pan dietę poselską, do tego 6 tys. zł na asystenta. To nieporównywalne z 600 zł renty.

Na pewno, tylko że ja 25 lat temu też byłem osobą, która miała tylko rentę socjalną. Nie przyszedł do mnie Święty Mikołaj i nie przyniósł mi innego, obecnego życia. To ja osiągnąłem w życiu to, co teraz mam. Nie poprzez wygraną w Totolotka, nie poprzez łut szczęścia. Szukałem szansy na normalne życie i je znalazłem. Zbierałem kolejne małe elementy, na których mogłem się oprzeć i to doprowadziło mnie do obecnej samodzielności. Oczywiście, pomogli mi rodzice. To oni w dzieciństwie pokazywali mi, że choć uczę się w domu na wsi zamiast w szkole z kolegami, bo wtedy nie dało się inaczej, to nie znaczy, że jestem gorszy. Moim ogromnym szczęściem jest to, że spotkaliśmy się z Ewą, że się w sobie zakochaliśmy i postanowiliśmy, że razem zbudujemy dalsze życie. Być może gdyby nie to, dalej byłbym mieszkańcem domu pomocy społecznej, jak wielu moich kolegów z dawnych lat. Wspólne życie z Ewą to była decyzja o wzięciu za siebie nawzajem odpowiedzialności. Wiedziałem, że muszę znaleźć pracę, zacząć zarabiać pieniądze. Gdyby nie ten przymus odpowiedzialności za też wtedy bezrobotną Ewę, za to, żeby miała co jeść, gdzie spać, może wystarczyłoby mi, że przyjdzie jakiś opiekun w domu pomocy, ubierze, nakarmi, umyje.

Włączy telewizor.

A jak się znajdzie 2 złote, to pójdziemy na piwo po południu i też będzie fajnie, nie? Także dla mnie tym napędem była odpowiedzialność za siebie i za Ewę, jej za mnie też. Ale to nie znaczy, że jest tu jakaś magia, czyli cuda. Raczej przeciwnie – to jest też powiedzenie sobie: teraz zaczną się prawdziwe kopniaki od życia. Oczywiście tak też było.

W 2007 r. został Pan posłem. Z jakimi nadziejami?

Przyjechałem wtedy do Warszawy z taką normalną, pozytywną, obywatelską naiwnością, że wystarczy coś dobrego wymyślić, żeby rzeczywistość zmieniła się na lepsze. Myślę, że każdy poseł pokornieje w takich planach. Zawsze najpierw zderza się z budżetem i jego strażnikami w Ministerstwie Finansów. To oczywiście dobrze, że oni są, bo rozdać państwo jest łatwo, i to nawet odpowiadając na niezwykle ważne potrzeby.

Jak więc działać w Sejmie w takich warunkach? Jak forsować swoje pomysły?

Zawsze starałem się, żeby za jakąś sprawą, ideą, pomysłem do zrealizowania stało wsparcie społeczne. Współpracowałem więc z organizacjami pozarządowymi, często nawet z indywidualnymi ludźmi, będącymi żywymi przykładami sprawy, o której się mówi. Zapraszałem ich na posiedzenia sejmowych komisji i podkomisji. Takie zgromadzenie iluś osób nie działa jak magiczne zaklęcie, ale trudno ich głosy negować. Stała obecność przy jakiejś sprawie, śledzenie jej, odwiedzanie w związku z nią ministerstw – to pomaga. Nie załatwia wszystkiego, ale zawsze takie zaplecze uruchamia polityczną czujność. Politycy widzą, że za sprawą stoi jakaś grupa wyborców, media, opinia publiczna. Tam, gdzie dialog był przerwany czy zaniedbany, dochodzi do dramatycznych sytuacji, czego przykład mieliśmy moim zdaniem niedawno w Sejmie. Myślę o dramatycznym geście okupowania korytarzy sejmowych przez rodziców niepełnosprawnych dzieci. Brak dialogu zamienia się w sytuację, której nikt nie chce. Przecież ani protestujący nie marzyli o tym, żeby spać na posadzce sejmowej, ani rząd, ani posłowie.

Czasem nie można inaczej.

Ale choćby parę lat temu bez krzyku i cierpienia udało się zmienić przepisy dotyczące dorabiania do renty socjalnej. Któregoś dnia przyszli do mnie panowie Lech i Daniel, renciści socjalni, z pomysłem, by zebrać 100 tys. podpisów pod obywatelskim projektem zmian w ustawie o rencie socjalnej i zlikwidować pułapkę rentową. Mieliśmy świadomość, że to się nie uda, bo jest to – brutalnie mówiąc – dość niszowa sprawa. Ale sam ten pomysł pozwolił mi mówić w swoim klubie parlamentarnym, w rozmowach z PSL, w Ministerstwie Finansów: słuchajcie, ludzie się organizują, załatwmy to normalnie, czyli projektem poselskim, to będzie nasz wspólny sukces, a nie porażka. Takie rozmowy prowadziłem wtedy z ministrem finansów Jackiem Rostowskim i z jego zapleczem. Wcześniej z prezesem ZUS, który wykazał, że dla budżetu Zakładu taka zmiana nie będzie miała istotnego znaczenia. No i udało się pod koniec poprzedniej kadencji ją przeprowadzić. Trzeba też brać pod uwagę to, że niektóre inicjatywy łatwiej przeforsować w czasie przedwyborczym. Bywa, że wówczas prace w różnych ministerstwach idą intensywniej, aby kadencję zakończyć szeregiem sukcesów i pokazać się przed wyborami.

Czyli przez poprzednie trzy lata można nic nie robić?

To nie tak. Wyborcy są na ogół bardzo rozsądni, swoje widzą. I tak powinno być, bo pokazuje, że nie wystarczy działać tylko przed wyborami.

Dlaczego w taki sposób, jak z rentą socjalną, nie udało się załatwić sprawy z rodzicami, którzy zdesperowani w końcu okupowali sejmowy korytarz? Dobijali się do premiera, posłów od wielu lat.

Apel środowiska rodziców dzieci niepełnosprawnych pojawił się rzeczywiście już w 2008 roku. Ludzie przez internet umówili się i stworzyli wspólny list, z którym odwiedzali biura poselskie. Ja go wtedy otrzymałem w Sejmie i od tej pory towarzyszyłem sprawie dosyć aktywnie. Byłem tym, który wprowadzał tę grupę osób do Sejmu, na posiedzenia komisji czy zespołu ds. osób niepełnosprawnych. Kontaktowałem ich również z Ministerstwem Pracy, z marszałkiem Sejmu Bronisławem Komorowskim, później z marszałek Ewą Kopacz. Wszystko po to, aby było jak rozmawiać. Ale te rozmowy zaczęły budzić zniecierpliwienie i przyznaję, że byłem jednym ze współtwórców różnych podejmowanych wtedy akcji, nie zawsze dla rządu i parlamentu miłych. Była choćby akcja wysyłania pocztówek przez dzieci, które nie mogły wyjechać na wakacje, bo jedno z ich rodziców nie pracowało. Byli na to zbyt biedni, a jednocześnie nie otrzymywali nawet tego bardzo niskiego świadczenia, bo minimalnie przekraczali kryterium dochodowe. Były też akcje zbliżone do późniejszych demonstracji. Wiedziałem o nich i nie namawiałem rodziców do ich odwoływania wtedy, gdy ja również czułem, że trzeba troszkę „postraszyć”, bo temat grzęźnie.

Aż ugrzązł na dobre.

Po roku dialogu, wspieranego różnymi akcjami, konkretnymi spotkaniami, Ministerstwo Pracy przygotowało zmiany do ustawy o świadczeniach rodzinnych, czyli podwyżkę o 100 zł i zniesienie kryterium dochodowego. Tyle udało się przez rok wypracować. Niestety w momencie, gdy dopinano budżet państwa na kolejny rok, ta ustawa została wstrzymana. Pomyślałem – kurczę, nie może tak być, teraz albo nigdy. Pamiętam, że wtedy premier Donald Tusk mieszkał jeszcze w hotelu sejmowym, wiedziałem, w którym pokoju, i po prostu do północy czekałem na niego na korytarzu. Bo to była jedyna możliwość, żeby powiedzieć o tym wprost premierowi. Doczekałem się i kolejnego dnia rano zadzwonił Paweł Graś, a po kilku dniach, tuż przed planowaną demonstracją pod Kancelarią Premiera, doszło do spotkania z rodzicami, z którymi współpracowałem, z minister pracy Jolantą Fedak, ministrem Jarosławem Dudą, Michałem Bonim, jako szefem doradców, no i z premierem. Padły gorzkie słowa ze strony rodziców, że dialog nie jest realizowany, a oni ledwo żyją. Premier obiecał, że będziemy stopniowo ich oczekiwania realizować i efektem było to, że rzeczywiście przywrócony został do realizacji wspomniany projekt Ministerstwa Pracy wraz z założeniami, że krok po kroku wdrażane będą kolejne rozwiązania. Tylko wtedy ta zmiana kosztowała budżet poniżej 100 mln zł, a później okazało się, że świadczenia pielęgnacyjne należą się nie tylko rodzicom, ale i opiekunom dorosłych osób niepełnosprawnych. Wydatki zaczęły rosnąć w setki milionów i to też spowodowało, że nie było żadnego postępu. Budżet puchł w obszarze świadczeń rodzinnych, podczas gdy rodzice nie odczuwali żadnego wsparcia.

Chodzi o wyrok Trybunału Konstytucyjnego z lipca 2008 r., który orzekł, że świadczenie pielęgnacyjne należy się nie tylko rodzicom dzieci, ale i opiekunom dorosłych osób z niepełnosprawnością.

Dokładnie tak. Wobec takich kosztów dalszy dialog był jałowy. Konstruktywna grupa osób, ta rzeczowa, oczytana w uwarunkowaniach ustawowych i finansowych – dała sobie spokój. Została wyśmiana przez innych. Z goryczą zawodu i bezsensu własnych działań zajęła się prywatnym życiem. Zostali ci, którzy w desperacji dalej utrzymywali styl „pikietowy” prowadzenia działań. A że realizowali taki styl przez kilka długich lat, to nie dziwię się ich determinacji i temu, że postanowili okupować Sejm. Ten sposób okazał się skuteczny, co nie tylko dla mnie było przykre. Okazało się, że rozwiązania, proponowane parę lat temu, jednak mogą wejść w życie.

Bez protestów nic by z nich nie wyszło?

Nie wiem, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.

Przy okazji okupacji Sejmu zarówno Panu, jak i posłowi Sławomirowi Piechocie oraz senatorowi Janowi Filipowi Libickiemu, mocno dostało się od protestujących i ich zwolenników.

Szczerze mówiąc, od dawna tak jest. Być może dlatego, że przez własną niepełnosprawność jesteśmy uznawani za tych, którzy już dawno powinni to załatwić. Nikt przecież nie analizuje tego, na ile mamy związane ręce różnymi uwarunkowaniami. Ludzie też zobaczyli, że bezpośrednie zaangażowanie premiera w tę sprawę spowodowało szybki postęp. To dla wielu oznaczało, że w ostatnich latach nic nie robiliśmy. Nie tylko dla mnie przykre były jednak słowa protestujących, że nie istnieje system wsparcia. Trzy dni później w Pszczynie na Śląsku odwiedziłem ośrodek edukacyjno-rehabilitacyjny, z warsztatami terapii zajęciowej. Od prowadzących go pań usłyszałem, że je też bardzo zabolało to, co słyszały od tych matek z Sejmu, bo one swoje niepełnosprawne dzieci, już dziś dorosłe, wychowywały często samotnie przez całe życie, w którym nie było czegoś takiego, jak świadczenie rodzinne. One usłyszały gorzkie słowa, które negowały to, że one się zebrały i stworzyły dla swoich dzieci, a potem dla innych, ośrodek wsparcia.

Nie wszędzie są jednak takie ośrodki.

Może jest tak, że tych miejsc jest ciągle za mało, a może też tak, że ktoś nie potrafi dotrzeć do pomocy, która jest dostępna. Na pewno dotarcie z kompleksową pomocą jak najszybciej w momencie, gdy niepełnosprawność pojawia się w rodzinie, może życie zorganizować tak, że rodzic ma szansę kontynuować pracę zawodową lub tylko trochę ją ograniczyć.

Wielu rodziców nie chce jednak takiego rozwiązania. Tak długo już opiekują się dziećmi, że wypadli z rynku pracy.

A co jeśli sami będą potrzebowali pomocy, bo w związku z zaawansowanym wiekiem nie będą zdolni do opieki nad dzieckiem? Albo co będą robić i z czego żyć, gdy ich dziecko umrze? Wtedy będą jeszcze dłużej poza rynkiem pracy, ale już bez świadczeń. Zawsze najtrudniejsze jest otwarcie się na pomoc. Na wpuszczenie do domu kogoś, kto przez kilka godzin będzie sprawował opiekę. Albo na wypuszczenie dziecka do ośrodka dziennego pobytu czy warsztatu terapii zajęciowej. Rozumiem psychikę ludzi, którzy czują się odrzuceni przez społeczeństwo. Ale wiem, że są też sytuacje, gdy niepełnosprawność dziecka i pieniądze, które się z nią wiążą, stają się jakimś sposobem na życie, na utrzymanie się. Nie nazwę tego sprawą patologiczną, bo przecież nikt nie kaleczy dzieci, by móc się dzięki temu utrzymać. Ale pamiętam takie sytuacje z czasów, gdy mieszkałem w domu pomocy społecznej, że młodsi koledzy z chwilą, gdy uzyskiwali rentę socjalną, byli przez rodzinę zabierani, stając się stałym elementem dochodu w budżecie domowym.

Wiemy, że pieniądze w systemie są. Przy okazji ostatnich dyskusji padały kwoty rzędu kilku miliardów złotych. Jak więc ten system powinien wyglądać?

Trzy punkty są najważniejsze. Po pierwsze, błyskawiczny dostęp do informacji potrzebnej do życia z niepełnosprawnością i dostęp do wsparcia, także psychologicznego, w momencie, kiedy niepełnosprawność pojawia się w rodzinie. To jak apteczka powinno być w każdym domu, jak kartka z numerem, pod który można zadzwonić i zapytać: co ja mam robić? Kiedy trafiamy na przewodnika, to nie lądujemy w ślepym zaułku bezradności, który powoduje gorycz i bezsilność. Drugi element to pomoc w konstruowaniu planu na życie, czyli wyznaczenie celu. Wtedy przyszłość staje się realna. Dopiero trzeci element to wsparcie finansowe w realizowaniu tego planu. Bo jeżeli wsparcie polega tylko na wypłaceniu zasiłku, to niczego się nie zbuduje. Zasiłek zamyka w domu. Obecne wsparcie finansowe jest ułomne. Także wtedy, gdy osoba z niepełnosprawnością idzie do PCPR, gdzie może oczekiwać wsparcia w likwidacji barier, wyjeździe na turnus rehabilitacyjny. Idzie tam trochę jak do sklepu, w którym półki nie uginają się zresztą od towarów.

Są raczej jak półki w sklepach u schyłku PRL...

Łapie się więc to, co jest dostępne, tymczasem najpierw powinno się przychodzić po plan, by konkretnie uzasadnić potrzeby. Okazałoby się, że dostępne pieniądze można lepiej wydatkować. Może zamiast jechać na fajny turnus do Kołobrzegu zrobić prawo jazdy? Potem znaleźć pracę i zamiast do Kołobrzegu sfinansować sobie wczasy za granicą? Chodzi o to, żeby to nie było życie z bonusów za niepełnosprawność, bo one nigdy nie będą porywające. Na to nikt pieniędzy nie ma i mieć nie będzie. Aktywne życie będzie zaś dawać prawdziwą satysfakcję.

Dlaczego przez tyle lat w Sejmie nie udało się zaproponować takiego systemu? O potrzebie zmiany systemu wspierania osób z niepełnosprawnością mówi się od kiedy pamiętam.

Zmiany łatwiej buduje się, gdy ma się na to dużo pieniędzy i kiedy ta zmiana jest tylko rozbudową czegoś, co już jest. A my tych pieniędzy nie mamy. Duże są też opory przed zmianami. Choćby teraz, gdy jesteśmy u progu wejścia w życie ustawy, zmieniającej zasady przyznawania kart parkingowych. Niektóre samorządy zaczynają wręcz żądać, by tę ustawę wycofać lub choćby wydłużyć vacatio legis, bo burzy im ona cały dotychczasowy układ, wszystko trzeba będzie robić inaczej, od nowa, a ludzie będą niezadowoleni. Muszę powiedzieć, że przez siedem lat najsłabszym ogniwem mojej pracy jako poseł była współpraca z samorządem. Samorządowcy chyba przyzwyczaili się do tego, że tak naprawdę są jedynie końcówką obiegu pieniędzy PFRON. Jest ustawa, są pieniądze, ich rolą jest je wydać i tyle. Od dyrektorów PCPR najczęściej słyszałem: napiszcie tę ustawę tak, żeby było wiadomo, czy to łóżko ortopedyczne należy dofinansować, czy nie, bo ja uważam, że tak, a Halina w powiecie obok, że nie.

Najprościej dla urzędników byłoby, gdyby ustawa mówiła, że każdej osobie z niepełnosprawnością należy się jeden wózek. Nieważne, o jaką niepełnosprawność chodzi.

Ja nawet spotkałem pomysły, by któreś ministerstwo robiło przetarg i te wózki przydzielało. Tak było w PRL. Miałem wtedy przydział na wózek raz na pięć lat – do odebrania w wojewódzkiej przychodni ortopedycznej w Katowicach. Wszyscy mieli więc taki sam złom.

Teraz wiele osób tęskni za takim systemem.

Raczej nie ci, którzy musieli używali tych wózków. Niestety niepełnosprawność i wspieranie aktywności trafiły do zadań samorządu bez opisu, jak to ma być realizowane. Zawsze więc są obawy, że samorząd to jest takie środowisko, gdzie ma się znajomych, coś się załatwi. Nie mówię, że tak nie jest. Tak czy tak brniemy w wydawanie pieniędzy bez konkretnego planu.

Często czyta Pan opinie o sobie w internecie?

Powiem szczerze, że rzadko czytam to, co jest na forach internetowych czy w komentarzach. Jest to jakiś rodzaj upuszczania emocji i jeżeli ktoś ma naprawdę coś do powiedzenia, to nie ukrywa się pod jakimś nickiem, a poza tym niekoniecznie używa do tego celu forum internetowego, ale pisze do mnie maila, dzwoni czy komunikuje się przez Facebooka, gdzie jesteśmy niemal twarzą w twarz. A że jesteśmy narodem narzekającym? Od wieków w Polsce opłaca się bezradność, wzbudzanie litości u innych, bo wtedy czasem ktoś pomoże. Przysłowie mówi, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Ale w Polsce prawdziwych przyjaciół poznaje się w sukcesie, czyli kiedy – tak jak teraz – ktoś gratuluje mi wyboru do Parlamentu Europejskiego i nie dopina zaraz drugiego zdania, że ma kogoś do zatrudnienia w biurze poselskim.

Czy Ślązacy są inni?

Teraz różnica jest już niewielka, ale ja się wychowałem w tradycyjnej śląskiej rodzinie. Moi rodzice pracowali, byśmy mieli z czego żyć, bo wtedy nie było świadczeń rodzinnych – a było nas dwóch niepełnosprawnych braci. Kiedy rodzice byli w pracy, zajmowali się nami dziadkowie. Na Śląsku wartość danego słowa, obowiązek wobec rodziny i najbliższego otoczenia to coś bardzo realnego. Śląsk od lat 70. uchodzi za miejsce ludzi bogatych, bo to górnicy itd. Na pewno część ludzi się dorobiła, ale tak naprawdę to była zawsze ziemia ludzi biednych, bo nie jest żyzna, a kopanie węgla to ciężka praca. W tym biednym świecie podstawową zasadą było jak najszybsze usamodzielnienie się, bo nie ma kto pomóc. Zawsze najpierw trzeba było znaleźć zawód, skończyć szkołę zawodową, a jak już można było utrzymać się z własnej pensji, to można było mieć fantazję o technikum czy studiach. Taką wizję świata wyniosłem z domu. Takie ewangeliczne stwierdzenie, że kto nie pracuje, ten niech też i nie je, zawsze mi towarzyszyło, jest jakimś moim życiowym mottem. Oczywiście jak Pan to napisze, to zaraz będzie, że chcę zagłodzić wszystkich niepełnosprawnych, ale jak ktoś chce to tak odczytać, to trudno. Mam jednak nadzieję, że wielu ludzi odczyta to tak jak ja, że trzeba dać z siebie wszystko, czuć się zmęczonym robotą. Bo kiedy da się wszystko, to wszystko się też znajduje. Stwarza się wokół siebie pozytywny odbiór. To pomaga znaleźć ludzi gotowych wesprzeć, pomóc zrealizować jakiś plan na życie. Dzięki temu plany mogą stać się rzeczywistością.

Pytam o Ślązaków, bo są zarzuty, że bardziej będzie się Pan w Europarlamencie zajmował kwestią narodowości śląskiej niż sprawami osób z niepełnosprawnością. Czyim reprezentantem Pan będzie?

Polaków przede wszystkim, osób o polskim obywatelstwie, rodaków, którzy dzięki Unii mogą żyć trochę lepiej, wygodniej. Sprawy tożsamości śląskiej są popularne w mediach, ale to nie oznacza, że pochłaniają mnie one w stu procentach. Wręcz przeciwnie, te proporcje są jak 80 do 20 na rzecz polityki społecznej, z czego ogromna większość to sprawy osób niepełnosprawnych.

W Parlamencie Europejskim spotka Pan Janusza Korwin-Mikkego, znanego ze swoich kontrowersyjnych wypowiedzi dotyczących osób z niepełnosprawnością.

Jeżeli pan Korwin-Mikke będzie dalej głosił takie wypowiedzi, które ubliżają godności osoby z niepełnosprawnością albo innym kwestiom, które nie podlegają dyskusji w Parlamencie Europejskim, to ja na pewno będę ostro przeciwstawiał się jego wypowiedziom i żądał zmiany retoryki, która dotyczy osób z niepełnosprawnością lub innych osób, które odczuwają pewne deficyty w funkcjonowaniu w społeczeństwie. Na pewno pan Korwin-Mikke nie stanie się ikoną polskiej delegacji do Parlamentu Europejskiego.

Co Pan chce załatwić dla Polaków z niepełnosprawnością jako europoseł?

Dla mnie priorytetem będzie europejska legitymacja osoby niepełnosprawnej, zwana też kartą mobilności.

Po co taka karta przeciętnemu obywatelowi z niepełnosprawnością?

Unia daje swobodę poruszania się po jej terytorium. Chodzi nie tylko o to, że nie mamy granic, lecz także o to, że możemy korzystać z różnych lokalnych przywilejów. O ile nie chodzi o świadczenia socjalne, bo to jest zastrzeżone dla obywateli danego kraju. Po prostu tam, gdzie świadczenia są lepsze, mogłoby się zjechać tylu Europejczyków, że zabrakłoby pieniędzy na to, by taką grupę beneficjentów utrzymać. Jako osoby z niepełnosprawnością w różnych krajach Unii możemy za to korzystać z tańszych biletów do różnego rodzaju placówek, często też ze zniżek w transporcie. Czasem to nie są zniżki, a jedynie możliwość korzystania z odrębnego wejścia. W niektórych krajach funkcjonuje euroklucz, który pasuje do każdego zamka w toaletach dla osób z niepełnosprawnością, albo klucz elektroniczny, który otwiera windę. Podobnie jest z kartą parkingową. Jest więc wiele elementów w życiu, gdzie ta wspólna legitymacja byłaby ważnym dokumentem. Oczywiście, nie ma to znaczenia dla kogoś, kto nie porusza się po Europie, kto pozostaje w czterech ścianach własnego domu. Ale to nie Unia Europejska jest w stanie te ściany pootwierać, to trzeba zrobić tutaj.

Co więc można zdziałać z pozycji europosła?

Korzystając z pozycji europarlamentarzysty chciałbym jeszcze wspierać realizację przez polskie firmy dyrektyw, które odnoszą się do transportu publicznego. Dyrektywy są, a efektów nie ma. To jest bardzo bolesne i karygodne. Nie myślę tylko o osobach takich jak ja, które muszą podróżować na wózku, ale też o osobach niewidomych czy z innymi ograniczeniami ruchu, a także o osobach, których dysfunkcje natury psychicznej powodują ograniczenia w podróży.

Jeśli dyrektywy w sprawie dostępności transportu nie będą realizowane, liczy się Pan z alarmowaniem unijnych instytucji?

Na pewno tak. Nie widzę powodu, dla którego nie miałyby być wdrażane kwestie organizacyjne. Rozumiem, że nowy, dostosowany wagon kosztuje 5-6 mln zł i może nie każdego przewoźnika na niego stać, ale jeśli nie można zorganizować bezpiecznego wejścia do pociągu, to jest już karygodne zaniedbanie. To już nie kosztuje tak dużo.

Czyli trzymamy Pana za słowo w kwestii europejskiej legitymacji i pilnowania polskich przewoźników.

Bardzo o to proszę.

Data opublikowania dokumentu: 2014-06-26, 09.55
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... 6xeu5WKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt cze 27, 2014 07:57 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Kierowca busa nie zabrał niewidomej, bo była z psem przewodnikiem

Kierowca busa firmy Contbus z Lublina do Warszawy odmówił przejazdu niewidomej kobiecie z psem przewodnikiem, mimo że taką możliwość zapewnia polskie prawo. Powiedział, że zabrania mu tego "wewnętrzny regulamin firmy" - informuje "Dziennik Wschodni".
- Kierowca odmówił mi sprzedania biletu powołując się na zakaz wprowadzania zwierząt. Nie trafiały do niego żadne argumenty i powoływanie się na polskie prawo, które pozwala niewidomej wejść z psem do środków komunikacji publicznej - mówi pani Justyna Kucińska, pracownica Fundacji Instytut Rozwoju Regionalnego, która w środę prowadziła szkolenie na temat dostępności uczelni dla niepełnosprawnych w Lublinie.
Policjanci, po których zadzwoniła pani Justyna, odparli, że nic nie mogą z tym zrobić. Kobieta wróciła do Warszawy pociągiem.

Pies miał określoną w przepisach uprząż, a pani Justyna miała wszystkie niezbędne dokumenty: certyfikat potwierdzający status psa asystującego i zaświadczenie o wymaganych szczepieniach. Nie wiadomo także, czym był "wewnętrzny regulamin firmy".
- Jeśli firma ma taki zapis w regulaminie, to jest to co najmniej dyskusyjne. Nie rozumiem, jaki wewnętrzny regulamin może stać w sprzeczności z przepisami wyższego rzędu - mówi "Dziennikowi Wschodniemu Beata Górka", rzeczniczka Urzędu Marszałkowskiego w Lublinie.

Źródło:
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title, ... aid=112fb1

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pn cze 30, 2014 08:04 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Beata Rędziak, Źródło: inf. własna

21 zł a nie 25, jak planowano we wcześniejszym rozporządzeniu, wyniesie opłata za kartę parkingową od 1 lipca br. 26 czerwca po południu Rządowe Centrum Legislacji (RCL) opublikowało najnowsze rozporządzenie dotyczące opłaty za wydanie karty. Wciąż nie ma jednak najważniejszego rozporządzenia o wzorze i trybie wydawania tego dokumentu, tymczasem znowelizowana ustawa wchodzi w życie już 1 lipca br.
Z nieoficjalnych źródeł wiemy, że pojawi się ono najwcześniej w Dzienniku Ustaw 27 czerwca, a najpóźniej w poniedziałek 30 czerwca. To jego wyczekują powiatowe zespoły ds. orzekania o niepełnosprawności, które od 1 lipca br. mają przejąć od starostwa zadanie wydawania kart parkingowych.

Samochód musi być własnością placówki
Tymczasem RCL opublikowało 23 czerwca br. dwa rozporządzenia: w sprawie rodzaju placówek uprawnionych do uzyskania karty parkingowej oraz zmian w sprawie orzekania o niepełnosprawności i stopniu niepełnosprawności. W tym pierwszym, w stosunku do projektu dokumentu (o którym pisaliśmy tutaj) zmieniła się tylko jedna rzecz, ale dość istotna.
– Kartę będzie mogła otrzymać ta placówka, która posiada samochód na własność. Z jednej strony to rozporządzenie daje duże uprawnienia, ale z drugiej tym zapisem podcina skrzydła i sprawia duże utrudnienie większości placówek. Rzadko która bowiem posiada samochód na własność, ze względu na bardzo wysokie koszty jego utrzymania, większość z nich korzysta z wynajmowanych samochodów – mówi Mariola Kokocińska, przewodnicząca Powiatowego Zespołu ds. Orzekania o Niepełnosprawności w Poznaniu.

21 zł zamiast 25
- W rozporządzeniu w sprawie orzekania o niepełnosprawności i stopniu niepełnosprawności został wykreślony zapis, na mocy którego zespół ds. orzekania miał prawo oceniać stan zdrowia osoby wymagającej posługiwania się kartą parkingową. Obecnie określają to zapisy ustawy Prawo o ruchu drogowym, które mówią, że kartę parkingową wydaje się osobie mającej znaczne ograniczone możliwości samodzielnego poruszania się (art. 3a) – wyjaśnia Mariola Kokocińska.
26 czerwca 2014 r. RCL opublikowało rozporządzenie w sprawie wysokości opłaty za wydanie karty parkingowej oraz warunków dystrybucji blankietów kart parkingowych. Zasadnicza zmiana dotyczy opłaty za wydanie dokumentu – będzie to 21 zł.

Data opublikowania dokumentu: 2014-06-27, 11.47
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... 7EU_ZWKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Śr lip 02, 2014 08:51 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Niewidomej z psem nie wpuścili do busa jadącego z Lublina do Warszawy
Kurier Lubelski z dnia 26.06.2014
autor: Agnieszka Kasperska

Justyna Kucińska zapowiada skierowanie sprawy do sądu.
- Przepisy nakazują umożliwienie podróży z psem przewodnikiem - tłumaczy.
Kierowca busa jadącego z Lublina do Warszawy odmówił w środę zabrania niewidomej pasażerki z psem. - Powiedział, że właściciel firmy zabronił mu zabierania zwierząt - opowiada Justyna Kucińska, która w środę wracała do stolicy z Lublina. Gościła tu na jednym z uniwersytetów z wykładem na temat praw osób niepełnosprawnych. - Nie przekonało go nawet to, że pokazałam mu certyfikat potwierdzający status psa asystującego oraz zaświadczenie o wykonaniu wymaganych szczepień weterynaryjnych. Dałam mu też wyciąg z polskich przepisów. Nic nie pomogło. Kucińska zapewnia, że nie ma żalu do kierowcy, który robił, co mu kazano. Postanowiła wytoczyć jednak wojnę przewoźnikowi. Dlatego o pomoc poprosiła policję. Mundurowi sporządzili notatkę ze zdarzenia, ale pomóc też nie mogli. - Nie mają prawa do nakazania kierowcy zabrania kogokolwiek - mówi kobieta. - Nie miałam wyjścia: znajoma zabrała mnie na dworzec Polskich Kolei Państwowych. Pociągiem pojechałam bez problemu. Właściciel firmy przewozowej, którego chcieliśmy prosić o skomentowanie sprawy, był w czwartek niedostępny. Jego pracownica powiedziała, że nie ma możliwości skontaktowania się z szefem.

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt lip 04, 2014 06:29 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Beata Rędziak, konsultacja: Mariola Kokocińska, przewodnicząca Zespołu ds. Orzekania o Niepełnosprawności w Poznaniu, Źródło: inf. własna; Biuro Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych

1 lipca 2014 r. weszły w życie nowe przepisy dotyczące wydawania karty parkingowej. Przede wszystkim zmienił się krąg osób uprawnionych do jej otrzymania. Wyjaśniamy, kto i jak może starać się o wydanie karty parkingowej na nowych zasadach.



Kto może otrzymać nową kartę parkingową?
Zgodnie z ustawą z 23 października 2013 r. o zmianie ustawy - Prawo o ruchu drogowym i niektórych innych ustaw (Dz.U. z 2013 r., poz. 1446) imienną kartę parkingową można otrzymać tylko na podstawie orzeczeń wydawanych przez Powiatowe lub Miejskie Zespoły do Spraw Orzekania o Niepełnosprawności. Od 1 lipca 2014 r. kartę parkingową może otrzymać:
1. Osoba ze znacznym stopniem niepełnosprawności i znacznie ograniczonymi możliwościami samodzielnego poruszania się
Należy pamiętać, że wskazanie do karty parkingowej w orzeczeniu o znacznym stopniu niepełnosprawności nie jest uzależnione od symbolu przyczyny niepełnosprawności, ale wyłącznie od tego, że osoba z niepełnosprawnością ma znacznie ograniczone możliwości samodzielnego poruszania się. Zaliczenie do znacznego stopnia niepełnosprawności nie jest tożsame ze znacznymi ograniczeniami w samodzielnym poruszaniu się.
2. Osoba z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności, znacznie ograniczonymi możliwościami samodzielnego poruszania się i kodami w orzeczeniu 04-O (choroby narządu wzroku) lub/i 05-R (upośledzenie narządu ruchu) lub/i 10-N (choroba neurologiczna)
Wskazanie do karty parkingowej w orzeczeniu o umiarkowanym stopniu niepełnosprawności jest uzależnione od symbolu przyczyny niepełnosprawności i tego, że osoba z niepełnosprawnością ma znacznie ograniczone możliwości samodzielnego poruszania się.

Uwaga! W przypadku umiarkowanego stopnia niepełnosprawności wskazanie do karty parkingowej będą mogły uzyskać wyłącznie osoby mające ŁĄCZNIE znacznie ograniczone możliwości samodzielnego poruszania się, jak i przyczynę niepełnosprawności oznaczoną symbolem 04-O (choroby narządu wzroku) lub/i 05-R (upośledzenie narządu ruchu) lub/i 10-N (choroba neurologiczna).

3. Osoba do 16. roku życia ze znacznie ograniczonymi możliwościami samodzielnego poruszania się
W przypadku osób poniżej 16. roku życia wskazanie do karty parkingowej nie jest uzależnione od symbolu przyczyny niepełnosprawności, ale wyłącznie od tego, że dziecko ma znacznie ograniczone możliwości samodzielnego poruszania się, co ustala się uwzględniając m.in. wiek dziecka. Jeżeli zatem to wiek dziecka w chwili orzekania powoduje, że ma ono trudności w poruszaniu się, nie uzyska ono wskazania do karty parkingowej.

Uwaga! Od 1 lipca 2014 r. osoby z lekkim stopniem niepełnosprawności nie są uprawnione do uzyskania nowej karty parkingowej. Jeżeli obecnie posiadają ten dokument, zachowa on ważność do 30 listopada 2014 r.; jednakże w przypadku pogorszenia stanu zdrowia osoba z orzeczonym stopniem lekkim może złożyć wniosek o wydanie nowego orzeczenia stwierdzającego to pogorszenie.

Czy wskazanie do wydania karty parkingowej (punkt 9 orzeczenia) jest konieczne?
Orzeczenie o niepełnosprawności lub stopniu niepełnosprawności w punkcie 9 MUSI zawierać wskazanie do wydania karty parkingowej, czyli przesłankę określoną w art. 8 ust. 3a pkt 1 i 2 ustawy z 20 czerwca 1997 r. – Prawo o ruchu drogowym (Dz.U. z 2012 r., poz. 1137 z późn. zm.).
W przypadku osób z niepełnosprawnością zaliczonych do umiarkowanego stopnia niepełnosprawności spełnienie tych przesłanek może zostać stwierdzone JEDYNIE w przypadku ustalenia przyczyny niepełnosprawności oznaczonej symbolem 04-O (choroby narządu wzroku) lub/i 05-R (upośledzenie narządu ruchu) lub/i 10-N (choroba neurologiczna).

Do kiedy są ważne dotychczasowe karty parkingowe?
Karty parkingowe wydane na podstawie dotychczasowych przepisów zachowują ważność do 30 listopada 2014 r. Oznacza to, że WSZYSTKIE karty parkingowe wydane do 30 czerwca br. utracą ważność 1 grudnia 2014 r. Dotyczy to także kart parkingowych wydanych na czas nieokreślony.

Kto wydaje nowe karty parkingowe?
Od 1 lipca 2014 r. kartę wydaje przewodniczący Powiatowego Zespołu ds. Orzekania o Niepełnosprawności, właściwego ze względu na miejsce stałego pobytu osoby z niepełnosprawnością - w rozumieniu przepisów o ewidencji ludności i dowodach osobistych - lub siedzibę placówki.

Ile kosztuje wydanie nowej karty parkingowej?
Za wydanie karty parkingowej zapłacimy 21 zł. Od 4 stycznia 2016 r. dodatkowo będziemy ponosić także koszt opłaty ewidencyjnej.

Jak wymienić lub otrzymać nową kartę parkingową?
Starając się o wymianę karty lub nową kartę w Zespole ds. Orzekania o Niepełnosprawności należy złożyć osobiście:
• wypełniony i podpisany wniosek o kartę, który będziemy mogli pobrać ze stron Zespołów lub otrzymać do wypełnienia na miejscu,
• jedną fotografię o wymiarach 35x45 mm, odzwierciedlającą aktualny wizerunek osoby bez nakrycia głowy i bez ciemnych okularów,
• dowód wpłaty 21 zł.

Składając wniosek przedstawia się też do wglądu oryginał prawomocnego orzeczenia o niepełnosprawności, o stopniu niepełnosprawności lub o wskazaniach do ulg i uprawnień wraz ze wskazaniem do karty parkingowej.

Uwaga! Nie ma obowiązku zwrotu starej karty parkingowej!

Wyjątki: Osoba z wrodzonymi lub nabytymi wadami narządu wzroku może dołączyć do wniosku fotografię przedstawiającą ją w okularach z ciemnymi szkłami, natomiast osoba nosząca nakrycie głowy zgodnie z zasadami swojego wyznania – fotografię w nakryciu głowy, pod warunkiem, że takie samo zdjęcie ma ona w dokumencie potwierdzającym jej tożsamość.

Uwaga! Najpierw trzeba uzyskać nowe orzeczenie (poza tymi osobami, które są uprawnione do wymiany starej karty bez ponownego orzekania się) wraz ze wskazaniem do otrzymania karty parkingowej, a dopiero potem rozpocząć procedurę ubiegania się o wydanie karty parkingowej – czyli wypełnianie wniosku i wnoszenie opłaty. Jeśli zaczniemy od uiszczenia opłaty, a nie uzyskamy uprawnień do otrzymania karty, pieniądze zostaną nam zwrócone, ale kwota może być mniejsza. W przypadku wpłaty w kasie lub przelewem zwracana będzie cała kwota, natomiast w przypadku zwrotu przekazem pocztowym, zostanie potrącona opłata pocztowa.

Czy trzeba osobiście składać dokumenty i odbierać kartę?
Wniosek o wymianę lub wyrobienie nowej karty należy składać osobiście w Zespole ds. Orzekania o Niepełnosprawności od 1 lipca 2014 r. Kartę parkingową należy także odebrać osobiście, okazując dokument tożsamości, lub przez pełnomocnika, po okazaniu dokumentu potwierdzającego tożsamość oraz pisemnego pełnomocnictwa do odbioru karty.

Wyjątki w osobistym składaniu wniosku i odbiorze karty dotyczą osób:
•które nie ukończyły 18. roku życia, za które wniosek składają rodzice lub ustanowieni przez sąd opiekunowie albo jeden z rodziców lub ustanowionych przez sąd opiekunów,
•ubezwłasnowolnionych całkowicie pozostających pod władzą rodzicielską, za których wniosek składa jeden z rodziców,
•ubezwłasnowolnionych całkowicie nie pozostających pod władzą rodzicielską lub osób ubezwłasnowolnionych częściowo, za których wniosek składa odpowiednio opiekun lub kurator ustanowiony przez sąd.

Uwaga! W przypadku złożenia wniosku przez osoby, które nie ukończyły 18. roku życia oraz osoby ubezwłasnowolnionej całkowicie lub częściowo, podpis składa jeden z rodziców, opiekun lub kurator. Składa on także w takim przypadku oświadczenie o posiadaniu prawa do sprawowania odpowiednio władzy rodzicielskiej, opieki lub kurateli.

Kiedy dowiem się o przyznaniu lub odmowie przyznania karty parkingowej?
W przypadku niespełnienia warunków do otrzymania karty parkingowej, przewodniczący Zespołu, w terminie 30 dni od dnia złożenia wniosku spełniającego wymogi formalne, informuje pisemnie osobę z niepełnosprawnością lub placówkę o odmowie przyznania karty wraz z uzasadnieniem. Taka sytuacja nastąpi wyłącznie wtedy, gdy ktoś złoży wniosek o wydanie karty, nie mając odpowiedniego orzeczenia.

Uwaga! Od informacji o odmowie przyznania karty nie przysługuje odwołanie, ponieważ przyznanie karty jest konsekwencją posiadania orzeczenia wraz ze wskazaniem do karty parkingowej.

W przypadku spełnienia warunków do otrzymania karty parkingowej, przewodniczący Zespołu, w terminie 30 dni od dnia złożenia wniosku spełniającego wymogi formalne, informuje osobę z niepełnosprawnością lub placówkę o terminie i miejscu odbioru karty.

Uwaga! Przewodniczący Zespołu ma w terminie 30 dni poinformować o dacie wydania karty, a nie wydać kartę w tym terminie.

Jak długo są ważne nowe karty parkingowe?
Osoba prywatna otrzymuje kartę parkingową na czas ważności orzeczenia, ale nie dłużej niż na 5 lat. Jeśli osoba taka posiada orzeczenie wydane na stałe, po upływie 5 lat będzie musiała zgłosić się po nową kartę parkingową, ale nie będzie musiała ponownie się orzekać.
Placówka zajmująca się opieką, rehabilitacją lub edukacją osób z niepełnosprawnością, mających znacznie ograniczone możliwości samodzielnego poruszania się, może otrzymać kartę parkingową na maksymalnie 3 lata, jednak pod warunkiem, że samochód jest własnością tej placówki.

Uwaga! Kartę parkingową umieszcza się za przednią szybą pojazdu samochodowego, a jeśli pojazd nie posiada przedniej szyby - w widocznym miejscu w przedniej części pojazdu, eksponując widoczne zabezpieczenia karty, tak, by była możliwość odczytania jej numeru i daty ważności.

Jak otrzymać kartę parkingową dla placówki?
Kartę parkingową wydaje się placówce - zajmującej się opieką, rehabilitacją lub edukacją osób z niepełnosprawnością, mających znacznie ograniczone możliwości samodzielnego poruszania się - na maksymalnie 3 lata.

Uwaga! Samochód musi być własnością placówki!

Awers karty parkingowej dla placówki. Po lewej: miejsca na wpisanie daty ważności, numeru i organu wydającego, a także symbol osoby na wózku, po prawej tytuł karty oraz symbol PL

Rewers karty parkingowej dla placówki. Od góry: miejsca na wpisanie nazwy placówki, adresu, marki i modelu pojazdu i jego numeru rejestracyjnego oraz pouczenie
Awers i rewers nowej karty parkingowej dla placówek

Do wniosku placówki dołącza się dowód uiszczenia opłaty za wydanie karty parkingowej. Składając wniosek wnioskodawca oświadcza o:
•posiadaniu upoważnienia do reprezentowania placówki,
•prowadzeniu przez placówkę działalności w zakresie opieki, rehabilitacji lub edukacji osób z niepełnosprawnością, mających znacznie ograniczone możliwości samodzielnego poruszania się i uprawnieniu do uzyskania karty parkingowej.

Uwaga! Składając wniosek przedstawia się do wglądu dowód rejestracyjny pojazdu placówki. Numer rejestracyjny samochodu będzie wpisany w kartę parkingową wystawioną dla danej placówki.

Osoba upoważniona do reprezentowania placówki odbiera kartę parkingową osobiście po okazaniu dokumentu potwierdzającego tożsamość i oświadczeniu o posiadaniu upoważnienia do reprezentowania placówki oraz potwierdza odbiór karty parkingowej. W przypadku braku możliwości złożenia podpisu, przewodniczący Zespołu zamieszcza we wniosku adnotację o braku możliwości złożenia podpisu.
Kierujący pojazdem placówki może korzystać z karty parkingowej tylko i wyłącznie wtedy, gdy przewozi podopiecznego tej placówki.

Data opublikowania dokumentu: 2014-07-01, 11.51
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... 7ZAoZWKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: Pt lip 04, 2014 06:30 
Offline

Dołączył(a): N maja 26, 2013 00:42
Posty: 2829
Autor: Mateusz Różański, Źródło: inf. własna

Sylvia Peprah zdała maturę. Co w tym dziwnego? Zrobiła to jako pierwsza osoba głuchoniewidoma w Ghanie. Jej historia idealnie oddaje idee trwającego właśnie Międzynarodowego Tygodnia Wiedzy o Osobach Głuchoniewidomych.
Historia Sylvii bardzo przypomina losy Helen Keller. Podobnie jak ta amerykańska pisarka i działaczka społeczna, musiała przebyć wielką drogę, by najpierw móc komunikować się ze światem, a potem zacząć żyć pełnym i aktywnym życiem. Na tej drodze wspomagali ją wspaniali pedagodzy i nauczyciele z Trudy Segbefią na czele. Jedną z osób, która miała okazję poznać Sylvię, była polska tyflopedagożka Marta Bielawska, która na co dzień zajmuje się edukacją osób głuchoniewidomych.
- W Ghanie pojawiłam się dzięki projektowi realizowanemu przez Fundację Usłyszeć Afrykę w ramach programu Wolontariat Polska Pomoc. Jego celem były szkolenia związane z wczesnym wspomaganiem rozwoju dzieci z niepełnosprawnością w Afryce – mówi Marta Bielawska. – W zeszłym roku udało mi się polecieć do Ghany, by zrobić szkolenie dla tamtejszych nauczycieli i wtedy właśnie poznałam Sylvię. Co ciekawe, kilka lat wcześniej, gdy byłam na stypendium w USA, poznałam panią Trudy Segbefię, nauczycielkę Sylvii.

Historia jak z filmu
Sylvia Peprah urodziła się w 1988 roku w Breman Asikuma, małym mieście w centralnym rejonie Ghany, leżącej na zachodzie Afryki. Gdy była małym dzieckiem, na skutek choroby zaczęła tracić słuch, a wkrótce potem także i wzrok. Wkrótce stała się całkowicie głuchoniewidoma. W tym czasie jej rodzice rozwiedli się, a ona została z matką. Ta jednak nie potrafiła się nią właściwie zająć i oddała ją pod opiekę babci.
Wcześniej Sylvia uczęszczała do zwykłej szkoły w Akrze, stolicy Ghany, jednak gdy utraciła wzrok i słuch, musiała trafić do specjalnej placówki. Ze względu na brak szkoły dla osób głuchoniewidomych w swoim kraju, została umieszczona w szkole dla dzieci niesłyszących w Mampong. Pracujący tam nauczyciele, wśród których była m.in. Trudy Segbefia, na początku nie potrafili się porozumiewać z małą Sylvią.
Zaczęli się jednak zastanawiać, jak to zrobić. Niezwykle ważna okazała się pomoc organizacji zajmującej się wsparciem osób z jednoczesną dysfunkcją wzroku i słuchu, Perkins International. W 2006 roku, przy wsparciu tej organizacji, eksperci ze szkoły dla dzieci niewidomych w Akropong opracowali dla Sylvii specjalny program edukacji.
Dzięki przysłanym przez Perkins International ekspertom udało się nauczyć Sylvię porozumiewania się za pomocą języka migowego, odbieranego dotykiem. Jest to alternatywna metoda w stosunku do bardziej rozpowszechnionego wśród osób głuchoniewidomych w Polsce alfabetu Lorma, czyli kreślenia linii lub stawiania punktów na dłoni.
Drugim sposobem na komunikację z Sylvią jest... pisanie na jej przedramieniu. Dziewczyna, zanim utraciła wzrok i słuch, nauczyła się alfabetu i jeżeli pisze się odpowiednio wyraźnie, jest w stanie rozróżniać kształty liter i odczytywać z nich wyrazy. Dzięki obu tym metodom w tej chwili Sylvia bardzo dobrze komunikuje się ze światem.

Walka o maturę
Dodatkowo Sylvia nauczyła się czytać i pisać w alfabecie Braille’a, dzięki któremu poznaje treść książek i podręczników, a także pisze wypracowania. W szkole towarzyszył jej zawsze dodatkowy nauczyciel, który pomagał jej w komunikacji. Sylvia opanowała również obsługę komputera. Jej pracowitość, determinacja i inteligencja sprawiły, że jako pierwsza osoba głuchoniewidoma w Ghanie mogła przystąpić w 2011 roku do egzaminu dojrzałości.
Zanim jednak to się stało, trzeba było stoczyć prawdziwą walkę. Egzamin był trzykrotnie przekładany. Nie wszyscy egzaminatorzy chcieli się zgodzić na to, by korzystała z pomocy tłumaczy i miała więcej czasu na odpowiedzi.
- System edukacyjny w Ghanie nie jest zbyt dobrze przygotowany do potrzeb osób z niepełnosprawnościami – tłumaczy Marta Bielawska. – Jednak Sylvia potrafi bardzo dzielnie walczyć o swoje prawa.
Młoda Ghanka dopięła swego. Zdała maturę, z którą udało jej się dostać do Wyższej Szkoły Technicznej dla Osób Głuchych w Mampong-Akuapem, gdzie zdobywa wiedzę z zakresu literatury i języka angielskiego, religii chrześcijańskiej, socjologii i ekonomii.

Afrykańska Helen Keller
- Najbardziej niezwykłe w historii Sylvii jest to, że udało się stworzyć system, który pozwala się z nią komunikować. Dziś Sylvia jest bardzo aktywną i pełną życia osobą – mówi Marta Bielawska.
Podkreśla przy tym, że Sylvia była swego rodzaju pionierką. Wcześniej w Ghanie w zasadzie nie istniał system edukacji osób głuchoniewidomych. Dzieci z jednoczesną dysfunkcją wzroku i słuchu próbowano umieszczać w placówkach dla osób głuchych lub niewidomych. Sylvia Peprah przetarła szlak, którym być może pójdą kolejni.
Afrykańska Helen Keller, bo tak można nazwać Sylvię, jest dowodem na to, że wspólną pracą, dobrym sercem i zaangażowaniem można zmieniać na lepsze życie osób z nawet bardzo poważną niepełnosprawnością - nie tylko w bogatych i rozwiniętych technologicznie krajach.
Urodzona w XIX wieku w USA Helen Keller miała 19 miesięcy, gdy straciła wzrok i słuch. Mimo to była autorką licznych książek, wspierała inne osoby z niepełnosprawnością, a także działała na rzecz równouprawnienia kobiet i praw pracowników. To do dziś symbol, jak wiele można osiągnąć mimo tak poważnej niepełnosprawności. 27 czerwca, czyli dzień urodzin Helen Keller, to zwyczajowy początek Międzynarodowego Tygodnia Wiedzy o Osobach Głuchoniewidomych.

Samodzielność i zaradność
Także Sylvia Peprah świetnie sobie radzi w wielu aspektach życia. Jest przy tym niezwykle radosna i aktywna. Zaraża innych swoim optymizmem i podejściem do życia.
- Przez sześć dni mieszkałam z nią przed wyjazdem na forum osób głuchoniewidomych, które odbyło się w zeszłym roku na Filipinach, i miałam okazję zobaczyć, jak bardzo jest samodzielna i zaradna – opowiada Marta Bielawska. – Świetnie radzi sobie z dbaniem o własny wygląd, do czego przywiązuje wiele uwagi. Dba o to, by zawsze wyglądać odpowiednio do sytuacji, np. dzięki specjalnym oznaczeniom potrafi dobrać do siebie odpowiednie kreacje.
- Sylvia świetnie czuje się podczas zgromadzeń publicznych – mówi nam z kolei Trudy Segbefia. – Kocha wchodzić w interakcje z innymi ludźmi, z łatwością nawiązuje przyjaźnie z osobami z całego świata za pośrednictwem portali społecznościowych.
Ponadto Sylvia bierze udział w konferencjach i warsztatach, które odbywają się w Ghanie i poza jej granicami. W tej chwili bardzo aktywnie działa na rzecz stworzenia Towarzystwa Osób Głuchoniewidomych w swoim kraju. Jej nauczycielka podkreśla, że Sylvia jest też gorliwą chrześcijanką, często się modli i stara się uczestniczyć w niedzielnych nabożeństwach, a jej prawdziwą pasją jest dzielenie się ze światem Słowem Bożym. Jej marzeniem jest praca nauczycielki i głosicielki Ewangelii.
Jednak przede wszystkim Sylvia na każdym kroku udowadnia, że nie trzeba widzieć i słyszeć świata, by go kochać i zmieniać.

Data opublikowania dokumentu: 2014-07-03, 10.25
Źródło:
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/1 ... 7ZAzJWKDIU

_________________


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pt lip 04, 2014 06:30 


Góra
  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 233 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5  Następna strona

Strefa czasowa: UTC


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
cron
To forum działa w systemie phorum.pl
Masz pomysł na forum? Załóż forum za darmo!
Forum narusza regulamin? Powiadom nas o tym!
Powered by Active24, phpBB © phpBB Group
Tłumaczenie phpBB3.PL