Nowa propozycja Fundacji Kultury bez Barier to warsztaty w Teatrze Studio dla niewidomych i niesłyszących
Każdy może wziąć udział, każdy może rozbudzić wyobraźnię, stworzyć etiudę i stanąć ze swą propozycją naprzeciw widowni. Każdy może stać się chociaż przez chwilę aktorem, reżyserem, scenografem, spróbować wyrazić siebie i zmierzyć się jednocześnie z tremą i radością. Wszystko pod okiem profesjonalistów – ludzi teatru, wszystko na kanwie Gogolowskiego „Ożenku”. Teatr Studio i Fundacja Kultury bez Barier zapraszają osoby niesłyszące i niewidome na warsztaty teatralne poświęcone „Ożenkowi” Nikołaja Gogola w reż. Iwana Wyrypajewa. Poszukiwanie drugiej połówki jest już spektaklem samym w sobie. Przyjrzyjmy się, jak robią to inni. Zadajmy sobie pytanie: jak robimy to sami? Sprawdźmy to w teatralnym działaniu! Z inspiracji tekstem Gogola zaimprowizujemy własne etiudy. Rozbudźmy wyobraźnię!
Zawarcie związku małżeńskiego poprzedza skomplikowany i niekiedy żmudny proces uwodzenia. Kochankowie korzystają przy tym z repertuaru środków typowych dla teatru: mają swoje rekwizyty, dobierają odpowiednie dekoracje, bardzo często wcielają się w niecodzienne role. Być może techniki flirtu aż tak bardzo nie zmieniły się od czasów Gogolowskiego „Ożenku”.
Warsztaty odbędą się:
10 czerwca (poniedziałek)– warsztat dla osób niesłyszących, warsztat z udziałem tłumacza języka migowego
12 czerwca (środa)– warsztat dla osób niewidomych
Spotkania rozpoczynają się o 17.00.
Uczestnictwo w zajęciach jest bezpłatne, liczba miejsc jest jednak ograniczona, prosimy więc o ich wcześniejszą rezerwację. Zgłoszenia przyjmuje ania@kulturabezbarier.org
Warsztaty teatralne będą wstępem do wystawienia w pełni dostępnego „Ożenku” Nikołaja Gogola w reż, Iwana Wyrypajewa. Spektakl z audiodeskrypcją i napisami dla niesłyszących odbędzie się w Teatrze Studio 23 czerwca 2013 roku o g.19:00.
Przyjmowanie zgłoszeń zostanie poprzedzone kolejnym mailem.
Z pozdrowieniami,
Anna Żórawska
prezes Zarządu Fundacji Kultury bez Barier koordynatorka projektu Poza Ciszą i Ciemnością 22 486 96 42 wew.4 www.kulturabezbarier.org
Stawia czoło tradycji, przeznaczeniu i okrutnym bestiom, jest niezależna i zdecydowana iść własną drogą. Aby uniknąć zamążpójścia, wyrusza w daleką podróż. Na swojej drodze spotyka wiedźmę, która za odpowiednią opłatą obiecuje jej pomóc...
Merida – waleczna księżniczka – to bohaterka filmu z audiodeskrypcją i tłumaczeniem na język migowy, który zostanie wyświetlony w poznańskim kinie Muza w środę, 5 czerwca br. Pokaz organizuje Wielkopolskie Forum Organizacji Osób Niepełnosprawnych we współpracy z kinem Muza. Młodzi widzowie mogą obejrzeć film bezpłatnie, jednak z uwagi na koszty organizacyjne seansu każdy, kto chciałby sprawić najmłodszym niespodziankę, może zakupić bilet (w cenie 10 zł) w kasie Kina Muza przy ul. Św. Marcin 30 w Poznaniu. Grupy zorganizowane (m.in. z ośrodków dla dzieci niewidomych i niesłyszących) proszone są o rezerwację wejściówek telefonicznie: 61 823 47 91 lub mailowo: biuro@wifoon.pl.
Zmysłowy Kraków Szukanie tajemniczej szkoły magii Pana Twardowskiego, rozpoznawanie drzew i roślin w parku wykutym w skale, zwiedzanie najmniejszego kościoła dzisiejszego Krakowa i wiele innych atrakcji czeka na chętnych, którzy wezmą udział w spotkaniach i warsztatach organizowanych z myślą o osobach z dysfunkcją wzroku przez Muzeum Historyczne Miasta Krakowa. Pierwsze zajęcia odbędą się 16 maja o godz. 17.15 pod hasłem „Synagoga i dom – ceremonie życia religijnego i rodzinnego”. Ich przedmiotem będzie zestawienie zagadnień: Świątynia – synagoga – kościół; podobieństwa i różnice dotyczące pojęcia Pisma Świętego (Biblia Hebrajska – Biblia chrześcijan, Tora), charakteru budynków sakralnych (synagoga – kościół), wystroju wnętrza obu budynków (Arka – ołtarz, Tabernaculum, bima – ambona). Zaprezentowany zostanie męski strój modlitewny – tałes, tefilin (kostki modlitewne) oraz tradycyjny strój żydowski – męski i kobiecy, jego symboliczne znaczenie, również element wyposażenia domu, np. mezuza. Zajęcia będą miały charakter interaktywny, z wykorzystaniem pomocy naukowych, zwiedzania Starej Synagogi jako przykładu tradycyjnego domu modlitwy; podczas oglądania uczestnicy słuchają nagrań śpiewu synagogalnego kantora i np. piosenki świątecznej chanukowej lub muzyki klezmerskiej.
Muzeum organizować będzie również cykl spotkań pod hasłem „Poczuj historię, czyli spacerem po krakowskich uliczkach” prowadzić będzie szlakiem makiet. Organizatorzy zapraszają na nie przede wszystkim osoby niewidome i niedowidzące, ale także każdego, kto chciałby poznać gród Kraka wszystkimi zmysłami. Plan spacerów 1. Krakowska obronność 1 czerwca, godz. 11.00, spotykamy się przed pałacem Krzysztofory, Rynek Główny 35
2. Uniwersytet 15 czerwca, godz. 11.00, spotykamy się przed pałacem Krzysztofory, Rynek Główny 35
3. Poczuj Podgórze! 22 czerwca, godz. 11.00, spotykamy się przed kościołem św. Józefa przy Rynku Podgórskim
Szczegółowych informacji udziela Katarzyna Bury pracownik Muzeum Historycznego pod nr tel. (12) 422 42 19, 411 99 18, wew. 25
Teatr O.N. z kolejnym przedstawieniem w Teatrze Kamienica Źródło: inf. prasowa 12 czerwca 2013 r. o godz.19.30 na jednej ze scen Teatru Kamienica powtórnie zagości Teatr O.N. – tym razem z przedstawieniem pt. "Czechow. Opowiadania”.
Teatr O.N., czyli Zawodowy Teatr Osób Niepełnosprawnych działający przy Fundacji "Nie tylko", zaprezentuje się w Teatrze Kamienica już po raz kolejny. Tym razem niezwykła grupa wystawi humorystyczną i lekką inscenizację pięciu opowiadań Antona Czechowa.
Spektakl "Czechow. Opowiadania" stanowi rozszerzenie i kontynuację wcześniejszego projektu "Oświadczyny i...", który można było oglądać na deskach Teatru wcześniej. 12 czerwca artyści zaprezentują opowiadania i jednoaktówki: " O szkodliwości palenia" (Katarzyna Gumiela, Radosław Wasylów), " Rozmowa o teatrze" (Krzysztof Goleniowski, Sebastian Tuchowski), "Zagadkowa natura" (Anna Szczepanik, Jacek Szczepański), "Oświadczyny"(Paulina Rosiak, Paweł Przybysz, Michał Wiszowaty), "Niedźwiedź" (Paulina Rosiak, Paweł Przybysz, Michał Wiązowaty).
Literatura Czechowa to okazja do ponadczasowej podróży po specyfice ludzkiej natury i moment do zastanowienia się nad swoimi wyborami. Spektakl w sposób zabawny, błyskotliwy, śmiały i szczery opowiada o nas samych. Przedstawione sprawy i problemy, choć osadzone w realiach rosyjskiej prowincji z końca XIX w., są ważne, czasem trudne, ale nadal bardzo aktualne we współczesnym świecie.
Sztuka w nowej odsłonie Spektakl uwodzi humorem, lekkością i zaangażowaniem aktorów, którzy nie ukrywają, że widzą swoją przyszłość w teatrze. Pokazują całkowicie nową, zaskakującą interpretację dowcipu Czechowa. Widzowie będą mogli zobaczyć jego niezwykły zmysł obserwacji i znajomość ludzkiej natury z zupełnie innej strony – z perspektywy ludzi niepełnosprawnych intelektualnie.
Aktorzy za każdym razem dowodzą, że nie zawsze wszystko jest oczywiste, a przedstawione historie zaskakują niejednoznacznością. Komedia i dramat w ich interpretacji nabierają nowego znaczenia i wprowadzają często niemałe zamieszanie.
Bilety w cenie 25 zł można nabyć w kasie Teatru Kamienica. Cały dochód ze spektaklu zostanie przeznaczony na działalność statutową Fundacji "Nie tylko..." i Teatru Osób Niepełnosprawnych Teatr O.N.
Celem Fundacji jest stworzenie zawodowego teatru osób niepełnosprawnych i jej członkowie konsekwentnie się do tego celu zbliżają.
– Nie jest to typowe wydarzenie charytatywne. Chcemy Państwu pokazać ciekawy, przezabawny, profesjonalnie przygotowany spektakl stworzony w oparciu o klasykę rosyjskiej literatury – zaznaczają organizatorzy przedsięwzięcia.
Sobieski nowocześnie i klasycznie Instalacje tworzone światłem i dźwiękiem, multimedia, filmy, a tuż obok nich tradycyjne obrazy, rzeźby, dokumenty. Eksponaty poznawane klasycznie i obiekty zmuszające do położenia się na podłodze i zapatrzenia w kalejdoskopowy sufit. Sale pełne blasku, przestrzeni, powietrza i pomieszczenia małe, ciasne, kontemplacyjne. Mozaika motywów i pomysłów, a wszystko po to, by jeszcze raz, ale w sposób zupełnie nowy, opowiedzieć o Janie III Sobieskim – królu, ale i człowieku z krwi i kości, jego życiu i legendzie, o miłości i wojnie, które stały się jego udziałem, o zwycięstwach i porażkach. To historia, która może wciągnąć i zaskoczyć każdego.
Fundacja Kultury bez Barier i Muzeum Pałac w Wilanowie zapraszają osoby z niepełnosprawnością wzroku i słuchu do zwiedzania wystawy „Primus inter pares”, do wycieczki w świat króla Jana Sobieskiego. Wystawa została dostosowana do potrzeb widzów z dysfunkcją sensoryczną – prezentowane eksponaty są opatrzone audiodeskrypcją, a na zorganizowane grupy osób z niepełnosprawnością czekają przewodnicy wykorzystujący w czasie oprowadzania audiodeskrypcję oraz posługujący się językiem migowym.
Bilety kosztują 10 złotych (bilet edukacyjny).
Zwiedzanie z audiodeskrypcją: czas trwania: godz. 10.00-11.30, Dla grupy osób z niepełnosprawnością wzroku spacer będzie prowadzony z wykorzystaniem licznych pomocy dotykowych, a sposób opowieści będzie zgodny z zasadami żywej audiodeskrypcji.
Zwiedzanie z tłumaczeniem na język migowy: czas trwania: godz. 12.00-13.30, Dla grupy osób z niepełnosprawnością słuchu spacer będzie tłumaczony na język migowy.
Udział w spacerach po uprzedniej rezerwacji. Osoby zainteresowane proszone są o rezerwację miejsc drogą mejlową: mwalewska@muzeum-wilanow.pl. Można się zapisywać na dowolnie wybrane spotkanie/a. Organizatorzy proszą o czekanie przy szatni pięć minut przed planowanym zwiedzaniem.
Spacery z Janem III Sobieskim Pokazanie postaci z krwi i kości, skonfrontowanie legendy z faktami i wyjście poza stereotyp – to główne cele wystawy Primus inter pares, poświęconej Janowi Sobieskiemu. Jest ona pierwszą wystawą Muzeum Pałacu w Wilanowie dostępną dla osób z niepełnosprawnością wzroku i słuchu. Dzięki nowoczesnej aranżacji oraz wykorzystaniu nowych technologii (film, multimedia) jest ona atrakcyjna także dla najmłodszych gości.
Wystawa trwa od 24 kwietnia do 30 września 2013 r. Towarzyszą jej spotkania i ścieżki tematyczne, które pozwolą poznać historię i poszukać podobieństw oraz różnic między czasami odległymi a współczesnymi.
Królewskie soboty Cykl spacerów tematycznych oprowadzających po wystawie Primus inter pares. Są one skierowane do osób z niepełnosprawnością wzroku oraz słuchu i prowadzone przez edukatorów przeszkolonych do pracy z osobami niewidomymi i niesłyszącymi. Program obejmuje kilka spacerów, każdemu przewodzi inny temat:
15 czerwca – Wojna i pokój W trakcie czerwcowego spotkania będzie można podążyć politycznymi i militarnymi ścieżkami Jana III Sobieskiego, dla którego wojna była jedynie środkiem do osiągnięcia pokoju, który zapewni krajowi upragnione oddech i rozwój. Życie Sobieskiego przypadło na trudny i krwawy okres historii Rzeczpospolitej. Niejednokrotnie jego wybory możemy oceniać jako niesłuszne czy niezrozumiałe, niemniej była to postać, która potrafiła przezwyciężać trudności, naprawiać błędy, a w sytuacjach zagrożenia wznosić się ponad podziały i doraźne cele. Jak o sławie i działaniach politycznych i militarnych Jana Sobieskiego opowiadali artyści? Czy i jaką rolę w polityce pełniła jego żona Maria Kazimiera? Zapowiada się niezwykle emocjonujący spacer.
27 lipca – Sobieski i muzy Podczas lipcowego spaceru będzie można spotkać się z Janem Sobieskim jako wybitnym mecenasem, człowiekiem zachłannym na wiedzę, znawcą kartografii, miłośnikiem astronomii, matematyki, fizyki i sztuk pięknych. Jego dwór był przystanią dla uczonych, których wspomagał: malarzom fundował stypendia w Rzymie, Janowi Heweliuszowi odbudował pracownię po wielkim pożarze. Liczne dedykacje ważnych traktatów naukowych wynikały nie tylko z uniżonej dworskości ich autorów, ale stanowiły świadectwo faktycznego zainteresowania i wsparcia udzielonego im przez monarchę. Jednocześnie król Jan III mimo światowego obycia pozostał prostym szlachcicem, człowiekiem przystępnym, wierzącym głęboko, że w kultywowaniu rolnictwa i ideałów życia ziemiańskiego znajduje się recepta na uzdrowienie Rzeczpospolitej.
24 sierpnia – Miłość i bliscy Bohaterką kolejnego spaceru będzie Maria Kazimiera, kobieta, bez której opowieść o Janie Sobieskim byłaby niepełna. Na wystawie pokazana została z dwóch perspektyw – ukochanej żony, adresatki miłosnych listów króla, matki czwórki dzieci, które rodzice otaczali troskliwą opieką, oraz silnej kobiety na tronie, partnerki politycznej, energicznego mecenasa. Symboliczna transformacja od uroczej Marysieńki do ambitnej i samodzielnej królowej Marii Kazimiery będzie tematem sierpniowego spaceru.
21 września – Legenda Jana III Legenda króla Jana III stanowi klamrę spinającą całą wystawę i będzie tematem przewodnim ostatniego spaceru. Zaprezentowany zostanie „żywot symboliczny” monarchy w późniejszych epokach, uroczyste obchody kolejnych rocznic odsieczy wiedeńskiej, liczne dzieła malarskie i literackie, jak również popkulturowe. Pomoże nam to uświadomić sobie, jak bardzo kolejne epoki i współczesność wpłynęły na nasze postrzeganie tej postaci. Będzie również można prześledzić muzealne kolekcje Europy, w których znajdują się zaskakująco liczne pamiątki po polskim królu. Była to postać znana od Anglii i Francji przez Włochy i Niemcy aż po Rumunię i Mołdawię. Oferta dla osób z niepełnosprawnością wzroku : Terminy spotkań: soboty, godz. 10.00-11.30, koszt: 10 zł/osoby (bilet edukacyjny) Liczba uczestników: do 6 osób (+ przewodnicy) Dla grupy osób z niepełnosprawnością wzroku spacer jest prowadzony z wykorzystaniem licznych pomocy dotykowych, a sposób opowieści jest zgodny z zasadami żywej audiodeskrypcji.
Oferta dla osób z niepełnosprawnością słuchu: Terminy spotkań: soboty, godz. 12.00-13.30, koszt: 10 zł/osoby (bilet edukacyjny) Liczba uczestników: do 10 osób Dla grupy osób z niepełnosprawnością słuchu spacer jest tłumaczony na język migowy.
Udział w spacerach jest możliwy po uprzedniej rezerwacji. Osoby zainteresowane proszone są o rezerwację miejsc drogą mejlową: mwalewska@muzeum-wilanow.pl. Można się zapisywać na dowolnie wybrane spotkanie/a. Uczestnicy powinni stawić się w pałacu przy szatni pięć minut przed planowanym spotkaniem. Na życzenie jest możliwość ustalenia dodatkowych terminów.
Ścieżki tematyczne – na zapisy: Opowieści i historie z sufitu wzięte – o historiach, symbolice, szyfrach ukrytych we freskach i plafonach zdobiących najstarszą część pałacu. Wiele twarzy Jana Sobieskiego – Jan III Sobieski był nie tylko królem, ale również mężem, troskliwym ojcem, gospodarzem i ogrodnikiem, był politykiem, miłośnikiem kultury i sztuki, wielkim erudytą. Łączył w sobie wrażliwość na sprawy codzienne, przyziemne wręcz, z umysłem światłym, otwartym na mądre rozwiązania i nowości. Podczas spotkania przyjrzymy się tym twarzom, poznamy okoliczności i osoby, które wpłynęły na tę postać.
Liczba uczestników z niepełnosprawnością wzroku: do 6 osób (+ przewodnicy). Liczba uczestników z niepełnosprawnością słuchu: do 10 osób. Koszt: bilet edukacyjny 10 zł/osoby. Terminy: poniedziałek – piątek.
Osoby zainteresowane proszone są o rezerwację miejsc drogą mejlową: mwalewska@muzeum-wilanow.pl.
Źródło: Pochodnia – BIP, nr 9 (54), maj 2013 BIP, nr 10 (55), maj 2013
Drodzy miłośnicy kultury! 11 czerwca 2013 roku startujemy z nowym projektem „Zakochaj się w filmie”. Tym razem w naszej kulturalnej kuchni serwować będziemy specjały filmowe z różnych zakątków świata jak zwykle z audiodeskrypcją, napisami oraz pętlą indukcyjną. Daniem głównym w najbliższy wtorek będzie niezwykle mądry, ciepły i wzruszający film „Dziewczynka w trampkach”, który wchodzi do polskich kin 7 czerwca 2013 roku. Film odniósł już wielki międzynarodowy sukces. Swoją światową premierę miał na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji 2012 i od tamtej pory krąży po międzynarodowych przeglądach, wszędzie wzbudzając entuzjastyczne recenzje i burzę oklasków. W przyszłym roku tytuł ten będzie Saudyjskim kandydatem do Oscara. Nie może Was zatem zabraknąć! Równie pyszna będzie rozmowa z naszym gościem – prof. Ewą Machut-Mendecką - polską arabistką i islamistką, literaturoznawczynią, pracującą w Katedrze Arabistyki i Islamistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Zgodnie z treścią filmu będziemy mówić o sytuacji kobiet z uwzględnieniem Arabii Saudyjskiej, religii, tradycji i ich wpływie na system norm i kształtowanie obyczajów, buncie, determinacji i wierze w przemiany! Zapewniamy tłumaczenie na język migowy. 11 czerwca 2013 r., godz. 17:00. Mazowieckie Centrum Kultury i Sztuki Ul. Elektoralna 12 Sala Widowiskowa Wstęp bezpłatny. Obowiązuje wcześniejsza rejestracja. Zgłoszenia przyjmuje Ania Żórawska: ania@kulturabezbarier.org tel. 22 486 96 42 wew. 4 Więcej informacji o filmie: Wadjda ma 10 lat i mieszka w Rijadzie. W szkole uchodzi za buntowniczkę, ponieważ chodzi w porysowanych długopisem trampkach i próbuje bawić się z chłopcami. Jej największym marzeniem jest rower. Niestety, w Arabii Saudyjskiej kobiety nie mogą prowadzić samochodów, zaś dziewczynkom nie wypada jeździć na rowerze – ma to jakoby zagrażać ich cnotliwości. Aby zdobyć pieniądze na upragniony rower i przekonać dorosłych o swojej pobożności, Wadjda postanawia wziąć udział w konkursie recytacji Koranu.
Dziewczynka w trampkach (Wadjda) to fabularny debiut Saudyjki Haify al-Mansour, pierwszej kobiety-reżyserki w Arabii Saudyjskiej, w dodatku po raz pierwszy w całości nakręcony na terenie Królestwa. W kraju, w którym przez lata nie istniało ani jedno kino, a oglądanie filmów uważane było za sprzeczne z Islamem, reżyserce udało się zrealizować ciepły, pogodny film, niosący jednocześnie przekaz o wielkiej wewnętrznej sile. W kraju męskiej dominacji, gdzie reguły narzuca hidżab, dziewczynka w trampkach walczy o swoje marzenia.
Al Mansour daje nadzieję, że w Arabii Saudyjskiej, choć w bardzo wolnym tempie, zachodzą zmiany kulturowe, nawet jeśli nie na szczeblu oficjalnym, to w ludzkiej, jednostkowej mentalności. Matka Wadjdi, praktycznie bez słowa porzucona przez męża, w końcu przyzna rację córce, zaś rower stanie się w filmie symbolem wiary w przemiany, które powinny stać się dziełem kolejnych, coraz bardziej świadomych pokoleń.
Katarzyna Wolanin, filmaster.pl Wsparcia udzielają: Mazowieckie Centrum Kultury i Sztuki, AP Manana, Katedra Arabistyki i Islamistyki Uniwersytetu Warszawskiego, Plenum Projekt „Zakochaj się w filmie” Fundacji Kultury bez Barier współfinansuje m.st. Warszawa. Serdecznie zapraszamy! Anna Żórawska
Wielkie spotkanie niepełnosprawnych Dziennik Polski z dnia 3.06.2013 autor: Wojciech Chmura
Nowy Sącz. Od dzisiaj przez trzy dni Nowy Sącz i Stary Sącz będą miejscem unikalnej imprezy - Festiwalu Osób Niepełnosprawnych odbywającego się w ramach Tygodnia Osób Niepełnosprawnych. Festiwalowi Osób Niepełnosprawnych patronują marszałek Małopolski, prezydent Nowego Sącza oraz burmistrz Starego Sącza. Dzisiaj w hali sportowej, pływalni i w miasteczku rowerowym przy ulicy Nadbrzeżnej w Nowym Sączu rozegrane zostaną konkurencje sportowe - rzut piłką lekarską, turniej rzutów karnych do bramki, turniej rzutów do celu, turniej tenisa stołowego, zawody w przeciąganiu liny, a także turniej ścianki wspinaczkowej. Na pływalni rozegrane zostaną zawody pływackie w różnych konkurencjach, a obok - w miasteczku rowerowym - biegi na czas. Na zakończenie dnia festiwalowego odbędą się pokazy ratownictwa drogowego i medycznego. Wtorek przebiegać będzie pod hasłem dziedzictwa historycznego na terenie Starego Sącza. Uczestnicy zobaczą spektakl na klasztornym dziedzińcu opowiadający o świętej Kindze. Podczas warsztatów modelarskich w Diecezjalnym Centrum Pielgrzymowania uczestnicy będą robić latawce, a grupa sportowa rywalizować będzie w minimaratonie na trasie ze starosądeckiego rynku pod ołtarz papieski. Trofeum, które zdobędzie zwycięzca, będzie korona świętej Kingi. W domu rekolekcyjnym odbędzie się panel dyskusyjny o papieżu Polaku, promującym integrację. Na zakończenie tego dnia uczestnicy napiszą kartki z apelem o pokój na świecie i podczas pokazów lotniczych wypuszczą je z balonami w niebo. W trzecim dniu festiwalu niepełnosprawni z całej Małopolski spotkają się w Sądeckim Parku Etnograficznym i w Miasteczku Galicyjskim. Wezmą udział w warsztatach garncarskim, tkackim, ozdób regionalnych oraz w warsztatach kowalskich. Na rynku miasteczka prezentowane będą etiudy teatralne stowarzyszenia Gniazdo. Festiwal z udziałem około siedmiuset osób zakończy się piknikiem. Organizatorem jest stowarzyszenie Jesteśmy przy Środowiskom Domu Pomocy w Nowym Sączu.
Przyjaciele Potrafisz: Gwiazdy zaśpiewały dla niepełnosprawnych Kurier Lubelski z dnia 3.06.2013 autor: Sylwia Hejno
W Polsce żyje pięć milionów ludzi niepełnosprawnych - czytamy na planszy pod koniec teledysku Przyjaciele Potrafisz. - Nie gramy dla żadnej organizacji, nikt nas nie finansuje, a pomysł udało się zrealizować dzięki dobrej woli gwiazd muzyki. Chcemy wspólnie uzmysłowić polskiemu społeczeństwu, że osoby niepełnosprawne są wśród nas, bo mimo licznych kampanii są wciąż marginalizowane - mówi Hubert Gorczyca, filmowiec związany z projektem Potrafisz. Dla niepełnosprawnych zaśpiewali: Małgorzata Ostrowska, Krzysztof Cugowski, Marek Piekarczyk, Witold Paszt, Jerzy Słota, Dariusz Tokarzewski i Ryszard Wolbach. Tak bardzo chcę zobaczyć świat i chcę, by świat zobaczył mnie (...) Usłyszeć bardzo chcę Twój głos, i poczuć słodkich dźwięków ton(...) lecz nie potrafię, bo na świecie wszystko jest pod górę (...) potrafisz, potrafisz, potrafisz poczuć to - śpiewają wokaliści, a w najlepsze gra radosna, pełna energii muzyka. Impulsem dla stworzenia piosenki był tragiczny wypadek operatora Grzegorza Sereja, który w ubiegłym roku podczas pracy z kamerą stracił nogę. Od 2005 roku współtworzył program Telewizji Lublin pod tytułem Potrafisz, dedykowany ludziom niepełnosprawnym. - Jest pierwszą osobą, która na moich oczach stała się niepełnosprawna. Przez dwa lata pracowaliśmy razem. To było trudne, gdy wiedzieliśmy, że idziemy do bohatera zrobić o nim program, ale Grzesio zawsze potrafił podejść do tematu z uśmiechem i na luzie - opowiada Hubert Gorczyca. Przyjaciele Potrafisz to zarówno tytuł piosenki, jak i ludzie, którzy ją stworzyli.
Warmińsko-mazurskie kusi niepowtarzalną urodą, okraszoną jeziorami, lasami pełnymi grzybów i cudownie czystym powietrzem – tu rzeczywiście można odpocząć od codziennych trosk, zadbać o swoje zdrowie, a także – o czym nie wszyscy wiedzą – nauczyć się, jak funkcjonować z dysfunkcją wzroku. A to wszystko podczas turnusów organizowanych przez NZOZ Ośrodek Mieszkalno-Rehabilitacyjny Polskiego Związku Niewidomych w Olsztynie.
W programie znajdziemy naukę orientacji przestrzennej i czynności dnia codziennego, a także zajęcia kulturalno-rekreacyjne. Każdy uczestnik ma zapewnioną opiekę medyczną w postaci: oceny stanu zdrowia, diagnostyki okulistycznej, elektrokardiograficznej, USG i fizjograficznej. Ośrodek oferuje również rehabilitację i zabiegi usprawniające, takie jak: magnetronik, sollux, laseroterapia, hydroterapia, krioterapia, termoterapia, tens, inhalacje, wirówka, masaż klasyczny i limfatyczny. Dla diabetyków organizowane są turnusy ze specjalnym programem edukacyjnym, wycieczkami autokarowymi oraz spacerami. W okresie od 1 maja do 22 czerwca i od 2 września do 20 października koszt dwutygodniowego turnusu wynosi 1160 zł (dla osób chorych na cukrzycę – 1190 zł). Natomiast w sezonie, czyli pomiędzy 23 czerwca a 1 września jest to kwota 1300 zł (dla osób chorych na cukrzycę – 1330 zł). Cena turnusu obejmuje: zakwaterowanie w pokoju studio (2-, 3- lub 4-osobowym), 3 posiłki dziennie (dla osób chorych na cukrzycę 5 posiłków), całodobową opiekę pielęgniarską, 25 zabiegów rehabilitacyjnych zgodnie z zaleceniem lekarza oraz wieczorki integracyjne. Na życzenie uczestników Ośrodek organizuje wycieczki.
Terminy (turnusy rozpoczynają się kolacją): 12.05 – 26.05.2013 r. 01.06 – 15.06.2013 r. 23.06 – 07.07.2013 r. 14.07 – 28.07.2013 r. 18.08 – 01.09.2013 r. 08.09 – 22.09.2013 r. 29.09 – 13.10.2013 r.
Zgłoszenia na turnus przyjmowane są najpóźniej na 1 miesiąc przed rozpoczęciem turnusu, listownie na adres: NZOZ OMR PZN,10-685 Olsztyn ul. Paukszty 57, mailem: omrolsztyn@wp.pl lub telefonicznie: 89 542 89 13 wew. 530 Placówka zaprasza osoby z dysfunkcją narządu wzroku, cukrzycą, schorzeniami neurologicznymi oraz chorobami układu krążenia.
KONKURS: wygraj wyjątkową bajkę z niecodziennym przesłaniem Autor: Redakcja
Za kilka dni na rynku ukaże się bajka o niecodziennym przesłaniu. Będzie to pierwsza z serii książek wydawanych przez Fundację VERBA w ramach projektu „Leon i jego nie-zwykłe spotkania” – lekka i zabawna opowieść o tym, jak bardzo liczy się osobowość, a nie wygląd zewnętrzny.
Inicjatywa Fundacji VERBA to jedna z niewielu tego typu propozycji na naszym rynku – projekt edukacyjny, który w przystępny sposób porusza zagadnienie dysfunkcji zdrowotnych. O niepełnosprawności w Polsce mówi się z dużym dystansem. Wyraźnie brakuje książek, które subtelnie prezentują bohaterów z niepełnosprawnością, a młodych czytelników prosto i lekko edukują oraz naturalnie do nich przyzwyczajają. Fundacja postawiła sobie za cel kształtowanie pozytywnych postaw i tolerancji społecznej, ale sposób, w jaki chce to zrobić, odbiega od metod znanych ze szkół i kampanii społecznych.
Pomysłodawczynią i założycielką Fundacji jest Agata Battek, poruszająca się na wózku inwalidzkim od 13. roku życia. Agata to zdeterminowana i aktywna osoba, miłośniczka podróży i wieczna optymistka. Zamierza podzielić się swoimi doświadczeniami, pokazać, że warto podążać za marzeniami i działać.
- W naszych opowieściach pozwalamy zaistnieć bohaterom z niepełnosprawnością, ale o ograniczeniach zdrowotnych nie piszemy jak o problemie – podkreśla Agata Battek. – Nie stawiamy tych postaci w centrum uwagi ani nie podkreślamy ich odmienności. Biorą one udział we wspólnych przygodach z przyjaciółmi, na równi z innymi dziećmi uczestniczą w codziennym życiu, udowadniając, że ważna jest osobowość, a nie wygląd zewnętrzny. Większość ograniczeń, z jakimi spotykamy się w życiu, wynika z naszego nastawienia. Problem niepełnosprawności to również problem jej postrzegania przez nas i przez otoczenie. Musimy przełamać stereotypy. Działać i pokazać, jak wiele można robić, gdy tylko uwierzymy, że nam się uda.
Agata Battek, "Leon i jego nie-zwykłe spotkania. Wyprawa na zamek"
Tytułowym bohaterem opowiadań jest Leon – wesoły, otwarty i odważny chłopiec, który uwielbia przygody. Lubi się śmiać i rozwiązywać zagadki. Ma ważną cechę: chce pomagać innym. To czyni go kimś wyjątkowym. Najbliższymi przyjaciółmi Leona są Maks i Lenka. Lena to zaradna, rozważna i mądra dziewczynka, zawsze służąca cenną radą. Maks to typ niesfornego gaduły. Ten chłopiec, z pozoru wyglądający na rozrabiakę, ma wielkie serce i dużo wrażliwości. Leon, Maks i Lenka w czasie wspólnych przygód przeżyją dużo nie-zwykłych spotkań i pokażą nam, że świat jest pełen wyjątkowych ludzi. W pierwszej z bajek – zatytułowanej „Wyprawa na zamek” – dzieci wraz z Filipem, który porusza się na wózku inwalidzkim, udadzą się do zamku w poszukiwaniu tajemniczego skarbu…
Oficjalna premiera książki odbędzie się w najbliższą sobotę, 15 czerwca 2013 r. w kinie Kijów.Centrum w Krakowie podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmów dla Dzieci. W godzinach 14.00-16.00 odbędzie się spotkanie autorskie, podczas którego dzieci będą mogły otrzymać darmowy egzemplarz bajki z autografem autorki.
Książka już wkrótce trafi do sprzedaży – można ją będzie nabyć poprzez stronę internetową fundacji oraz w sieci księgarni Matras. Utwór adresowany jest do dzieci od 4. roku życia.
Projekt „Leon i jego niezwykłe spotkania” otrzymał patronat honorowy Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz rzecznika praw dziecka Marka Michalaka.
Wygraj książeczkę Uwaga! Portal www.niepelnosprawni.pl jest jednym z patronów medialnych serii książeczek „Leon i jego nie-zwykłe spotkania”, dlatego naszym Czytelnikom proponujemy udział w konkursie. By wygrać jedną z książeczek serii, wystarczy przesłać na adres e-mail redakcja@niepelnosprawni.pl:
1. Krótką odpowiedź na pytanie: Czy jesteś za tym, by od najmłodszych lat uświadamiać dzieciom, że osoby z niepełnosprawnością są wśród nas? 2. Dane adresowe do przesłania ew. wygranej.
Najciekawsze odpowiedzi zostaną nagrodzone książeczką z serii „Leon i jego nie-zwykłe spotkania”. Zwycięzcy (i tylko oni) zostaną powiadomieni mailowo. Więcej w regulaminie konkursu.
Legendarne postaci schodzą z obrazów i postumentów, aby bawić nas opowieściami o czasach, w których żyły. Duchy miast nie straszą, lecz otwierają wrota kultury, prezentując ukryte skarby i dzieła skazane na zapomnienie. Tajemniczy mieszkańcy zamków i pałaców częstują kawą i zapraszają do częstszych odwiedzin. A wszystko w magicznej poświacie księżyca, w ciemności oswojonej przez uliczny gwar, niekończące się gawędy przewodników, gry, zabawy i muzykę towarzyszącą interaktywnym wystawom.
Taka aura panuje corocznie podczas Nocy Muzeów, nocy, podczas której dostojne gmachy, eleganckie przeszklone galerie, wzniosłe pałace i inne zazwyczaj pełne dumy i powagi instytucje wychodzą poza schemat. Kiedy wyrzucają w kąt zakurzone kapcie i wynoszą do piwnicy niedostępne gabloty. Gdy prześcigają się w wymyślaniu sposobów na intrygujące przekazanie wiedzy o sobie, swoich „bohaterach” i zgromadzonych na przestrzeni wieków eksponatach. W tym roku oswajanie muzeów miało miejsce z 18 na 19 maja (w niektórych miastach dobę wcześniej). W akcji wzięły udział nie tylko takie stolice kultury jak Kraków czy Warszawa, ale również niewielkie miasteczka, wsie i osady, jak Grabonóg, Krasiejów, Krempna, czy Maleniec. W sumie w Noc Muzeów włączyło się prawie 150 większych i mniejszych miejscowości. Atrakcje przygotowały nie tylko instytucje kultury, ale także niektóre z organizacji pozarządowych, również tych, które działają na rzecz osób niepełnosprawnych, m.in. Centrum Wolontariatu czy Stowarzyszenie Otwarte Drzwi wraz ze swoim Zakładem Aktywności Zawodowej - Galerią Apteka Sztuki. W przedsięwzięciu wziął udział również Polski Związek Niewidomych, którego progi w dwóch polskich miastach – Łodzi i Warszawie przekroczyło po ok. 1000 osób.
A za czym kolejka ta stoi? Prawdziwe tłumy podczas tegorocznej nocy z kulturą odwiedziły Muzeum Narodowe (aż 44 tys. zwiedzających). Po ok. 25 tys. osób pojawiło się na Stadionie Narodowym oraz w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa. Spragnieni wrażeń czekali w kilkusetmetrowych kolejkach. - By zwiedzić Fabrykę Wedla trzeba było stać nawet i cztery godziny – jak podaje Gazeta Wyborcza. A i w samych obiektach tworzyły się „ogonki”. W poznańskim IPN jak za czasów PRL-u ludzie ustawiali się po watę cukrową i oranżadę z saturatora. Takie smaczne, płatne i darmowe, wabiki pojawiały się właściwie w każdym mieście. W gdyńskiej Cukierni Delicje serwowano płonące lody z podpaloną kostką cukru i deser sułtański. Warszawski Wedel częstował czekoladą, a Muzułmańskie Centrum Kulturalno-Oświatowe w Poznaniu daktylami i arabską kawą. Niektóre instytucje przygotowały bardziej trwałe upominki. Pracownicy Muzeum Narodowego prezentując obraz Józefa Mehoffera „Dziwny ogród” wręczali zwiedzającym cebulki i doniczki z kwiatami widocznymi na płótnie. A w Galerii Sztuki Polskiej XIX wieku w krakowskich Sukiennicach – można było otrzymać poduszkę z nadrukiem wybranego przez siebie dzieła – oczywiście podarunek miał nie służyć do spania, a do kontemplowania sztuki. Muzea zwracały także uwagę przechodniów niecodzienną aranżacją przestrzeni. Na Wawelu specjaliści z firmy Tauron Polska Energia stworzyli efektowną iluminację nawiązującą do dawnych obyczajów, natomiast Łazienki Królewskie zostały nastrojowo oświetlone świecami. Każdy starał się czymś wyróżnić, by przyciągnąć tłumy. Atrakcją samą w sobie był już sposób dotarcia do poszczególnych miejsc, czyli zabytkowe autobusy i tramwaje oraz auta, które pojawiły się m.in. w Krakowie, Trójmieście, czy Warszawie. W stolicy wiele osób korzystało też z rowerów Veturilo.
Warszawskie ciemności - Jeśli nasi goście chcą uczestniczyć w prawdziwej Nocy Muzeów, niechaj rzeczywiście będzie ciemno – od takiej myśli wyszli pracownicy Polskiego Związku Niewidomych, przygotowując tor przeszkód, który zwiedzający mieli pokonać z opaską na oczach. Tyflogaleria przy ul. Konwiktorskiej w Warszawie już po raz drugi wzięła udział w Nocy Muzeów. W tym roku, podobnie jak w poprzednim, zaprezentowała wystawę twórczości osób z dysfunkcją wzroku, udostępniła „dotykowe” wersje map świata, atlasów, zabytków, pomocy naukowych, a także zabawek. Niecodzienni goście mieli okazję pograć w szachy lub warcaby, a także obejrzeć edukacyjny film animowany pt. „N jak niewidomy”, który w przystępny sposób pokazuje, jak pomóc osobie z dysfunkcją wzroku. Zwiedzający uczyli się też od samych przewodników, zadając im wiele pytań: Jak niewidomi wiążą buty? Czy widzą tylko ciemność? W jaki sposób piszą esemesy? Czy czują kolory dotykiem? - Na ogół były to jednak bardzo świadome pytania. Widać było, że niektórzy goście nie pierwszy raz zetknęli się z tym rodzajem niepełnosprawności. I świadomie nas wybrali, nie chcieli iść tam, gdzie można pójść na co dzień i gdzie dziś jest pełno ludzi – mówi Grażyna Wuls, kustosz Tyflogalerii. Ci, którzy nie zetknęli się nigdy z pomocami dla osób niewidomych, byli zafascynowani wszystkim, ale szczególnie pismem Braille’a. - Prosili, by na karteczce napisać im ich imiona, jeden, dorosły już chłopak podszedł do stolika i zapytał „Czy mogłaby Pani napisać mi życzenia na Dzień Mamy?” – opowiada osoba odpowiedzialna za kącik brajlowski. Zwiedzający wodzili palcami po kartkach, które otrzymali od osób niewidomych, próbując rozszyfrować wypukłe kropki i szeptali między sobą: - Jak to można odczytać? Próbowali też sami pisać, co najczęściej kończyło się na uśmiechach i pełnych rezygnacji gestach: - Jakie to trudne! Na co pracownicy PZN odpowiadali z cierpliwością: - Wcale nie, proszę zobaczyć... Ci, którym było wciąż mało tajemniczych kropek, mogli zwiedzić bogate zbiory brajlowskie zgromadzone w Bibliotece na Konwiktorskiej i na własne oczy przekonać się, że osoby z dysfunkcją wzroku czytają książki – z czego, jak się okazuje podczas tego typu imprez, nie wszyscy widzący zdają sobie sprawę.
Z zamkniętymi oczami Tegoroczną Noc Muzeów obchodzono nie tylko w Instytucie Tyflologicznym Polskiego Związku Niewidomych, ale i w Okręgu Łódzkim. W budynku przy ul. Więckowskiego zaprezentowano prace słabowidzących i niewidomych artystów: obrazy malowane na płótnie i na szkle, ozdoby z muszli, słoików, butelek, tomiki poezji, płyty z nagraniami. Nie lada gratką dla widzących było strzelanie laserowe oraz rzucanie piłeczką do celu. W dziesiątkę trafiać trzeba było z zasłoniętymi oczami, nasłuchując jedynie sygnałów dźwiękowych. Zwiedzający testowali również, jak działa sprzęt ułatwiający życie niewidomym – detektor kolorów, zegarki, wagi, ciśnieniomierze, czujniki poziomu cieczy i inne drobiazgi przydatne na co dzień. – Pokazaliśmy zwiedzającym również książki pisane techniką brajla, wypukłe mapy, plany miast. Dwie koleżanki podpisywały gościom, szczególnie tym najmłodszym, zakładki do książek. Podpis wykonany był oczywiście brajlem – przy pomocy tabliczki i rysika, albo maszyny brajlowskiej – relacjonuje Liliana Szymarek, sekretarz Okręgu. Goście mogli również wczuć się w sytuację osób z dysfunkcją wzroku, pokonując tor przeszkód z białą laską w dłoni lub przymierzając symulatory widzenia. Łódzki Okręg uczestniczył w Nocy Muzeów po raz pierwszy i jak to zazwyczaj bywa, wiele pomysłów pojawiło się w trakcie imprezy. Nie wszystkie udało się na bieżąco zrealizować, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by wykorzystać je w 2014 r. - Mamy już wielkie plany na przyszły rok. Przewidujemy również wiele nowych dodatkowych atrakcji – w imieniu swoim i załogi planuje Liliana Szymanek. - Szkoda, że Noc Muzeów jest tylko raz w roku – dodaje.
Muzea na plus Swoimi zbiorami w tę wyjątkową noc pochwaliło się również powstałe w 2011 r. Muzeum Tyflologiczne w Owińskach, które zgromadziło do tej pory ponad 300 eksponatów: map, pomocy i urządzeń służących niewidomym. W tym roku zwiedzający mogli oglądać również tyflodruki oraz tyflomapy Armenii i Gruzji, przygotowane przez Studio Tyflografiki Tyflograf w ramach programu „Samodzielność”, finansowanego przez Polską Pomoc Rozwojową Ministerstwa Spraw Zagranicznych (2011-2013). Niestety gdy przeglądamy programy Nocy Muzeów w poszczególnych miastach, gołym okiem widzimy, że wiele instytucji nie pomyślało o osobach niepełnosprawnych, nie oferując ani audiodeskrypcji, ani tłumacza języka migowego. Tylko nieliczne instytucje w Polsce w opisie podawały informację, że są przygotowane na wizyty osób z dysfunkcją wzroku. Na przykład Muzeum Wojska Polskiego w Białymstoku i Muzeum Sztuki w Łodzi miały do dyspozycji audiodeskrypcję, a w stalowowolskim Muzeum Regionalnym można było także zwiedzić wystawę stałą dedykowaną osobom niewidomym i słabowidzącym „Galeria przez Dotyk”. Oby tych kilka placówek wyznaczało innym właściwą drogę, by osoby niepełnosprawne mogły uczestniczyć nie tylko w najbliższych nocach, ale i w dniach muzeów.
Dzień dobry Będzie to chyba najdłuższy mail, jaki kiedykolwiek wyszedł do Państwa z rozpiską wydarzeń organizowanych lub wspieranych przez naszą Fundację. Trzymamy kciuki, za wszystkich, którzy przeczytają tekst od deski do deski. Dla tych, którzy spieszą się odrobinę, przygotowaliśmy króciutkie wprowadzenie. A więc tak – imprezy są 4, każda warta uwagi i uczestnictwa, każda to okazja do zakosztowania prawdziwej sztuki, jedna impreza jest płatna, trzy nie kosztują Państwa nic, jeden raz spotykamy się w teatrze, trzy razy w galeriach, a wszystko na przestrzeni tygodnia. Startujemy w środę 19 czerwca, kończymy w poniedziałek 24 czerwca br.
19 czerwca br., godz 17.00
Miejsce: Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki
Temat: Sztuka dostępna – Freelancer
Wstęp bezpłatny, obowiązują zapisy
21 czerwca br., godz 17.00
Miejsce: Galeria DAP
Temat: Stan skupienia – Rzeźby o człowieku
Wstęp bezpłatny, obowiązują zapisy
23 czerwca br., godz 19.00
Miejsce: Teatr Studio
Temat:”Ożenek” – Życie w przyprawie śmiechu
Wstęp kosztuje 25 zł., obowiązują zapisy
24 czerwca br., godz 17.00
Miejsce: Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki
Temat: Warsztat na Zachętę – W co ubiera się sztuka?
Wstęp bezpłatny, obowiązują zapisy
Szczegółowe informacje zamieszczamy poniżej, aby ułatwić Państwu dotarcie do interesującego zagadnienia, każdą zapowiedź poprzedziliśmy skrótem FKBB. Wystarczy wpisać go w wyszukiwarkę, by trafić na sam początek każdej zapowiedzi.
Pozdrawiamy słonecznie i od razu zapowiadamy – na wakacje też coś szykujemy
r.
FKBB
19 czerwca 2013r.
Sztuka dostępna. Spotkanie dla osób z dysfunkcją wzroku na wystawie Wolny strzelec
Terminem „wolny strzelec” (freelancer) określa się osobę o nienormowanym czasie pracy, niezwiązaną z pracodawcą stałą umową, zachowującą ślad „wolności” i uczestniczącą w grze rynkowej na innych zasadach. Wolnymi strzelcami w pewnym sensie są również artyści. Na wystawie w Zachęcie, w odpowiedzi na zaproszenie kuratorki, współcześni artyści wypowiadają się na temat swojej sytuacji społeczno-ekonomicznej i odpowiadają na pytanie, co to znaczy być artystą. Kilku spośród nich odnosi się wprost do tematu wolnego strzelca i podaje w wątpliwość pozycję twórcy na rynku sztuki. Najdobitniej czyni to Julita Wójcik. W obrębie istniejących przepisów prawa i biurokratycznych procedur instytucji kulturalnych poszukuje odpowiedzi na z pozoru prozaiczne pytania. Ile powinno kosztować dzieło sztuki? Ile powinien zarabiać artysta? Na wystawie posłuchamy wypowiedzi twórców na temat ich prywatnego życia i sytuacji finansowej. Zastanowimy się wspólnie nad pozytywnymi i negatywnymi aspektami wolności.
Porównując różne przedstawienia tematu wolności, odwołamy się również do prac, które podejmują temat ruchu i przemieszczania się. Zastanowimy się, co łączy, a co różni lot orła, pęd nieomylnej kuli kowboja bądź ćwiczenia pilota na płycie lotniska przed odlotem samolotu.
Prowadzenie: Katarzyna Guzowska i Katarzyna Kucharska-Hornung
Nasi wolontariusze mogą odebrać Państwa z przystanku, domu czy wskazanego miejsca w Warszawie. Jeśli istnieje taka potrzeba prosimy o kontakt: tel. 22 556 96 42, e-mail: a.zdzieborska@zacheta.art.pl
FKBB
21 czerwca 2013r.
Rzeźby o człowieku
Galeria z audiodeskrypcją i językiem migowym
Każdy człowiek ma swoją historię, jedyną niepowtarzalną. Niewielu jednak umie ją odczytać i opowiedzieć, a już naprawdę garstka ludzi z indywidualnej historii życia potrafi wykuć ogólną prawdę o człowieku.
Fundacja Kultury bez Barier zaprasza na spotkanie z artystką Iwoną Jesiotr – Krupińską i jej pracami; na kolejną odsłonę projektu „Zakochaj się w kulturze”. Spotkanie dostosowane do potrzeb osób z niepełnosprawnością wzroku i słuchu odbędzie się 21 czerwca 2013 roku. Początek o godz. 17.00. Zapraszamy na wystawę rzeźby Iwony Jesiotr – Krupińskiej. Gościć będzie nas przestrzeń galerii DAP (Warszawa, ul. Mazowiecka 11). Wszystkich rzeźb będzie można dotykać, będzie też można poznać materiały i narzędzia wykorzystywane do tworzenia obiektów.
Wstęp jest wolny, ale liczba miejsc ograniczona. Prosimy o ich wcześniejszą rezerwację. Zgłoszenia przyjmuje Anna Żórawska
Tel.: - uwaga, mamy nowy numer – 22 100 36 94
e-mail: Ania@kulturabezbarier.org
Rzeźby prezentowane w galerii powstały w ramach pracy doktorskiej artystki. Przedmiotem doktoratu jest analiza portretu ludzkiego w przestrzeni jako wyraz problematyki egzystencjalnej. Celem pracy jest przekazanie językiem środków rzeźbiarskich stanów emocjonalnych i psychicznych człowieka.
Iwona Jesiotr – Krupińska: „Pochylając się nad rzeźbieniem człowieka – ludzkiej twarzy – zastanawiam się i zagłębiam w poszczególne historie drogi życia.
Człowiek, który przestaje zdobywać nieznane dla siebie obszary prawdy, dobra i piękna szybko karłowacieje. Staje się automatem, powtarzającym zasłyszane slogany, żyje w pośpiechu, coraz szybciej, coraz więcej konsumując.
Na podstawie wyrzeźbionych przeze mnie osób będę chciała przybliżyć i zgłębić człowieka, zrozumieć oraz odkryć go dla siebie i innych.
cyt. Jana Pawła II: „Wierzę w misję, drogę, którą mamy wyznaczoną – tą, którą dano nam, abyśmy kroczyli – ale też w dużej mierze od nas samych zależy jakość tej drogi…””
Projekt „Zakochaj się w kulturze” jest dofinansowany przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
FKBB
23 czerwca 2013r.
Życie w przyprawie śmiechu
„Ożenek” z audiodeskrypcją i napisami dla niesłyszących
Bardzo to wszystko prawdziwe i niezwykle śmieszne. I ogromnie zaskakujące, że tak niewiele zmieniło się przez stulecia, że dylematy, rozterki, tęsknoty i pragnienia pozostały wciąż te same, odrobinę inaczej są tylko opakowywane w słowa i zachowania. I naprawdę można w tym wszystkim odnaleźć siebie, swoich znajomych, ludzi XXI wieku.
Fundacja Kultury bez Barier zaprasza na opatrzony audiodeskrypcją i napisami dla niesłyszących „Ożenek” Nikołaja Gogola. Dostosowana do potrzeb osób z niepełnosprawnością wzroku i słuchu, przepełniona komizmem sztuka trudnych wyborów, uwodzenia i poddawania się uczuciom zostanie wystawiona 23 czerwca 2013 roku (niedziela) w Teatrze Studio (Warszawa, Pałac Kultury i Nauki,Plac Defilad 1). Początek o godzinie 19.00.
Bilety, w ramach projektu Teatr „Poza Ciszą i Ciemnością”, kosztują 25 złotych. Liczba miejsc jest ograniczona, prosimy więc o ich wcześniejszą rezerwację. Zgłoszenia przyjmuje Anna Żórawska
Tel.: - uwaga, nowy numer telefonu – 22 100 36 94
e-mail: Ania@kulturabezbarier.org
„Ożenek” to zdecydowanie najbardziej znana, już klasyczna komedia Gogola opowiadająca historię Agafii - panny na wydaniu mającej do zaoferowania nie tylko serce, ale i pokaźny posag oraz starających się o jej rękę konkurentów, w tym starego kawalera, przywiązanego do wolności Podkolesina. Reżyserem wystawienia jest Iwan Wyrypajew, jeden z najgłośniejszych rosyjskich dramaturgów ostatnich lat. Nadał on sztuce nieco mistycznego i nostalgicznego nastroju, a jednocześnie odarł ją z iluzji burząc tzw. czwartą ścianę i nie ukrywając przed widzami, że mamy do czynienia wyłącznie z teatrem, z aktorską grą, z pewnym udawaniem. Aktorzy grają więc w sposób przerysowany, bardziej właściwy XIX-wiecznym, niż współczesnym zwyczajom, przerysowane Są kostiumy, a ascetyczna, nieco zaskakująca scenografia sprawia, że sam teatr odbija się w teatrze. Co na to wszystko widzowie? Śmieją się, śmieją i obserwują z sympatią konkury.
Projekt Teatr „Poza Ciszą i Ciemnością” jest dofinansowany przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
FKBB
24 czerwca 2013r.
W co ubiera się sztuka?
„Warsztat na Zachętę” bez barier
„Twoje ubranko też może być dowodem na harmonię świata. To jest negatyw — wypełń go kształtem”. (Jadwiga Sawicka)
Stwórzmy wspólną instalację z ubrań, z pomocą których spróbujemy opisać wybrane emocje. Jakie wrażenie wywołuje w nas widok pustego ubrania? Jak wyobrażamy sobie osoby, które nosiły stroje z plasteliny lub namalowane na płótnie? Dlaczego Sawicka wykonuje właśnie takie obiekty?
Fundacja Kultury bez Barier i Zachęta — Narodowa Galeria Sztuki zapraszają dorosłe osoby z niepełnosprawnością wzroku i słuchu na warsztat poświęcony twórczości Jadwigi Sawickiej. zbiórka w holu głównym Zachęty
Nasi wolontariusze mogą odebrać państwa z przystanku, domu czy wskazanego miejsca w Warszawie. Jeśli istnieje taka potrzeba prosimy o kontakt: tel. 22 556 96 42, e-mail: a.zdzieborska@zacheta.art.pl
Warsztat na Zachętę — Jadwiga Sawicka. W co ubiera się sztuka?
Ubranie jest ważnym motywem twórczości Jadwigi Sawickiej. Części garderoby artystka fotografuje, lepi z plasteliny albo maluje na płótnie. Pośród ulepionych marynarek, spodni i spódnic jest również kostium kąpielowy z 1999 roku, znajdujący się w kolekcji Zachęty. Tę pracę będzie można obejrzeć, dotknąć tyflografiki i wysłuchać jej audiodeskrypcji.
Warsztat na Zachętę to projekt zainicjowany i realizowany przez Fundację Kultury bez Barier, we współpracy z Zachętą — Narodową Galerią Sztuki.
Cykl czterech warsztatów integracyjnych dla osób dorosłych z niepełnosprawnością sensoryczną (niewidomych, niesłyszących i głuchoniewidomych) został przygotowany po to, aby umożliwić aktywne, kompetentne i samodzielne poznawanie sztuki współczesnej. Wychodząc od wybranych, reprezentatywnych dzieł sztuki z kolekcji Zachęty przyjrzymy się artystom różnych pokoleń, tendencjom w sztuce współczesnej, najważniejszym zagadnieniom i tematom podejmowanym przez twórców. Dla osób z dysfunkcją wzroku przygotowaliśmy profesjonalne tyflografiki i pomoce dotykowe. Udział osób niesłyszących będzie możliwy dzięki tłumaczeniu migowemu. Najważniejsze będą jednak działania warsztatowe aktywizujące możliwie jak najwięcej zmysłów, rozbudzające wyobraźnię i wspomagające zdobywanie wiedzy.
W efekcie spotkań powstaną pakiety edukacyjne zawierające: scenariusze warsztatów udostępnione na wolnych licencjach, wypukłe reprodukcje 8 obiektów z kolekcji Zachęty, nagrane audiodeskrypcje oraz w pełni dostępny film (z napisami dla niesłyszących i audiodeskrypcją). Pakiet edukacyjny w 30 kopiach zostanie rozdystrybuowany po całej Polsce, do ośrodków i organizacji działających na rzecz osób z niepełnosprawnością sensoryczną.
Warsztaty wokół prac z kolekcji Zachęty:
24 czerwca 2013 — Jadwiga Sawicka, Bez tytułu, 1999
22 lipca 2013 — Henryk Stażewski, nr 49, 1976
16 września 2013 — Włodzimierz Pawlak, Dwadzieścia jeden kościołów, 1988
14 października 2013 — Paweł Jarodzki, Tylko sztuka cię nie oszuka, 2006 <!--[if !supportLineBreakNewLine]--> <!--[endif]-->
Informacje o Zachęcie:
o galerii Zachęta: http://www.zacheta.art.pl/page/view/2/o-galerii
o galerii Zachęta w tłumaczeniu na Polski Język Migowy PJM: http://www.zacheta.art.pl/article/view/1268/zacheta-narodowa-galeria-sztuki-tlumaczenie-na-polski-jezyk-migowy-pjm
o historii Zachęty: http://www.zacheta.art.pl/page/view/8/o-galerii-historia
o historii Zachęty w tłumaczeniu na Polski Język Migowy PJM: http://www.zacheta.art.pl/article/view/1269/historia-galerii-tlumaczenie-na-polski-jezyk-migowy-pjm
o Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych: http://www.zacheta.art.pl/page/view/39/o-galerii-towarzystwo
o Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych w tłumaczeniu na Polski Język Migowy PJM: http://www.zacheta.art.pl/article/view/1270/towarzystwo-zachety-sztuk-pieknych-tlumaczenie-na-polski-jezyk-migowy-pjm
Pomysł zorganizowania warsztatów i przygotowania albumu tyflogrficznego: Anna Żórawska, Robert Więckowski
Scenariusze warsztatów i opracowanie materiałów edukacyjnych: Paulina Celińska, Katarzyna Guzowska, Katarzyna Kucharska-Hornung, Anna Zdzieborska
Prowadzenie: Katarzyna Guzowska, Katarzyna Kucharska-Hornung
Album tyflograficzny: Marek Jakubowski, Studio Tyflograf
Opracowanie graficzne: Anna Piwowar
Rejestracja video i montaż: Adam W. Byra
Projekt dofinansowany ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, -- Robert Więckowski wiceprezes redaktor Fundacja Kultury bez Barier
Filmoterapia na EFF „Integracja Ty i Ja” Źródło: inf. prasowa
„Film – sztuka otwarta” to hasło 10. edycji Europejskiego Festiwalu Filmowego „Integracja Ty i Ja”. Tegoroczne wydarzenia koncentrować się będą wokół filmoterapii – dziedziny mało w Polsce znanej, stosowanej z sukcesem na świecie w rehabilitacji m.in. osób z niepełnosprawnością.
Terapii filmem w teorii i praktyce będzie poświęcona Międzynarodowa Konferencja Naukowa „Film – sztuka otwarta”, organizowana z Instytutem Polityki Społecznej i Stosunków Międzynarodowych Politechniki Koszalińskiej, z udziałem ekspertów.
Najważniejszym wydarzeniem festiwalu jest konkurs filmowy. O statuetki Motyla 2013 powalczy w tym roku kilkadziesiąt produkcji z Polski, Europy i świata, m.in. z Iranu, Serbii, Kanady, USA i Laosu. Nagrody w trzech kategoriach – film fabularny, film dokumentalny i film amatorski – przyzna jury w składzie: Andrzej Fidyk (przewodniczący), Joanna Frydrych, Wojciech Malajkat i Philipe Lornac. Swojego zwycięzcę wybierze także publiczność. W ubiegłym roku nagrodzono produkcje: „Hasta la vista” w reż. Geoffreya Enthovena (najlepszy film fabularny), „Najlepsza forma mojego życia” w reż. Piotra Sobczaka (najlepszy film dokumentalny) i „Carpe diem” w reż. Katarzyny Kuklińskiej (najlepszy film amatorski). Nagrodę publiczności otrzymał film „Nietykalni” w reż. Oliviera Nakache'a i Erica Toledana.
Atrakcje nie tylko w polskich miastach Konkursowi towarzyszyć będą spotkania ze znanymi aktorami, paraolimpijczykami (m.in. podczas tzw. żywych lekcji wychowawczych w koszalińskich szkołach i zakładzie karnym), wystawy, happeningi, koncerty i warsztaty (w tym animacji). Większość imprez odbędzie się w siedzibie organizatora festiwalu, Koszalińskiej Biblioteki Publicznej (Plac Polonii 1). Przed budynkiem biblioteki stanie filmowe miasteczko festiwalowe, a w podziemiach pojawi się Stare Kino, w którym będzie można obejrzeć arcydzieła kinematografii światowej.
Po raz trzeci Europejskiemu Festiwalowi Filmowemu „Integracja Ty i Ja” w ponad dwudziestu miejscowościach Polski towarzyszyć będą Małe Festiwale „Ty i Ja”; po raz pierwszy zaś trafią one za granicę. W wersji polonijnej zawitają do siedzib Parlamentu Europejskiego w Brukseli i Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego w Londynie. Festiwalowe filmy wyświetli też 20 kin studyjnych w największych polskich miastach, m.in. w Warszawie, Krakowie, Szczecinie.
Wciąż można zgłaszać filmy do udziału w trzech festiwalowych konkursach: filmu fabularnego, dokumentalnego i amatorskiego. W ostatniej z rywalizacji mogą wziąć udział filmy osób niepełnosprawnych oraz zrealizowane z ich znaczącym wkładem twórczym i organizacyjnym. Długość filmu nie może przekroczyć 10 minut. Technika wykonania i temat (nie musi dotyczyć tematu niepełnosprawności) są dowolne. Najlepsze filmy w swoich kategoriach otrzymają nagrody – statuetki Motyli 2013 przyznawane przez jury festiwalu.
Termin nadsyłania zgłoszeń upływa 1 lipca 2013 r. Regulamin konkursu oraz karta zgłoszeniowa dostępne są na stronie internetowej festiwalu: www.integracjatyija.pl.
Seks i niepełnosprawność: ostatnie tabu Autor: Ada Prochyra, Źródło: inf. własna
Jednym z 14 filmów pokazywanych na IV Belgradzkim Międzynarodowym Festiwalu Filmowym dla Widzów i Twórców Niepełnosprawnych (5-7 czerwca 2013 r.) był dokument „The last taboo” w reżyserii Amerykanina Alexandra Freemana. Film jest warty uwagi z dwóch względów. Po pierwsze został nagrodzony za najlepszy scenariusz – w konkursie startowało 147 dzieł. Po drugie, autorem muzyki do niego jest Polak Miro Kępiński, kompozytor muzyki filmowej, producent, zawodowy gitarzysta i sitarzysta.
„The last taboo” porusza kwestie „ostatniego tabu”, czyli seksualności osób z niepełnosprawnością. W pierwszych minutach filmu słyszymy opowieść jego autora, 26-letniego Freemana: „Nigdy nie czułem się pewnie, jeśli chodzi o moją seksualność. To zawsze była taka dziwna rzecz, którą bardzo chciałem odkryć. Żeby naprawdę zrozumieć siebie, musisz doświadczyć dotyku innej osoby. Któregoś razu dziewczyna, która była moją przyjaciółką, dała mi takie doświadczenie i to zmieniło sposób, w jaki postrzegałem swoją własną seksualność. Wtedy po raz pierwszy poczułem się atrakcyjny”.
Dopiero z następnych kadrów dowiadujemy się, że Freeman ma porażenie mózgowe i jest osobą niepełnosprawną. Prolog do swojego filmu kończy słowami: „Cały czas miałem pytania. Dlatego postanowiłem dowiedzieć się, dlaczego jest to postrzegane jako ostatnie tabu”.
Ton, w jakim nakręcony został „The last taboo”, jest daleki od niesmaczności. Jego fabuła oparta jest na szeregu rozmów z kilkorgiem osób z różnymi rodzajami niepełnosprawności, przeplatanych wypowiedziami poruszającego się na wózku autora książki „Niepełnosprawność i sztuka całowania”. Bohaterowie są filmowani w codziennych sytuacjach: w domu, parku itd., w związku z czym widz ma okazję zobaczyć w praktyce, na czym polegają ich przypadłości. Zanim przejdą do pikantniejszych historii, najpierw sami tłumaczą, czym jest dla nich niepełnosprawność. Dodatkowym, niewątpliwym atutem obrazu są skomponowane przez Polaka delikatne melodie, które spokojnie wprowadzają widza w intymny świat filmu i jego bohaterów.
Film wyprodukowała wytwórnia Freemana Outcast Productions, specjalizująca się w niszowych tematach, takich jak bieda, niepełnosprawność, seksualność. Zwiastun filmu można obejrzeć w serwisie YouTube, a cały film pod adresem: thelasttaboodocumentary.com. Film jest dostępny wyłącznie w oryginalnej wersji językowej.
Muzyki skomponowanej przez Kępińskiego – nie tylko do „The last taboo” – można posłuchać w serwisie SoundCloud.
Byli już m.in. na Roztoczu, w Bieszczadach i na Mazurach. Zdarzało się, że rowerowy tandem przeradzał się w tandem na całe życie. Okazuje się, że kto raz spróbuje wypraw na tandemie, niezależnie od tego, czy jest widzącym pilotem czy współpracującym niewidzącym, temu trudno zrezygnować z tej formy aktywnego wypoczynku, rehabilitacji i integracji. Przekonali się o tym uczestnicy rajdów rowerowych na tandemach, które od dziesięciu lat organizuje koło Polskiego Związku Niewidomych w Mikołowie. – Turystyka rowerowa jest aktywną metodą rehabilitacji; częsty problem osób z niepełnosprawnością to trudność w wyjściu z domu. Rower jest na pewno dobrą mobilizacją do tego – mówi Kornel Chmiel, prezes Koła PZN w Mikołowie. Tandemy wśród osób z dysfunkcją wzroku były popularne już wcześniej, m.in. Koło PZN w Wodzisławiu organizowało takie wyprawy po województwie śląskim. – Chcieliśmy z moim kolegą Antonim Ludwigiem, by to były rajdy dłuższe, po Polsce. Interesuje nas przede wszystkim turystyka kwalifikowana, czyli nie jak największa liczba przejechanych kilometrów, ale program zwiedzania i poznawania kultury danego regionu, jego zabytków, historii i kuchni – mówi Chmiel.
Na promie na rzece Bugu - Zaczynaliśmy jak przedszkolaki, pierwszy rajd po powiecie mikołowskim odbył się sześcioma tandemami: było sześć osób niewidomych i sześć pełnosprawnych. Rowery zakupiliśmy z dotacji gminy Ornontowice i przejechaliśmy nimi ok. 50 km. Drugi wyjazd był już do Borów Tucholskich, które nas zachwyciły. Jedziemy busem do danego miejsca i stamtąd rozpoczynamy wyprawę na tandemach. Średnio robimy na wyjeździe ok. 600 km. Zazwyczaj, z małymi wyjątkami, rajd trwa dziewięć dni – opowiada prezes mikołowskiego koła PZN.
Na wyprawie w Borach Tucholskich stało się jasne, że posiadany sprzęt nie jest wystarczający do większych dystansów, było bardzo dużo awarii rowerów. Dlatego teraz uczestnicy rajdu muszą mieć swój tandem. – My, jako organizatorzy, zapewniamy całe zaplecze, staramy się o dofinansowanie wyjazdów i dobrą organizację – mówi Chmiel.
Przewodnik jak orkiestra Organizacja faktycznie musi być dobra, bo baza noclegowa zmienia się nawet kilkakrotnie w ciągu jednej wyprawy. Bardzo istotnym elementem powodzenia danego wyjazdu jest dobry przewodnik. – To 50-60 proc. udanego rajdu. Szukamy takich ludzi przez internet, śledzimy organizacje w danym regionie, do którego się wybieramy, i tak znajdujemy ludzi. Dobry przewodnik jest jak orkiestra na weselu. Jego zadaniem jest przygotować program wyprawy. To musi być osoba z wiedzą, która też musi z nami jeździć na rowerze, a nie sterować zdalnie, musi to lubić, znać historię. Trafiliśmy np. na doskonałego przewodnika po Roztoczu - Karola Piskorskiego. Zdarzyło się tak, że jedna para nie mogła absolutnie zgrać się na tandemie; to też jest możliwe. Przewodnik tak ułożył im program, że dziennie przemierzali pieszo nawet ok. 40 km – opowiada Chmiel.
- Kiedy jesienią ubiegłego roku odebrałem telefon z prośbą o zorganizowanie rajdu rowerowego dla niewidomych, myślałem, że to jakiś głupi żart. Okazało się, że dla niewidomych z Mikołowa z województwa śląskiego jazda na rowerze to normalka.(…) Opracowanie trasy 11-dniowego rajdu dla osób z dysfunkcją wzroku było nie lada wyzwaniem. Na szczęście miałem pomoc od samych zainteresowanych, którzy stopniowo wprowadzali mnie w tajniki rehabilitacji osób niewidomych i słabowidzących i udzielali wskazówek co do przebiegu trasy i atrakcji – pisze na stronie klubu turystyki rowerowej „Eskapada” Jerzy Tokajuk, przewodnik grupy rowerowej z Mikołowa po Podlasiu.
Zabezpieczeniem i zapleczem technicznym oraz medycznym każdej wyprawy jest bus. Niekiedy ktoś nie może z różnych względów jechać na tandemie, ale wtedy jest bardzo pomocny w sprawach organizacyjnych. – Mamy np. pana Pawła, który jedzie busem i jest nieocenioną pomocą np. przy wypakowywaniu sprzętu itp. Bardzo sobie to cenimy, jest niezwykle przydatny i zorganizowany – mówi prezes.
Czy leci z nami pilot? W każdej wyprawie ze względu na bezpieczeństwo może wziąć udział ok. dziewięciu tandemów, choć chętnych na wyjazdy nie brakuje. Prezes Koła w Mikołowie mówi, że potrzeba i chęć do takich wyjazdów wśród osób niewidomych jest ogromna, ale nie zawsze niestety możliwe jest sprostanie tym oczekiwaniom. Głównym problemem często jest brak tzw. pilotów, czyli widzących osób, które siedzą z przodu na tandemie i nim kierują. – Szukamy ich wśród rodziny, znajomych, przyjaciół, przez internet. Często osoby pełnosprawne boją się, że nie podołają, a tu nie ma czego się bać. Oczywiście, wymaga to odpowiedzialności, ale nie jest niczym trudnym. Zapraszamy wszystkich zainteresowanych wyprawami, by zgłaszali się do naszego Koła – zachęca Chmiel. Wystarczy przejechać się tandemem, by zobaczyć ,jak nim kierować.
Ciekawość, jak to jest, kierowała Ewą Michalską, która była już pilotem na kilku wyprawach. – Dowiedziałam się przypadkiem o takiej możliwości - moja siostra chodziła na lekcje gitary do Doroty Chmiel, żony Kornela. Pierwszy raz pojechałam w 2006 r. na Mazury, to był rajd rowerowy połączony ze spływem kajakowym Krutynią. Podoba mi się taka forma aktywnego spędzania czasu, wyjazdy są zresztą świetnie zorganizowane, zwiedza się mnóstwo zabytków, a przy okazji można zrobić coś dobrego dla innych – opowiada. Podkreśla, że to działa też w drugą stronę. – Nauczyłam się podczas tych wypraw postrzegania rzeczywistości innymi zmysłami, nie tylko wzrokiem. Pamiętam, kiedy jechałam z Kornelem i w pewnym momencie zapytał mnie, czy przejeżdżamy koło tartaku. Tak było faktycznie, ale ja zauważyłam to dopiero po tym pytaniu, a on rozpoznał go po zapachu – opowiada Ewa. - Jadąc, opowiadałam Kornelowi, co widać, jakie mijamy krajobrazy, a on potem, wieczorem, gdy odpoczywaliśmy, opowiadał to innym – wspomina.
Przećwiczyć zaufanie Ewa podkreśla, że bardzo ważne w jeżdżeniu na tandemie jest zaufanie obu uczestniczących w nim osób do siebie nawzajem. Jeśli osoba siedząca z tyłu nie wczuje się w potrzeby kierowcy, może spadać na boki. Jednak to kwestia wprawy, odcinki podróży nie są zbyt długie. – Właśnie wczoraj obroniłam pracę magisterską z turystyki osób niewidomych i jestem przed kolejnym weekendowym rajdem na Górę św. Anny,udało mi się namówić dwie koleżanki. Przyjadą do mnie wcześniej, by poćwiczyć jazdę na tandemie – mówi Ewa.
W studentach Chmiel pokłada duże nadzieje. Uważa, że uczący się na kierunkach turystycznych mogliby odbywać praktyki podczas wypraw rowerowych oraz uczestniczyć w ich przygotowywaniu. W związku z zapotrzebowaniem na takie wyjazdy Koło zamierza w niedalekiej przyszłości nawiązać współpracę z odpowiednimi uczelniami, m. in. po to, by móc organizować takich wyjazdów więcej, a nie tylko raz w roku.
W jeździe na tandemie mogą pomóc, oprócz wzajemnego zaufania, dobra kondycja i umiejętności techniczne. – Osoba niewidoma musi mieć zaufanie do przewodnika, bo to kierowca rządzi rowerem, ale sama też powinna być odpowiedzialna i nie może sobie odpuszczać. Jeśli trzeba dopompować powietrza w kole - dobrze, jeśli też potrafi to zrobić. Poza tym trzeba dbać o sprzęt, wieczorem należy sprawdzić, czy po całym dniu rower jest gotowy do następnego odcinka podróży. Często zmieniamy bazy noclegowe, pomocna jest samodyscyplina i niewielki niezbędny bagaż. W takich sytuacjach jest stuprocentowa integracja, warunki noclegowe są bardzo różne: od hotelu w Białowieży po szkołę na Białorusi – opowiada organizator.
Ahoj, przygodo! Na rowerowych szlakach nie brak przygód. Podczas pedałowania przez Kielecczyznę jeden z rowerów wymagał serwisu w miejscowości Serwis. Nie zawsze też jest łatwo i przyjemnie. Dopiero po czasie jeden z przewodników po bieszczadzkich traktach, kiedyś górnik, przyznał, że miał ochotę rzucić to po trzech dniach.
Ze względu na kondycję obawiał się też 61-letni stroiciel pianin Wisław Bałuk. – Kiedy zaproponowano mi udział w wyprawie, w ogóle nie wziąłem tego pod uwagę; 40 lat nie jeździłem na rowerze. Dopiero gdy pojechałem do Mikołowa i przejechałem się na tandemie, powiedziałem „jadę”. I tak już zostało. Obawiałem się jedynie ze względu na formę, pamiętałem z geografii, że Bieszczady to jednak góry – śmieje się Bałuk. – Okazało się jednak, że nie ma problemu, bardzo mi się spodobało to bycie na rowerze, na powietrzu, moja praca nie daje mi takich możliwości – dodaje. Własny tandem udało mu się kupić ze środków na przełamywanie barier pozyskanych w PCPR. Bałuk układa też własne kompozycje muzyczne, specjalnie na wyjazdy, którymi umila czas wędrowcom podczas wieczornych ognisk i odpoczynku. – Dorota Chmiel gra na gitarze, ja jedynie pobrzękuję amatorsko; Pat Metheny nie musi czuć się zagrożony – żartuje.
Serwis w Serwisie Można się zakochać Aktywny odpoczynek na rowerze - oprócz wędrówek górskich - jest też pasją Bogumiły. Gdy przypadkiem dowiedziała się o tandemowych wyprawach, postanowiła spróbować. Dla niej to był początek także zupełnie innej historii, która z rowerowego duetu przerodziła się w duet na całe życie. – Na pierwszej wyprawie byłam na Roztoczu. Zwykle nie jest tak, że od początku do końca jest przypisany jeden przewodnik do jednej i tej samej osoby. Na początku jeździłam z kimś innym, ale na trzeciej wyprawie, chyba do ziemi lubuskiej, choć nie pamiętam dokładnie, gdzie to było, przydzielono mi Tomka. Jak się później okazało, mojego przyszłego męża – opowiada ze śmiechem. – Ja jestem z Katowic, on z Sosnowca, jesteśmy małżeństwem od trzech lat – dodaje. Podobna historia wydarzyła się jeszcze jednej tandemowej parze. Bogumiła bardzo chwali organizację wypraw, bo można dotrzeć do miejsc, których samemu prawdopodobnie by się nie znalazło na mapie.
Chmiel wspomina też telefon, który kiedyś odebrał w mieszkaniu. Dzwoniła przyszła panna młoda, by wypożyczyć tandem, aby pojechać nim wraz z przyszłym mężem do ślubu. – Pożyczyłem swój tandem – mówi Chmiel z uśmiechem.
Bogumiła i Tomasz wybierają się już tradycyjnie na tegoroczny rajd na Ponidzie w województwie świętokrzyskim, który rozpoczyna się 3 sierpnia. Wybiera się na niego także Wisław Bałuk. – Mam nadzieję, że będę mógł pojechać, bo na razie jest problem z pilotami. Bardzo potrzebujemy kierowców tandemów, mam nadzieję, że się uda – mówi.
Do zdobytych przez tandemowych rowerzystów regionów należy też zaliczyć szlak zamków krzyżackich oraz Puszczę Kampinoską i Roztocze wraz ze Lwowem. – Mieliśmy już propozycję współpracy od niemieckiej organizacji osób niewidomych. Wtedy podjęcie jej nie było możliwe, ale teraz, gdy mamy dobry sprzęt, spróbujemy odnowić kontakty. Trzeba się integrować i poznawać nowe rejony – zapowiada prezes Koła.
Wyprawy są finansowane częściowo ze środków własnych uczestników, ale także ze środków PFRON, gmin: Ornontowice i Mikołów oraz Fundacji Bankowej im. dra Mariana Kantona.
Data opublikowania dokumentu: 2012-07-05, 11.33 Źródło: http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/114505
Brak pieniędzy, brak dostosowanych hoteli i środków transportu, brak wykwalifikowanej kadry przewodników i pilotów - tak nie muszą wyglądać wakacyjne perspektywy osoby z niepełnosprawnością. Być może w ponurym krajobrazie zaświta wreszcie światełko nadziei.
Coraz szerzej propagowana idea dostępności zaczyna być wdrażana także w dziedzinie turystyki. Organizacje działające na rzecz osób z niepełnosprawnością dbają o to, aby wyjazdy wypoczynkowe były w ich zasięgu, choćby na niewielką skalę. Nie chodzi o to, by porywać się na kosztowne, egzotyczne wyprawy ale by zapewnić podróżnym z niepełnosprawnością odrobinę odpoczynku od codzienności w warunkach, które nie wydrenują portfela i nie wykończą nerwowo.
Kosztowna podróż w nieznane Przy organizacji dalekich wycieczek drogi okazuje się zwłaszcza transport. Małgorzata Tokarska, założycielka pierwszego w Polsce biura podróży dla osób z niepełnosprawnością Accessible Poland Tours, mówi: - Główny problem tkwi w tym, że osoby niepełnosprawne nie mają pieniędzy. Wyjazdy nie są dofinansowane, grupki są małe i cena organizowanej przeze mnie wycieczki nie jest niska. Trzeba w tym uwzględnić transport dostosowany, który jest bardzo drogi. Wszystkie wycieczki zagraniczne, które organizuję, odbywają się samolotami. Samolot najtańszy też nie jest, bo nie mogę korzystać z tanich linii lotniczych, tylko z połączeń rejsowych. Tanie linie lotnicze zabierają tylko 2–3 wózki na pokład. Samoloty rejsowe nie mają tych ograniczeń. Ludzie chcą jeździć, ale problemem są pieniądze. Potwierdzają to wyniki ankiety przeprowadzonej w lipcu 2012 r. na portalu www.niepelnosprawni.pl. Na pytanie: „Jak spędzisz w tym roku wakacje?” 77 proc. respondentów odpowiedziało: „Nie stać mnie na żadne wakacje”. Czy w takim razie należy całkowicie zrezygnować z wyjazdów turystycznych?
Wsiąść do pociągu byle jakiego Rozwiązaniem może okazać się podróż pociągiem. Co prawda większość taboru kolejowego nie jest dostosowana do potrzeb osób z niepełnosprawnością ruchową, zwłaszcza poruszających się na wózkach, ale PKP zapewnia, że przejazd osoby z niepełnosprawnością ruchową jest możliwy. Planowanie podróży pociągiem należy zacząć od zgłoszenia zamiaru przejazdu, z wyprzedzeniem co najmniej 48-godzinnym. Można to zrobić, dzwoniąc na infolinię PKP Intercity pod numer 19 757 lub pisząc na adres e-mail: ICPOMOCNADLON@INTERCITY.PL. We wniosku należy podać: datę podróży, relację (stacja początkowa i końcowa, ewentualnie stacja przesiadkowa), godzinę odjazdu i przyjazdu, imię i nazwisko podróżnego wraz z telefonem kontaktowym, numer wagonu i miejsca (w przypadku pociągu z rezerwacją miejsc), a także określić, na których stacjach będzie potrzebna pomoc. Należy także podać rodzaj niepełnosprawności oraz to, czy podróż planowana jest z opiekunem lub psem przewodnikiem, jaki jest bagaż podręczny oraz wszelkie informacje, które mogą okazać się istotne, np. że wózek jest ciężki lub nieskładany. Kontakt z obsługą jest błyskawiczny – odpowiedź (rzeczową) na maila otrzymałam w ciągu pół godziny. Doradzono mi także, abym nie wyruszała w podróż z Dworca Wschodniego w Warszawie, który nie jest dostosowany do potrzeb osób poruszających się na wózkach, oraz poinformowano o braku dostosowanej toalety w wybranym pociągu.
O to, jak podróżowanie pociągiem wygląda w praktyce, zapytałam Piotra Czarnotę z katowickiego Centrum Integracja, doświadczonego turystę. - Generalnie nie jest najgorzej – odpowiedział. – Jeżeli osoba jest w stanie zaplanować sobie podróż z wyprzedzeniem, to nie musi się spodziewać większych wpadek. Jeżeli wyjazd zgłosi się 48 godzin wcześniej, można być spokojniejszym, że wszystko będzie OK. Podczas spontanicznych wyjazdów jest się zdanym na siebie - wyjaśnił. - Wszystko zależy od dworca. Na większych dworcach, np. Warszawie Centralnej, nie ma żadnego problemu, jeśli chodzi o wystawienie platformy. W większości przypadków, zwłaszcza na mniejszych dworcach, obsługa pomaga osobom na wózkach przy wsiadaniu i wysiadaniu - dodał. - Na trasie Warszawa – Katowice jest przystosowany wagon, z toaletą dostępną dla osób z niepełnosprawnością. Ma większy przedział, w którym mieszczą się dwie osoby na wózkach i dwójka opiekunów. W wagonach bezprzedziałowych też jest więcej miejsca i nie ma żadnego problemu. Ale zdarzyło mi się, że siedziałem przez 3,5 godziny między przedziałem a toaletą, bo wagon nie był dostosowany. W większości przypadków jest tak, że osoba na wózku elektrycznym nie ma szans wjechać do wagonu i musi jechać składem rowerowym. Zdarzyło mi się też, że peron przyjazdu pociągu został zmieniony w ostatniej chwili i w ciągu 2 minut musiałem się ewakuować z jednego peronu na drugi, a dworzec nie był dostosowany. Musiałem kogoś prosić, żeby wstrzymał pociąg, aż się do niego wkulam. To akurat był mój spontaniczny wyjazd, nie zgłaszałem go, więc nie było obsługi. Zazwyczaj staram się jeździć z kimś, bo jest łatwiej - podkreślił Piotr Czarnota.
Autokarem Autokar jest tańszym środkiem transportu niż pociąg. Dodatkowo osoby z niepełnosprawnością mogą liczyć na zniżkowe przejazdy, np. osoby niewidome oraz z niepełnosprawnością ruchową zapłacą 63 proc. ceny biletu. Niestety, większość floty należącej do PKS nie jest dostosowana do przewozu osób z niesprawnością ruchową. Sytuacja na dworcach także przedstawia się różnie, choć zdarzają się chlubne wyjątki. Piotr Grzegorczyk, prezes Zarządu PKS Polonus, wymienia, w co wyposażony jest Dworzec Autobusowy Warszawa Zachodnia: "podjazdy na terenie Dworca dostosowane do poruszania się na wózkach inwalidzkich, toalety i aparaty telefoniczne dostosowane dla osób z niepełnosprawnością, windy schodowe z przywołaniem pracowników do obsługi windy i dla osób niepełnosprawnych w komunikacji pionowej z poziomu „0” hali obsługi podróżnych na poziomy -1, gdzie znajdują się WC i przejazd w kierunku peronów Dworca PKP Warszawa Zachodnia, oraz +1, gdzie znajduje się m.in. klimatyzowany Salonik Pasażera z toaletą i pomieszczenie dla osób niepełnosprawnych”.
Przewoźnikiem nieco droższym od PKS-u jest Polski Bus. Ceny połączeń krajowych wahają się od jednego do kilkudziesięciu zł, a kupując bilety z wyprzedzeniem, można trafić na bardzo atrakcyjne promocje. Polski Bus, oprócz połączeń krajowych, obsługuje także kursy zagraniczne: do Pragi, Wiednia, Berlina i Bratysławy. Ceny są konkurencyjne w porównaniu z innymi firmami transportowymi. Na przykład za przejazd z Łodzi do Berlina i z powrotem w sierpniu zapłacimy ok. 100 zł. Przewoźnik nie oferuje dodatkowych zniżek osobom z niepełnosprawnością, ale jest przygotowany do ich przewozu. Autokary w większości są niskopodłogowe, a kierowcy pomagają schować wózek w luku bagażowym i zająć miejsce w środku. Najpóźniej 3 dni przed podróżą należy zadzwonić pod numer: 22 417 62 26 i potwierdzić planowaną trasę, godzinę oraz miejsce rozpoczęcia i zakończenia podróży. Wymóg ten jest spowodowany koniecznością zarezerwowania miejsca dla wózka w konkretnym autobusie – każdy z nich dysponuje tylko jednym takim miejscem. Pracownik Polskiego Busa zapewnia, że „nie ma problemu z przewozem wózków elektrycznych. Są one przypinane specjalnymi pasami na dolnym pokładzie, a wjeżdża się na niego po podstawionej rampie. Pasażer spędza podróż na swoim wózku”. Trasy obsługiwane są przez dwa typy autokarów, większe z toaletą pośrodku, dostępną z pokładu autokaru oraz mniejsze, w których toaleta znajduje się tuż obok miejsca dla osoby na wózku. Skorzystanie z niej w większym autokarze jest możliwe jedynie podczas postoju i z pomocą kierowców, którzy, jak mówi pracownik Polskiego Busa, „podchodzą do tego empatycznie”. Dostosowane toalety znajdują się m.in. na przystankach w Warszawie i Gdańsku. Więcej informacji znajduje się w zakładce „Pasażerowie niepełnosprawni” na stronie Polskibus.com.
Destynacje skrojone na miarę Organizacja transportu to tylko jeden element wypoczynku. Najistotniejszą kwestią jest wybór miejsca, które będzie atrakcyjne turystycznie, ale również możliwe do zwiedzania przez osobę z niepełnosprawnością. Poza pewniakami – Warszawą i Krakowem – za takie uchodzić może Przemyśl – zwycięzca konkursu na „Najlepszą Europejską Destynację Turystyczną EDEN 2013”. Tegoroczna edycja miała na celu wyłonienie miejsca najbardziej dostępnego dla osób z niepełnosprawnością, osób starszych i podróżujących z małymi dziećmi. Miasto szczyci się przede wszystkim fortyfikacją z czasów I wojny światowej – Twierdzą Przemyśl. Turyści z niepełnosprawnością ruchową mają w Przemyślu zapewniony dostęp do Wieży Katedralnej, Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej, Muzeum Historii Miasta oraz Zamku Kazimierzowskiego. Sama Twierdza jest właśnie rewitalizowana, aby poruszający się na wózkach turyści mieli dostęp do obiektów, punktów widokowych oraz plansz dydaktyczno-informacyjnych. Poza tym w tym urokliwym mieście organizowane są liczne imprezy kulturalne, m.in. Przemyska Wiosna Fredrowska (czerwiec), Noc Iwana Kupały (lipiec), Dni Patrona miasta Przemyśla – Św. Wincenta – „Wincentiada” (sierpień), Europejskie Dni Dobrosąsiedztwa (wrzesień), Przemyska Jesień Teatralna i Przemyska Jesień Muzyczna (październik, listopad).
Atrakcyjną ofertę dla turystów z różnymi rodzajami niepełnosprawności ma Kraków. Osobom niewidzącym i niedowidzącym dedykowana jest Droga Królewska dla niepełnosprawnego turysty. Składa się z 12 makiet z brązu ustawionych na kamiennych postumentach, obrazujących najciekawsze zabytki Starego Miasta. Makiety są opisane w alfabecie łacińskim i brajlu. Uzupełnieniem trasy jest zestaw komunikatów głosowych opisujących poszczególne zabytki oraz drogę między makietami. Pobiera się go w formie aplikacji na telefon komórkowy ze strony portalu internetowego Magiczny Kraków lub bezpośrednio w punkcie sieci Info Kraków przy ul. Szpitalnej. Po uruchomieniu aplikacji telefon zawibruje i odtworzy informacje o oglądanej makiecie. W udogodnienia dla osób z niepełnosprawnością ruchową oraz niewidzących i niesłyszących wyposażone są obiekty Muzeum Narodowego w Krakowie. Gmach Główny dostępny jest niemal w całości (poza szatnią i „Galerią Żywą”), pozostałe obiekty, w tym Sukiennice, w miarę możliwości. Muzeum można zwiedzić z tłumaczem języka migowego lub przewodnikiem języka migowego po wcześniejszym umówieniu się w Sekcji Edukacji (nr tel.: 12 29 55 595).
Zniżki W wielu miejscach osoby z niepełnosprawnością mogą liczyć na darmowy wstęp lub bilety ze zniżką. W stołecznej galerii Zachęta osobom o orzeczonej niepełnosprawności i ich opiekunom przysługują bilety ulgowe po okazaniu stosownych dokumentów (10 zł zamiast 15). W kopalni soli w Wieliczce turyści nieporuszający się samodzielnie oraz ich opiekun zapłacą 38 zamiast 52 zł za osobę (trasa turystyczna). Panoramę Racławicką we Wrocławiu obejrzą za 18 zł zamiast 25 zł. Gdański Dwór Artusa osoby z niepełnosprawnością oraz ich opiekunowie mogą obejrzeć za 5 zł zamiast 10 zł. Za tę samą kwotę osoba z niepełnosprawnością i jej opiekun wejdą do Muzeum Ikon w Supraślu. W niektórych miejscach, jak np. warszawskim zoo, wstęp dla osoby z niepełnosprawnością i jej opiekuna jest darmowy. Zdecydowana większość instytucji kultury wyznacza jeden dzień w tygodniu, kiedy stałe wystawy można obejrzeć za darmo. Bardzo wiele atrakcyjnych obiektów można oglądać bezpłatnie przez cały rok. Wśród nich znajdują się m.in.: • Rynek w Krakowie z Sukiennicami (w sezonie letnim wstęp do Galerii Sztuki Polskiej XIX wieku w Sukiennicach jest darmowy w niedzielę), z pomnikiem Adama Mickiewicza i kościołem Mariackim, • warszawską Starówkę, • Trakt Królewski z Łazienkami, • ulicę Piotrkowską w Łodzi oraz centrum handlowe Manufaktura, • poznański Rynek (i ratuszowe koziołki), • gdańską ulicę Długą z fontanną Neptuna, • Archikatedrę w Gnieźnie ze słynnymi Drzwiami Gnieźnieńskimi, • wrocławski Ostrów Tumski, • Park Branickich w Białymstoku, • zamojskie Stare Miasto, na które składają się: Rynek Wielki, Wodny i Solny, • Pomnik Obrońców Wybrzeża na Westerplatte.
Zagranica Jak podkreśla Małgorzata Tokarska, „warunkiem udanego wyjazdu jest szczegółowa organizacja”. Dlatego do podróży poza granice kraju warto się porządnie przygotować. Można skorzystać z doświadczeń wieloletnich podróżników, np. poruszającej się na wózku Lilli Latus lub zwrócić się z pytaniem dotyczącym planowanej wyprawy do autorów któregoś z blogów podróżniczych. Ich lista znajduje się pod adresem: www.blogipodroznicze.pl/blogs. Większość nie udzieli odpowiedzi na pytania z zakresu niepełnosprawności w podróży, ale może podpowiedzieć coś na temat wiz, szczepień, diety, miejsc wartych odwiedzenia, waluty, dogodnych połączeń itd.
Wyjazd zorganizowany Osoby z niepełnosprawnością mogą skorzystać z usług któregoś z komercyjnych biur podróży. W swojej ofercie hotele z udogodnieniami i pokojami dostosowanymi do potrzeb osób niesprawnych ruchowo mają m.in. TUI i Itaka. Piotr Henicz, dyrektor sprzedaży i marketingu Biura Podróży Itaka, zachwala: - W naszych katalogach są wskazane hotele, które mają udogodnienia i pokoje dla niepełnosprawnych, a także takie, które z uwagi np. na położenie nie są polecane osobom z ograniczeniami ruchowymi. Oczywiście służymy zawsze bardziej szczegółowymi informacjami. W przypadku wycieczek objazdowych, czyli wyjazdów ze zwiedzaniem i zmianą miejsca noclegów na trasie, proponujemy takim osobom wycieczki oznaczone „dla wygodnych”, które nie są adresowane stricte do osób niepełnosprawnych, ale charakteryzują się relatywnie niemęczącą trasą zwiedzania.
Artur Rezner z TUI zapewnia z kolei: - TUI Poland ma w swojej ofercie kilkadziesiąt hoteli, które są przygotowane dla turystów niepełnosprawnych (specjalne pokoje, podjazdy etc.). Przez nasz dział obsługi biur można zgłosić specjalne wymagania dla takich osób m.in. na lotnisku czy podczas transferów do hotelu.
Wakacje z dziadkiem Dobrym pomysłem dla osób niesprawnych ruchowo może być wykupienie wycieczki dla seniorów. Tempo zwiedzania jest wówczas spokojne, a noclegi rezerwowane w hotelach z windą. Dodatkowo, ceny tych wyjazdów zazwyczaj nie są wygórowane, a same wyjazdy organizowane do miejsc, do których podróż nie trwa zbyt długo, np. czeskiej Pragi lub na południe Europy. Takie wczasy ma w swojej ofercie większość biur podróży, np. Neckermann, Itaka (od sezonu Zima 2013/14), Rainbow Tours (to biuro organizuje wyjazdy dofinansowane, więc sezon 2013 zakończył się w maju, ale warto o nim pamiętać w przyszłym roku).
Mnóstwo korzyści Oprócz zwykłej przyjemności z wyjazdu i walorów edukacyjnych związanych ze zwiedzaniem nowego miejsca, osoby z niepełnosprawnością mogą skorzystać z podróży w jeszcze innym sensie. Adam Gephard, chorujący na cukrzycę, podkreśla, że „jak się jedzie w inne miejsca i się zwiedza, to myśli się odrywają od codzienności. Cukrzyca nie powoduje dodatkowego stresu związanego z wyjazdem. Natomiast na wakacjach jest większy komfort psychiczny, bo mniej się o tym myśli”. Małgorzata Tokarska jest podobnego zdania: - Moi klienci chcą jeździć więcej. Podczas wyjazdów może nawet zapominają o swojej niepełnosprawności, bo ludzie z zewnątrz patrzą, że tyle wózków jedzie, a ludzie na nich są normalni. Zorganizowałam wycieczkę statkiem po Dunaju w Budapeszcie dla grupy 23 wózkowiczów. Była uroczysta kolacja i muzyka, więc zaczęli tańczyć, a były wśród nich osoby z porażeniem mózgowym, czyli ze spastycznymi ruchami. Dosiadały się do nich osoby z sąsiednich stolików, spoza naszej grupy, i dołączały do tańczących. Była pełna integracja. Taki wyjazd jest terapią społeczną. To bardzo ważne, że osoba niepełnosprawna nie czuje się pacjentem, tylko takim turystą jak każdy. Dobrze by było, gdyby wyjazdy były dofinansowane, wtedy więcej osób by z nich korzystało - podkreśla.
Przydatne informacje Na stronie PKP w zakładce „Informacje dla niepełnosprawnych” znajduje się wykaz przysługujących im ulg na przejazdy kolejowe (pdf).
Komisja Europejska wydała podręczny zbiór wszystkich praw pasażera, który można pobrać w formie bezpłatnej, mobilnej aplikacji pod adresem: http://ec.europa.eu/transport/passenger-rights/pl/mobile.html.
Miejsca noclegowe Aktualizowana baza noclegowa, gastronomiczna, rekreacyjna itd. znajduje się na: www.turystykadlawszystkich.pl. Obiekty są w większości niedrogie i szczegółowo opisane w zakresie dostosowania dla osób z niepełnosprawnością, np. czy jest podjazd dla osób na wózkach, czy jest winda, czy szerokość drzwi jest dostateczna, by można wjechać wózkiem, czy personel jest przeszkolony. Dane zostały zebrane bezpośrednio w obiektach. Można także samemu zgłosić sprawdzone przez siebie miejsce.
Lista kilkunastu hoteli i pensjonatów z udogodnieniami dla osób z niepełnosprawnością, położonych nad polskim morzem znajduje się na stronie: nadmorze.pl/wczasy-niepelnosprawni-nadmorzem.
Cenne porady Polecamy zapoznanie się z praktycznym poradnikiem dla podróżnych na wózku lub z dysfunkcją ruchu (pdf), opracowanym przez Małgorzatę Tokarską, doświadczoną organizatorkę wyjazdów dla osób z niepełnosprawnością.--------------------------------------------
-Okiem praktyka Przy pakowaniu się na wyjazd trzeba pamiętać o odpowiednim zapasie leków. Choćbym jechał na tydzień, biorę ich tyle, żebym miał na miesiąc, bo na miejscumoże być problem z kupieniem insuliny i zdobyciem recepty. Przed wyjazdem sprawdzam też adresy przychodni i czy ubezpieczenie, które mam z pracy, daje mi możliwość korzystania z usług lekarskich w innych krajach. Podróżującym z niepełnosprawnością radziłbym, żeby na wakacjach starali się czuć jak normalny człowiek i mimo wszystko odpoczęli. Gdyby ktoś z cukrzycą wybierał się na egzotyczne wakacje, to radziłbym krótko przeszkolić kogoś ze współpodróżnych na różne ewentualności: spadek cukru, wzrost cukru, żeby mniej więcej było wiadomo, jak reagować. Są specjalne zastrzyki z glukozy, który może podać ktokolwiek, jeżeli spada cukier. Na pewno warto mieć jedną–dwie osoby, które wiedzą, że jest się chorym. Nie ma sensu tego ukrywać, bo to może się źle skończyć. Ja na wakacjach, kiedy nie jestem w zasięgu wzroku żony, np. na plaży, zakładam na nadgarstek żelową opaskę z napisem po polsku i angielsku, że jestem cukrzykiem. To może być wskazówka w razie jakiejś akcji ratowniczej.
Data opublikowania dokumentu: 2013-07-09, 14.21 Źródło: http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/169304?utm_source=biuletyn&utm_medium=email&utm_campaign=11.07.2013
Dziennik Polski z dnia 17.07.2013 autor: Tomasz Mateusiak
Niektórzy śpiewają niemal od urodzenia. Inni swoją przygodę z muzyką rozpoczęli stosunkowo niedawno. W Zakopanem, w niedzielę zakończyła się kolejna odsłona niezwykłego festiwalu, w czasie którego na jednej scenie występują ze sobą wielkie gwiazdy polskiej piosenki i niepełnosprawni artyści. Zakopane w połowie lipca śmiało można nazwać małym Opolem. Pod Giewontem w miniony weekend przebywała bowiem cała plejada znanych artystów, wśród których warto wymienić Kasię Klich, Kasię Wilk, Ewelinę Flintę czy Adama Sztabę. Wszyscy oni przyjechali na Podhale by zaśpiewać (bądź zagrać) tu na dwunastej edycji festiwalu Wierchowe Spotkania. Ich pomysłodawcą jest twórca zespołu Krywań-Andrzej Brandstatter. Obecnie również chory artysta przed kilkoma laty zaczął zapraszać do Zakopanego niepełnosprawnych twórców z całej Polski i wspólnie z nimi śpiewać. - Po latach ta idea urosła do rangi festiwalu - mówi Brandstetter. - Zdobyliśmy masę przyjaciół, którzy grają z nami za darmo. To miłe, bo dla naszych podopiecznych występ na jednej scenie ze sławami jest wielkim przeżyciem i doskonałą nagrodą za ciężką pracę.
Żagle sierpień 2013 Przegląd: Z kraju i ze świata - Zobaczyć morze Autor: Ewa Skrzecz
Już piątego sierpnia rozpocznie się kolejna, Ósma edycja Projektu Zobaczyć Morze – rejsów, w których pięćdziesiąt procent załogi stanowią osoby niewidome. Projekt rozpocznie się w Szczecinie, tuż po zakończeniu The Tall Ships’ Races. Celem rejsu są zimne wody Norwegii, w tym przepiękny port w Bergen oraz spotkanie dwudziestego piątego sierpnia z polskimi europarlamentarzystami w Antwerpii, na którym prowadzone będą rozmowy na tematy dotyczące problemów osób niewidomych, jako że rok dwa tysiące trzynasty został ustanowiony w Polsce Rokiem Osób Niepełnosprawnych. Ostatni etap projektu zakończy się w Gdyni czwartego września. Uczestnictwo w rejsie jest jedną z form rehabilitacji osób niepełnosprawnych i pokonywania codziennych barier. Więcej: www.zobaczycmorze.pl.
Zdrowie sierpień 2013 rok Spotkania Zdrowia: Zwyczajni niezwyczajni Autor: Irmina Bauer
Zdobywają sławę i chwałę dla Polski. Tylko z Londynu przywieźli trzydzieści sześć medali, a Mazurek Dąbrowskiego rozbrzmiewał dzięki nim aż czternaście razy. Mimo to polscy paraolimpijczycy są niedoceniani i wciąż pozostają anonimowi. Ale to ich nie zniechęca. Z godną podziwu pasją pokonują własne słabości i toczą walkę. Nie tylko na sportowych arenach. Krzysztof Paterka ma dwadzieścia siedem lat, pochodzi z Wielkopolski. Jest jednym ze stu jeden sportowców, którzy w ubiegłym roku reprezentowali Polskę na Letnich Igrzyskach Paraolimpijskich w Londynie. Sam o sobie mówi: „Niepełnosprawny pływak. Koronny styl – klasyczny. Wicemistrz Europy, uczestnik trzech paraolimpiad, Mistrzostw Świata i Europy”. Krzysztof urodził się bez lewego przedramienia i dłoni. Kiedy miał rok, z powodu zaćmy przeszedł w Centrum Zdrowia Dziecka operację wycięcia soczewki prawego oka. Tam też wykryto u niego padaczkę skroniową. Rozwiązaniem na wszystkie problemy miał być sport. – Kiedy miałem cztery lata, lekarz polecił pływanie jako najlepszy rodzaj rehabilitacji. Po tej wizycie mama zapisała mnie na naukę pływania, jednak byłem tam najmłodszy i traktowano mnie jak piąte koło u wozu. Szybko się zniechęciłem. Ale po pewnym czasie przyszedł do domu list z Klubu „Start” zapraszający na trening sekcji pływackiej. Poszedłem tam z mamą, zacząłem treningi i już wiedziałem, że to jest to – mówi Krzysztof. Pierwszy medal zdobył już w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym drugim roku na Ogólnopolskiej Spartakiadzie Młodzieży Niepełnosprawnej. Następne starty przyniosły kolejne sukcesy. Marzeniem Krzysztofa był jednak udział w zawodach międzynarodowych. Pragnienie urzeczywistniło się w dwa tysiące trzecim roku. – Pojechałem do Berlina na Otwarte Mistrzostwa Niemiec, gdzie przyznano mi międzynarodową grupę niepełnosprawności i osiągnąłem wynik kwalifikujący mnie na drugim miejscu w rankingu światowym i dający przepustkę na Paraolimpiadę w Atenach. Z dnia na dzień stałem się członkiem kadry paraolimpijskiej do Aten. Przed wyjazdem do Berlina nawet o tym nie śniłem – mówi Krzysztof. Jednym z jego największych sukcesów jest złoto na Mistrzostwach Świata w Rio de Janeiro w dwa tysiące dziewiątym roku. Krzysztof ustanowił tam rekord świata. Londyn był jego trzecią paraolimpiadą. Na swym koronnym dystansie pokonał trzynastu zawodników i z ósemką najlepszych trafił do finału, gdzie zajął piąte miejsce. Trzydziestosześcioletnia Ewa Durska jest lekkoatletką. Jest dumą mieszkańców Nowogardu, w którym od dziesięciu lat mieszka i Goleniowa, w którym od siedemnastu lat trenuje. O jej nie lada wyczynie – zdobyciu złotego medalu w pchnięciu kulą na paraolimpiadzie w Londynie – rozpisywały się wszystkie zachodniopomorskie media. Ewa zdeklasowała rywalki i pobiła należący również do niej od dwunastu lat rekord igrzysk osób niepełnosprawnych. Ewa startuje w kategorii T dwadzieścia – niepełnosprawność intelektualna. Zdobyte w Londynie złoto jest jej drugim tak cennym medalem. – Pierwszy olimpijski złoty medal wywalczyłam w dwutysięcznym roku na paraolimpiadzie w Sydney. Jestem też dwukrotną mistrzynią świata – mówi Ewa. Sport w życiu Ewy pojawił się, gdy chodziła do szkoły średniej. – Do treningów mobilizowała mnie moja nauczycielka wychowania fizycznego. Najpierw próbowałam swych sił w koszykówce, ale nie mogłam się odnaleźć na boisku. Kiedy w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym szóstym roku skończyłam szkołę zawodową poszłam do klubu sportowego Barnim Goleniów i tak zaczęła się moja przygoda z lekkoatletyką. Najbardziej lubię rzucać młotem, ale u nas w Goleniowie nie ma do tego warunków. Dlatego zostaliśmy przy kuli. I to z sukcesami! – mówi Ewa. Trzydziestoośmioletni Rzeszowianin Rafał Wilk, w odróżnieniu od Ewy i Krzysztofa, nie jest niepełnosprawny od urodzenia. Przez kilkanaście lat Rafał jeździł na żużlu. Zdobył dwa złote medale Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Polski, został srebrnym medalistą Indywidualnych Mistrzostw Węgier, a w dwa tysiące piątym roku zwyciężył w Plebiscycie na Najlepszego Sportowca i Trenera Krosna. – Wiadomo, że były wzloty i upadki, dni lepsze i gorsze, ale żużel był moją życiową pasją – mówi Rafał. Wszystko prysło jak mydlana bańka trzeciego maja dwa tysiące szóstego roku. Podczas zawodów żużlowych doszło do tragedii. Na ostatnim wirażu Rafał wpadł w koleinę, zahaczył o bandę i upadł. Jadący za nim zawodnik nie miał szans, by uniknąć zderzenia. Motocykl uderzył w plecy Rafała z taką siłą, że doszło do złamania kręgosłupa. Chłopak został sparaliżowany od pasa w dół. – Nie było łatwo odnaleźć się w nowej sytuacji. Często powtarzam, że trzeci maja dwa tysiące szóstego roku Rafał Wilk umarł i Rafał Wilk narodził się na nowo. Wypadek i to, co działo się po nim, traktuję jako najdłuższy i najtrudniejszy wyścig życia. Ale na szczęście na razie udaje mi się go wygrywać – mówi Rafał. Mimo wypadku nie odstawił sportu. Po pół roku zaczął jeździć na specjalnie przystosowanych nartach. Nie wyczynowo, ale żeby się poruszać, nie siedzieć w domu i nie myśleć o tym, co się stało. Przed wypadkiem dużo jeździł na rowerze. Pojawiła się myśl, by spróbować swych sił na handbike’u – rowerze napędzanym siłą rąk. – Pierwszy raz na pożyczonym handbike’u usiadłem w dwa tysiące dziewiątym roku. Pojeździłem sobie na nim dwa tygodnie, zdążyłem się wywrócić, zranić w kolano. Była krew, był pot, ale i duże zadowolenie. Już wiedziałem, że to jest to. Zamówiłem rower, przyszedł w czerwcu dwa tysiące dziesiątego roku i od tego momentu zacząłem regularnie trenować – mówi. Dla Rafała Londyn był pierwszą paraolimpiadą. Za to bardzo udaną. Zdobył na niej dwa złote medale: w kolarstwie szosowym i jeździe indywidualnej na czas. Ewa, Krzysztof i Rafał są zgodni co do jednego – to że są niepełnosprawni, nie zmienia kompletnie niczego. – Są sytuacje, w których to, że brakuje mi kawałka ręki, nawet mi pomaga, bo ktoś zauważy i doceni, że mimo to sobie z czymś radzę nie gorzej niż inni. Czasem ktoś jest pod wrażeniem tego, co robię nie tylko w basenie. Miło jest też słuchać oklasków, gdy wygrywa się z pełnosprawnymi startując z nimi ramię w ramie. Ostatnio miałem też fajną sytuację – po półtorej godziny gry w siatkówkę, kompan z drużyny przeciwnej pyta mnie, czy ja mam złamaną rękę? To było miłe, bo to znaczy, że brak ręki nie był pierwszą rzeczą, na którą zwrócił uwagę, a podczas gry nie było tego widać. To bardzo motywuje – mówi Krzysztof. Paraolimpijczycy zgodnie twierdzą, że mimo niepełnosprawności są tak samo waleczni jak ich pełnosprawni koledzy. – A emocje ze sportu przed i po wypadku są dokładnie takie same. Jak się wygrywa, pojawia się dokładnie ta sama adrenalina co u zdrowych sportowców. Nie jest tak, że jak ktoś jest niepełnosprawny, to odczuwa połowę szczęścia. Cieszy się dokładnie tak samo jak pełnosprawny sportowiec. A może nawet i bardziej – bo udowadnia sobie, że nie ma rzeczy niemożliwych, nie ma barier nie do pokonania, skoro z niepełnosprawnością może zdobywać podia – mówi Rafał. Niestety, zgodni są też co do innej kwestii – nie jest łatwo być paraolimpijczykiem w Polsce. – Tak samo jak pełnosprawni sportowcy potrzebujemy pieniędzy na sprzęt, treningi czy wyjazdy, ale nas się nigdzie nie pokazuje, nikt nas nie zna, a przez to nie możemy znaleźć sponsorów – mówi Rafał. Paraolimpijczycy, mimo iż reprezentują Polskę z większymi sukcesami niż zdrowi sportowcy, do tego interesu więcej dokładają, niż zyskują. Liczby mówią same za siebie: za złoty medal pełnosprawny zawodnik otrzymuje od sześćdziesięciu do stu dwudziestu tysięcy złotych, paraolimpijczyk – zaledwie osiemnaście tysięcy. Ewa, Rafał i Krzysztof twierdzą, że ich trudnej sytuacji nie polepsza ciągłe traktowanie paraolimpiady po macoszemu. Braku transmisji z paraolimpiady w Londynie nie potrafią zrozumieć do dziś. – W igrzyskach paraolimpijskich w Londynie brało udział sto sześćdziesiąt sześć krajów, z czego ponad sto transmitowało ceremonię otwarcia, także tak zwane kraje trzeciego świata. A Polska nie! Najgorsze jest w tym wszystkim to, że nie równamy do najlepszych – Anglików, Amerykanów, tylko jesteśmy na równi z Pakistanem – mówi Rafał. Niedocenianie paraolimpijczycy odczuwają także na co dzień. – Ostatnio byłem na Gali Sportu w Poznaniu. Pełnosprawni olimpijczycy, nie tylko medaliści, dostali spore nagrody pieniężne, a ja nie zostałem nawet poproszony na scenę, nie otrzymałem nawet „uścisku dłoni prezesa”. Bardzo mnie to zabolało, bo to znaczy, że piąte miejsce na Paraolimpiadzie dla władz miasta nie znaczy kompletnie nic. Ta sytuacja idealnie obrazuje podejście do „naszego” sportu. – mówi Krzysztof. To powoduje, że paraolimpijczycy muszą traktować treningi i reprezentowanie kraju jako hobby i, by mieć z czego żyć, łączyć je z pracą zawodową. – Ja na co dzień pracuje jako informatyk-programista w drukarni. Bardzo lubię swoją pracę, ale nie jest łatwe pogodzenie jej z wydajnymi treningami – mówi Krzysztof. Mimo pokaźnych kolekcji medali nasi paraolimpijczycy nie są osobami rozpoznawalnymi. Dla Ewy paraolimpiada w Londynie była pewnym przełomem. – Po Londynie czuję się w końcu trochę doceniona. Dla wielu mieszkańców Nowogardu było szokiem, że startuję na paraolimpiadzie. Tym bardziej byli zdziwieni, gdy okazało się, że zdobyłam złoto. Wiem, że ludzie śledzili moje poczynania i przesyłali sobie informacje o moich startach. Nie ukrywam, że jest to bardzo miłe i dodaje sił do dalszych treningów – mówi Ewa. Sportowa siła woli towarzyszy Ewie, Rafałowi i Krzysztofowi także w codziennych zmaganiach. Bywa, że sukcesy sportowe przesłania proza życia. Cała trójka unika jednak narzekania. – Zawsze gdy ktoś mnie pyta, co mnie denerwuje, to proszę, by zadał mi inne pytanie. Bo narzekać jest najłatwiej, tylko to nie o to chodzi, by szukać minusów, ale by przekuć je w plusy. Jeżeli tylko chcemy, to zawsze znajdziemy sposób na to, by było dobrze – mówi Rafał. Za swój największy życiowy sukces uważa trójkę swoich dzieci. Dla Krzysztofa ważne jest, że mimo inwalidztwa jest w pełni samodzielny. Cała trójka już przygotowuje się do Igrzysk Paraolimpijskich w Rio de Janeiro dwa tysiące szesnaście.
Już od 31 lipca br. polscy widzowie będą mieli okazję śledzić losy bohaterów kontrowersyjnego brytyjskiego serialu dokumentalnego „The Undateables”. Pierwszy odcinek w polskiej wersji językowej zostanie wyświetlony o godz. 22.30 w telewizji TLC. Seria, na którą złożą się trzy odcinki, będzie nosić tytuł „Gotowi na miłość”.
W każdym odcinku serialu prezentowane są historie kilku osób z niepełnosprawnością, które nie mają doświadczenia w randkowaniu, ale pragną znaleźć swoją drugą połówkę. Przekrój prezentowanych przypadków jest szeroki – tylko w pierwszym odcinku poznajemy Richarda z zespołem Aspergera, Luka z zespołem Tourette’a i poruszającą się na wózku Penny o łamliwych kościach. W kolejnych pojawiają się nowi bohaterowie oraz nowe historie. Chociaż motywem przewodnim jest poszukiwanie miłości, widzowie będą mieli niejedną okazję do śmiechu, a także zastanowienia. "Gotowi na miłość” to reżyserowany serial dokumentalny, dobrze pokazuje on jednak warunki, w jakich żyją Brytyjczycy z niepełnosprawnością.
Data opublikowania dokumentu: 2013-07-30, 15.33 Źródło: http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/170059?utm_source=biuletyn&utm_medium=email&utm_campaign=02.08.2013
Galeria Stańczyk, która działa na rzecz niepełnosprawnych, może przestać istnieć Dziennik Polski z dnia 31.07.2013 Małgorzata Mrowiec
Krowodrza. Galeria Stańczyk jest jedyną w Krakowie i jedną z nielicznych w Polsce prezentujących wyłącznie twórczość osób niepełnosprawnych. To również tutaj rozwijają one swoje talenty. Dziś jednak, po czternastu latach istnienia, byt galerii jest zagrożony. - Ludzie się tu integrują i rozwijają przez arteterapię. Ta galeria mobilizuje. Wózkowicze mają do niej dobry dostęp. I takie miejsce ma zniknąć! - mówi Ewa Zalewska, uczestniczka warsztatów poetyckich w galerii. Stańczyk działa na parterze budynku przy ulicy Królewskiej numer dziewięćdziesiąt cztery od 1999 roku. To wtedy Fundacja Sztuki Osób Niepełnosprawnych (dziś mająca już dwudziestodwuletni staż) wynajęła od miasta niespełna pięćdziesięciometrowy lokal. - Dotychczas urządziliśmy tutaj już dwieście trzydzieści pięć wystaw - wyłącznie osób niepełnosprawnych, profesjonalistów i amatorów - z Krakowa, jak i różnych rejonów Polski - mówi Helena Maślana, prezes fundacji. Wymienia też, że przez Stańczyka co miesiąc przewija się nawet setka osób, które biorą udział w zajęciach plastycznych, warsztatach poetyckich, rękodzieła artystycznego czy próbach teatru. Galeria jest też Centrum Informacji Kulturalnej dla osób niepełnosprawnych, gdzie można zasięgnąć informacji na temat dostępności obiektów kulturalnych i turystycznych Krakowa i Małopolski. Stańczyk jest objęty miejskim programem mecenatu artystycznego i fundacja za najem lokalu płaci stawkę ustaloną na preferencyjnym poziomie – jedenastu złotych i dziewięćdziesięciu dziewięciu groszy netto za metr kwadratowy (lokale obok mają urynkowione stawki, od czterdziestu jeden złotych do dziewięćdziesięciu złotych za metr). Co miesiąc wszystkie opłaty za lokal wynoszą prawie tysiąc dwieście złotych. Ostatnio fundacja ma problemy, by tę kwotę zdobyć. Jak tłumaczy Helena Maślana, fundacja utrzymuje się wyłącznie z dotacji na realizacje projektów w ramach konkursów organizowanych przez Państwowy Fundusz Rehabilitacyjny Osób Niepełnosprawnych, Ministerstwo Kultury, gminę i województwo oraz z wpływów jednego procenta (te wynoszą zaledwie około pięciu tysięcy złotych rocznie). - Dotknął nas kryzys. W ostatnich dwóch latach w tych instytucjach nastąpiły drastyczne ograniczenia, konkursy grantowe z rocznych pokurczyły się do trzymiesięcznych - tłumaczy. Bez regularnej pomocy galerii nieuchronnie grozi likwidacja. Fundacja poszukuje sponsorów, ale z tym jest coraz trudniej. Teraz apeluje: może znajdzie się ktoś, kto przekaże darowiznę, a w zamian zostanie obdarowany obrazami. O swojej sytuacji zaalarmowała też pełnomocnika prezydenta miasta do spraw osób niepełnosprawnych Bogdana Dąsala. Na początek podsunął on fundacji, by wystartowała w konkursie ogłoszonym przez Miejski Ośrodek Wspierania Inicjatyw Społecznych, z zakresu aktywizacji lokalnych społeczności. - Mają szansę, a ja będę ich wspierał, jeśli chodzi o konsultowanie projektu - mówi Dąsal. Dodaje zarazem, że tego rodzaju organizacje muszą wykazywać się dużą operatywnością i elastycznością, by zapewnić sobie możliwość funkcjonowania. - Około stu pięćdziesięciu z nich działa w Krakowie na rzecz niepełnosprawnych. Mogą liczyć na moje wsparcie - zapewnia.
Białystok: Kolejna impreza z cyklu „W TAN-demie” Autor: oprac. Natalia Łyczko, Źródło: inf. prasowa
Projekcje filmowe i występy sceniczne to atrakcje kolejnej imprezy z cyklu „W TAN-demie”, która 25 lipca odbędzie się w Białostockim Ośrodku Kultury. W ramach wydarzenia organizatorzy zaproszą na dwie produkcje filmowe: „Jesteś Bogiem”, która zostanie wyemitowana wraz z audiodeskrypcją, oraz „Marzenia o Dzikim Zachodzie”, zrealizowanej przez osoby z niepełnosprawnością – podopiecznych Towarzystwa Wspierania Inicjatyw Społecznych ALPI. Program imprezy uwzględni także występ kabaretu osób głuchoniemych „Kaktus na ostro” oraz kabaretu Bajeczka. Impreza rozpocznie się o godz. 16.00 w Białostockim Ośrodku Kultury w Kawiarni FAMA, a jej koniec zaplanowany jest na godz. 20.00. Organizatorami cyklu „W TAN-demie” są Fundacja Inicjatyw na Rzecz Osób Niepełnosprawnych IMPULS, Stowarzyszenie „My dla Innych” oraz Fundacja Szansa dla Niewidomych - Tyflopunkt w Białymstoku. Honorowy patronat nad wydarzeniami sprawuje prezydent miasta Białegostoku Tadeusz Truskolaski.
Data opublikowania dokumentu: 2013-07-18, 12.11 Źródło: http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/169647
Niepełnosprawni aktorzy z Wrocławia jadą na prestiżowy festiwal do Edynburga Gazeta Wrocławska z dnia 31.07.2013 autor: Marta Wróbel
Rozmowa z Renatą Jasińską, dyrektorką Teatru Arka.
- Między 2 a 12 sierpnia wrocławski Teatr Arka zagra na największym festiwalu teatralnym w Europie – Fringe w Edynburgu – aż dwanaście razy spektakl Bal u Hawkinga. To duży sukces, tym bardziej że część aktorów Arki jest niepełnosprawna intelektualnie.
- Jesteśmy jedynym teatrem w Polsce, gdzie obok profesjonalnych aktorów, absolwentów szkół teatralnych, na scenie grają aktorzy niepełnosprawni. Jest ich w naszym zespole siedmiu. Na razie nazywamy ich adeptami, ale chcielibyśmy, żeby zdali egzamin eksternistyczny ze sztuki aktorskiej. Są u nas od kilku lat, dostają za swoją pracę stałą pensję, są utalentowani i uważamy ich za pełnoprawnych aktorów. Teraz musimy przekonać do ich umiejętności elity. W Arce pracuje na stałe piętnaście osób niepełnosprawnych – oprócz aktorów są to jeszcze członkowie ekipy technicznej.
- W poprzednich latach wrocławskie teatry ZAR i Pieśń Kozła odnosiły w Edynburgu sukcesy. Wy też macie szansę na nagrodę?
- Tak, ale nie o nagrody chodzi. Sam fakt, że w Edynburgu ma szansę zobaczyć nas ponad dwa i pół tysiąca osób, to sukces. Wystąpimy na scenie New Town Theatre. Część spektaklu Bal u Hawkinga zagramy po angielsku. Całość sztuki będzie przetłumaczona na ten język na telebimie.
- Długo zabiegaliście o udział w festiwalu?
- Trochę czasu to zajęło. Pomógł nam Tomasz Borkowy, który znany jest szerokiej publiczności z roli Andrzeja Talara w serialu Dom. Dziś mieszka w Edynburgu i jest związany z festiwalem jako dyrektor artystyczny Universal Arts, organizacji prowadzącej i programującej dwa teatry festiwalowe i promującej międzynarodowe spektakle na scenach świata. Natomiast finansowo pomogło nam miasto Wrocław, Instytut Kultury Polskiej w Londynie i Instytut Adama Mickiewicza.
- To chyba nie jest przypadek, że zagracie akurat Balu Hawkinga, który swoją premierę miał we Wrocławiu w czerwcu ubiegłego roku?
- Rzeczywiście, nie. Głównym bohaterem jest Stephen Hawking (w tej roli Michał Przybysz), wybitny naukowiec, od pięćdziesięciu lat cierpiący na stwardnienie zanikowe boczne. To, że nie może samodzielnie się poruszać, a ze światem komunikuje się poprzez syntezator mowy, nie powstrzymało rozwoju jego kariery naukowej. Nie przeszkadza mu też w czynnym uczestnictwie w życiu publicznym. I nie tylko – już po zdiagnozowaniu choroby Hawking ożenił się, spłodził trójkę dzieci, a po trzydziestu latach małżeństwa rozwiódł się, żeby poślubić opiekującą się nim pielęgniarkę. Na scenie przeplatają się dwa fabularne plany – pierwszy z nich to historia miłosna naukowca, drugi – tytułowy bal rozgrywający się w jego głowie. Chcieliśmy pokazać w Edynburgu spektakl, który nie stygmatyzuje niepełnosprawności i nie pokazuje jej w sposób stereotypowy.
- Na festiwalu będą też inne teatry, w których grają osoby niepełnosprawne?
- Tak, między innymi z Belgii i Wielkiej Brytanii. Jest już plan wspólnego spotkania. Liczę na nawiązanie nowych kontaktów. Marzy mi się zorganizowanie w Polsce festiwalu teatrów integracyjnych.
- Po powrocie z Edynburga Teatr Arka wystąpi w Londynie na scenie znanego Arc Theatre. Jak do tego doszło?
- Carole Pluckrose, dyrektorka Arc Theatre, odwiedziła nas w maju i czerwcu, zobaczyła dwa nasze spektakle: Bal u Hawkinga oraz Moralność pani Dulskiej do kwadratu. Bardzo jej się spodobały, więc zaprosiła nas do Londynu. Zagramy tam Bal u Hawkinga trzy razy, pierwszy raz 17 sierpnia. Carole wcześniej bywała we Wrocławiu, z Triple Action Theatre, w którego zespole była aktorką. Występowała z tym teatrem na legendarnym już Festiwalu Teatrów Otwartych i na zaproszenie Teatru Laboratorium Jerzego Grotowskiego.
Wolontariusze pomogą osobom niepełnosprawnym podczas festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty Źródło: inf. prasowa
18 lipca we Wrocławiu rozpoczął się 13. Międzynarodowy Festiwal Filmowy T-Mobile Nowe Horyzonty. Przed pierwszym seansem, już po raz czwarty z rzędu, Fundacja W-skersi przeszkoliła wolontariuszy, uwrażliwiając ich na potrzeby widzów z niepełnosprawnościami. - Bariery ciągle siedzą w naszych głowach, a my chcemy to zmieniać. Szkolenie uświadamia, po nim ludzie wychodzą na ulice i też inaczej patrzą na osoby niepełnosprawne - mówił Piotr Kosior, wiceprezes Fundacji W-skersi. Jest to kolejne szkolenie przeprowadzone przez organizacje; wcześniej podobne zajęcia zorganizowano dla biur podróży, kierowców i pedagogów. – Bartek Skrzyński, który jest inicjatorem szkoleń, wspiera nas od lat. Sposób prowadzenia i merytoryczne przygotowanie, a także jego doświadczenie sprawiają, że ta nauka wnosi wielką wartość w cały festiwal – opowiadała Katarzyna Popiel, koordynator ds. wolontariatu MFF T-Mobile Nowe Horyzonty. Szkolenie uwrażliwiające na potrzeby niepełnosprawnych uczestników. Na zdjęciu w srodku: Bartłomiej Skrzyński, inicjator szkoleń Szef Fundacji W-skersi prowadzi tego typu szkolenia od początku lat 90-tych. - Z perspektywy bycia w-skersem od blisko 20 lat, nie chciałbym, abyśmy byli odbierani jako malkontenci, których cechuje roszczeniowa postawa. Wsparcie - tak. Użalanie - nie. O tym mówię na szkoleniu, przekazując niezbędną wiedzę - wyjaśnia Bartłomiej Skrzyński, wrocławski dziennikarz, aktywista, na co dzień pełniący funkcję rzecznika miasta Wrocławia ds. osób niepełnosprawnych. – Fajnie, że po 2-3 latach ludzie wracają i mówią: "Wiem, jak pomóc". Jak podkreślali wolontariusze, nie raz nie wiedzieli oni, jak pomóc osobie niepełnosprawnej albo bali się o to zapytać. Tego typu przedsięwzięcia pozwalają zmienić sytuację.
Data opublikowania dokumentu: 2013-07-19, 10.15 Źródło: http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/169708?utm_source=biuletyn&utm_medium=email&utm_campaign=25.07.2013
Zdobycie umiejętności wyznaczania celów, poznanie zasad ich skutecznej realizacji oraz znalezienie wewnętrznej mocy – to cele niezwykłej wyprawy kajakowej przez Wisłę, zorganizowanej w lipcu przez Fundację KiM i Artura Michalskiego. By zdobyć niezbędne doświadczenie, uczestnicy przeszli najpierw trening uwzględniający zajęcia na basenie, oswajanie z wywrotką kajaka, wprawki na jeziorze oraz kajakowe przygotowania na warszawskim odcinku Wisły. Wszyscy mogli również wziąć udział w coachingowej sesji, którą poprowadzili Magda Rodak, Beata Rycembel oraz Michał Kułakowski, mającej na celu nakierowanie uczestników na poszukiwania wewnętrznej siły do skutecznej realizacji swoich celów. Przygotowania przebiegły pomyślnie i kajakarze byli gotowi do przepłynięcia Wisły między Kozienicami i Łomiankami. „Wyprawa w poszukiwaniu MOCY”, jak brzmiała oficjalna nazwa przedsięwzięcia, rozpoczęła się 11 lipca w Warszawie, a przed wieczorem kajaki wraz z kadrą dotarły do brzegu Wisły w Kozienicach. Rano uczestnicy wraz z burmistrz Kozienic Małgorzatą Bebelską, wolontariuszami i przedstawicielami mediów dotarli promem na łachę, z której odbył się kolejny start. Kajakarze przepłynęli obok jednej z największych w Polsce elektrowni. – Jej widok był czymś bardzo wymownym wobec celu naszej wyprawy – poszukiwania MOCY do realizowania własnych marzeń – podkreśla Artur Michalski.
Notatki z wyprawy Płynęliśmy sprawnie i bez przygód. Po dwóch godzinach płynięcia postanowiliśmy urządzić krótki odpoczynek. Znaleźliśmy sympatyczną wysepkę i tu przez chwilę odpoczywaliśmy. Nocleg na ten dzień zaplanowaliśmy w okolicach Mniszewa, więc szybko zabraliśmy się do dalszego wiosłowania. Pogoda była przyjazna przez większą część dnia. Niestety, w okolicach 14.00 zaczęło porządnie grzmieć, a po chwili już mocno padał deszcz. Zatrzymaliśmy się, żeby przeczekać ulewę i po pół godzinie wyruszyliśmy dalej. Burza i deszcz były wymagającymi doświadczeniami. Uczestnicy zaopatrzeni byli w profesjonalny sprzęt, fot.: arch. wyprawy Popłynęliśmy dalej w kierunku wyznaczonego na ten dzień celu, jednak na horyzoncie znów pojawiły się ciemne chmury. Postój w związku z tym zarządzony został szybciej. Zaczęło padać. W błyskawicznym tempie rozstawiliśmy tipi. Po chwili przestało padać, a my mogliśmy przystąpić do przygotowania obiadu, zorganizowania obozowiska. Potem uczestnicy udali się na zajęcia z coachami. Sobota rozpieszczała nas pogodą: umiarkowany wiatr, sporo chmur i trochę słońca. Malownicze widoki na Wiśle. Trochę mielizn – i niezapomniany widok Mateusza, który wyciągał z płycizny kajak. Jego pełne zaangażowanie i walka ze sobą i własnymi ograniczeniami (Mateusz jest po amputacji nogi) były czymś bardzo sugestywnym. Mieliśmy dopłynąć do Gassów, lecz zauroczeni wysepką położoną kilka kilometrów przed tą miejscowością postanowiliśmy zatrzymać się właśnie tam. Wyszło piękne słońce, rozstawiliśmy nasze tipi, przygotowaliśmy obozowisko. Instruktorzy urządzili pokaz ratownictwa na kajakach oraz akrobacji w kajakach. Grzegorz – nasz najbardziej doświadczony ratownik – miał okazję asekurować z kajaka Janka, a później Marzenę, którzy postanowili przepłynąć wpław Wisłę. Nurt był silny, a to doświadczenie było dla nich na pewno czymś niezwykłym. W tym czasie uczestnicy przygotowali ognisko, zebrali drewno na opał oraz przygotowali posiłek. Pod wieczór niestety znów zaczęło padać i placki z jabłkami przygotowane przez Marcina niestety jedliśmy moczeni deszczem. Padało przez całą noc. Rano o szóstej już płonęło ognisko. Na śniadanie jajecznica z 60 jajek, a zaraz po niej szybkie zwijanie obozowiska. Wypłynęliśmy trochę po dziewiątej. Było sporo chmur, ale na szczęście już nie padało. W niedzielę mieliśmy zmagać się z wiatrem.
Nie zabrakło czasu na odpoczynek na lądzie, fot.: arch. wyprawy Wiatr był coraz silniejszy ale i nasze załogi bardziej zgrane. Doświadczenia z poprzednich dni zaowocowały lepszą organizacją. Około trzynastej zatrzymaliśmy się przed wejściem do Portu Czerniakowskiego. Czekała tu na nas ekipa „Teleekspressu”. Po krótkim wywiadzie z uczestnikami wyruszyliśmy w dalszą drogę – do Łomianek. Tu już zrobiło się naprawdę trudno. Po drodze widzieliśmy kilka kajaków, które chowały się do portu. My postanowiliśmy płynąć. Uczestnicy chcieli doświadczyć mocy Wisły oraz poczuć tę własną. Przez dwie godziny zmagaliśmy się z silnym wiatrem w twarz, sporą falą oraz zmęczeniem. Niedziela była najbardziej wymagającym dniem, ale wszyscy świetnie się spisali. Uczestnicy, po szybkim rozpakowaniu kajaków, udali się do somiankowskiego ICDS – tam wzięli ciepły prysznic i tam podsumowaliśmy naszą „Wyprawę w poszukiwaniu MOCY”. Moc biła od uczestników, przysłaniając zmęczenie po pokonaniu stu kilometrów Wisły w wymagających warunkach. Kajakarze usłyszeli wiele pozytywnych słów.
Pierwszą edycję wydarzenia wsparli: burmistrz Łomianek, burmistrz Kozienic, Auchan Łomianki, Komunikacja Miejska Łomianki, PKS Kozienice, firma SLG Thomas, OSiR Kozienice, Cukiernia Tiramisu, ICDS Łomianki, Magda Rodak, Beata Rycembel i Michał Kułakowski (coache), Andrzej Frycz, Stefan Michalski, Fundacja KiM, Anna Ostapowicz, Agnieszka Ukłańska, Kazik Rabiński, Grzegorz Grabarczyk, Grzegorz Boboli, Jacek Pawlak, Mikołaj Józefowicz, Sławek Biliński, Grzegorz Krowicki i Joanna Ropuch, Marcin Chodorowski i Artur Michalski. Organizatorzy zapowiadają kolejne wyprawy. Portal Niepelnosprawni.pl był patronem medialnym wyprawy.
Data opublikowania dokumentu: 2013-07-18, 14.58 Źródło: http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/169657?utm_source=biuletyn&utm_medium=email&utm_campaign=18.07.2013
Strona ta ma pomóc niewidomym znaleźć wolontariuszy do kierowania tandemami (oraz - w razie potrzeby - także tandemy do wspólnych jazd). Zasada działania strony jest prosta: niewidomi oraz wolontariusze wypełniają odpowiednie formularze, a koordynator przekazuje wzajemne dane kontaktowe osobom z tej samej miejscowości (rejonu). Zgłoszenia przyjmowane są zarówno od osób dysponujących tandemem, jak i nie posiadających go. Zasięg przejażdżek zainteresowani ustalają pomiędzy sobą. Mogą to być zarówno pojedyncze, krótkie spacery, jak i wyprawy wielodniowe.
Idea stworzenia tej strony powstała latem' 2013, podczas Tandemowej Wyprawy Niewidomych od źródeł Wisły do ujścia
RAZEM W CIEMNO... Z przyjemnością zawiadamiamy, że dnia 23.07.2013 odbyła się pierwsza tandemowa wycieczka pary niewidomy - wolontariusz, stworzonej dzięki pośrednictwu projektu Niewidomi na Tandemach. Na osiemnastokilometrową przejażdżkę po okolicach Jastrzębia Zdróju wybrały się Hania i Paulina. Obydwie napisały do nas.
Hania: Zgranie się z nowym pilotem wymaga czasu. Początkowo zawsze jest to dla mnie stresujące, zwłaszcza moment startu i nagłe zatrzymywanie się z koniecznością zsiadania. Paulinie dobrze szło, zabujało nami tylko na samym początku. Ten portal to świetna inicjatywa; umożliwia poznanie nowych ludzi, znalezienie nowych pilotów i ciekawe spędzanie czasu.
Paulina: Okazuje się, że Hania jest fantastycznym "plecaczkiem" i pomimo moich lęków oraz obaw czy nie zrobię jej krzywdy, dojechałyśmy całe i szczęśliwe. Pomocą niezbędną, fachową i niezastąpioną okazał się też jadący obok nas kolega Hani, Krzyś, który instruował nas, pomagał mi w kwestiach technicznych i wspierał, a także przecierał szlak. :) Brawa dla Krzysia, lat 60, rowerzysty pasjonata! Jesteśmy całe i zdrowe, kondycyjnie dałyśmy radę i generalnie mimo pierwszego razu, chyba udało nam się nie zrazić do projektu. Już jesteśmy umówione na jutro. Zachęcam wszystkich do tego doświadczenia: jazda na tandemie jest wprawdzie nieco trudniejsza niż na pojedynczym rowerze, wymaga też lepszej kondycji, ale daje też dużo więcej radości i satysfakcji!
Hania i Paulina
Napisz (terakowski@gmail.com) jeżeli chcesz aby informacja o Twojej inicjatywie pojawiła się tutaj.
Klasztor na kieleckiej Karczówce był w sobotnie przedpołudnie miejscem, które zwiedzała liczna grupa osób niedowidzących. Na miejscu zostali podjęci przez księży Pallotynów napojami i słodkim poczęstunkiem. Organizatorami spotkania podopiecznych Okręgu Świętokrzyskiego Polskiego Związku Niewidomych byli związek i Stowarzyszenie Ziemia Świętokrzyska. Grupa najpierw wysłuchała fragmentów Ludzi Bezdomnych i Dzienników Stefana Żeromskiego dotyczących Karczówki i traktu do niej prowadzącego odczytanych przez Bogusławę Skrzypczak z Muzeum Lat Szkolnych Żeromskiego. Zwiedzających po karczówkowskim wzgórzu oprowadzał jej małżonek, wiceprezes Stowarzyszenia Ziemia Świętokrzyska, przewodnik turystyczny pan Jacek, ale o walorach miejscowego rezerwatu opowiadał instruktor przyrody Czesław Siuda, oprawę muzyczną spotkania zapewnił aktor Kubusia, Zdzisław Reczyński, wiedzą o klasztornych obrazach podzieliła się malarka Grażyna Placek, a swoimi i pochodzącymi z kieleckich cukierni słodkościami podjęli gości księża Pallotyni, gospodarze Karczówki. Sobotnie zwiedzanie klasztoru było jednym z cyklicznych odbywających się pod hasłem „Smakiem i dotykiem poznajemy Kielce”. – Jako jedyni w kraju mamy szlak turystyczny dla niewidomych wytyczony na terenie miasta - informuje przewodnik, Jacek Skrzypczak. – Dzięki temu gościmy w Kielcach grupy niepełnosprawnych z całej Polski. Zaczyna się przy dziku na placu Artystów, wiedzie poprzez aleję zasłużonych na placu Szarych Szeregów, Muzeum Lat Szkolnych Żeromskiego i piekarnię Piekiełko, w której atrakcją jest degustacja jej wypieków.
Miłośnicy rowerowych wypraw z dysfunkcją wzroku z całej Polski mogą łatwiej znaleźć chętnych towarzyszy na tandemowe wycieczki. W od niedawna działającej bazie jest już ok. 80 wolontariuszy chętnych do takich wypraw i około 40 osób niewidomych. Na stronie projektu można zapisać się jako niewidomy, wolontariusz czy posiadacz tandemu do wypożyczenia. Inicjatywa Kuby Terakowskiego, biologa i podróżnika, jest całkowicie niekomercyjna. - Współpracuję z magazynem „Rowertour”, poszukujemy ciekawych ludzi – tak trafiłem na niewidomego Waldemara Rogowskiego, z którym przeprowadzałem wywiad. Organizował on wyprawę rowerową, podczas której 6 osób niewidomych przemierzyło wzdłuż Wisły 1000 km w dwa tygodnie. Waldemar Rogowski tak ujął mnie swoją historią, że sam zaoferowałem swoją pomoc jako wolontariusz i uczestniczyłem w połowie wyprawy – opowiada Terakowski. Owocem tej podróży jest także strona projektu. To baza, do której mogą zgłosić się: wolontariusz chętny na wyprawy w tandemie z osobą niewidomą, osoba niewidoma poszukująca widzącego partnera do przejażdżek oraz firma, organizacja czy osoba prywatna mogąca wypożyczyć tandem. Jak na razie w bazie nie brakuje chętnych wolontariuszy, największą trudnością okazuje się brak tandemów. – Znalezienie rowerów okazało się największą barierą. Szukamy ich w wypożyczalniach, w kołach PZN, czasami same osoby niewidome mają tandem – mówi Terakowski.
Satysfakcja i pogoda ducha Wyprawa wzdłuż Wisły była jego pierwszym kontaktem z osobami niewidomymi. Nastawiał się, że oprócz przewodnika rowerowego będzie musiał, jak sam mówi, być też „piastunką”. – Byłem bardzo zaskoczony samodzielnością i niezależnością osób niewidomych, ale też ich pogodą ducha. Nie mogłem uwierzyć, że po jednym pokazaniu niewidomemu jakiegoś miejsca porusza się on po nim bez żadnego problemu – opowiada Terakowski. – Najcenniejszym doświadczeniem dla mnie samego było doświadczenie ułomności, jaką jest brak wzroku, a przy tym zachowanie przez uczestników pogody ducha, ale także ich normalne funkcjonowanie – dodaje.
Baza kontaktowa już zaczęła przynosić pierwsze rezultaty. 23 lipca miała miejsce pierwsza tandemowa wyprawa Hani i Pauliny, które nawiązały ze sobą kontakt dzięki stronie. Przejechały one 18 kilometrów po okolicach Jastrzębia Zdroju. – Zgranie się z nowym pilotem wymaga czasu. Początkowo zawsze jest to dla mnie stresujące, zwłaszcza moment startu i nagłe zatrzymywanie się z koniecznością zsiadania. Paulinie dobrze szło, zabujało nami tylko na samym początku. Ten portal to świetna inicjatywa; umożliwia poznanie nowych ludzi, znalezienie nowych pilotów i ciekawe spędzanie czasu – relacjonuje na stronie niewidoma Hania. - Jesteśmy całe i zdrowe, kondycyjnie dałyśmy radę i mimo że był to pierwszy raz, chyba udało nam się nie zrazić do projektu. Już jesteśmy umówione na jutro. Zachęcam wszystkich do tego doświadczenia: jazda na tandemie jest wprawdzie nieco trudniejsza niż na pojedynczym rowerze, wymaga też lepszej kondycji, ale daje dużo więcej radości i satysfakcji! – wtóruje pilotka Paulina.
Data opublikowania dokumentu: 2013-08-06, 14.24 Źródło: http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/170298?utm_source=biuletyn&utm_medium=email&utm_campaign=09.08.2013
Joanna Mucha o MŚ w lekkoatletyce: wspaniały wynik Polaków Autor: PAP
Dorobek 26 medali (10 złotych oraz po osiem srebrnych i brązowych) lekkoatletycznych mistrzostw świata osób niepełnosprawnych w Lyonie minister sportu Joanna Mucha oceniła jako "wspaniały wynik". Podkreśliła ósme miejsce Polski w gronie 99 startujących państw. - We Francji rywalizowało 1100 zawodników z 99 krajów. Nasza reprezentacja zdobyła 26 medali. Ten dorobek uplasował Polskę na ósmej pozycji w klasyfikacji państw. To wspaniały wynik. Do tego dochodzą dwa rekordy świata Karoliny Kucharczyk i Macieja Lepiaty oraz kilkanaście rekordów życiowych - powiedziała Mucha podczas spotkania z ekipą. Rekordy świata ustanowili: Karolina Kucharczyk (MUKS Kadet Rawicz, kategoria F20) w skoku w dal z rezultatem 6,09 oraz Maciej Lepiato (Start Gorzów, F44) wzwyż - 2,13. Rok temu oboje wywalczyli złote medale igrzysk paraolimpijskich. - Nieoficjalnym hasłem lekkoatletycznych mistrzostw było: "They inspired London... They're going to impress Lyon" (zainspirowali Londyn, zachwycą Lyon). Nawiązywało ono do ogromnego rozgłosu, jaki sportowi osób niepełnosprawnych przyniosła paraolimpiada - wspomniał prezes PZSN "Start" Łukasz Szeliga. Dodał, że w Londynie najwięcej spośród 36 medali, bo aż 18, zdobyli lekkoatleci, a minister sportu wyraziła radość, że na tych sukcesach nie poprzestali. - Macie we mnie nie tylko wiernego kibica, ale także wsparcie w osiąganiu wytyczonych celów. Z podziwem patrzę na wszystkich sportowców, którzy muszą zmierzyć się z tyloma przeciwnościami, pokonać trudności związane z wydolnością własnego organizmu, po to aby osiągnąć to, co dla innych jest niewyobrażalne – podkreśliła Mucha. W Lyonie w trzech konkurencjach (1500 m, skok w dal, pchnięcie kulą) startowali również lekkoatleci niepełnosprawni intelektualnie. - Mieliśmy cztery zawodniczki i trzech zawodników, którzy zdobyli pięć medali. Trzy złote: Kucharczyk w dal, Barbara Niewiedział (MGOSiR Korfantów) na 1500 m i Ewa Durska (UKS Barnim Goleniów) w kuli,a także dwa srebrne - Arleta Meloch (GKS Olimpia Grudziądz) i Daniel Pek (UKS Olimpijczyk Skorzewo) na 1500 m - poinformował prezes Polskiego Towarzystwa Społeczno–Sportowego "Sprawni Razem" Zenon Jaszczur.
Data opublikowania dokumentu: 2013-07-30, 12.44 Źródło: http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/170047?utm_source=biuletyn&utm_medium=email&utm_campaign=02.08.2013
Jednym z charakterystycznych elementów jednoczących kraje Europy jest partnerska współpraca na wielu płaszczyznach. Często podejmują ją miasta, które dzieli odległość, różnice kulturowe i mentalne, ale jednocześnie wiele łączy. Do tej pory jedynie miałam świadomość, że takie „mariaże” istnieją, ale nie sądziłam, że będzie mi dane doświadczyć na własnej skórze efektów takiego partnerskiego związku miast. A, co jeszcze ciekawsze, że znajdę się w grupie 19 osób z dysfunkcją wzroku z różnych zakątków Polski reprezentujących Płock. Tak oto dzięki Mazowieckiemu Stowarzyszeniu Pracy dla Niepełnosprawnych „De Facto” oraz Urzędowi Miasta Płock pojechaliśmy do Darmstadt. Nim przybliżę cel naszego wyjazdu, najpierw kilka słów na temat nowo poznanego zakątka na mapie świata. Darmstad – miasto na prawach powiatu w Niemczech, w kraju związkowym Hesja, zamieszkuje prawie 150 tysięcy mieszkańców. Burmistrzem jest Walter Hoffmann (SPD). W mieście ma swoją siedzibę Niemiecki Instytut Kultury Polskiej (Deutsches Polen-Institut).
Historia w tle Nazwa miejscowości została wspomniana po raz pierwszy w XI wieku jako Darmundestat. Prawa miejskie przyznał cesarz Ludwik IV Bawarski w 1330 roku. Miasto należało do hrabiów von Katzenelnbogen, a gdy ci wymarli w 1479 roku, przeszło w ręce landgrafów Hesji. Na początku XVIII wieku rozbudował je w stylu barokowym francuski architekt Louis Remy de la Fosse. Ale zostało bardzo zniszczone podczas drugiej wojny światowej. Pierwszy aliancki nalot na miasto miał miejsce już 30 lipca 1940 roku. Centrum zostało poważnie uszkodzone w efekcie nalotu dywanowego z 11 września 1944 roku. W wyniku bombardowań zginęło około 11-12,5 tys. mieszkańców. Darmstadt jest ważnym ośrodkiem, w którym rozwijała się niemiecka secesja. Odegrało istotną rolę w powojennej awangardzie muzycznej dzięki Internationale Ferienkurse für Neue Musik organizowanym tutaj od 1946 roku. W mieście ma swą siedzibę Europejskie Centrum Operacji Kosmicznych odpowiedzialne za kontrolę nad satelitami należącymi do ESA. 9 listopada 1994 roku Sigurd Hofmann, Victor Ninov, Fritz Peter Heßberger, Peter Armbruster, H. Folger, Gottfried Münzenberg oraz H.J. Schött z Instytutu Badań Ciężkich Jonów w Darmstadt (GSI Helmholtzzentrum für Schwerionenforschung) odkryli pierwiastek chemiczny o liczbie atomowej 110. Na cześć miasta nazwano go darmsztadt. Darmstadt ma 15 miast partnerskich, są to między innymi: Brescia we Włoszech, Bursa w Turcji, Freiberg w Saksonii, Lipawa na Łotwie, Logroño w Hiszpanii oraz Płock w Polsce.
Ukazać emocje Podczas zwiedzania miasta oglądaliśmy w sposób dostępny dla niewidomych charakterystyczne obiekty z miast partnerskich. Płaskorzeźby obiektów umieszczone są pomiędzy płytami chodnikowymi na jednym z deptaków. Płock dumnie reprezentuje przepiękna katedra. Ileż radości i zabawy dała nam karuzela postaci. Panie i panowie w dawnych strojach, tworzący scenki rodzajowe zapraszali do stworzenia własnej inscenizacji. Cała frajda kryła się w tym, że postacie miały wiele ruchomych elementów, które można było w zależności od fantazji lub nastroju upozować. Nie tylko świetna zabawa, ale także doskonałe miejsce dla skłóconych czy zakochanych, którzy bez słów mogą wyrazić swoje emocje i uczucia. Jednak nie turystyka była głównym celem naszego wyjazdu. Pojechaliśmy do Darmstadt jako nietypowa grupa przyjaciół Płocka, która chciała opowiedzieć na własnym przykładzie o niepełnosprawnych w Polsce. Chciała także ukazać jak niewiele, a może bardzo wiele potrzeba, aby jakieś miasto nabrało ogromnego znaczenia dla pewnej grupy ludzi. Dla niewidomych w Polsce Płock nabiera coraz większego znaczenia. A wszystko dzięki projektom realizowanym przez Stowarzyszenie „De Facto” i życzliwości władz miasta. Nasza grupa chciała również zaprezentować „Manufakturę obrazu”, która jest efektem wspólnej pracy reżysera Mariusza Pogonowskiego i uczestników II Festiwalu Kultury i Sztuki dla Osób Niewidomych – Płock 2012 r. Przedstawiona historia dziewczyny, która traci wzrok jest uniwersalna, bowiem podobne odczucia, obawy, bezsilność i strach pojawiają się u każdego, kto przestaje widzieć, niezależnie od miejsca zamieszkania, wieku, płci, narodowości. Oprawą dla jej dylematów, buntu, wreszcie akceptacji nowej sytuacji są doświadczenia, przeżycia, rozterki, osiągnięcia innych niewidomych i słabowidzących.
Puzzle na scenie 19 uczestników festiwalu z różnych zakątków Polski, wybrało ze swojego bogatego i aktywnego życia jedną opowieść, jeden epizod, jeden sukces. Z tych „małych kawałków” reżyser stworzył całość, która wywoływała uśmiech, wzruszała i prowokowała do refleksji. Premiera przedstawienia miała miejsce we wrześniu 2012 r. na małej scenie „Piekiełko”, w teatrze płockim. Teraz aktorzy-amatorzy mieli przedstawić je dla mieszkańców Darmstadt. Trudne to wyzwanie, gdyż nowa scena wymagała poznania, a czasu było mało. Dodatkowo bariery – językowa i mentalna, także wywoływały obawy, czy sens i przesłanie zawarte w opowiadanych historiach zostaną właściwie zrozumiane. Tu odrobina kwestii technicznych. Otóż wszystkie teksty zostały przetłumaczone na język niemiecki. Tłumaczenia wyświetlały się na ekranie umieszczonym nad sceną. Operator władający równie dobrze jednym, jak i drugim językiem, dbał o płynność przewijania tekstów. Na kilka chwil przed rozpoczęciem panowała na sali kompletna cisza. Można było odnieść mylne wrażenie, że sala jest pusta. Po chwili napięcia magia teatru otuliła grających i widzów, rozedrgały się nitki tworzące gęsty splot życia. Życia polskiego niewidomego czy słabowidzącego, w którym trudną, szarą codzienność przeplatają okruchy radości, drobne zwycięstwa oraz krzyk bólu – dlaczego ja…, dlaczego mnie to spotkało…!
A jednak się udało… Gdy opadła kurtyna, rozbrzmiały burzliwe oklaski. Sukces – proszę państwa – sukces! Tak, przesłanie zawarte w „Manufakturze obrazu” także w Darmstadt zostało właściwie odebrane. Podczas trwania przedstawienia w odpowiednich momentach dało się słyszeć śmiech publiczności. Jednak o płynących po policzkach łzach wzruszenia dowiedzieliśmy się dopiero w czasie spotkania z widzami. Była jeszcze jedna nietypowa, ale jakże istotna reakcja. Otóż obecna na przedstawieniu terapeutka nie płakała, nie była wzruszona. Patrzyła na toczącą się akcję i szeptała: „… dajcie mi tych ludzi, a zmotywują do działania wszystkich moich podopiecznych”. Jej słowa są doskonałym podsumowaniem tego, jak zostaliśmy odebrani przez mieszkańców miasta i Polonię. O tym, jak wielkie zrobiliśmy wrażenie, mogliśmy się przekonać podczas spotkania zaraz po przedstawieniu. Dzięki obecności tłumaczy oraz sporej grupy Polonii bariera językowa przestała mieć znaczenie. Rozmowy dotyczyły nie tylko odczuć związanych z przedstawieniem, ale także codziennego życia. Część widzów nie była w stanie na gorąco wyrazić swoich odczuć po przedstawieniu. Zbyt wiele emocji, wrażeń, doznań i trudnych do sprecyzowania refleksji. Rozmówcy z pewnym zdumieniem oraz niekłamanym podziwem patrzyli na naszą grupę, której się chciało i której udało się wspólnie z reżyserem połączyć w spójną całość wiele wątków. Przygotować słowny obraz, który chwilami chwytał za serce, chwilami bawił, a chwilami skłaniał do zastanowienia się nad upływającym właśnie dniem. Myślę, że ten wyjazd w ramach partnerskiej współpracy między miastami państw UE można nazwać unikatowym. Pomysł mógł zostać zrealizowany dzięki wspólnemu działaniu Mazowieckiego Stowarzyszenia Pracy dla Niepełnosprawnych „De Facto”, Urzędowi Miasta Płock, życzliwości i przychylności władz miasta Darmstadt oraz mieszkającej tam Polonii. Trudno wymienić wszystkich uczestników wyjazdu, ale na pewno ogromne podziękowania należą się wolontariuszom. To dzięki ich życzliwości i sprawnemu działaniu wszystko poszło doskonale. Nie sposób również wymienić z imienia i nazwiska wszystkich „aktorów”. Nie chcąc nikogo pominąć, czy też wyróżnić, nadmienię tylko, że grupa składała się z 12 osób niewidomych i 7 osób słabowidzących z różnych zakątków Polski. Wszystkich łączy chęć działania, otwartość na nowe wyzwania i ciekawość świata!
Poznawanie nowych krajów poszerza horyzonty, a spotkanie z drugim człowiekiem może się okazać fascynującym odkryciem. Są o tym przekonani uczestnicy międzynarodowych warsztatów „Radość z aktywności. Jak zostać asystentem osób z dysfunkcją wzroku w aspekcie wielokulturowym”. Zorganizowała je w czerwcu br. Fundacja Credo z Katowic, a sfinansowała agencja Grundtviga w ramach programu „Uczenie się przez całe życie”.
– Do udziału w warsztatach zaprosiliśmy osoby w wieku 50+ z całej Europy. W szczęśliwej dwunastce zakwalifikowanych znaleźli się Brytyjczycy, Włosi, Finowie, Islandki, Słowenka, Belgijka i Francuz. W grupie byli nauczyciele, pielęgniarka, pracownica społeczna, pani z uczelnianego biura ds. osób niepełnosprawnych, farmaceutka, policjantka, menedżer, przewodniczka turystyczna i emerytowany księgowy. Tak duży przekrój, nie tylko kulturowy, okazał się atutem – mówi z przekonaniem Edyta Słapik, dyrektorka Credo. W formularzu rekrutacyjnym zapytaliśmy kandydatów, dlaczego chcieliby uczestniczyć w naszych warsztatach. Motywy były bardzo różne: chęć poznania rzeczywistych potrzeb niewidomych, pragnienie zrozumienia niewidomego sąsiada i tracącej wzrok przyjaciółki, nauczenie się asystowania im, nabycie kompetencji przydatnych w pracy z niewidomymi uczniami, poznanie alfabetu brajla, zdobycie pomysłów na włączanie osób niepełnosprawnych w życie parafii, wyspecjalizowanie się jako przewodnik turystyczny dla osób niepełnosprawnych i starszych, zainteresowanie nordic walkingiem i audiodeskrypcją, ale też Polską, przełamanie nieśmiałości i własnych uprzedzeń, możliwość sprawdzenia swoich umiejętności w posługiwaniu się językiem angielskim, rozgrzewka przed wyjazdem na kilkutygodniowy zagraniczny wolontariat dla seniorów.
Oswajanie inności Zaproponowałam Fundacji, by do zgłaszania się zachęcać także osoby z zespołem Aspergera. Jest to zaburzenie ze spektrum autyzmu. Charakteryzuje się m.in. trudnościami w nawiązywaniu kontaktów, problemami w komunikacji niewerbalnej, w rozumieniu ironii, żartów, częste są również różnego rodzaju nadwrażliwości. Do zaproszenia osób z tą niepełnosprawnością zainspirowała mnie przyjaźń z prof. Marion Hersh z Uniwersytetu Glasgow, która jest bohaterką mojej książki „Tandem w szkocką kratkę”. Powiedziała mi kiedyś, że kontakt z niewidomymi jest dla niej znacznie łatwiejszy, gdyż nie oczekują, by na nich patrzyła. Dzięki Marion poznałam osoby z zespołem Aspergera w różnych krajach. Mimo że wiele z nich ma wyjątkowe umiejętności i talenty, często mają problemy w relacjach społecznych i ze znalezieniem pracy. Poza tym zarówno dla nich, jak i dla nas niewidomych, bardzo istotne jest słowo, a komunikacja niewerbalna jest dla nas dostępna tylko w pewnym zakresie. Sporo ludzi z zespołem Aspergera wyraziło zainteresowanie naszymi warsztatami, ale z powodu kryterium wiekowego wzięły w nich udział tylko dwie osoby z Wielkiej Brytanii. Na początku roku poprosiliśmy aktywne osoby niewidome, by krótko opisały swoją codzienność, czym się zajmują i rolę asysty w ich życiu. Pozytywnie odpowiedziało czterech respondentów. Ich teksty przetłumaczyliśmy na angielski i wysłaliśmy uczestnikom, by jeszcze przed przyjazdem mogli się oswoić z tą tematyką. „To była bardzo ciekawa lektura. Szkoda, że nie poznaliśmy wszystkich autorów” – stwierdziła Giuliana z Włoch. Wielu uczestników nie miało wcześniej kontaktów z niewidomymi. Belgijka powiedziała mi, że gdy się spotkałyśmy, bardzo zaskoczyło ją to, że nie widzę, bo wcześniej sporo mejlowałyśmy i szybko odpowiadałam na jej pytania.
W tandemie raźniej Warsztaty rozpoczęliśmy zajęciami z komunikacji. To był ważny element, który zintegrował uczestników, dzięki czemu poczuli się pewniej i nabrali do siebie zaufania, co było istotne, ponieważ później czekało ich sporo ćwiczeń, które wymagały zasłonięcia oczu. Duże emocje wzbudziły zajęcia z orientacji przestrzennej. Każdy miał okazję założyć gogle i przećwiczyć chodzenie z przewodnikiem. Nasi goście nauczyli się też, jak niewidomym opisywać trasę i na jakie punkty orientacyjne należy zwrócić uwagę. Po tej praktycznej rozgrzewce nadszedł czas na nordic walking. Szkolił nas Paweł Piechowicz z Poznania, niewidomy twórca uprzęży do nordic walkingu. Niewidomy i jego przewodnik zakładają szelki. Osoba z tyłu idzie jakby wąskim korytarzem, mając po obu stronach gumowe liny łączące ją z przewodnikiem. Lina jest długa, co pozwala na zachowanie między nimi odpowiedniego dystansu. Szybki spacer w uprzęży sprawił mi dużą przyjemność. Dzięki linom czułam się bezpiecznie, a jednocześnie swobodnie. Byliśmy również na wycieczce w górach, gdzie nasze ambitne plany pokrzyżował upał, chłodziliśmy się w basenie i jeździliśmy na tandemach. - Jazda na tandemie, chodzenie po górach z osobą niewidomą czy nordic walking w parach to dla mnie świetne rozwiązanie. Nie lubię rajdów rowerowych, ale nie przepadam też za samotną jazdą, bo nie mam z kim porozmawiać. W tandemie jest super – cieszy się jeden z uczestników. Była także część kulturalna: warsztaty i wystawa w Muzeum Śląskim dostosowane do potrzeb i możliwości osób z dysfunkcją wzroku, wysłuchaliśmy koncertu niewidomej pianistki Kai Kosowskiej, byliśmy na projekcji „Imagine” oraz na pokazie filmu z audiodeskrypcją „Chopin. Pragnienie miłości”. W Dziale Integracyjno-Biblioterapeutycznym Biblioteki Śląskiej uczestnicy poznali podstawy brajla i zaznajomili się z tyflosprzętem. Na koniec wszyscy otrzymali certyfikaty i indywidualne listy od europosła prof. Jerzego Buzka.
Okiem uczestnika Goście zgodnie podkreślali, że dużo się nauczyli, a nową wiedzę i umiejętności wykorzystają w swoich krajach. - Nie jestem zbyt aktywna fizycznie, ale po powrocie do Anglii zacznę ćwiczyć, ponieważ na warsztatach odkryłam, że dzięki temu dużo lepiej się czuję. Najważniejszym doświadczeniem było dla mnie to, że osoby niewidome były w grupie trenerów i że poznałam Marion i Petera – uczestników z zespołem Aspergera. Dla przeciętnego człowieka niepełnosprawności niewidoczne są jeszcze trudniejsze do zrozumienia niż fizyczne czy sensoryczne, więc włączenie do grupy osób z zespołem Aspergera uważam za duży atut. Pochodzę ze Sierra Leone. Gdy przejdę na emeryturę, chciałabym wrócić do Afryki jako wolontariuszka. Przydadzą mi się więc umiejętności, które zdobyłam na Śląsku – podsumowuje Gwen. - Na razie zachwycam się Polską i zamęczam znajomych opowieściami na temat warsztatów i otwartych, uważnych na nasze potrzeby organizatorów - dodaje. Marie-Claire o pobycie w Polsce mówi tak: - Oczywiście nauczenie się tych wszystkich technik było ważne i przydatne, lecz zapamiętam też przyjazną atmosferę, pogaduszki i pomaganie sobie nawzajem. Miałam wrażenie, że od dawna się znamy. Joninę z Islandii do udziału w warsztatach namówiła koleżanka. - Po raz pierwszy uczestniczyłam w międzynarodowym wydarzeniu i nie wiedziałam, czego się spodziewać. Ze wstydem przyznaję, że początkowo byłam sceptycznie nastawiona do uczestników z zespołem Aspergera i niewidomych. Dzięki warsztatom szybko pozbyłam się uprzedzeń i stereotypowego myślenia, wiele się nauczyłam i nabrałam pewności siebie. Marion doceniła, że uwzględniliśmy jej potrzeby wynikające z niepełnosprawności. Ma dużą nadwrażliwość na światło i dźwięki. Zazwyczaj posiłki jadła więc w osobnym pomieszczeniu, z jednym lub dwoma członkami grupy. Z goglami na oczach wytrwale doskonaliła brajla, także podczas zajęć z komunikacji, które niezbyt się jej podobały. Wprawiła mnie w osłupienie, gdy po krótkim treningu bez problemu czytała palcami wyrazy w książce. Peter również przyłożył się do nauki brajla. Mile wspomina spacer po Krakowie ze słabowidzącym studentem, który odebrał go z lotniska. - Podobał mi się też pokaz z audiodeskrypcją. Odkryłem, że jest pomocna nie tylko dla niewidomych, ale także dla osób autystycznych. Pomogła mi zrozumieć bardzo interesujący film o jednym z moich ulubionych kompozytorów. Ostatni raz byłem za granicą dwanaście lat temu. Szkoda, że warsztaty trwały tylko sześć dni – mówi. Od strony organizacyjnej wsparł nas Polski Związek Niewidomych i Biblioteka Śląska. Zainteresowane były też pojedyncze osoby niewidome, które towarzyszyły nam na basenie oraz podczas innych aktywności. Liczyłam na większe zaangażowanie niewidomych, zwłaszcza że oferowaliśmy pomoc w dotarciu na miejsce. Szkoda, że w górach nie było tylu niewidomych, ilu widzących przewodników. Tym bardziej dziękuję osobom i instytucjom, które nam pomogły.
Tyflogaleria PZN zaprasza na niezwykłą wystawę „Anioły Europy” autorstwa uczestników kilku warsztatów terapii zajęciowej z Krakowa i Stalowej Woli. Na wystawie można zobaczyć 28 aniołów, reprezentujących kraje członkowskie Unii Europejskiej. Anioły – symbolizują opiekunów, ukrywają w sobie opowieści o poszczególnych krajach. Całość wiąże anioł nad anioły – czyli anioł całej Unii Europejskiej. Piękne stubarwne batiki, delikatny malowany jedwab nie tylko radują oczy, ale też niosą bogaty przekaz symboliczny. Twórcy, malując anioły, odwołali się do tradycji, krajobrazu i kultury poszczególnych krajów. Na przykład zadziwiający jest anioł ze Szwecji, inspirowany „Krzykiem” Edvarda Muncha, na tle skandynawskiego pejzażu, w kolorach szwedzkiej flagi – żółci i błękitu. Anioł ten wyraża niepokój i stanowi ostrzeżenie przed zagrożeniami, jakie niesie dzisiejszy świat. U anioła z Grecji odnaleźć można odwołanie się do ceramicznych antycznych waz, kształtów amfor, prostych dekoracji... I tak po kolei defilują przed nami anioły różnych krajów europejskich, przypominając ich piękno i dorobek cywilizacyjny. Prace przyciągają oko, są dojrzałe i przemyślane. Tę niezwykłą ekspozycję można obejrzeć do końca sierpnia 2013 roku, od poniedziałku do piątku (z wyjątkiem 15 sierpnia) w godzinach od 10.00-16.00. Najlepiej wcześniej zaanonsować swoje przybycie pod numerem telefonu: 22 831-22-71 wewn. 258. Inspiracją do powstania tej wyjątkowej wystawy była Polska Prezydencja w Unii Europejskiej.
Tyflogaleria PZN
Źródło: Pochodnia – BIP, nr 14 (59), sierpień 2013
Na początku było marzenie, które pojawiło się nagle, nie wiadomo dokładnie kiedy i nie chciało dać o sobie zapomnieć. Potem były rozmowy i coraz więcej osób przyzwyczajało się do myśli, że warto, że to miałoby sens, że trzeba spróbować, bo to może dać radość i otworzyć oczy wielu ludziom. Wreszcie ruszyły działania, najpierw pisanie projektu, potem długie, jak zwykle niecierpliwe czekanie i wreszcie radość. Udało się, można ruszać, przekuwać marzenia w codzienność. „Warsztat na Zachętę” jest faktem, dzieje się, skupia, porusza, inspiruje. I łamie bariery, różne, ale przede wszystkim te mentalne. Te nieprawdziwe, a wciąż tak silnie oddziałujące kalki myślowe: że niewidomi nie mają czego szukać w muzeach i galeriach, że niesłyszącym nie da się kompetentnie i atrakcyjnie opowiadać o sztuce, że nie uda się zrobienie wspólnego warsztatu dla jednej i drugiej grupy i że sztuka współczesna to coś, czego nie da się zrozumieć, polubić, że nie zachwyca. To wszystko nieprawda, a na poparcie słów są już czyny, są spotkania, które sprawiły, że wygrani są wszyscy – i ci, którzy je przygotowują i ci, którzy z nich korzystają. A zwycięzców będzie jeszcze więcej. Po zakończeniu warsztatów, jakie raz w miesiącu odbywają się w Zachęcie - Narodowej Galerii Sztuki, ośrodki szkolno-wychowawcze dla dzieci z niepełnosprawnością sensoryczną i organizacje działające na rzecz osób niepełnosprawnych w całej Polsce dostaną pakiety edukacyjne. W każdym filmowe relacje ze spotkań, w każdym materiał do przemyśleń, w każdym opatrzone audiodeskrypcją tyflografiki prac, jakie stały się podstawą warsztatu.
Znaleźć harmonię świata „Warsztat na Zachętę” to wspólny projekt Fundacji Kultury bez Barier i Zachęty - Narodowej Galerii Sztuki. Powstał, by umożliwić osobom niewidomym i niesłyszącym aktywne, kompetentne i samodzielne poznawanie sztuki współczesnej. By je inspirować i dawać im odwagę niezależnego myślenia, by uczyć szukania odpowiedzi na pytania stawiane przez twórców. Atmosfera jest pełna artystycznego niepokoju, a czuć ją już na etapie zapowiedzi. Ubranie jako dowód na harmonię świata, muzyka jako pełnowartościowa opowieść o obrazie, osobiście stworzona praca jako odpowiedź na wybór estetyczny dokonany przez artystę - to tylko niektóre wabiki, jakie trafiły już do odbiorców. A będzie ich więcej, jeszcze więcej i będą coraz to inne. Tak, jak inni są artyści, którzy stają się bohaterami warsztatów, tak, jak inne są ich prace. Wybór twórców, prezentowanych prac, stworzenie scenariusza spotkania to za każdym razem działanie kobiet Zachęty: Ani, dwóch Kaś i Pauliny, wspomaganych przez Fundację Kultury bez Barier. To one robią tak, by było interesująco, by nikt nie miał poczucia straconego czasu i aby wszystko było dostępne. Skąd taka otwartość? – Statutową misją Zachęty - Narodowej Galerii Sztuki jest upowszechnianie sztuki współczesnej. Jeśli nie będziemy reagować na różnorodność potrzeb odbiorców w tym odbiorców z niepełnosprawnością, misja nie będzie w pełni realizowana. Mamy to więc w swoim statucie, a na dodatek sprawia nam to ogromną przyjemność – mówi Paulina Celińska. Eksponaty, wokół których toczą się warsztaty, pochodzą w stu procentach ze zbiorów Zachęty. Jak podkreśla Ania Ździeborska, prace te sprowadzane są specjalnie za każdym razem z magazynów galerii. - W Zachęcie nie ma ekspozycji stałej, ale mamy możliwość wyjmowania z magazynu prac na czas trwania warsztatów. Możemy te prace wybrać wcześniej, mamy więc dużo czasu na opracowanie scenariusza warsztatów i przygotowanie tyflografik – dodaje. Wybór prac nie był łatwy. Trzeba było zdecydować się na coś, co zachęci do dalszego poznawania sztuki współczesnej, a jednocześnie będzie reprezentatywne i dla niej i dla kolekcji Zachęty. - Zależało nam też, aby prace wybrane do omówienia, zaprezentowania dawały konkretną wiedzę o podstawowych pojęciach w sztuce: kompozycja, forma, faktura, abstrakcja, albo o nurtach, tendencjach. Pozwalały wykroczyć poza obszar sztuk wizualnych – opowiada Paulina Celińska. Warsztatowe spotkania, planowane na 2 godziny, zwykle się przeciągają. Bo jeszcze są jakieś pytania, bo jeszcze ktoś ma pomysł na zinterpretowanie dzieła. Ania Ździeborska nie ukrywa, że sytuacja ta to powód do satysfakcji, to dowód na to, że oferta się spodobała. - Każde spotkanie coś mi daje, poszerza wiedzę o danym dziele i jego odbiorze. Dzięki wnikliwym pytaniom uczestników zatrzymujemy się dłużej przy danej pracy i zauważamy szczegóły, którym nie zawsze mamy czas się przyglądać. Drobiazgi często istotne przy interpretacji dzieła - mówi.
K-2 Warsztatową wyprawę na szczyty sztuki współczesnej i kolekcji Zachęty prowadzą zawsze dwie Kasie – Kasia Kucharska – Hornung i Kasia Guzowska. Pierwsza, z wykształcenia historyczka sztuki, odpowiada za teorię, za wprowadzenie w temat, za przedstawienie artysty i jego dzieła, łącznie z audiodeskrypcją eksponatu. Druga, studentka Akademii Sztuk Pięknych, działa warsztatowo, przygotowuje pomoce i zachęca do tworzenia, pod jej czujnym okiem, własnych prac. Jak mówi Kasia Kucharska, aby przygotować się do warsztatu, musi poświęcić na to kilka godzin. - Tyle, ile potrzeba na dokładne obejrzenie pracy, tzn. zeskanowanie od lewej do prawej, od góry do dołu, żeby później móc sprawnie napisać audiodeskrypcję. Nauczyłam się przy tym patrzeć jeszcze uważniej. Spędzam też czas w książkach, żeby przygotować sylwetki artystów, dobrą, anegdotyczną opowieść o twórcy i jego dziele – wylicza. Co najmniej kilku godzin zawsze potrzebuje też Kasia Guzowska. - Dużym wyzwaniem jest dla mnie rozgryzienie samego artysty lub dzieła sztuki. Następnie szukam pomysłu na zadania aktywizujące grupę. A największym wyzwaniem jest dla mnie poprowadzenie spotkania w taki sposób, aby uczestnicy wynieśli z niego nie tylko wiedzę, ale aby stawali się za każdym razem nieco bardziej wrażliwi, zarówno na język sztuki, jak i na problemy, które porusza – tłumaczy. Role, jakie przypadły im w udziale, idealnie im odpowiadają. – Czuję się jak ryba w wodzie, gdy trzeba przeprowadzić zadanie poruszające jakiś problem plastyczny - przyznaje Kasia Guzowska. – Za każdym razem po prostu cieszę się na nasze spotkania. Lubię się do nich przygotowywać i je prowadzić – wtóruje jej Kasia Kucharska-Hornung.
To dopiero początek - Żałuję, że mamy tylko 4 takie spotkania, a już jesteśmy na półmetku - mówi Ania Żórawska z Fundacji Kultury bez Barier. Jest na każdym spotkaniu. Obowiązkowo, bo, jak przyznaje, sama z nich sporo wynosi, a poza tym czuje odpowiedzialność, jest przecież ich współorganizatorką. - Warsztaty wzbogacają moją wiedzę, poszerzają horyzonty, szczerze wyznam dotąd dla mnie nieznane, i jeszcze niosą ze sobą bezcenne doświadczenia. Ostatnio dotarły do mnie słowa jednej z uczestniczek, Pani Joli, która powiedziała, że „wartością tych warsztatów jest odkrywanie siebie”. I można wierzyć lub nie, ale tak jest – podkreśla Ania Żórawska. Projekt „Warsztat na Zachętę” jest realizowany dzięki dofinansowaniu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Zaczął się i skończy w tym, 2013 roku, ale zarówno Fundacja, jak i Zachęta, mają nadzieję, że w przyszłości uda się zrobić coś podobnego. A kiedyś, może za parę lat, działania takie nie będą już potrzebne. - Podstawową moją nadzieją jest to, że kiedyś zarówno osoby z dysfunkcją wzroku jak i niesłyszące będą się czuły na tyle dobrze w instytucjach kultury, w tym również w Zachęcie, że będą przychodziły do nas nie tylko na spotkania im dedykowane, ale tak po prostu, żeby spotkać się ze sztuką – podkreśla Ania Ździeborska.
Lublin: Szukamy chętnych do jazdy rowerowej z osobą niewidomą Kurier Lubelski z dnia 13.08.2013 autor: Paweł Franczak
Jeździsz na rowerze? Masz trochę wolnego czasu? Może masz ochotę połączyć przyjemne ze szlachetnym i wsiąść na tandem z osobą niewidomą? W Lublinie można to zrobić bez trudu. Zdajemy sobie sprawę, że nawet doświadczeni kolarze czytając powyższe słowa mogą mieć zastrzeżenia. Powiedzmy, że miałbym na to ochotę, ale czy trzeba mieć doświadczenie? Czy nie zrobię komuś i sobie krzywdy? Ile to kosztuje? Czy trzeba mieć swój tandem?, mogą się zastanawiać. Mieszkający w Krakowie Kuba Terakowski jest dziennikarzem pracującym dla pisma Rower Tour. Kilka tygodni temu opisywał Tandemową Wyprawę Niewidomych od źródeł Wisły do ujścia, którą zorganizowali niewidomi rowerzyści. Pomysł tak go zachwycił, że zgłosił się jako wolontariusz do roli pilota (czyli osoby siedzącej na przednim siodełku). W trakcie rozmów z kolegami od kółka dowiedział się, że niewidomi narzekają na niewielki wybór aktywności fizycznej i że jazda w tandemie z osobą widzącą to wielka frajda, ale ciężko takiego kogoś znaleźć. Wymyślił więc serwis internetowy www.niewidomi-natandemach.gt.pl, który jest rodzajem skrzynki kontaktowej. Ktoś zgłasza się jako pilot, ktoś inny ogłasza, że chciałby pojeździć, a jest niewidomy. Serwis krzyżuje ich drogi. Efekt okazał się zaskakujący - w ciągu miesiąca na stronie zarejestrowało się dwustu wolontariuszy i sześćdziesięciu niewidomych z całego kraju. - W większości miast mamy już dobrane pary rowerzystów. Tylko Lublin trochę odstaje, bo są dwa zgłoszenia osób niewidomych, a brak widzących rowerzystów - mówi Terakowski. Dlatego apelujemy do pedałujących Czytelników Kuriera - może warto spróbować? I rozwiewamy wątpliwości. Nie trzeba mieć żadnego doświadczenia (choć pilot musi mieć ukończonych osiemnaście lat). - Na wspomnianej wycieczce żaden pilot nie jeździł wcześniej na tandemie, a nikt jakoś nie zaliczył wypadku. Ja po pięciu minutach jazdy czułem się, jak na swoim rowerze - zapewnia Terakowski. Własny jednoślad również nie jest konieczny - niektórzy niewidomi mają swoje rowery (w naszym mieście jest jedna taka zgłoszona osoba). Co do ceny: nie kosztuje to nic. Trasa? Do uzgodnienia. Może to być wypad nad zalew, może kilkudniowa eskapada w góry. Terminy? Można je zgrać z kolegą od kierownicy. Rodzaj tandemu? Bywa różnie - od szosówek po górale. Jest też i inna metoda - w Lublinie działa Kolarski Klub Tandemowy Hetman, w którym - wyczynowo i rekreacyjnie - jeździ kilkadziesiąt osób widzących i niewidomych (telefon do klubu to: 601 963 627). - Dysponujemy sprzętem, mamy chętnych do jazdy. Zapraszamy więc i tych, którzy chcą jeździć z przodu, i tych z tyłu do współpracy - namawia prezes klubu Andrzej Góźdź. A jeśli komuś brakuje wciąż motywacji, niech zainspiruje się Andrzejem Zającem i Dariuszem Flakiem. Ten widząco -niewidomy duet zdobył w 2008 roku złoty medal paraolimpiady w Pekinie. W wywiadzie dla Magazynu Rowerowego Flak (pilot) mówił tak: - Bałem się na początku, że będę się musiał opiekować zawodnikiem również po wyścigu. Takie obawy ma wielu pilotów i trzeba je przełamać. Potem jest fantastycznie.
Dziennik Polski z dnia 23.08.2013 autor: Paweł Gzyl
Muzyka. Organizatorzy krakowskiego festiwalu Unsound zapraszają we wrześniu na wspólną trasę koncertową po Polsce trzy zespoły złożone z niepełnosprawnych muzyków. Wszystko pod hasłem Most. W projekcie wezmą udział zespoły Na Górze i Remont Pomp z Polski oraz The Bridge z Australii. Trasa rozpocznie się 10 września koncertem w Gdańsku, w Willi FSC Sopot, kolejne występy odbędą się 12 września w Warszawie w klubie Powiększenie, 13 we Wrocławiu - w Ośrodku Działań Artystycznych Firlej, a zakończy się 14 września w Krakowie w Muzeum Manggha. Australijscy artyści odwiedzą też Lwów, gdzie będą mieli okazję współpracować z ukraińskimi partnerami. - Myśleliśmy o takiej trasie już od kilku lat - wyjaśnia Grzegorz Kwiecień, organizujący koncerty. - Okazało się, że to jednak niezwykle trudne przedsięwzięcie. Aby Australijczycy przylecieli do Polski, musieli wcześniej sami zebrać fundusze na pokrycie wszelkich kosztów. Zdobyli je częściowo od fundacji pomagających osobom niepełnosprawnym, a częściowo zarobili dając koncerty. Organizatorzy Mostu postanowili, że podczas trasy muzycy z zespołów będą traktowani bez jakiejkolwiek taryfy ulgowej. Takie podejście to przełom w stosunku do osób niepełnosprawnych na naszym rynku muzycznym. - Do tej pory muzycy z takich zespołów pojawiali się na specjalnych festiwalach lub przeglądach, byli traktowani jak maskotki - wyjaśnia Grzegorz Kwiecień. - My stawiamy znak równości między osobami niepełnosprawnymi a pełnosprawnymi. Trasa będzie w pełni profesjonalna. Australijczycy przylecą do Polski z dwoma opiekunami i dwojgiem rodziców. Potem wyruszą w podróż po naszym kraju pociągiem i busem z całym sprzętem. Wszędzie będą grać na żywo, a nie jak często bywa w tego typu przypadkach - z playbacku. - Podczas poszczególnych koncertów dołączą do nas profesjonalni muzycy - dodaje Grzegorz Kwiecień. - Przede wszystkim będzie to Mikołaj Trzaska, który nagrał w zeszłym roku płytę z grupą Remont Pomp, ale też Olo Walicki, Tomek Ziętek czy Artur Majewski. Część z nich pojawi się w Sopocie, część w Warszawie, nad gośćmi na krakowskim koncercie jeszcze pracujemy. Na pewno ogłosimy jeszcze kilka nowych nazwisk. Zanim zespoły wyruszą w trasę, wszyscy muzycy spotkają się w Sopocie na specjalnych warsztatach. Poprowadzi je Jarosław Marciszewski, założyciel formacji Remont Pomp. Niewykluczone, że efekty tego spotkania uzupełnione nagraniami koncertowymi usłyszymy potem na płycie. - Podsumowanie tych wszystkich wydarzeń nastąpi podczas październikowego festiwalu Unsound w Krakowie - podkreśla Grzegorz Kwiecień. - Wtedy do członków zespołu The Bridge dołączy australijska formacja Tralala Blip. Razem stworzą interaktywną instalację multimedialną, która stanie się częścią programu Unsoundu. Tralala Blip wystąpi również w ramach festiwalu.
„Dziewczyna z szafy” w reżyserii Bodo Koksa została uznana za najlepszą fabułę 10. Europejskiego Festiwalu Filmowego „Integracja Ty i Ja”, który w sobotę 7 września zakończył się w Koszalinie. Historia przyjaźni trójki samotników zdobyła również nagrodę publiczności. W kategorii filmów dokumentalnych nagrodę główną przyznano fińskiemu obrazowi „Zespół punka” („The Punk Syndrome”) w reż. Jukki Karkkainena i Jani-Petteri Passi. W kategorii filmów amatorskich nagrodzono „Mam takie marzenie” w reż. Kajetana Święcichowskiego i Małgorzaty Święcichowskiej. Nagrodami we wszystkich kategoriach były statuetki Motyla 2013. Jury przyznało również pięć nagród specjalnych w postaci dyplomów. W kategorii filmów fabularnych wyróżniono w ten sposób hiszpańsko-francuski „Cień błękitu” („A Shadow of Blue”) w reż. Carlosa Lascano oraz niemiecki obraz „Vincent chce nad morze” („Vincent Wants to Sea”) w reż. Ralfa Huettnera. Natomiast w kategorii dokumentów laur zdobyły trzy polskie filmy: „Drewniany” w reż. Izoldy Czmok-Nowak, „Podwójne życie Piotra S.” w reż. Aliny Mrowińskiej i „Prawo do miłości” w reż. Małgorzaty Frydrych. O nagrody jubileuszowej edycji festiwalu, który jest poświęcony życiu i problemom osób niepełnosprawnych, ubiegało się łącznie 40 filmów (21 dokumentalnych, 12 fabularnych i 7 amatorskich) z Danii, Finlandii, Francji, Hiszpanii, Holandii, Iranu, Kanady, Laosu, Niemiec, Norwegii, Serbii, Stanów Zjednoczonych i Polski. Obrazy oceniało jury w składzie: Andrzej Fidyk (przewodniczący), Joanna Frydrych, Wojciech Malajkat, Maciej Horbowski i Philippe Lornac. Fidyk, odczytując w sobotę werdykt jury, powiedział, że wielka sztuka powstaje wtedy, kiedy autorzy potrafią znaleźć sposób, by poruszyć widzów. - Nie tylko oddziałują swoimi utworami na intelekt, mózg człowieka, ale poruszają jego sercem, potrafią stworzyć dzieła takie, że nie można pozostać wobec tego obojętnym. Ten festiwal z tego względu był absolutnie nadzwyczajny. Tu nie było letnich projektów - mówił. Organizatorami festiwalu „Integracja Ty i Ja” byli: Koszalińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne oraz Koszalińska Biblioteka Publiczna im. Joachima Lelewela. Portal www.niepelnosprawni.pl był partnerem medialnym festiwalu.
Data opublikowania dokumentu: 2013-09-09, 11.46 Źródło: http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/171625
O wszystkim napisać się nie da, ale o trzech kwestiach trzeba: tegorocznych filmach, efektach istnienia festiwalu „Integracja Ty i Ja” na mapie Polski i rozrastającej się grupie jego przyjaciół. - Najpierw zadzwonił pan X z awanturą, że jego film nie przeszedł selekcji. Krzyczał, co to za festiwal. Potem zadzwoniła pani Y z podobnymi pretensjami. A prawda jest taka, że mamy tylko cztery festiwalowe dni i musimy się zmieścić w czasie. Pokazujemy najlepsze, słabsze odpadają. W tym roku udało się zmieścić 40 filmów, 12 fabuł, 21 dokumentów i 7 filmów amatorskich. Oczywiście wszystkie konkursowe – powiedział mi pierwszego dnia festiwalu Dariusz Pawlikowski, dyrektor programowy Europejskiego Festiwalu Filmowego „Integracja Ty i Ja” w Koszalinie. W tym roku przypadła jego X edycja i niewątpliwie był to festiwal szczególny.
Historia i teraźniejszość Jest rok 2003 – Europejski Rok Osób Niepełnosprawnych. W Koszalinie, mieście znanym z kultowego festiwalu filmowego „Młodzi i film”, jego współtwórca Piotr Jaroszyk wraz z żoną Barbarą, przedstawicielami Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym Koło w Kołobrzegu – z Marianem Jagiełką na czele i kilkorgiem zapaleńców, wpada na pomysł, by stworzyć festiwal w całości poświęcony osobom niepełnosprawnym. Pierwsza edycja odbywa się w Kołobrzegu i choć ważna, niewątpliwie jest imprezą kameralną na krańcu Polski. Kilka miesięcy później Piotr Jaroszyk umiera. W 2004 roku festiwal odbywa się jednocześnie w Kołobrzegu i Koszalinie. Ostatecznie zostaje w Koszalinie. Dalej prowadzi go Barbara Jaroszyk, żona Piotra. Mijają lata. Festiwal żyje mimo trudności i co ważne, rozrasta się. Każda edycja odbywa się pod innym hasłem, z roku na rok przyjeżdża coraz więcej twórców i uczestników. Więcej jest też imprez towarzyszących i coraz więcej kin w tym czasie prezentuje filmy o niepełnosprawności. W tym roku Małe Festiwale odbywały się aż w 20 miastach Polski. Festiwal „rozlał się” na cały kraj.
Samo życie w dokumencie Dlaczego jubileuszowa edycja była szczególna? Poziom filmów był bardzo wysoki, poza tym można było wziąć udział w kilkunastu wydarzeniach – spotkaniach z filmowcami i paraolimpijczykami (podczas tak zwanych „żywych lekcji” w koszalińskich szkołach i zakładzie karnym), w konferencji naukowej, warsztatach animacji, dubbingu, fotografii, happeningach, prezentacjach, panelach dyskusyjnych (rewelacyjne spotkanie z Joanną Frydrych i Michałem Olszańskim poświęcone sile reportażu), koncertach i turnieju bowlingowym. Celem nadrzędnym tego festiwalu jest bowiem szeroko rozumiana integracja, zarówno w kinie, jak i na co dzień. I to się niewątpliwie udaje. Takich filmów jak w tym roku dawno nie było, zwłaszcza jeśli chodzi o dokument. Poziom był wysoki i wyrównany. Motylem 2013 za najlepszy film dokumentalny został nagrodzony film "Zespół punka" ("The punk syndrome") w reż. Jukki Kärkkäinena i Jani-Petteri Passi (Finlandia), ale fakt, że jury pod przewodnictwem znanego dokumentalisty Andrzeja Fidyka przyznało aż trzy wyróżnienia specjalne, świadczy o tym, że nie była to decyzja łatwa. "Zespół punka" to historia czterech chłopaków z niepełnosprawnością intelektualną, którzy zakładają zespół muzyczny. Oglądamy ich drogę z salki, w której odbywały się próby, do sceny koncertowej, na której odnoszą sukces wśród innych fanów punk rocka. Co ciekawe, sami będąc „inni”, świetnie się odnajdują wśród tych, którzy żyją obok społeczeństwa w swoistego rodzaju subkulturze. To kino rodem z Finlandii, więc nie brak w nim odważnych scen codzienności i bezpośredniej stylistyki. Największe wrażenie robią piosenki, a przede wszystkim ich treść – szczere, wymowne i przejmujące teksty o normalności i potrzebie akceptacji, wszystkie pisane przez niepełnosprawnego intelektualnie wokalistę. Ogromne emocje wzbudziły dwa polskie obrazy dokumentalne: "Podwójne życie Piotra S." w reż. Aliny Mrowińskiej i "Prawo do miłości" Małgorzaty Frydrych – oba otrzymały nagrody specjalne jury, pierwszy „za wielką miłość”, drugi „za determinację i skuteczność reżyserską”. "Podwójne życie Piotra S." przedstawia historię Piotra Swenda, który w serialu "Klan" od lat gra Maćka, chłopaka z zespołem Downa. Od lat też żyje w dwóch światach: rzeczywistym i serialowym. Trudno mu je odróżnić, trudno określić, co jest w jego życiu prawdziwe, a co - jedynie pomysłem scenarzysty. Jest przekonany, że dziewczyna z serialu, w której jest zakochany, może być jego towarzyszką w prawdziwym życiu, a śmierć serialowego taty stała się dla niego prawdziwym dramatem. Z drugiej jednak strony widzimy chłopaka, który mimo ograniczeń potrafi być aktorem, śmiać się, płakać, kochać i marzyć. "Prawo do miłości" Małgorzaty Frydrych z kolei to historia miłości niemożliwej, nie dlatego, że ktoś jest postacią z serialu, tylko że ci, którzy żyją obok zakochanych, na tę miłość nie chcą pozwolić. Arleta cierpi na dziecięce porażenie mózgowe, nie jest samodzielna. Dariusz poznaje ją przez internet i zakochują się w sobie. Pragną się pobrać, ale mimo że Arleta jest pełnoletnia, matka nie chce wyrazić zgody na ślub i więzi dziewczynę w domu. Dzięki interwencji telewizji, policji i pogotowia Arleta w końcu może zamieszkać z ukochanym. Kilka miesięcy później biorą ślub, rok później na świat przychodzi córeczka i rodzą się kolejne problemy. Dariusz musi pracować, Arleta nie jest w stanie zajmować się dzieckiem. Pomaga sąsiadka, ale najprawdopodobniej w najbliższym czasie dziecko zostanie im odebrane i umieszczone w placówce… Walczą o maleństwo, ale mają niewielkie szanse. Ta historia dzieje się tu i teraz w Polsce, i nie ma jeszcze zakończenia. Dopisze je czas.
Twórczy rozmach i filmoterapia Motyla 2013 za najlepszy film fabularny jury jednogłośnie przyznało filmowi "Dziewczyna z szafy" w reż. Bodo Koxa (Polska) i bezapelacyjnie był to hit tegorocznego festiwalu. Zresztą spodobał się nie tylko jury; widzowie byli nim równie zachwyceni, o czym świadczy Nagroda Publiczności. I jest to film rewelacyjny, skończony w każdym calu. Nie ma w nim ani jednego zbędnego słowa, jednego zbędnego ujęcia ani jednego przekłamania. Przejmująca opowieść o trójce samotników i więzi, która rodzi się pomiędzy niepełnosprawnym intelektualnie Tomkiem i jego nieśmiałą sąsiadką, zmuszają do refleksji nad tym, czym są uczucia, szczerość i miłość. Tego filmu długo się nie zapomni. Bardzo istotny na koszalińskim festiwalu jest konkurs filmów amatorskich – tworzonych przez osoby niepełnosprawne bądź przy ich znacznym udziale. I fakt, że coraz więcej filmów trafia do Koszalina, jest bezpośrednim efektem istnienia tej imprezy. W tym roku Motyla 2013 jury przyznało filmowi Mam takie marzenie w reż. Kajetana i Małgorzaty Święcichowskich. Prosty obraz, którego najgłośniejszym przesłaniem jest pragnienie bycia zauważonym i szanowanym w społeczeństwie – nie tylko w regulacjach prawnych, ale również w realnym życiu. Jest jeszcze obraz, o którym muszę wspomnieć: "Inny film" Brygidy Forsztęgi-Kmiecik, bo jego powstanie jest naturalną konsekwencją istnienia koszalińskiego festiwalu. I choć nie został nagrodzony, to warto go zobaczyć. Dokumentuje plan zdjęciowy filmu "Droga do zrozumienia" Marcina Kondraciuka z Gliwickiego Klubu Filmowego „Wrota”, którego bohaterami są i w którym grają osoby z niepełnosprawnością intelektualną. Dzięki temu filmowi dowiadujemy się, czym jest filmoterapia i jak powinna wyglądać. Widzimy też, jak kamera staje się narzędziem, które nie tylko rejestruje obrazy, ale również uczy odczytywać emocje, pomaga pokonywać ograniczenia, a przede wszystkim dodaje pewności siebie. Inny film to szczery i zabawny dokument o sile kina i wartości przyjaźni. Jak przyznał Andrzej Fidyk, festiwal zaskoczył go rozmachem. Ktoś, kto pierwszy raz jedzie do Koszalina na „festiwal o niepełnosprawnych”, spodziewa się czegoś innego – mało atrakcyjnego. Nie zdaje sobie sprawy, jakie miejsce i jacy ludzie tam przyjeżdżają. Tymczasem od 10 lat festiwal przyciąga twórców i widzów, pełnosprawnych i niepełnosprawnych, i staje się inspiracją do tworzenia nowych historii. To miejsce spotkań przyjaciół, którzy co roku wyruszają do Koszalina i na festiwal czekają jak na święto. Jestem jednym z nich.
Data opublikowania dokumentu: 2013-09-12, 16.18 Źródło: http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/171787?utm_source=biuletyn&utm_medium=email&utm_campaign=12.09.2013
Autor: Janka Graban, Źródło: inf. własna, inf. prasowe Aurora Films
Vincent z zespołem Tourette'a, anorektyczka Marie i Aleksander, miłośnik muzyki klasycznej z zespołem natręctw – to główni bohaterowie nowej produkcji Ralfa Huettnera "Vincent chce nad morze". Najkrótsza recenzja tego filmu może brzmieć: trzy nieszczęścia i morze; nieco dłuższa: trzy niepełnosprawności ruszyły na podbój świata. Ten spóźniony wakacyjny komediodramat może zaskoczyć i zadziwić, a co ważniejsze – po raz kolejny zmienić nasz światopogląd. Vincent, Marie i Alex, pacjenci prywatnego ośrodka psychiatrycznego, pewnego dnia biorą życie we własne ręce: kradną auto dyrektorki i wyruszają „w pełną szalonej radości” podróż przez Europę, aby dojechać do Morza Śródziemnego, gdzie chorujący na zespół Tourette'a Vincent pragnie rozsypać prochy swojej matki. Z matką był związany szczególną więzią; po jej śmierci przez dwa dni trzymał ją za ręce, trzeba było odrywać go siłą. Matka prawdopodobnie się zapiła. Uciekła w alkoholizm, ojciec – w polityczny pracoholizm. Oboje nie potrafili poradzić sobie z chorobą syna. Zostali nią zaskoczeni i zawiedzeni. Ucieczka Vincenta z ośrodka jednoczy we wspólnym działaniu szefową placówki i ojca chłopca. Sytuacja ta, oprócz mobilizacji do działania, zmusza ich do zastanowienia się nad tym, jak – jako sprawni – podchodzą do kwestii niepełnosprawności: jak ją pojmują i jak chcą socjalizować osoby z chorobami psychicznymi. Jednocześnie odkrywają własne niesprawności życiowe, frustracje, uprzedzenia, lęki i sztywne schematy postrzegania innych ludzi – tych, za których są lub mogą być odpowiedzialni. Film rozpoczyna się od ukazania ciemnej strony życia, bez której – co produkcja wyraźnie akcentuje – nie byłoby przecież żadnej jasności. Widzimy scenę w kościele, koncentrującą się wokół trumny matki głównego bohatera. Pełna powagi chwila przerywana jest niestosownymi do sytuacji zachowaniami Vincenta. W tym momencie filmu bohater ma ponad 20 lat. Od dziecka cierpi na zespół objawiający się tikami nerwowymi, niepohamowanym wykrzykiwaniem wulgaryzmów i zachowaniem sugerującym, że w jego komórki nerwowe – jak sam stwierdza – co chwilę załatwia się gromada klaunów.
Potrzeba normalności „Vincent chce nad morze” obejrzało w Niemczech ponad milion widzów. Film nagradzany był za aktorstwo, reżyserię i scenariusz. Najważniejsza z nagród to podwójna Niemiecka Nagroda Filmowa. Produkcję doceniła też branżowa prasa amerykańska. Jako zaskakujący i piękny portret zagubionych dusz w drodze określiło obraz kultowe hollywoodzkie pismo „Variety”. „Film Journal” zaś pierwszoplanową rolę zagraną przez Floriana Davida Fitza porównywał z dawną kreacją aktorską Dustina Hoffmana w „Rain Manie”. Co tak urzekło publiczność i krytyków? Moim zdaniem właśnie normalność, która przebija przez scenariusz. Zauważmy, że taki pogodny i otwarty na niepełnosprawność obraz nie byłby wiarygodny za czasów, kiedy realizowano „Lot nad kukułczym gniazdem” Milosa Formana z genialną rolą Jacka Nicholsona. Pamiętam ten film bardzo dobrze, tak jak swoje odczucia i wrażenia po jego obejrzeniu. Tam niepełnosprawność, zamknięta w zakładzie psychiatrycznym, była przekleństwem zarówno dla personelu, jak i dla podopiecznych. Funkcjonował system mikrospołeczeństwa „panów katów i niewolników”, w którym każdy odruch samostanowienia był zabijany w zarodku, np. poprzez leki czy elektrowstrząsy. W „Vincencie…” widzimy inną rzeczywistość: bohaterowie zamieszkują nowoczesny ośrodek. Kino odzwierciedla więc pozytywne zmiany w mentalności, które dokonały się (i wciąż dokonują) na świecie. Droga, która leczy Mam wrażenie, że jako osoby z niepełnosprawnością przezwyciężamy codzienne trudności poprzez wychodzenie do świata, nawiązywanie relacji i budowanie związków. Wielka ucieczka w przywołanym filmie Formana zakończyła się upadkiem, represjami, niepowodzeniem próby normalności, brakiem nadziei na porozumienie. U Hettnera brakuje takich konkluzji; nie ma żadnego cienia, żadnej bariery. W filmach tych ukazano dwa różne światy. To wielki przełom w myśleniu o osobach z niepełnosprawnością. Sama wychowana zostałam w ośrodku dla dzieci z niepełnosprawnością intelektualną i choć nie był to ośrodek represyjny, dzisiaj w tym samym miejscu zupełnie inaczej podchodzi się do podopiecznych. W Polsce także dokonują się wielkie mentalne przemiany; ta tendencja daje nadzieje na przyszłość. Nie jest to jednak w żadnej mierze film edukacyjny. Tak samo jak niczego się tu nie załatwia, nie ma ukrytej kampanii społecznej. „Vincent chce nad morze” to, jak podkreślają wszyscy po premierze prasowej, ciepła, lekka i kolorowa opowieść o spełnianiu marzeń. To przepiękne scenerie malowniczych Alp i symboliczne docieranie na szczyty. Mimo poważnego tematu mamy w filmie wiele śmiechu, zabawy i niefrasobliwości. Jednak tiki i „szalone” zachowania bohaterów wcale tak bardzo nas nie śmieszą i – co najważniejsze – nie ośmieszają bohaterów. Bardzo wysoki jest też poziom gry trójki młodych aktorów. Ktoś nazwał odgrywane przez nich role „mądrym aktorstwem”; wykreowane postacie są bowiem pełnokrwiste i wiarygodne psychologicznie. Pokazują prawdziwe emocje, które zostały perfekcyjnie zagrane w codziennych sytuacjach, ale też i niecodziennych… bo nie zawsze ucieka się z ośrodka.
Otwartość jako punkt wyjścia Jest w tym filmie wiele radości. Zero cierpiętnictwa. Niepełnosprawność to nie wyrok, trzeba tylko znaleźć sposób, aby z nią funkcjonować, a nawet wychodzić jej naprzeciw – przekonuje nas produkcja.
Vincent, Marie i Aleksander podczas górskiej wyprawy, fot.: mat. prasowe Aurora Films Na plan pierwszy zdecydowanie wysuwa się rola Vincenta granego przez Floriana Davida Fitza, który jest jednocześnie scenarzystą filmu. - Zima to zwykle dla aktora czas, kiedy ma mniej pracy, a co za tym idzie – więcej wolnego czasu. Kilka lat temu, po kilku tygodniach bez pracy, wpadłem na pomysł, aby napisać coś, w czym kiedyś mógłbym zagrać. Przypomniałem sobie o moim nauczycielu ze szkoły teatralnej w Bostonie, który chorował na zespół Tourette'a. Podczas pierwszych zajęć stanął przed nami i zwyczajnie opowiedział nam o swojej chorobie. Jego otwartość była dla mnie punktem wyjścia przy pisaniu scenariusza – wyznał Fitz.
Kto dojdzie do morza - W mojej rodzinie miałem przypadek, że córka powiedziała w końcu swojej matce alkoholiczce, by ta przestała oczekiwać od niej pomocy. To, czy zechce żyć, czy zapije się na śmierć, to tylko i wyłącznie jej decyzja i nikt jej za nią nie podejmie. Żyjąc z bliską osobą najtrudniej jest zdać sobie sprawę, że jeśli ona nie wykona pierwszego kroku sama, to my nie jesteśmy w stanie jej pomóc, nawet siłą. Vincent w końcu orientuje się, że nie może walczyć za dziewczynę – opowiedział aktor. Chodzi tutaj o relację z Marie, w której bohater zaczyna powielać swoją relację z matką, ale wyrywa się z tej emocjonalnej pułapki bardzo dzielnie, kiedy pojmuje całym sobą istotę życia. Nie może też walczyć za ojca, jak nie mógł walczyć za swoją matkę. Może jednak walczyć o siebie – i tego dokonuje. Tytułowe dojście do morza to symbol pokonania barier odgradzających bohaterów od świata, ich uprzedzeń i frustracji. Vincent, który przez lata nie umiał zaakceptować siebie, bo bardzo chciał spełnić nierealne oczekiwania matki i ojca, pod koniec filmu staje się innym człowiekiem. Choroba pozostała, ale on, gdy dotarł do celu swojej wędrówki, nie był już taki sam. Zmienił się też jego ojciec. Nie sam z siebie, tylko dzięki przemianie syna. Obserwujemy więc odwrócenie ról – to my, osoby z niepełnosprawnością, mamy zrobić pierwszy krok, aby ludzie wokół nas zaczęli się zmieniać.
"Vincent chce nad morze", reż.: Ralf Huettner Niemcy 2010, 96 min. Dystrybucja: Aurora Films Premiera: 27 września 2013 r.
Data opublikowania dokumentu: 2013-09-10, 16.09 Źródło: http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/171683?utm_source=biuletyn&utm_medium=email&utm_campaign=12.09.2013
Już 7 października na płytach dvd ukaże się wzruszający i nagradzany na międzynarodowych festiwalach filmowych, obraz Andrzeja Jakimowskiego IMAGINE. Wydanie będzie miało formę książki z filmem. Na płycie dvd zawarta będzie audiodeskrypcja dla osób niewidzących przygotowana przez Fundację Audiodeskrypcja, by również oni mogli docenić nowy film reżysera ZMRUŻ OCZY i SZTUCZEK. Dodatkowo ukaże się edycja limitowana IMAGINE, w którym obok płyty DVD znajdzie się ścieżka dźwiękowa filmu, autorstwa Tomasza Gąssowskiego, na płycie CD. IMAGINE to trzeci obraz Andrzeja Jakimowskiego - jednego z najbardziej cenionych na świecie polskich reżyserów, laureata trzech Polskich Nagród Filmowych Orzeł za Zmruż oczy i Złotych Lwów na Festiwalu w Gdyni w 2008 roku za Sztuczki. Film urzeka zjawiskowymi zdjęciami Adama Bajerskiego oraz zmysłową muzyką stworzoną przez uznanego kompozytora Tomasza Gąssowskiego. Premiera DVD przewidziana jest na 7 października. Na filmie znajduje się dodatkowa ścieżka dźwiękowa, która pozwoli osobom niewidomym i słabowidzącym usłyszeć emocje w głosach aktorów i wsłuchać się w tło obrazu. Podczas audiodeskrypcji opisywane są znaczące informacje wizualne takie jak: język ciała, wyraz twarzy, przebieg akcji, sceneria, kostiumy. Zwięzłe, obiektywne opisy scen pozwalają podążać za rozwijającym się wątkiem historii oraz zrozumieć co dzieje się na ekranie. Zdrowi widzowie mogą oglądać film w wersji tradycyjnej, ale mogą też sprawdzić, na czym polega narracja opisowa. "Jedno z największych olśnień w polskim kinie ostatnich lat" Paweł Felis, Gazeta Wyborcza "Niezwykły film" Barbara Hollender, Rzeczpospolita "Poruszający i urzekający" View of the Arts "Wdzięczny i lekki" Screen International "Czysta poezja" talkingpix.co.uk DVD IMAGINE opowiada historię Iana (Edward Hogg), charyzmatycznego instruktora niewidomych, który przybywa do prestiżowego ośrodka w Lizbonie, by uczyć młodych pacjentów trudnej sztuki orientacji w przestrzeni. Jego kontrowersyjne metody przyjmowane są przez podopiecznych początkowo z nieufnością, a potem z rosnącym entuzjazmem. Tymczasem największe zainteresowanie nauczyciela wzbudza piękna, zamknięta w sobie Ewa (Alexandra Maria Lara). Za sprawą niekonwencjonalnych wskazówek i ponadzmysłowej wrażliwości Iana, Ewa przezwycięża lęk i próbuje samodzielnie postawić pierwsze kroki poza kliniką. Wkrótce przekona się, że w życiu każdy akt odwagi rodzi ryzyko, bez którego nie sposób poznać smaku wolności… CD Oryginalną muzykę do filmu IMAGINE skomponował Tomasz Gąssowski, który jest także autorem muzyki do wcześniejszych filmów Andrzeja Jakimowskiego ZMRUŻ OCZY i SZTUCZKI. Płyta z muzyką z filmu IMAGINE to mieszanka lekkich, charakterystycznych dla twórczości kompozytora południowych tematów i przestrzennych, zmysłowych brzmień. Spośród wielu oryginalnych instrumentów użytych w nagraniu wyróżniają się unikalny, magiczny hang drum, nagrany specjalnie w Berlinie przez grającego na co dzień z zespołem Dead Can Dance wirtuoza tego instrumentu, perkusjonistę Davida Kuckhermanna, oraz śpiewna vioara rumuński instrument smyczkowy, połączenie skrzypiec i trąbki, w którą ducha tchnął wybitny polski skrzypek jazzowy Adam Bałdych. IMAGINE - PREMIERA 7.10.2013 Reżyseria i scenariusz: ANDRZEJ JAKIMOWSKI Występują: ALEXANDRA MARIA LARA, EDWARD HOGG, DAVID ATRAKCHI, MELCHIOR BELSON Muzyka: TOMASZ GĄSSOWSKI Zdjęcia: ADAM BAJERSKI Produkcja: Polska, Francja, Portugalia Przygotowanie i nagranie audiodeskrypcji: Fundacja Audiodeskrypcja www.audiodeskrypcja.pl Więcej o filmie na www.imaginethefilm.org IMAGINE (wydanie z książką z płytą dvd) pojawi się w sprzedaży wraz z magazynem Gala oraz jako samodzielny produkt trafi do ogólnej sprzedaży w sieciach i sklepach internetowych. IMAGINE (limitowane wydanie specjalne: dvd + soundtrack cd) trafi do ogólnej sprzedaży w sieciach i sklepach internetowych.
Niewidoma Beata wyskakuje z samochodu rajdowego i śmiejąc się głośno, mówi: „Chłopaki, prowadziłam auto! Jechałam 130 na godzinę! Ale frajda!”. Dla niej i 20 innych uczestników akcji „Niewidomi za kierownicą”, zorganizowanej przez Stowarzyszenie S1 Doskonalenie i Rozwój Wyczynowych Technik Jazdy Samochodem, 9 września br. był dniem, który zapamiętają na całe życie.
- Pierwszy raz prowadziłem auto z automatem, pierwszy raz kierowałem limuzyną, no i po raz pierwszy kobieta udzielała mi fachowych rad, jak śmigać po zakrętach – emocjonuje się słabowidzący Darek, który ma prawo jazdy, ale od kilku już lat nie może z niego korzystać.
Łukasz, który choruje na barwnikowe zwyrodnienie siatkówki, tylko raz w życiu siedział za kierownicą. – Żona pozwoliła mi kiedyś poprowadzić Fiata Uno, ale w porównaniu z tym, co dziś przeżyłem, to się zupełnie nie liczy - mówi. Tu miał możliwość przejechania się aż dziewięcioma samochodami: rajdowym oplem calibrą, dodgem chargerem (rocznik 1971), dodgem coronetem (rocznik 1973), fordem escortem w wersii cabrio, fordem mustangiem (rocznik 1966), hondą prelude (rocznik 1988), chevroletem aveo, subaru foresterem oraz 9-metrową limuzyną marki Lincoln. Wśród wozów treningowych można było zobaczyć m.in. pojazdy produkowane przez NORMCAR Street Custom Garage, producenta klasycznych samochodów amerykańskich. Auta tej firmy od wielu lat zdobywają nagrody w przeróżnych międzynarodowych konkurencjach. Znane są z niepowtarzalnego wyglądu i perfekcyjnego wykonania. Swoich„perełeki” użyczyli również reprezentanci Fundacji American Old Polska, Klubu Hondy Prelude III generacji oraz prywatni kolekcjonerzy.
Akcja "Niewidomi za kierownicą" była szansą na poznanie od środka aż dziewięciu aut, fot.: Barbara Zarzecka
Wymiana doświadczeń - Jest to prezent od kierowców, którzy na co dzień jeżdżą po ulicy, dla tych, którzy kierowcami mogli stać się tylko na terenie zamkniętym, wyłączonym z ruchu. Jest to też sposób integracji, zrozumienia innych ludzi, rozpoznania ich potrzeb, możliwości, ich postrzegania świata – mówi Arkadiusz Nowikow, prezes Stowarzyszenia S1. Okazało się, że pilotowanie niewidomych kierowców było dla widzących niezwykłą lekcją. – Ludzie, którzy udostępniają samochody dużo dzisiaj przeżyli. Są zadowoleni, że mogli dać coś od siebie innym. Jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak odnoszą się do osób niewidomych, pomagają wsiąść, tłumaczą, wykazują wielką cierpliwość, nawet jak ktoś popełni błąd. Przecież do tej pory nie mieli większego doświadczenia z niewidzącymi – stwierdza Arkadiusz Nowikow.
Wśród prezentowanych aut nie zabrakło kultowych dodge'y, fot.: Leszek Nurzyński Właściciele aut z prawdziwą pasją opowiadali o swoich „perełkach”, pokazywali ich największe walory, mówili, co jest najtrudniejsze w prowadzeniu ich pojazdu. Po krótkim instruktażu odprowadzali osobę z dysfunkcją wzroku na miejsce kierowcy, a sami siadali obok i pilotowali. – Fenomenalnie steruje się samochodem, siedząc z prawej strony, obok osoby niewidomej. Kierowcy niewidomi, tak jak wszyscy ludzie, różnie zachowywali się za kierownicą. Jedni jeździli trochę wolniej, ostrożniej, drudzy byli bardziej wyrobieni i chcieli przycisnąć. Ale u wszystkich było widać, że sprawia im to frajdę i to było zaraźliwe – opowiada Bartłomiej Bernaś z Fundacji American Old Polska. – Dla niektórych dzisiejsza impreza to spełnienie marzeń. Żadne pieniądze nie dadzą takiej satysfakcji – dodaje. Wszystkie osoby, firmy i instytucje przyłączyły się do realizacji tego przedsięwzięcia charytatywnie. Również właściciele Ośrodka Doskonalenia Techniki Jazdy „Moto Park Ułęż” udostępnili swój teren nieodpłatnie. – Osoby, które przyczyniły się do zrealizowania tego odważnego pomysłu, w dodatku zupełnie non-profit, udowodnili, że są ludźmi otwartymi, że nie boją się tego, co nowe, nieznane – mówiła jedna z uczestniczek. – Wielkie dzięki, spełniliście nasze marzenie! – dodała z promiennym uśmiechem.
Jednodniowy kierowcy Prędkość, jaką rozwijały osoby z dysfunkcją wzroku, była dostosowana do warunków byłego lotniska, na którym położony jest „Moto Park Ułęż”. Zazwyczaj wahała się od kilku do kilkudziesięciu kilometrów na godzinę, ale na dwukilometrowej prostej właściciele samochodów pozwalali rozpędzić się nawet do 180 km/h. Oprócz panowania nad kierownicą niewidomi musieli robić wszystko to, co zazwyczaj robi osoba siedząca na lewym fotelu: zmieniać biegi, kręcić ósemki, zawracać, parkować. Ten niecodzienny trening był dla nich także okazją, by zajrzeć pod maskę, zgłębić wiedzę na temat motoryzacji, poznać elementy budowy pojazdu. – Teraz będę mógł w pełni uczestniczyć w rozmowach z osobami widzącymi, będę wiedział, o czym mówią – cieszy się słabowidzący Robert, który w swojej rodzinie i bezpośrednim otoczeniu nie ma zbyt wielu kierowców. On i pozostali uczestnicy akcji mogli również dokładnie obejrzeć bolid skonstruowany przez studentów Politechniki Warszawskiej, który znany jest z najlepszego czasu okrążenia na torze F1 Silverstone w międzynarodowych zawodach Formula SAE. Wszyscy uczestnicy, którzy nie mieli żadnych przeciwwskazań medycznych do takich działań, na własnej skórze przekonali się, jak ważne jest zapinanie pasów. Uświadomiły im to symulator zderzeń, który udostępniła żandarmeria wojskowa, oraz symulator dachowania przywieziony do Ułęży przez Instytut Transportu Samochodowego. - Każdy kierowca powinien przejść próbę na tych symulatorach. To daje duże wyobrażenie o tym, co dzieje się z człowiekiem podczas wypadku – zgodnie twierdzili uczestnicy.
Podczas imprezy odbyła się też próba sprawnościowa. Niewidomi kierowcy mieli wytyczoną trasę, po której musieli sprawnie przejechać – słuchając instrukcji pilota i manewrując między pachołkami. Wszystkim udało się to perfekcyjnie. Każdy z uczestników w nagrodę otrzymał gadżety motoryzacyjne, które ufundowała firma Achtel Sp. z o.o. – dystrybutor produktów Mobil 1. W akcję włączyła się również Niewidzialna Wystawa. Jej przedstawiciele przygotowali labirynt dla wszystkich osób pełnosprawnych, które tego dnia pojawiły się w parku motoryzacyjnym, by kibicować „jednodniowym kierowcom”. Patronat medialny nad imprezą objął portal internetowy www.niepelnosprawni.pl, serwis www.motofakty.pl oraz magazyn „Pochodnia”. Relacje filmowe przygotowały: Internetowa Telewizja Lublin oraz TVN Turbo.
Data opublikowania dokumentu: 2013-09-19, 13.19 Źródło: http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/172087
Niewidoma i słabowidząca młodzież uczestniczy w odbywających się od piątku w Owińskach (Wielkopolskie) I Mistrzostwach Polski w Tenisie Stołowym Dźwiękowym. Odmiana tenisa stołowego powstała w tamtejszym ośrodku dla dzieci niewidomych. Do Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych (SOSWDN) przyjechało ponad trzydziestu zawodników z innych ośrodków w kraju. Mistrzostwa zakończą się w sobotę. Autor tej gry, pracujący w SOSWDN pedagog i rehabilitant Leszek Szmaj, opracował jej zasady w 2011 roku. - Gra spełnia szereg funkcji terapeutycznych i rehabilitacyjnych. Ćwiczy echolokację, rozwija motorykę, koordynację słuchowo-ruchową, wzmacnia cierpliwość i wytrwałość. Wzmacnia też poczucie własnej wartości - powiedział PAP Szmaj. Jak wyjaśnił, z tradycyjnym tenisem stołowym grę łączy tylko stół i piłeczka. Rozgrywki odbywają się w specjalnych goglach na oczach. - Nie ma siatki, nie ma rakietek. Zawodnicy grają wyłącznie rękoma. Nie jest to dyscyplina łatwa, można jednak dojść do mistrzowskich ruchów i zagrań. Rozgrywka polega na podawaniu piłeczki za pomocą rąk, w taki sposób, aby ta odbiła się dwukrotnie na polu podającego i nie została złapana przez przeciwnika - powiedział. Szmaj przyznał, że ze względu na to, że gra odbywa się w specjalnych, przyciemnianych goglach, mogą ją uprawiać również osoby widzące. - Ona aktywizuje ruchowo i wdraża do rywalizacji sportowej uczniów, którzy są całkowicie lub częściowo zwolnieni z lekcji wychowania fizycznego. Jej uczestnikami mogą być również osoby niepełnosprawne ruchowo i intelektualnie - powiedział Szmaj. Tenis stołowy dźwiękowy zdobył popularność w ośrodkach dla niewidomych w całej Polsce, uprawiany jest też na Słowacji i w Azerbejdżanie.
Data opublikowania dokumentu: 2013-09-20, 16.29 Źródło: http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/172132
Dla chcącego nic trudnego, czyli Warszawski Tydzień Kultury Bez Barier Autor: Ada Prochyra, Źródło: inf. własna, inf. prasowa
W najbliższy piątek, 27 września, rozpoczyna się pierwszy Warszawski Tydzień Kultury Bez Barier. W tym czasie wszyscy chętni, ze szczególnym uwzględnieniem osób z niepełnosprawnością, będą mogli wziąć udział w 50 wydarzeniach przygotowanych przez 30 warszawskich instytucji i organizacji kultury. W 2010 roku w urzędzie miasta Warszawy powstał dokument opracowujący strategię rozwoju kultury do 2020 roku. W Programie Rozwoju Kultury, bo tak nazywa się dokument, zapisano, że dostęp do kultury musi być zapewniony każdemu. Jak powszechnie wiadomo, dla osób z niepełnosprawnością korzystanie z miejskich kin, teatrów, galerii, muzeów itd. jest znacznie utrudnione, żeby nie powiedzieć, że są one wręcz z wykluczone z tej formy aktywności. Od 2006 roku dla odbiorców z niepełnosprawnością wzroku lub słuchu przystosowano zaledwie ok. 150 filmów i ok. 70 spektakli teatralnych. „My, pełnosprawni, możemy przebierać. Często nie wiemy, na co się zdecydować jednego wieczoru. Osoby niepełnosprawne czekają na to, żeby chociaż jedno wydarzenie było dla nich dostępne” – mówiła Anna Żórawska, prezes Fundacji Kultury Bez Barier, podczas konferencji prasowej zapowiadającej Warszawski Tydzień. Odbiorcy na tych samych prawach Organizatorzy liczą na to, że dzięki Tygodniowi sezon 2013/2014 będzie przełomowy. Długofalowym celem wydarzenia jest zachęcenie instytucji kultury, by działały na rzecz możliwie pełnego udostępnienia swoich zbiorów wszystkim odbiorcom, a także zachęcenie osób z niepełnosprawnością, aby odważyły się wyjść z domu i skorzystały z oferowanych atrakcji. Spora część instytucji zadbała o przynajmniej podstawową dostępność architektoniczną. Pozostałe, jak biorący udział w akcji Teatr Studio, nadrabiają zaległości.– Sama, będąc na „Annie Kareninie” z moją 87-letnią mamą, doświadczyłam, że Teatr Studio jest chyba ostatnim, który zajmuje się dostosowaniem przestrzeni dla osób z niepełnosprawnością, ze względu na swoje położenie. Okazuje się, że dla chcącego nie ma nic trudnego, ponieważ nie tłumaczą się, że scena jest na trzecim piętrze Pałacu Kultury, tylko próbują te trudności pokonać – mówiła obecna na konferencji prasowej prezydent m.st. Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz. – Chcemy, by niepełnosprawni mieszkańcy stolicy stali się takimi samymi odbiorcami, na takich samych prawach i zasadach. Nie będziemy traktować ich w sposób uprzywilejowany, po prostu chcemy zapewnić im dostęp do tego, co dla każdego przeciętnego warszawiaka jest już w zasięgu ręki. Bo wszyscy jesteśmy równi – zapowiedziała Tydzień Hanna Gronkiewicz-Waltz. – Zachęcam wszystkie osoby niepełnosprawne: chodźcie z nami! Od 27 września kultura będzie dla was dostępna. Tylko przez tydzień, ale może ten tydzień stanie się takim katalizatorem, po którym będzie tak, jak być powinno – zachęcał do uczestnictwa w wydarzeniu Robert Więckowski, wiceprezes zarządu Fundacji Kultury Bez Barier.
W akcji biorą udział m.in. Muzeum Historyczne m.st. Warszawy, Teatr Studio, TR Warszawa, Teatr Powszechny, Muzeum Powstania Warszawskiego, Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki, Muzeum Narodowe w Warszawie, jak również podmioty prywatne, jak Niewidzialna Wystawa, która na czas Tygodnia stanie w barze Studio.W programie Tygodnia znalazły się spektakle z audiodeskrypcją, pokazy filmów z przygotowanymi napisami, dyskusje i zwiedzanie wystaw tłumaczone na język migowy, zajęcia taneczne. W pierwszym tygodniu października uruchomionych zostanie siedem centrów informatycznych wyposażonych w specjalistyczny sprzęt, dostosowanych do potrzeb osób z różnymi rodzajami niepełnosprawności.
Szczegółowe informacje na stronie www.wtkbb.pl .
Data opublikowania dokumentu: 2013-09-24, 15.19 Źródło: http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/172266
Na początku września tego roku odbyła się ósma edycja Yes’t Festivalu. Już drugi rok z rzędu wydarzeniu patronowała małżonka prezydenta RP Anna Komorowska. Festiwal trwał sześć dni. Pierwsze cztery wypełniły warsztaty, podczas których osiemnastka młodych wokalistów z całej Polski, podzielona na trzy grupy warsztatowe, ćwiczyła pod okiem profesjonalistów (m.in. Beaty Bednarz, Mietka Szcześniaka, Marcina Obsta) przygotowane utwory. Corocznie wybierany jest temat muzyczny, leitmotiv festiwalu, który jednocześnie nadaje całej imprezie charakterystyczny rys. Zazwyczaj jest to twórczość jednego z wielkich polskich muzyków: wykonawców, kompozytorów, tekściarzy czy poetów. W przeszłości była to twórczość Agnieszki Osieckiej, Andrzeja Zauchy, Anny Jantar, a w tym roku – Seweryna Krajewskiego. Na korytarzach Artbemu pobrzmiewały dźwięki utworów „Anna Maria”, „Baw mnie, „Uciekaj, moje serce” czy „Ludzkie gadanie”. – Po kilku dniach ćwiczeń wokaliści weszli do Sali Koncertowej na próby z zespołem. I to nie byle jakim! „Pożyczyła” go nam osoba, która od dwóch lat jest sercem i duszą festiwalu – Monika Kuszyńska. Wokalistka, autorka tekstów i cudowna kobieta pełni funkcję dyrektora artystycznego Yes’t Festivalu (i chyba sprawia jej to przyjemność) – zaznacza Krzysztof Płotczyk z biura organizatora przedsięwzięcia. – Potem był koncert konkursowy w Artbemie – piękny i wzruszający. I chyba zaskakujący, bo mnogość talentu i emocji, która w piątkowy wieczór, 6 września, skumulowała się na yestfestivalowej scenie, była przeogromna. Wielkie głosy potrafiły pięknie szeptać, małe – krzyczeć. W nocy jury (Maria Szabłowska, Jerzy Jarosław Dobrzyński, Sebastian Krajewski i Monika Kuszyńska) wybrało laureatów, a następnego dnia świętowaliśmy – dodaje. Podczas gali finałowej w Amfiteatrze Bemowo, którą błyskotliwie poprowadził Zbigniew Zamachowski, przyjaciel festiwalu, laureaci odebrali nagrody i w podziękowaniu zaśpiewali dla tysięcznej publiczności. Zaśpiewała także Monika Kuszyńska, a następnie odbył się koncert Mietka Szcześniaka. Oprócz tego Mietek Szcześniak zgodził się przygotować do wspólnego wykonania z całą festiwalową osiemnastką dwa swoje utwory. Przedsięwzięcie zakończyło się późnym wieczorem, przy dźwiękach utworu „Raduj się, świecie”.
Prawdziwa integracja Na sukces Yes’t Festivalu, który od czasu pierwszej edycji znacznie rozszerzył swoją formułę, pracowało wielu ludzi. – Kiedy 7 lat temu powstawało Bemowskie Centrum Kultury – nowy duży ośrodek na warszawskim Bemowie – my, „ludzie Artbemu”, zapragnęliśmy zorganizować coś wspaniałego, nietypowego. Pomyśleliśmy o festiwalu. Nie wiedzieliśmy tylko, jaki miałby to być festiwal. Teatralny, filmowy, może muzyczny? I dla kogo? Dla młodych, starszych, amatorów, profesjonalistów…? Pomyśleliśmy, że muzyka – jako najbardziej uniwersalny ze wszystkich języków sztuki – jest naturalnym wyborem, a śpiew, jedna z najpełniejszych metod wyrażania ludzkich emocji, tym sposobem muzycznej aktywności, z którym czujemy się najlepiej. Pozostawało pytanie: dla kogo? Odpowiedź: dla wszystkich wokalistów amatorów (jesteśmy instytucją wspierającą przede wszystkim amatorski ruch artystyczny). Ciągle jednak czegoś nam brakowało. Tym czymś była integracja. Nie „papierowa”, ale prawdziwe „bycie razem” osób sprawnych i niepełnosprawnych. Ta idea, nazwana początkowo po prostu Warszawskim (potem: Wojewódzkim i Ogólnopolskim) Integracyjnym Festiwalem Piosenki przerodziła się w końcu w Yes’t Festival – warsztaty, konkurs i wielki koncert finałowy – wyjaśnia Krzysztof Płotczyk. Yes’t Festival to impreza wypełniona muzyką, ale – wbrew pozorom – to nie muzyka jest najważniejsza. – Najważniejsze są spotkania, relacje, bezpieczna i przyjazna przestrzeń, w której przez te kilka festiwalowych dni przebywają razem młodzi uczestnicy, sprawni i niepełnosprawni, instruktorzy, muzycy prowadzący i my – organizatorzy Yes’t Festivalu. Łączy nas sztuka. A czy coś dzieli? Na pewno nie to, że ktoś jeździ na wózku, nie widzi albo nie ma rąk. W przyjaźni takie sprawy nie mają znaczenia – podkreślają organizatorzy.
Data opublikowania dokumentu: 2013-09-25, 14.39 Źródło: http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/172314
„Para buch - teatr w ruch” to przegląd teatrów osób niepełnosprawnych, któremu przyświeca jeden główny cel - odkrywanie radości, jaką daje tworzenie bez narzuconych z góry ograniczeń. Realizacji tego projektu już po raz trzeci podjęło się Wodzisławskie Centrum Kultury, udowadniając, że scena nie ma barier, a teatr niejedno ma imię. „Para-buch, teatr w ruch” to okazja do spotkania ludzi, którzy kochają teatr i lubią tworzyć teatralną przestrzeń. Projekt powstał z myślą o tych, którzy chcą zaprezentować swój dotychczasowy dorobek lub nabywać nowe kompetencje i umiejętności, dzielić się swoją pasją z innymi i podpatrywać warsztat innych artystów. Zaplanowane działania wychodzą naprzeciw różnorodnym potrzebom osób niepełnosprawnych. takim jak: zabawa, aktywność, twórcza ekspresja, współdziałanie w zespole czy też sukces i uznanie. Celem projektu sąrównież integracja środowiska amatorskich teatrów osób niepełnosprawnych w obszarze działań kulturalnych oraz wzrost umiejętności komunikacyjnych.
Przedsięwzięcie to zostało opracowane z myślą o zespołach teatralnych działających przy specjalnych ośrodkach, szkołach, domach kultury, przy warsztatach terapii zajęciowej czy związkach osób z różnymi rodzajami niepełnosprawności. W tym roku to niezwykłe wydarzenie odbędzie się 30 października. Dla uczestników przeglądu - dzięki dofinansowaniu z Fundacji PGNiG im. Ignacego Łukasiewicza - przygotowano wiele atrakcji: warsztaty bębniarskie, ruchowe oraz plastyczne. Gościem specjalnym wydarzenia będzie laureat festiwalu "Zaczarowana Piosenka". Zgłoszenia od osób zainteresowanych udziałem w przedsięwzięciu przyjmowane są do 18 października br.
Data opublikowania dokumentu: 2013-09-27, 13.32 Źródło: http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/172448
Wielkopolskie Forum Organizacji Osób Niepełnosprawnych, w ramach projektu "Zobaczyć i usłyszeć - z audiodeskrypcją w Wielkopolsce", zaprasza na bezpłatne pokazy filmowe: z audiodeskrypcją i tłumaczeniem na język migowy. Odbywają się one w wielkopolskich kinach w okresie od września do końca listopada 2013 roku. To pierwsze tak duże przedsięwzięcie związane z audiodeskrypcją obejmujące swoim zasięgiem całe województwo wielkopolskie. Wybór filmów, które zostaną wyemitowane podczas pokazów, należał do samych osób z niepełnosprawnościami. Z przedstawionej listy wybrano "Życie Pi" oraz animację "Mój sąsiad Totoro". Do obu filmów została przygotowana audiodeskrypcja, nagrana w studiu i poddana synchronizacji ze ścieżkami obrazów. Dodatkowo podczas każdego seansu na sali kinowej pojawia się tłumacz języka migowego. - Liczymy, że w pokazach weźmie udział 1000 osób z różnymi dysfunkcjami z różnych części Wielkopolski: będą to uczestnicy warsztatów terapii zajęciowej, środowiskowych domów samopomocy i innych ośrodków wspierających na co dzień niepełnosprawnych Wielkopolan. W seansach będą uczestniczyć także osoby indywidualne - dla wszystkich udział w pokazach jest całkowicie bezpłatny - zaznaczają organizatorzy. Do tej pory widzowie mieli dwukrotną okazję obejrzenia "Życia Pi" - w Pile i Poznaniu. Realizacja projektu jest możliwa dzięki dofinansowaniu ze środków PFRON będących w dyspozycji samorządu województwa wielkopolskiego.
Harmonogram kolejnych pokazów "Życie Pi": 23.10 - Kino Centrum w Koninie, godz. 12.00 28.10 - Kino Promień w Rawiczu, godz. 12.00 21.11 - Kino Komeda w Ostrowie Wielkopolskim, godz. 12.00
"Mój sąsiad Totoro": 30.09 - Kino Muza w Poznaniu, godz. 10.00 02.10 - Kino Koral w Pile, godz. 12.00 05.11 - Kino Promień w Rawiczu, godz. 12.00 08.11 - Kino Centrum w Koninie, godz. 12.00 26.11 - Kino Komeda w Ostrowie Wlkp., godz. 12.00
Rezerwacja na pokazy dla grup powyżej 10 osób: biuro@wifoon.pl (w temacie maila: REZERWACJA + miasto, w którym odbędzie się pokaz).
Data opublikowania dokumentu: 2013-09-27, 17.08 Źródło: http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/172463
Uroczystość wręczenia nagród Laureatom konkursu „Sztuka Osób Niepełnosprawnych” Źródło: pfron.org.pl
W dniu 1 października 2013 r. w Zamku Królewskim w Warszawie odbyła się uroczystość wręczenia nagród Laureatom XI edycji Ogólnopolskiego Konkursu Plastycznego „Sztuka Osób Niepełnosprawnych” – uczestnikom Warsztatów Terapii Zajęciowej, Środowiskowych Domów Samopomocy oraz Domów Pomocy Społecznej. Galę rozpoczął wernisaż wystawy prac laureatów tegorocznej edycji konkursu pn. „Kwiaty mojego życia”. Prace malarskie, rysunki, grafiki, tkaniny i rzeźby zostały wyeksponowane we wnętrzach dawnego Skarbca Wielkiego. Następnie w Sali Koncertowej odbyła się oficjalna uroczystość wręczenia nagród. Gospodarzem wydarzenia był pan Jacek Brzeziński – p.o. Prezesa Zarządu PFRON i jednocześnie Przewodniczący Centralnej Komisji Konkursowej konkursu „Sztuka Osób Niepełnosprawnych”. Galę prowadził Michał Olszański – prezenter znany m.in. z radiowej „Trójki” i telewizyjnego „Expressu Reporterów”.
Więcej o Gali i nagrodzonych artystach czytaj na stronie PFRON
Data opublikowania dokumentu: 2013-10-04, 12.31 Źródło: http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/172847
Nasłuchują dźwięku dzwoneczka, a potem kopią. Niewidomi piłkarze muszą być twardzi
Boisko jest stosunkowo małe, ograniczone bandami. Na nim dziesięć osób, osiem nic nie widzi, bo ma zawiązane paskiem oczy. Zresztą, nawet bez niego widziałyby bardzo mało. "Voy!" - taki okrzyk rozlega się co chwilę. To z hiszpańskiego, oznacza tyle, co "idę". Tak wygląda mecz piłkarski niewidomych. Niektóre kraje mają już swoją ligę. U nas ta dyscyplina wciąż jest w powijakach, niechętnie promowana przez media. A szkoda. O najlepszych środkowych pomocnikach od zawsze mówi się, że dużo na boisku widzą. Bohaterowie tego tekstu nie widzą na boisku nic. Kompletnie. A jednak muszą zagrywać piłkę. Przejmować, podawać i strzelać. Mają dużo, dużo trudniej, ale za nic w świecie nie zamierzają się poddać. Pomaga kubański perkusista Lubomir Prask od kilkunastu lat pracuje z niewidomymi i słabowidzącymi piłkarzami. Gdy stało się jasne, że współorganizujemy Euro 2012, wyczuł dużą szansę. Próbował zainteresować media, próbował znaleźć ambasadorów tej dyscypliny. Niestety, wszystko bez powodzenia. - Pisałem do Jerzego Dudka. Maila, przez jego stronę. Ale nikt nie podjął tematu. Ale są ludzie, którym chce się nam wspierać. Pomaga chociażby Jose Torres, kubański perkusista, który mieszka we Wrocławiu - opowiada mi Prask, a w jego głosie czuć lekki żal. Jest 22 czerwca 2012 roku. PGE Arena, za parę godzin ma się odbyć ćwierćfinał Euro, mecz Niemcy - Grecja. Najpierw jednak na murawę przepięknego stadionu wybiegają niewidomi i rozgrywają swój mecz. Dla wielu - najważniejszy mecz w życiu. - Odbyło się takie coś, to był przepiękny mecz, ale co z tego? Dzień wcześniej grali na tej samej murawie upośledzeni umysłowo i to dotarło do mediów, bo było w ramach olimpiad specjalnych. A meczu niewidomych nie widziałem natomiast żadnej poważnej relacji - przyznaje Prask.
Cztery faule i karny W tej chwili dyscyplina jest jeszcze w powijakach. Dwie drużyny w kraju, Wrocław i Chorzów. Parę innych ośrodków wyraziło chęć dołączenia, ale nie idzie to łatwo. - Mamy kontakt ze wszystkimi trenerami w kraju, monitorujemy całą sytuację. Wydajemy też nasze pismo, miesięcznik "Cross", poświęcony kulturze fizycznej sportu i turystyki niewidomych i słabowidzących - dodaje Prask. Zasady blind footballu, zwanego również footballem 5-a-side, są nader ciekawe. Grają ci, którzy nie widzą od urodzenia oraz ci, którzy częściowo lub całkowicie potracili wzrok w różnych przypadkach. Stąd, by zrównać szansę, ich zawiązane oczy. Jest trochę jak w piłce i trochę jak w koszykówce. Jak w piłce, bo trzeba trafić do siatki. Boisko jest mniejsze, ma 40 na 20 metrów, bramki - proporcjonalnie - 3 na 2 metry. Jedynym zawodnikiem w drużynie, który nie ma zaklejonych oczu, jest bramkarz. Nim może być człowiek widzący, nawet była gwiazda futbolu, pod warunkiem, że nie gra zawodowo w piłkę 5 lat. Stąd właśnie niedawna deklaracja Jensa Lehmanna, czołowego niemieckiego bramkarza, który jeszcze w 2011 roku grał w lidze angielskiej. - Byłoby pięknie zagrać w reprezentacji Niemiec na paraolimpiadzie w Rio de Janeiro w 2016 roku - stwierdził. Minie pięć lat. Wtedy już będzie mógł. Nie widzą, ale muszą być twardzi - Nie chcielibyście, by taki Dudek stanął w waszej bramce? - pytam Praska. - Oczywiście, że byśmy chcieli. On by przyciągnął całe rzesze ludzi, bardzo wiele mediów. Z angielską kadrą kiedyś trenował David Beckham i o blind footballu zrobiło się bardzo głośno - odpowiada mój rozmówca. Czemu jest jak w koszykówce? Bo zbiera się faule. Każdy zawodnik, który jest w pobliżu piłki, musi w trakcie gry powiedzieć słowo "voy". To hiszpańskie "idę" obecne jest w każdym zakątku świata. - Niewidomi i niedowidzący to specyficzni ludzie. Każda zmiana w ich otoczeniu oznacza konieczność adaptacji, a ta nie jest rzeczą łatwą - mówi Prask. Jeżeli nie powiesz "voy" lub zrobisz to za późno, jest faul. Zawodnik, który fauluje po raz piąty, musi opuścić boisko, zastąpiony przez kolegę z drużyny. Jeżeli drużyna popełnia w jednej połowie czwarty faul, za ten i każdy następny rywal ma przedłużony rzut karny. Wykonywany z ośmiu metrów. Mecz trwa dwa razy po dwadzieścia pięć minut. Każdy zespół może wziąć w każdej połowie jeden minutowy czas. Nie ma spalonych. Boisko otoczone jest bandami ze wszystkich stron. Gra jest dynamiczna - faule, kontuzje są na porządku dziennym. W tekście Mateusza Skwierawskiego w "Przeglądzie Sportowym" możemy znaleźć takie wspomnienie Praska: "Zawodniczka biegła bardzo szybko i zatrzymała się na słupku. Wszędzie krew, ona w szoku. Założono jej 16 szwów". Zawodniczka? Tak, to nie pomyłka. W jednej drużynie grają osoby różnej płci i będące w różnym wieku. W rozmowie z NaTemat Prask dodaje: - To jest gra kontaktowa, kontuzjogenna. Żeby ją uprawiać, musisz być twardy. W Blind Football (blind – niewidomy z ang.) grają osoby ociemniałe, po chorobach lub wypadkach. Najczęściej mające coś wspólnego ze sportem, trenujące wcześniej amatorsko lub profesjonalnie. Tych, którzy nie widzą od urodzenia, a grają, jest odsetek. Mają bowiem ogromny problem z koordynacją i wyczuciem sytuacji na boisku. Kot, którego pomylono z piłką Ktoś pewnie zapyta, skąd zawodnicy wiedzą, że w pobliżu jest piłka. I co się w ogóle naokoło dzieje. Po pierwsze, każde boisko podzielone jest na trzy strefy. Obronną, strefę środkową i strefę ataku. W każdej z nich jest jedna osoba, która może podpowiadać piłkarzom. Tak zwany przewodnik. W obronie przewodnikiem jest bramkarz. Piłka jest w strefie środkowej? Trener ma prawo krzyczeć "po lewej", "metr z prawej". Strefa ataku. Każda drużyna ma za bramką rywala swojego człowieka, który instruuje kolegów. Pomaga im zdobyć bramkę. - Owszem, non stop lecą podpowiedzi, ale zawodnik ma wolną wolę. Często zdarza się, że postępuje wbrew zaleceniom. Że robi coś na własną rękę - opowiada Prask. I kwestia druga, być może najważniejsza. W blind footballu piłkę słychać, bo ta zawiera dzwoneczek. Wydaje przez cały czas odgłos, przez co zawodnicy wiedzą gdzie jest i z której strony się zbliża. Anglicy stworzyli nawet dość kontrowersyjną reklamę. Mamy trening, być może mecz drużyny o nazwie Blind Wanderers. Nagle piłka wylatuje poza boisko, a na nim pojawia się kot, też mający dzwoneczek. I biega po murawie, a zawodnicy myślą, że tak szybko przemieszcza się piłka. W końcu jeden z nich kopie biednego kota. Ten gdzieś leci do góry. - To nie jest nabijanie się z niewidomych piłkarzy? - pytam na koniec Praska. - Wie pan, na początku tak to odbierałem. Ale potem stwierdziłem, że ta reklama świetnie pokazuje sedno sprawy. Sedno tej gry.
W Polsce brakuje kompleksowego systemu opieki nad osobami cierpiącymi na mózgowe porażenie dziecięce. Dotyczy to zarówno pacjentów najmłodszych, jak i tych, którzy wkraczają w dorosłe życie. Takie są wnioski z debaty, która 2 października 2013 r., w Światowym Dniu Mózgowego Porażenia Dziecięcego, towarzyszyła przedpremierowej projekcji filmu fabularnego „Chce się żyć”. Informacja prasowa
Pokaz prasowy filmu „Chce się żyć” Macieja Pieprzycy zorganizowany został w Warszawie pod auspicjami Stowarzyszenia Rodziców Dzieci z Porażeniem Mózgowym oraz firmy dystrybucyjnej Kino Świat. Zwieńczeniem spotkania była poruszająca dyskusja, w której wzięły udział osoby dotknięte porażeniem mózgowym (PM), przedstawiciele mediów, artyści - reżyser i grający główne role Dawid Ogrodnik i Kamil Tkacz, reprezentanci organizacji pozarządowych - Stowarzyszenia Rodziców Dzieci z Porażeniem Mózgowym oraz „Ożarowska”, zrzeszającego dorosłe osoby cierpiące na PM. Film „Chce się żyć”, który wejdzie na ekrany polskich kin 11 października, opowiada przejmującą historię chłopca, który przez wiele lat żyje za „szklaną ścianą” – mimo niepełnosprawności czuje i rozumie jak zdrowa osoba, ale jego chęć porozumienia ze światem pozostaje niezaspokojona – brak profesjonalizmu lekarzy i wrażliwości otoczenia sprawia, że skazany jest na wegetację, zepchnięcie na margines. I właśnie to głęboko humanistyczne przesłanie opartego na faktach filmu M. Pieprzycy było osią debaty zorganizowanej po jego projekcji. Najważniejszym aspektem poruszanym w debacie przez rodziców dzieci z PM był brak kompleksowego systemu opieki. - Choć sytuacja nieco się poprawia, wciąż jesteśmy pozostawieni sami sobie – odczuwamy brak wsparcia państwa, zainteresowania losem naszych dzieci i rodzin. Gdy rodzic usłyszy diagnozę – „porażenie mózgowe” – jest pozostawiony sam sobie. Od jego zaradności i możliwości finansowych zależy czy i w jakim stopniu powiedzie się rehabilitacja dziecka – ocenia Marek Zembrzuski, prezes Stowarzyszenia Rodziców Dzieci z Porażeniem Mózgowym. Biorąca udział w debacie Ewa Jagiełło z Zarządu Stowarzyszenia dodaje: - Od lat staramy się, aby w Polsce istniał kompleksowy system opieki nad pacjentami i rodzinami wychowującymi dzieci z porażeniem mózgowym. To jest choroba, która zazwyczaj wymaga od rodziców poświęcenia jednego etatu na rzecz opieki nad dzieckiem. Kilkaset złotych od państwa w oczywisty sposób nie może zrekompensować tego wyrzeczenia. Opiekunowie zwracali ponadto uwagę na brak rzetelnych, kompleksowych informacji, jak w odpowiedni sposób rehabilitować dziecko dotknięte porażeniem mózgowym, czy wsparcia psychologicznego dla rodziców, dla których usłyszana w szpitalu diagnoza oznacza do końca życia troskę o zdrowie córki lub syna. Niektórzy niestety nie podejmują trudu walki o porozumienie z dziećmi, którym, mimo najszczerszych chęci, porażony aparat mowy uniemożliwia normalną komunikację. To rodzi prawdziwe ludzkie dramaty. Rodzice przypominali także, że spastyczność towarzysząca PM jest przyczyną cierpienia i bólu, który trudno opisać zdrowym osobom. Pacjenci muszą się z nim mierzyć każdego dnia, a ich najbliżsi konfrontować się z tym doświadczeniem. Tymczasem wciąż są problemy z dostępnością refundowanych od niedawna specjalnych pomp baklofenowych umożliwiających podawanie leku ograniczającego dolegliwości bólowe, ograniczono bowiem listę specjalistów uprawnionych do ich wszczepiania i napełniania, w niektórych regionach kraju brakuje placówek wykonujących to zlecenie. Rodzice i dzieci muszą nierzadko pokonywać setki kilometrów, żeby dotrzeć do odpowiedniego specjalisty, co wiąże się z dodatkowym, zupełnie niepotrzebnym cierpieniem. Dyskusja nad filmem – jakkolwiek zabarwiona zrozumiałą goryczą pacjentów i ich opiekunów – nie ograniczyła się wyłącznie do aspektów związanych z trudną rzeczywistością osób zmagających się z porażeniem mózgowym. Zwrócono także uwagę na artystyczne walory filmu „Chce się żyć”. Obecni na pokazie rodzice, osoby z PM oraz ich opiekunowie i nauczyciele zgodnie twierdzili, że film Macieja Pieprzycy doskonale oddaje ich emocje. Warto podkreślić, że film jest wielkim apelem o zrozumienie dla osób cierpiących na mózgowe porażenie – które, mimo wielu fizycznych ułomności, najczęściej zachowują pełnię władz umysłowych i zasługują na stworzenie im odpowiednich warunków do rozwoju i godnego życia. - Dziękuję twórcom za ten film, pokazuje on człowieczeństwo osób z porażeniem mózgowym, mam nadzieję, że będzie przełamywał kolejne społeczne bariery - powiedział Tomek Rudnicki, działacz stowarzyszenia „Ożarowska”, który sam ukończył studia i walczy teraz o prawa dorosłych osób z PM. Mnóstwo wzruszeń dostarczyła rozmowa z bohaterami obrazu M. Pieprzycy – Dawidem Ogrodnikiem i Kamilem Tkaczem, którzy w wybitnych kreacjach pokazali życie osoby z PM. Oni sami podkreślali, że możliwość odegrania tych ról była dla nich wartościowym doświadczeniem, pozwalającym im nie tylko lepiej zrozumieć położenie chorego, ale także dotrzeć w głąb samych siebie. Dawid Ogrodnik swojej roli uczył się m.in. u jednej z rodzin skupionych w Stowarzyszeniu Rodziców Dzieci z PM. - Pan Dawid wiele czasu spędził z moim synem, Szymonem, chorym na porażenie mózgowe. Musiał go obserwować bardzo dokładnie, bo oglądając film nieraz miałem wrażenie, że patrzę na mojego syna. To aktorstwo najwyższej próby – powiedział Piotr Niewiarowski, tata dwunastoletniego Szymona. W dyskusji z artystami podkreślano także odwagę Macieja Pieprzycy za zajęcie się tematem, który niekoniecznie gwarantował komercyjny sukces. Reżyser sam przyznawał, że były głosy odradzające mu tworzenie tego filmu, na szczęście ich nie posłuchał. Stworzył dzieło ważne, poruszające, wielowymiarowe i już opromienione sukcesami na wielkich festiwalach. Oby jak najwięcej osób ten film zobaczyło i zrozumiało, że chorzy z porażeniem mózgowym też chcą – mimo różnych ułomności – pracować, rozwijać się, kochać. Chcą żyć. To ważna lekcja dla nas wszystkich.
KONKURS! Wygraj przewodnik turystyczny dla osób niepełnosprawnych! Autor: Redakcja, Źródło: inf. prasowa
Fundacja Zero Barier, wspierająca działania mające na celu aktywizację osób niepełnosprawnych, uruchomiła serwis www.zerobarier.pl, na którym znaleźć będzie można wirtualny przewodnik po najciekawszych miejscach Polski przystosowanych do zwiedzania przez osoby z różnego rodzaju dysfunkcjami. Stronie towarzyszy drukowane wydanie przewodnika „Zero Barier – Polska bez ograniczeń”. Serwis w całości poświęcony został tematyce aktywnego wypoczynku osób niepełnosprawnych. Znajdziemy tu nie tylko prezentacje ciekawych miejsc, ale także wirtualne spacery po polskich obiektach turystycznych, promocje i aktualności związane z ruchową aktywacją osób z różnego rodzaju dysfunkcjami. Jego twórcy zachęcają użytkowników do czynnego uczestnictwa w tworzeniu strony i wymieniania się doświadczeniami. Internauci mają możliwość zgłaszania propozycji, które, ich zdaniem, warte są uwzględnienia w wirtualnym przewodniku. Autorzy przekonują, że w ten sposób powstanie wiarygodna platforma, skupiająca sprawdzone miejsca przyjazne osobom niepełnosprawnym. – Serwis nie tylko umożliwia komunikację i interakcję między użytkownikami, ale także daje szansę na poznanie uroków Polski tym osobom niepełnosprawnym, które nie mogą podróżować, poprzez uczestnictwo w świecie wirtualnych spacerów – podkreślają twórcy strony Zerobarier.pl. Dla klubowiczów obiecują atrakcje takie, jak: konkursy, zniżki i rabaty czy wspólne wycieczki do wybranych miejsc. Najbardziej aktywni podróżnicy będą mogli otrzymać drukowane wydanie przewodnika „Zero Barier Polska bez ograniczeń”. W wydawnictwie zaprezentowanych zostało sto niezwykłych miejsc przyjaznych osobom z różnego rodzaju ograniczeniami: poruszających się na wózkach inwalidzkich, o kulach, słabowidzącym i niesłyszącym. Obiekty zostały rekomendowane przez gminy, a następnie zweryfikowane przez autorów przewodnika. Kolorowe zdjęcia, mapy i piktogramy nie tylko pozwolą na łatwe wyszukanie miejsc, ale także zachęcą do ich odwiedzenia. To pierwsza tego typu inicjatywa w Polsce, łącząca internet z wydawnictwem papierowym. – Osobom niepełnosprawnym dajemy do ręki narzędzie, które podpowie, zachęci, zainspiruje oraz zmotywuje do wyruszenia na spotkanie z niezwykłymi miejscami w Polsce, które na nich czekają, a o których czasem nawet nie słyszeli – przekonuje wydawca. Patronat honorowy nad projektem objął Polski Komitet Narodowy Międzynarodowej Rady Muzeów ICOM UNESCO. Strategicznym sponsorem projektu jest PZU. Akcję wspiera Skoda Auto Szkoła.
UWAGA! Konkurs! Wygraj przewodnik turystyczny „Zero Barier – Polska bez ograniczeń” Portal www.niepelnosprawni.pl objął publikację patronatem medialnym. Dlatego mamy dla naszych Czytelników egzemplarze przewodnika turystycznego „Zero Barier – Polska bez ograniczeń. 100 ciekawych miejsc dla niepełnosprawnych”. By wygrać jeden z przewodników, wystarczy przesłać na adres e-mail: redakcja@niepelnosprawni.pl 1. Krótką odpowiedź na pytanie: Jakie miejsce w Polsce wspominasz jako najlepiej dostosowane dla osób z niepełnosprawnością? 2. Dane adresowe do przesłania ew. wygranej.
Najciekawsze odpowiedzi zostaną nagrodzone przewodnikiem turystycznym „Zero Barier – Polska bez ograniczeń”. Zwycięzcy (i tylko oni) zostaną powiadomieni mailowo. Więcej w regulaminie konkursu.
Data opublikowania dokumentu: 2013-10-10, 15.30 Źródło: http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/173126?utm_source=biuletyn&utm_medium=email&utm_campaign=10.10.2013
Marcin Bielesz, Lublin10.04.2013 , aktualizacja: 09.04.2013 19:55
Powstanie film o bohaterze reportażu "Gazety" w gwiazdorskiej obsadzie. Główne role zagrają Andrzej Chyra i Urszula Grabowska. Inspiracją dla scenariusza stała się historia Macieja Białka, nauczyciela historii z Lublina Historię Białka opisaliśmy w lutym 2011 r. Nauczyciel historii, od wielu lat niewidomy, starał się to ukrywać w obawie przed utratą pracy.. - Ta historia nie dawała mi spokoju - mówi Jacek Lusiński, reżyser filmu "Carte Blanche". Lusiński odnalazł Białka, ale miał kłopoty z namówieniem go na spotkanie. - Nie byłem przekonany, że może to być dla kogoś interesujące. Po artykule w "Gazecie" odwiedzały mnie różne ekipy z kamerami, stawało się to trochę męczące - wspomina Białek.
Scenariusz inspirowany historią Białka zwyciężył w czwartej edycji konkursu Lubelskiego Funduszu Filmowego. Miasto przeznaczy na produkcję 350 tys. zł (cały budżet. - 4,5 mln zł). Film ma być kręcony w Lublinie.. Oprócz Chyry i Grabowskiej zagrają też Arkadiusz Jakubik, Wojciech Pszoniak i Adam Ferency. Skoro film opowiada historię nauczyciela z liceum, to muszą się w nim pojawić uczniowie. Ekipa filmowa chce znaleźć wykonawców do tych ról wśród lubelskiej młodzieży. Ekipa "Carte Blanche" zapowiada, że za tydzień lub dwa pojawi się strona internetowa filmu i jego profil na Facebooku, gdzie wszyscy zainteresowani produkcją znajdą informacje m.in. o castingach do filmu. Premiera jest planowana na wrzesień-październik 2014 r. Dystrybutorem ma być Kino Świat, największa polska firma dystrybucyjna. - Bardzo nas cieszy, że możemy liczyć nie tylko na pomoc finansową ze strony miasta, ale też na duże wsparcie organizacyjne - mówi Jacek Lusiński.
Maciej Białek będzie konsultantem filmu "Carte Blanche".
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników